Trzymajcie się!
_____________________________________________________________________
Lotnisko
tuż po Nowym Roku było bardzo zatłoczone. Wśród tłumu powracających do domu
podróżnych trudno było znaleźć miejsce na spokojną rozmowę, ale Lily zaciągnęła
swojego brata w pobliże łazienek, by w spokoju powiedzieć mu to, czego nie
mogła przekazać w domu.
–
Musisz się ogarnąć, Blake.
–
Nie ma to, jak miłe pożegnanie, siostrzyczko. – Mężczyzna uśmiechnął się z
rozbawieniem. – W czym znowu muszę się ogarnąć?
–
Dobrze wiesz z czym. Obiecałam tobie i Jacques’owi, że nie będę się wtrącać i
nie wtrącałam się przez cały mój pobyt tutaj. Zresztą, nawet nie do końca
rozumiem waszą relację. Ale to, co dzieje się w tym domu… To nie jest normalne.
Uśmiech
mężczyzny zniknął tak szybko, jak się pojawił. Nie sądził, że Lily zechce
poruszyć ten temat w takim miejscu.
–
Rozmawiałaś z nim o tym?
–
Tylko tyle, co z tobą. – Wzruszyła ramionami. – Nie mam pojęcia, co ty
wyprawiasz, ale Katherine chce dziś go zabrać do sklepu z sukniami ślubnymi.
Myślisz, że będzie się dobrze bawił?
–
Skąd o tym wiesz?
–
No nie wiem… Powiedziała mi? – Zakpiła. – Dobra, może jestem sporo młodsza i
nie ogarniam tego wszystkiego, dlatego nie powinnam się wtrącać, ale… Blake,
zrób coś z tym.
–
Dobrze, że przynajmniej wiesz, iż nie powinnaś się wtrącać – syknął, bo
irytowała go umoralniająca gadka Lily. Miała tylko szesnaście lat, do cholery!
To on był starszy i wiedział, co robi. Choć może to ostatnie nie było do końca
prawdą, ale nieważne. – Nie rozumiesz tego, więc to zostaw.
Dziewczyna
zmrużyła oczy i założyła dłonie na piersi. Nie chciała się kłócić z bratem
przed samym wylotem, w szczególności, że byli obserwowani przez Jacques’a i
Nicka, którzy stali z boku, ale drażniło ją zachowanie brata. Według niej
zachowywał się bardzo głupio i niedojrzale.
–
Jak wkrótce czegoś nie zrobisz, to źle się to skończy, zobaczysz – ostrzegła.
–
Wybacz, siostrzyczko, ale jesteś ostatnią osobą, która może mnie w ten sposób
pouczać.
–
Świetnie. Tylko później nie zdziw się, kiedy powiem „a nie mówiłam?”. – Bez
dalszych słów obróciła się na pięcie i ruszyła w stronę czekających na nią
przyjaciół.
Blake
odprowadził dziewczynę wzrokiem, klnąc pod nosem. Może Lily miała rację,
mówiąc, że sytuacja w ich domu nie należała do najnormalniejszych, ale to nie
znaczyło, że miała prawo wtrącać się do jego życia. Sam sobie z tym poradzi i
na pewno nie potrzebuje do tego porad szesnastolatki. Już dawno nie zdenerwował
się tak przez zachowanie młodszej siostry. I to akurat w dzień jej wyjazdu!
Miał
ochotę zapalić, ale zamiast tego przywdział na twarz sztuczny uśmiech i
podszedł do nastolatków, prześlizgując się wzrokiem po Jacques’u, jakby ten był
powietrzem. Wcześniej próbował nawiązywać z nim kontakt, ale skoro wciąż
natrafiał na ścianę w postaci ignorancji, sam również zaczął tak go traktować.
–
Jeszcze ze czterdzieści minut sobie tak postoimy. Ktoś ma ochotę na kawę?
***
Powrót
do domu okazał się bardziej niezręczny, niż przypuszczali, szczególnie gdy zajechali
pod dom Nicka i ten zostawił ich samych. Jacques chciał wysiąść wraz z nim, ale
pamiętał, że jego mama chciała z nim porozmawiać, więc został poniekąd zmuszony
do siedzenia wraz z Blakiem w tym samym samochodzie przez ciągnące się jak lata
minuty.
Mężczyzna
podkręcił głośność w radiu i niezręczną ciszę między nimi wypełniła piosenka
Nirvany. Jacques nie był znawcą, ale wydawało mu się, że to Lithium. Nie przyznałby się do tego, ale
od czasu ich wspólnych wakacji, zaczął przekonywać się do muzyki, którą
uwielbiał Blake. Ściągnął trochę utworów na swój telefon, a jego faworytem
został zdecydowanie Bob Dylan. Nawet przeczytał na początku roku szkolnego jego
autobiografię i pewnie podzieliłby się tym z mężczyzną, gdyby ich relacja się
tak nie skomplikowała.
Pół
godziny później zatrzymali się na podjeździe ich domu i obaj mogli odetchnąć z
ulgą. Napięcie wisiało w powietrzu i gdyby mieli spędzić kolejne pół godziny w
tak niewielkiej przestrzeni, z pewnością któryś z nich w końcu by wybuchł.
–
Jacques, jedziemy!
Nie
zdążyli nawet wejść do domu, gdy naprzeciwko nich wyszła Katherine – ubrana w
elegancki płaszcz i kozaki, gotowa do wyjścia.
–
Gdzie?
–
Mam wolny dzień, więc będziemy szukać sukienki! Szkoda tylko, że Lily nie mogła
wybrać się z nami…
–
Ale… - Jacques spojrzał niemal żałośnie na swoją rodzicielkę, nim jego wzrok
zaledwie na sekundę przesunął się na Blake’a, który – jak się okazało – również
na niego spoglądał.
–
Masz coś lepszego do roboty? – Kobieta uniosła brew i wyraźnie widać było, że
nie jest zadowolona z jego reakcji.
–
Obraz… - Wymówka była żałośnie słaba, więc nawet nie skończył zdania. Nie mógł
się z tego wykręcić, jeśli nie chciał obrazić swojej matki. Ale patrzenie na
nią w licznych sukniach ślubnych… Sama ta myśl go dobijała.
–
Możesz skończyć później. – Katherine wywróciła oczami. – Wsiadaj do samochodu.
– Zerknęła w końcu na Blake’a, który wciąż stał obok nich, choć sam również nie
miał czasu. Był dziś umówiony na wywiad i powinien już się przebierać, jeśli
nie chciał się spóźnić. – Kochanie, musisz na chwilę wyjechać, bo zastawiłeś
garaż.
–
Ach, tak. Jasne. – Mężczyzna pokiwał głową i wrócił do swojego samochodu,
pogrążony w myślach. Lily miała rację. Jego narzeczona zamierzała zabrać
swojego syna na zakupy, a reakcja Jacques’a była oczywista. Nie spodziewał się
niczego innego. Ale czy mógł coś z tym zrobić? Raczej nie.
***
Blake
poprawił krawat, przeglądając się w lustrze. Kolejny wywiad wcale go nie
cieszył, a ten dzień z pewnością nie był najlepszym dniem na rozmawianie o jego
twórczości i powodach, przez które utrzymywał swą tożsamość w tajemnicy.
Odpowiadał już kilka razy na te same pytania i za każdym razem było to coraz
bardziej denerwujące. A po rozmowie z młodszą siostrą, wcale nie miał ochoty na
wywlekanie jego życia prywatnego, nawet jeśli jego odpowiedzi nie zahaczały za
bardzo o prawdę.
Myślami
wciąż był przy słowach Lily, a także Katherine i Jacques’u, spędzających wspólnie
czas na wybieraniu sukni ślubnej dla kobiety. Chyba dla żadnego z nich ten
pomysł nie był komfortowy. Wcale nie chciał, by chłopak dodatkowo cierpiał. Inni
mogli myśleć, że ta sprawa wcale nie działa na niego tak emocjonalnie, jak na
chłopaka, ale on też nie czuł się dobrze z tym, co przeżywał przez niego
Jacques. Zresztą, sam też był mocno rozdarty. Nic nie mogło naprawić tego, co
już się między nimi zepsuło; nic nie mogło cofnąć czasu i sprawić, by niektóre
rzeczy się nie wydarzyły. Musieli jakoś z tym żyć, a on musiał podjąć decyzje,
których podjąć wcale nie chciał. Choć nie czuł się dobrze w tym ciągłym
zawieszeniu, które odczuwał, to jednak nie czuł się też na siłach, by wykonać
kolejny krok i w końcu coś postanowić. Ich wspólna przyszłość malowała mu się w
ciemnych kolorach.
Westchnął
i spojrzał na zegarek. Już wiedział, że się spóźni. Aiden go zabije. Tylko tego
mu dziś brakowało.
***
Jacques
tylko jednym uchem słuchał wesołego trajkotania swojej rodzicielki, bo myślami
wciąż znajdował się w sklepach, które tego dnia odwiedzili. Spędzili na
zakupach pół dnia i wracali do domu, gdy na zewnątrz było już ciemno. Katherine
nie mogła się zdecydować, ciągle zmieniała zdanie i chciała odwiedzić jak
najwięcej salonów, by wybrać tę najlepszą, najwspanialszą suknię, która będzie
pasowała do jej wieku i otaczającej ich scenerii. Jacques chciał jej pomóc,
naprawdę, ale widząc szczęście na jej twarzy i coraz to nowsze suknie, które
zakładała…
To
był koszmarny dzień. Już dawno jego psychika nie została tak bardzo
przeczołgana, jak właśnie w tych wszystkich ekskluzywnych salonach, po których
jego matka chodziła z ogromnym zapałem. Nie mógł patrzeć na jej radość i myśleć
o zbliżającym się ślubie, gdy był świadomy, jakie świństwo jej zrobili. Nawet
nie chodziło już o jego bolące, popękane serce, które wciąż wyrywało się do
Blake’a. Wyrzuty sumienia po prostu go zabijały i tego dnia osiągnęły apogeum.
W
pewnym momencie poczuł się tak źle, siedząc na krześle i czekając, aż jego
matka opuści przymierzalnię, że był gotów wyznać jej prawdę, nawet za cenę
nienawiści z jej strony. Na szczęście zdążył się uspokoić i kiedy Katherine
pokazała mu się w kolejnej kreacji, potrafił nawet ją skomplementować i ani
razu nie wspomniał o jej narzeczonym. A jednak jego psychika była w fatalnym
stanie i kiedy wszedł w końcu do domu, miał ochotę zamknąć się w swoim pokoju i
nie wychodzić z niego przez najbliższy tydzień.
–
Dobrze się czujesz? – Matka załapała go za ramię, zanim jeszcze przekroczył
całkowicie próg domu.
–
Tak. – Wymusił szeroki, sztuczny uśmiech. – Wszystko w porządku. Jestem tylko
trochę zmęczony i głodny.
–
Zaraz coś przygotuję, tylko zaniosę zakupy do garderoby, dobrze?
Jacques
pokręcił głową i odwrócił wzrok. Jego matka była dla niego zbyt dobra.
–
Nie musisz. Sam mogę…
–
Już wróciliście?
Blake
niespodziewanie pojawił się w wejściu do salonu, przerywając mu w połowie
zdania. Wciąż miał na sobie garnitur i krawat. Musiał wrócić chwilę przed nimi.
–
Chyba raczej dopiero. – Katherine zaśmiała się, zdejmując płaszcz. – Ale zakupy
bardzo nam się udały, prawda Jacques?
–
Taak.
–
Tylko nie myśl, że pokażę ci, co kupiłam. – Kobieta spojrzała radośnie na
swojego narzeczonego. – Zaraz wracam.
Katherine
zabrała wielkie pudło, które Jacques przyniósł z samochodu i pognała z nim na
górę, zostawiając ich samych. Cisza, która zapadła w hallu, była tak niekomfortowa,
że szatyn nie mógł już tego wytrzymać. Przepchnął się obok Blake’a i przeszedł
do kuchni, by nalać sobie wody. Zaschło mu w ustach.
Dłonie
tak mu się trzęsły, gdy wyciągał szklankę z szafki, że miał problem z jej
utrzymaniem. Potrzebował chwili, żeby się uspokoić. Widok bruneta tylko
pogłębił jego fatalny stan. Każde spojrzenie na tego ciemnowłosego mężczyznę
przypominało mu o tym, co zrobili. I najgorsze było to, że Jacques pamiętał,
jak bardzo mu się to podobało. Brzydził się sobą.
–
Chcę być sam – wydusił, doskonale słysząc ruch za sobą.
–
Nie chciałem, żebyś przez to przechodził.
–
Nie słyszysz, kiedy mówię, że chcę być sam? – Jacques obrócił się na pięcie i
spojrzał ze złością na przystojną twarz Blake’a. Widok mężczyzny w tym
eleganckim garniturze, nawet z roztrzepanymi włosami, wywoływał w nim złość. –
I ty nie chciałeś? To wszystko twoja wina!
-–
Moja? – Brunet zmrużył oczy, od razu się irytując. – Czyli ty jesteś bez winy?
Mam ci przypomnieć, kto za mną wodził zakochanym wzrokiem?
Jacques
zacisnął zęby, choć poczuł się tak, jakby dostał w twarz. To była prawda, że
patrzył na niego jak zakochany szczeniak. Ale mimo to, Blake nie był od niego
lepszy. I w porównaniu do niego, nawet nie czuł większych wyrzutów sumienia.
–
Ja przynajmniej coś czuję! – syknął i zbliżył się do niego. – A ty?! Żadnych
pieprzonych wyrzutów sumienia?! – Pchnął go niespodziewanie w klatkę piersiową.
– Jak możesz patrzeć w lustro?!
Teraz
cały się już trząsł, a jego oczy lśniły od łez. Chciał popchnąć go jeszcze raz,
ale wtedy mężczyzna złapał jego nadgarstki w silnym uścisku i przyciągnął go do
siebie, przez co prawie zderzyli się ciałami.
–
Możesz myśleć, co chcesz – szepnął Blake, pochylając się nad nim. – Ale bez
względu na to, co ci się wydaje, ja też mam uczucia, Jacq. I nie tylko ty
czujesz się źle z tym, co zrobiliśmy.
Jacques
spuścił wzrok na klatkę piersiową bruneta, czując, jak opuszcza go cała złość.
To znów się działo. Wyczuwał między nimi silne napięcie, od którego robiło mu
się słabo. Zapach mężczyzny, jego bliskość – to było odurzające.
–
Masz jej powiedzieć prawdę – wydusił i w końcu wyszarpnął ręce z uścisku. Serce
waliło mu tak mocno w piersi, jakby chciało zaraz z niej wyskoczyć. – Albo ja
jej powiem.
Uciekł
z kuchni, całkowicie zapominając o wodzie, którą miał wypić. Wbiegł po
schodach, po drodze mijając swoją zaskoczoną matkę, i zamknął się w łazience.
Musiał się uspokoić. Ten dzień to było dla niego zbyt wiele.
Tymczasem
Blake zagapił się na wyjście z kuchni, w którym zniknął Jacques, i przez chwilę
stał nieruchomo, aż nagle uderzył dłonią w blat. On też czuł to napięcie między
nimi, które nie znikało, nawet jeśli ich relacja była teraz jeszcze gorsza, niż
na początku ich znajomości. Ten chłopak wciąż go pociągał, co dodatkowo go
irytowało. Poza tym drażniły go te wszystkie oskarżenia ze strony Jacques’a.
To, że nie obwieszczał tego światu, nie znaczyło, że nie miał żadnych wyrzutów
sumienia. Na początku faktycznie nie czuł tego za bardzo, ale z czasem
dyskomfort, jaki odczuwał w pobliżu narzeczonej (szczególnie gdy obok nich
znajdował się jej syn), zaczął rosnąć. I on też widział, że atmosfera w tym
domu była okropna. Nikt nie musiał mu tego uświadamiać.
–
Blake? – Do kuchni weszła Katherine. – Coś się stało?
Pokręcił
głową. Nie miał teraz siły na rozmowę z nią. Nie po tym, co przed chwilą
wydarzyło się między nim a jej synem.
Masz jej powiedzieć prawdę albo ja
jej powiem.
Co
to w ogóle miało znaczyć?
–
Za mocno odstawiłem szklankę – odpowiedział w końcu i sięgnął do krawata, by go
ściągnąć. – Idę pobiegać.
–
Teraz? – Katherine wyglądała na zaskoczoną. Nigdy nie biegał wieczorem. Tylko
rano.
–
Tak. Wywiad był koszmarny. Muszę odetchnąć.
Wywiad
faktycznie był okropny, gorszy nawet, niż przypuszczał. Drażniły go pytania
dotyczące jego życia osobistego, powodu posiadania pseudonimu, powodu
ujawnienia tożsamości… Aiden ostrzegał go przed tym, ale nie spodziewał się, że
będzie to tak nieznośne. A kiedy dołożył do tego poranną rozmowę z Lily,
naprawdę czuł się okropnie. W domu zresztą nie było lepiej, co przed chwilą
udowodnił mu Jacques, stawiając mu absurdalne – jego zdaniem – ultimatum.
Pieprzony gówniarz.
–
Jak wrócę, to porozmawiamy. – Podszedł do kobiety i pocałował ją przelotnie w
policzek, by następnie udać się do sypialni. Wiedział, że ją rozczarował.
Katherine na pewno chciała opowiedzieć mu o zakupach, ale on nie chciał tego
słuchać. Widział doskonale, jak zakupy wpłynęły na nastolatka i naprawdę czuł
się z tym źle. Nigdy nie chciał stawiać go w podobnej sytuacji. Jacques nie był
jednak bez winy. Obaj byli. I obaj musieli jakoś sobie z tym poradzić. Chłopak
nie mógł zwalać na niego wszystkiego, bo Blake i tak z trudem sobie z tym
radził…
***
–
Wybacz spóźnienie.
Jacques
spojrzał z zaskoczeniem na Aarona, który stał za nim i trzymał jedną ze
słuchawek, którą przed chwilą wyciągnął mu z ucha.
Spojrzał
na zegarek.
–
Siedem minut. Nie lubię spóźnialskich.
–
Obiecuję poprawę. – Aaron uśmiechnął się, prezentując swoje lśniące zęby. –
Mogę sprawdzić, czego słuchasz?
Jacques
kiwnął głową i uśmiechnął się trochę kpiąco, widząc zaskoczenie na twarzy
chłopaka, gdy ten przyłożył słuchawkę do ucha.
–
Mhm, muzyka klasyczna. Chyba nie powinienem być zaskoczony. – Kolejny uśmiech.
– Przyznaję się jednak, że tego nie znam.
–
Może usiądziesz? – Wskazał na fotel, który znajdował się po drugiej stronie
stolika. – To koncert fortepianowy c-moll Rachmaninova.
–
Wow. Robi wrażenie. Tylko takiej muzyki słuchasz?
–
Ostatnio zainteresowałem się też rockiem… - Jacques uśmiechnął się krzywo i
wskazał na karty deserów. – Zamówimy coś?
–
Jasne. Daj mi tylko chwilę na wybór. Polecasz coś?
–
Lody śliwkowe i ciasto jabłkowe to majstersztyk.
Jacques
rozejrzał się bez większego zainteresowania po dobrze sobie znanym wnętrzu.
Liczne półki z książkami, duże, głębokie fotele i niewielkie stoliki nadawały
temu miejscu specyficzny klimat. Do tego cicha muzyka jazzowa płynąca w tle…
Bardzo lubił to miejsce.
O
tej porze w kawiarni było niemal całkowicie pusto. Dopiero za godzinę pojawią
się goście, którzy skończą tego dnia pracę. Mieli więc przynajmniej godzinę z
Aaronem na spokojną rozmowę i bliższe poznanie się. Wcale nie zamierzał do
niego pisać ani się z nim umawiać, ale popchnęła go do tego Lily i późniejsze
zakupy z jego matką, które nie skończyły się dla niego dobrze. Ten przystojny
chłopak, który siedział właśnie przed nim, wydawał mu się całkiem interesujący.
Nie było w nim niczego, co by go rozdrażniło w trakcie Sylwestra, a spędzili ze
sobą naprawdę sporo czasu. To już była połowa sukcesu. A on chyba naprawdę
potrzebował kogoś, kto pozwoli mu oderwać myśli od Blake’a i ich toksycznej
relacji.
–
To, co wybrałeś?
Aaron
uniósł głowę znad karty i posłał mu przyjazny uśmiech.
–
Lody śliwkowe i late brzmią znakomicie.
Boże czy tortury mogły by być gorsze w tej sytuacji. To psychicznie nie do wytrzymania. Chyba uciekłabym z domu albo złamałabym nogę aby wylądować w szpitalu.
OdpowiedzUsuńPrzyznam szczerze, że na takie rozwiązanie nie wpadłam, ale jest to jakiś pomysł. Ucieczka z domu Jacques'owi już się nie opłaca, ale złamanie nogi... Trochę radykalna myśl, ale niezła. Cieszę się, że moje opowiadanie skłania Was do wymyślania nowych, alternatywnych rozwiązań :D
UsuńDzięki za komentarz! <3
Wstyd pisać ale znam to uczucie.
OdpowiedzUsuńJa jednak byłam od dzieciństwa uczona, że kręgosłup moralny to nie jest nic dobrego.
Blake powinien dostać kopa w dupe, a Jacq mieć wypadek i zapomnieć.
Ooo to by było dobre - spokój, cisza, ja nic nie wiem.
A w ogóle co tak krótko? :( :p
Życzę weny i czasu :D
Piątek, piąteczek, piątunio, udanego weekendu~! ^_^
A czy nie byłoby to trochę przewidywalne rozwiązanie? Gdyby Jacques nagle o wszystkim zapomniał i nie był już tak rozdarty, to nie byłoby to pójście na łatwiznę z rozwiązaniem całej tej skomplikowanej sytuacji? Mi się to trochę kojarzy z takimi typowymi (wydanymi) romansikami, w których autorzy idą na łatwiznę, bo nie wiedzą, co dalej (nie to, żeby moje opko było czymś więcej, no ale). Jak myślisz?
UsuńI w jakim sensie kręgosłup moralny nie jest czymś dobrym? Bo w sumie to ciekawe stwierdzenie. Mam w ten sposób rozumieć, że trochę rozumiesz Blake'a?
Wiem, że krócej niż zwykle, ale i tak dłużej, niż planowałam xD Nie lubię na siłę przeciągać i zwykle staram się pisać do tej sceny, którą sobie zaplanowałam jako ostatnią. Różnie to wychodzi objętościowo :P
Wena i chęci bardzo mi się przydadzą.
Dzięki za komentarz! <3
To co najbardziej mi się podoba w twoim opowiadaniu to jego realizm. Mimo że sytuację można uznać na abstrakcyjną, to reakcje, uczucia postaci są autentyczne. Po tym rozdziale mam mieszane uczucia. Sprawiasz że cały tekst mocno oddziałuje na czytelnika i zapewnia mu mocną dawkę emocji. Na każdy rozdział czekam z dużą niecierpliwością, a już w szczególności na rozwój relacji z Aaronem. Nadal czuję do niego dużą rezerwę i na chwilę obecną widzę tylko dwie możliwości rozwinięcia jego postaci. Wiem jednak, że jesteś bardzo nieprzewidywalna i dlatego oczekiwanie na kolejny rozdział jest tak ekscytujące. Życzę dużo weny i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTo bardzo miły komentarz, bo bardzo zależy mi na realizmie i zawsze przyjemnie jest przeczytać, że jakoś mi to wychodzi. Widzę też, jak emocjonalnie jest odbierane to opowiadanie i trochę żałuje, że sama nie mam już tak emocjonalnego stosunku do tego tekstu :(
UsuńNie dziwi mnie ta rezerwa do Aarona, ale mam nadzieję, że to, co dla niego wymyśliłam, będzie chociaż trochę satysfakcjonujące :P
Bardzo dziękuję za komentarz <3
Jacques czuje, ze skrzywdzil matke... Ale Blake ciagle mysli o chlopaku, pomijajac Katherine, a przeciez tak naprawde to ona jest najbardziej poszkodowana w tej sytuacji. Jeszcze Blake twierdzacy, ze Lily jest tylko 16 latka. Jak widac jego mlodsza siostra jest dojrzalsza niz on - starszy facet, ktory juz w tym wieku powinien miec rowno pod kopula, a nie zachowywac sie jak wiekszosc nastolatkow.
OdpowiedzUsuńTo dobre spostrzeżenie. Blake faktycznie myśli o Jacques'u i tym, że mógł go skrzywdzić, ale nadal nie dostrzega tego, co robi Katherine. I czy nie jest podobnie z homoseksualistami, którzy dla przykrywki znajdują sobie żonę i robią to beż żadnej refleksji odnośnie jej uczuć?
UsuńLily faktycznie wydaje się bardzo dojrzała, znacznie bardziej od starszego braciszka xD
Trochę jaram się tym, że tak dużo wyłapujecie z tego mojego tekstu xD Miód na moje serduszko.
Dzięki za komentarz! <3
Hej ;)
OdpowiedzUsuńPrzejdę od razu do konkretów.
Czytając Twoje opowiadanie trzeba pamiętać, że większość fabuły obserwujemy z perspektywy Jacquesa. Jesteśmy ciągle świadkami uczuć chłopaka, to z nim się identyfikujemy bo jest dla nas jak otwarta księga. Doskonale oddałaś to, co dzieje się w jego głowie i jak się to zmieniało w biegu historii.
Choć na początku Jacques wydawał mi się odrobinę niedojrzały i rozpieszczony, widać dokładnie że przez te 29 rozdziałów mocno wydoroślał. Cała sytuacja mocno negatywnie na niego wpływa, popełnił niewybaczalny błąd i zdaje sobie z tego sprawę. O jego wyrzutach sumienia czytamy w każdym z ostatnich rozdziałów i dlatego łatwiej nam czytelnikom obwiniać Blakea. O nim wiemy zdecydowanie mniej.
Niby jest go gęsto, w końcu to on ciągle zaprząta myśli Jacquesa, ale tak naprawdę pojawia się sporadycznie. Trudno się dziwić, że zarówno Jacques, jak i tutaj osoby komentujące mają go za buca :D Jestem pewna, że gdyby cała historia była pokazana z jego perspektywy, nasze odczucia byłyby zupełnie inne.
Zaznaczam to, żeby uargumentować że nadal jestem #teamJacqxBlake xD
Kurczę, ja wiem że zrobili Kath świństwo, obaj są winni i nie mają żadnego usprawiedliwienia, ale czuć między nimi fantastyczną chemię. Mam ogromną nadzieję, że nawet jeśli nie planujesz dla nich szczęśliwego zakończenia, to zarezerwowałaś dla nich choć chwilę spokoju. Bez niepewności Blakea, bez wątpliwości.
Powiem jeszcze, że jestem w lekkim szoku, że Jacques postanowił powiedzieć Kath prawdę. Nie dlatego, że bym go o to nie podejrzewała, ale dlatego że do tej pory nie było o tym mocnej wzmianki. Mam nadzieję, że Blake potraktuje to poważne.
Trzymam kciuki za Twoją wenę i chęci, uważam że Twoje opowiadanie jest aktualnie jednym z lepszych wydawanych opowiadań slash.
Pozdrawiam,
Kajna.
Zrobiłaś mi dzień.
UsuńCały ten tekst o Blake'u totalnie mnie poruszył, bo wynika z niego, że całkiem nieźle robię swoją robotę (skromność tak bardzo), a także, że dostrzegacie (bo już to wcześniej zostało napisane), jak dużą rolę pełni perspektywa, z której jest prowadzona narracja. Może nie wszyscy mieliby inne odczucia na temat Blake'a, gdyby więcej było jego perspektywy (jest on jednak dosyć specyficzny, trzeba mu to przyznać), ale może nie byłby aż tak nielubiany.
I chyba jesteś jedną z ostatnich osób, które są w ich teamie xD
Jesteśmy bliżej niż dalej końca i kiedyś wspomnienie o "wyznaniu prawdy" musiało mocniej wybrzmieć. A wdawało mi się, że nic nie może już bardziej wpłynąć na psychikę Jacques'a, jak widok swojej matki w sukni ślubnej.
Och, i dziękuję. To poruszający komplement <3
Trzymaj się!
No ciekawe czy odważą się powiedzieć Katherine o tym co się między nimi wydarzyło Myślę że powinni, ale to na pewno łatwe nie będzie. Zastanawiam się kogo będzie obwiniać matka Jaqa. Nie wygląda mi na kogoś kto się odwróci od własnego syna, ale ludzie bardzo różnie reagująwwięc trudno tu coś zakładać. Cieszy mnie natomiast, że Jaq postanowił dać szansę Aronowi - choć najpierw zupełnie nie mogłam skojarzyć skąd się znają xd. No ale jak już się zorientowałam to uważam że to dobry pomysł :) Dziękuję bardzo za kolejny rozdział i oczywiście weny życzę 😘
OdpowiedzUsuńReakcja Katherine faktycznie jest trudna do przewidzenia. Tak samo jak wyobrażenie sobie sytuacji, w której oni wyznają jej prawdę. Długo myślałam nad taką sytuacją i mam nadzieję, że to, co wymyśliłam (a także to, co wydało mi się najrozsądniejsze), będzie dla Was satysfakcjonujące :P
UsuńDziękuję za komentarz <3
Ohh sto lat mnie tu nie było, wpadam spóźniona jak zawsze (choć lepiej późno niż wcale). Czas zacząć więcej wchodzić na Facebooka.
OdpowiedzUsuń"Może Lily miała rację, mówiąc, że sytuacja w ich domu nie należała do najnormalniejszych"
Urzekł mnie ten moment po prostu. XD Nie no Blake, coś ty, całkowicie normalne jest wszystko, o czym ty mówisz...
A teraz na poważnie, znowu czytałam zestresowana! Normalnie kiedyś to już wybuchnę z emocji. Kiedy zaczęli kłócić się w kuchni już czułam coś wielkiego, ujawnienie sekretów, ale jednak nic się nie stało. (Choć gdzieś tam myślałam (i myślę?), że może jednak Katherine coś usłyszała na schodach.)
Aktualnie najchętniej bym strzeliła Blake'a w dziób za wszystko. Staram się być wyrozumiała, przyjąć że jemu też jest ciężko, ale nie idzie mi zbyt dobrze. :') Nadal mam nadzieję, że wszystko jakoś się wyjaśni, że nie skończy się najgorzej.
Nie wiem czy już o tym kiedyś komentowałam, ale uwielbiam w twoim opowiadaniu to, że obaj bohaterowie zdają sobie sprawę jak źle postąpili. Przyjemnie to widzieć po opowiadaniach gdzie zdrady są okej, bo przecież główna parka się lubi, a "tamta laska" jest zła więc spoko. Wskoczymy sobie w ramiona i wszystko będzie dobrze.
Nie wiem co jeszcze napisać, bo ciągle mam wrażenie, że piszę to samo. Tak więc, dużo weny, pomysłów, czasu na pisanie i powodzonka! <3
To prawda - lepiej późno niż wcale. Lepiej więcej komentarzy niż mniej xD
UsuńTen moment w kuchni bardzo dobrze mi się pisało (chyba najlepiej w tym rozdziale), bo nawet ja czułam napięcie i to widmo ciążącego nad nimi sekretu. Uznałam jednak, że nie jest to odpowiedni moment na wybuch xD
Choć ta historia, do czego się przyznaje, trochę straciła miejsce w moim sercu, to jednak sama też lubię w niej to, że Katherine nie jest kolejną laską, która powinna zniknąć z przestrzeni opka, bo przecież główni bohaterowie muszą przeżyć swoje love story. I cieszę się, że Wam również się to podoba :D
Dziękuję za komentarz <3
Niedawno znalazłem to opowiadanie i bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło. Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy.
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę. Zawsze miło widzieć nowych czytelników :D
UsuńPozdrawiam!
Hej,
OdpowiedzUsuńdobrze, że Lili powiedziała bratu co o tym myśli, Blake jednak zauważa to ci dzieje się z Jaquesem...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, bardzo dobrze, że Lili powiedziała bratu co o tym myśli... a jednak Blake zauważa co dzieje się z Jaquesem...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, dobrze, że Lili powiedziała bratu co o tym wszystkim myśli... a Blake zauważa jednak co dzieje się z Jaquesem...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza