________________________________________________________________________
Domowe obiady przygotowywane przez matkę nie były
czymś, co jedynie pomagało zachować Peterowi przyzwoitą dietę. Nie były to też
tylko ulubione smaki z dzieciństwa. Domowe obiady, na które był zapraszany do
rodzinnego domu, były tradycją. Za każdym razem, gdy zasiadał przy stole wraz z
matką i bratem, cofał się w czasie i wracał do lat dziecięcych lub swojej
nastoletniej wersji. Znów miał piętnaście lat i szukał dorywczej pracy, by
wspomóc ich skromny, rodzinny budżet. Choć nigdy nie mogli narzekać na nadmiar
pieniędzy i należeli do biedniejszych rodzin, to jednak doskonale pamiętał, że
nigdy nie brakowało im jedzenia. Matka ze swoim naturalnym talentem do
gotowania, którego jemu poskąpiono w genach, zawsze potrafiła wyczarować coś
pysznego z najprostszych i najtańszych składników. Wciąż uważał, że był to
najlepszy okres w jego życiu.
Tym razem przy stole zasiadł jedynie z matką. Jack
wybrał się na kolejną randkę z pielęgniarką poznaną w szpitalu, przekładając
tym samym spotkanie z nią nad tradycyjny obiad z rodziną. Różnił się w tej
kwestii od starszego bratu, który na miejscu mężczyzny pewnie nie zdecydowałby
się na taki ruch. Wielokrotnie podkreślał przy różnych okazjach, że rodzina
jest dla niego najważniejsza i jeszcze nic w jego życiu nie sprawiło, by musiał
to zakwestionować. Może nie było to najzdrowsze podejście, a łatka „maminsynka”
przyległa do niego lata temu i wciąż dobrze się trzymała, ale nie przeszkadzało
mu to. Więź, którą czuł z najbliższymi, była warta krytycznych komentarzy
znajomych i przelotnych partnerów.
– Jack wspominał, że spotykasz się z jakąś kobietą.
Peter przełknął kawałek faszerowanego kurczaka i
spojrzał na matkę bez większych emocji. Nie wydawał się zaskoczony. Mógł się
tego spodziewać po młodszym bracie.
– Nic mi o tym nie wiadomo.
– Podobno często bywasz w szpitalu – kontynuowała,
jakby go nie usłyszała. – Na onkologii.
Westchnął. Czasem widywał nową dziewczynę Jacka, gdy
odwiedzał Nicka, więc domyślał się, że ta w końcu wspomni jego młodszemu bratu
o częstych wizytach w szpitalu. Nie sądził jednak, że ten najpierw powie o tym
matce, zamiast z nim porozmawiać. Nie miał gotowych odpowiedzi, a
zaniepokojony, pytający wzrok rodzicielki sprawił, że nagle zapragnął zakończyć
tę wizytę i uciec.
– Bywam. – Zdecydował się w końcu na oszczędną
odpowiedź i jak wywnioskował po minie matki, niezbyt ją zadowalającą.
– Przecież ty nienawidzisz szpitali.
Wzruszył ramionami i skupił uwagę na talerzu, byleby
nie patrzeć kobiecie w oczy.
– Ostatnio zmieniłem zdanie.
– Zmieniłeś zdanie? Wybacz, ale jakoś trudno mi w to
uwierzyć.
Po raz kolejny wzruszył ramionami i niechętnie nadział
na widelec pieczoną marchewkę. Zaczynał tracić apetyt, nawet jeśli jedzenie na
jego talerzu wyglądało bardzo smakowicie.
– Co mam ci powiedzieć? – Westchnął. – Po prostu
doszedłem do wniosku, że nie wszyscy pacjenci są tak przerażający, jak na
początku mi się wydawało. Mam już chyba wystarczająco lat, by w końcu pokonać w
sobie ten dziecinny strach, prawda?
Po raz pierwszy od dawna nazwał swą niechęć do
szpitali i chorych osób strachem. I nie poczuł się przez to źle. Wiedział, że
wszystko zawdzięczał Nickowi, który pokazał mu, że jego uprzedzenia są
absolutnie bezzasadne. Szczególnie względem tego jednego, konkretnego pacjenta,
którego nie potrafił przestać odwiedzać.
– Oczywiście. Bardzo mnie cieszy, że stawiłeś temu czoła.
– Kobieta uśmiechnęła się do niego, ale nie wyglądała wcale na przekonaną. –
Ale…
– Ale co? – Zirytował się, chociaż rzadko okazywał
takie emocje przy swojej matce. – Co w tym złego?
– Nic, skarbie. Po prostu… Czy ta kobieta, którą
poznałeś… Ona jest chora, tak? Bardzo chora?
Peter przełknął nagły nadmiar śliny i ponownie wbił
wzrok w talerz. Nick był chory. Śmiertelnie chory. Rzadko o tym myślał, bo
łatwiej było nie myśleć, jak wiele czasu im zostało. Nauczył się już ignorować
stan chłopaka i jego wygląd, który nigdy nie napawał optymizmem. Teraz jednak
nie potrafił pozbyć się myśli, że ich znajomość niedługo się zakończy. Kto wie,
może pewnego dnia przyjdzie do szpitala, a Nicka już tam nie będzie? To bolało
bardziej, niż się spodziewał.
– Nie poznałem żadnej kobiety, mamo – wychrypiał przez
ściśnięte od emocji gardło. – Daj spokój.
Teraz był już pewien, że bezpowrotnie stracił apetyt.
***
Następnego dnia przekroczenie progu szpitalnej sali
okazało się dla Petera znacznie trudniejsze niż kiedykolwiek wcześniej. Nie
potrafił zapomnieć o rozmowie z matką, która uświadomiła mu, jak niewiele czasu
zostało jemu i Nickowi. Myślenie o tym było bolesne i wprawiało go w dziwne
poczucie winy. Miał wrażenie, że rozmowami o codzienności, bzdurnych serialach
i filmikach w internecie marnuje czas, który mógłby poświęcić na inne tematy.
Chciałby dowiedzieć się więcej o nastolatku i chciałby powiedzieć mu więcej o
swoim życiu. Nigdy wcześniej nie czuł tak silnej potrzeby dzielenia się swoimi
uczuciami i przemyśleniami z inną osobą. Było to przerażające doświadczenie.
Gdy tylko wszedł do sali, od razu dostrzegł
nieobecność sąsiada Nicka. Zlustrował puste, zasłane łóżko i podszedł do
chłopaka, który uśmiechnął się szeroko na jego widok, choć wyglądał przy tym na
zmęczonego. Wcześniej Peter nie poświęciłby temu tyle uwagi, ale po rozmowie z
matką wciąż myślał o fatalnym stanie nastolatka.
– Umarł? – zapytał z umiarkowanym zainteresowaniem,
jakby pytał o pogodę, i wskazał na puste łóżko, które zajmował starszy
mężczyzna.
Nick uniósł z niedowierzaniem brwi i parsknął cicho.
– Serio? – Pokręcił głową. – Nie, nie umarł. Zabrali
go na badania.
– Aha.
– Trochę więcej empatii by nie zaszkodziło, wiesz?
Peter usiadł przy łóżku chłopaka i spojrzał na niego,
jakby się przesłyszał.
– Empatii? – powtórzył i zabrzmiał tak, jakby nigdy
wcześniej nie słyszał tego słowa.
– Tak, empatii. O mnie też byś zapytał w taki sposób?
Mężczyzna zacisnął usta i przez chwilę nie odpowiadał.
Samo myślenie o tym, że kiedyś może wejść do tej sali, a Nicka w niej nie
będzie…
– Oczywiście, że nie. To co innego. Jego nie znam. –
Skrzywił się. – Musimy się teraz kłócić? Dopiero przyszedłem.
– Nie kłócimy się. – Chłopak wywrócił oczami, wyraźnie
zniecierpliwiony. – Po prostu… Zresztą, nieważne. Coś się stało? Jesteś jakiś
dziwny.
– Nie, wszystko w porządku. – Zmarszczył brwi. – Czemu
„dziwny”?
– Jesteś tu od pięciu minut i jeszcze mnie nie
obraziłeś. Zaczynam myśleć, że się rozchorowałeś.
Peter uśmiechnął się i nie pierwszy już raz zdusił w
sobie chęć wyciągnięcia dłoni i poczochrania nią włosów Nicka. Czasami
zapominał, że nie było czego czochrać. I od rozmowy z matką podejrzewał, że był
to swego rodzaju mechanizm obronny przed tym, co było nieuniknione. Specjalnie
nie dostrzegał stanu fizycznego Nicka, wmawiając sobie, że ten wcale nie jest
śmiertelnie chory. Dopiero teraz zaczynał to dostrzegać. Matka nieoczekiwanie
wiele mu uświadomiła, nawet jeśli ich rozmowa była krótka i niczego w niej nie
ujawnił.
– Gdy byłem mały, zanim ojciec odszedł… – zaczął
niepewnie, nie patrząc przy tym na Nicka, więc nie dostrzegł jego zaskoczonego
wzroku. – Jack był za mały, ale ja według niego już nie. Więc… matka ojca była
chora, odkąd pamiętam. Zawsze leżała w szpitalu. Nie przypominam sobie, żebym
widział ją w jakimś innym miejscu.
Wiedział, że mówił nieskładnie, ale na wspomnienie
babki od razu w jego głowie pojawiały się obrazy z dzieciństwa. Po tylu latach
nie mógł być nawet pewny, że były prawdziwe, a jednak nawet teraz miał wrażenie,
że może przypomnieć sobie zapach środków czystości i okropny smród starości, z
jakim zawsze kojarzyła mu się matka ojca.
– Ojciec często ją odwiedzał i prawie zawsze zabierał
mnie ze sobą. Mówił, że babka chce pobyć chociaż z jednym ze swoich wnuków przed
śmiercią. Niewiele wtedy z tego rozumiałem, a przebywanie w szpitalu, w tej
zatłoczonej sali pełnej umierających ludzi…
– Ile miałeś wtedy lat?
– Pięć, sześć. Nie pamiętam dokładnie. – Uśmiechnął
się krzywo, wyraźnie zakłopotany. – Wiem, jak to brzmi, Nick. To idiotyczne.
Ale samo wspomnienie tych wizyt… – Potrząsnął głową. – Naprawdę jej
nienawidziłem, wiesz? Może nie potrafiłem wtedy tego nazwać, ale chciałem, żeby
w końcu umarła.
Gdy poczuł drobne palce zaciskające się na jego dłoni,
uniósł głowę i spojrzał w końcu na przyjaciela. Był zawstydzony swoją
opowieścią i wiedział, że tak naprawdę nie tłumaczyła ona w pełni jego niechęci
do szpitali i chorych osób. Komuś, kto nie miał takich doświadczeń, z pewnością
trudno było sobie wyobrazić, co tak naprawdę czuł. Ale po minie Nicka widział,
że ten wcale go nie oceniał, jak podświadomie się tego spodziewał. Wyglądał na
przejętego.
– To nie jest idiotyczne, Peter. Dzieci nie muszą
wszystkiego rozumieć, szczególnie w tym wieku, a miejsca takie jak te… –
Machnął dłonią w kierunku drugiego łóżka. – Sam nie chciałbym, żeby jakieś
dziecko widziało mnie w takim stanie.
– Ta, ojciec niewiele tłumaczył – przyznał, wracając
myślami do wspomnień z tamtego okresu. – Raczej wściekał się, gdy nie chciałem
z nim jechać. – Westchnął. – A najgorsze jest to, że teraz nie potrafię już
nawet określić, co jest prawdą, a co jedynie moim wymysłem. Pozostała tylko
niechęć, z którą ostatnio radzę sobie trochę lepiej. – Uśmiechnął się i oddał
uścisk dłoni. – Dzięki tobie.
Nick uśmiechnął się szeroko, jakby usłyszał właśnie
największy komplement w życiu.
– Cieszę się, że mam na ciebie taki wpływ. –
Wyszczerzył się. – Ale zastanawiam się… Myślałeś może o rozmowie z jakimś
specjalistą? No wiesz, z kimś, kto pomógłby ci się z tym uporać…
Peter pokręcił głową, niezbyt przekonany do tego
pomysłu. Rozmowy z psychologiem lub z psychoterapeutą nie były czymś, co
wyobrażałby sobie jako jedną z możliwości radzenia sobie z przeszłością. Z
trudem otworzył się przed Nickiem, więc jak miałby to zrobić przed kimś obcym?
– Zastanów się nad tym, co? Nic się nie stanie, jeśli
tylko spróbujesz, nie?
– Zaczynasz traktować mnie jak małe dziecko, wiesz? –
prychnął, ale nie potrafił powstrzymać czułego spojrzenia, jakim obdarzył
chłopaka. Miał wrażenie, że trochę mu ulżyło po tym, jak podzielił się z nim
historią z dzieciństwa. Nie lubił do tego wracać i nie chciał o tym myśleć, ale
pragnął, by Nick go zrozumiał. Chyba nie chciał być stuprocentowym dupkiem w
jego oczach.
Wyraz jego twarzy szybko uległ zmianie, gdy przyjaciel
zaczął kasłać i nie mógł się uspokoić. Mężczyzna pospiesznie sięgnął po
opakowanie chusteczek i podał kilka Nickowi, w pamięci wciąż mając zakrwawione
chusteczki, jakie zawsze u niego widział, gdy ten zaczynał się dusić. Po raz
kolejny poczuł bolesny ucisk w żołądku. Miał przed sobą kolejny dowód na to,
jak niewiele dzieliło ich od pożegnania.
Nie czekał, aż Nick się uspokoi. Zabrał z szafki szklankę
i przeszedł do niewielkiej łazienki, gdzie napełnił ją wodą z kranu. Westchnął
przy tym, nagle przytłoczony sytuacją. Nie mógł przestać myśleć o tym, ile
czasu im pozostało.
Gdy wrócił do sali, na jego twarzy nie było już śladu
wcześniejszych rozterek, choć w jego oczach można było dostrzec niepokój.
– Znów krew? – zapytał, bezskutecznie szukając
wzrokiem chusteczek, gdy podawał przyjacielowi szklankę. – Ostrożnie.
– Poradzę sobie. – Nick uśmiechnął się słabo i
trzęsącymi się dłońmi odebrał od niego szklankę, tym samym pokazując, że wciąż
może być samodzielny. Napił się, zanim ponownie się odezwał. – Nie, tym razem
obyło się bez krwi.
– To dobrze. – Peter uśmiechnął się słabo, ale nie
wyglądał na przekonanego. Wolałby zobaczyć chusteczki, zanim te wylądowały w
koszu. Nie był pewien, czy chłopak był z nim szczery. – Czujesz się gorzej?
Chcesz się przespać?
– Nie, jest w porządku, dzięki. – Nick oddał mu
szklankę i ułożył się wygodniej na łóżku. – Ostatnio dostałem nowe wyniki.
– I jak? – Cień nadziei pojawił się w jego oczach, ale
gdy tylko dostrzegł minę chłopaka, od razu zniknął. – To nic. Poradzimy sobie z
tym.
– My?
Peter uśmiechnął się słabo i zacisnął dłoń na drobnych
palcach przyjaciela.
– A widzisz tu kogoś innego?
Nie rozumiał w pełni swoich uczuć, nie potrafił
wyjaśnić, dlaczego właśnie pyskaty, chory nastolatek tak bardzo przyciągnął
jego uwagę, ale kiedy obserwował jego pobladłą, wychudzoną twarz, miał wrażenie,
że w końcu znajdował się we właściwym miejscu. I może właśnie dlatego nawet się
nie zastanawiał, gdy wychylił się i przycisnął swoje usta do wąskich, chłodnych
warg Nicka. W tamtym momencie wydawało się to równie właściwe, co spędzanie
czasu z najbliższą rodziną.
Ja uważam, ze jest nadal spójna. I zaczyna się coś dziać. Jestem już ciekaw, co będzie dalej po tym pocałunku.
OdpowiedzUsuńOstatnio bardzo dużo pisarzy lubi uśmiercać bohaterów. Nie przeżyję jeśli Nick będzie kolejną ofiarą głupich pomysłów autorów!
Hhahahaha, nie mogę niczego zagwarantować, ale jeśli w moich tekstach jakieś postacie umrą, to tylko dlatego, że będzie to wynikało z rozwoju sytuacji, a nie z mojego widzimisię lub próby wywołania współczucia. Mam nadzieję, że wtedy lepiej to odbierzesz :P
UsuńBardzo dziękuję za reakcję i odpowiedź na moje pytanie!
Wesołych Świąt! :D
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, w Peterze wielkie zmiany zachodzą, otwiera sie na Nicka, wciąż się troszczy o niego i martwi...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia