Rozdział też pewnie niedługo się pojawi, ale ile włożę w niego serca i ile przyjemności sprawi mi pisanie go - tego jeszcze nie wiem.
Oczywiście dziękuję też wszystkim za komentarze <3
Bądźcie cierpliwi. Pozdrawiam!
__________________________________________________________________________
Dom
z zewnątrz był tak odpychający, że mieszkańcy miasteczka nie zbliżali się nawet
do tej części ulicy, przy której w znacznym oddaleniu od sąsiadów znajdował się
ten opuszczony budynek. Dzieci były straszone przez rodziców karami odbywanymi
w upiornym domu, jak nazywali go uczniowie jedynej szkoły w mieście, i nikt od
lat nie postawił nawet nogi za zniszczonym ogrodzeniem, które oddzielało dom od
ulicy. Przynajmniej nikt, o kim słyszeliby mieszkańcy.
Alice
nie udawała, że nie czuje strachu, stojąc przed zardzewiałą furtką, bo czuła. W
tym miejscu chyba nikt nie potrafiłby wyrzucić z głowy chociażby jednego
horroru, który oglądał w dzieciństwie, a którego akcja rozgrywałaby się w opuszczonym
budynku. Jednakże mimo odczuwanego lęku, nie zamierzała uciekać. Musiała
udowodnić sobie i chłopakom z drużyny piłkarskiej, że bycie kobietą nie czyni z
niej słabszej, czy mniej odważnej. Wręcz przeciwnie, doskonale wiedziała, że z
całej drużyny tylko ona tak naprawdę odważyła się na ten krok i postanowiła
sprawdzić to opuszczone miejsce.
Wyciągnęła
podręczną kamerę, włączyła nagrywanie i pchnęła zardzewiałą furtkę. Ta niemal
od razu ustąpiła pod jej dotykiem, wydając przy tym tak przeraźliwie skrzypiący
dźwięk, że Alice poczuła ciarki na całym ciele. Otrząsnęła się z tego uczucia,
wzięła głęboki wdech i weszła na teren posiadłości.
Nie
było tak źle. Wokół panowała dojmująca cisza, ale dziewczyna i tak wolała ten
stan od upiornych, skrzypiących dźwięków, które negatywnie wpływały na jej
wyobraźnię. Nic jej nie zaatakowało, co też uznała za sukces, dlatego powoli, z
kamerą w dłoniach, ruszyła przed siebie. Podwórko z przodu było niewielkie,
porośnięte wysoką trawą, którą poruszała się od nagłych podmuchów wiatru.
Dojście do werandy nie powinno zająć jej długo, ale i tak miała wrażenie, że
zajmuje jej to więcej czasu, niż powinno. Czuła się tak, jakby stary budynek
odpychał ją od siebie i choć wiedziała, że było to absurdalne wrażenie, to
jednak nie mogła się go pozbyć. Była tak zamyślona, że gdy poczuła coś na
swojej stopie, podskoczyła z krzykiem i położyła dłoń na klatce piersiowej. Serce
biło jej tak szybko, jakby miało zaraz wyskoczyć.
–
To tylko mysz… – szepnęła, próbując uspokoić samą siebie. – Tylko mała,
nieszkodliwa myszka…
Miała
szczęście, że nie upuściła z nerwów kamery, bo wtedy całe to przedsięwzięcie
nie miałoby żadnego sensu. Poza tym wizja szukania urządzenia w tych zaroślach,
które sięgały jej niemal po kolana, wcale nie była przyjemna. Przyspieszone
bicie serca i wzbierający w niej strach sprawiły, że miała ochotę obrócić się i
czym prędzej pognać do domu, ale duma nie pozwoliła jej na takie zachowanie.
Nie zamierzała poddawać się z powodu nieszkodliwego gryzonia. Była odważna i
musiała to udowodnić.
Spróchniałe
drewno ugięło się pod jej ciężarem, gdy postawiła stopę na werandzie i Alice
przemknęło przez myśl, czy cała konstrukcja nie zawali się po dwóch krokach,
ale nic takiego się nie wydarzyło. Choć słyszała okropne stęknięcia starego
drewna, to jednak udało jej się dojść bez żadnych przygód do miejsca, w którym
znajdowały się kiedyś drzwi wejściowe. Teraz widniała tam czarna dziura, bo
choć na zewnątrz dopiero zmierzchało, to w środku nie można było niczego
dostrzec mimo szpar między deskami, którymi zabito okna. Była na to
przygotowana – z torby przewieszonej przez ramię wyciągnęła latarkę i wkrótce
przy jej pomocy rozświetliła wnętrze, do którego weszła.
To
nie był piękna, zabytkowa posiadłość. Ząb czasu nadgryzł drewnianą
powierzchnię, a po starych meblach rozrzuconych w dużym pomieszczeniu, które
znajdowało się po prawej stronie od wejścia, można było uznać, że nawet w
czasach świetności dom wcale nie prezentował się okazale. Przynajmniej taki
wniosek wyciągnęła Alice, gdy ujrzała pozostałości po dawnych właścicielach
budynku.
Uniosła
kamerę i obróciła się z nią, by nakręcić wnętrze słabo oświetlonego
pomieszczenia. Wciąż odczuwała strach, ale w tym momencie czuła również dumę z
powodu wykonanego zadania. Miała tylko wejść do środka, a następnie przynieść
na spotkanie z drużyną dowód na to, że przetrwała w mrocznej posiadłości. Teraz
gdy wszystko się udało i mogła wrócić do swojego domu, była już znacznie
spokojniejsza.
Gdy
wyłączyła urządzenie i schowała je do torby, skierowała światło latarki na
wyjście prowadzące na korytarz. Ruszyła w tamtym kierunku, ale szybko
przystanęła, bo wydawało jej się, że usłyszała jakiś dźwięk dochodzący zza jej
pleców. Obróciła się na pięcie, ale nikogo nie zobaczyła. Wzięła głęboki wdech
i pokręciła głową. To mógł być kolejny dźwięk wywołany silnym wiatrem, który
uderzał w ściany starego budynku. Wszystko przecież w tym miejscu skrzypiało i
jęczało, przez lata doprowadzone do koszmarnego stanu. Alice poczuła się jak
idiotka, gdy zrozumiała swój błąd. Ponownie ruszyła w stronę wyjścia, a gdy
znalazła się na korytarzu, od razu skierowała swe kroki w stronę werandy. Zaraz
jednak stanęła jak wryta, gdy okazało się, że wyjście zniknęło, a na jego
miejscu pojawiła się brudna, śmierdząca moczem ściana z odpadającym tynkiem.
–
Musiałam źle skręcić – wymamrotała i obróciła się, by ujrzeć za sobą stare, w
połowie zapadnięte schody, które prowadziły na piętro. – Nie, to niemożliwe…
Chaotycznym
ruchem skierowała światło latarki na przeciwległą ścianę, a następnie okręciła
się wokół własnej osi, szukając wzrokiem dziury, dzięki której mogłaby wyjść na
werandę. Nic takiego jednak nie znalazła. Z trzech stron otaczały ją brudne,
zniszczone ściany. Mogła wrócić do dużego pokoju, którego wnętrze nagrała
kamerą lub ruszyć w głąb domu. Nie było innej drogi. Nie było powrotu.
Na
kilka przedłużających się sekund obezwładnił ją strach – nie była w stanie zrobić
nawet kroku w którąkolwiek ze stron. Nie potrafiła racjonalnie wytłumaczyć
tego, co właśnie się wydarzyło, i to ją przerażało. Od najmłodszych lat
słyszała różne historie o tym starym domu i teraz nie potrafiła wyrzucić ich z
głowy, a to nie pomagało jej w uspokojeniu się. Wyobraźnia działała na
najwyższych obrotach, przywołując obrazy z najgorszych horrorów. Potrzebowała
czasu, żeby znów zacząć myśleć racjonalnie.
Nie
wiedziała, ile czasu minęło, zanim w końcu ruszyła w głąb domu, by sprawdzić
inne pomieszczenia. Gdzieś musiało znajdować się wyjście – jeśli nie główne, to
może jakieś prowadzące do ogrodu. A jeśli i tego by nie znalazła, mogła też
wyjść oknem – w tym momencie nie była zbyt wybredna. Chciała już tylko wydostać
się z tego upiornego budynku, by nigdy więcej do niego nie wracać.
Zatrzymała
się przy schodach, niezdecydowana. Wejście na piętro nie miało sensu, bo nie
chciała zwiedzać domu, więc pozostał jej parter. Po prawej stronie dostrzegła
stare, wyrwane z zawiasów drzwi i dziurę w ścianie, która prowadziła do
kolejnego pokoju. Już miała skierować swe kroki w jego kierunku, gdy usłyszała
głośny łoskot dobiegający z góry. Gwałtownie uniosła głowę, jakby spodziewała
się, że zauważy coś na suficie, ale poza ogromną ilością pajęczyn, wszystko
było w porządku. Mogłaby się oszukiwać, że to jej przerażony umysł wytwarza
takie dźwięki, ale po chwili znów usłyszała ten dudniący odgłos – jakby czyjeś
ciało uderzyło z łoskotem o podłogę.
–
Halo! Jest tam ktoś?! – Skierowała światło latarki na schody, ale – ku uldze –
niczego nie dostrzegła. Logika podpowiadała, by wejść na piętro i rozwiązać
zagadkę pochodzenia tego dziwnego dźwięku, ale Alice obejrzała zbyt wiele
horrorów w swoim życiu, by popełnić ten błąd. Nie zamierzała zbliżać się do
niczego, co było podejrzane. Zamiast tego skierowała swe kroki do najbliższego
pomieszczenia, czujnie rozglądając się przy tym na boki. Niczego nie mogła być
już pewna.
Na
początku wydawało jej się, że pokój jest zupełnie pusty. Światło latarki
przesuwało się po gołych ścianach, bezskutecznie szukając okna, którym Alice mogłaby
się wydostać. Dopiero w chwili, w której miała już obrócić się na pięcie i
przejść do następnego pomieszczenia, coś w kącie przykuło jej uwagę. Zmrużyła
oczy i właśnie wtedy to poczuła – włoski na jej karku stanęły dęba, gdy dotarło
do niej, że ktoś ją obserwuje. Jakimś cudem udało jej się powstrzymać krzyk,
ale serce omal nie stanęło jej w gardle, gdy zrozumiała, że nie tylko ona postanowiła
tego dnia odwiedzić to upiorne miejsce. Powoli, jakby poruszała się w
zwolnionym tempie, obróciła się i dostrzegła za sobą jedynie mroczną pustkę.
Wytężyła wzrok, ale w żółtym świetle niczego nie dostrzegła – wciąż była sama.
Odetchnęła
z ulgą i wróciła wzrokiem do kąta, który wcześniej zwrócił jej uwagę, i głos
uwiązł jej w gardle. Nie była w stanie powiedzieć, jak wcześniej mogła tego nie
zauważyć. Czy naprawdę była aż tak przerażona? W kącie pomieszczenia znajdowało
się drewniane krzesło, a na nim siedziała skrępowana dziewczyna. Ręce miała
związane za plecami, a nogi przykute do łańcucha, który wystawał z podłogi.
Głowa opadła jej na pierś, a kaskada włosów przykryła twarz tak, że Alice nie
mogła jej dostrzec. Była jednak przekonana, że ma przed sobą wciąż żywą,
zakrwawioną dziewczynę, która jak najszybciej potrzebowała pomocy.
–
Chryste… – wydusiła, gdy przez myśl przemknęło jej, że porywacz nieznajomej
wciąż mógł znajdować się w domu. Może to właśnie on poruszał się na piętrze i
to właśnie jego słyszała. Było całkiem prawdopodobne, że właśnie znalazła się w
niebezpieczeństwie i choć instynkt nakazywał jej uciekać (na chwilę zapomniała,
że wciąż nie znalazła wyjścia), to jednak nie mogła zostawić tej dziewczyny na
rychłą śmierć, a prawdopodobnie właśnie to czekało ją w tym upiornym domu.
W
dwóch krokach znalazła się przy siedzącej na krześle postaci i położyła dłoń na
jej ramieniu. Wciąż przy tym oglądała się za siebie, jakby wierząc, że w
otaczających je ciemnościach będzie w stanie dostrzec zbliżające się
niebezpieczeństwo.
–
Hej. – Potrząsnęła ramieniem dziewczyny. – Hej, dasz radę biec, gdy cię
rozwiążę?
Nie
wiedziała, jak powinna zachować się w takiej sytuacji, ale czuła, że musi
działać szybko. Odłożyła torbę na podłogę i z latarką wciśniętą pod pachę pochyliła
się, by zacząć rozwiązywać nadgarstki dziewczyny. Ta w pierwszej chwili zdawała
się w ogóle nie reagować na jej obecność – Alice przypuszczała, że była
nieprzyjemna. Dopiero gdy szarpnęła mocniej za węzeł, poczuła lodowaty oddech
blisko swojego policzka. Wtedy też przybrała na twarz sztuczny uśmiech i
obróciła głowę, by uspokoić dziewczynę, ale to, co zobaczyła…
Krzyk
wydarł się z jej gardła, gdy potknęła się i upadła na podłogę, nabijając sobie
przy tym potężnego siniaka. Latarka wypadła jej z dłoni i potoczyła się na
drugi koniec pomieszczenia, więc Alice niewiele teraz widziała, ale to, co
dostrzegała w otaczającej ją ciemności, wystarczyło. Jasne oczy nieznajomej
świeciły upiornie w mroku, a jej nienaturalnie rozciągnięte usta rozszerzyły
się jeszcze bardziej w przerażającym uśmiechu. Alice nigdy wcześniej czegoś
podobnego nie widziała. To nie była ofiara, która potrzebowała pomocy. To był
potwór.
Próbowała
się poruszyć, ale nagle poczuła się tak, jakby całe jej ciało zostało
przyklejone do podłogi. Nie była w stanie wykonać żadnego ruchu. Mogła tylko
biernie przyglądać się postaci siedzącej na krześle, gdy ta nagle zerwała
łańcuch i wstała, a przy tym nawet na chwilę nie spuściła z niej wzroku. Włosy
miała długie i gęste, a twarz można by uznać za nastoletnią, gdyby nie iskrzące
się oczy wielkości małych guzików i usta, których kąciki ciągnęły się aż po
skronie. Gdy stwór wyszczerzył się, Alice dostrzegła rzędy długich, spiczastych
zębów, spomiędzy których wystawał zakrwawiony kawałek mięsa.
Chciała
krzyczeć, uciekać, zrobić cokolwiek, by nie zostać złapanym przez tę upiorną
postać, ale jej ciało zupełnie odmówiło posłuszeństwa. Stwór zaczął się do niej
zbliżać, a ona obserwowała go z przerażeniem, bezskutecznie próbując uwolnić
się z niewidzialnych więzów. Nagle usłyszała trzask – jeden, drugi, trzeci. Z
każdym kolejnym krokiem potwora, trzaski stawały się coraz częstsze i
głośniejsze. Wszystko wyglądało tak, jakby dom trząsł się w posadach. Nie
wiedziała, czy szybciej zawali się ta stara, niepewna konstrukcja, czy dopadnie
ją długowłosy stwór. W tej sytuacji wydawało się, że nie ma to już większego
znaczenia. W jednej chwili dotarło do niej, że nie ucieknie. Legendy o tym
miejscu nie były jedynie wymysłem przestraszonych nastolatków. Wiedziała, że
już z niego nie wyjdzie.
Gdy
stwór złapał ją za gardło i podniósł, deski pod nimi zaczęły kruszyć się i
łamać. W kilka sekund podłoga całkowicie się zapadła i razem runęli w dół.
Upadku Alice już nie zapamiętała. Zemdlała.
***
Obudziła
się z wrzaskiem. Policzki miała mokre od łez, a powieki spuchnięte od płaczu.
Chciała unieść ręce i zbadać swoje ciało w poszukiwaniu ugryzień, ale nie mogła
nimi ruszyć. Grube pasy owinięte były wokół jej nadgarstków, kostek i tułowia.
W pierwszej chwili nie rozpoznała tego widoku. Jak dzikie zwierzę zaczęła przesuwać
wzrokiem po białych ścianach wąskiego, prostokątnego pokoju. Poza niewielką
szafką i krzesłem nie dostrzegła niczego, co choć trochę przypominałoby dom.
Jęknęła
i zaczęła bezskutecznie szarpać się z pasami. Powoli przypominała sobie, gdzie
się znajduje, choć świadomość swojego położenia wcale nie napawała jej
entuzjazmem. Wolałaby wrócić do rozpadającego się domu i dziewczyny z twarzą
potwora, niż kolejny dzień spędzić w tym białym, sterylnie czystym pokoju.
Nienawidziła go.
–
Pomocy!
Drzwi
otworzyły się gwałtownie, a do środka wbiegła pielęgniarka. Strzykawka w jej
dłoni nie zwiastowała niczego dobrego, więc Alice znów zaczęła wrzeszczeć, tak
samo przerażona, jak w chwili, gdy znajdowała się w upiornym domu. Czuła się w
tym szpitalu dokładnie tak samo.
–
To tylko kolejny napad. – Pielęgniarka uśmiechnęła się do niej życzliwie, ale
ona widziała przed sobą już tylko szerokie usta i spiczaste zęby. – Niedługo poczujesz
się lepiej.
Nie
mogła uciec. Igła wbiła się w jej pulsującą żyłę, a ona poczuła, jak w ciągu
kilkudziesięciu sekund podłoga znów zaczęła się załamywać. Po raz kolejny
pochłonęła ją ciemność.
Świetna historia, czułam emocje, które bohaterka przeżywała. Zakończenie strasznie mnie na początku zdezorientowało, ale zaraz potem przyszło zrozumienie
OdpowiedzUsuńDzDzięku za ten One shot.
Pisz kiedy masz chęć, nic nie rób na siłę, bo pasja do tego się wypali.
Pozdrawiam i życzę weny
Akira
Cieszę się, że Ci się podobało :D
UsuńWiem, że nic na siłę, ale mam jednak w sobie poczucie obowiązku i nie chcę zawieść czytelników. Stąd tworzy się we mnie konflikt, który zdecydowanie działa na mnie negatywnie.
No cóż, zobaczymy, co z tego będzie.
Dziękuję za komentarz! Pozdrawiam ;)
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńtekst wspaniały, cudownie udało Ci się ukazać te emocje... a sama końcówka...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia