Bardzo dziękuję też za wszystkie komentarze i zapraszam na stronę na Facebooku.
Pozdrawiam!
_____________________________________________________________________
Opuszczając biuro, w którym przyszło mu
pracować, nie spodziewał się, że kilkadziesiąt minut później to właśnie on –
rozczarowany życiem trzydziestoletni księgowy – znajdzie się w nieznanym sobie
świecie. Zanim to jednak nastąpiło, musiał znosić kibiców z różnych krajów,
którzy rozwrzeszczani i zazwyczaj pijani błąkali się po ulicach miasta. Sam
nigdy nie interesował się piłką nożną, nie potrafił zrozumieć fenomenu tego
sportu, a zmęczenie pracą powodowało, że ci wszyscy wymalowani, roześmiani
kibice stawali się idealnym sprawdzianem dla jego samokontroli.
Tego
dnia było wyjątkowo upalnie i Janek czuł, że kołnierzyk przykleił mu się do
karku, a po plecach spływały już strużki potu. To wcale nie poprawiało jego
parszywego nastroju, gdy wracał do sklepu, żeby kupić pieczywo, o którym
zapomniał. Przeklinał przy tym w myślach swoje szczęście, gdy znów trafił na
rozśpiewaną grupę. Choć dostrzegł biało-czerwone barwy swoich rodaków, wcale
się nie uśmiechnął, a nawet skrzywił, wyczuwając doskonale mu znany zapach
piwa. Naprawdę miał już dość pijaków na ulicach i tego cholernego mundialu,
który nigdy nie powinien odbyć się w Rosji.
Gdy
minął grupę pomalowanych mężczyzn, coś mignęło na chodniku przed nim.
Uśmiechnął się pod nosem, dostrzegając monetę, od której odbijały się promienie
słońca. Nie wiedział, czy była to kopiejka, czy może jakaś złotówka, która
wypadła przechodzącym przed chwilą Polakom, ale i tak postanowił pochylić się,
żeby ją podnieść, bo podobno znalezione monety zawsze przynoszą szczęście. A
przynajmniej tak mu powtarzano w dzieciństwie. Schylił się więc, podnosząc
błyszczącą monetę, i właśnie wtedy ktoś wpadł na niego od tyłu, przez co Janek
wylądował na kolanach, boleśnie je przy tym obijając. Rzucił „kurwą” pod nosem,
nim zobaczył przed sobą wyciągniętą dłoń. Chwycił ją i pozwolił się podnieść,
dopiero po chwili dostrzegając twarz mężczyzny, który najpierw go przewrócił, a
później postanowił mu pomóc.
-
Lewandowski?
Nawet
on nie był takim ignorantem, by nie kojarzyć tego piłkarza, choć jego
zainteresowanie piłką nożną było bliskie zeru. Nie słyszeć jednak o
Lewandowskim, to prawie jak nie słyszeć o Messim, czy Ronaldo. Tym bardziej był
w szoku, rozpoznając słynnego Polaka w osobie, która na niego wpadła. Zanim
jednak zdążył powiedzieć coś jeszcze, podziękować za pomoc, a może poprosić o
autograf (przecież nie miało znaczenia, że nawet nie lubił tego sportu), jego
wzrok przykuł dziwny blask. Zamrugał, patrząc na podniesioną przez siebie
monetę, która wcale nie była kopiejką, czy złotówką. Tak naprawdę nie potrafił
powiedzieć, co trzymał w dłoni.
-
Co do cholery…?
Spojrzał
jeszcze raz na tę znaną z reklam twarz, nim poczuł, jak kręci mu się w głowie,
a wszystko spowijała ciemność.
***
Janek
obudził się z bólem głowy. Przekręcił się na lewy bok, zrobił cierpiętniczą
minę i po kilkudziesięciu sekundach otworzył oczy. Promienie słońca od razu
zaatakowały jego źrenice, przez co wydał z siebie niezadowolony dźwięk i
przykrył twarz ramieniem. Dłuższą chwilę zajęło mu zrozumienie, że w jego
sypialni nigdy nie było tak słonecznie.
Usiadł
gwałtownie, rozglądając się po nieznanym sobie pomieszczeniu. Łóżko, pościel,
ogromna szafa z lustrem, szklany stolik… Nie zajęło mu dużo czasu zrozumienie,
że najprawdopodobniej znajduje się w hotelu. Tylko zupełnie nie potrafił sobie
przypomnieć, co on w nim robił.
Pamiętał,
że dzień wcześniej wyszedł z pracy, wstąpił po drodze do sklepu spożywczego,
ale zapomniał kupić chleb, więc wrócił, a później… Czarna dziura. Jakby ktoś
wyrwał mu kawałek wspomnień.
Ukrył
twarz w dłoniach, usilnie starając się coś sobie przypomnieć, ale bez skutku. W
jednej chwili znajdował się w drodze do sklepu, a w drugiej budził się w łóżku,
w nie najtańszym, z tego co zdążył zauważyć, hotelu. A przecież nawet nie było
go stać na takie noclegi, bo jeszcze nie dostał wypłaty za ostatni
miesiąc.
Rozejrzał
się bezradnie po pomieszczeniu, szukając swojego telefonu, ale nigdzie go nie
widział. Zaklął pod nosem, odrzucił kołdrę i już był jedną nogą za łóżkiem, gdy
nagle coś go powstrzymało. Zamrugał, gapiąc się bezmyślnie na nogi, które… nie
były jego. Nie przypominał sobie, by kiedykolwiek je depilował, a nawet jeśli
zrobiłby to w czasie którego nie potrafił sobie przypomnieć, to nadal nic by
się nie zgadzało. Janek nigdy nie był szczególnie umięśnionym mężczyzną, a już
na pewno nie miał mięśni, które wskazywały na codzienne treningi.
Wyciągnął
przed siebie dłonie, dopiero teraz zauważając, że tutaj też nic się nie
zgadzało. Dłonie były trochę większe, z dłuższymi, nieco krzywymi palcami. I z
pewnością były bardziej opalone niż jego blada, cienka skóra. Kręcąc
chaotycznie głową, jakby chciał obudzić się z koszmaru, wygrzebał się spod
kołdry i wciąż lekko otumaniony widokiem opalenizny oraz mięśni, których
przecież nigdy nie miał, stanął przed lustrem. Jedno szybkie spojrzenie na
swoje odbicie i z jego gardła wyrwał się głośny okrzyk. Zachwiał się przy tym i
byłby upadł, ale w ostatniej chwili złapał równowagę, szaleńczo machając przy
tym ramionami. Zrobiło mu się słabo.
Drzwi
znajdujące się po lewej stronie otworzyły się gwałtownie, a do pokoju wbiegł
wysoki, czarnowłosy mężczyzna.
-
Robert?! Wszystko w porządku?!
Janek
otworzył usta i zaraz je zamknął, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Kiwnął powoli
głową, gapiąc się bezmyślnie na nieznajomego.
-
Na pewno? – dopytywał brunet, patrząc na niego z niepokojem. –
Krzyczałeś…
-
T-tak… - wykrztusił w końcu, zaskoczony brzmieniem swojego głosu. – Po prostu…
Eee… Pająk.
-
Pająk? – Nieznajomy patrzył teraz na niego jak na idiotę.
-
Tak. – Janek pokiwał entuzjastycznie głową. – Ale już po problemie. Zabiłem
go.
-
A-aha. – Ciemnowłosy mężczyzna uśmiechnął się wymuszenie, wciąż gapiąc się na
niego, jakby zobaczył kosmitę. – Dobrze się czujesz?
-
Tak. – Janek znów kiwnął głową, wyginając wargi w sztucznym uśmiechu. – Czuję
się doskonale.
-
To… dobrze. – Nieznajomy wskazał kciukiem na drzwi. – Niedługo śniadanie.
Zejdziesz ze mną i z Grosikiem?
-
Eee, jasne. Daj mi dziesięć minut.
Uśmiech
spłynął z twarzy mężczyzny, gdy tylko został sam. Odetchnął głęboko, wciąż
czując się tak, jakby został uderzony jakimś mocnym przedmiotem w głowę. To
przecież musiał być sen, a on powinien zaraz obudzić się we własnym łóżku, z
własnym, przeciętnym, bladym ciałem. Ludzie nie zamieniali się ot tak w innych
ludzi. A już na pewno nie w znanych na całym świecie sportowców.
Spojrzał
raz jeszcze w lustro. Z drugiej strony mrugał do niego nie kto inny jak sam
Robert Lewandowski.
***
-
Jak się masz, kapitanie?!
Janek
poczuł tak silne uderzenie w plecy, że aż go zarzuciło do przodu. Nie wywrócił
się jednak, ku własnej radości, a jedynie potknął. Odchrząknął, spoglądając na
chłopaka, który szczerzył się do niego radośnie. Odpowiedział niepewnym
uśmiechem na błysk jego lśniących zębów, udając, że go rozpoznaje. Domyślał
się, że to musiał być jeden z zawodników polskiej reprezentacji, ale on nie
znał nikogo poza Lewandowskim.
-
Świetnie!
-
Wygramy dziś, nie?!
Janek
pokiwał entuzjastycznie głową, choć na samą myśl o zbliżającym się meczu robił
się chory. Samo przyzwyczajenie się do innego ciała, nieznane miejsce, obcy ludzie…
A do tego polska reprezentacja grała dziś swój pierwszy mecz z Senegalem. A on
był kapitanem, a raczej znajdował się w ciele kapitana. I co najgorsze, wciąż
nie mógł się obudzić.
***
Trening
był okropny. Wszyscy patrzyli na niego, jakby widzieli go po raz pierwszy (i
trochę tak było), a on czuł, że z każdą chwilą robi z siebie coraz większego
idiotę. Próbował się dostosować, bo przecież nie mógł tak po prostu odmówić i
nie grać, ale jego ostatni kontakt z piłką nożną miał chyba miejsce jeszcze w szkole,
a to było naprawdę dawno temu. Nic nie rozumiał, nie wiedział, co się dzieje
wokół niego i wciąż był zdezorientowany tym, co się wydarzyło. Za sukces uważał
to, że jeszcze nie zwariował. Albo zwariował i właśnie znajdował się w szpitalu
psychiatrycznym, a to było jedno z urojeń jego szalonego umysłu. Nie
wiedział.
-
Robert, mogę cię prosić?!
Janek
spojrzał na trenera drużyny – Adama Nawałkę, jak się dowiedział – a następnie
na innych zawodników. Niektórzy z nich wciąż patrzyli na niego ze zdumieniem, w
szczególności ci najmłodsi. Nie dziwił im się. Dla nich był Robertem
Lewandowskim, który zapomniał, jak kopać piłkę. Żaden z nich nie wiedział, że
był tylko Jankiem, który chciał jedynie wrócić do swojego szarego, przeciętnego
życia.
Podbiegł
do trenera, próbując wyglądać na wyluzowanego, ale po minie mężczyzny wiedział
już, że mu się nie udało.
-
Dobrze się czujesz? – Z głosu trenera można było wychwycić zaniepokojenie i nie
było w tym nic zaskakującego, skoro jego najlepszy zawodnik zachowywał się
bardzo dziwnie w tak ważnym dniu dla reprezentacji. – Nie wyglądasz
najlepiej…
-
Tak. – Janek nie liczył już, ile razy odpowiadał dziś na to pytanie i ile razy
kłamał. – To tylko lekki stres.
Starszy
mężczyzna pokiwał głową, choć jego niewyraźna mina wiele mówiła o tym,
co tak naprawdę myśli.
-
Rozumiem. Każdy się stresuje. Ale jesteś kapitanem, tak? Musisz dawać
przykład.
„Ale
ja nie chcę dawać przykładu” – pomyślał z irytacją. – „Chcę odzyskać swoje
ciało, wrócić do domu i już nigdy więcej nie mieć nic wspólnego z piłką nożną”
-
Postaram się, trenerze.
Chyba
żaden z nich w to nie uwierzył.
***
Choć
ostatni gwizdek zabrzmiał już jakiś czas temu, to Janek wciąż stał na murawie,
gapiąc się bezmyślnie pod nogi. Wiedział, że nie był w stanie nic zrobić; że
nie mógł grać tak, jak od niego odczekiwano, bo po prostu nie umiał, ale i tak
był zawiedziony. Czuł, że rozczarował całą drużynę i kibiców. Od samego
początku był jednak pewien, że tak to się skończy. Nie miał złudzeń.
Cały
mecz był dla niego koszmarnym przeżyciem i nigdy nie chciał już tego powtarzać.
Zupełnie nie wiedział, co robić, gdzie stać, jak podawać. Miotał się po boisku,
próbując obserwować piłkę i robić COKOLWIEK. Niestety, bez większych
rezultatów.
Gdy
w końcu uniósł głowę i rozejrzał się po boisku, doszedł do interesującego
wniosku. Choć nie znał się na piłce nożnej i w życiu widział może ze dwa mecze
w całości, to w trakcie gry odniósł wrażenie, że większość zawodników zupełnie
nie wie, co powinna robić. I teraz, stojąc na środku murawy i patrząc na te
smutne, zdezorientowane twarze, pomyślał, że może nie tylko on miał takiego
pecha; może nie tylko on trafił na dziwną monetę, która przeniosła go w ciało
sławnego piłkarza. I to tłumaczyłoby wszystko.
Nie mogę XDD
OdpowiedzUsuńNie wymyśliłabym czegoś takiego, ale to chyba byłoby jedyne "sensowne" wyjaśnienie tego co się stało! :")
To było pierwsze, co mi przyszło do głowy po tej druzgocącej porażce xDD I przyznaję, całkiem zabawnie się to pisało :D
UsuńPozdrawiam!
O Boże xd
OdpowiedzUsuńŚmiałam się czytając to. Zarąbiste wytłumaczenie naszej porażki. Lepiej bym tego nie ujęła xd
Hehe :) Dobre, naprawdę dobre :) Nie jestem fanką piłki nożnej ale kawałek tego meczu widziałam i rzeczywiście to była porażka... Może rzeczywiście wszyscy piłkarze na ten dzień zamienili się z takim Jankiem na osobowości 😉 Fajny pomysł - bardzo mi się podobało :)
OdpowiedzUsuńTo jest jedyne wytłumaczenie, jakie znalazłam. Inne są zbyt przerażające xD
UsuńDzięki za komentarz! <3
Genialne
OdpowiedzUsuńMam pytanie, kiedy sie pojawi kolejny rozdzial Pęknięć?
OdpowiedzUsuńTo swietne opowiadanie, czekam z niecierpliwością :)
m.black
Hm, trudno mi określić konkretną datę. Jestem w trakcie pisania, ale idzie mi jak po grudzie. Postaram się jak najszybciej.
UsuńI dziękuję :D
Czekam z niecierpliwością:)
Usuńm.black
No i jak tam?
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńbosko, tekst naprawdę fantastyczny, lekki i przyjemny... biedny Janek w ciele Lewandowskiego...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia