poniedziałek, 25 listopada 2019

Próchno

Kochani, muszę szczerze przyznać, że od pewnego czasu pisanie (a także czytanie) nie sprawia mi już takiej przyjemności, jak kiedyś. Oczywiście chcę dla Was pisać, ale chciałabym też pisać dla siebie. A ostatnio nijak mi to nie wychodzi. Dlatego dziś nie ma kolejnego rozdziału o historii szpitalnej, a jest krótki tekst, który pisało mi się całkiem znośnie (jak na mój ostatni czas, jest to niezłe osiągnięcie). Klimat Halloween już dawno za nami, ale coś mnie wzięło na taką historię, więc jeśli nie lubicie mroczniejszych klimatów, to "Próchno" może nie być dla Was.
Rozdział też pewnie niedługo się pojawi, ale ile włożę w niego serca i ile przyjemności sprawi mi pisanie go - tego jeszcze nie wiem.
Oczywiście dziękuję też wszystkim za komentarze <3
Bądźcie cierpliwi. Pozdrawiam!
__________________________________________________________________________

Dom z zewnątrz był tak odpychający, że mieszkańcy miasteczka nie zbliżali się nawet do tej części ulicy, przy której w znacznym oddaleniu od sąsiadów znajdował się ten opuszczony budynek. Dzieci były straszone przez rodziców karami odbywanymi w upiornym domu, jak nazywali go uczniowie jedynej szkoły w mieście, i nikt od lat nie postawił nawet nogi za zniszczonym ogrodzeniem, które oddzielało dom od ulicy. Przynajmniej nikt, o kim słyszeliby mieszkańcy.
Alice nie udawała, że nie czuje strachu, stojąc przed zardzewiałą furtką, bo czuła. W tym miejscu chyba nikt nie potrafiłby wyrzucić z głowy chociażby jednego horroru, który oglądał w dzieciństwie, a którego akcja rozgrywałaby się w opuszczonym budynku. Jednakże mimo odczuwanego lęku, nie zamierzała uciekać. Musiała udowodnić sobie i chłopakom z drużyny piłkarskiej, że bycie kobietą nie czyni z niej słabszej, czy mniej odważnej. Wręcz przeciwnie, doskonale wiedziała, że z całej drużyny tylko ona tak naprawdę odważyła się na ten krok i postanowiła sprawdzić to opuszczone miejsce.
Wyciągnęła podręczną kamerę, włączyła nagrywanie i pchnęła zardzewiałą furtkę. Ta niemal od razu ustąpiła pod jej dotykiem, wydając przy tym tak przeraźliwie skrzypiący dźwięk, że Alice poczuła ciarki na całym ciele. Otrząsnęła się z tego uczucia, wzięła głęboki wdech i weszła na teren posiadłości.
Nie było tak źle. Wokół panowała dojmująca cisza, ale dziewczyna i tak wolała ten stan od upiornych, skrzypiących dźwięków, które negatywnie wpływały na jej wyobraźnię. Nic jej nie zaatakowało, co też uznała za sukces, dlatego powoli, z kamerą w dłoniach, ruszyła przed siebie. Podwórko z przodu było niewielkie, porośnięte wysoką trawą, którą poruszała się od nagłych podmuchów wiatru. Dojście do werandy nie powinno zająć jej długo, ale i tak miała wrażenie, że zajmuje jej to więcej czasu, niż powinno. Czuła się tak, jakby stary budynek odpychał ją od siebie i choć wiedziała, że było to absurdalne wrażenie, to jednak nie mogła się go pozbyć. Była tak zamyślona, że gdy poczuła coś na swojej stopie, podskoczyła z krzykiem i położyła dłoń na klatce piersiowej. Serce biło jej tak szybko, jakby miało zaraz wyskoczyć.
– To tylko mysz… – szepnęła, próbując uspokoić samą siebie. – Tylko mała, nieszkodliwa myszka…
Miała szczęście, że nie upuściła z nerwów kamery, bo wtedy całe to przedsięwzięcie nie miałoby żadnego sensu. Poza tym wizja szukania urządzenia w tych zaroślach, które sięgały jej niemal po kolana, wcale nie była przyjemna. Przyspieszone bicie serca i wzbierający w niej strach sprawiły, że miała ochotę obrócić się i czym prędzej pognać do domu, ale duma nie pozwoliła jej na takie zachowanie. Nie zamierzała poddawać się z powodu nieszkodliwego gryzonia. Była odważna i musiała to udowodnić.
Spróchniałe drewno ugięło się pod jej ciężarem, gdy postawiła stopę na werandzie i Alice przemknęło przez myśl, czy cała konstrukcja nie zawali się po dwóch krokach, ale nic takiego się nie wydarzyło. Choć słyszała okropne stęknięcia starego drewna, to jednak udało jej się dojść bez żadnych przygód do miejsca, w którym znajdowały się kiedyś drzwi wejściowe. Teraz widniała tam czarna dziura, bo choć na zewnątrz dopiero zmierzchało, to w środku nie można było niczego dostrzec mimo szpar między deskami, którymi zabito okna. Była na to przygotowana – z torby przewieszonej przez ramię wyciągnęła latarkę i wkrótce przy jej pomocy rozświetliła wnętrze, do którego weszła.
To nie był piękna, zabytkowa posiadłość. Ząb czasu nadgryzł drewnianą powierzchnię, a po starych meblach rozrzuconych w dużym pomieszczeniu, które znajdowało się po prawej stronie od wejścia, można było uznać, że nawet w czasach świetności dom wcale nie prezentował się okazale. Przynajmniej taki wniosek wyciągnęła Alice, gdy ujrzała pozostałości po dawnych właścicielach budynku.
Uniosła kamerę i obróciła się z nią, by nakręcić wnętrze słabo oświetlonego pomieszczenia. Wciąż odczuwała strach, ale w tym momencie czuła również dumę z powodu wykonanego zadania. Miała tylko wejść do środka, a następnie przynieść na spotkanie z drużyną dowód na to, że przetrwała w mrocznej posiadłości. Teraz gdy wszystko się udało i mogła wrócić do swojego domu, była już znacznie spokojniejsza.
Gdy wyłączyła urządzenie i schowała je do torby, skierowała światło latarki na wyjście prowadzące na korytarz. Ruszyła w tamtym kierunku, ale szybko przystanęła, bo wydawało jej się, że usłyszała jakiś dźwięk dochodzący zza jej pleców. Obróciła się na pięcie, ale nikogo nie zobaczyła. Wzięła głęboki wdech i pokręciła głową. To mógł być kolejny dźwięk wywołany silnym wiatrem, który uderzał w ściany starego budynku. Wszystko przecież w tym miejscu skrzypiało i jęczało, przez lata doprowadzone do koszmarnego stanu. Alice poczuła się jak idiotka, gdy zrozumiała swój błąd. Ponownie ruszyła w stronę wyjścia, a gdy znalazła się na korytarzu, od razu skierowała swe kroki w stronę werandy. Zaraz jednak stanęła jak wryta, gdy okazało się, że wyjście zniknęło, a na jego miejscu pojawiła się brudna, śmierdząca moczem ściana z odpadającym tynkiem.
– Musiałam źle skręcić – wymamrotała i obróciła się, by ujrzeć za sobą stare, w połowie zapadnięte schody, które prowadziły na piętro. – Nie, to niemożliwe…
Chaotycznym ruchem skierowała światło latarki na przeciwległą ścianę, a następnie okręciła się wokół własnej osi, szukając wzrokiem dziury, dzięki której mogłaby wyjść na werandę. Nic takiego jednak nie znalazła. Z trzech stron otaczały ją brudne, zniszczone ściany. Mogła wrócić do dużego pokoju, którego wnętrze nagrała kamerą lub ruszyć w głąb domu. Nie było innej drogi. Nie było powrotu.
Na kilka przedłużających się sekund obezwładnił ją strach – nie była w stanie zrobić nawet kroku w którąkolwiek ze stron. Nie potrafiła racjonalnie wytłumaczyć tego, co właśnie się wydarzyło, i to ją przerażało. Od najmłodszych lat słyszała różne historie o tym starym domu i teraz nie potrafiła wyrzucić ich z głowy, a to nie pomagało jej w uspokojeniu się. Wyobraźnia działała na najwyższych obrotach, przywołując obrazy z najgorszych horrorów. Potrzebowała czasu, żeby znów zacząć myśleć racjonalnie.
Nie wiedziała, ile czasu minęło, zanim w końcu ruszyła w głąb domu, by sprawdzić inne pomieszczenia. Gdzieś musiało znajdować się wyjście – jeśli nie główne, to może jakieś prowadzące do ogrodu. A jeśli i tego by nie znalazła, mogła też wyjść oknem – w tym momencie nie była zbyt wybredna. Chciała już tylko wydostać się z tego upiornego budynku, by nigdy więcej do niego nie wracać.
Zatrzymała się przy schodach, niezdecydowana. Wejście na piętro nie miało sensu, bo nie chciała zwiedzać domu, więc pozostał jej parter. Po prawej stronie dostrzegła stare, wyrwane z zawiasów drzwi i dziurę w ścianie, która prowadziła do kolejnego pokoju. Już miała skierować swe kroki w jego kierunku, gdy usłyszała głośny łoskot dobiegający z góry. Gwałtownie uniosła głowę, jakby spodziewała się, że zauważy coś na suficie, ale poza ogromną ilością pajęczyn, wszystko było w porządku. Mogłaby się oszukiwać, że to jej przerażony umysł wytwarza takie dźwięki, ale po chwili znów usłyszała ten dudniący odgłos – jakby czyjeś ciało uderzyło z łoskotem o podłogę.
– Halo! Jest tam ktoś?! – Skierowała światło latarki na schody, ale – ku uldze – niczego nie dostrzegła. Logika podpowiadała, by wejść na piętro i rozwiązać zagadkę pochodzenia tego dziwnego dźwięku, ale Alice obejrzała zbyt wiele horrorów w swoim życiu, by popełnić ten błąd. Nie zamierzała zbliżać się do niczego, co było podejrzane. Zamiast tego skierowała swe kroki do najbliższego pomieszczenia, czujnie rozglądając się przy tym na boki. Niczego nie mogła być już pewna.
Na początku wydawało jej się, że pokój jest zupełnie pusty. Światło latarki przesuwało się po gołych ścianach, bezskutecznie szukając okna, którym Alice mogłaby się wydostać. Dopiero w chwili, w której miała już obrócić się na pięcie i przejść do następnego pomieszczenia, coś w kącie przykuło jej uwagę. Zmrużyła oczy i właśnie wtedy to poczuła – włoski na jej karku stanęły dęba, gdy dotarło do niej, że ktoś ją obserwuje. Jakimś cudem udało jej się powstrzymać krzyk, ale serce omal nie stanęło jej w gardle, gdy zrozumiała, że nie tylko ona postanowiła tego dnia odwiedzić to upiorne miejsce. Powoli, jakby poruszała się w zwolnionym tempie, obróciła się i dostrzegła za sobą jedynie mroczną pustkę. Wytężyła wzrok, ale w żółtym świetle niczego nie dostrzegła – wciąż była sama.
Odetchnęła z ulgą i wróciła wzrokiem do kąta, który wcześniej zwrócił jej uwagę, i głos uwiązł jej w gardle. Nie była w stanie powiedzieć, jak wcześniej mogła tego nie zauważyć. Czy naprawdę była aż tak przerażona? W kącie pomieszczenia znajdowało się drewniane krzesło, a na nim siedziała skrępowana dziewczyna. Ręce miała związane za plecami, a nogi przykute do łańcucha, który wystawał z podłogi. Głowa opadła jej na pierś, a kaskada włosów przykryła twarz tak, że Alice nie mogła jej dostrzec. Była jednak przekonana, że ma przed sobą wciąż żywą, zakrwawioną dziewczynę, która jak najszybciej potrzebowała pomocy.
– Chryste… – wydusiła, gdy przez myśl przemknęło jej, że porywacz nieznajomej wciąż mógł znajdować się w domu. Może to właśnie on poruszał się na piętrze i to właśnie jego słyszała. Było całkiem prawdopodobne, że właśnie znalazła się w niebezpieczeństwie i choć instynkt nakazywał jej uciekać (na chwilę zapomniała, że wciąż nie znalazła wyjścia), to jednak nie mogła zostawić tej dziewczyny na rychłą śmierć, a prawdopodobnie właśnie to czekało ją w tym upiornym domu.
W dwóch krokach znalazła się przy siedzącej na krześle postaci i położyła dłoń na jej ramieniu. Wciąż przy tym oglądała się za siebie, jakby wierząc, że w otaczających je ciemnościach będzie w stanie dostrzec zbliżające się niebezpieczeństwo.
– Hej. – Potrząsnęła ramieniem dziewczyny. – Hej, dasz radę biec, gdy cię rozwiążę?
Nie wiedziała, jak powinna zachować się w takiej sytuacji, ale czuła, że musi działać szybko. Odłożyła torbę na podłogę i z latarką wciśniętą pod pachę pochyliła się, by zacząć rozwiązywać nadgarstki dziewczyny. Ta w pierwszej chwili zdawała się w ogóle nie reagować na jej obecność – Alice przypuszczała, że była nieprzyjemna. Dopiero gdy szarpnęła mocniej za węzeł, poczuła lodowaty oddech blisko swojego policzka. Wtedy też przybrała na twarz sztuczny uśmiech i obróciła głowę, by uspokoić dziewczynę, ale to, co zobaczyła…
Krzyk wydarł się z jej gardła, gdy potknęła się i upadła na podłogę, nabijając sobie przy tym potężnego siniaka. Latarka wypadła jej z dłoni i potoczyła się na drugi koniec pomieszczenia, więc Alice niewiele teraz widziała, ale to, co dostrzegała w otaczającej ją ciemności, wystarczyło. Jasne oczy nieznajomej świeciły upiornie w mroku, a jej nienaturalnie rozciągnięte usta rozszerzyły się jeszcze bardziej w przerażającym uśmiechu. Alice nigdy wcześniej czegoś podobnego nie widziała. To nie była ofiara, która potrzebowała pomocy. To był potwór.
Próbowała się poruszyć, ale nagle poczuła się tak, jakby całe jej ciało zostało przyklejone do podłogi. Nie była w stanie wykonać żadnego ruchu. Mogła tylko biernie przyglądać się postaci siedzącej na krześle, gdy ta nagle zerwała łańcuch i wstała, a przy tym nawet na chwilę nie spuściła z niej wzroku. Włosy miała długie i gęste, a twarz można by uznać za nastoletnią, gdyby nie iskrzące się oczy wielkości małych guzików i usta, których kąciki ciągnęły się aż po skronie. Gdy stwór wyszczerzył się, Alice dostrzegła rzędy długich, spiczastych zębów, spomiędzy których wystawał zakrwawiony kawałek mięsa.
Chciała krzyczeć, uciekać, zrobić cokolwiek, by nie zostać złapanym przez tę upiorną postać, ale jej ciało zupełnie odmówiło posłuszeństwa. Stwór zaczął się do niej zbliżać, a ona obserwowała go z przerażeniem, bezskutecznie próbując uwolnić się z niewidzialnych więzów. Nagle usłyszała trzask – jeden, drugi, trzeci. Z każdym kolejnym krokiem potwora, trzaski stawały się coraz częstsze i głośniejsze. Wszystko wyglądało tak, jakby dom trząsł się w posadach. Nie wiedziała, czy szybciej zawali się ta stara, niepewna konstrukcja, czy dopadnie ją długowłosy stwór. W tej sytuacji wydawało się, że nie ma to już większego znaczenia. W jednej chwili dotarło do niej, że nie ucieknie. Legendy o tym miejscu nie były jedynie wymysłem przestraszonych nastolatków. Wiedziała, że już z niego nie wyjdzie.
Gdy stwór złapał ją za gardło i podniósł, deski pod nimi zaczęły kruszyć się i łamać. W kilka sekund podłoga całkowicie się zapadła i razem runęli w dół. Upadku Alice już nie zapamiętała. Zemdlała.

***

Obudziła się z wrzaskiem. Policzki miała mokre od łez, a powieki spuchnięte od płaczu. Chciała unieść ręce i zbadać swoje ciało w poszukiwaniu ugryzień, ale nie mogła nimi ruszyć. Grube pasy owinięte były wokół jej nadgarstków, kostek i tułowia. W pierwszej chwili nie rozpoznała tego widoku. Jak dzikie zwierzę zaczęła przesuwać wzrokiem po białych ścianach wąskiego, prostokątnego pokoju. Poza niewielką szafką i krzesłem nie dostrzegła niczego, co choć trochę przypominałoby dom.
Jęknęła i zaczęła bezskutecznie szarpać się z pasami. Powoli przypominała sobie, gdzie się znajduje, choć świadomość swojego położenia wcale nie napawała jej entuzjazmem. Wolałaby wrócić do rozpadającego się domu i dziewczyny z twarzą potwora, niż kolejny dzień spędzić w tym białym, sterylnie czystym pokoju. Nienawidziła go.
– Pomocy!
Drzwi otworzyły się gwałtownie, a do środka wbiegła pielęgniarka. Strzykawka w jej dłoni nie zwiastowała niczego dobrego, więc Alice znów zaczęła wrzeszczeć, tak samo przerażona, jak w chwili, gdy znajdowała się w upiornym domu. Czuła się w tym szpitalu dokładnie tak samo.
– To tylko kolejny napad. – Pielęgniarka uśmiechnęła się do niej życzliwie, ale ona widziała przed sobą już tylko szerokie usta i spiczaste zęby. – Niedługo poczujesz się lepiej.
Nie mogła uciec. Igła wbiła się w jej pulsującą żyłę, a ona poczuła, jak w ciągu kilkudziesięciu sekund podłoga znów zaczęła się załamywać. Po raz kolejny pochłonęła ją ciemność.

3 komentarze:

  1. Świetna historia, czułam emocje, które bohaterka przeżywała. Zakończenie strasznie mnie na początku zdezorientowało, ale zaraz potem przyszło zrozumienie
    DzDzięku za ten One shot.
    Pisz kiedy masz chęć, nic nie rób na siłę, bo pasja do tego się wypali.
    Pozdrawiam i życzę weny
    Akira

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Ci się podobało :D
      Wiem, że nic na siłę, ale mam jednak w sobie poczucie obowiązku i nie chcę zawieść czytelników. Stąd tworzy się we mnie konflikt, który zdecydowanie działa na mnie negatywnie.
      No cóż, zobaczymy, co z tego będzie.
      Dziękuję za komentarz! Pozdrawiam ;)

      Usuń
  2. Hejeczka,
    tekst wspaniały, cudownie udało Ci się ukazać te emocje... a sama końcówka...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń