niedziela, 15 grudnia 2019

Powtórzyć życie – 5 – Matka

Czy przez to, jak rzadko teraz publikuję, ta historia jest jeszcze spójna? Sami oceńcie, bo naprawdę chciałabym poznać odpowiedź na to pytanie.
________________________________________________________________________


Domowe obiady przygotowywane przez matkę nie były czymś, co jedynie pomagało zachować Peterowi przyzwoitą dietę. Nie były to też tylko ulubione smaki z dzieciństwa. Domowe obiady, na które był zapraszany do rodzinnego domu, były tradycją. Za każdym razem, gdy zasiadał przy stole wraz z matką i bratem, cofał się w czasie i wracał do lat dziecięcych lub swojej nastoletniej wersji. Znów miał piętnaście lat i szukał dorywczej pracy, by wspomóc ich skromny, rodzinny budżet. Choć nigdy nie mogli narzekać na nadmiar pieniędzy i należeli do biedniejszych rodzin, to jednak doskonale pamiętał, że nigdy nie brakowało im jedzenia. Matka ze swoim naturalnym talentem do gotowania, którego jemu poskąpiono w genach, zawsze potrafiła wyczarować coś pysznego z najprostszych i najtańszych składników. Wciąż uważał, że był to najlepszy okres w jego życiu.
Tym razem przy stole zasiadł jedynie z matką. Jack wybrał się na kolejną randkę z pielęgniarką poznaną w szpitalu, przekładając tym samym spotkanie z nią nad tradycyjny obiad z rodziną. Różnił się w tej kwestii od starszego bratu, który na miejscu mężczyzny pewnie nie zdecydowałby się na taki ruch. Wielokrotnie podkreślał przy różnych okazjach, że rodzina jest dla niego najważniejsza i jeszcze nic w jego życiu nie sprawiło, by musiał to zakwestionować. Może nie było to najzdrowsze podejście, a łatka „maminsynka” przyległa do niego lata temu i wciąż dobrze się trzymała, ale nie przeszkadzało mu to. Więź, którą czuł z najbliższymi, była warta krytycznych komentarzy znajomych i przelotnych partnerów.
– Jack wspominał, że spotykasz się z jakąś kobietą.
Peter przełknął kawałek faszerowanego kurczaka i spojrzał na matkę bez większych emocji. Nie wydawał się zaskoczony. Mógł się tego spodziewać po młodszym bracie.
– Nic mi o tym nie wiadomo.
– Podobno często bywasz w szpitalu – kontynuowała, jakby go nie usłyszała. – Na onkologii.
Westchnął. Czasem widywał nową dziewczynę Jacka, gdy odwiedzał Nicka, więc domyślał się, że ta w końcu wspomni jego młodszemu bratu o częstych wizytach w szpitalu. Nie sądził jednak, że ten najpierw powie o tym matce, zamiast z nim porozmawiać. Nie miał gotowych odpowiedzi, a zaniepokojony, pytający wzrok rodzicielki sprawił, że nagle zapragnął zakończyć tę wizytę i uciec.
– Bywam. – Zdecydował się w końcu na oszczędną odpowiedź i jak wywnioskował po minie matki, niezbyt ją zadowalającą.
– Przecież ty nienawidzisz szpitali.
Wzruszył ramionami i skupił uwagę na talerzu, byleby nie patrzeć kobiecie w oczy.
– Ostatnio zmieniłem zdanie.
– Zmieniłeś zdanie? Wybacz, ale jakoś trudno mi w to uwierzyć.
Po raz kolejny wzruszył ramionami i niechętnie nadział na widelec pieczoną marchewkę. Zaczynał tracić apetyt, nawet jeśli jedzenie na jego talerzu wyglądało bardzo smakowicie.
– Co mam ci powiedzieć? – Westchnął. – Po prostu doszedłem do wniosku, że nie wszyscy pacjenci są tak przerażający, jak na początku mi się wydawało. Mam już chyba wystarczająco lat, by w końcu pokonać w sobie ten dziecinny strach, prawda?
Po raz pierwszy od dawna nazwał swą niechęć do szpitali i chorych osób strachem. I nie poczuł się przez to źle. Wiedział, że wszystko zawdzięczał Nickowi, który pokazał mu, że jego uprzedzenia są absolutnie bezzasadne. Szczególnie względem tego jednego, konkretnego pacjenta, którego nie potrafił przestać odwiedzać.
– Oczywiście. Bardzo mnie cieszy, że stawiłeś temu czoła. – Kobieta uśmiechnęła się do niego, ale nie wyglądała wcale na przekonaną. – Ale…
– Ale co? – Zirytował się, chociaż rzadko okazywał takie emocje przy swojej matce. – Co w tym złego?
– Nic, skarbie. Po prostu… Czy ta kobieta, którą poznałeś… Ona jest chora, tak? Bardzo chora?
Peter przełknął nagły nadmiar śliny i ponownie wbił wzrok w talerz. Nick był chory. Śmiertelnie chory. Rzadko o tym myślał, bo łatwiej było nie myśleć, jak wiele czasu im zostało. Nauczył się już ignorować stan chłopaka i jego wygląd, który nigdy nie napawał optymizmem. Teraz jednak nie potrafił pozbyć się myśli, że ich znajomość niedługo się zakończy. Kto wie, może pewnego dnia przyjdzie do szpitala, a Nicka już tam nie będzie? To bolało bardziej, niż się spodziewał.
– Nie poznałem żadnej kobiety, mamo – wychrypiał przez ściśnięte od emocji gardło. – Daj spokój.
Teraz był już pewien, że bezpowrotnie stracił apetyt.
***
Następnego dnia przekroczenie progu szpitalnej sali okazało się dla Petera znacznie trudniejsze niż kiedykolwiek wcześniej. Nie potrafił zapomnieć o rozmowie z matką, która uświadomiła mu, jak niewiele czasu zostało jemu i Nickowi. Myślenie o tym było bolesne i wprawiało go w dziwne poczucie winy. Miał wrażenie, że rozmowami o codzienności, bzdurnych serialach i filmikach w internecie marnuje czas, który mógłby poświęcić na inne tematy. Chciałby dowiedzieć się więcej o nastolatku i chciałby powiedzieć mu więcej o swoim życiu. Nigdy wcześniej nie czuł tak silnej potrzeby dzielenia się swoimi uczuciami i przemyśleniami z inną osobą. Było to przerażające doświadczenie.
Gdy tylko wszedł do sali, od razu dostrzegł nieobecność sąsiada Nicka. Zlustrował puste, zasłane łóżko i podszedł do chłopaka, który uśmiechnął się szeroko na jego widok, choć wyglądał przy tym na zmęczonego. Wcześniej Peter nie poświęciłby temu tyle uwagi, ale po rozmowie z matką wciąż myślał o fatalnym stanie nastolatka.
– Umarł? – zapytał z umiarkowanym zainteresowaniem, jakby pytał o pogodę, i wskazał na puste łóżko, które zajmował starszy mężczyzna.
Nick uniósł z niedowierzaniem brwi i parsknął cicho.
– Serio? – Pokręcił głową. – Nie, nie umarł. Zabrali go na badania.
– Aha.
– Trochę więcej empatii by nie zaszkodziło, wiesz?
Peter usiadł przy łóżku chłopaka i spojrzał na niego, jakby się przesłyszał.
– Empatii? – powtórzył i zabrzmiał tak, jakby nigdy wcześniej nie słyszał tego słowa.
– Tak, empatii. O mnie też byś zapytał w taki sposób?
Mężczyzna zacisnął usta i przez chwilę nie odpowiadał. Samo myślenie o tym, że kiedyś może wejść do tej sali, a Nicka w niej nie będzie…
– Oczywiście, że nie. To co innego. Jego nie znam. – Skrzywił się. – Musimy się teraz kłócić? Dopiero przyszedłem.
– Nie kłócimy się. – Chłopak wywrócił oczami, wyraźnie zniecierpliwiony. – Po prostu… Zresztą, nieważne. Coś się stało? Jesteś jakiś dziwny.
– Nie, wszystko w porządku. – Zmarszczył brwi. – Czemu „dziwny”?
– Jesteś tu od pięciu minut i jeszcze mnie nie obraziłeś. Zaczynam myśleć, że się rozchorowałeś.
Peter uśmiechnął się i nie pierwszy już raz zdusił w sobie chęć wyciągnięcia dłoni i poczochrania nią włosów Nicka. Czasami zapominał, że nie było czego czochrać. I od rozmowy z matką podejrzewał, że był to swego rodzaju mechanizm obronny przed tym, co było nieuniknione. Specjalnie nie dostrzegał stanu fizycznego Nicka, wmawiając sobie, że ten wcale nie jest śmiertelnie chory. Dopiero teraz zaczynał to dostrzegać. Matka nieoczekiwanie wiele mu uświadomiła, nawet jeśli ich rozmowa była krótka i niczego w niej nie ujawnił.
– Gdy byłem mały, zanim ojciec odszedł… – zaczął niepewnie, nie patrząc przy tym na Nicka, więc nie dostrzegł jego zaskoczonego wzroku. – Jack był za mały, ale ja według niego już nie. Więc… matka ojca była chora, odkąd pamiętam. Zawsze leżała w szpitalu. Nie przypominam sobie, żebym widział ją w jakimś innym miejscu.
Wiedział, że mówił nieskładnie, ale na wspomnienie babki od razu w jego głowie pojawiały się obrazy z dzieciństwa. Po tylu latach nie mógł być nawet pewny, że były prawdziwe, a jednak nawet teraz miał wrażenie, że może przypomnieć sobie zapach środków czystości i okropny smród starości, z jakim zawsze kojarzyła mu się matka ojca.
– Ojciec często ją odwiedzał i prawie zawsze zabierał mnie ze sobą. Mówił, że babka chce pobyć chociaż z jednym ze swoich wnuków przed śmiercią. Niewiele wtedy z tego rozumiałem, a przebywanie w szpitalu, w tej zatłoczonej sali pełnej umierających ludzi…
– Ile miałeś wtedy lat?
– Pięć, sześć. Nie pamiętam dokładnie. – Uśmiechnął się krzywo, wyraźnie zakłopotany. – Wiem, jak to brzmi, Nick. To idiotyczne. Ale samo wspomnienie tych wizyt… – Potrząsnął głową. – Naprawdę jej nienawidziłem, wiesz? Może nie potrafiłem wtedy tego nazwać, ale chciałem, żeby w końcu umarła.
Gdy poczuł drobne palce zaciskające się na jego dłoni, uniósł głowę i spojrzał w końcu na przyjaciela. Był zawstydzony swoją opowieścią i wiedział, że tak naprawdę nie tłumaczyła ona w pełni jego niechęci do szpitali i chorych osób. Komuś, kto nie miał takich doświadczeń, z pewnością trudno było sobie wyobrazić, co tak naprawdę czuł. Ale po minie Nicka widział, że ten wcale go nie oceniał, jak podświadomie się tego spodziewał. Wyglądał na przejętego.
– To nie jest idiotyczne, Peter. Dzieci nie muszą wszystkiego rozumieć, szczególnie w tym wieku, a miejsca takie jak te… – Machnął dłonią w kierunku drugiego łóżka. – Sam nie chciałbym, żeby jakieś dziecko widziało mnie w takim stanie.
– Ta, ojciec niewiele tłumaczył – przyznał, wracając myślami do wspomnień z tamtego okresu. – Raczej wściekał się, gdy nie chciałem z nim jechać. – Westchnął. – A najgorsze jest to, że teraz nie potrafię już nawet określić, co jest prawdą, a co jedynie moim wymysłem. Pozostała tylko niechęć, z którą ostatnio radzę sobie trochę lepiej. – Uśmiechnął się i oddał uścisk dłoni. – Dzięki tobie.
Nick uśmiechnął się szeroko, jakby usłyszał właśnie największy komplement w życiu.
– Cieszę się, że mam na ciebie taki wpływ. – Wyszczerzył się. – Ale zastanawiam się… Myślałeś może o rozmowie z jakimś specjalistą? No wiesz, z kimś, kto pomógłby ci się z tym uporać…
Peter pokręcił głową, niezbyt przekonany do tego pomysłu. Rozmowy z psychologiem lub z psychoterapeutą nie były czymś, co wyobrażałby sobie jako jedną z możliwości radzenia sobie z przeszłością. Z trudem otworzył się przed Nickiem, więc jak miałby to zrobić przed kimś obcym?
– Zastanów się nad tym, co? Nic się nie stanie, jeśli tylko spróbujesz, nie?
– Zaczynasz traktować mnie jak małe dziecko, wiesz? – prychnął, ale nie potrafił powstrzymać czułego spojrzenia, jakim obdarzył chłopaka. Miał wrażenie, że trochę mu ulżyło po tym, jak podzielił się z nim historią z dzieciństwa. Nie lubił do tego wracać i nie chciał o tym myśleć, ale pragnął, by Nick go zrozumiał. Chyba nie chciał być stuprocentowym dupkiem w jego oczach.
Wyraz jego twarzy szybko uległ zmianie, gdy przyjaciel zaczął kasłać i nie mógł się uspokoić. Mężczyzna pospiesznie sięgnął po opakowanie chusteczek i podał kilka Nickowi, w pamięci wciąż mając zakrwawione chusteczki, jakie zawsze u niego widział, gdy ten zaczynał się dusić. Po raz kolejny poczuł bolesny ucisk w żołądku. Miał przed sobą kolejny dowód na to, jak niewiele dzieliło ich od pożegnania.
Nie czekał, aż Nick się uspokoi. Zabrał z szafki szklankę i przeszedł do niewielkiej łazienki, gdzie napełnił ją wodą z kranu. Westchnął przy tym, nagle przytłoczony sytuacją. Nie mógł przestać myśleć o tym, ile czasu im pozostało.
Gdy wrócił do sali, na jego twarzy nie było już śladu wcześniejszych rozterek, choć w jego oczach można było dostrzec niepokój.
– Znów krew? – zapytał, bezskutecznie szukając wzrokiem chusteczek, gdy podawał przyjacielowi szklankę. – Ostrożnie.
– Poradzę sobie. – Nick uśmiechnął się słabo i trzęsącymi się dłońmi odebrał od niego szklankę, tym samym pokazując, że wciąż może być samodzielny. Napił się, zanim ponownie się odezwał. – Nie, tym razem obyło się bez krwi.
– To dobrze. – Peter uśmiechnął się słabo, ale nie wyglądał na przekonanego. Wolałby zobaczyć chusteczki, zanim te wylądowały w koszu. Nie był pewien, czy chłopak był z nim szczery. – Czujesz się gorzej? Chcesz się przespać?
– Nie, jest w porządku, dzięki. – Nick oddał mu szklankę i ułożył się wygodniej na łóżku. – Ostatnio dostałem nowe wyniki.
– I jak? – Cień nadziei pojawił się w jego oczach, ale gdy tylko dostrzegł minę chłopaka, od razu zniknął. – To nic. Poradzimy sobie z tym.
– My?
Peter uśmiechnął się słabo i zacisnął dłoń na drobnych palcach przyjaciela.
– A widzisz tu kogoś innego?
Nie rozumiał w pełni swoich uczuć, nie potrafił wyjaśnić, dlaczego właśnie pyskaty, chory nastolatek tak bardzo przyciągnął jego uwagę, ale kiedy obserwował jego pobladłą, wychudzoną twarz, miał wrażenie, że w końcu znajdował się we właściwym miejscu. I może właśnie dlatego nawet się nie zastanawiał, gdy wychylił się i przycisnął swoje usta do wąskich, chłodnych warg Nicka. W tamtym momencie wydawało się to równie właściwe, co spędzanie czasu z najbliższą rodziną.

3 komentarze:

  1. Ja uważam, ze jest nadal spójna. I zaczyna się coś dziać. Jestem już ciekaw, co będzie dalej po tym pocałunku.
    Ostatnio bardzo dużo pisarzy lubi uśmiercać bohaterów. Nie przeżyję jeśli Nick będzie kolejną ofiarą głupich pomysłów autorów!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hhahahaha, nie mogę niczego zagwarantować, ale jeśli w moich tekstach jakieś postacie umrą, to tylko dlatego, że będzie to wynikało z rozwoju sytuacji, a nie z mojego widzimisię lub próby wywołania współczucia. Mam nadzieję, że wtedy lepiej to odbierzesz :P
      Bardzo dziękuję za reakcję i odpowiedź na moje pytanie!
      Wesołych Świąt! :D

      Usuń
  2. Hejeczka,
    wspaniale, w Peterze wielkie zmiany zachodzą, otwiera sie na Nicka, wciąż się troszczy o niego i martwi...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń