niedziela, 15 lipca 2018

Kopiejka lub złotówka

Zainspirowana wyczynami naszej reprezentacji na mundialu, napisałam taki oto krótki tekst. Z przymrużeniem oka - odpowiedź na pytanie, które wszyscy sobie zadają, czyli "dlaczego". A dziś już finał i trzymam mocno kciuki za Francję <3
Bardzo dziękuję też za wszystkie komentarze i zapraszam na stronę na Facebooku.
Pozdrawiam!
_____________________________________________________________________


 Opuszczając biuro, w którym przyszło mu pracować, nie spodziewał się, że kilkadziesiąt minut później to właśnie on – rozczarowany życiem trzydziestoletni księgowy – znajdzie się w nieznanym sobie świecie. Zanim to jednak nastąpiło, musiał znosić kibiców z różnych krajów, którzy rozwrzeszczani i zazwyczaj pijani błąkali się po ulicach miasta. Sam nigdy nie interesował się piłką nożną, nie potrafił zrozumieć fenomenu tego sportu, a zmęczenie pracą powodowało, że ci wszyscy wymalowani, roześmiani kibice stawali się idealnym sprawdzianem dla jego samokontroli. 
Tego dnia było wyjątkowo upalnie i Janek czuł, że kołnierzyk przykleił mu się do karku, a po plecach spływały już strużki potu. To wcale nie poprawiało jego parszywego nastroju, gdy wracał do sklepu, żeby kupić pieczywo, o którym zapomniał. Przeklinał przy tym w myślach swoje szczęście, gdy znów trafił na rozśpiewaną grupę. Choć dostrzegł biało-czerwone barwy swoich rodaków, wcale się nie uśmiechnął, a nawet skrzywił, wyczuwając doskonale mu znany zapach piwa. Naprawdę miał już dość pijaków na ulicach i tego cholernego mundialu, który nigdy nie powinien odbyć się w Rosji. 
Gdy minął grupę pomalowanych mężczyzn, coś mignęło na chodniku przed nim. Uśmiechnął się pod nosem, dostrzegając monetę, od której odbijały się promienie słońca. Nie wiedział, czy była to kopiejka, czy może jakaś złotówka, która wypadła przechodzącym przed chwilą Polakom, ale i tak postanowił pochylić się, żeby ją podnieść, bo podobno znalezione monety zawsze przynoszą szczęście. A przynajmniej tak mu powtarzano w dzieciństwie. Schylił się więc, podnosząc błyszczącą monetę, i właśnie wtedy ktoś wpadł na niego od tyłu, przez co Janek wylądował na kolanach, boleśnie je przy tym obijając. Rzucił „kurwą” pod nosem, nim zobaczył przed sobą wyciągniętą dłoń. Chwycił ją i pozwolił się podnieść, dopiero po chwili dostrzegając twarz mężczyzny, który najpierw go przewrócił, a później postanowił mu pomóc. 
- Lewandowski? 
Nawet on nie był takim ignorantem, by nie kojarzyć tego piłkarza, choć jego zainteresowanie piłką nożną było bliskie zeru. Nie słyszeć jednak o Lewandowskim, to prawie jak nie słyszeć o Messim, czy Ronaldo. Tym bardziej był w szoku, rozpoznając słynnego Polaka w osobie, która na niego wpadła. Zanim jednak zdążył powiedzieć coś jeszcze, podziękować za pomoc, a może poprosić o autograf (przecież nie miało znaczenia, że nawet nie lubił tego sportu), jego wzrok przykuł dziwny blask. Zamrugał, patrząc na podniesioną przez siebie monetę, która wcale nie była kopiejką, czy złotówką. Tak naprawdę nie potrafił powiedzieć, co trzymał w dłoni. 
- Co do cholery…? 
Spojrzał jeszcze raz na tę znaną z reklam twarz, nim poczuł, jak kręci mu się w głowie, a wszystko spowijała ciemność. 

***

Janek obudził się z bólem głowy. Przekręcił się na lewy bok, zrobił cierpiętniczą minę i po kilkudziesięciu sekundach otworzył oczy. Promienie słońca od razu zaatakowały jego źrenice, przez co wydał z siebie niezadowolony dźwięk i przykrył twarz ramieniem. Dłuższą chwilę zajęło mu zrozumienie, że w jego sypialni nigdy nie było tak słonecznie. 
Usiadł gwałtownie, rozglądając się po nieznanym sobie pomieszczeniu. Łóżko, pościel, ogromna szafa z lustrem, szklany stolik… Nie zajęło mu dużo czasu zrozumienie, że najprawdopodobniej znajduje się w hotelu. Tylko zupełnie nie potrafił sobie przypomnieć, co on w nim robił. 
Pamiętał, że dzień wcześniej wyszedł z pracy, wstąpił po drodze do sklepu spożywczego, ale zapomniał kupić chleb, więc wrócił, a później… Czarna dziura. Jakby ktoś wyrwał mu kawałek wspomnień. 
Ukrył twarz w dłoniach, usilnie starając się coś sobie przypomnieć, ale bez skutku. W jednej chwili znajdował się w drodze do sklepu, a w drugiej budził się w łóżku, w nie najtańszym, z tego co zdążył zauważyć, hotelu. A przecież nawet nie było go stać na takie noclegi, bo jeszcze nie dostał wypłaty za ostatni miesiąc. 
Rozejrzał się bezradnie po pomieszczeniu, szukając swojego telefonu, ale nigdzie go nie widział. Zaklął pod nosem, odrzucił kołdrę i już był jedną nogą za łóżkiem, gdy nagle coś go powstrzymało. Zamrugał, gapiąc się bezmyślnie na nogi, które… nie były jego. Nie przypominał sobie, by kiedykolwiek je depilował, a nawet jeśli zrobiłby to w czasie którego nie potrafił sobie przypomnieć, to nadal nic by się nie zgadzało. Janek nigdy nie był szczególnie umięśnionym mężczyzną, a już na pewno nie miał mięśni, które wskazywały na codzienne treningi. 
Wyciągnął przed siebie dłonie, dopiero teraz zauważając, że tutaj też nic się nie zgadzało. Dłonie były trochę większe, z dłuższymi, nieco krzywymi palcami. I z pewnością były bardziej opalone niż jego blada, cienka skóra. Kręcąc chaotycznie głową, jakby chciał obudzić się z koszmaru, wygrzebał się spod kołdry i wciąż lekko otumaniony widokiem opalenizny oraz mięśni, których przecież nigdy nie miał, stanął przed lustrem. Jedno szybkie spojrzenie na swoje odbicie i z jego gardła wyrwał się głośny okrzyk. Zachwiał się przy tym i byłby upadł, ale w ostatniej chwili złapał równowagę, szaleńczo machając przy tym ramionami. Zrobiło mu się słabo. 
Drzwi znajdujące się po lewej stronie otworzyły się gwałtownie, a do pokoju wbiegł wysoki, czarnowłosy mężczyzna. 
- Robert?! Wszystko w porządku?! 
Janek otworzył usta i zaraz je zamknął, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Kiwnął powoli głową, gapiąc się bezmyślnie na nieznajomego. 
- Na pewno? – dopytywał brunet, patrząc na niego z niepokojem. – Krzyczałeś… 
- T-tak… - wykrztusił w końcu, zaskoczony brzmieniem swojego głosu. – Po prostu… Eee… Pająk. 
- Pająk? – Nieznajomy patrzył teraz na niego jak na idiotę. 
- Tak. – Janek pokiwał entuzjastycznie głową. – Ale już po problemie. Zabiłem go. 
- A-aha. – Ciemnowłosy mężczyzna uśmiechnął się wymuszenie, wciąż gapiąc się na niego, jakby zobaczył kosmitę. – Dobrze się czujesz? 
- Tak. – Janek znów kiwnął głową, wyginając wargi w sztucznym uśmiechu. – Czuję się doskonale. 
- To… dobrze. – Nieznajomy wskazał kciukiem na drzwi. – Niedługo śniadanie. Zejdziesz ze mną i z Grosikiem? 
- Eee, jasne. Daj mi dziesięć minut. 
Uśmiech spłynął z twarzy mężczyzny, gdy tylko został sam. Odetchnął głęboko, wciąż czując się tak, jakby został uderzony jakimś mocnym przedmiotem w głowę. To przecież musiał być sen, a on powinien zaraz obudzić się we własnym łóżku, z własnym, przeciętnym, bladym ciałem. Ludzie nie zamieniali się ot tak w innych ludzi. A już na pewno nie w znanych na całym świecie sportowców. 
Spojrzał raz jeszcze w lustro. Z drugiej strony mrugał do niego nie kto inny jak sam Robert Lewandowski. 

*** 

- Jak się masz, kapitanie?! 
Janek poczuł tak silne uderzenie w plecy, że aż go zarzuciło do przodu. Nie wywrócił się jednak, ku własnej radości, a jedynie potknął. Odchrząknął, spoglądając na chłopaka, który szczerzył się do niego radośnie. Odpowiedział niepewnym uśmiechem na błysk jego lśniących zębów, udając, że go rozpoznaje. Domyślał się, że to musiał być jeden z zawodników polskiej reprezentacji, ale on nie znał nikogo poza Lewandowskim. 
- Świetnie! 
- Wygramy dziś, nie?! 
Janek pokiwał entuzjastycznie głową, choć na samą myśl o zbliżającym się meczu robił się chory. Samo przyzwyczajenie się do innego ciała, nieznane miejsce, obcy ludzie… A do tego polska reprezentacja grała dziś swój pierwszy mecz z Senegalem. A on był kapitanem, a raczej znajdował się w ciele kapitana. I co najgorsze, wciąż nie mógł się obudzić. 

***

Trening był okropny. Wszyscy patrzyli na niego, jakby widzieli go po raz pierwszy (i trochę tak było), a on czuł, że z każdą chwilą robi z siebie coraz większego idiotę. Próbował się dostosować, bo przecież nie mógł tak po prostu odmówić i nie grać, ale jego ostatni kontakt z piłką nożną miał chyba miejsce jeszcze w szkole, a to było naprawdę dawno temu. Nic nie rozumiał, nie wiedział, co się dzieje wokół niego i wciąż był zdezorientowany tym, co się wydarzyło. Za sukces uważał to, że jeszcze nie zwariował. Albo zwariował i właśnie znajdował się w szpitalu psychiatrycznym, a to było jedno z urojeń jego szalonego umysłu. Nie wiedział. 
- Robert, mogę cię prosić?! 
Janek spojrzał na trenera drużyny – Adama Nawałkę, jak się dowiedział – a następnie na innych zawodników. Niektórzy z nich wciąż patrzyli na niego ze zdumieniem, w szczególności ci najmłodsi. Nie dziwił im się. Dla nich był Robertem Lewandowskim, który zapomniał, jak kopać piłkę. Żaden z nich nie wiedział, że był tylko Jankiem, który chciał jedynie wrócić do swojego szarego, przeciętnego życia. 
Podbiegł do trenera, próbując wyglądać na wyluzowanego, ale po minie mężczyzny wiedział już, że mu się nie udało. 
- Dobrze się czujesz? – Z głosu trenera można było wychwycić zaniepokojenie i nie było w tym nic zaskakującego, skoro jego najlepszy zawodnik zachowywał się bardzo dziwnie w tak ważnym dniu dla reprezentacji. – Nie wyglądasz najlepiej… 
- Tak. – Janek nie liczył już, ile razy odpowiadał dziś na to pytanie i ile razy kłamał. – To tylko lekki stres. 
Starszy mężczyzna pokiwał głową, choć jego niewyraźna mina wiele mówiła o tym, co  tak naprawdę myśli. 
- Rozumiem. Każdy się stresuje. Ale jesteś kapitanem, tak? Musisz dawać przykład. 
„Ale ja nie chcę dawać przykładu” – pomyślał z irytacją. – „Chcę odzyskać swoje ciało, wrócić do domu i już nigdy więcej nie mieć nic wspólnego z piłką nożną”
- Postaram się, trenerze. 
Chyba żaden z nich w to nie uwierzył.

***

Choć ostatni gwizdek zabrzmiał już jakiś czas temu, to Janek wciąż stał na murawie, gapiąc się bezmyślnie pod nogi. Wiedział, że nie był w stanie nic zrobić; że nie mógł grać tak, jak od niego odczekiwano, bo po prostu nie umiał, ale i tak był zawiedziony. Czuł, że rozczarował całą drużynę i kibiców. Od samego początku był jednak pewien, że tak to się skończy. Nie miał złudzeń. 
Cały mecz był dla niego koszmarnym przeżyciem i nigdy nie chciał już tego powtarzać. Zupełnie nie wiedział, co robić, gdzie stać, jak podawać. Miotał się po boisku, próbując obserwować piłkę i robić COKOLWIEK. Niestety, bez większych rezultatów. 
Gdy w końcu uniósł głowę i rozejrzał się po boisku, doszedł do interesującego wniosku. Choć nie znał się na piłce nożnej i w życiu widział może ze dwa mecze w całości, to w trakcie gry odniósł wrażenie, że większość zawodników zupełnie nie wie, co powinna robić. I teraz, stojąc na środku murawy i patrząc na te smutne, zdezorientowane twarze, pomyślał, że może nie tylko on miał takiego pecha; może nie tylko on trafił na dziwną monetę, która przeniosła go w ciało sławnego piłkarza. I to tłumaczyłoby wszystko.

11 komentarzy:

  1. Nie mogę XDD
    Nie wymyśliłabym czegoś takiego, ale to chyba byłoby jedyne "sensowne" wyjaśnienie tego co się stało! :")

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To było pierwsze, co mi przyszło do głowy po tej druzgocącej porażce xDD I przyznaję, całkiem zabawnie się to pisało :D
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. O Boże xd
    Śmiałam się czytając to. Zarąbiste wytłumaczenie naszej porażki. Lepiej bym tego nie ujęła xd

    OdpowiedzUsuń
  3. Hehe :) Dobre, naprawdę dobre :) Nie jestem fanką piłki nożnej ale kawałek tego meczu widziałam i rzeczywiście to była porażka... Może rzeczywiście wszyscy piłkarze na ten dzień zamienili się z takim Jankiem na osobowości 😉 Fajny pomysł - bardzo mi się podobało :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest jedyne wytłumaczenie, jakie znalazłam. Inne są zbyt przerażające xD
      Dzięki za komentarz! <3

      Usuń
  4. Mam pytanie, kiedy sie pojawi kolejny rozdzial Pęknięć?
    To swietne opowiadanie, czekam z niecierpliwością :)
    m.black

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm, trudno mi określić konkretną datę. Jestem w trakcie pisania, ale idzie mi jak po grudzie. Postaram się jak najszybciej.
      I dziękuję :D

      Usuń
    2. Czekam z niecierpliwością:)
      m.black

      Usuń
  5. Hej,
    bosko, tekst naprawdę fantastyczny, lekki i przyjemny... biedny Janek w ciele Lewandowskiego...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń