Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Mam jednak ogromną prośbę, która nie jest związana z opowiadaniem. Chodzi o zwierzątka i to, jak ludzka bezmyślność je krzywdzi. Na mojej stronie na fejsie pojawił się post (jest przypięty na górze), który musi trafić do jak największej ilości osób. Jeśli moglibyście go udostępnić, to będę bardzo wdzięczna, bo chodzi o naprawdę ważną sprawę. Link tutaj: Opowiadania rehab-e.
Oczywiście bardzo dziękuję za wszystkie komentarze i za to, że wciąż czekacie. Uwielbiam Was! Kolejny rozdział pojawi się po sesji (ostatni egzamin mam dwudziestego). Trzymajcie się!
_____________________________________________________________________
Otworzył paczkę,
wyciągnął papierosa, odpalił i po raz kolejny zaciągnął się, przymykając oczy.
W popielniczce znajdowało się już kilka petów, a to był chyba jego czwarty lub
piąty papieros. Łudził się, że pomoże mu się to ukoić nerwy, ale tak naprawdę
wcale nie czuł się spokojniejszy. Siedział na tarasie, wpatrując się w ciemne,
zachmurzone niebo i zastanawiał się, jak naprawić wszystko, co zdążył zepsuć w
przeciągu kilku ostatnich miesięcy. Gdyby ktoś wyszedł z domu i zobaczył go, z
pochyloną głową, opadniętymi ramionami i przygarbionymi plecami, z pewnością
byłby zaskoczony, na jak bardzo zrezygnowanego wygląda ten zwykle pewny siebie
mężczyzna. Ale nikt nie wyszedł, bo zarówno Katherine, jak i Jacques, nie
chcieli z nim rozmawiać, a on już dawno nie czuł się tak samotny. I wiedział, że
mógł winić tylko siebie.
Pobyt we Fremont wcale mu
nie pomógł. Dwa tygodnie spędzone z rodzicami, do których nie docierały żadne
argumenty, i którzy wciąż mieli na niego ogromny wpływ, nie były dobrym
pomysłem. Nie potrafił jednak przemóc się, by wrócić wcześniej i zmierzyć się
ze swoimi problemami, więc tkwił godzinami w rodzinnym domu, obserwował relacje
matki z ojcem i znów zaczynał gardzić tą częścią siebie, która przy Jacques’u
dawała o sobie znać. Dlatego jego reakcja była tak gwałtowna – przez krótką
chwilę, gdy go zobaczył, naprawdę czuł do niego nienawiść za to, co ten mu
zrobił. Bo znów czuł, że stracił kontrolę nad sobą; że nie może przewidzieć
swoich reakcji. I nie mógł przestać obwiniać o to szatyna.
Wiedział, że przesadził.
Wykorzystał zauroczenie chłopaka, by uderzyć w jego najczulszy punkt i zupełnie
nie przejmował się tym, że może go naprawdę zranić. Dopiero gdy zobaczył jego
łzy, uświadomił sobie, co zrobił, ale było już za późno, by wszystko naprawić.
A przecież nawet nie myślał o tym, by porównywać Jacques’a z Kath! Ale gdy go
zobaczył… Znów poczuł wstręt do siebie, do niego i do tego wszystkiego, co
wydarzyło się między nimi. Nie potrafił zapanować nad swoim gniewem, który rósł
w nim przez ostatnie dwa tygodnie i w końcu wybuchł. A teraz nie miał pojęcia,
jak to naprawić.
Nie powinien był
wyjeżdżać bez wcześniejszej rozmowy z narzeczoną. Wtedy wydawało się to jedynym
rozsądnym wyjściem, gdy emocje po nieoczekiwanym pocałunku wciąż z niego nie
opadły, ale teraz… Ją też zranił i nawet ze sobą nie rozmawiali. Naprawdę nie
wiedział, jak to się stało, że w tak krótkim czasie udało mu się wszystko
spieprzyć. Przypuszczał, że miał do tego jakiś talent, który wyssał wraz z
mlekiem matki.
Uśmiechnął się pod nosem
do swoich niewesołych myśli i ostatni raz zaciągnął się, nim wrzucił resztkę
papierosa do popielniczki. Mógł siedzieć tu całą noc, ale nic dobrego (poza
wypaleniem całej paczki fajek) by z tego nie wyszło. Zamierzał wrócić do
sypialni i spróbować naprawić chociaż jedną relację, bo wiedział doskonale, że
z Katherine będzie po prostu łatwiej. A Jacques… Wobec niego Blake wciąż
pozostawał bezradny.
***
Potrzebował czasu. Nie
potrafił tak po prostu zapomnieć o tym, co usłyszał. To wciąż do niego wracało,
nawet jeśli próbował skupić myśli na czymś innym. Cały wieczór spędził w swoim
pokoju i nawet ssanie w żołądku, wyjątkowo męczące, nie zmusiło go do
wystawienia choćby stopy poza próg pomieszczenia. Nie wyobrażał sobie, by mógł
teraz stanąć przed Blakiem i spojrzeć mu w oczy, nie pokazując przy tym, jak
bardzo zabolały go słowa mężczyzny.
Było mu wstyd. Policzki
płonęły mu na samo wspomnienie o łzach, które brunet bez wątpienia musiał
ujrzeć w jego oczach. Nie mógł przestać myśleć o tym, że po raz kolejny pokazał
mu jak słaby i bezradny jest wobec całej tej sytuacji. Nie potrafił pozbyć się
myśli, że dał mu tę satysfakcję i rozpłakał się przy nim jak mały, skarcony
chłopczyk. A przecież nie był taki! Zawsze radził sobie ze wszystkim sam, był
silny, kontrolował swoje reakcje i potrafił odpowiedzieć na każdą zaczepkę.
Przecież nie pierwszy raz słyszał podobne słowa. W szkole nigdy nie krył się ze
swoją orientacją i nie każdemu się to podobało, ale on zupełnie się tym
nie przejmował, szydząc sobie z nieprzyjemnych uwag. Tym razem nie usłyszał
nawet czegoś bardzo obrzydliwego, a jednak zabolało i to mocniej, niż mógłby
przypuszczać.
Jacques wiedział, że
uczucie do Blake’a zmieniło go i wcale nie podobały mu się te zmiany. Czuł się
słaby, podatny na zranienia. Godzinami leżał na łóżku, rozpamiętując ich
rozmowę w kuchni i próbując zrozumieć, dlaczego wszystko potoczyło się w tak
złym kierunku. Nie potrafił jednak odpowiedzieć na żadne z pytań, które sobie
zadawał. Jeszcze do niedawna nie przypuszczał, że mężczyzna jest w stanie
potraktować go w taki sposób – jak bezwartościową rzecz, którą można odrzucić w
kąt, gdy się ją wykorzysta. A on właśnie tak się czuł – jakby został
wykorzystany. I choć przez chwilę, gdy nie miał już siły płakać i wściekać się
na bruneta, próbował postawić się w jego sytuacji, to jednak nie potrafił
zrozumieć i mu wybaczyć. Był rozżalony, rozczarowany i było mu przykro. A poza
tym czuł gniew na siebie, na niego i na matkę (choć nie miało to większego
sensu), która wysłała ich na te głupie wakacje, a to przecież od nich wszystko
się zaczęło.
Zaklął i wyłączył
laptopa. Był środek nocy, a on nie mógł spać. Od płaczu piekły go oczy i bolała
głowa, co tylko potęgowało w nim gniew i poczucie wstydu. Chciał znaleźć w
sobie siłę, by jakoś przezwyciężyć te głupie uczucia, które sprawiały, że wciąż
upokarzał się przed mężczyzną, ale nie wiedział, jak. I nagła myśl, która
zaczęła kiełkować w jego głowie, sprawiła, że w końcu przymknął oczy i
spokojnie czekał na sen. Może skupienie uwagi na kimś innym nie było wcale złym
pomysłem…
***
Podrzucił jabłko, złapał
i ugryzł je z przesadną zawziętością. Rozejrzał się przy tym po stołówce,
szukając swojego przyjaciela, z którym nie rozmawiał od wczorajszego poranka,
gdy spotkali się przed zajęciami, jak to zwykle im się zdarzało. Co prawda
chciał wieczorem do niego zadzwonić i nawet sięgnął po telefon, żeby o
wszystkim mu opowiedzieć, ale coś go powstrzymało. Wiedział, że gdyby okazało
się, iż Nick nie ma dla niego czasu, bo jest ze swoją dziewczyną, to całkowicie
by się załamał. Poza tym coś, co bardzo przypominało wstyd, sprawiało, że
chciał to zachować tylko dla siebie.
Udawanie, że wszystko z
nim dobrze i wcale nie czuje się tak, jakby ktoś zmiażdżył mu połowę
wnętrzności, okazało się prostsze, niż przypuszczał. Uśmiechanie się do ludzi,
żartowanie i rozpoczynanie niezobowiązujących rozmów na zajęciach było czymś,
co przyszło mu z zaskakującą łatwością. I choć w jego jasnych oczach próżno było
szukać radości, to tylko osoba znająca go bardzo dobrze, byłaby w stanie to
zauważyć. Jedyną taką osobą w szkole był Nick.
Dostrzegł go w końcu –
siedzącego przy stoliku, który znajdował się na samym środku sali,
gdzie wręcz roiło się od uczniów. Jacques skrzywił się, widząc już, że
przyjaciel nie był tylko z Mary, ale również z ich wspólnymi znajomymi. Choć
nie można było nazwać szatyna osobą, która nie przepada za towarzystwem ludzi i
ma problem z nawiązywaniem kontaktów, to jednak nie miał teraz ochoty na
towarzystwo nikogo poza Nickiem.
- Hej – Jacques mruknął,
zajmując jedyne wolne miejsce przy stoliku, zaraz obok Susan, która była
sprawczynią (a przynajmniej tak uważał Jacq) związku jego przyjaciela z tą
okropną kobietą, jak zdarzało mu się myśleć o Mary. Dlatego spojrzał trochę
krzywo na blondynkę, jakby to faktycznie była jej wina, a następnie uśmiechnął
się do bruneta, wręcz ignorując resztę osób, które siedziały przy tym samym
stoliku. Wiedział, że ludzie plotkują na jego temat i uważają, że zakochał się
w Nicku, co nawet nie było jakimś wielkim wymysłem, bo był świadom, że czasem
tak się zachowywał. Nic nie mógł jednak poradzić na to, że w całym swoim życiu
poznał tylko jedną osobę, której był w stanie tak zaufać, jak właśnie temu
kudłatemu brunetowi. Gdy tak teraz sobie myślał, dochodził do wniosku, że jego
życie byłoby prostsze, gdyby naprawdę zakochał się w swoim najlepszym
przyjacielu. Wtedy przynajmniej powielałby stereotyp geja z połowy filmowych
produkcji, a nie próbował odbić faceta matce. Sama myśl o tym wywoływała grymas
na jego twarzy.
- Hej – Nick odpowiedział
mu uśmiechem. Reszta osób (wyłączając Mary) też powitała go z mniejszym lub
większym entuzjazmem, bo Jacques naprawdę był lubiany w szkole, choć liczba
jego bliższych kolegów i koleżanek wcale tego nie potwierdzała. Zresztą od
kilku lat organizował słynną już, coroczną imprezę w swoim domu (jak tylko
przypominał sobie o tej ostatniej, od razu czuł się gorzej), więc nic dziwnego,
że jakąś tam popularnością jednak się cieszył. Mimo to nie potrafił otworzyć
się na tyle, by nawiązać z kimkolwiek równie silną więź, jak z Nickiem.
- Hej, Jacques. – Amy,
która siedziała obok Susan, szturchnęła go w bok, wyciągając się za plecami
koleżanki. – Umiesz na test?
Jacques spojrzał
cieplejszym wzrokiem na dziewczynę, bo naprawdę ją lubił. Była miła, ciepła,
urocza i właśnie z kimś takim widział w związku swojego przyjaciela, a nie z
Mary. Zaraz jednak zmarszczył brwi, próbując zrozumieć jej pytanie.
- Jaki test?
- No z algebry. – W jej
głosie wyraźnie było słychać wahanie. – Zapomniałeś?
Szatyn poczuł się tak,
jakby ktoś wylał mu właśnie kubeł zimnej wody na głowę. Ostatnio faktycznie nie
mógł się na niczym skupić, przez co zdarzyło mu się już zapomnieć o jednym
wypracowaniu na literaturę, ale matematyka… Jeszcze kilka dni temu pamiętał o
tym teście i nawet chciał prosić Nicka o pomoc (nie był w stanie zliczyć, ile
razy ten mu pomagał), ale ostatecznie nie poprosił i… zapomniał.
- Kurwa… - jęknął,
przykładając czoło do blatu stolika.
- Może nie będzie tak
źle… - Amy próbowała go pocieszyć, ale z marnym skutkiem. Oboje wiedzieli, że
tego nie zda.
- Dlatego ja zapisuję
wszystkie testy i egzaminy w swoim kalendarzu, który codziennie sprawdzam –
odezwała się nagle Mary, a jej przemądrzały, zbyt pewny siebie ton sprawił, że
Jacques skrzywił się w duchu.
- Co ty nie powiesz… -
prychnął, unosząc głowę i patrząc na dziewczynę zirytowanym wzrokiem.
Nick, widząc napięcie
(nie pierwszy już raz) między najbliższymi dla niego osobami, uśmiechnął się
ciepło do przyjaciela, jednocześnie obejmując swoją dziewczynę w pasie.
- Poprawisz. Pomogę
ci.
- Mhm – Jacques odmruknął
w odpowiedzi, niezbyt przekonany, i w ciszy skończył swoje jabłko, o którym
zdążył już zapomnieć. Odłożył ogryzek na tacę bruneta, na co ten uniósł brwi w
udawanej dezaprobacie i przyjrzał się osobom siedzącym przy stoliku. Amy zajęła
się rozmową z Susan, Tom grzebał w swoim obiedzie, najwyraźniej myślami będąc w
innym miejscu, a Mary robiła coś na telefonie. Nie chciał przy nich prosić
Nicka o to, o co zamierzał poprosić już od wejścia na stołówkę, ale chyba nie
miał wyjścia. – Właściwie to chciałem zapytać, czy poszedłbyś ze mną do
klubu.?
- Klubu? – Susan
powtórzyła jak echo, od razu zwracając się w jego kierunku z psotnym uśmiechem,
a jej rozbujany, jasny kucyk prawie uderzył Amy w twarz. Szatyn zmiął w ustach
przekleństwo.
- Taa… Gejowskiego.
- Mówiłem ci już, że
więcej tam nie…
- Byłeś w klubie dla
gejów? – Mary przerwała swojemu chłopakowi, patrząc przy tym dziwnym wzrokiem
na Jacques’a, jakby ten chciał sprowadzić Nicka na tęczową drogę.
- Um… Raz. – Nick
podrapał się po głowie, wyraźnie zażenowany. – I nie skończyło się to
najlepiej.
- Musicie nam koniecznie
o tym opowiedzieć!
- Blake wrócił –
wymamrotał, ignorując okrzyk Susan (już zapomniał, jak często irytowała go ta
dziewczyna), i ponownie zwrócił się tylko do przyjaciela.
- Och.
- Blake? Twój
ojczym?
- To nie jest mój ojczym,
do cholery! – warknął i nawet Tom uniósł głowę znad obiadu, żeby rzucić mu
zaskoczone spojrzenie. Cisza, która zapadła po jego nieoczekiwanym wybuchu
okazała się wyjątkowo niezręczna i sprawiła, że Jacques znów skulił się w
sobie, myśląc o tym, że już niedługo to naprawdę będzie jego ojczym. Robiło mu się
od tego słabo.
- Dobra, nieważne. – Nick
uśmiechnął się wymuszenie, patrząc z niepokojem na szatyna. – Mogę z tobą
iść.
- Możesz? – Mary uniosła
brew, zakładając ramiona na piersi.
- Znaczy… Wszyscy możemy
iść, nie? Taki wspólny wypad do klubu.
- Tak! Zapytam jeszcze
Vick, bo na pewno będzie chciała iść! – Susan aż klasnęła w dłonie, jakby nie
było nic lepszego od pójścia do gejowskiego klubu.
- Ja odpadam. – Tom
odsunął od siebie tacę i spojrzał na nich zblazowanym wzrokiem. – Nie lubię
klubów.
- Ja też. – Amy
uśmiechnęła się przepraszająco, odgarniając włosy z czoła.
- Nudziarze – parsknęła
blondyna, pokazując wszystkim swoje równe, białe zęby. – Ale Vick na pewno nie
odmówi.
Jacques spojrzał
zrezygnowanym wzrokiem na przyjaciela. Zapowiadał się wspaniały wypad.
***
Nie był pewien, ile
zdążył wypić od wejścia do klubu (a to nie było wcale tak dawno temu), ale
czuł, że przyjemnie szumi mu w głowie. Dudniąca, elektryzująca muzyka wprawiała
go w błogi nastrój, a spojrzenia niektórych mężczyzn sprawiały, że znów czuł się
chciany. Uśmiechał się znacznie częściej, bardziej szczerze, czasem wybuchał
nawet śmiechem. Bawił się lepiej, niż przypuszczał i nawet Susan okazała się
całkiem znośną kompanką do zabawy. Przy tym wszystkim prawie zapomniał o
Blake’u i o jego pogardliwych słowach.
- Chodź ze mną zatańczyć
– mruknął w stronę przyjaciela, ciągnąc go za ramię.
- Co? Nie, Jacques, nie
tańczę.
- No chodź. Będzie
zabawnie.
- Jesteś pijany.
- Nie jestem. – Wydął
wargi. – Proszę.
Brunet wywrócił oczami,
ale cmoknął swoją dziewczynę w policzek i wstał. Mary też wydawała się bardziej
rozluźniona przez alkohol i nie zareagowała jakoś szczególnie na to, że jej
chłopak idzie tańczyć z innym chłopakiem, za co był jej wdzięczny. Nie chciał
kolejnej awantury między nią a szatynem.
- Dobra, chodź.
Jacques wyszczerzył się,
ciągnąc swojego przyjaciela na parkiet. Od razu zaczął poruszać się w rytm
dźwięków płynących z głośników, uśmiechając się przy tym szeroko. Odrzucił
głowę w tył, kręcąc biodrami i dając ponieść się muzyce. Czuł, jak brunet
rozluźnia się przy nim, jak zaczyna śmiać się i wygłupiać, obejmując go w
pasie. Sam zarzucił mu dłonie na kark, próbując skupić swój wzrok na jego
roześmianej twarzy. Znajdowali się naprawdę blisko siebie, wykonując bliżej
nieokreślone ruchy, które niewiele miały wspólnego z rytmicznym tańcem, a inne
pary wciąż napierały na nich, pchając ich ku sobie. Jacques znów poczuł tę
przyjemność płynącą z obecności kogoś, przy kim czuł się bezpiecznie i
wyjątkowo. Nie potrafił odwrócić wzroku od tych kudłatych, ciemnych włosów i
radosnych, brązowych oczu. Nie wiedział, czy winny był alkohol, czy może jego
obecny stan psychiczny, a może jedno i drugie, ale nic nie wyjaśniało tego, że
pochylił się do przodu i przycisnął swoje wargi do warg drugiego chłopaka.
- Co…? – Nick odepchnął
go od siebie, patrząc na niego w całkowitym osłupieniu.
- Ja… - Jacques zamrugał
i przycisnął dłoń do ust. Sam nie potrafił uwierzyć w to, co się stało. –
Przepraszam. Naprawdę… ja… przepraszam.
Nie wiedział, co jeszcze może
powiedzieć. Tak naprawdę nie mógł zrobić nic poza przeproszeniem. Jego umysł
nagle stał się bardziej trzeźwy niż przed wejściem do klubu, przez co z całą
mocą poczuł, że zrobił właśnie coś bardzo głupiego. Czuł, że twarz płonie mu ze
wstydu i nie mogąc patrzeć dalej na zdumionego przyjaciela, odwrócił się i
zaczął przepychać przez tłum, chcąc wyjść, uciec z tego miejsca i zapomnieć, że
znów wszystko zepsuł.
Miał ochotę śmiać się z
samego siebie, gdy w końcu znalazł się na zewnątrz, w samej koszulce, choć
temperatury w połowie listopada wcale nie rozpieszczały. Nie przejmował się tym
jednak zbyt skupiony na myśli, że najwyraźniej wystąpił jakiś błąd w
komunikacji jego mózgu z językiem, bo ten drugi miał w ostatnim czasie
skłonności do pakowania się w różne miejsca. I szatyn sam już nie wiedział, co
się z nim dzieje. Czuł, że zaczyna wariować.
- Jacques!
Odwrócił się i dostrzegł
Nicka, który biegł za nim, trzymając w dłoni jego kurtkę. Sam nawet nie
zauważył, że zaczął iść w dół ulicy, oddalając się od klubu. Widząc jednak
bruneta, zatrzymał się i objął ramionami, czując się winnym. I zawstydzonym.
Przecież Mary musiała wszystko widzieć! I dziewczyny! Teraz cała szkoła będzie
mówiła o tym, jak bardzo Jacques Bright ma ochotę na swojego heteroseksualnego
przyjaciela.
- Przepraszam. – To było
pierwsze słowo, jakie wypowiedział, gdy Nick w końcu stanął przed nim,
oddychając szybciej przez wysiłek fizyczny.
- Przestań. To… nic. –
Podał mu kurtkę. – Trzymaj.
- Um… dzięki. –
Uśmiechnął się z zakłopotaniem i przyjął swoją własność, choć wcale nie
odczuwał chłodu. Był zbyt rozpalony przez wstyd, jaki go wypełniał od czubka
głowy aż po palce stóp. – Naprawdę nie chciałem. Nie rozumiem co się…
- Też nie rozumiem. –
Nick podrapał się po głowie, też wyglądając na bardzo zmieszanego. – Przecież
nigdy nie… - machnął dłonią pomiędzy nimi – No wiesz.
- Boże. – Jacques zaśmiał
się nieco histerycznie, pocierając swój rozpalony policzek. – Sprawiasz, że
wszystko jest jeszcze gorsze – prychnął. – Nie lecę na ciebie, Nick.
- To dobrze.
- Taak.
Cisza, jaka zapadła
pomiędzy nimi, była zbyt niekomfortowa, by szatyn mógł dłużej stać w tym
miejscu i po prostu gapić się na przyjaciela. Nie przypominał sobie, by
kiedykolwiek było między nimi tak niezręcznie. Może tylko wtedy, gdy wyznał mu,
że jest gejem.
- Chyba wrócę do
domu.
- Poczekaj, pójdę po
resztę i…
Jacques pokręcił głową,
zakładając kurtkę.
- Nie. Muszę się przejść
i pomyśleć.
- Jest już późno i
nie…
- Dam sobie radę. – Po
raz kolejny mu przerwał, trochę już zniecierpliwiony. Naprawdę chciał być teraz
sam. – Jeszcze raz przepraszam. Obiecuję, że to się więcej nie powtórzy. I… mam
nadzieję, że wszystko z nami ok?
- Tak, nic się nie stało.
– Choć Nick brzmiał szczerze, to wciąż wyglądał na bardzo skonfundowanego i
szatyn czuł się tym zaniepokojony. – Zapomnijmy o tym.
- Tak, zapomnijmy. –
Wsunął dłonie do kieszeni kurtki i zabujał się na piętach. – Na razie,
Nick.
- Trzymaj się,
stary.
Gdy odwrócił się i ruszył
przed siebie, wciąż czuł wzrok przyjaciela na swoich plecach. I naprawdę starał
się uwierzyć w jego zapewnienia, że ten pocałunek nic nie zmieni, ale bał się,
że swoim głupim zachowaniem znów straci kogoś bliskiego. I to go przerażało.
***
Klub, w którym pracował
Jerome, i w którym postanowili posiedzieć, nie znajdował się blisko jego domu,
ale Jacques i tak nie zdecydował się na wezwanie taksówki. Całą drogę
przespacerował, myśląc o wszystkim i o niczym, aż pod koniec naprawdę rozbolały
go stopy. Dlatego, gdy wspinał się po schodach, idąc do swojego pokoju, czuł
się wyczerpany psychicznie i fizycznie. Starał się być przy tym cicho, bo było
już naprawdę późno i wiedział, że jego mama nie byłaby zadowolona, gdyby
dowiedziała się, o której wrócił. W szczególności, że był środek tygodnia i
jutro powinien iść do szkoły, choć jeszcze nie wiedział, czy da radę w ogóle
wstać.
- Jacques.
Podskoczył, kładąc dłoń
na swojej klatce piersiowej i czując przy tym, jak jego serce zaczęło bić w
niebezpiecznym rytmie.
- C-co…? – wydusił,
mrużąc oczy, bo w korytarzu nie paliło się światło i widział tylko ciepły
blask, który wydobywał się spod drzwi łazienki, z której właśnie wyszedł Blake.
Szatyn zupełnie nie spodziewał się takiego spotkania i nie był na nie
gotowy.
- Możemy
porozmawiać?
Odetchnął głębiej,
obrócił się i nacisnął klamkę. Pchnął drzwi, wszedł do swojego pokoju, zapalił
światło i dopiero wtedy odwrócił się, patrząc na Blake’a, którego twarz – choć
w cieniu – była teraz znacznie lepiej widoczna.
- Nie.
- Chciałem…
- Odpieprz się. – I
zamknął drzwi, nie czekając na jego reakcję. Był zmęczony, a widok mężczyzny
wcale nie poprawiał jego nastroju. Wystarczyło jedno spojrzenie na jego
przystojną twarz, by znów przypomnieć sobie o tym, co wydarzyło się po powrocie
bruneta.
Przymknął oczy i oparł
czoło o drzwi, wzdychając ze znużeniem. Rok temu myślał o ostatniej klasie jak
o czymś naprawdę niesamowitym, pewnym przejściu między nastoletnimi latami a
dorosłością, ale teraz, będąc w miejscu, w którym był, wcale nie widział w tym
niczego wspaniałego. Wręcz przeciwnie, z chęcią cofnąłby się w czasie, by znów
wrócić do bycia piętnastolatkiem, który dopiero zaczyna bardziej interesować
się chłopakami i nie miał takich problemów.
W końcu odsunął się od
drzwi i automatycznie zaczął ściągać z siebie rzeczy, nie myśląc nawet o
prysznicu. Musiał się przespać, żeby wstać rano, iść do szkoły i jakoś
funkcjonować. Nawet jeśli na samą myśl o szkole i plotkach, które na pewno będą
po niej krążyć (za co będzie mógł podziękować Susan), coś nieprzyjemnie
ściskało mu żołądek. Ale musiał tam iść, chociażby po to, by porozmawiać z
przyjacielem i… wyjaśnić. Nie chciał go stracić, a w tym momencie właśnie tego
obawiał się najbardziej.
Ah <3 nowy rozdział i świetna wymówka żeby się nie uczyć!
OdpowiedzUsuńCieszę się, że do nas wróciłaś. Coraz bardziej jestem podekscytowana tym co będzie dalej! Myślałam na początku, że spotka kogoś nowego w klubie i dojdzie do czegoś :o ale muszę przyznać, że sytuacja z Nickiem mega mnie zaskoczyła.
Czekam na ten rozdział po sesji, żeby pocieszyć się po tym okresie (też piszę ostatni egzamin 20). Życzę powodzenia! Trzymam kciuki!
Wymówek, żeby się nie uczyć, miałam sporo, ale ta była najlepsza :D Mam nadzieję, że egzamin dobrze Ci poszedł ;)
UsuńCieszę się, że udało mi się zaskoczyć. Oby pozytywnie :D Rozdział dopiero zaczynam pisać, ale czuję, że ten przyjdzie mi z łatwością, bo... będzie się działo.
Pozdrawiam!
Hej dzięki za rozdział ☺. Bardzo ciesze się,że wróciłaś. Wiesz nie wiem co wymyśliłaś dalej ale już nie mogę się doczekać. Od samego początku ta historia jest bardzo niezwykła bo bez wyjścia. Sama nie wiem jak ją poprowadzisz dlatego życzę Ci dużo weny☺ i coś czuję że finał będzie słodko gorzki
OdpowiedzUsuńTo dosyć zabawne, bo od początku wiedziałam, jak ta historia się zacznie i jak się skończy. I choć pomysły ciągle mi się zmieniają, a opowiadanie ewoluuje, to jednak zakończenie wciąż niezmiennie takie samo... Mam nadzieję, że będzie ono satysfakcjonujące dla wszystkich :D
UsuńDziękuję za komentarz!
Oj, oby Nick nie ześwirował po tym pocałunku, Jaq potrzebuje przyjaciela. W ogóle to powinien rzeczywiście oderwać się od tego wszystkiego, może spojrzałby na to z innej perspektywy, może poznałby kogoś. Jakoś nie wydaje mi się żeby ta sytuacja się wyprostowała... Cieszę się że nie porzuciłaś tego opowiadania i oczywiście czekam na ciąg dalszy :)
OdpowiedzUsuńPo raz kolejny odpowiem na obawy - nie porzucę tego opowiadania. Nie wyrabiam się w terminach, robię okropne, długie przerwy, ale mimo to "Pęknięcia" zostaną ukończone, bo nie wyobrażam sobie zostawienia Was bez odpowiedzi ;)
UsuńA kontynuacja wątku z Nickiem już w następnym rozdziale, więc wtedy się przekonamy, jak to z nimi będzie :P
Dzięki za komentarz!
Hej,
OdpowiedzUsuńoby Nick nie ześfirował po tym pocałunku bo Jaques potrzebuje przyjaciela, może naprawdę powinien się zdystansować, albo znaleźć sobie kogoś...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejka,
OdpowiedzUsuńrozdział jest wspaniały, ale mam nadzieję, że Nick nie ześfiruje po tym pocałunku bo Jaques potrzebuje przyjaciela...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńrozdział jest wspaniały, mam nadzieję, że Nickowi nie odwali po tym pocałunku bo Jaques potrzebuje przyjaciela...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza