poniedziałek, 28 października 2019

Powtórzyć życie – 4 – Wina

Hej! Trochę to potrwało, ale w końcu jest. Ostrzegam - znów niebetowany.
Kochani, chciałam też prosić o odzew (już dawno o to nie prosiłam i kurczę, chyba wyszłam z wprawy). Jeśli ta krótka historia Wam się nie podoba, to też ważna informacja! Każdy komentarz, nawet bardzo krytyczny, jest dla mnie istotny.
Pozdrawiam!
______________________________________________________________________

– Naprawdę jesteś w tym beznadziejny.
– Beznadziejny? Ja ci po prostu daję fory, dzieciaku.
Nick wywrócił oczami, choć nie potrafił powstrzymać głupkowatego uśmiechu, który ostatnio bardzo często gościł na jego twarzy. Nic nie mógł poradzić na to, jak wielką przyjemność czerpał z obecności Petera. Od kiedy mężczyzna przyniósł mu czasopisma o motoryzacji, minęły trzy tygodnie, w ciągu których pojawił się u niego jakieś dziesięć razy. Chłopak za każdym razem, gdy widział go stojącego na progu sali, nie mógł uwierzyć w swoje szczęście.
– Nie potrzebuję żadnych forów, bo kompletnie nie ogarniasz tej gry.
Peter potrafił zająć mu czas. Dużo rozmawiali, wspólnie czytali o samochodach lub tak jak dziś, grali w grę karcianą. Wszystko przychodziło im naturalnie i nawet negatywne nastawienie mężczyzny do ludzi chorych wydawało się znikać, gdy ten przebywał w jego pobliżu. Nick wciąż nie wiedział, co kryło się za tą niechęcią, ale cieszył się, że to właśnie przy nim Peter się zmienia. Był nim coraz bardziej oczarowany.
– Następnym razem przyniosę Scrabble i wtedy przekonasz się, kto tutaj jest prawdziwym mistrzem.
– To, że jesteś tłumaczem, nie oznacza od razu, że jesteś mistrzem w grze słownej – odpowiedział i uśmiechnął się kpiąco. – Z nas dwóch to zwykle ty nie wiesz, co powiedzieć.
– Tylko dlatego, że komentowanie niektórych twoich wypowiedzi jest poniżej mojej godności. Bez urazy.
– Jasne, tak sobie tłumacz. – Nick zaśmiał się i spojrzał na swoje karty. – Ha, znowu wygrałem!
– Zwykły przypadek. – Peter wzruszył ramionami i wstał. – Będę się zbierał.
– Już? – Nastolatek nie wyglądał na pocieszonego. – Szybko.
– Jack ma dzisiaj rehabilitację. Obiecałem, że go zawiozę. – Skrzywił się, bo wizja nieustannego wożenia brata do rehabilitanta wcale nie była przyjemna. – A potem czeka mnie obiad z matką, więc…
Nick pokiwał głową, bo rozumiał, że Peter miał swoje obowiązki względem rodziny, ale to nie znaczyło, że czuł się przez to lepiej. Sam przed samym sobą już przyznawał, że zrobił się bardzo zaborczy względem mężczyzny i chciał go mieć jak najdłużej tylko dla siebie. Sam nie wiedział, czy wiązało się to z jego stanem i wizją krótkiego życia, czy po prostu dawała o sobie znać jego zachłanna natura.
– Wpadniesz jutro?
– Um, nie wiem. Niczego nie obiecuję. – Peter uśmiechnął się oszczędnie. – Uważaj na siebie, tak?
– Spokojnie. Nie zamierzam umierać, dopóki nie wygram z tobą w Scrabble.
– Mhm, bardzo zabawne. – Twarz mężczyzny pozostała nieczytelna, gdy zbierał swoje rzeczy. – Na razie.
***
– Nie musisz na mnie czekać. Alice mnie odbierze.
Peter zmarszczył brwi i spojrzał w lusterko wsteczne, by ujrzeć odbicie brata, który rozłożył się na tylnym siedzeniu samochodu.
– Kto?
– Pamiętasz tę pielęgniarkę ze szpitala, która nie chciała dawać mi leków przeciwbólowych?
– Tę blondynę, którą nękałeś?
– Nikogo nie nękałem – obruszył się Jack, wydymając dolną wargę. – Mówiłem ci, że w końcu się z nią umówię. No i udało się.
– Taa. – Peter pokręcił głową. – A jak znowu ją wkurzysz i zostawi cię gdzieś po drodze?
– Nie, aż tak niemiła nie mogłaby być… – Młodszy z braci zmarszczył brwi, chyba głęboko zastanawiając się nad taką możliwością. – Myślisz?
– Nie wiem. – Zaśmiał się i skręcił na parking pod ośrodkiem rehabilitacyjnym. – Nie znam jej.
Gdy zaparkował, nie wyszedł od razu, by pomóc Jackowi, a najpierw odwrócił się i spojrzał na niego z miną, która sugerowała powagę.
– Lubisz ją?
– Gdybym jej nie lubił, to nie umówiłbym się z nią dzisiaj, nie?
– Nie, mam na myśli… – Peter westchnął z irytacją. – Czy ją lubisz? Krótko się znacie i w ogóle… – Westchnął, widząc minę Jacka, który patrzył na niego jak na idiotę. – Dobra, nieważne. Rusz się.
Nie wiedział, czemu postanowił pytać o podobne sprawy brata, który prawdopodobnie był ostatnią osobą, którą powinien o to zapytać. Ich doświadczenie związkowe było bardzo podobne, nawet jeśli lubił powtarzać, że nie ma tak luźnego podejścia do relacji, jak Jack. Wiedział jednak, że nie była to w pełni prawda. Obaj nigdy nie byli z nikim na poważnie i chyba nigdy też o kimś nie myśleli w ten sposób. A teraz… teraz Peter był tak zagubiony we własnych uczuciach, że sam już nie był pewny, o co tak naprawdę mu chodzi.
***
Dźwięki dobiegające z klubu Peter słyszał już w taksówce, gdy skręcali w ulicę, przy której znajdował się lokal. Miejsce było głośne, kolorowe, a tęczowa flaga wywieszona na fasadzie budynku nie pozostawiała żadnych wątpliwości co do orientacji seksualnej większości gości. Taksówkarz z wyraźnym grymasem przyjął od niego należność, ale nie skomentował w żaden sposób adresu, pod którym się zatrzymał, więc przynajmniej oszczędził Peterowi awanturę, w którą ten zapewne by się wdał, gdyby kierowca powiedział chociaż słowo.
Przed wejściem głównym umówił się z kolegą, którego jasne, niemalże białe włosy dostrzegł już z wnętrza taksówki.
– Bryan. – Uśmiechnął się szeroko i objął go ramionami, zgarniając w niedźwiedzi uścisk. – Dobrze cię widzieć, stary.
– To nie ja zniknąłem na ponad miesiąc. – Niższy mężczyzna spojrzał na niego znacząco, ale wydawał się zadowolony z ich spotkania. – Zabawimy się dzisiaj, co?
– Jak zawsze. – Wskazał dłonią na wejście do klubu, przy którym tłoczyło się kilkanaścioro osób. Część z nich zupełnie się nie wyróżniała, a część była ubrana w krzykliwe kolory i skórzane dodatki, które przyciągały wzrok. – Prowadź.

Godzinę później Peter był już wystarczająco podchmielony i rozbawiony historiami z pracy Bryana, by wybrać się na parkiet. Nie był dobrym tancerzem i zwykle potrzebował alkoholu, by zacząć tańczyć pośród ludzi. Na szczęście obecność znajomej twarzy bardzo pomagała i to właśnie z Bryanem na początku poruszał się w rytm muzyki, w końcu czując, że choć na chwilę może oderwać myśli od wszystkich problemów i trosk.
W piątkowy wieczór parkiet był przepełniony ludźmi, nawet jeśli sam klub nie był wcale najpopularniejszym tego typu lokalem w mieście. Na szczęście w środku były aż dwa parkiety, więc Peter nie czuł się jak sardynka w puszce, choć i tak było mu bardzo gorąco i czuł się trochę przytłoczony ilością otaczających go osób. Właśnie miał powiedzieć Bryanowi, że idzie się czegoś napić, gdy ten złapał go za ramię i przysunął się do niego tak blisko, że stało się to niekomfortowe.
– Ta ślicznotka z lewej chyba jest tobą zainteresowana.
Zmarszczył brwi, bo nie miał pojęcia, czy Bryan mówi teraz o mężczyźnie, czy kobiecie. To czasem było trudne do zrozumienia, gdyż jego kolega nazywał tak wszystkich, którzy wpisywali się w jego kanon piękna.
– Po mojej lewej, idioto. – Usłyszał, gdy zerknął w lewo i nie dostrzegł nikogo, kto by na nich spoglądał. Gdy jednak obrócił się w drugą stronę, faktycznie dostrzegł bardzo ładnego i bardzo młodego chłopaka, który wciąż na niego zerkał.
Uśmiechnął się pod nosem i wrócił wzrokiem do swojego jasnowłosego towarzysza.
– Myślisz, że powinienem…
Bryan wywrócił oczami, jakby nie mógł uwierzyć, że ten jeszcze pyta.
– Idź i nie zawstydzaj mnie więcej swoim żenującym brakiem pewności siebie.
Peter prychnął, ale nic na to nie odpowiedział. Nie brakowało mu pewności siebie. Znał swoją wartość. Wiedział też, po co przyszedł do tego klubu. Nic nie mógł jednak poradzić na to dziwne uczucie w jego wnętrzu, które ciągle narastało od czasu spotkania się z Bryanem tego wieczora.
Henry, bo tak miał na imię chłopak, który na niego zerkał, okazał się uroczym nastolatkiem, który również doskonale wiedział, po co przyszedł tego wieczora do klubu. Przez jakiś czas bujali się razem na parkiecie, ale gdy tylko okazało się, że Peter jest dziesięć razy gorszym tancerzem, niż jego ciemnowłosy towarzysz, zrezygnowali z tańczenia i stanęli pod jedną ze ścian, by choć trochę ze sobą porozmawiać. Rozmowa jednak szybko przerodziła się w coś więcej, bo obaj byli bardzo zniecierpliwieni i wyraźnie szukali ujścia dla zgromadzonych w nich emocji.
Pocałunki były przyjemne, ale Peter nie potrafił w pełni się na nich skoncentrować, bo nieznośne uczucie w brzuchu wciąż narastało, odciągając jego uwagę od chętnego i podekscytowanego nastolatka. Nawet gorące wargi na jego szyi i silne ugryzienie, które w pewnej chwili odczuł, nie były w stanie sprawić, by w pełni skupił się na dotykaniu Henry’ego.
– Możesz sobie wyobrażać, że jestem nim… – Usłyszał po chwili cichy głos chłopaka i poczuł dotyk jego ust na swoim uchu. – To bez znaczenia. Mogę być, kim chcesz…
W pierwszej chwili nie wiedział nawet, jak na to zareagować. Zastygł, zupełnie nieprzygotowany na taką propozycję. Miał ochotę wyprzeć się tego, co Henry właśnie mu zasugerował, ale wiedział, że nie miało to sensu. Nie musiał się przed nim tłumaczyć, a poza tym skłamałby przed samym sobą, gdyby nie przyznał, że rozpoznaje to dziwne uczucie w swoim brzuchu jako poczucie winy.
– Przepraszam, nie mogę…
– Hej, w porządku. – Henry objął go za szyję i znów pocałował. – Po prostu myśl, że to on.
Jak mógł tak myśleć? Wyobrażenie sobie Nicka w takiej sytuacji było dla niego zbyt abstrakcyjne. Przyjaciel leżący w szpitalu i czekający z niecierpliwością na każdą jego wizytę kojarzył mu się jedynie z drobnym, bezsilnym ciałem, zapadniętymi policzkami i roześmianymi oczami. Był tak niewinny i zupełnie niepasujący do tego, co działo się w tym klubie… Nie potrafił nawet wyobrazić go sobie w intymnej sytuacji.
Odsunął się od Henry’ego i spojrzał na niego z wyraźnym zakłopotaniem.
– Nie mogę. Sorry.
Odwrócił się i zniknął wśród tłumu, zanim nastolatek zdążył go zatrzymać lub przekląć za to, że bez żadnych wyjaśnień zostawił go samotnego i podnieconego obok innych, zajętych sobą par.
***
Kilkupiętrowy budynek z trzema skrzydłami stał się dla Petera miejscem, w którym ten bywał równie często, co w swoim mieszkaniu. Wiedział, że za kilka miesięcy ten szpital będzie pojawiał się w jego najgorszych koszmarach, ale na razie był jednym miejscem, w którym mężczyzna mógł spotkać się ze swoim nastoletnim przyjacielem.
W poniedziałkowe południe, gdy wchodził na znajomy oddział, wciąż czuł się dziwnie po piątkowej nocy w klubie i sam nie wiedział, jak się zachowa, gdy ponownie zobaczy Nicka. Myślenie o tym, że nie potrafił przelecieć poznanego w klubie chłopaka ze względu na chorego przyjaciela, trochę po paraliżowało. Ich relacja nie trwała przecież na tyle długo, by gnębiło go poczucie winy tak wielkie, jakby co najmniej zdradzał swojego partnera, a nie chciał się z kimś zabawić jako singiel. Poza tym to, co łączyło go z Nickiem, miało wymiar czysto platoniczny i przyjacielski. Dlaczego więc czuł się jak zdrajca?
Gdy wszedł do sali, pierwszym, co rzuciło mu się w oczy, nie był wcale chłopak czytający książkę, a starszy mężczyzna śpiący na drugim, do tej pory pustym łóżku.
– Co tu się dzieje? – zapytał wystarczająco głośno, by przestraszyć skupionego na czytanym tekście Nicka, ale nie na tyle, by drugi chory chociażby drgnął. Trudno było powiedzieć, czy w ogóle żyje.
– Peter! – Nastolatek spojrzał na niego ze złością i wskazał głową na drugiego pacjenta. – Ciszej, obudzisz go.
– Co on tutaj robi? – zapytał, zbliżając się do łóżka przyjaciela.
– Nie mieli innego miejsca. – Nick wzruszył ramionami. – To nie tak, że jestem kimś specjalnym tutaj, wiesz? Mam długi staż i dlatego tak długo byłem tu sam, ale to nie mogło trwać wiecznie.
Peter nie musiał nawet mówić, że mu się to nie podoba, bo było to widać po jego minie i całej postawie jego ciała. Usiadł sztywno na stołku i wciąż zerkał na śpiącego mężczyznę, jakby obawiał się, że ten w każdej chwili może go zaatakować. Przebywanie w pobliżu innej chorej osoby wcale mu się nie podobało. Nick był wyjątkiem.
– Daj spokój, Pet. – Chłopak wywrócił oczami. – Po prostu nie zwracaj na to uwagi.
– Gdyby to było takie proste… – Westchnął. Wciąż nie opowiedział chłopakowi, skąd wzięła się jego niechęć do szpitali i chorych ludzi.
– Nie przyszedłeś w piątek – wypomniał mu Nick, najwyraźniej próbując skierować jego uwagę na inny temat.
– Mówiłem, że nie wiem, czy przyjdę. – Uniósł brew. – Chyba się nie obraziłeś, co?
– Nie. – Chłopak wzruszył ramionami. – Masz dziś coś dla mnie?
– Oho. Teraz już wiem, dlaczego tak mnie oczekiwałeś w piątek. – Prychnął. – Zrobiliśmy się trochę roszczeniowi, co?
Uśmiechał się pod nosem, gdy sięgał do wnętrza torby, którą rzucił po nogi. Wyciągnął z niej dwie książki i reklamówkę z owocami.
– No co? – zapytał, dostrzegając dziwny wyraz twarzy chłopaka. – Oczekiwałeś czegoś więcej?
Nick wskazał palcem w okolice jego szyi. Uśmiechał się przy tym, choć w oczach Petera był to uśmiech całkowicie wymuszony i sztuczny.
– Nie wspominałeś, że masz kogoś.
– Bo nie mam.
– Aha.
Poczucie winy znów się pojawiło, chociaż mężczyzna nie rozumiał, dlaczego je odczuwa.
– To tylko impreza w klubie – wymamrotał, jakby właśnie tłumaczył się przed rozczarowaną jego zachowaniem rodzicielką.
– Racja.
Cisza, jaka między nimi zapadła, była na tyle niekomfortowa, że mężczyzna nie potrafił jej znieść. Odchrząknął i wstał.
– Przyniosę sobie kawę, ok?
– W porządku.
Peter westchnął, odwrócił się i opuścił salę.
***
Nick był tak zamyślony, że nawet nie dostrzegł lekarza, który pojawił się w sali. Nie potrafił wyrzucić z głowy obrazu malinki, którą dostrzegł tego dnia na szyi Petera. Oczywiście nie powinien być zaskoczony, ale jednak był. Może tylko wydawało mu się, że jest między nimi pewnego rodzaju chemia, która wykracza poza przyjacielskie rejony. I prawdopodobnie tak właśnie było. Nie znali się przecież długo. Nie wiedział nawet, czy faktycznie jest dla mężczyzny przyjacielem, a nie tylko kolegą. A już na pewno nie był nikim więcej.
– Nie jesteśmy dziś w nastroju, chłopcze?
– Och, dzień dobry. – Uśmiechnął się ze zmieszaniem do siwowłosego doktora, wyrwany z nieprzyjemnych myśli.
– Myślałem, że miałeś dzisiaj gościa.
– Miałem – przyznał, choć bez zwyczajowego entuzjazmu.
– Ach, rozumiem. – Mężczyzna uśmiechnął się pokrzepiająco. – No cóż, mam twoje najnowsze wyniki.
Nick westchnął i odwrócił wzrok. Ostatnie, czego teraz potrzebował, to dowiedzieć się, że jest z nim jeszcze gorzej niż kilka dni temu…


12 komentarzy:

  1. Czytam ,czytam chociaż wiem ,że to dobrze się nie skończy...cóż...ale podoba mi się to opowiadanie tak jak "Pęknięcia "pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niestety, tak jak ostrzegałam na początku, to nie będzie radosne opowiadanie. Ale cieszę się, że Ci się podoba :D
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam!

      Usuń
  2. Jak zawsze świetny rozdział. Moje serce jest rozdarte, z jednej strony pragnę happy endu bo w porównaniu do pęknięć tu mogę kibicować bohaterom a z drugiej wiem że szczęśliwe zakończenie nie nadaje się do takich histori. Czekam z niecierpliwością na kontynuację :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że teraz masz komu kibicować. Rozumiem, że zachowanie Blake'a nie wzbudzało zbyt dużej sympatii... xDD
      Dziękuję za komentarz!
      Pozdrawiam :D

      Usuń
  3. Podoba mi się, co jakiś czas wchodzę na bloggera i sprawdzam, czy nowy rozdział juz jest ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja tam liczę na szczęśliwe zakończenie, uwielbiam je i nie mowy, żeby w życiu takie się nie zdarzały niezależnie od sytuacji. Trzymam więc kciuki:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo podoba mi się to optymistyczne podejście :D Z pewnością w życiu różnie to bywa, nawet w tak trudnej sytuacji, w jakiej obecnie znajduje się Nick. A wiara jest najważniejsza.
      Dziękuję za komentarz!
      Pozdrawiam ;)

      Usuń
  5. Strasznie wciągające opowiadanie ale mimo że takie historie zazwyczaj nie mają happy endu to niestety gdzieś głęboko mam nadzieję że jednak będzie inaczej i ze skończy się dobrze. Życzę weny i czekam na następne rozdziały ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiara jest najważniejsza :D Choć nic nie mogę obiecać, to podoba mi się takie optymistyczne podejście. I cieszę się, że opowiadanie Ci się podoba!
      Dzięki za komentarz i pozdrawiam ;)

      Usuń
  6. Hej,
    kochana to ja ;) obecnie mam zaległości jeszcze w czytaniu ale miałam małą przyjemność przeczytać to opowiadanie (dwa rozdziały na Twoim blogu) i bardzo mi się spodobało więc pisz i publikuj dalej...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej,
      w takim razie zachęcam Cię do ponownej lektury, bo po przepisaniu wcześniej opublikowanych rozdziałów, trochę się w nich zmieniło :D
      A wena teraz baaaardzo by mi się przydała...
      Pozdrawiam! <3

      Usuń
  7. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, z rozdziału na rozdział coraz bardziej mi się podoba,  widać powoli kształtujace się  tutaj zmiany w Peterze... to że już nie obawia się przebywać w szpitalu,  bo może to do Nicka dopiero podchodzi ale już jest sukces... i to w klubie wyrzuty sumienia...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń