poniedziałek, 7 grudnia 2020

Świat według Carla – 7 – Kontakty z naturą

Kochani, mam nadzieję, że Mikołajki minęły Wam w dobrej atmosferze i że dostaliście wspaniałe prezenty (pochwalcie się w komentarzach) :D 

Chciałabym podziękować za wszystkie słowa wsparcia pod ostatnim rozdziałem "Portretu...". To wiele dla mnie znaczy. Liczę na to, że to opowiadanie doczeka się "dobrych czasów", bo wciąż wierzę w jego potencjał :P 

Teraz natomiast przed Wami przedostatni fragment historii Carla. Do tego ostatniego fragmentu nie będzie już ankiety, ponieważ zrealizuję własny pomysł, o czym już wspominałam jakiś czas temu.  Mam nadzieję, że przy dzisiejszej części będziecie bawić się równie dobrze, co przy poprzednich. 

Pozdrawiam! 

___________________________________________________________________________

Carla wyrwał ze snu dźwięk dzwoniącego telefonu. Poderwał się do siadu i rozejrzał nieprzytomnie, dopiero po chwili przypominając sobie, że jego komórka znajduje się tam, gdzie zwykle, czyli na szafce obok łóżka. Sięgnął więc po nią po omacku i nawet nie spojrzał na wyświetlacz, od razu odbierając.

– Czego? – wychrypiał w półśnie.

– Carl! – Głos Jenny rozbrzmiał w jego uszach tak głośno, że aż musiał odsunąć telefon na znaczną odległość. Skrzywił się przy tym i wolną dłonią potarł zaspane oczy.

– Jenny? – Ziewnął. – Czemu budzisz mnie o tej nieludzkiej porze?

– Jest szósta, Carl.

– No właśnie. – Opadł z westchnieniem na łóżko. Tak ciepło i przyjemnie było mu pod kołdrą, że w każdej chwili mógł ponownie zasnąć. – Więc jeszcze raz. Czemu dzwonisz do mnie o tak nieludzkiej porze?

– Ubieraj się! Pożyczyłam samochód od siostry. Jedziemy na wycieczkę!

– Co? – wyjęczał i ukrył twarz w poduszce. – Jaką wycieczkę? Daj mi spać…

– Za miasto. Na łono natury. Poruszałbyś się trochę, wziął za siebie…

– Mam się bardzo dobrze. – Przymknął oczy. – Nie chcę. Spadaj.

– No weź, Carl. – Teraz to on usłyszał przeciągły jęk. – Nie daj się prosić. Już pożyczyłam auto.

Był to jakiś argument i o szóstej rano trudno było Carlowi z tym dyskutować.

– A nie możemy pojechać później? – zapytał w końcu, gdy jego mózg już wszystko przetworzył. – O jakiejś normalnej godzinie? W południe na przykład?

– Nie! Wtedy przecież nie będzie już żadnych grzybów!

– Jakich grzybów? – Zmarszczył nos. Coraz mniej nadążał za tą rozmową.

– No grzybów. Borowiki, kurki, takie rzeczy. Jezu, Carl, weź ogarniaj.

Entuzjazm w głosie Jenny o takiej godzinie nie był normalny. Ba, według chłopaka powinien być wręcz zabroniony.

– Chcesz jechać na grzyby? – wydusił, czując się jak w jakimś surrealistycznym śnie. Uszczypnął się nawet, żeby mieć pewność, że nie śni. Niestety zabolało.

– Brawo, Carl. Załapałeś. – W wyobraźni widział, jak przyjaciółka wywraca oczami. – To będę za jakieś piętnaście minut. Góra dwadzieścia.

– Ale ja nigdzie nie jadę!

Chciał spać. Była sobota, dzień wolny. Mógł spać do południa, później zamówić pizzę, odpalić Netflixa i relaksować się przy głupich, gejowskich komediach. To miał być jego dzień, a nie dzień Jenny i jej grzybów.

Przez chwilę nic nie słyszał, aż w końcu dziewczyna powiedziała coś, przez co otworzył już od dawna przymknięte oczy.

– Dam ci numer mojego sąsiada.

– Serio?!

Sąsiad Jenny był mokrym snem Carla. Właściwie przychodził do niej tylko po to, by przypadkiem wpaść na Davida. Oczywiście szanse na to, że spotka go na klatce schodowej, były niewielkie, więc zwykle go nie widział, gdy odwiedzał przyjaciółkę, ale czasem miał szczęście i mijali się na schodach lub przed wejściem do klatki. Najgorsze było to, że David dobrze dogadywał się z Jenny, na dodatek był biseksualny i wolny, a mimo to dziewczyna odmawiała Carlowi zapoznania ich. Bo niby do siebie nie pasowali. Co za absurd. Oczywiście, że ten wysoki, umięśniony przystojniak do niego pasował!

– No serio, serio. To co, jedziemy?

– Daj mi dwadzieścia minut.

***

– Tu mamy chodzić?

– No… A gdzie indziej byś chciał? To miejsce dobre jak każde inne.

Zatrzymali się na zajeździe w lesie i Carl nieco sceptycznie spoglądał na otaczające ich drzewa. Nigdy nie czuł się blisko z naturą, preferował życie w mieście, tam też się urodził. Dlatego od początku nie był przekonany do tego pomysłu, bez względu na chorą porę, o której wybierali się na te grzyby. Ale w głowie wciąż myślał o numerze Davida. Musiał go zdobyć.

– A byłaś tu wcześniej?

– Nie. – Jenny wzruszyła ramionami i wyciągnęła z bagażnika dwa koszyki. Jemu podała ten mniejszy. – Trzymaj.

– Zaraz. – Ponownie spojrzał z obawą na ciągnący się przed nimi las. Nie był gęsty i bez problemu widział drzewa w oddali, ale i tak takie miejsca napawały go niepokojem. – Jak chcesz tutaj chodzić, jak nigdy wcześniej tu nie byłaś? Przypominam, że ja mam okropną orientację w terenie, gdybyś zapomniała. Zobaczysz, zgubimy się i pożrą nas jakieś lisy, wilki, czy inne dziki…

– Carl, ogarnij się. Nie będziemy wchodzić zbyt głęboko. Poza tym ja całkiem nieźle wszystko ogarniam. Trzymaj się mnie, to nie zginiesz. – Dała mu kuksańca w bok. – No już, rozchmurz się. Jesteśmy na wycieczce. Dookoła nas natura, świeże powietrze. Czy nie jest cudownie?

– Nie – odpowiedział od razu i spojrzał ze zmarszczonymi brwiami na swój koszyk. – Jest zimno, roi się tu od owadów i możemy spotkać jakieś niebezpieczne zwierzę. Jak chciałaś zabrać mnie na wycieczkę, to trzeba było wyciągnąć mnie do jakiegoś kompleksu spa za miastem.

Jenny wywróciła oczami. Ona była w doskonałym humorze. Wręcz promieniała, jakby grzybobranie było jakimś cudownym wydarzeniem. Carl nie potrafił tego zrozumieć.

– Dobra, trzymaj jeszcze to. – Podała mu scyzoryk, na który ten spojrzał z wyraźną rezerwą.

– To do samoobrony? – dopytał.

– Nie, łosiu. – Parsknęła. – Jak znajdziesz grzyba, to odcinasz go przy samej ziemi. Nigdy nie byłeś na grzybobraniu?

Carl ułożył dłoń na biodrze i posłał przyjaciółce spojrzenie mrożące krew w żyłach. Przynajmniej w jego przekonaniu tak właśnie to wyglądało.  

– A kiedy miałem być? Gdzie i z kim? Jeszcze chwila i pomyślę, że kompletnie mnie nie znasz!

– Dobra, dobra. – Dziewczyna uniosła dłonie w geście poddania. – Nieważne. Po prostu chodźmy. Trzymajmy się stosunkowo blisko siebie, a jak znajdziesz jakiegoś grzyba, to… cóż, krzycz.

Łatwiej było powiedzieć, niż zrobić. Carl nie do końca wiedział, czego tak naprawdę szuka i jak ma to robić. Całe życie spędził w mieście i lasy bardziej go przerażały, niż cieszyły. Na grzybach też nie bardzo się znał. Posłusznie wszedł jednak między drzewa i idąc za przykładem przyjaciółki, począł wpatrywać się w ziemię, szukając… czegoś. Z irytacją dostrzegł, że jego białe buty szybko przestają być białe. Skąd miał jednak wiedzieć, że w lesie będzie tak mokro?

To była żmudny i nudny spacer. Miał ochotę wyciągnąć telefon, ale bał się, że zgubi go w tej mieszaninie liści, ziemi i mchu. Myślami był jednak zupełnie w innym miejscu, niż w lesie, po którym stąpał z przesadną ostrożnością, wypatrując robaków i pająków, które przypadkowo mogły zwisać z gałęzi i wplątać się w jego włosy. Dlatego zaskoczył się, gdy nagle przed jego oczami pojawiło się prawdziwe morze grzybów. Do tej pory jego koszyk pozostawał pusty, podczas gdy Jenny co rusz oznajmiała swoim absurdalnie radosnym tonem, że coś znalazła.

– Mam! – krzyknął i zaśmiał się, zaskoczony swoją niespodziewaną ekscytacją. – Mam i to mnóstwo! Jenny, chodź tutaj!

– Nie krzycz tak, idę przecież. Co tam takiego znalazłeś?

Czekał niecierpliwie, aż Jenny przedrze się przez krzaki, w które weszła, aż w końcu z dumą wyciągnął rękę i wskazał na cały dół usiany grzybami.

– Widzisz?! Teraz mam więcej od ciebie, ha!

Nie spodziewał się, że w odpowiedzi usłyszy parsknięcie, które szybko zamieni się w głośny śmiech.

– Carl, czy ty jesteś normalny? Przecież to są muchomory!

Pokręcił głową i raz jeszcze spojrzał na znalezione grzyby. Poczuł się jak idiota.

– Przecież nie są czerwone… – wydusił, choć pewność zdążyła zniknąć z jego głosu.

– A twoim zdaniem muchomory są tylko czerwone? – Jenny nie miała dla niego litości, śmiejąc się bez zahamowań. – Jaką ty szkołę skończyłeś, co?

– Hej! – Spojrzał na nią z oburzeniem. – Nie obrażaj mnie! – Założył ramiona na piersi. – Przypominam, że nie tylko skończyłem szkołę, ale też studiowałem.

– Ta, zaledwie semestr, zanim cię wywali. Nie liczy się.

– To i tak semestr więcej niż ty!

Wziął głęboki wdech. Nie chciał się kłócić. I tak czuł się maksymalnie zażenowany swoją pomyłką i wiedział, że na jego twarzy wykwitły dwie czerwone plamy. Plusem pobytu w lesie było to, że przynajmniej nikt inny poza Jenny nie mógł obserwować jego upokarzającej porażki.

– Dobra, nieważne – wymamrotał. – Zapomnijmy o tym i chodźmy dalej.

Widział w oczach przyjaciółki, że ta chętnie kontynuowałaby tę rozmowę i jeszcze się z niego pośmiała, ale chyba chęć zebrania większej ilości grzybów przeważyła, bo w zgodzie ruszyli dalej. Po drodze Jenny pokazała mi, jakich konkretnie grzybów powinien wypatrywać i po jakimś czasie faktycznie udało mu się znaleźć kilka sztuk. Nie spodziewał się, że może okazać się to tak ekscytujące, ale za każdym razem wręcz skakał z radości. I był dumny podwójnie – po pierwsze znalazł kolejnego grzyba w tym gąszczu liści, gałęzi i trawy, a po drugie nie pomylił go z muchomorem.

Kroczył między kolejnymi drzewami jak w transie i ostatecznie musiał przyznać, że nie było najgorzej. Powietrze było rześkie, przez konary drzew przebijały promienie słoneczne, które przyjemnie grzały go w plecy, a zapach lasu okazał się bardzo kojący. Nigdy wcześniej nie przypuszczał, że tak bliski kontakt z naturą może mu się podobać, ale oto był właśnie w lesie i naprawdę zaczynał odczuwać radość z tego powodu. Oczywiście nie mógł przyznać tego przed przyjaciółką, bo wtedy ta nie dałaby mu żyć, ale zaczynał być jej wdzięczny za to wyciągnięcie go z łóżka. Ostatecznie zawsze mógł sobie zorganizować popołudniową drzemkę.

– Stój!

Stanął jak wryty, zdumiony i nieco przestraszony wrzaskiem Jenny. Powoli obrócił się w jej stronę i zamrugał.

– Co?

– Czemu nie patrzysz pod nogi?!

– Patrzę przecież cały czas! – obruszył się. – O co ci znowu chodzi?

– Tak patrzysz, a nie widzisz, w co byś wdepnął.

Podążył wzrokiem za jej ręką i wzruszył ramionami.

– No co? Zwykły kopiec ziemi, igieł i trawy. Czemu znowu robisz aferę?

– Ja nie… – Jenny wzięła głęboki wdech, jakby nie miała już siły do niego, co Carla nawet nie do końca by zdziwiło, bo wiedział, że bywa trudny. – Przyjrzyj się, co to za „kopiec ziemi”.

Carl wytężył wzrok i po chwili odskoczył, wydając przy tym piskliwy dźwięk. Wpadł przez to na przyjaciółkę, która prawie wylądowała przez niego na ziemi.

– Chryste, Carl, uważaj!

– Co to… jest? – wydusił.

Kopiec okazał się ruchomy. Gdy tylko wytężył wzrok, od razu dostrzegł ciemne, ruszające się punkciki. I były ich miliony.

– To jest, mój drogi, mrowisko. Jeszcze dwa kroki i w kilka sekund by cię oblazły.

Znów pisnął i schował twarz w dłoniach jak przestraszone dziecko. Na samą myśl o tym robactwie aż go trzęsło. Oglądał kiedyś taki film, w którym facet został żywcem pochowany w robalach. I teraz nie mógł wyrzucić tego obrazu z głowy.

– Wracamy – oznajmił. Nie zamierzał spędzić w tym lesie ani chwili dłużej. Miał dość.

– Co? – Jenny zmarszczyła brwi. – Jest jeszcze wcześnie.

– Wracamy – powtórzył i odsłonił twarz, by spojrzeć na nią poważnie. – Nie zostanę tutaj. Żądam powrotu do domu. I nawet numer Davida już mnie nie przekona.

Dziewczyna spojrzała na ich koszyki i westchnęła.

– No dobra. Niech będzie. I tak sporo tego zebraliśmy… – Pokręciła głową. – Tak to jest zabrać cię do lasu. Szedłeś, nic nie widziałeś, po drodze mijałeś mnóstwo mrówek, pająków… I nagle cię oświeciło, że jesteś w lesie. Brawo ty.

Carl nie odpowiedział. Rozglądał się nerwowo na boki i szedł posłusznie za przyjaciółką, mając nadzieję, że ta szybko odnajdzie trasę do samochodu. W głowie wciąż miał obrazy z tamtego filmu i aż go od tego trzęsło. Nie chciał spędzić w tym miejscu ani chwili dłużej. Odechciało mu się kontaktów z naturą na najbliższy rok. Albo dziesięć lat. Jeszcze nie zdecydował.


10 komentarzy:

  1. Będę tęsknić za tą ciamajdą

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahah, bardzo się cieszę, że tak go polubiłaś/eś!

      Usuń
  2. Eh ten nasz Carl ... Będę za nim tęsknić . Rozdział świetny. Pozdrawiam w

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejka,
    jaka szkoda, że to już prawie koniec przygód naszego Carla... jak dobrze że nie zaczął zbierać tych muchomorów, o tak nawet zaczął już czerpać przyjemność z tego wypadu a tutaj nagle bam... mrowisko i wracamy teraz, natychmiast...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Agnieszka

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejka,
    z opóźnieniem, ale miałam zakręcony zaszły tydzień...
    szkoda, że zbliżamy się do końca przygód Carla...
    cudowna część, wycieczka wspaniała, numer do przystojniaka zadziałał, i Carl jestbw lesie, zbiera grzybki... i natrafia na muchomorki ;) zaczął czerpać nawet przyjemność z wypadu do czasu...
    Wesołych Świąt życzę...
    weny, multum weny  życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Monika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że go polubiłaś!
      Bardzo dziękuję za komentarz!
      Mam nadzieję, że Twoje święta były udane ;)
      Pozdrawiam ;>

      Usuń
  5. Śmieszny ten Carl - idealnie pokazałaś jakie z niego dziecko miasta 😁 Chociaż w tym lesie zaczęło mu się nawet trochę podobać :) Ja uwielbiam las ale z grzybami już tak dobrze mi nie idzie ;) Mrowisko wywołało traumę w naszym biednym chłopcu xd No ale numer do sąsiada i tak powinien dostać - chociażby za wstanie o tak nieludzkiej porze 😉 Bardzo dziękuję i pozdrawiam serdecznie 😘

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Ci się podobało :D
      I zgodzę się - powinien go dostać, bo wstawanie o takiej porze jest okropne. Ale czy dostanie? To już w następnej części :D
      Bardzo dziękuję za komentarz.
      Pozdrawiam! ;>

      Usuń
  6. Hejeczka,
    wspaniale, jak dobrze że Carl nie zaczął zbierać tych muchomorów... nawet zaczął czerpać przyjemność z tego wypadu... ale wystarczyło spotkanie z mrówkami...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  7. Hejeczka,
    całe szczęście, że nie zaczął zbierać tych muchomorów... a nawet zaczął czerpać przyjemność z tego wypadu, a tu nagle chce już wracać...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń