niedziela, 24 marca 2019

Pęknięcia - Rozdział 30

Trochę przejściowy rozdział, który stoi przede wszystkim relacjami (przynajmniej według mnie). Mam nadzieję, że Was nie rozczaruje.
Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze! I trzymajcie kciuki za dalsze części, bo jesteśmy coraz bliżej końca :P
Trzymajcie się!
____________________________________________________________________


Blake zbliżył się do drzwi wejściowych, wciąż drapiąc się po brzuchu. To było leniwe popołudnie, jedno z niewielu, które mógł spędzić w ostatnim czasie w domu. Miał na sobie swoje porwane jeansy i rozciągnięty podkoszulek, a włosów nawet nie przeczesał grzebieniem, więc przypominały siano. Rozsiadł się z laptopem w salonie i powoli zagłębił w pracę. Właśnie wtedy usłyszał dzwonek do drzwi.
Rzadko miewali gości. Blake czasem spotykał się ze swoimi nielicznymi kumplami na piwie, Aiden przestał do nich przychodzić, odkąd usłyszał o zdradzie, a Katherine wolała odwiedzać swoje przyjaciółki, niż je zapraszać, co zapewne wiązało się z niechęcią przygotowywania przekąsek i późniejszego sprzątania. Jacques też nie był szczególnie towarzyski, więc Blake nie miał pojęcia, kogo może zastać po drugiej stronie drzwi. Na listonosza zdecydowanie było za późno.
Uniósł brwi, gdy ujrzał ciemnowłosego, nieznajomego chłopaka. Był pewny, że nigdy wcześniej go nie widział.
– Tak?
– Dzień dobry. Przyszedłem zobaczyć się z Jacques’em. Byliśmy umówieni.
– Ach tak…? – Przesunął wzrokiem po prostych, ale dobrze skrojonych jeansach, eleganckiej koszuli i idealnie ułożonych włosach. Z trudem powstrzymał skrzywienie. – Chyba przyszedłeś za wcześniej, bo Jacq wciąż jest w pracowni. – Otworzył szerzej drzwi. – Wejdź. Pójdę po niego.
Nie dał mu szansy na odpowiedź, od razu kierując się w stronę schodów. Chwilę później już pukał do drzwi pracowni.
– Czego?! – Jacques gwałtownie otworzył drzwi i spojrzał na niego ze złością. Na policzku miał trochę szarej farby, w brudnej dłoni trzymał pędzel i ewidentnie był pochłonięty pracą. Jego złość wywołała jednak uśmiech na twarzy mężczyzny – już dawno nie widział go złoszczącego się na niego z tak banalnego powodu. Była to przyjemna odmiana.
– Twój chłopak przyszedł – poinformował go, nie kryjąc kpiny w głosie.
– Ja nie… - Jacques sapnął, najwyraźniej myślami wciąż będąc przy tworzonym obrazie. Wyglądał przy tym na tyle rozczulająco, że Blake miał ochotę wyciągnąć dłoń i przesunąć nią po zabrudzonym policzku. Na szczęście zdusił tę chęć w zarodku.
– Czeka na dole – dodał. – Mam go wyrzucić? – Ta wizja wydała mu się bardzo pociągająca. Chciałby zobaczyć, jak z nastoletniej buźki nieznajomego znika pewność siebie.
– Nie. Czekaj. – Jacques pokręcił głową i spróbował zebrać myśli, chyba nawet nie zauważając, że była to ich najdłuższa wymiana zdań od wielu tygodni. Nie licząc oczywiście ich ostatniej konfrontacji w kuchni, która nie skończyła się dobrze. – Aaron musiał wcześniej przyjść… – Nie był z tego zadowolony, co odbiło się na jego twarzy. – Powiedz mu, że zejdę za dziesięć minut.
Blake kiwnął głową, choć wolałby kazać mu wyjść. Od razu mu się nie spodobał ten chłopak.
Zamiast ruszyć na dół, wciąż stał naprzeciwko nastolatka i się w niego wpatrywał. A Jacques, zamiast zamknąć drzwi, odpowiadał na to spojrzenie, nawet jeśli z każdą upływającą sekundą stawał się coraz bardziej nerwowy i zakłopotany.
– Chciałeś coś jeszcze? – zapytał w końcu, co wywołało delikatny uśmiech na twarzy mężczyzny.
– Masz coś na nosie – mruknął i dotknął palcem czubka własnego nosa.
– Tutaj? – Jacques bez zastanowienia przyłożył pobrudzony palec do wskazanego miejsca i spojrzał na niego ostro, gdy dotarło do niego, co Blake chciał osiągnąć. – Ugh, odwal się! – Trzasnął tak mocno drzwiami, że chyba tylko jakimś cudem zawiasy to wytrzymały.
Mężczyzna pokręcił głową, a uśmiech na jego twarzy tylko się powiększył. Tęsknił za ich starciami, sprzeczkami i nawet niektórymi kłótniami, które dotyczyły tylko głupot, a nie poważnych sprawach, które im obu spędzały sen z powiek. Chciałby do tego wrócić.
Gdy zszedł do przedpokoju, niemal od razu napotkał zaniepokojone spojrzenie chłopaka, który najwyraźniej doskonale słyszał trzaśnięcie.
– Coś się stało? – zapytał.
– Przyszedłeś za wcześnie, a on nie lubi, gdy mu się przeszkadza. – Wzruszył ramionami. – Nic dziwnego, że się wkurzył.
– Och. – Teraz wydawał się już mniej pewny siebie, co mężczyźnie bardzo się spodobało. – Z tego wszystkiego zapomniałem się przedstawić. Aaron Vedley.
Spojrzał na dłoń chłopaka i chwilę zwlekał, zanim ją uścisnął.
– Blake Sherwood.
– Jacques nie chwalił się, że jego ojcem jest sławny pisarz.
Blake’a jakoś to nie zaskoczyło. Jacq raczej nie miał powodów, by się nim chwalić. Szczególnie w ostatnim czasie.
– Nie jestem jego ojcem.
– Och. – Aaron znów wydawał się stracić trochę animuszu. Zapewne przekalkulował wszystko w głowie, kiedy on znajdował się na górze, i doszedł do wniosku, że powinien zrobić też dobre wrażenie na rodzicach Jacques’a. Blake nie zamierzał mu tego ułatwiać.
– Usiądźmy w salonie – mruknął w końcu i wskazał dłonią wejście do pokoju. – Nie będziemy przecież stać i na niego czekać.
Gdy znaleźli się we wspomnianym pomieszczeniu, opadł na swoje wcześniejsze miejsce na kanapie, ale nie sięgnął ponownie po laptopa. Zamiast tego obserwował chłopaka, który już mniej pewnie przysiadł na jednym z foteli. Nie zaproponował mu nic do picia. Nawet nie udawał, że patrzy na niego przychylnie.
– Mówił, za ile skończy? – zapytał Aaron i uśmiechnął się trochę nerwowo, jakby czuł się niekomfortowo w jego obecności.
– Dołączy do nas za dziesięć minut.
Cisza, która zapadła po jego słowach, mogła wydawać się niekomfortowa, ale Blake’a tylko bawiła. Czerpał niezdrową satysfakcję z tego, jak szybko wpłynął swoim zachowaniem na postawę siedzącego przed nim chłopaka. Mógł udawać pewnego siebie przy Jacques’u, ale przy nim wyraźnie się zestresował. Pewnie chciał, by wszystko było idealne, a tymczasem trafił na nieprzychylnego mu mężczyznę, który ewidentnie dawał mu do zrozumienia, że nie jest mile widziany w tym domu. To musiało być deprymujące.
– Czytałem jedną z pana książek.
– Ach tak…? – Uniósł brew, ale nie wydawał się szczególnie zainteresowany. – Którą?
Szepty.
Blake kiwnął głową. Wciąż uważał, że był to jego najlepszy kryminał. Miał problem z ponownym osiągnięciem podobnego poziomu.
– I jak ci się podobała?
– Była w porządku, ale wciąż nie do końca rozumiem motywacje głównego bohatera. Wydają mi się trochę… naciągane.
Brwi Blake’a podjechały na czoło. Ten chłopak sam kopał sobie grób.
– No cóż, gusta są różne. – Uśmiechnął się kpiąco. – Na przykład Jacques’owi bardzo się podobała. To jedna z jego ulubionych. – Może trochę przesadzał, bo Jacq, choć lubił tę książkę, na pewno nie zaliczyłby jej do ulubionych. Nie miało to jednak żadnego znaczenia. Ważny był cień niepewności, który przemknął przez twarz Aarona. Właśnie tego oczekiwał Blake, który uśmiechnął się szerzej. Nie wróżył im długiego związku.

***

Jacques zszedł do salonu nie po dziesięciu minutach, jak zapowiedział Aaronowi Blake, ale dopiero po dwudziestu pięciu. Nie wydawał się szczególnie zadowolony widokiem chłopaka, a w jego jasnych oczach dostrzec można było cień irytacji.
– Byliśmy umówieni dopiero za pięć minut – poinformował go, zamiast standardowego przywitania, co chyba jednoznacznie wskazywało na jego nastrój.
– Wiem. I przepraszam, że przyszedłem tak wcześnie. – Aaron wstał i spojrzał na Jacques’a z uśmiechem – nerwowym, ale wyrażającym też ulgę, bo siedzenie ze starszym mężczyzną w przytłaczającej ciszy musiało być dla niego mało przyjemnym przeżyciem. – Nie chciałem się spóźnić, więc wybrałem wcześniejszy autobus, ale pomyliłem się w obliczeniach…
– Dobra, nieważne. – Jacques zatrzymał ten potok słów i pokręcił głową, słysząc ciche prychnięcie dobiegające z kanapy. Nawet nie spojrzał w tamtym kierunku, znów powracając do ignorowania Blake’a. – Chodźmy do mojego pokoju.
Obrócił się na pięcie i ruszył z powrotem na górę z Aaronem depczącym mu po piętach. Otworzył drzwi od swojego pokoju i przepuścił go w drzwiach.
– Rozgość się, a ja jeszcze skoczę po jakieś przekąski… Czego się napijesz?
– Wystarczy woda, dzięki.
– Mhm, zaraz wracam.
Zbiegł po schodach i przeszedł do kuchni, gdzie zajął się przygotowywaniem przekąsek. Mógł wsypać jakieś chrupki do miski i niespecjalnie się wysilać, ale pomimo swojej irytacji wyciągnął składniki z lodówki i zaczął przygotowywać małe kanapeczki. Robił to też z myślą o sobie, bo niewiele jadł od śniadania.
– Już zasłużył na twoje gotowanie?
Spiął się, słysząc znajomy głos, ale nie przerwał krojenia pomidora. Nawet nie zauważył, kiedy Blake wszedł do kuchni.
– Nie twój interes.
– Mi nie chciałeś robić kanapek. Zawsze musiałem się prosić…
– Możesz przestać?! – Jacques rzucił nóż na deskę i odwrócił się gwałtownie. – Po prostu przestań, do cholery. Nie zagaduj mnie, najlepiej w ogóle się do mnie nie odzywaj. Myślisz, że nagle zaczniemy normalnie gadać? Po tym wszystkim?
– Ja… - Uśmiech Blake’a niemal natychmiast zniknął. – Nie. Nie myślę tak. Po prostu… Nie brakuje ci naszych rozmów? Tego, jak się dogadywaliśmy?
Jacques spojrzał bezradnie na mężczyznę, a jego ramiona opadły.
– Chyba za dobrze się dogadywaliśmy, skoro skończyło się, jak się skończyło. – Westchnął. – Twoje próby naprawienia tego… czegoś, nie pomogą, Blake. – Pokręcił głową. – Po prostu weź tę pieprzoną kanapkę i idź sobie stąd. – Prychnął cicho, widząc zaskoczenie na jego twarzy. – Przecież widzę, że chcesz. Znam cię…
Przymknął oczy i odczekał chwilę, zanim wrócił do krojenia pomidora. Ręce trochę mu się trzęsły i plasterki nie były tak równe, jakby sobie tego życzył, ale tym razem postanowił to zignorować. Musiał pozbierać myśli, zanim wróci do Aarona i zacznie udawać, że wszystko jest w porządku. Nie było to łatwe zadanie.

***

– Widzę, że już dorwałeś się do moich rzeczy.
– Leżał na biurku i... – Aaron uniósł głowę znad szkicownika Jacques’a i spojrzał na niego, a jego oczy od razu się rozszerzyły. – O cholera, pomóc ci?
– Nie, dam radę. – Szatyn pokręcił głową i postawił tacę z przygotowanymi przekąskami na biurku.
– Nie musiałeś niczego przygotowywać. Teraz aż mi głupio, że niczego nie przyniosłem.
Jacques wywrócił oczami i nie skomentował jego słów. Zamiast tego sięgnął po jedną z kanapeczek i usiadł na krześle.
– Znalazłeś tam coś ciekawego? – Wskazał na swój szkicownik.
– Przeszkadza ci, że spojrzałem…?
– Nie. – Wzruszył ramionami. – Gdyby mi przeszkadzało, pewnie bym go schował. – Prychnął. – To jak?
– Kilka. – Aaron wrócił do przeglądania szkicownika i w końcu zatrzymał się na jednym z rysunków. – Szczególnie ten. – Obrócił go tak, by Jacques mógł dostrzec szkic.
– Ach. – Uśmiechnął się szerzej. – Mogłem się domyślić. Bardzo narcystycznie, przyznaję.
– Mówiłeś, że nie naszkicujesz mnie na szybko.
– Mówiłem, że nie zrobię tego po pijaku. – Uśmiechnął się szerzej. – Na trzeźwo to zupełnie co innego. Jeśli chcesz, możesz go wziąć.
– Serio?
– Jasne, jest twój. A jak będziesz chciał, to zrobię coś więcej poza szybkim szkicem. Tylko od razu zastrzegam, że to wymagam dużej cierpliwości od modela.
Aaron wyszczerzył się i bardzo delikatnie wyrwał kartkę ze szkicownika.
– Jestem bardzo cierpliwym człowiekiem – przyznał i Jacques podejrzewał, że nie było to kłamstwo.
– To dobrze. – Kiwnął głową i wyciągnął talerz z kanapkami w stronę drugiego chłopaka. – Kanapeczkę?
– Chętnie. Usiądziesz obok?
Jacques wywrócił oczami, ale zabrał talerz i opadł na materac tuż obok Aarona.
– Nie mówiłeś, że twój ojczym jest znanym pisarzem.
– Nie aż tak znanym… – burknął i zapatrzył się na kawałek sera. – I nie jest moim ojczymem.
– Ach. – W tym westchnieniu zawarte były chyba wszystkie pytania.
– Jest narzeczonym mojej matki – poinformował. – I nie chcę o tym gadać. Porozmawiajmy o czymś innym. Co chciałbyś robić?
Aaron przesunął wzrokiem po jego ciele w dość jednoznaczny sposób. Niektórych mogłoby to zawstydzić, ale z pewnością nie szatyna.
– Mam kilka pomysłów.
– Ach tak? – Jacques uśmiechnął się kątem warg i uniósł brew. – Seks na trzeciej randce? Jak niegrzecznie. – Parsknął. – Ale na razie poprzestańmy na jakimś filmie, co?
– Liczyłem na to, że najpierw zobaczę twoje obrazy.
– Obrazy, a nie tyłek? – wypalił i zaśmiał się na widok jego miny. – Jeszcze chwila i pomyślę, że jesteś tutaj dla mojej sztuki, a wtedy się obrażę! – Zapewnił. – A co do obrazów, to nie zobaczysz ich, dopóki nie zacznę szykować jakiegoś wernisażu. Taka zasada.
– Jacuqes…
– Nie, nie. – Pokręcił palcem przed jego twarzą. – Bierz te kanapki, a ja poszukam filmu. – Położył talerz na jego kolanach, a sam wychylił się, by wziąć laptopa, który leżał pod łóżkiem. – Na co masz ochotę?
– Jak odpowiem, że na ciebie, to przegnę?
– Uroczy jesteś – zakpił i uruchomił urządzenie. – Potrzebujemy czegoś relaksującego, więc może sensacja… Who Am I widziałeś?

***

– Może powinniśmy zawołać ich na kolację?
Blake uniósł głowę znad telefonu i spojrzał na Katherine, która przyniosła właśnie talerz z aromatycznie pachnącymi pałeczkami z kurczaka w sosie teriyaki. Aż mu się oczy zaświeciły na ten widok.
– Gdyby byli głodni, to sami by tutaj przyszli – stwierdził sucho. W jego mniemaniu ten cały Aaron siedział u nich zdecydowanie za długo, ale oczywiście nie mógł powiedzieć tego Katherine, bo zaraz zaczęłaby dopytywać o powody i go ganić. Dlatego siedział cicho, choć drażniło go samo myślenie o tym, co oni mogą robić w pokoju Jacques’a.
– Może masz rację. – Usiadła obok niego. – Pewnie są zajęci sobą. Nie będziemy im przeszkadzać. – Wyraźnie się zawahała, co Blake mógł dostrzec w jej oczach, zanim kontynuowała. – Myślisz, że to ten chłopak, w którym Jacques jest zadurzony?
Mężczyzna zamarł, przez chwilę nawet nie wiedząc, jak na to zareagować.
– Zadurzony? – powtórzył. – Mówił ci, że się w kimś… zadurzył?
– Gdy byłeś u rodziców – potwierdziła. – Nie mówiłam ci wcześniej, bo wasze kontakty też ostatnio nie są najlepsze, ale teraz… Może jednak udało im się dogadać.
– Co ci mówił? – zapytał, doskonale słysząc, jak trzęsie mu się głos.
– Niewiele. Tylko tyle, że nieszczęśliwie się zakochał i że ten drugi chłopak go nie chce. Biedny chłopiec. Mam nadzieję, że teraz będzie szczęśliwy. Zasługuje na to.
Oczywiście Blake od dawna wiedział o uczuciach Jacques’a, więc ta odpowiedź nie powinna go zaskoczyć, a jednak zaskoczyła. Był przekonany, że dzieciak mówił o nim. Naprawdę był w nim zakochany. I nawet powiedział o tym swojej matce.
Zapatrzył się na kolację, nagle tracąc apetyt. Po raz kolejny uderzyło w niego, jak bardzo skrzywdził tego chłopaka, nawet jeśli nie chciał. A gdy na chwilę zerknął na Katherine, taką uśmiechniętą i cieszącą się z tego, że jej syn znalazł sobie chłopaka, po raz pierwszy dotarło do niego, jak bardzo ją zdradził. Zawsze była dla niego dobra, wyrozumiała, niemalże idealna, a on siedział obok niej i potrafił myśleć tylko o tym, jak zazdrosny jest o tego pieprzonego Aarona, na którego miejscu chciał się znaleźć.
– Nie jesz?
Drgnął, wyrwany ze swoich nieprzyjemnych myśli, i spojrzał na kobietę, która patrzyła na niego wyczekująco.
– Jem, jem. Tylko najpierw pójdę jeszcze do łazienki. Nie musisz na mnie czekać.
Uśmiechnął się do niej słabo i niemal pobiegł do łazienki, wewnętrznie cały rozedrgany. Do tej pory nie brał na poważnie groźby Jacques’a, bo był przekonany, że chłopak nie będzie w stanie wyznać matce prawdy. Ale teraz… Teraz zrozumiał, że sam będzie musiał to zrobić, bo nie był w stanie się z nią ożenić. Nigdy nie będą ze sobą szczęśliwi, chociaż Blake naprawdę chciałby, by było inaczej. Nie mógł jednak zignorować tego, co zrobił. I przede wszystkim nie mógł zignorować swoich uczuć, których nagle stał się świadom bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej.  Musiał powiedzieć prawdę. Jak najszybciej.

9 komentarzy:

  1. Kurcze, myślałam że Jaq bardziej lubi tego Aarona... Takie odniosłam wrażenie po poprzednich rozdziałach, a dzisiaj był taki rozdrażniony... Może dlatego że mu przeszkodził w malowaniu? No nie wiem. Za to widzę że w końcu coś dotarło do Blake'a. Ciekawe czy się przyzna Katherine, czy po prostu coś sciemni i się rozstaną? Będę trzymać kciuki oczywiście i wyczekiwać na rozwiązanie :) Dziękuję bardzo i pozdrawiam 😘

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Głównie dlatego, że Aaron przeszkodził mu w pracy, bo Jacques bardzo tego nie lubi. Poza tym mocno działa na niego obecność Blake'a, bo jednak sytuacja między nimi wciąż nie jest jasna.
      Właśnie, Blake! Jak myślisz - bliżej mu do wyznania prawdy czy ucieczki? :D
      Dzięki za rozdział!
      Pozdrawiam ;)

      Usuń
  2. Ojeju jeju nawet nie wiesz jak się ucieszyłam widząc rozdzialik po powrocie z pracy! Poprawił mi humor. ^^

    Nie czuję żeby był to przejściowy rozdział, wręcz niesamowicie ważny dla fabuły. Szczególnie, że jest sporo Blake'a i uczuć z jego strony - nie zdawałam sobie nawet sprawy, że tego mi było trzeba. Szczególnie jeśli chodzi o końcówkę, aż mi serce przyspieszyło.

    Jeśli chodzi o Jacquesa to bardzo podobała mi się jego reakcja przy kanapkach..? Było w niej coś takiego niesamowicie naturalnego i przytłaczającego jednocześnie.

    Ogólnie rozdział bardzo bardzo fajny ;^; Nie musi się dużo dziać aby wciągnąć~

    PS "Czerpał niezdrową satysfakcję z tego, jak szybko wpłynął swoim zachowaniem na postawę siedzącego przed nim chłopaka." ~Blake to trochę ja i moja dzika satysfakcja w podobnych chwilach XD

    Dużo weny, czasu na pisanie i wszystkiego czego trzeba~ <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahahha, Blake to taki trochę też ja xD
      Cieszę się, że Ci się podoba :D I też myślę, że taka reakcja Blake'a była potrzebna. I jakby się dłużej nad tym zastanowić, to w tym opowiadaniu niewiele się dzieje xDD Dlatego tym bardziej cieszę się, że podoba Wam się taka powolna akcja ;>
      Dzięki za komentarz!
      Pozdrawiam ;)

      Usuń
  3. O matko, będzie krwawa rzeź. Musi powiedzieć to lepiej żeby szybciej nie później np przed ołtarzem.

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    wspaniały rozdział, choć myślałam, że Jaques jest bardziej zainteresowany Aaronem, zachowanie Blake przypomina mi przysłowie, "pies ogrodnika - sam nie zje i komuś innemu nie da", cieszę się że coś do niego dotarło, zrozumiał jak go skrzywdził...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejeczka,
    wspaniale, ale myślałam, że Jaques jest zainteresowany Aaronem, ale Blake i jego zachowanie to przysłowiowe, "pies ogrodnika - sam nie zje i komuś innemu nie da"...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejeczka,
    wspaniale, ale myślałam, że Jaques jest jednak zainteresowany Aaronem, a Blake i to jego zachowanie to tak zwany "pies ogrodnika - sam nie zje i komuś innemu nie da"...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń