Kochani, mam nadzieję, że Mikołajki minęły Wam w dobrej atmosferze i że dostaliście wspaniałe prezenty (pochwalcie się w komentarzach) :D
Chciałabym podziękować za wszystkie słowa wsparcia pod ostatnim rozdziałem "Portretu...". To wiele dla mnie znaczy. Liczę na to, że to opowiadanie doczeka się "dobrych czasów", bo wciąż wierzę w jego potencjał :P
Teraz natomiast przed Wami przedostatni fragment historii Carla. Do tego ostatniego fragmentu nie będzie już ankiety, ponieważ zrealizuję własny pomysł, o czym już wspominałam jakiś czas temu. Mam nadzieję, że przy dzisiejszej części będziecie bawić się równie dobrze, co przy poprzednich.
Pozdrawiam!
___________________________________________________________________________
Carla
wyrwał ze snu dźwięk dzwoniącego telefonu. Poderwał się do siadu i rozejrzał
nieprzytomnie, dopiero po chwili przypominając sobie, że jego komórka znajduje
się tam, gdzie zwykle, czyli na szafce obok łóżka. Sięgnął więc po nią po
omacku i nawet nie spojrzał na wyświetlacz, od razu odbierając.
–
Czego? – wychrypiał w półśnie.
–
Carl! – Głos Jenny rozbrzmiał w jego uszach tak głośno, że aż musiał odsunąć
telefon na znaczną odległość. Skrzywił się przy tym i wolną dłonią potarł
zaspane oczy.
–
Jenny? – Ziewnął. – Czemu budzisz mnie o tej nieludzkiej porze?
–
Jest szósta, Carl.
–
No właśnie. – Opadł z westchnieniem na łóżko. Tak ciepło i przyjemnie było mu
pod kołdrą, że w każdej chwili mógł ponownie zasnąć. – Więc jeszcze raz. Czemu
dzwonisz do mnie o tak nieludzkiej porze?
–
Ubieraj się! Pożyczyłam samochód od siostry. Jedziemy na wycieczkę!
–
Co? – wyjęczał i ukrył twarz w poduszce. – Jaką wycieczkę? Daj mi spać…
–
Za miasto. Na łono natury. Poruszałbyś się trochę, wziął za siebie…
–
Mam się bardzo dobrze. – Przymknął oczy. – Nie chcę. Spadaj.
–
No weź, Carl. – Teraz to on usłyszał przeciągły jęk. – Nie daj się prosić. Już
pożyczyłam auto.
Był
to jakiś argument i o szóstej rano trudno było Carlowi z tym dyskutować.
–
A nie możemy pojechać później? – zapytał w końcu, gdy jego mózg już wszystko
przetworzył. – O jakiejś normalnej godzinie? W południe na przykład?
–
Nie! Wtedy przecież nie będzie już żadnych grzybów!
–
Jakich grzybów? – Zmarszczył nos. Coraz mniej nadążał za tą rozmową.
–
No grzybów. Borowiki, kurki, takie rzeczy. Jezu, Carl, weź ogarniaj.
Entuzjazm
w głosie Jenny o takiej godzinie nie był normalny. Ba, według chłopaka powinien
być wręcz zabroniony.
–
Chcesz jechać na grzyby? – wydusił, czując się jak w jakimś surrealistycznym
śnie. Uszczypnął się nawet, żeby mieć pewność, że nie śni. Niestety zabolało.
–
Brawo, Carl. Załapałeś. – W wyobraźni widział, jak przyjaciółka wywraca oczami.
– To będę za jakieś piętnaście minut. Góra dwadzieścia.
–
Ale ja nigdzie nie jadę!
Chciał
spać. Była sobota, dzień wolny. Mógł spać do południa, później zamówić pizzę,
odpalić Netflixa i relaksować się przy głupich, gejowskich komediach. To miał
być jego dzień, a nie dzień Jenny i jej grzybów.
Przez
chwilę nic nie słyszał, aż w końcu dziewczyna powiedziała coś, przez co
otworzył już od dawna przymknięte oczy.
–
Dam ci numer mojego sąsiada.
–
Serio?!
Sąsiad
Jenny był mokrym snem Carla. Właściwie przychodził do niej tylko po to, by
przypadkiem wpaść na Davida. Oczywiście szanse na to, że spotka go na klatce
schodowej, były niewielkie, więc zwykle go nie widział, gdy odwiedzał
przyjaciółkę, ale czasem miał szczęście i mijali się na schodach lub przed
wejściem do klatki. Najgorsze było to, że David dobrze dogadywał się z Jenny,
na dodatek był biseksualny i wolny, a mimo to dziewczyna odmawiała Carlowi
zapoznania ich. Bo niby do siebie nie pasowali. Co za absurd. Oczywiście, że
ten wysoki, umięśniony przystojniak do niego pasował!
–
No serio, serio. To co, jedziemy?
–
Daj mi dwadzieścia minut.
***
–
Tu mamy chodzić?
–
No… A gdzie indziej byś chciał? To miejsce dobre jak każde inne.
Zatrzymali
się na zajeździe w lesie i Carl nieco sceptycznie spoglądał na otaczające ich
drzewa. Nigdy nie czuł się blisko z naturą, preferował życie w mieście, tam też
się urodził. Dlatego od początku nie był przekonany do tego pomysłu, bez
względu na chorą porę, o której wybierali się na te grzyby. Ale w głowie wciąż
myślał o numerze Davida. Musiał go zdobyć.
–
A byłaś tu wcześniej?
–
Nie. – Jenny wzruszyła ramionami i wyciągnęła z bagażnika dwa koszyki. Jemu
podała ten mniejszy. – Trzymaj.
–
Zaraz. – Ponownie spojrzał z obawą na ciągnący się przed nimi las. Nie był
gęsty i bez problemu widział drzewa w oddali, ale i tak takie miejsca napawały
go niepokojem. – Jak chcesz tutaj chodzić, jak nigdy wcześniej tu nie byłaś?
Przypominam, że ja mam okropną orientację w terenie, gdybyś zapomniała.
Zobaczysz, zgubimy się i pożrą nas jakieś lisy, wilki, czy inne dziki…
–
Carl, ogarnij się. Nie będziemy wchodzić zbyt głęboko. Poza tym ja całkiem
nieźle wszystko ogarniam. Trzymaj się mnie, to nie zginiesz. – Dała mu kuksańca
w bok. – No już, rozchmurz się. Jesteśmy na wycieczce. Dookoła nas natura,
świeże powietrze. Czy nie jest cudownie?
–
Nie – odpowiedział od razu i spojrzał ze zmarszczonymi brwiami na swój koszyk.
– Jest zimno, roi się tu od owadów i możemy spotkać jakieś niebezpieczne
zwierzę. Jak chciałaś zabrać mnie na wycieczkę, to trzeba było wyciągnąć mnie
do jakiegoś kompleksu spa za miastem.
Jenny
wywróciła oczami. Ona była w doskonałym humorze. Wręcz promieniała, jakby
grzybobranie było jakimś cudownym wydarzeniem. Carl nie potrafił tego
zrozumieć.
–
Dobra, trzymaj jeszcze to. – Podała mu scyzoryk, na który ten spojrzał z
wyraźną rezerwą.
–
To do samoobrony? – dopytał.
–
Nie, łosiu. – Parsknęła. – Jak znajdziesz grzyba, to odcinasz go przy samej
ziemi. Nigdy nie byłeś na grzybobraniu?
Carl
ułożył dłoń na biodrze i posłał przyjaciółce spojrzenie mrożące krew w żyłach.
Przynajmniej w jego przekonaniu tak właśnie to wyglądało.
–
A kiedy miałem być? Gdzie i z kim? Jeszcze chwila i pomyślę, że kompletnie mnie
nie znasz!
–
Dobra, dobra. – Dziewczyna uniosła dłonie w geście poddania. – Nieważne. Po
prostu chodźmy. Trzymajmy się stosunkowo blisko siebie, a jak znajdziesz
jakiegoś grzyba, to… cóż, krzycz.
Łatwiej
było powiedzieć, niż zrobić. Carl nie do końca wiedział, czego tak naprawdę
szuka i jak ma to robić. Całe życie spędził w mieście i lasy bardziej go
przerażały, niż cieszyły. Na grzybach też nie bardzo się znał. Posłusznie
wszedł jednak między drzewa i idąc za przykładem przyjaciółki, począł wpatrywać
się w ziemię, szukając… czegoś. Z irytacją dostrzegł, że jego białe buty szybko
przestają być białe. Skąd miał jednak wiedzieć, że w lesie będzie tak mokro?
To
była żmudny i nudny spacer. Miał ochotę wyciągnąć telefon, ale bał się, że zgubi
go w tej mieszaninie liści, ziemi i mchu. Myślami był jednak zupełnie w innym
miejscu, niż w lesie, po którym stąpał z przesadną ostrożnością, wypatrując
robaków i pająków, które przypadkowo mogły zwisać z gałęzi i wplątać się w jego
włosy. Dlatego zaskoczył się, gdy nagle przed jego oczami pojawiło się
prawdziwe morze grzybów. Do tej pory jego koszyk pozostawał pusty, podczas gdy
Jenny co rusz oznajmiała swoim absurdalnie radosnym tonem, że coś znalazła.
–
Mam! – krzyknął i zaśmiał się, zaskoczony swoją niespodziewaną ekscytacją. –
Mam i to mnóstwo! Jenny, chodź tutaj!
–
Nie krzycz tak, idę przecież. Co tam takiego znalazłeś?
Czekał
niecierpliwie, aż Jenny przedrze się przez krzaki, w które weszła, aż w końcu z
dumą wyciągnął rękę i wskazał na cały dół usiany grzybami.
–
Widzisz?! Teraz mam więcej od ciebie, ha!
Nie
spodziewał się, że w odpowiedzi usłyszy parsknięcie, które szybko zamieni się w
głośny śmiech.
–
Carl, czy ty jesteś normalny? Przecież to są muchomory!
Pokręcił
głową i raz jeszcze spojrzał na znalezione grzyby. Poczuł się jak idiota.
–
Przecież nie są czerwone… – wydusił, choć pewność zdążyła zniknąć z jego głosu.
–
A twoim zdaniem muchomory są tylko czerwone? – Jenny nie miała dla niego
litości, śmiejąc się bez zahamowań. – Jaką ty szkołę skończyłeś, co?
–
Hej! – Spojrzał na nią z oburzeniem. – Nie obrażaj mnie! – Założył ramiona na
piersi. – Przypominam, że nie tylko skończyłem szkołę, ale też studiowałem.
–
Ta, zaledwie semestr, zanim cię wywali. Nie liczy się.
–
To i tak semestr więcej niż ty!
Wziął
głęboki wdech. Nie chciał się kłócić. I tak czuł się maksymalnie zażenowany
swoją pomyłką i wiedział, że na jego twarzy wykwitły dwie czerwone plamy.
Plusem pobytu w lesie było to, że przynajmniej nikt inny poza Jenny nie mógł
obserwować jego upokarzającej porażki.
–
Dobra, nieważne – wymamrotał. – Zapomnijmy o tym i chodźmy dalej.
Widział
w oczach przyjaciółki, że ta chętnie kontynuowałaby tę rozmowę i jeszcze się z
niego pośmiała, ale chyba chęć zebrania większej ilości grzybów przeważyła, bo
w zgodzie ruszyli dalej. Po drodze Jenny pokazała mi, jakich konkretnie grzybów
powinien wypatrywać i po jakimś czasie faktycznie udało mu się znaleźć kilka
sztuk. Nie spodziewał się, że może okazać się to tak ekscytujące, ale za każdym
razem wręcz skakał z radości. I był dumny podwójnie – po pierwsze znalazł
kolejnego grzyba w tym gąszczu liści, gałęzi i trawy, a po drugie nie pomylił
go z muchomorem.
Kroczył
między kolejnymi drzewami jak w transie i ostatecznie musiał przyznać, że nie
było najgorzej. Powietrze było rześkie, przez konary drzew przebijały promienie
słoneczne, które przyjemnie grzały go w plecy, a zapach lasu okazał się bardzo
kojący. Nigdy wcześniej nie przypuszczał, że tak bliski kontakt z naturą może
mu się podobać, ale oto był właśnie w lesie i naprawdę zaczynał odczuwać radość
z tego powodu. Oczywiście nie mógł przyznać tego przed przyjaciółką, bo wtedy
ta nie dałaby mu żyć, ale zaczynał być jej wdzięczny za to wyciągnięcie go z
łóżka. Ostatecznie zawsze mógł sobie zorganizować popołudniową drzemkę.
–
Stój!
Stanął
jak wryty, zdumiony i nieco przestraszony wrzaskiem Jenny. Powoli obrócił się w
jej stronę i zamrugał.
–
Co?
–
Czemu nie patrzysz pod nogi?!
–
Patrzę przecież cały czas! – obruszył się. – O co ci znowu chodzi?
–
Tak patrzysz, a nie widzisz, w co byś wdepnął.
Podążył
wzrokiem za jej ręką i wzruszył ramionami.
–
No co? Zwykły kopiec ziemi, igieł i trawy. Czemu znowu robisz aferę?
–
Ja nie… – Jenny wzięła głęboki wdech, jakby nie miała już siły do niego, co
Carla nawet nie do końca by zdziwiło, bo wiedział, że bywa trudny. – Przyjrzyj się,
co to za „kopiec ziemi”.
Carl
wytężył wzrok i po chwili odskoczył, wydając przy tym piskliwy dźwięk. Wpadł
przez to na przyjaciółkę, która prawie wylądowała przez niego na ziemi.
–
Chryste, Carl, uważaj!
–
Co to… jest? – wydusił.
Kopiec
okazał się ruchomy. Gdy tylko wytężył wzrok, od razu dostrzegł ciemne,
ruszające się punkciki. I były ich miliony.
–
To jest, mój drogi, mrowisko. Jeszcze dwa kroki i w kilka sekund by cię
oblazły.
Znów
pisnął i schował twarz w dłoniach jak przestraszone dziecko. Na samą myśl o tym
robactwie aż go trzęsło. Oglądał kiedyś taki film, w którym facet został żywcem
pochowany w robalach. I teraz nie mógł wyrzucić tego obrazu z głowy.
–
Wracamy – oznajmił. Nie zamierzał spędzić w tym lesie ani chwili dłużej. Miał dość.
–
Co? – Jenny zmarszczyła brwi. – Jest jeszcze wcześnie.
–
Wracamy – powtórzył i odsłonił twarz, by spojrzeć na nią poważnie. – Nie zostanę
tutaj. Żądam powrotu do domu. I nawet numer Davida już mnie nie przekona.
Dziewczyna
spojrzała na ich koszyki i westchnęła.
–
No dobra. Niech będzie. I tak sporo tego zebraliśmy… – Pokręciła głową. – Tak to
jest zabrać cię do lasu. Szedłeś, nic nie widziałeś, po drodze mijałeś mnóstwo
mrówek, pająków… I nagle cię oświeciło, że jesteś w lesie. Brawo ty.
Carl
nie odpowiedział. Rozglądał się nerwowo na boki i szedł posłusznie za
przyjaciółką, mając nadzieję, że ta szybko odnajdzie trasę do samochodu. W
głowie wciąż miał obrazy z tamtego filmu i aż go od tego trzęsło. Nie chciał
spędzić w tym miejscu ani chwili dłużej. Odechciało mu się kontaktów z naturą
na najbliższy rok. Albo dziesięć lat. Jeszcze nie zdecydował.
Będę tęsknić za tą ciamajdą
OdpowiedzUsuńHahahah, bardzo się cieszę, że tak go polubiłaś/eś!
UsuńEh ten nasz Carl ... Będę za nim tęsknić . Rozdział świetny. Pozdrawiam w
OdpowiedzUsuńHejka,
OdpowiedzUsuńjaka szkoda, że to już prawie koniec przygód naszego Carla... jak dobrze że nie zaczął zbierać tych muchomorów, o tak nawet zaczął już czerpać przyjemność z tego wypadu a tutaj nagle bam... mrowisko i wracamy teraz, natychmiast...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Agnieszka
Hejka,
OdpowiedzUsuńz opóźnieniem, ale miałam zakręcony zaszły tydzień...
szkoda, że zbliżamy się do końca przygód Carla...
cudowna część, wycieczka wspaniała, numer do przystojniaka zadziałał, i Carl jestbw lesie, zbiera grzybki... i natrafia na muchomorki ;) zaczął czerpać nawet przyjemność z wypadu do czasu...
Wesołych Świąt życzę...
weny, multum weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Monika
Cieszę się, że go polubiłaś!
UsuńBardzo dziękuję za komentarz!
Mam nadzieję, że Twoje święta były udane ;)
Pozdrawiam ;>
Śmieszny ten Carl - idealnie pokazałaś jakie z niego dziecko miasta 😁 Chociaż w tym lesie zaczęło mu się nawet trochę podobać :) Ja uwielbiam las ale z grzybami już tak dobrze mi nie idzie ;) Mrowisko wywołało traumę w naszym biednym chłopcu xd No ale numer do sąsiada i tak powinien dostać - chociażby za wstanie o tak nieludzkiej porze 😉 Bardzo dziękuję i pozdrawiam serdecznie 😘
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Ci się podobało :D
UsuńI zgodzę się - powinien go dostać, bo wstawanie o takiej porze jest okropne. Ale czy dostanie? To już w następnej części :D
Bardzo dziękuję za komentarz.
Pozdrawiam! ;>
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, jak dobrze że Carl nie zaczął zbierać tych muchomorów... nawet zaczął czerpać przyjemność z tego wypadu... ale wystarczyło spotkanie z mrówkami...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńcałe szczęście, że nie zaczął zbierać tych muchomorów... a nawet zaczął czerpać przyjemność z tego wypadu, a tu nagle chce już wracać...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia