Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze! I trzymajcie kciuki za dalsze części, bo jesteśmy coraz bliżej końca :P
Trzymajcie się!
____________________________________________________________________
Blake zbliżył się do
drzwi wejściowych, wciąż drapiąc się po brzuchu. To było leniwe popołudnie,
jedno z niewielu, które mógł spędzić w ostatnim czasie w domu. Miał na sobie
swoje porwane jeansy i rozciągnięty podkoszulek, a włosów nawet nie przeczesał
grzebieniem, więc przypominały siano. Rozsiadł się z laptopem w salonie i
powoli zagłębił w pracę. Właśnie wtedy usłyszał dzwonek do drzwi.
Rzadko miewali gości.
Blake czasem spotykał się ze swoimi nielicznymi kumplami na piwie, Aiden
przestał do nich przychodzić, odkąd usłyszał o zdradzie, a Katherine wolała
odwiedzać swoje przyjaciółki, niż je zapraszać, co zapewne wiązało się z
niechęcią przygotowywania przekąsek i późniejszego sprzątania. Jacques też nie
był szczególnie towarzyski, więc Blake nie miał pojęcia, kogo może zastać po
drugiej stronie drzwi. Na listonosza zdecydowanie było za późno.
Uniósł brwi, gdy ujrzał
ciemnowłosego, nieznajomego chłopaka. Był pewny, że nigdy wcześniej go nie
widział.
– Tak?
– Dzień dobry.
Przyszedłem zobaczyć się z Jacques’em. Byliśmy umówieni.
– Ach tak…? – Przesunął
wzrokiem po prostych, ale dobrze skrojonych jeansach, eleganckiej koszuli i
idealnie ułożonych włosach. Z trudem powstrzymał skrzywienie. – Chyba
przyszedłeś za wcześniej, bo Jacq wciąż jest w pracowni. – Otworzył szerzej
drzwi. – Wejdź. Pójdę po niego.
Nie dał mu szansy na
odpowiedź, od razu kierując się w stronę schodów. Chwilę później już pukał do
drzwi pracowni.
– Czego?! – Jacques
gwałtownie otworzył drzwi i spojrzał na niego ze złością. Na policzku miał
trochę szarej farby, w brudnej dłoni trzymał pędzel i ewidentnie był
pochłonięty pracą. Jego złość wywołała jednak uśmiech na twarzy mężczyzny – już
dawno nie widział go złoszczącego się na niego z tak banalnego powodu. Była to
przyjemna odmiana.
– Twój chłopak przyszedł
– poinformował go, nie kryjąc kpiny w głosie.
– Ja nie… - Jacques
sapnął, najwyraźniej myślami wciąż będąc przy tworzonym obrazie. Wyglądał przy
tym na tyle rozczulająco, że Blake miał ochotę wyciągnąć dłoń i przesunąć nią
po zabrudzonym policzku. Na szczęście zdusił tę chęć w zarodku.
– Czeka na dole – dodał.
– Mam go wyrzucić? – Ta wizja wydała mu się bardzo pociągająca. Chciałby
zobaczyć, jak z nastoletniej buźki nieznajomego znika pewność siebie.
– Nie. Czekaj. – Jacques
pokręcił głową i spróbował zebrać myśli, chyba nawet nie zauważając, że była to
ich najdłuższa wymiana zdań od wielu tygodni. Nie licząc oczywiście ich
ostatniej konfrontacji w kuchni, która nie skończyła się dobrze. – Aaron musiał
wcześniej przyjść… – Nie był z tego zadowolony, co odbiło się na jego twarzy. –
Powiedz mu, że zejdę za dziesięć minut.
Blake kiwnął głową, choć
wolałby kazać mu wyjść. Od razu mu się nie spodobał ten chłopak.
Zamiast ruszyć na dół,
wciąż stał naprzeciwko nastolatka i się w niego wpatrywał. A Jacques, zamiast
zamknąć drzwi, odpowiadał na to spojrzenie, nawet jeśli z każdą upływającą
sekundą stawał się coraz bardziej nerwowy i zakłopotany.
– Chciałeś coś jeszcze? –
zapytał w końcu, co wywołało delikatny uśmiech na twarzy mężczyzny.
– Masz coś na nosie –
mruknął i dotknął palcem czubka własnego nosa.
– Tutaj? – Jacques bez
zastanowienia przyłożył pobrudzony palec do wskazanego miejsca i spojrzał na
niego ostro, gdy dotarło do niego, co Blake chciał osiągnąć. – Ugh, odwal się!
– Trzasnął tak mocno drzwiami, że chyba tylko jakimś cudem zawiasy to
wytrzymały.
Mężczyzna pokręcił głową,
a uśmiech na jego twarzy tylko się powiększył. Tęsknił za ich starciami,
sprzeczkami i nawet niektórymi kłótniami, które dotyczyły tylko głupot, a nie
poważnych sprawach, które im obu spędzały sen z powiek. Chciałby do tego
wrócić.
Gdy zszedł do
przedpokoju, niemal od razu napotkał zaniepokojone spojrzenie chłopaka, który najwyraźniej
doskonale słyszał trzaśnięcie.
– Coś się stało? –
zapytał.
– Przyszedłeś za
wcześnie, a on nie lubi, gdy mu się przeszkadza. – Wzruszył ramionami. – Nic
dziwnego, że się wkurzył.
– Och. – Teraz wydawał
się już mniej pewny siebie, co mężczyźnie bardzo się spodobało. – Z tego
wszystkiego zapomniałem się przedstawić. Aaron Vedley.
Spojrzał na dłoń chłopaka
i chwilę zwlekał, zanim ją uścisnął.
– Blake Sherwood.
– Jacques nie chwalił
się, że jego ojcem jest sławny pisarz.
Blake’a jakoś to nie
zaskoczyło. Jacq raczej nie miał powodów, by się nim chwalić. Szczególnie w
ostatnim czasie.
– Nie jestem jego ojcem.
– Och. – Aaron znów
wydawał się stracić trochę animuszu. Zapewne przekalkulował wszystko w głowie,
kiedy on znajdował się na górze, i doszedł do wniosku, że powinien zrobić też
dobre wrażenie na rodzicach Jacques’a. Blake nie zamierzał mu tego ułatwiać.
– Usiądźmy w salonie –
mruknął w końcu i wskazał dłonią wejście do pokoju. – Nie będziemy przecież
stać i na niego czekać.
Gdy znaleźli się we
wspomnianym pomieszczeniu, opadł na swoje wcześniejsze miejsce na kanapie, ale
nie sięgnął ponownie po laptopa. Zamiast tego obserwował chłopaka, który już
mniej pewnie przysiadł na jednym z foteli. Nie zaproponował mu nic do picia.
Nawet nie udawał, że patrzy na niego przychylnie.
– Mówił, za ile skończy?
– zapytał Aaron i uśmiechnął się trochę nerwowo, jakby czuł się niekomfortowo w
jego obecności.
– Dołączy do nas za
dziesięć minut.
Cisza, która zapadła po
jego słowach, mogła wydawać się niekomfortowa, ale Blake’a tylko bawiła.
Czerpał niezdrową satysfakcję z tego, jak szybko wpłynął swoim zachowaniem na
postawę siedzącego przed nim chłopaka. Mógł udawać pewnego siebie przy
Jacques’u, ale przy nim wyraźnie się zestresował. Pewnie chciał, by wszystko
było idealne, a tymczasem trafił na nieprzychylnego mu mężczyznę, który
ewidentnie dawał mu do zrozumienia, że nie jest mile widziany w tym domu. To
musiało być deprymujące.
– Czytałem jedną z pana
książek.
– Ach tak…? – Uniósł
brew, ale nie wydawał się szczególnie zainteresowany. – Którą?
– Szepty.
Blake kiwnął głową. Wciąż
uważał, że był to jego najlepszy kryminał. Miał problem z ponownym osiągnięciem
podobnego poziomu.
– I jak ci się podobała?
– Była w porządku, ale
wciąż nie do końca rozumiem motywacje głównego bohatera. Wydają mi się trochę…
naciągane.
Brwi Blake’a podjechały
na czoło. Ten chłopak sam kopał sobie grób.
– No cóż, gusta są różne.
– Uśmiechnął się kpiąco. – Na przykład Jacques’owi bardzo się podobała. To
jedna z jego ulubionych. – Może trochę przesadzał, bo Jacq, choć lubił tę książkę,
na pewno nie zaliczyłby jej do ulubionych. Nie miało to jednak żadnego
znaczenia. Ważny był cień niepewności, który przemknął przez twarz Aarona. Właśnie
tego oczekiwał Blake, który uśmiechnął się szerzej. Nie wróżył im długiego
związku.
***
Jacques zszedł do salonu
nie po dziesięciu minutach, jak zapowiedział Aaronowi Blake, ale dopiero po
dwudziestu pięciu. Nie wydawał się szczególnie zadowolony widokiem chłopaka, a
w jego jasnych oczach dostrzec można było cień irytacji.
– Byliśmy umówieni
dopiero za pięć minut – poinformował go, zamiast standardowego przywitania, co
chyba jednoznacznie wskazywało na jego nastrój.
– Wiem. I przepraszam, że
przyszedłem tak wcześnie. – Aaron wstał i spojrzał na Jacques’a z uśmiechem –
nerwowym, ale wyrażającym też ulgę, bo siedzenie ze starszym mężczyzną w
przytłaczającej ciszy musiało być dla niego mało przyjemnym przeżyciem. – Nie
chciałem się spóźnić, więc wybrałem wcześniejszy autobus, ale pomyliłem się w
obliczeniach…
– Dobra, nieważne. –
Jacques zatrzymał ten potok słów i pokręcił głową, słysząc ciche prychnięcie
dobiegające z kanapy. Nawet nie spojrzał w tamtym kierunku, znów powracając do
ignorowania Blake’a. – Chodźmy do mojego pokoju.
Obrócił się na pięcie i
ruszył z powrotem na górę z Aaronem depczącym mu po piętach. Otworzył drzwi od
swojego pokoju i przepuścił go w drzwiach.
– Rozgość się, a ja
jeszcze skoczę po jakieś przekąski… Czego się napijesz?
– Wystarczy woda, dzięki.
– Mhm, zaraz wracam.
Zbiegł po schodach i
przeszedł do kuchni, gdzie zajął się przygotowywaniem przekąsek. Mógł wsypać
jakieś chrupki do miski i niespecjalnie się wysilać, ale pomimo swojej irytacji
wyciągnął składniki z lodówki i zaczął przygotowywać małe kanapeczki. Robił to
też z myślą o sobie, bo niewiele jadł od śniadania.
– Już zasłużył na twoje
gotowanie?
Spiął się, słysząc
znajomy głos, ale nie przerwał krojenia pomidora. Nawet nie zauważył, kiedy
Blake wszedł do kuchni.
– Nie twój interes.
– Mi nie chciałeś robić
kanapek. Zawsze musiałem się prosić…
– Możesz przestać?! –
Jacques rzucił nóż na deskę i odwrócił się gwałtownie. – Po prostu przestań, do
cholery. Nie zagaduj mnie, najlepiej w ogóle się do mnie nie odzywaj. Myślisz,
że nagle zaczniemy normalnie gadać? Po tym wszystkim?
– Ja… - Uśmiech Blake’a
niemal natychmiast zniknął. – Nie. Nie myślę tak. Po prostu… Nie brakuje ci
naszych rozmów? Tego, jak się dogadywaliśmy?
Jacques spojrzał
bezradnie na mężczyznę, a jego ramiona opadły.
– Chyba za dobrze się
dogadywaliśmy, skoro skończyło się, jak się skończyło. – Westchnął. – Twoje
próby naprawienia tego… czegoś, nie pomogą, Blake. – Pokręcił głową. – Po
prostu weź tę pieprzoną kanapkę i idź sobie stąd. – Prychnął cicho, widząc
zaskoczenie na jego twarzy. – Przecież widzę, że chcesz. Znam cię…
Przymknął oczy i odczekał
chwilę, zanim wrócił do krojenia pomidora. Ręce trochę mu się trzęsły i
plasterki nie były tak równe, jakby sobie tego życzył, ale tym razem postanowił
to zignorować. Musiał pozbierać myśli, zanim wróci do Aarona i zacznie udawać,
że wszystko jest w porządku. Nie było to łatwe zadanie.
***
– Widzę, że już dorwałeś
się do moich rzeczy.
– Leżał na biurku i... –
Aaron uniósł głowę znad szkicownika Jacques’a i spojrzał na niego, a jego oczy
od razu się rozszerzyły. – O cholera, pomóc ci?
– Nie, dam radę. – Szatyn
pokręcił głową i postawił tacę z przygotowanymi przekąskami na biurku.
– Nie musiałeś niczego
przygotowywać. Teraz aż mi głupio, że niczego nie przyniosłem.
Jacques wywrócił oczami i
nie skomentował jego słów. Zamiast tego sięgnął po jedną z
kanapeczek i usiadł na krześle.
– Znalazłeś tam coś
ciekawego? – Wskazał na swój szkicownik.
– Przeszkadza ci, że
spojrzałem…?
– Nie. – Wzruszył
ramionami. – Gdyby mi przeszkadzało, pewnie bym go schował. – Prychnął. – To
jak?
– Kilka. – Aaron wrócił
do przeglądania szkicownika i w końcu zatrzymał się na jednym z rysunków. –
Szczególnie ten. – Obrócił go tak, by Jacques mógł dostrzec szkic.
– Ach. – Uśmiechnął się
szerzej. – Mogłem się domyślić. Bardzo narcystycznie, przyznaję.
– Mówiłeś, że nie
naszkicujesz mnie na szybko.
– Mówiłem, że nie zrobię
tego po pijaku. – Uśmiechnął się szerzej. – Na trzeźwo to zupełnie co innego. Jeśli
chcesz, możesz go wziąć.
– Serio?
– Jasne, jest twój. A jak
będziesz chciał, to zrobię coś więcej poza szybkim szkicem. Tylko od razu
zastrzegam, że to wymagam dużej cierpliwości od modela.
Aaron wyszczerzył się i
bardzo delikatnie wyrwał kartkę ze szkicownika.
– Jestem bardzo
cierpliwym człowiekiem – przyznał i Jacques podejrzewał, że nie było to
kłamstwo.
– To dobrze. – Kiwnął
głową i wyciągnął talerz z kanapkami w stronę drugiego chłopaka. – Kanapeczkę?
– Chętnie. Usiądziesz
obok?
Jacques wywrócił oczami,
ale zabrał talerz i opadł na materac tuż obok Aarona.
– Nie mówiłeś, że twój
ojczym jest znanym pisarzem.
– Nie aż tak znanym… –
burknął i zapatrzył się na kawałek sera. – I nie jest moim ojczymem.
– Ach. – W tym
westchnieniu zawarte były chyba wszystkie pytania.
– Jest narzeczonym mojej
matki – poinformował. – I nie chcę o tym gadać. Porozmawiajmy o czymś innym. Co
chciałbyś robić?
Aaron przesunął wzrokiem
po jego ciele w dość jednoznaczny sposób. Niektórych mogłoby to zawstydzić, ale
z pewnością nie szatyna.
– Mam kilka pomysłów.
– Ach tak? – Jacques
uśmiechnął się kątem warg i uniósł brew. – Seks na trzeciej randce? Jak
niegrzecznie. – Parsknął. – Ale na razie poprzestańmy na jakimś filmie, co?
– Liczyłem na to, że
najpierw zobaczę twoje obrazy.
– Obrazy, a nie tyłek? –
wypalił i zaśmiał się na widok jego miny. – Jeszcze chwila i pomyślę, że jesteś
tutaj dla mojej sztuki, a wtedy się obrażę! – Zapewnił. – A co do obrazów, to
nie zobaczysz ich, dopóki nie zacznę szykować jakiegoś wernisażu. Taka zasada.
– Jacuqes…
– Nie, nie. – Pokręcił
palcem przed jego twarzą. – Bierz te kanapki, a ja poszukam filmu. – Położył
talerz na jego kolanach, a sam wychylił się, by wziąć laptopa, który leżał pod
łóżkiem. – Na co masz ochotę?
– Jak odpowiem, że na
ciebie, to przegnę?
– Uroczy jesteś – zakpił
i uruchomił urządzenie. – Potrzebujemy czegoś relaksującego, więc może sensacja…
Who Am I widziałeś?
***
– Może powinniśmy zawołać
ich na kolację?
Blake uniósł głowę znad
telefonu i spojrzał na Katherine, która przyniosła właśnie talerz z
aromatycznie pachnącymi pałeczkami z kurczaka w sosie teriyaki. Aż mu się oczy
zaświeciły na ten widok.
– Gdyby byli głodni, to
sami by tutaj przyszli – stwierdził sucho. W jego mniemaniu ten cały Aaron
siedział u nich zdecydowanie za długo, ale oczywiście nie mógł powiedzieć tego
Katherine, bo zaraz zaczęłaby dopytywać o powody i go ganić. Dlatego siedział
cicho, choć drażniło go samo myślenie o tym, co oni mogą robić w pokoju Jacques’a.
– Może masz rację. –
Usiadła obok niego. – Pewnie są zajęci sobą. Nie będziemy im przeszkadzać. –
Wyraźnie się zawahała, co Blake mógł dostrzec w jej oczach, zanim kontynuowała.
– Myślisz, że to ten chłopak, w którym Jacques jest zadurzony?
Mężczyzna zamarł, przez
chwilę nawet nie wiedząc, jak na to zareagować.
– Zadurzony? – powtórzył.
– Mówił ci, że się w kimś… zadurzył?
– Gdy byłeś u rodziców – potwierdziła.
– Nie mówiłam ci wcześniej, bo wasze kontakty też ostatnio nie są najlepsze,
ale teraz… Może jednak udało im się dogadać.
– Co ci mówił? – zapytał,
doskonale słysząc, jak trzęsie mu się głos.
– Niewiele. Tylko tyle,
że nieszczęśliwie się zakochał i że ten drugi chłopak go nie chce. Biedny
chłopiec. Mam nadzieję, że teraz będzie szczęśliwy. Zasługuje na to.
Oczywiście Blake od dawna
wiedział o uczuciach Jacques’a, więc ta odpowiedź nie powinna go zaskoczyć, a
jednak zaskoczyła. Był przekonany, że dzieciak mówił o nim. Naprawdę był w nim
zakochany. I nawet powiedział o tym swojej matce.
Zapatrzył się na kolację,
nagle tracąc apetyt. Po raz kolejny uderzyło w niego, jak bardzo skrzywdził
tego chłopaka, nawet jeśli nie chciał. A gdy na chwilę zerknął na Katherine,
taką uśmiechniętą i cieszącą się z tego, że jej syn znalazł sobie chłopaka, po
raz pierwszy dotarło do niego, jak bardzo ją zdradził. Zawsze była dla niego
dobra, wyrozumiała, niemalże idealna, a on siedział obok niej i potrafił myśleć
tylko o tym, jak zazdrosny jest o tego pieprzonego Aarona, na którego miejscu
chciał się znaleźć.
– Nie jesz?
Drgnął, wyrwany ze swoich
nieprzyjemnych myśli, i spojrzał na kobietę, która patrzyła na niego
wyczekująco.
– Jem, jem. Tylko
najpierw pójdę jeszcze do łazienki. Nie musisz na mnie czekać.
Uśmiechnął się do niej
słabo i niemal pobiegł do łazienki, wewnętrznie cały rozedrgany. Do tej pory
nie brał na poważnie groźby Jacques’a, bo był przekonany, że chłopak nie będzie
w stanie wyznać matce prawdy. Ale teraz… Teraz zrozumiał, że sam będzie musiał
to zrobić, bo nie był w stanie się z nią ożenić. Nigdy nie będą ze sobą
szczęśliwi, chociaż Blake naprawdę chciałby, by było inaczej. Nie mógł jednak zignorować
tego, co zrobił. I przede wszystkim nie mógł zignorować swoich uczuć, których
nagle stał się świadom bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej. Musiał powiedzieć prawdę. Jak najszybciej.
Kurcze, myślałam że Jaq bardziej lubi tego Aarona... Takie odniosłam wrażenie po poprzednich rozdziałach, a dzisiaj był taki rozdrażniony... Może dlatego że mu przeszkodził w malowaniu? No nie wiem. Za to widzę że w końcu coś dotarło do Blake'a. Ciekawe czy się przyzna Katherine, czy po prostu coś sciemni i się rozstaną? Będę trzymać kciuki oczywiście i wyczekiwać na rozwiązanie :) Dziękuję bardzo i pozdrawiam 😘
OdpowiedzUsuńGłównie dlatego, że Aaron przeszkodził mu w pracy, bo Jacques bardzo tego nie lubi. Poza tym mocno działa na niego obecność Blake'a, bo jednak sytuacja między nimi wciąż nie jest jasna.
UsuńWłaśnie, Blake! Jak myślisz - bliżej mu do wyznania prawdy czy ucieczki? :D
Dzięki za rozdział!
Pozdrawiam ;)
Ojeju jeju nawet nie wiesz jak się ucieszyłam widząc rozdzialik po powrocie z pracy! Poprawił mi humor. ^^
OdpowiedzUsuńNie czuję żeby był to przejściowy rozdział, wręcz niesamowicie ważny dla fabuły. Szczególnie, że jest sporo Blake'a i uczuć z jego strony - nie zdawałam sobie nawet sprawy, że tego mi było trzeba. Szczególnie jeśli chodzi o końcówkę, aż mi serce przyspieszyło.
Jeśli chodzi o Jacquesa to bardzo podobała mi się jego reakcja przy kanapkach..? Było w niej coś takiego niesamowicie naturalnego i przytłaczającego jednocześnie.
Ogólnie rozdział bardzo bardzo fajny ;^; Nie musi się dużo dziać aby wciągnąć~
PS "Czerpał niezdrową satysfakcję z tego, jak szybko wpłynął swoim zachowaniem na postawę siedzącego przed nim chłopaka." ~Blake to trochę ja i moja dzika satysfakcja w podobnych chwilach XD
Dużo weny, czasu na pisanie i wszystkiego czego trzeba~ <3
Hahahahha, Blake to taki trochę też ja xD
UsuńCieszę się, że Ci się podoba :D I też myślę, że taka reakcja Blake'a była potrzebna. I jakby się dłużej nad tym zastanowić, to w tym opowiadaniu niewiele się dzieje xDD Dlatego tym bardziej cieszę się, że podoba Wam się taka powolna akcja ;>
Dzięki za komentarz!
Pozdrawiam ;)
O matko, będzie krwawa rzeź. Musi powiedzieć to lepiej żeby szybciej nie później np przed ołtarzem.
OdpowiedzUsuńOj, będzie, będzie :D
UsuńHej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, choć myślałam, że Jaques jest bardziej zainteresowany Aaronem, zachowanie Blake przypomina mi przysłowie, "pies ogrodnika - sam nie zje i komuś innemu nie da", cieszę się że coś do niego dotarło, zrozumiał jak go skrzywdził...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, ale myślałam, że Jaques jest zainteresowany Aaronem, ale Blake i jego zachowanie to przysłowiowe, "pies ogrodnika - sam nie zje i komuś innemu nie da"...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, ale myślałam, że Jaques jest jednak zainteresowany Aaronem, a Blake i to jego zachowanie to tak zwany "pies ogrodnika - sam nie zje i komuś innemu nie da"...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza