Oficjalnie rozpoczynamy nowe opowiadanie, które tym razem będzie fanfikiem osadzonym w świecie Marvela. Jak już wcześniej wspominałam, będą spoilery, więc jeśli ktoś nie chce sobie psuć przyjemności z poznawania IV fazy MCU, to powinien przeczytać ten tekst dopiero po obejrzeniu wszystkiego, co do tej pory dała nam ta franczyza.
Opowiadanie nie jest skończone, więc nie mam pojęcia, ile mi wyjdzie rozdziałów, ale mam nadzieję, że będzie ich mniej niż przy Pęknięciach ;) Nowy rozdział będzie pojawiał się co dwa tygodnie (przynajmniej w założeniu). Gdzieś pomiędzy wcisnę ostatnie fragmenty o Carlu ;>
Ach, i bardzo dziękuję za wszystkie komentarze pod ostatnim tekstem. To najlepszy motywator!
Pozdrawiam!
___________________________________________________________________________
Dotarcie
do Fairmount Park – największego parku w Filadelfii – nie było trudne, ale
mogło okazać się czasochłonne, jeśli próbowało się dotrzeć do niego z końca
miasta. Anthony Collins dziennie poświęcał ponad czterdzieści minut na podróż
komunikacją miejską i spacer. W godzinach szczytu ten czas znacznie się
wydłużał. Ostatecznie prawie każdego dnia marnował półtorej godziny na przejazd
w dwie strony. Dla kogoś innego mogłoby to okazać się zniechęcające, ale on
uparcie pokonywał znaną już na pamięć trasę, by dotrzeć do parku i przysiąść na
ulubionej ławce. Była to obecnie jedyna stała w jego życiu i zawzięcie się tego
trzymał.
Każdy
dzień wydawał mu się monotonny i pozbawiony sensu. Minęły trzy miesiące, od
kiedy Avengersi pokonali Thanosa i przywrócili wszechświatowi istoty, które ten
wcześniej stracił przez psychopatycznego przybysza z kosmosu. Trzy miesiące, od
kiedy świat Anthony’ego i wszystkich przywróconych powinien wrócić do normy.
Ale jak miało się to wydarzyć, gdy rzeczywistość, do której powrócili, tak
bardzo się zmieniła?
Godzinami
potrafił przesiadywać we Fairmount Park i przyglądać się kamiennym płytom, na
których wyryto nazwiska wszystkich „wymazanych” przez Thanosa. Wykonano je na
wzór kamieni pamięci z Central Parku, które upamiętniały mieszkańców miasta, i
choć nie były tak widowiskowe, ani estetyczne, Anthony nie umiał przestać się w
nie wpatrywać. Przychodził prawie każdego dnia, siadał na swoim stałym miejscu
i patrzył. Czasem spacerował przed nimi i przyglądał się nazwiskom, aż przystawał
przy płycie, na której znajdowały się jego dane. Wielokrotnie wpatrywał się w
nie, myśląc o tym, że nie jest już Anthonym Collinsem z kamiennej płyty. Tamten
mężczyzna miał zaplanowaną przyszłość, pracę i narzeczonego gotowego poślubić
go w każdej chwili. Anthony, który powrócił, nie miał już niczego. Pozostawało
mu przesiadywanie w parku i rozpamiętywanie tego, co już nigdy nie wróci.
Zniknięcie,
tak jak dla wszystkich, było dla niego szokiem. W swoim trzydziestoletnim życiu
zdarzało mu się myśleć o śmierci. Obawiał się nieuleczalnych, wyniszczających
chorób i niespodziewanych wypadków. Nigdy jednak nie przeszło mu przez myśl, że
los może tak bardzo z niego zakpić i doprowadzić do tego, by po prostu przestał
istnieć. Pstryknięcie palców jednego obcego z kosmosu doprowadziło do
zniknięcia miliardów istot z całej galaktyki. Anthony miał tego pecha, by być
jednym z nich. Działania Thanosa doprowadziły do tego, że mężczyzna po prostu
wyparował. Teraz, trzy miesiące po powrocie, wciąż czuł się tak, jakby nie
istniał. Świat, w którym przyszło mu ponownie żyć, był zupełnie inny od tego, z
którego zniknął. Nie potrafił się w nim odnaleźć, nie potrafił się
przystosować. I choć lubił myśleć, że jest wyjątkowy i jedyny w swym
osamotnieniu, zdawał sobie sprawę z tego, że to nieprawda. Wszyscy, którzy
powrócili, przeżywali to samo. Świadomość tego nie pomagała mu jednak poczuć
się lepiej.
Bywały
dni, gdy trudno było mu podnieść się z łóżka, opuścić pokój i stawić czoła
temu, co znajdowało się poza nim, czyli rodzicom. To właśnie u nich
pomieszkiwał już trzeci miesiąc i choć wiedział, że powinien się w końcu
wyprowadzić, bo był przecież dorosłym człowiekiem, to jednak nie czuł się na
siłach, by mieszkać samotnie. Nawet jeśli rozmowy z rodzicami były trudne,
męczące i czasem naznaczone dużą dozą niezręczności, która nie powinna pojawiać
się w relacjach rodzic-dziecko, to jednak cenił sobie ich obecność, nawet tę
milczącą, zza ściany. Dobrze było czuć, że nie wraca się do pustego mieszkania.
Długo
zastanawiał się nad terapeutą. Choć każdego dnia przyglądał się kamiennym płytą
z długimi listami nazwisk, to jednak nie znał żadnego z nich. Nikt z jego
rodziny, przyjaciół, czy nawet znajomych z dawnej pracy nie doświadczył tego,
co on. Nie miał nikogo, z kim mógłby podzielić się swoim bólem i obawami przed
przyszłością. Wiedział, że jego rodzina próbuje zrozumieć, przez co przechodzi,
ale nie mogli mu pomóc. Oni już przepracowali swoją stratę, przyzwyczaili się
do życia bez niego i nie mogli pojąć, jak czuł się, gdy wrócił i okazało się,
że w jego dawnym życiu nie ma już dla niego miejsca. Potrzebował kogoś, kto go
wysłucha i pomoże wszystko przepracować. Terapeuta był jedną z kilku opcji, ale
Anthony nie był w pełni przekonany. Aż w końcu miesiąc temu wracał z parku, gdy
na jednym z budynków dostrzegł plakat skierowany do „wymazanych”. Zapewne nie
zwróciłby na niego uwagi, gdyby nie ogromne zdjęcie Spider-Mana, który zachęcał
do przyjścia na grupową terapię. Myśl o tym, że miałby opowiadać o swoim życiu
nie jednej, ale kilkunastu obcym osobom, była paraliżująca. Z drugiej strony
byli to ludzie, którzy mieli podobne problemy i przeżywali to samo, co on.
Ostatecznie postanowił dać temu szansę.
Na
dwóch pierwszych spotkaniach niewiele mówił. Przedstawił się, w skrócie
opowiedział o tym, w jakim momencie zniknął i jak wyglądał jego powrót, ale nie
zagłębiał się w szczegóły. Potrzebował czasu, by otworzyć się przed innymi. Zamiast
tego po prostu siedział i słuchał. Każda z historii była inna i jednocześnie
bardzo podobna. Niektórzy stracili pięć lat z życia swoich dzieci. Inni – jak
on – utracili wieloletnich partnerów. Nikt nie potrafił znaleźć pracy i wszyscy
żyli dzięki specjalnym zasiłkom. Może nie było to zbyt pochlebne, ale Anthony
czuł się nieco lepiej, gdy słyszał, że nie tylko on nie potrafi się pozbierać i
ruszyć do przodu. Choć podświadomie wiedział o tym, to jednak dobrze było to
usłyszeć. Nie był w tym osamotniony. Ktoś mógł go zrozumieć.
Na
trzecim spotkaniu pojawił się lekko spóźniony. Wślizgnął się do sali i po cichu
zajął jedno z pustych krzeseł w ostatnim rzędzie. Cieszył się, że nie zmuszano
ich do siedzenia w kole, by każdy mógł obserwować każdego, jak to często
pokazują w filmach. Łatwiej było patrzeć na jedną osobę, która akurat wstała,
by podzielić się swoją historią. W ten sposób unikano wielu niezręczności.
Anthony
nie miał pojęcia, co właściwie działo się na początku spotkania. Próbował
wsłuchać się w opowieść kobiety, która przemawiała w chwili, w której się
pojawił, ale jakoś nie potrafił. Widział jej zrozpaczoną minę i łzy w oczach,
ale nie miał pojęcia, co je wywołało. Ostatecznie doszedł do wniosku, że nawet
go to nie interesowało. To był dla niego jeden z tych cięższych dni, gdy miał
problem, by w ogóle wyjść z sypialni. Sam był zaskoczony, że udało mu się
zmotywować do przyjścia na spotkanie.
Zanim
się zorientował, upłynęła połowa czasu. Może tkwiłby w tym zawieszeniu jeszcze
dłużej, gdyby jego uwagi nie przyciągnął młody, jasnowłosy chłopak z trzeciego
rzędu, który właśnie wstał i uśmiechał się nerwowo do obecnych. Anthony
wcześniej go nie widział, ale bardzo szybko zrozumiał dlaczego.
–
Cześć. Jestem Dylan i jestem tu nowy.
Anthony
uśmiechnął się pod nosem na widok zestresowanego chłopaka. Wyglądał bardzo
młodo i prawdopodobnie był najmłodszy z ich grupy. To była kolejna rzecz – poza
nienaturalnie jasnymi włosami – która odróżniała go od reszty.
–
Um, właściwie to nie wiem, od czego zacząć. Przyszedłem, bo myślałem, że
spotkanie będzie prowadził Spider-Man.
Kilka
osób zaśmiało się, co wyraźnie rozluźniło chłopaka, który teraz uśmiechał się
bardziej szczerze.
–
Wybacz to rozczarowanie. – Prowadzący spotkanie również wyglądał na
rozbawionego i chyba wdzięcznego za tę chwilę wesołości. Trudno było przełamać
ciężką atmosferę, jaka panowała w starej świetlicy. Nikomu nie było w niej do
śmiechu. – Po pierwsze chciałbym powiedzieć, że cieszę się, że do nas
dołączyłeś. A po drugie… Nie musisz mówić o wszystkim. Możesz zacząć od tych najprostszych,
najbardziej powszednich problemów.
Dylan
pokiwał energicznie głową i przez chwilę wyglądał, jakby się zastanawiał, od
czego zacząć. Anthony go rozumiał. On też nie wiedział, co powiedzieć, gdy już
wstał i czuł te wszystkie obce oczy wpatrzone w jego sylwetkę. To było
deprymujące.
–
Powszednie problemy… no dobra. To może zacznę od tego, że mam dwadzieścia lat.
To znaczy miałem, przed zniknięciem. Teraz, już oficjalnie, mam dwadzieścia
pięć. Wciąż trudno mi się z tym pogodzić, szczególnie gdy patrzę w lustro. –
Znów się zaśmiał, ale tym razem słychać było, że to wymuszony śmiech. – Ale do
sedna. Przed zniknięciem studiowałem biologię, byłem na ostatnim roku. Później
zamierzałem wybrać się do szkoły weterynaryjnej. Po powrocie okazało się, że… –
odchrząknął – nie mogę wrócić na studia, bo zostałem skreślony z listy studentów
i władze uczelni nie mogą zachować się tak, jakby ostatnie pięć lat się nie
wydarzyło. Dwa lata nauki przepadły, musiałbym zaczynać od nowa, oficjalnie
jestem o pięć lat starszy i zupełnie mnie na to nie stać.
Dylan
opadł z westchnieniem na swoje krzesło, a Anthony znów poczuł, że powietrze
staje się ciężkie i duszne od przygnębiającego wyznania. Nie była to najgorsza
historia, jaką tutaj słyszał, ale i tak miała wpływ na wszystkich obecnych. Po
wcześniejszym śmiechu nie zostało już nic.
Spotkanie
skończyło się piętnaście minut później. Niektórzy przy wyjściu wyglądali tak,
jakby chcieli uciec jak najszybciej ze świetlicy i nigdy do niej nie wracać.
Inni pozostali, by w niewielkich grupkach porozmawiać przez chwilę przy kawie i
ciastkach. Anthony był jednym z nich, ale tylko dlatego, że został zatrzymany
przez siedzącą przed nim kobietę, która najwyraźniej chciała się komuś wygadać,
a nie miała śmiałości, by zabrać głos przed całą grupą. Mężczyzna przytakiwał i
uśmiechał się współczująco, ale tak naprawdę nawet jej nie słuchał. Dopiero gdy
ta postanowiła w końcu się pożegnać, uśmiechnął się szerzej i nawet poklepał ją
niezdarnie po ramieniu, jakby to miało w czymś pomóc.
–
Męcząca rozmowa?
Uniósł
głowę znad plastikowego kubka z kawą i jego wzrok napotkał duże, niebieskie
oczy. Dylan uśmiechał się do niego delikatnie, z sympatią. Miał wyraźne kości
policzkowe i naprawdę ładne rysy twarzy.
–
Poniekąd – odpowiedział zdawkowo, bo choć uroda chłopaka robiła na nim
wrażenie, to jednak nie szukał w tym miejscu bliższych znajomości.
Blondyn
pokiwał krótko głową, jakby naprawdę rozumiał sytuację, w jakiej wcześniej
znalazł się Anthony, a następnie wskazał dłonią na kubek kawy.
–
Dobra?
–
Koszmarna. – Prychnął. – Oszczędzają na wszystkim, na czym się da. Ale ludzie i
tak piją to z nerwów.
–
Też jesteś zdenerwowany?
–
Raczej znudzony.
Dylan
uśmiechnął się, jakby wcale nie poczuł się urażony słowami Anthony’ego. Może
faktycznie jego cierpki ton nie na wszystkich działał. Może był zbyt subtelny.
–
Ale przynajmniej mają też ciastka. – Młodszy mężczyzna sięgnął po kruche
ciastko i ugryzł. – No dobra, trochę suche, ale chociaż darmowe.
–
Nie wiem, czy połamane zęby są tego warte. – Upił trochę kawy, skrzywił się i
odstawił kubek na stół. Ten płyn kawopodobny był nawet gorszy, niż opisał to
Dylanowi. – Będę się zbierał. Miło było poznać.
–
Hej, nie wiem nawet, jak masz na imię!
Anthony
zmieszał się i spojrzał na chłopaka z roztargnieniem. Było mu głupio, że nawet
się nie przedstawił. Mógł być trudny w obyciu, ale jednak starał się trzymać
określonych zasad i zachowywać w sposób kulturalny.
–
Mój błąd, wybacz. – Wyciągnął dłoń. – Anthony Collins.
–
Dylan Carter. Miło cię poznać, Anthony. – Czy mu się wydawało, czy ten chłopak
przytrzymał jego dłoń dłużej, niżby wypadało? – Um… skoro kawa jest taka
straszna, to może dasz się namówić na coś lepszego? W jakiejś kawiarni?
Obserwował,
jak na policzkach blondyna pojawiają się różowe plamy i w pierwszej chwili nie
wiedział, jak zareagować. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz ktoś go gdzieś
zapraszał. A jeśli dobrze odczytywał sygnały, to mogło to być coś w rodzaju
randki, a na takowej ostatni raz był naprawdę dawno temu.
Odchrząknął
i odpowiedział nerwowym uśmiechem.
–
Może za tydzień.
Opuścił
świetlicę, czując na swoich plecach wzrok atrakcyjnego blondyna. Przeczuwał, że
na następne spotkanie nie uda mu się dotrzeć.
***
Dylan
przekręcił klucz w zamku i ze znaczną siłą pchnął drzwi wejściowe, które
ustąpiły pod jego naporem. Ściągnął w przedpokoju buty, nie martwiąc się ich
rozwiązywaniem, zrzucił granatową kurtkę i przeszedł do łazienki, żeby umyć
ręce. W głowie wciąż odtwarzał swoje zachowanie w trakcie spotkania w świetlicy
i robiło mu się gorąco na myśl o tym, jak bardzo zbłaźnił się na końcu. Wcale
nie zamierzał zapraszać tego faceta – Anthony’ego – na kawę, ale jego język
zadziałał bez udziału mózgu. Mężczyzna od początku nie wydawał się nim
zainteresowany, jasno dawał mu do zrozumienia, że ich rozmowa jest zwykłą
grzecznością z jego strony, a on i tak brnął, aż się wygłupił.
–
Dureń – burknął do swojego odbicia w niewielkim lustrze nad umywalką i zwiesił
głowę. Kosz od nieznajomego mężczyzny nie powinien być wielkim wydarzeniem w
jego życiu, nie w obecnej sytuacji. Na pewno nie był to jego największy
problem. A jednak kolejna porażka, tym razem w sferze uczuciowej, była
dołująca.
Z
westchnieniem otarł dłonie i przeszedł do głównego pomieszczenia, w którym
znajdowała się kanapa, na której spał, a także niewielka część kuchenna z małą
lodówką, starą kuchenką i jednokomorowym zlewozmywakiem. Rozpakował zakupy,
włożył mrożoną pizzę do piekarnika i nastawił wodę na herbatę. Nie mógł
powiedzieć, że spotkanie w świetlicy było nieudane. Wybranie się tam było
spontanicznym pomysłem, decyzją podjętą pod wpływem chwili i choć jeszcze nie
potrafił stwierdzić, czy takie mówienie o swoim życiu obcym ludziom było
faktycznie pomocne, tak jednak czuł się nieco lepiej w grupie, mając
świadomość, że nie tylko on znalazł się w tragicznej sytuacji. Tego dnia
usłyszał kilka historii i każda z nich była straszna na swój sposób.
Zastanawiał się, jaka historia kryła się za wycofanym, smutnym spojrzeniem mężczyzny,
który dosyć subtelnie mu odmówił. Może, tak jak on, też stracił kogoś
bliskiego?
Powrót
do życia po pięciu latach nieobecności był trudny. Dylan przekonał się o tym na
własnej skórze. Nie tylko stracił studia, pracę, szansę na wymarzony zawód i
mieszkanie rodzinne, ale przede wszystkim stracił też matkę. Dla osoby
„wymazanej”, której perspektywa nie uległa zmianie, wiadomość o śmierci
rodzicielki była potężnym ciosem. Czasem sam sobie się dziwił, że udało mu się
pozbierać. Gdy wracał do swojego tymczasowego mieszkania socjalnego, które
otrzymał od miasta, gdy chodził po różnych knajpach i sklepach w poszukiwaniu
miejsca pracy, starał się nie myśleć o swojej stracie. Wszystkie czarne myśli
od razu wypierał z głowy, bo wiedział, że donikąd go to nie zaprowadzi. Gdyby
naprawdę zaczął rozmyślać o tym, jak nagle stracił jedyną bliską osobę i całe
swoje dotychczasowe życie, prawdopodobnie mógłby załamać się tak bardzo, że już
by się z tego nie dźwignął. Dlatego nie myślał. Jadł, spał i uparcie starał się
przetrwać w tym nowym, chaotycznym świecie, który niczego mu nie ułatwiał. Nie
widział dla siebie żadnych perspektyw i każdy dzień zdawał się trudniejszy od
poprzedniego. Ile jeszcze podań o pracę mógł złożyć, zanim skończą mu się
wszystkie opcje w mieście?
Opadł
na kanapę z talerzem pizzy i uruchomił starego laptopa, którego udało mu się
odkupić za grosze w komisie z częściami elektronicznymi. Włączył serial z
nielegalnego źródła, bo nie stać go było na Netflixa, i zapatrzył się w ekran,
choć tak naprawdę niewiele widział. Przeżuwał powoli pizzę i myślał o
miejscach, do których powinien się jutro udać. Często zastanawiał się nad tym,
kiedy skończy się pomoc miasta, a on zostanie pozostawiony sam sobie. Gdyby nie
specjalny zasiłek dla osób jak on, nawet nie miałby za co kupić jedzenia. I
pewnie wciąż pomieszkiwałby w noclegowniach dla bezdomnych, jak mu się zdarzało
na początku, zanim otrzymał kawalerkę, w której teraz mieszkał. Jego sytuacja
materialna była bardzo trudna, a on z każdym dniem stawał się coraz bardziej
zdesperowany. Domyślał się jednak, że nie tylko on znalazł się w takiej
sytuacji. Z tego, co słyszał na spotkaniu w świetlicy, inni też mieli spore
problemy. W jakiś okropny sposób było to pocieszające.
Im
dłużej myślał o wieczorze z grupową terapią, tym bardziej przekonywał się do
tego pomysłu. Potrzebował kontaktu z ludźmi i nie chodziło tylko o wymianę
swoich problemów. Z bliskich mu osób miał tylko matkę, a gdy ta umarła… Zawsze
był bardzo towarzyski, ale nigdy nie potrafił nawiązywać bliższych relacji,
które mogłyby przerodzić się w przyjaźnie. Dawni znajomi ze studiów pewnie już
o nim nie pamiętali. Nie miał nikogo, z kim mógłby porozmawiać o prozaicznych
sprawach, zamienić chociaż kilka zdań na temat pogody. Czasem czuł się tak
samotnie, że trudno było mu się zmobilizować do wstania z łóżka i ruszenia na
miasto w poszukiwaniu pracy. A kolejne porażki nie pomagały. Może faktycznie
miał szczęście, że dostrzegł ten plakat ze Spider-Manem. Może grupa równie
zrozpaczonych, złamanych przez Thanosa ludzi odmieni w jakiś sposób jego życie.
Może w końcu przydarzy mu się coś dobrego.
Hej. Rozdział świetny. Chodź przyznam , że nie oglądam takich filmów , to sposób w jaki piszesz powoduje ,że bardzo chetnie tu bede zaglądać . No i oczywiście czekam też na dalsze losy Carla . Pozdrawiam i dużo weny . W.
OdpowiedzUsuńW tym opowiadaniu nie będzie wątków typowych dla uniwersum superbohaterów, dlatego myślę, że każdy się w nim odnajdzie. I tym bardziej cieszę się, że rozdział Ci się podobał i czujesz się przekonana do tego tekstu :D
UsuńBardzo dziękuję za komentarz!
Pozdrawiam ;>
Hejka, hejka,
OdpowiedzUsuńpoczątek bardzo interesujący, mam nadzieję ze Anthony da szansę Dylanowi, tylko zastanawia mnie dlaczego Anthony stracił szansę na bycie ze swoim chłopakiem...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Monika
Hej,
Usuńcieszę się, że udało mi się zaintrygować Cię tym rozdziałem. Wszystkie tajemnice z życia Anthony'ego i Dylana będą powoli się wyjaśniać :D
Dziękuję za komentarz ;>
Pozdrawiam!
Hejka, hejka,
OdpowiedzUsuństwierdziłam, że czas się przywitać, bo śledzę Twoje historie od dawna, chociaż nie jest to też regularnie... brak czasu... ale teraz jednak stwierdziłam że czas się odezwać tum bardziej, że nowa historia (ale poprzednie skomentuję napewno kiedyś...), ale powiem Tobie, że "świat według Carla" bardzo mnie rozbawił, przepiękne opisywałaś te sytuacje, teraz mi tak wpadł pomysł Carl i lot samolotem lub balonem (na przykład był zaklad i go przegrał), ale obawia się latać...
muszę powiedzieć że mnie bardzo zainteresowałaś tym opowiadaniem, nie za bardzo orientuje się w tym świecie, ale jest szansa że teraz może...
Anthony to jednak mógłby dać szansę Dylanowi, nie alienować się tak bardzo... bo mogą sobie nawzajem pomóc... tylko mnie zastanawia dlaczego nie może być z tym chłopakiem z którym był wcześniej... (ok rozumiem że pojawił się po iluś latach, ale jednak...)
weny życzę...
Pozdrawiam cieplutko Agnieszka
Hej,
Usuńbardzo się cieszę, że zdecydowałaś się na ten komentarz i cieszę się, że podoba Ci się historia o Carlu. Takie komediowe klimaty nie są do końca w moim stylu, dlatego tym bardziej się cieszę, że jakoś mi to wychodzi i daję ludziom radość :D
Świat Marvela nie zostanie tutaj jakoś mocno przeze mnie opisany, dlatego zawsze zachęcam do zapoznania się z tym uniwersum, bo jest naprawdę ciekawe i dostarcza sporo rozrywki. Cieszę się, że udało mi się zaintrygować Cię tym opowiadaniem :D I wszystkie Twoje dotychczasowe wątpliwości dotyczące życia Anthony'ego z pewnością rozwieje kolejny rozdział ;)
Dziękuję za komentarz :>
Pozdrawiam!
Trochę mnie tu nie było ale Twoja wierna fanka wraca do czytania ^^ Nazbierało się sporo rozdziałów :O
OdpowiedzUsuńPierwsze wrażenie - nie zawiodłaś oczekiwań. Świetnie oddałaś prozaiczne ale też i te poważniejsze problemy wynikające z 5 letniej luki. Bohaterowie też zapowiadają się dobrze. Nie rozpisuję się i lecę czytać dalej :D
Cieszę się, że znów Cię tu widzę!
UsuńI może aż tak dużo rozdziałów nie ma, ale dobrze jest zobaczyć taką reakcję na ilość moich wpisów, bo to zdecydowanie nie jest norma xD
Mam nadzieję, że dalej też nie zawiodę. Miłego czytania!
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, naprawdę mnie zainteresowałoto opowiadanie... mam nadzieję, że Anthony da szanse Dylanowi i zastanawia mnie co stało się z jego partnerem w tym czasie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, opowiadanie zapowiada się naprawdę dobrze... mam nadzieję, że Anthony da szanse Dylanowi i co stało się z jego partnerem w tym czasie jego nieobecności...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia