Dziękuję za wszystkie komentarze.
_______________________________________________________________________
Rozmowa z Amy i czas spędzony z Nickiem sprawiły, że
Peter zaczął poważnie rozważać swój dotychczasowy strach przed coming outem.
Zawsze był blisko z matką i bratem, więc ukrywanie swojej prawdziwej orientacji
wydawało się absurdalne. Zdawał sobie z tego sprawę, oczywiście, ale do tej
pory nie potrafił przezwyciężyć tego irracjonalnego strachu, który nim
kierował. Okazało się, że Nick zmienił w jego życiu znacznie więcej, niż
zapewne sam mógłby przypuszczać.
Nie było sensu dłużej tego ukrywać. Po raz pierwszy
Peter poczuł, że naprawdę chce podzielić się tą częścią swojego życia z
najbliższymi. Utrzymywanie Nicka w tajemnicy, jakby ten był jakimś brudnym
sekretem, było dla niego krzywdzące i nie wpływało dobrze na jego stan. Nie
chciał dokładać mu zmartwień.
Jeszcze dwa tygodnie temu nie przeszłoby mu przez
myśl, by wspomnieć o chorym chłopaku. Nie miałoby to dla niego żadnego znaczenia.
Teraz jednak, gdy przed oczami widział uśmiech nastolatka, a jego uczucia z
dnia na dzień narastały, wszystkie jego dotychczasowe priorytety uległy
zmianie. Co prawda wciąż nie wiedział, jak zachowa się, jeśli mama lub Jack
negatywnie zareagują na jego orientację i śmiertelnie chorego partnera. Miał
nadzieję, że jego tchórzliwa natura nie obróci się przeciwko Nickowi. Nie mógł
jednak być niczego pewnym i może właśnie z tego powodu najbardziej było mu
wstyd.
Po godzinach rozmyślań zadzwonił do brata i poprosił
go o spotkanie w rodzinnym domu. Wiedział, że tym ruchem wywoła ciekawość u rodziny,
ale był zbyt zdenerwowany, by czekać do ich cotygodniowego obiadu. Chciał to
mieć już za sobą.
– Cześć. – Uśmiechnął się dość niemrawo do matki i
pocałował ją w policzek. – Jack już jest?
– Tak, przyjechał dziesięć minut temu taksówką. Co się
stało?
Jego matka nigdy nie traciła czasu. Zresztą, wyglądała
na tak przejętą, jakby spodziewała się najgorszego. Aż poczuł się źle, że tak
ją zdenerwował swoim telefon.
– Nic złego, obiecuję. – Odwrócił wzrok, bo przecież
nie mógł być w stu procentach pewny, jak kobieta zareaguje na jego wiadomości.
To mogło okazać się dla niej wystarczająco złe, by nie chciała go więcej
oglądać. Jak to się stało, że przez tyle lat swojego życia nie dowiedział się,
jaki jest jej pogląd na inne orientacje seksualne? – Wejdziemy do środka, czy
będziemy stać w wejściu?
Kobieta nie wydawała się spokojniejsza, ale kiwnęła
głową i pozwoliła mu wejść. Zdążył zrobić jedynie kilka kroków, gdy na drodze
stanął mu brat – wsparty o kule wyglądał bardzo nieporadnie, jakby jego ciało
wciąż nie przyzwyczaiło się do tego, że potrzebuje oparcia.
– Stało się coś? Jesteś chory? Zadłużony?
Peter mimowolnie wywrócił oczami.
– Serio? Myślisz, że chcę z wami porozmawiać, bo mam
długi?
– Gdybyś się zadłużył na jakieś miliony…
– I niby na co miałbym wydać te miliony? – Uniósł
brwi, po raz kolejny zaskoczony absurdalnym myśleniem brata. Znał go całe
życie, a jednak wciąż nie potrafił pojąć niektórych rzeczy.
Jack wzruszył ramionami, ale zanim zdążył
odpowiedzieć, za plecami Petera znów pojawiła się matka.
– Długo zamierzacie tak stać? Jack, przecież widzę, że
ledwo sobie radzisz z tymi kulami. Chodźcie do salonu, przygotowałam herbatę.
Młodszy z braci wymamrotał coś pod nosem, ale
posłusznie ruszył za kobietą, a Peter chwilę jeszcze odczekał, zanim za nimi
podążył. Wiedział, że lepiej było nie dyskutować z matką, gdy ta była
zdenerwowana. Zresztą, jej pojawienie się przynajmniej przerwało tę idiotyczną
rozmowę z Jackiem. Powinien przewidzieć, że jego brat zaraz wymyśli jakiś
absurdalny scenariusz. Był w tym doskonały.
W salonie zasiadł w fotelu i spojrzał ciężkim wzrokiem
na swoją rodzinę. Nie dało się ukryć, że był zdenerwowany. Wcześniej obmyślił
przynajmniej kilka wstępów do tej rozmowy, ale teraz o każdym zapomniał. Na nic
zdały się przygotowania i rozkładanie hipotetycznej rozmowy na czynniki
pierwsze. Ostatecznie i tak musiał improwizować.
– Chciałem się z wami spotkać… – zaczął i westchnął
ciężko, jakby już był zmęczony tą sytuacją – żeby powiedzieć wam, że z kimś się
spotykam.
Jack ziewnął ostentacyjnie.
– Mało to zaskakujące, braciszku. Mama mówiła mi o twoim
spotkaniu z Amy. Nawet widziałem ją ostatnio przez okno. Szybki jesteś.
Nie zdążył nawet zaprzeczyć, gdy tym razem odezwała
się matka.
– Może Jack nie ujął tego zbyt subtelnie, ale cieszymy
się, że wam się udało. Zawsze wiedziałam, że w końcu będziecie razem. Tworzycie
piękną parę, kochanie.
Peter wziął głęboki wdech, przez chwilę nie wiedząc,
jak zaprzeczyć. To było trudne. Spodziewał się, że jego matka może dojść do
mylnych wniosków, ale widok radości na jej twarzy był poruszający. Nie chciał
niszczyć jej szczęścia, nawet jeśli spowodowane było iluzją, która powstała w
jej głowie. Przyszedł jednak w określonym celu i nie było już odwrotu. Nie, gdy
przed oczami ciągle pojawiała mu się uśmiechnięta twarz Nicka.
– Myślę… – Odchrząknął. – Myślę, że źle wszystko
zinterpretowaliście. Tak, dobrze rozmawiało mi się z Amy i tak, spotkałem się z
nią ostatnio, ale… ale wszystko zaczęło się jeszcze przed jej przyjazdem, bo to
nie z nią się umawiam. – Pokręcił głową i uniósł dłoń, by powstrzymać ich
komentarze. – Poznałem kogoś w szpitalu. Nie sądziłem, że tak to się rozwinie,
ale się rozwinęło i teraz nic na to nie poradzę.
– W szpitalu? – Jego matka wyglądała na wstrząśniętą.
– Przecież ty nienawidzisz szpitali! To ta kobieta, o której mówił Jack, tak?
Ta, którą tam odwiedzałeś?
– Chwila, chwila, stop. Coś tu się nie zgadza. – Jack
aż się wyprostował, a jego twarz przybrała poważny, zupełnie niepasujący do
niej wyraz. – Przecież wiem, że odwiedzałeś kogoś na onkologii. Spotykasz się z
kimś, kto może w każdej chwili umrzeć? W coś ty się wpakował, Peter?
Peter przełknął nadmiar śliny i odwrócił wzrok. Starał
się nie myśleć o śmierci i chorobie Nicka. Było to jednak trudne, gdy Jack
ujmował to w ten sposób.
– Brzmisz tak, jakbyś cokolwiek wiedział – wydusił w
końcu i spojrzał z irytacją na brata. – A nie wiesz nic, więc po prostu się
zamknij i daj mi powiedzieć.
Może to wyraz jego twarzy, a może groźne nuty w jego
głosie sprawiły, że jego rodzicielka nie powiedziała nawet słowa. Jack też
zamilkł, chociaż jego twarz wydawała się mocno napięta, jakby wszystkimi siłami
powstrzymywał się przed kolejnym komentarzem lub pytaniem.
– Masz rację,
mamo. Nie znoszę szpitali i to się nie zmieniło, ale… ale ktoś sprawił, że moja
opinia o niektórych pacjentach uległa zmianie. – Zacisnął dłonie w pięści.
Trudno było mu mówić, gdy czuł na sobie ich zaskoczone i pełne zmartwienia
spojrzenia. Nie chciał, by sądzili, że to, co mu się przydarzyło, jest czymś
złym. Już nawet nie ze względu na płeć Nicka, ale jego chorobę. – Nie chciałem
tego przed wami ukrywać, ale mówienie o tym nie jest łatwe. Nigdy nie
wiedziałem i wciąż nie wiem, jak zareagujecie. – Wziął głęboki wdech. – Ale
chciałbym, żebyście go poznali. Bardzo.
– Go?
Trudno było mu nazwać emocje widoczne na twarzy matki.
Z jednej strony widział, że była zszokowana. Nie spodziewał się niczego innego.
Ale z drugiej…
– Wiedziałem!
Jack natomiast wyglądał na rozluźnionego i zupełnie
niezaskoczonego. On w końcu spotkał już Nicka. Nie był idiotą i potrafił dodać
dwa do dwóch.
– To ten dzieciak, z którym cię widziałem, co?
– Dzieciak?!
– Daj spokój mamo, nie aż taki dzieciak! – Jack
zaśmiał się i spojrzał na kobietę z uśmiechem, jakby naprawdę nie dostrzegał
przejęcia na jej twarzy. – Może naleję ci wina, zamiast tej herbaty, co? Chyba
potrzebujesz.
Peter w ciszy obserwował, jak jego brat otwiera wino i
podaje matce kieliszek. Wciąż czekał na jej reakcję, o ile tempo, w jakim
wypiła trunek, nie było odpowiedzią na wszystko.
– Zaskoczyłeś mnie, Pet. – To było pierwsze, co
usłyszał od swojej rodzicielki, gdy ta w końcu odchrząknęła i zebrała słowa. – Miałeś
już przecież dziewczyny i wydawało mi się…
– Lubię kobiety, mamo – przerwał jej z lekkim
zawstydzeniem. – Ale mężczyzn też.
– Więc jesteś…
– Biseksualny, tak – dokończył, widząc, że jego matka
nie umie lub nie może wypowiedzieć tego słowa. Wyczuwał zresztą, że atmosfera w
pomieszczeniu stała się wyjątkowo napięta, nawet jeśli Jack starał się
pokazywać, jak bardzo jest rozluźniony. – Przeszkadza ci to?
Niełatwo było siedzieć tam i obserwować zmiany na
twarzy matki. Peter od początku nie czuł się zbyt pewnie, a teraz było jeszcze
gorzej. Przychodząc tutaj, wiedział, że może spodziewać się każdej reakcji, ale
podświadomie chyba wierzył, że kobieta go zaakceptuje. Teraz jednak nie mógł
być tego taki pewny. Wszystko jednak zmieniło się, gdy jego matka
niespodziewanie wstała i podeszła do niego, zmuszając go tym samym do
uczynienia tego samego.
– Nie, Peter, nie przeszkadza – powiedziała i
uśmiechnęła się, choć w jej oczach można było dostrzec łzy. – Zaskoczyłeś mnie
i to bardzo, ale… ale to niczego nie zmienia. Jeśli w jakikolwiek sposób
sprawiłam, że tak pomyślałeś, to przepraszam.
Nie potrafił znaleźć słów, by odpowiedzieć, więc po
prostu ją przytulił. Trudno było wyrazić, jak wielki ciężar zniknął z jego
klatki piersiowej – zupełnie, jakby znów mógł zacząć oddychać pełną piersią.
– No, i właśnie na to czekałem! – Nie wiedzieć kiedy,
Jack również się do niego zbliżył i teraz objął ich ramionami, choć Peter
odczuł to bardziej jako dodatkowy ciężar, gdy ten się o niego oparł. – Rodzinka
w komplecie.
Peter wywrócił oczami, ale uśmiechnął się pod nosem.
On też na to czekał. Teraz mogło być już tylko lepiej, prawda?
Dziesięć minut później sączył powoli herbatę i czekał
na pytania, które – jak dobrze wiedział – wkrótce nadejdą. Jego rodzina najwyraźniej
mogła zaakceptować jego orientację, ale partner ze śmiertelną chorobą… To
pewnie wymagało dodatkowej opowieści.
– Więc… to ten chłopak, tak? Ten, u którego cię
znalazłem?
Na szczęście plotkarska natura Jacka nie kazała mu
długo czekać. Ten zawsze musiał wszystko wiedzieć, zawsze musiał wtrącać się w
sprawy, które bezpośrednio go nie dotyczyły. Taki był już jego urok.
– Tak, to Nick. – Uśmiechnął się na wspomnienie
chłopaka. Widział go raptem wczoraj, a już za nim tęsknił. Miał wrażenie, że
zbyt późno do niego dotarło, że powinien poświęcać mu każdą wolną chwilę i
czerpać z tej relacji jak najwięcej. – Poznaliśmy się, gdy miałeś wypadek.
Zupełnie przypadkowo wpadłem na niego na korytarzu.
– To chyba jeszcze dzieciak, co?
– Jest młodszy, fakt. – Uśmiechnął się krzywo. – Ale
życie wystarczająco mocno go już doświadczyło. Jest bardzo dojrzały. – Może nie
była to do końca prawda, szczególnie gdy przypominał sobie o ich utarczkach
słownych, ale on sam nie był wcale dojrzalszy, chociaż starał się udawać, że
jest inaczej.
– Czyli ten chłopiec… – Jego matka wciąż wyglądała na
mocno poruszoną i chyba nie wiedziała, jak powinna wypowiadać się o Nicku. – On
jest chory, tak?
– Rak trzustki.
Cisza była bolesna. Peter doskonale wiedział, jak to
zabrzmiało. To był wyrok.
– Peter…
– Wiem. – Uśmiechnął się sztucznie. – Wiem, jak to
brzmi. Ale on jest… – Pokręcił z niedowierzaniem głową nad własnymi uczuciami.
– Chcę, żebyście go poznali.
– Kochanie… – Matka spojrzała na niego z takim
współczuciem, że aż odwrócił wzrok i wbił go w okno. – Chyba nie zdajesz sobie
sprawy… nie wiesz…
– Wiem, mamo. – Zacisnął wolną dłoń w pięść. W drugiej
wciąż trzymał swój kubek z Kaczorem Donaldem. – Ale nie mogę go zostawić, nie
chcę go zostawić. Obiecałem, że przejdziemy przez to razem. A on naprawdę by
się ucieszył, gdyby mógł was poznać.
– Ja mogę z tobą pojechać. Chętnie go poznam.
Peter uśmiechnął się z wdzięcznością do Jacka. Widział
po minie matki, że to było dla niej trochę za dużo; że ją przytłoczył swoimi
wyznaniami i nieoczekiwaną prośbą. Nie zamierzał jednak przepraszać. Robił to
dla Nicka.
– Dzięki, ale nie dziś. – Uśmiechnął się szerzej na
myśl o planszówce, która znajdowała się w jego samochodzie. – Mamy już plany.
***
Dzień był deszczowy i wietrzny, ale Peter czuł się tak
dobrze po rozmowie z rodziną, że gdy jechał do szpitala, ledwo zwracał uwagę na
burzowe chmury nad miastem. Może rozmowa z matką i bratem nie poszła tak, jak
sobie zaplanował, ale był po niej przepełniony nadzieją. Nie tylko czuł się
zaakceptowany, ale wierzył też, że jego rodzicielka przełamie się i będzie
chciała poznać Nicka, zanim całkowicie utraci taką możliwość. Był też wdzięczny
Jackowi za jego reakcje i chęci. Może nie zawsze się rozumieli, ale zawsze mogli
na siebie liczyć. Doceniał to.
Po szpitalnych schodach wchodził niemal tanecznym
krokiem. Z planszówką pod pachą przeszedł obok recepcji, ukłonem witając się ze
znajomą recepcjonistką, a następnie podszedł do windy i wybrał odpowiedni
guzik. Czuł się podekscytowany i nie mógł już doczekać się chwili, w której
zobaczy nastolatka i opowie mu o dzisiejszych wydarzeniach. Chciał już zobaczyć
uśmiech na twarzy chłopaka, gdy powie mu, że jego brat go akceptuje i chce go
poznać; gdy udowodni mu, że się go nie wstydzi.
Korytarz przemierzył z lekkim sercem i nietypowym dla
siebie, radosnym uśmiechem, który nie chciał zniknąć z jego twarzy. Przed
wejściem do sali wziął głęboki wdech i otworzył drzwi. Gdy dostrzegł puste,
pościelone łóżko w pierwszej chwili nie zareagował, tylko gapił się na nie z
niezrozumieniem. Dopiero po chwili zamrugał, a pudełko z planszówką wypadło mu
z rąk i z łoskotem uderzyło o posadzkę. Niewielkie elementy gry rozsypały się
po podłodze, ale Peter nie zwrócił na to uwagi, zbyt skupiony na tym
opuszczonym łóżku, które przecież nie powinno takie być.
– Niemożliwe… – wydusił i zamrugał, by odgonić
napływające łzy.
Najczarniejsze myśli zalały jego umysł, gdy zaczął
myśleć, że znów się spóźnił, że nic już nie zrobi i wszystko przepadło. A jednak
rzeczy Nicka wciąż się tu znajdowały, wciąż widział je na szafce, obok łóżka.
Przełknął więc gulę w gardle i pospiesznie opuścił salę, by odnaleźć lekarza.
Najpierw jednak trafił na pielęgniarkę, która szybkim krokiem podążała w stronę
windy.
– Przepraszam! – zawołał i zbliżył się do niej. –
Szukam pacjenta z sali 203. Młody chłopak, rak trzustki.
– Szuka pan Nicka?
Peter kiwnął głową, nie wiedząc, jak powinien
interpretować dziwny błysk w oku pielęgniarki.
– Właśnie rozmawia z lekarzem. Niedługo powinien
zostać przewieziony do sali.
– D-dziękuję…
Gdy kobieta zniknęła w windzie, Peter oparł się o
ścianę i ukrył twarz w roztrzęsionych dłoniach. Nie potrafił się uspokoić.
Ulga, jaką odczuł, była niewyobrażalna, a jednak jego serce wciąż biło
niespokojnie. Nie sądził, że będzie to takie trudne. Już zawsze będzie tak
reagował na puste łóżko? A co, jeśli za którymś razem to nie będzie konsultacja
z lekarzem?
– Peter?!
Odwrócił się i na drugim końcu dostrzegł Nicka na
wózku, którego słaby głos dotarł do jego uszu. Wózek pchała młoda, uśmiechnięta
pielęgniarka. Wszystko musiało być w porządku.
Prawie przebiegł dzielący ich odcinek i zatrzymał się
przed wózkiem.
– Ja go zawiozę, dziękuję.
Był już na tyle znany na tym oddziale, że kobieta nie
oponowała i pozwoliła mu zająć się Nickiem. Gdy tylko zniknęła za rogiem, Peter
opadł na kolana przed wózkiem i przytulił zaskoczonego chłopaka.
– Nie strasz mnie tak więcej – poprosił cicho.
– Och, Peter. – Nastolatek pogładził go karku. –
Myślałeś, że to koniec?
– Nie mów tak. – Odchrząknął i odsunął się. – Po
prostu tak nie mów. Zabiorę cię do sali. Musisz odpoczywać.
Radość, którą dostrzegł na twarzy Nicka, odebrał jako
reakcję na jego pojawienie się. Ten chłopak zawsze tak bardzo cieszył się na
jego widok. Peter nigdy wcześniej czegoś takiego nie doświadczył.
Gdy wjechali do pomieszczenia, widok rozrzuconych
części gry od razu sprawił, że mężczyźnie zrobiło się głupio.
– Wybacz – wymamrotał i zaczął manewrować wózkiem w
taki sposób, by nie najechać na któryś z elementów. – Zaraz to posprzątam.
Nick obrócił się i spojrzał na niego z radością w
oczach.
– Naprawdę się przestraszyłeś.
Peter tego nie skomentował. Pomógł chłopakowi wstać z
łóżka, pocałował czubek jego głowy, a następnie powoli ułożył go na łóżku.
Dopytał jeszcze, czy mu wygodnie, a gdy ten potwierdził, zabrał się za
sprzątanie.
– Muszę ci coś powiedzieć.
– Ja tobie też.
– To… może ty pierwszy.
Zerknął na Nicka, którego głos zadrżał, jakby obawiał
się tego, co mężczyzna może mu powiedzieć; jakby obawiał się, że Peter może go
zostawić.
– Rozmawiałem z rodziną. Powiedziałem im o tobie.
– Naprawdę?! – Nick wyglądał na zszokowanego. – I… I
jak zareagowali?
– Jack chce cię poznać. Chciał przyjechać już dziś,
ale powiedziałem mu, że mamy plany. – Wskazał na część gry w pudełku. – A
przynajmniej mieliśmy. Mam nadzieję, że nic się nie zgubiło, bo tylko
wypożyczyłem.
– Oczywiście, że wypożyczyłeś. – Nastolatek zaśmiał
się, a jego twarz rozpromieniła się tak bardzo, że Peter nie potrafił odwrócić
od niego wzroku. – Nie mogę uwierzyć, że im powiedziałeś. Wydawało mi się… –
Pokręcił głową. – Też z chęcią poznam twojego brata.
Kiwnął głową i wrócił do sprzątania. Gdy gra znalazła
się w pudełko, odsunął wózek od łóżka i przysiadł na swoim zwyczajowym miejscu.
– A ty co chciałeś mi powiedzieć?
Widział na twarzy Nicka, że ten jest podekscytowany.
Oczy błyszczały mu wręcz nienaturalnie, jakby miał gorączkę.
– Będą mnie operować.
Peter zmarszczył brwi i w pierwszej chwili nawet nie
zareagował. Wydawało mu się, że się przesłyszał.
– Operować? – powtórzył. – Jak to? Przecież leżysz tu
już tyle czasu, chemioterapia podobno niewiele dawała… Nie rozumiem.
– Nie cieszysz się?
– Oczywiście, że się cieszę! – Od razu złapał jego
dłoń i ścisnął ją delikatnie. – Ale nie rozumiem. Jak to możliwe?
– Lekarze też są zaskoczenie. – Nick uśmiechnął się
radośnie, a jego policzki pokryły się czerwienią, co nienaturalnie
kontrastowało z jego bladą skórą. – To… to bardzo rzadkie, ale wygląda na to,
że chemioterapia jednak przyniosła jakieś skutki. Na tyle, że jednak mogą mnie
operować.
– Po tylu miesiącach… – Peterowi nie mieściło się to w
głowie. Szukał informacji o tym raku w internecie i to, co wyczytał, nie
nastrajało pozytywnie. Nie był jednak lekarzem. – To niesamowite, kotku. –
Uśmiechnął się do niego szeroko i wychylił się, by ucałować delikatnie jego
usta.
– Wiesz, że to nic pewnego i nie wiadomo, jak będzie
po operacji, ale… Ale jest szansa, Pet. Po raz pierwszy naprawdę jest.
Peter zaśmiał się, wciąż nie mogąc uwierzyć w to, co
usłyszał. To było tak nieprawdopodobne. Jeszcze chwilę temu obawiał się, że
Nick może już nie żyć, a teraz słyszał, że ten może mieć jeszcze szanse… Życie
przy tym chłopaku było jak rollercoaster.
Odchrząknął i wycisnął jeszcze pocałunek na dłoni
chłopaka, zanim się odsunął. Wiedział, że jego oczy są zaszklone i Nick może to
zobaczyć. Ten dzień przyniósł mu za dużo emocji, by spokojnie mógł sobie z nimi
poradzić.
– To co… – wskazał palcem na planszówkę. – Zagramy?
Piękne opowiadanie
OdpowiedzUsuńAż nie chcę by się skończyło
Jak zawsze świetne :D
OdpowiedzUsuńW pewnym momencie aż mi serce zamarło!
To co? Jednak happy end czy przy epilogu przygotować chusteczki? ;)
Jedyne, co mogę zdradzić, to że na epilog trzeba będzie trochę poczekać xD
UsuńBardzo dziękuję za komentarz :D
Juz myslalam, że będę płakać ale mam nadzieję i to wielka że to jednak będzie szczęśliwe zakończenie. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJuż przebieram nóżkami w oczekiwaniu na epilog. Mam nadzieję na happy end ale nieważne jakie będzie zakończenie na pewno będzie super. Czekam (nie)cierpliwie i weny życzę i zdrowia i powodzenia na studiach ;)
OdpowiedzUsuńNa epilog, jak to u mnie, trzeba będzie trochę poczekać xD
UsuńWena, chęci i powodzenie na studiach są teraz u mnie szczególnie poszukiwane. Tak że dziękuję :D
Pozdrawiam!
Hej,
OdpowiedzUsuńtak na szybko po przeczytaniu, ale na pewno jeszcze raz przeczytam i skomentuję...
rozdział wspaniały, tytuł mówi wszystko, mamy tutaj różne oblicza strachu, obawa czy rodzina go zaakceptuje, czy że już nie porozmawia więcej z Nickiem, och jak zobaczył puste łóżko to tak wspaniale wyszło, jest szansa dla Nicka cieszę się z tego bardzo...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Monika
Bardzo dziękuję :D
UsuńCieszę się, że udało mi się oddać te wszystkie emocje i że ten rozdział tak na Ciebie wpłynął. Mam nadzieję, że epilog Cię nie zawiedzie.
Pozdrawiam!
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, pięknie, dzień pełen emocji dla Petera najpier rozmowa z rodziną, potem och zastanie pustego łóżka, dowiedzienie się że tylko Nick rozmawia z lekarzem, a na koniec że jest dl a niego szansa, i bedzie operowany...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia