Przy okazji bardzo dziękuję za wszystkie komentarze <3
I zapraszam na Facebooka: tutaj
_________________________________________________________
Święto
zakochanych oficjalnie nazywane Walentynkami nigdy nie było świętem, któremu
Marcin poświęcałby większą uwagę. Kojarzyło mu się głównie z tandetnymi
wystawami sklepowymi, w których królowały ogromne serca i wiszące amorki,
beznadziejnymi komediami romantycznymi wyświetlanymi w kinach i migdalącymi się
parami, których wszędzie było pełno. Sam nigdy nie obchodził Walentynek, bo nie
miał z kim i nigdy nie było mu przykro z tego powodu.
Gdyby
nie wystawy w sklepach przepełnione czerwonymi, nikomu niepotrzebnymi
produktami, pewnie nawet nie zauważyłby, że była już połowa lutego. Gdy wpadał
w rutynę, czasem myliły mu się dni tygodnia. W tym roku też nie poświęcił Walentynkom
większej uwagi i dopiero gdy zaczął przysłuchiwać się rozmowom swoich kolegów z
pracy (ciasny pokoik z mnóstwem upchanych biurek wspierał wścibstwo i
plotkowanie), którzy omawiali swoje plany na spędzenie tego dnia, uświadomił
sobie, że miał problem.
Franka
poznał prawie rok wcześniej, a od ośmiu miesięcy byli parą. Marcin nie
przypuszczał, że kiedykolwiek uda mu się związać z jakimś mężczyzną, bo lata
leciały, a on kompletnie nie radził sobie w dłuższych relacjach. Nie narzekał
jednak, z góry przyjmując, że los skazał go na życie w samotności, aż w jego
życiu pojawił się jego obecny partner – młodszy prawie o dziesięć lat, w
nerdowskich okularach, ze skłonnościami do gadulstwa, przydługich swetrów i
książek przepełnionych przemocą. Marcin przepadł całkowicie i chyba ze
wzajemnością, skoro od ośmiu miesięcy żyli ze sobą jak w bajce.
Całe
życie traktował Walentynki jak święto, które go nie dotyczy, więc nic dziwnego,
że w tym roku nie pomyślał o tym, że coś się zmieniło. Teraz był w związku i
Franek mógł przecież oczekiwać od niego czegoś specjalnego. Nigdy nie
rozmawiali o swoim podejściu do święta zakochanych, ale wydawało mu się to
całkiem logiczne. Uświadomił to sobie jednak dopiero, gdy jego współpracownicy
omawiali plany na wieczór. Już widział zawód na twarzy swojego chłopaka, gdy
wróci do mieszkania bez żadnego pomysłu na wspólne świętowanie.
Skończył
pisać służbowego maila i wyciągnął telefon, by z przejęciem przejrzeć repertuar
kin. Nie miał w tym żadnego doświadczenia, nie wiedział, jak zwykle spędzali
ten czas zakochani, ale podsłuchawszy rozmowę kilku swoich kolegów, doszedł do
wniosku, że wspólne wyjście do kina jest jedną z głównych walentynkowych
atrakcji. Zresztą, zapewne nie bez powodu w Walentynki natykał się na ogromne
kolejki do kin, kiedy wędrował w przeszłości po galerii handlowej w
poszukiwaniu skarpetek w odpowiednim kolorze lub przejeżdżał samochodem obok
wielkich multipleksów.
Franek
uwielbiał kino niezależne, które poruszało trudne tematy i zmuszało do
myślenia. Czasem zabierał go ze sobą na seanse, ale Marcin tak naprawdę nie
miał żadnego pojęcia o kinie i tylko czasem lubił obejrzeć sobie coś dla
relaksu. Nie potrafił określić, czy film był dobrze wyreżyserowany, nazwać
montażu czy znaleźć konkretne problemy w scenariuszu. Zdarzało się, że czuł się
przy swoim partnerze jak kompletny idiota, kiedy ten tłumaczył mu coś, co było
dla niego oczywiste, a Marcin tego nie rozumiał. Nie chciał wybrać filmu, który
mógłby nie trafić w wyrafinowany gust Franka, albo – co gorsza – który ten mógł
już widzieć. Na szczęście jego chłopak nie pogardzał też kinem akcji i filmami
superbohaterskim, więc bez dłuższego namysłu pominął kina studyjne i sięgnął po
repertuar multipleksów.
Rozczarowanie,
które przeżył, było ogromne. Nie spodziewał się, że tego dnia, wieczorem, mogą
grać tylko komedie romantyczne. Czy ludzie w Walentynki chodzili tylko na takie
filmy? Zastanawiał się, czy to była jakaś niepisana zasada tego święta i
chodziło o to, by wszystko tego dnia krążyło wokół miłości. Może Franek też
chciałby wybrać się na film o zakochanych? Niezbyt chętnie, ale z dobrymi
intencjami, zaczął przeglądać seanse i tutaj przeżył kolejne niemiłe zaskoczenie.
Nie było miejsc. Chyba że kogoś interesowały siedzenia w najniższych rzędach,
ale Marcin naprawdę nie zamierzał spędzić całego seansu z wygiętą pod bolącym
kątem szyją.
–
Michał? – Spojrzał na swojego kolegę, który siedział przy biurku znajdującym
się naprzeciwko.
–
Hm? – Mężczyzna wyjrzał zza monitora. – Co jest?
–
Mówiłeś, że idziesz dziś do kina, tak? Na co?
–
Na „Miłość jest wszystkim”. A co?
Marcin
skrzywił się, bo tytuł wcale nie zachęcał. Mógł się jednak poświęcić dla
Franka.
–
Sprzedaj mi te bilety – poprosił. – Zapłacę dwa razy tyle.
Michał
uniósł brwi i zaśmiał się pod nosem.
–
Zwariowałeś? – Pokręcił głową. – Aśka by mnie zabiła, a ja jeszcze chcę żyć.
Sorry.
Kuba,
który najwyraźniej przysłuchiwał się ich rozmowie, posłał Marcinowi
współczujące spojrzenie.
–
Zapomniałeś, co? – Pokiwał głową, jakby go rozumiał. – Dwa lata temu też
zapomniałem i miałem w domu piekło. Musisz ogarnąć coś innego.
–
No. – Antek włączył się do rozmowy. – Masz przejebane, stary.
Marcin
westchnął i wrócił spojrzeniem do swojego telefonu. Nie sądził, by Franek
zrobił mu awanturę z powodu głupiego święta zakochanych. Rzadko się kłócili i
to na pewno nie był powód do jednej z ich kłótni. Mężczyzna czuł jednak, że go
zawiedzie i przed oczami już widział jego zasmuconą twarz. To go wykańczało i
sprawiało, że robił się zdesperowany.
Myśląc
o tym, co można robić w Walentynki, nagle wpadł na – jak sądził – genialny
pomysł. Mogli przecież wybrać się na kolację do eleganckiej restauracji, a
najlepiej do ulubionej restauracji Franka. To na pewno wynagrodziłoby mu to
głupie kino.
Numer
do lokalu miał zapisany w kontaktach w swoim telefonie, więc wystarczyło tylko,
by wyszedł do łazienki, aby zadzwonić. Odebrali po dwóch sygnałach.
–
Dzień dobry – przywitał się. – Chciałbym zarezerwować stolik dla dwóch osób na
nazwisko Szafrański.
–
Oczywiście. – W wyobraźni widział, jak kobieta po drugiej stronie telefonu kiwa
głową. – Kiedy i o której?
–
Dziś, na godzinę osiemnastą.
–
Przykro mi, ale nie mamy już wolnych miejsc.
–
A na inną godzinę?
–
Niestety, dziś wszystko zarezerwowane. Mogę zaproponować inny dzień.
–
Nie, nie, dziękuję. Do widzenia.
Rozłączył
się pospiesznie i spojrzał żałośnie w lustro. Jego ciemne włosy mocno kontrastowały
z pobladłą twarzą. Czemu nie pomyślał o tym wcześniej? Co miał teraz zrobić?
Tak bardzo nie chciał zawieść swojego chłopaka, a jak na złość, nic mu nie
wychodziło. Nie miał pojęcia, co jeszcze ludzie robili w Walentynki. Głupie
święto zakochanych. Po co to komu?
Westchnął
i poprawił krawat. Może jego koledzy coś mu podpowiedzą…
***
Po
pracy napisał do Franka, informując go, że tego dnia wróci do domu trochę
później. Miał plan. Skoro nie mógł go zabrać do kina lub restauracji, to mógł
chociaż kupić mu jakiś prezent. W drodze do najbliższej galerii handlowej
zastanawiał się, czym mógłby być ten prezent. Mógł zawsze wejść do księgarni i
wybrać jakąś książkę dla swojego chłopaka, a wiedział, że ten z takiego
podarunku zawsze się ucieszy. Ale czy w Walentynki nie powinien dać czegoś, co
byłoby związane z tym świętem? Czego mógł oczekiwać od niego Franek?
Taki
był zamyślony, że samochód prowadził automatycznie i dopiero po dłuższej chwili
zauważył, że jego auto zarzuca w prawą stronę. Na początku nie zrozumiał, co
się stało, a kiedy w końcu to do niego dotarło, zaklął siarczyście i nie
dostrzegając żadnego samochodu za swoim, zatrzymał się i włączył światła
awaryjne.
Przekręcił
kluczyk w stacyjce, wyszedł, obszedł samochód i spojrzał na koła. W tylnym
wyraźnie brakowało powietrza. Miał ochotę uderzyć głową w dach samochodu z
bezsilności. Złapał kapcia w środku miasta. Czy mógł mieć większego pecha?
Westchnął
i wyciągnął telefon z kieszeni, żeby napisać Frankowi, że to „później” może się
przedłużyć, ale kiedy zerknął na wyświetlacz, dostrzegł, że aparat jest
wyłączony. Przymknął oczy i wziął kilka powolnych wdechów, żeby się uspokoić.
Ładował telefon z samego rana, ale najwyraźniej najnowszym modelom to nie
wystarczało.
Otworzył
drzwi od strony pasażera i zaczął szukać ładowarki, ale szybko uświadomił
sobie, że nie było jej w samochodzie. Mógł zostawić ją w pracy, w co
powątpiewał, albo na stole w kuchni, kiedy jego chłopak postanowił pożegnać go
gorącym pocałunkiem, od którego zakręciło mu się w głowie. Nic dziwnego, że
zapomniał zabrać ładowarki.
Klnąc
pod nosem, ile wlezie, otworzył bagażnik i wyciągnął trójkąt ostrzegawczy.
Musiał zmienić oponę, a później – jeśli los znów nie spłata mu figla – pojedzie
do galerii handlowej i znajdzie jakiś prezent.
***
Ostatni
raz zmieniał oponę jakieś osiem lat temu i zapomniał już, jak męczące potrafi
być to zajęcie. I czasochłonne. Gdy zasiadł w końcu w samochodzie i włączył
radio, by dowiedzieć się, która była godzina, ze zdumieniem odkrył, że było
naprawdę późno. Zbyt późno, by biegać po galerii handlowej i szukać prezentu,
na który i tak nie miał pomysłu, skoro jego partner czekał na niego w domu i
najprawdopodobniej się martwił, bo on nie dawał znaku życia.
Wyłączył
światła awaryjne i uderzył kilka razy dłonią w kierownicę, by wyładować swoją
frustrację. Dopiero głośny dźwięk klaksonu przywołał go do porządku, przez co w
końcu ruszył w stronę mieszkania.
Walentynki
miały to do siebie, że często widywało się różne stoiska z kwiatami – zwykle nielegalne
– ustawione blisko ulic, by kierowcy
mogli w pośpiechu zaopatrzyć się w kwiaty dla ukochanej osoby. Marcin też
widywał takie stoiska w przeszłości i kiedy dostrzegł coś podobnego niedaleko
przystanku autobusowego, zahamował gwałtownie, omal nie narażając się tym na
stłuczkę. Ostry dźwięk klaksonu poinformował go, że było blisko. Nie poświęcił
jednak większej uwagi kierowcy samochodu, który jechał za nim, i zjechał na
przystanek, by tam ponownie zatrzymać się na światłach awaryjnych.
Nie
znał się na kwiatach, ale intuicja podpowiadała mu, że w ten dzień powinien
wybrać czerwone róże, które zapewne były symbolem miłości, czy coś takiego.
Wysiadł
z samochodu i podszedł do stoiska. Przed nim był jakiś mężczyzna, więc stanął w
kolejce i przyjrzał się kwiatom. Nie było ich wiele, bo o tej godzinie ostały
się jakieś resztki, ale dostrzegł cztery czerwone róże, więc uśmiechnął się z
zadowoleniem. Przynajmniej to mu się udało.
–
Poproszę czerwone róże. – Usłyszał.
–
Wszystkie?
–
Tak, poproszę.
Marcin
zamarł i nawet nie zaprotestował, kiedy mężczyzna przed nim zabierał kwiaty,
które miały choć trochę uratować ten koszmarny dzień. Bez słowa odwrócił się i
wrócił do swojego samochodu, nie mając nawet sił, by szukać teraz jakiejś
kwiaciarni. Chyba musiał się poddać.
W
życiu bywał raczej rozgarniętą osobą, ze stałą pracą, własnym mieszkaniem (i
kredytem spłaconym za to mieszkanie). Nie miał problemów z typowo codziennymi
sprawami, ale to jedno głupie święto najwyraźniej go przerosło. Odkąd koledzy w
biurze uświadomili go, że powinien przygotować coś na Walentynki, wpadł w jakiś
amok i coraz bardziej panikował. Teraz nastąpiło apogeum tego stanu i
postanowił się poddać, nie mając już sił na kolejne próby. I tak nie miał
pomysłów.
Z
wizją rozczarowanego Franka, wyjechał z zatoczki autobusowej i ruszył w stronę
domu. Chciał już, żeby ten beznadziejny dzień dobiegł końca.
***
–
Jesteś w końcu. – Już od progu usłyszał głos swojego zaniepokojonego partnera.
– Dzwoniłem do ciebie kilka razy, ale ciągle włączała się poczta. Myślałem, że
coś się stało!
–
Przepraszam – wymamrotał, zdejmując płaszcz. Spojrzał na Franka, który stanął w
wejściu do pokoju dziennego. – Telefon mi padł, a ładowarkę musiałem zostawić w
domu.
–
Faktycznie, leży w kuchni na stole. Ale stało się coś, że wróciłeś tak późno?
Martwiłem się.
–
Wiem, przepraszam – powtórzył i kiedy rozebrał się z wierzchnich rzeczy,
podszedł do swojego chłopaka, by delikatnie pocałować go w nos. – Gniewasz się?
Franek
pokręcił głową.
–
Złapałem kapcia. I zmiana koła zajęła mi więcej czasu, niż przypuszczałem. –
Przyznał niechętnie.
–
Och. – Młodszy mężczyzna spojrzał na niego z zaskoczeniem. – Trochę pechowy
dzień, co? Zrobić ci herbatę?
Marcin
pokiwał głową, ale zanim jego partner zdążył odejść, by przygotować mu ciepły
napój, złapał go w pasie i spojrzał na niego ze skruchą.
–
Przepraszam – powtórzył po raz trzeci.
–
Ale za co? – Franek wyglądał na szczerze zdziwionego. – Przecież się nie
gniewam.
–
Nie, nie za to. – Pokręcił głową. – Przepraszam, że nic dla ciebie nie mam.
Wiem, że są Walentynki, ale…
–
Hej, Marcin, spokojnie. Przecież nic…
–
Nie, poczekaj. Daj mi dokończyć. – Wcale nie wyglądał, jakby zauważył reakcję
swojego chłopaka. – Naprawdę się starałem, ale za późno zacząłem o tym myśleć i
nic mi nie wychodziło – w kinie i restauracji nie było miejsc, na szukanie
prezentu było za późno przez tego cholernego kapcia, a ostatnie róże zwinął mi
jakiś facet…
–
Kochanie, naprawdę nie musisz się tłumaczyć. – Franek uśmiechnął się do niego
ciepło. – A czerwonych róż nie lubię.
–
Serio?
–
Serio.
–
I nie jesteś rozczarowany, że nie robimy nic specjalnego w tym dniu?
–
Nie.
–
I nie kłamiesz?
–
A chcesz, żebym się na ciebie obraził?
Marcin
odetchnął głęboko, a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Nie mógł
bardziej uwielbiać swojego partnera. Objął go mocno w pasie i przyciągnął do
siebie, wtulając nos w jego miękkie, ciągle rozczochrane włosy.
–
A w ogóle… - Pociągnął nosem raz, drugi i trzeci. – Co tutaj tak śmierdzi?
Młodszy
mężczyzna zrobił krok w tył, poprawił okulary i uciekł wzrokiem w bok. Wyglądał
na zawstydzonego.
–
Pamiętasz, jak mówiłeś, że twoja mama robiła najlepszą kaczkę z jabłkami, jaką
można sobie wyobrazić? I że chętnie byś znów ją zjadł?
Marcin
bezwiednie pokiwał głową.
–
No to… znalazłem taki przepis w internecie, a że dziś są Walentynki, to
pomyślałem, że zrobię ją dla ciebie. I była smaczna, naprawdę! – Zapewnił
pospiesznie, jakby starszy mężczyzna to negował. – Ale później trochę się
zaczytałem i… zapomniałem o niej. Przepraszam.
–
Chciałeś zrobić dla mnie kaczkę…? – Dopytał, a uśmiech na jego twarzy tylko się
powiększał.
Franek
pokiwał słabo głową.
–
Ale nie wyszło. Próbowałem wietrzyć, ale zimno jest dzisiaj…
Marcin
przyjrzał się grubemu swetrowi, który miał na sobie jego partner i zaśmiał się
cicho. Ciągle było mu zimno. Nawet w letnie miesiące.
–
Jesteś… Aż brakuje mi słów. – Pocałował go delikatnie. – Po prostu idealny.
Franek
odpowiedział skrępowanym, acz szerokim uśmiechem, przez którym w jego lewym
policzku pojawił się niewielki dołeczek.
–
Zrobię ci tę herbatę.
–
Poczekaj. – Marcin złapał go za dłoń. – Zamówimy skrzydełka z KFC?
–
I włączymy coś na Netflixie?
Uśmiechnął
się radośnie do swojego młodszego partnera, szczerze poruszony. W takich
chwilach upewniał się, że pasowali do siebie doskonale.
–
Idealny – powtórzył, całkowicie zauroczony. – Po prostu idealny.
Mow co chcesz ale super walentynki <3 weny życzę =)
OdpowiedzUsuńTrochę szkoda że nie rozdział ale od ciebie przeczytam wszystko :D
OdpowiedzUsuńOpowiadanie idealnie walentynkowe: urocze, lekkie i oczywiście obowiązkowo przesłodzone :)
Tu też spóźniona i to nawet bardziej...(Ha! Równo miesiąc!)
OdpowiedzUsuńZacznijmy więc:
"Sam nigdy nie obchodził Walentynek, bo nie miał z kim i nigdy nie było mu przykro z tego powodu." - TO JA
"Czy ludzie w Walentynki chodzili tylko na takie filmy?" - PRAWDA?
"Głupie święto zakochanych. Po co to komu?" - TO JA NADAL
"Ładował telefon z samego rana, ale najwyraźniej najnowszym modelom to nie wystarczało." - PRAWDA??? (+ TO BYM BYŁA JA)
"Marcin zamarł i nawet nie zaprotestował, kiedy mężczyzna przed nim zabierał kwiaty, które miały choć trochę uratować ten koszmarny dzień." - III TO TEŻ BYM BYŁA JA
"– Zamówimy skrzydełka z KFC?
– I włączymy coś na Netflixie?" - IDEALNIE
Bardzo lekkie, zabawne i takie true opowiadnko! Miło się czytało nawet miesiąc po walentynkach. <3 Musiałam wyrazić się komentując niektóre fragmenty, bo po prostu piękne to było.
Hahahaha, przyznam się, że postać Marcina i jego poglądy na temat Walentynek były mocno inspirowane moim podejściem xDD Stwierdziłam, że na Walentynki przyda się jakiś lukrowany tekst, ale pozbawiony tych wszystkich "romantycznych" i kiczowatych rzeczy, jakie są wszechobecne w to święto. Cieszę się, że Ci się podobało :D
UsuńDzięki za komentarz! <3
Hejka,
OdpowiedzUsuńlekko i przyjmie taki cudowny tekst, biedny Marcin wszystko się zprzysięgło przeciwko niemu ale i tak Franek nie był taki zły...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia