niedziela, 1 kwietnia 2018

Pęknięcia - Rozdział 22

Rozdział miał pojawić się wcześniej, ale nie miałam dostępu do internetu, więc grzecznie sobie czekał na swój czas. Bardzo dziękuję wszystkim za komentarze - one najbardziej mnie motywują :D
I życzę Wam, byście ten wolny czas spędzili spokojnie i radośnie :D
Trzymajcie się!
___________________________________________________________


Przyjazd Blake’a był dla wszystkich zaskoczeniem. Nie uprzedził swojej rodziny o odwiedzinach, więc gdy jego matka otworzyła mu drzwi o dziesiątej rano w niedziele, wyglądała na zdumioną. Oczywiście przywitała go ze stosowną radością, ale coś w jego postawie lub marsowej minie, a może w jednym i drugim, musiało ją zaalarmować, bo szybko wróciła do swojego oschłego, codziennego sposobu bycia. Z ojcem było podobnie – ucieszył się, że go widzi, ale nie jakoś przesadnie. Wszyscy wciąż mieli w pamięci przyjazd do Chicago, który nie wypadł najlepiej. Od tego czasu rzadko rozmawiali, rzadziej niż zwykle.
Lily nie wyszła ze swojego pokoju, żeby sprawdzić, kto przyszedł, co zupełnie go nie zdziwiło. Wątpił, żeby w ogóle słyszała pukanie do drzwi, bo przypuszczalnie siedziała ze słuchawkami na uszach. Albo spała. Po tym, jak kazali jej iść do kościoła na siódmą, co mieli w zwyczaju, nie byłoby w tym nic dziwnego. Nie poszedł jednak od razu do niej, postanawiając najpierw się odświeżyć. Miał czas, nigdzie się nie spieszył.
Wejście do starego pokoju zawsze wywoływało wspomnienia. Gdy tylko przekręcił gałkę i pchnął drzwi, poczuł, jakby zapadł się w przeszłość. Przy oknie wciąż stało jego stare łóżko, za nim znajdowała szafka nocna, a nad nią plakat Black Sabbath – teraz już przedarty i wyblakły. Wszystkie meble wciąż tu były, tablica korkowa również. Czas zatrzymał się w tym miejscu na jego nastoletnich latach, gdy próbował jakoś przetrwać z szalonymi rodzicami pod jednym dachem i ludźmi ze szkoły, którzy wytykali go palcami. Po tym, jak wyjechał, żeby studiować, nie wracał do rodzinnego domu na dłużej niż tydzień, ale jego rodzice i tak postanowili zachować wszystkie meble. Na ich miejscu pozbyłby się chociaż szafy, której sprzedaż nie byłaby trudna jeszcze kilka lat temu. Oni jednak woleli, by wszystko zostało na swoim miejscu, kurzyło się i niszczyło pod wpływem upływającego czasu. Blake zupełnie tego nie rozumiał, ale ostatecznie to nie była jego sprawa.
Rzucił torbę na łóżko, a walizkę postawił pod ścianą. Od razu było widać, że dawno nikt nie wchodził do tego pomieszczenia, o czym świadczyły grube warstwy kurzu na półkach i specyficzne, duszne powietrze. Choć na zewnątrz było wyjątkowo zimno, jak na początek listopada, otworzył okno, oparł się dłońmi o parapet i westchnął. Wcale nie uważał swojego nagłego wyjazdu za ucieczkę. Od rozmowy telefonicznej z siostrą miał w planach przyjazd do Fremont, bo wiedział, że na odległość nie jest w stanie nic zrobić, a nie mógł zostawić Lily samej. Nie miał ustalonej dokładnej daty podróży, ale po wczorajszym wydarzeniu, o którym nie tak łatwo było zapomnieć, uznał, że to najodpowiedniejszy czas. Ale to nie była ucieczka. Nie był tchórzem. Nie wyobrażał sobie jednak, by mógł dziś zjeść normalne śniadanie wraz z Kath i Jacques’em, jakby nic się nie stało. Żaden z nich nie był aktorem.
Wiedział, że powinien skupić się na celu swojej wizyty u rodziców, ale nie potrafił przestać myśleć o tym pocałunku. Mógł znów winić chłopaka o prowokowanie go, mógł obwinić go o to, że znów go pocałował, ale nie mógł zrzucić na niego tego, że zamiast go odepchnąć, odpowiedział z pełnym zaangażowaniem i całym sobą pokazał, że go pragnie. Bo naprawdę tak było w tamtym momencie – chciał tego bardziej, niż czegokolwiek innego. Z miesiąca na miesiąc było coraz gorzej, a on, zamiast jakoś to zatrzymać, biernie pozwalał ich relacji ewoluować i przeradzać się w coś, czego żaden z nich prawdopodobnie nie potrafił nawet nazwać.
Może nie chodziło tylko o Jacques’a. Wielokrotnie już o tym myślał i czasem dochodził do wniosku, że po prostu brakuje mu zbliżenia z jakimś mężczyzną. Nie robił tego od lat, Kath ostatnio go pod tym względem nie rozpieszczała, a chłopak był młody, całkiem ładny i miał zgrabne ciało. I gdyby chodziło tylko o to, może wszystko byłoby łatwiejsze. Ale wtedy przypominał sobie, jak siedzieli razem w salonie i godzinami rozmawiali o książkach oraz filmach, jak urządzali sobie wspólne seanse i jak uroczy był śmiech nastolatka. Zauroczył się nim jak gówniarz i przez te tygodnie, kiedy w końcu sobie to uświadomił, nic z tym nie zrobił. Nie mógł przecież zostawić Katherine, bo, choć było to samolubne, nie chciał znów być sam. Może nie było między nimi tak jak na początku, może nie szalał na jej punkcie i czasem odnosił wrażenie, że nie rozumieją siebie nawzajem, ale wciąż coś do niej czuł. Była wspaniałą kobietą, świetną matką i z pewnością będzie fantastyczną żoną. Nie wyobrażał sobie jednak, by dalej mogli mieszkać razem z Jacques’em. Wiedział, że nigdy nie uwolni się od tego absurdalnego uczucia, dopóki nastolatek wciąż będzie w pobliżu; wciąż będzie go kusił i przekraczał kolejne granice. Blake nadal uważał go za bezczelnego gówniarza, który nie szanuje nikogo i niczego. Gdyby było inaczej, nigdy nie zostałby przez niego pocałowany. A to był już drugi raz. Do czego posunie się następnym razem?
Zadrżał, czując gęsią skórkę na odsłoniętych przedramionach. Miał ochotę na papierosa, ale nie chciał zaczynać rozmowy z rodzicami od kłótni o używki. Domyślał się, że próba wyjaśnienia im pewnych rzeczy może być naprawdę trudna, więc wolał ich dodatkowo nie denerwować. Zamiast tego zamknął okno i podszedł do walizki, żeby wyciągnąć z niej kilka rzeczy. Musiał wziąć prysznic i oczyścić umysł, aby móc skupić się na sprawie swojej siostry. Nie mógł poświęcić całego swojego czasu, będąc tutaj, na myślenie o tym, w jak chorej sytuacji się znalazł. Musiał jakoś się od tego uwolnić, a Fremont wydawało się do tego najlepszym miejscem.

***

Nie potrafił wytrzymać w domu. Kręcił się po swoim pokoju, czytał lekturę szkolną, na której nie mógł się skupić, aż ostatecznie zszedł do salonu i zwinął się pod kocem na kanapie. Najpierw bezmyślnie zmieniał kanały w telewizorze, nie mogąc znaleźć nic, co by go zainteresowało na dłużej niż pięć minut, aż w końcu wyłączył urządzenie i sięgnął po szkicownik, który ze sobą przyniósł. Zaczął bazgrać ogród, który był widoczny przez drzwi prowadzące na taras, ale nie skupiał się na tym jakoś szczególnie – robił to bardziej machinalnie, myślami będąc daleko od jesiennych liści i ołówka, który ściskał z przesadną siłą.
Czuł palącą potrzebę porozmawiania z Nickiem. Chciał do niego zadzwonić, a najlepiej pojechać i powiedzieć mu, że na początku miał plan, żeby zrobić tak, jak ten mu radził, tylko później go poniosło i znów wszystko zepsuł, ale ograniczył się jedynie do wysłania krótkiej wiadomości, na którą przyjaciel i tak nie odpowiedział. To zdarzało się coraz częściej, od kiedy był w związku z Mary. Kiedyś Jacques zawsze mógł z nim porozmawiać, a teraz ten był zbyt zaabsorbowany swoją pierwszą dziewczyną, by przejmować się jego problemami.
Szatyn wiedział, jak to jest na początku związku, gdy chcesz ciągle przebywać z tą drugą osobą, i tak naprawdę wcale nie był o to na niego zły, ale gdzieś w środku czuł się jednak zawiedziony. I samotny. Nie miał nikogo, poza Nickiem, komu mógłby się zwierzyć. Był tylko on i wyrzuty sumienia, które doprowadzały go do szału. I był też Blake, który sobie z nim igrał i sprawiał, że Jacques nie czuł się dobrze sam ze sobą. Nastolatek chciał z nim porozmawiać, wygarnąć mu i może przeczesać palcami te jego niedorzecznie rozczochrane włosy, ale nie sięgnął nawet po telefon, żeby wysłać mu wiadomość. Nie zamierzał za nim gonić i błagać o uwagę. Mógł poczekać, nawet jeśli już te kilka godzin, które minęły od jego wyjazdu, wyprowadziły go z równowagi.
- Jesteś smutny.
Podskoczył, a ołówek wypadł mu z dłoni i potoczył się pod szafkę.
- C-co?
- Coś cię martwi. – Katherine usiadła obok niego na kanapie i wyciągnęła dłoń, patrząc przy tym na szkicownik. – Mogę?
Jacques kiwnął głową, podając go bez słowa. Jeszcze przed chwilą myślał o tym, jak wplata palce w ciemne włosy mężczyzny i przeczesuje je, a teraz siedział obok matki i coraz bardziej sobą gardził. Często widywał ją, kiedy siedziała na tej samej kanapie, wtulona w bok Blake’a i bawiła się czarnymi kosmykami. W jakiś sposób wyobrażanie sobie tego samego, będąc na jej miejscu w takich codziennych, drobnych gestach, było nawet gorsze od myślenia o brunecie podczas porannej sesji masturbacji.
- Ciekawe. Inne niż zwykle.
- Wiem – mruknął, rzucając okiem na kartkę. – Nie skupiałem się.
- O co chodzi?
- Co masz na myśli? – Spróbował się uśmiechnąć, ale chyba mu nie wyszło, bo jego matka wciąż wyglądała na zatroskaną. – Wszystko jest w porządku.
- Chodzi o Blake’a?
Żaden mięsień na twarzy mu nie drgnął, ale poczuł, jak serce na chwilę zamarło. Przecież nie mogła…
- Co z n-nim? – wydusił, trochę zbyt nerwowo poprawiając koc. Nagle zrobiło mu się zimno.
- Znów coś się między wami popsuło. Nie rozmawiacie tyle, co wcześniej. Nie myśl, że tego nie widzę. – Uśmiechnęła się do niego ciepło i Jacques poczuł, jak całe napięcie z niego opada. Nie wiedziała. – Chodzi o ten ślub?
- Nie.
- Sądzisz, że to za szybko? Bo jeśli…
- Mamo. – Spojrzał jej prosto w oczy, ale zaraz uciekł wzrokiem, bo nagle okazało się to zbyt trudne. – Naprawdę nie o to chodzi.
- Więc o co? Co się dzieje?
- Nic. – Pokręcił głową. – Nie musisz się martwić. Wszystko w porządku.
Katherine westchnęła, uśmiechając się delikatnie, choć był to uśmiech z rodzaju tych smutnych i nostalgicznych.
- Kiedyś mówiliśmy sobie wszystko, pamiętasz? Teraz… coś się zmieniło.
Jacques uśmiechnął się niezręcznie, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Przed pojawieniem się w ich domu Blake’a nie mieli przed sobą żadnych tajemnic, a ich świetnego kontaktu mógł pozazdrościć im każdy. Ale kobieta miała rację – coś się zmieniło, nieodwracalnie.
Nie powiedział nic, dopóki jego matka, wyraźnie zawiedziona, nie wstała i nie ruszyła w stronę schodów prowadzących na piętro. Wtedy odwrócił się i przymknął oczy, czując pieczenie pod powiekami.
- Mamo – szepnął.
- Tak, skarbie? – Katherine odwróciła się, wyglądając na zaskoczoną.
- Zakochałem się.
- Och.
Nastolatek poczuł, jak po jego prawym policzku powoli spływa łza.
- I chciałbym, żeby to minęło. Tak cholernie pragnę tego nie czuć…
Nie wiedział, jak to się stało, że wylądował w objęciach matki, szlochając jej w ramię i mocząc jej koszulę. Dreszcze wstrząsały jego ciałem, a znana, ciepła dłoń gładziła jego plecy, próbując go uspokoić.
- Cii, już dobrze, kochanie. Jestem pewna, że znajdzie się inny chłopiec, który doceni, jak niezwykły jesteś… - Wciąż słyszał jej kojący głos, gdy szeptała słowa pocieszenia, a on nie potrafił zliczyć, ile razy powtarzał „przepraszam” w swoich myślach, pragnąc to wykrzyczeć tak głośno, by usłyszeli go wszyscy sąsiedzi. W tym momencie naprawdę siebie nienawidził.

***

Kilka godzin później musiał przed samym sobą przyznać, że poszło źle. Lily uciekła z płaczem do pokoju, ojciec wściekły wyszedł z domu, choć deszczowa pogoda za oknem do tego nie zachęcała, a matka siedziała na kanapie, bezradnie patrząc na swoje drobne dłonie.
- Robicie jej krzywdę – oznajmił, stojąc po drugiej stronie pomieszczenia. Nie patrzył przy tym na kobietę, ponownie rozglądając się po znanym sobie wnętrzu. Negatywne emocje kotłowały się w nim i najchętniej zapaliłby fajkę, żeby się uspokoić, ale nie miał nawet gdzie.
- Nic nie wiesz. – Sophia odezwała się w końcu, bo do tej pory prawie nic nie mówiła, słuchając jak jej mąż i syn się kłócą. – Przyjeżdżasz tutaj raz na dwa lata i zamierzasz nas uczyć, co jest dobre dla Lily?
- Nie chcę was niczego uczyć. – Prychnął, zaciskając dłonie w pięści. – Ale ona ma szesnaście lat, do cholery! Powinna móc spotykać się z kim chce! Ja miałem wystarczająco mocno przez was przejebane. Nie chcę, żeby ją spotkało to samo.
Kobieta skrzywiła się, jakby ugryzła coś kwaśnego.
- Mógłbyś darować sobie te przekleństwa. – Posłała mu karcące spojrzenie. – Chcemy dla niej jak najlepiej i właśnie dlatego nie pozwalamy jej na wszystko. Tobie dawaliśmy więcej swobody i co z tego wyszło?
Blake uniósł brwi, przesuwając wzrok na swoją matkę, która siedziała na kanapie tak sztywno, jakby połknęła kij.
- Słucham?
- Zarabiasz na pisaniu strasznych, pełnych przemocy książek, żyjesz i mieszkasz bez ślubu z rozwiedzioną kobietą, której syn jest starszy od Lily… Nie wspominając o jego skłonnościach… - Skrzywiła się. – Taki chcesz dać przykład siostrze?
Mężczyzna pokiwał głową, uśmiechając się sztucznie.
- Cieszę się, że w końcu powiedziałaś to głośno. Ale skoro już jesteśmy ze sobą szczerzy… Myślisz, że to ja was zawiodłem; że to ja różnię się od innych? Może czas w końcu się obudzić i zobaczyć, że ludzie na całym świecie tak żyją! Jesteście zaślepieni przez tę waszą pieprzoną religię…
- Nie bluźnij!
- I macie gdzieś, że ludzie wytykają nas palcami! – Kontynuował, zupełnie nie zważając na wtrącenia kobiety. – W szkole nazywali mnie przez was „tym świrem”! – Pokręcił głową. – Nawet nie wiesz, że zniszczyliście mi dzieciństwo…
- Wiem.
- Co?
- Przeczytałam twoją pierwszą książkę. I każdą kolejną.
Blake zbladł, czując, jak cała złość nagle go opuszcza. Przełknął nerwowo ślinę i odwrócił wzrok, nie mogąc dłużej patrzeć na matkę.
- Nie sądziłem, że ją przeczytasz…
- Jesteś moim synem – odpowiedziała, jakby to wszystko tłumaczyło i jakby przed chwilą nie wypominała mu, jak ją rozczarował.
- Czyli… wiesz.
- O twoich… odchyłach? Tak. Myślisz, że dlaczego nie protestowałam, gdy zamieszkałeś z tą kobietą, zanim w ogóle zaczęliście myśleć o jakimkolwiek ślubie? – Prychnęła. – Ona jest twoją szansą na normalność. – Zawahała się. – Ale nie podoba mi się, że mieszkasz z tym chłopakiem. Może mieć na ciebie zły wpływ.
Mężczyzna czuł, jak kręci mu się od tego wszystkiego w głowie. Matka całkowicie go zaskoczyła, a na dodatek wygłosiła kilka zdań, które zapewne oburzyłyby Jacques’a, gdyby ten był na jego miejscu. I choć brunet wiedział, że kobieta nie ma racji, to jednak znów poczuł wyrzuty sumienia przez to, że pociągali go mężczyźni. I tym bardziej wstydził się tego, że wczoraj zareagował na pocałunek nastolatka.
Nie wiedział, co odpowiedzieć, ale nie musiał. Sophia wstała, wygładziła swoją długą spódnicę i spojrzała na niego chłodno.
- To ty twierdzisz, że zniszczyliśmy ci dzieciństwo. My staraliśmy się tylko wychować cię jak najlepiej w wierze katolickiej. I z Lily robimy tak samo. W tym nie ma nic złego.
I wyszła, a on został sam, przytłoczony świadomością, że jego największy sekret, którego starał się strzec przez lata, tak naprawdę od dawna nie był już sekretem.

***

- Musimy pogadać.
- Ciebie też miło widzieć, Jacques.
Zazwyczaj spotykali się z Nickiem przed lekcjami, żeby móc porozmawiać, zanim rozejdą się do różnych klas, ale tym razem szatyn złapał swojego przyjaciela dopiero w porze lunchu, gdy ten wychodził z pracowni biologicznej.
- Pisałem do ciebie i nie odpisałeś. – Nie chciał mu robić wyrzutów i sam słyszał, jak głupio to zabrzmiało, ale nie potrafił się powstrzymać przed wytknięciem mu tego. Wczoraj miał naprawdę kiepski dzień i potrzebował bruneta obok siebie, ale ten nawet nie odpowiedział na jego wiadomość.
- Serio? – Chłopak spojrzał na swój telefon z zaskoczeniem. – Musiałem całkowicie o tym zapomnieć, wybacz. Coś się stało?
- Ja…
- Nick! Idziemy na stołówkę? – Mary pojawiła się nagle obok wraz ze swoim rozhuśtanym kucykiem, torbą pełną książek i okularami, spoza których Jacques mógł dostrzec jej fałszywe spojrzenie, gdy łaskawie na niego spojrzała. – O, cześć Jacques. Nie zauważyłam cię.
„Jasne” – pomyślał z irytacją szatyn, patrząc na dziewczynę z nie większą sympatią. – „Na pewno ci uwierzę”.
- Muszę…
- Więc? – Dziewczyna po raz kolejny mu przerwała, patrząc na swojego chłopaka wyczekująco. – Mieliśmy zjeść razem lunch. Jak się nie pospieszymy, to skończą się moje ulubione paszteciki.
- Stary, czy to nie może poczekać? – Nick podrapał się po głowie, wyraźnie nie wiedząc, co robić. 
Jacques starał się nie wyglądać na zranionego, gdy usłyszał pytanie przyjaciela, ale nie wiedział, czy udało mu się ukryć swoje prawdziwe uczucia.  Był zaskoczony postawą chłopaka, ale nie zamierzał dać Mary tej satysfakcji. Właśnie dlatego zadarł podbródek, założył ramiona na piersi i twardym, nieznoszącym sprzeciwu, głosem powiedział:
- Nie.
Drugi chłopak uniósł brew i wyraźnie się zawahał, nim w końcu spojrzał prosząco na dziewczynę, jakby to od niej wszystko zależało. Jacques poczuł chociaż odrobinę satysfakcji, gdy zobaczył złość, która wykrzywiła jej twarz.
- Jak chcesz! – burknęła nieprzyjemnie, dźgając palcem ramię zdezorientowanego Nicka. – Tylko dziś do mnie nie przychodź!
Gdy odwróciła się i odeszła, szatyn od razu dostrzegł poczucie winy na twarzy przyjaciela. Miał ochotę potrząsnąć nim, żeby ten w końcu zrozumiał, jak okropna była Mary, ale zamiast tego, nie tracąc czasu, wypalił:
- Pocałowałem go.
- Ty… - Nick wytrzeszczył oczy, na chwilę zapominając o swoich kłopotach z dziewczyną. – Co?!
- Chciałem dobrze… - wymamrotał, czując się głupio pod zdumionym wzrokiem drugiego chłopaka. Wiedział, że ten nie będzie go oceniał, a przynajmniej nie bardziej niż powinien, ale i tak nie chciał znów usłyszeć, że wszystko zepsuł. – Poszedłem z nim porozmawiać i… jakoś tak wyszło. – Wzruszył ramionami.
- Odepchnął cię?
Jacques zagryzł dolną wargę, nie odpowiadając.
- Proszę, powiedz, że cię odepchnął… - Westchnął. – Nie zrobił tego, prawda?
Szatyn pokręcił głową, nie patrząc przy tym w ciemne oczy chłopaka.  
- Odpowiedział na ten pocałunek. Um… bardzo.
- Wy chyba nie…?
- Nie! Oczywiście, że nie!
Nick oparł się o ścianę, przez chwilę wpatrując się w sufit i nic nie mówiąc. W międzyczasie jakieś dwie dziewczyny przeszły obok nich, rozprawiając o zakupach w ostatni piątek, ale żaden z nich nie zwrócił na nie uwagi. W końcu brunet spojrzał na niego, uśmiechając się ze współczuciem.
- Rozmawialiście…?
- Wyjechał.
- Co?
- Odwiedzić Lily. – Wzruszył ramionami, uśmiechając się krzywo. – Nagle.
- Musimy iść się dziś napić – stwierdził nagle brunet, odpychając się od ściany i obejmując go jednym ramieniem. – Wydaje mi się, że trochę alkoholu dobrze nam zrobi. Albo nawet więcej niż trochę.

***

Blake wrócił dopiero po dwóch tygodniach. Jacques słyszał, jak Katherine kłóciła się z nim przez telefon przynajmniej dwa razy, ale nic nie było w stanie zmienić decyzji mężczyzny. Ten nie chciał szybszego powrotu, wymawiając się problemami rodzinnymi, ale chyba nawet matka szatyna już w to nie wierzyła. Z każdym kolejnym dniem wyglądała na coraz bardziej przygnębioną, a on nie mógł nic z tym zrobić. Zresztą, sam wcale nie czuł się lepiej. Dlatego, gdy wrócił w poniedziałek ze szkoły i ujrzał kurtkę bruneta na wieszaku, odetchnął głęboko, czując, jak serce zaczyna bić mu niespokojnie. Paradoksalnie, poczuł się lepiej. A przynajmniej było tak do momentu, dopóki nie zostawił rzeczy w pokoju i nie zszedł do kuchni, żeby odgrzać sobie obiad. Coś było w tym pomieszczeniu, że ciągle się w nim spotykali.
- Wróciłeś - wydusił, zamiast zwyczajnego powitania, gdy tylko ujrzał go opartego o blat. Piekarnik był włączony, więc musiał coś przygotowywać, albo, co bardziej prawdopodobne, odgrzewać. 
- Myślałeś, że nie wrócę? – Blake uniósł brew, ale jego wzrok ominął chłopaka, jakby ten był niewidzialny.  
- Nie, po prostu… - Coś w postawie mężczyzny sprawiało, że nie był w stanie wyartykułować nawet jednego sensownego zdania. Wyczuwał wrogość ze strony Blake’a i czuł się tym przytłoczony. Gdzieś zniknęła jego wojownicza natura; gdzieś przepadł ostry język. Był bezsilny.
- Nie bądź śmieszny, Jacq. Jeden błąd nie sprawi, że nagle wyniosę się na stałe do innego stanu.
- Błąd? – Powtórzył głupio, choć sam też tak myślał o tym pocałunku. A jednak usłyszenie tego od mężczyzny, wypowiedziane chłodnym i obojętnym głosem…
- A jak inaczej powinienem to nazwać? – Brunet wydał z siebie głośne, niewesołe prychnięcie. – I radzę ci z tym skończyć, Jacques.
- Nie rozumiem…
- Nie rozumiesz? – W końcu niebieskie oczy Blake’a spoczęły na twarzy nastolatka, ale ich wyraz nie miał w sobie nic z ciepłych uczuć. – To się więcej nie powtórzy. Poniosło mnie, ale następnym razem już ci się nie uda. – Pokręcił głową. – Naprawdę jesteś tak głupi? Twoja matka to wspaniała osoba, a ty próbujesz zaciągnąć do łóżka jej narzeczonego. Jak egoistycznym i zapatrzonym w siebie gówniarzem musisz być?
- Ja wcale…
- Nie? – Mężczyzna odepchnął się od blatu i zbliżył do niego, wciąż nie odrywając wzroku od jego twarzy. Patrzył na niego tak, jak na początku ich znajomości – jakby znów nim gardził. – Nie wiem, co sobie ubzdurałeś, ale to się nigdy nie wydarzy, Jacq. – Zniżył głos. – Nawet gdybyś nie był jej synem; nawet gdybym nie był z Kath. Nie ma w tobie nic, co mogłoby mnie zainteresować. Rozumiesz? Nic. – Zaśmiał się pod nosem, jakby naprawdę był rozbawiony całą tą sytuacją. – Gdybym miał wybierać między tobą a nią, nigdy bym nie wybrał ciebie. Nie możesz jej w niczym dorównać.
Blake nie krzyczał, nawet nie podniósł głosu i wciąż był zaskakująco spokojny, ale Jacques ze wstydem poczuł, że się trzęsie. Oczy znów go szczypały, grożąc wypłynięciem łez, które już i tak były widoczne, gdy spojrzało mu się w oczy. Wstyd wypełniał go od palców stóp, aż po czubek głowy. A do tego czuł ból – palący ból w piersi, który narastał z każdym powtarzanym w myślach słowem wypowiedzianym przez mężczyznę.
„Nie ma w tobie nic, co mogłoby mnie zainteresować”. „Nic”. „Nigdy bym nie wybrał ciebie”.
Jacques zdusił szloch, który próbował wydobyć mu się z piersi i odwróciwszy się, wybiegł z kuchni i popędził do swojego pokoju. Słyszał za sobą krzyki bruneta, ale nie zatrzymał się, ani tym bardziej nie odwrócił. Miał wrażenie, że zaraz zacznie się dusić od powstrzymywanego płaczu.
„Nic”.
Gdy tylko zatrzasnął drzwi, opadł na kolana i pozwolił płynąc łzom dopóty, dopóki nie miał już czym płakać.

18 komentarzy:

  1. Nosz cholera jak mi smutno😭😭

    OdpowiedzUsuń
  2. Blake dobra przemowa, niezły z ciebie aktor, ale droga autorka już nam dała znać, że jednak lubisz Jacqa więc to teraz to była próba wmówienia sobie jakiś nieprawdziwych i głupich rzeczy czyli takich jakich chciałaby twoja matka i nie to nie są moje życzenia wypowiedziane w jakiś dziwny pokrętny sposób :D Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten Blake to chyba potrzebuje jakiegoś dobrego psychologa, bo ewidentnie sobie ze sobą nie radzi. Najgorsze jest to ze próbuje zwalić winę na Jaqa, na dużo młodszego od siebie chłopca, który jest bardzo wrażliwy, jak to większość artystów. Zaczynam nielubić Blake'a - to właśnie jemu przydało by się kilka słów prawdy. Mam nadzieję że Jaques nic głupiego nie zrobi - bardzo mi go żal teraz... Bardzo dziękuję i również życzę wszystkiego dobrego z okazji Świąt :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciężkie czasy nastały teraz dla Blake'a, patrząc na reakcje czytelników :D
      Bardzo dziękuję za komentarz!
      Pozdrawiam ;)

      Usuń
  4. O rodzicach Blake'a nawet nie zamierzam się wypowiadać, bo w końcu blogger musiałby wprowadzić ograniczenie znaków w komentarzach (taki bym strzeliła esej), więc przejdę do niego samego:
    Agrdagbydqtfwgaeg
    No co człowiek!
    Jestem świadoma, że tak naprawdę nie myśli tego co powiedział, ale nosz kurw...kurde, jak można powiedzieć coś takiego komukolwiek nawet jeśli nie uważa się tego za prawdę. Przecież chwilowe (oby) stany depresyjne i zawyżone wyrzuty sumienia u odbiorcy takiej przemowy gwarantowane!

    Jeny, jak fikcyjna postać może aż tak zdenerwować xD

    Pozdrawiam! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ ja bym z przyjemnością przeczytała taki esej o jego rodzicach, nie krępuj się :D
      W obronie Blake'a powiem tylko tyle, że pod wpływem emocji można powiedzieć różne rzeczy, niestety. A później trzeba sobie radzić z konsekwencjami...
      Dzięki za komentarz :D
      Również pozdrawiam!

      Usuń
  5. Cudowny rozdział ☺ czekam na następne. Opowiadanie bardzo mnie interesuje i strasznie mnie ciekawi jak zostanie poprowadzone dalej. SUPER ☺.
    Chodź kibicuje B. i J. to wiem,ze nie mają szans na bycie razem. Ale kanał. Już nie mogę się doczekać następnych fragmentów ☺ weny. Buzaki pa

    OdpowiedzUsuń
  6. Blake mnie mocno wkurw...😠 zdenerwował. Nie powieniem wyżywać się na Bogu ducha winnym chhłopaku😬, jak ma takie problemy to niech idzie na jakąś terapie😡. Z kolei pani Katherina nie zasługuje na niego, jest na to za dobra😇. A Blake niech się zdecyduje czy jest bardziej homo czy hetero😓. Biedny Jacques, ulokował uczucia nie w tej osobie co powinien i teraz cierpi😭 może rzeczywiśćie powinien sobie kogoś znaleźć i najlepiej przyprowadzić do domu😈, ciekawa jestem jak by na to zareagował Blake😛
    Życzę weny i pozdrawiam 😘

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno wybuch Blake'a nie przysporzył mu fanów :P
      Faktycznie, Jacques nie ma szczęścia w miłości, a jeszcze mniej ma chyba Katherine, która już raz ulokowała swe uczucia w złym mężczyźnie. A Blake sam nie potrafi zrozumieć, czego tak naprawdę chce, niestety.
      Gdyby Jacq przyprowadził do domu jakiegoś chłopaka... Hm, reakcja Blake'a mogłaby być naprawdę ciekawa :P
      Dziękuję za komentarz ;)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  7. Po przeczytaniu opowiadania od nowa ból i smutek wylewający się, że tego rozdziału był jeszcze bardziej wyraźny.
    Nie mogę doczekać się nowego rozdziału.
    Proszę o niego bardzo mocno
    Przesyłam ogrom weny
    Pozdrawiam
    Akira

    OdpowiedzUsuń
  8. Blake jest zalosny. Nie dosc, ze jest dorosly i sam wpakowal sie w to gowno i nie potrafi z niego wyjsc, to jeszcze obwinia nastolatka, ktory przez niego moze miec jakies problemy.
    Stary dziad.

    OdpowiedzUsuń
  9. Cudny rozdział. Na każdy czekam z niecierpliwością. Weny życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  10. hej, czy znowu dłuższa przerwa ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety. Jestem zawalona pracą i nie znajduje czasu na porządne pisanie, a jesteśmy na ważnym etapie tego opowiadania i nie chcę zepsuć. Nie wiem, kiedy uda mi się dokończyć tekst, ale na pewno nie będziecie czekać na niego miesiącami.
      Zachęcam też do obserwowania mojej strony na fejsie, gdzie staram się informować na bieżąco o wszystkich problemach i opóźnieniach ;)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  11. Cóż tutaj dodać - super się czyta i przeżywa...Czekam na następne rozdziały ... Pisz spokojnie :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Hej,
    och jednak się okazuje, że matka Blake wie o wszystkim, i te słowa przykre biedny Jaques...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  13. Hejka,
    wspaniale, jednak się okazuje, że matka Blake wie o wszystkim... ale te słowa bardzo przykre... biedny Jaques...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  14. Hejeczka,
    wspaniale, okazuje się, że matka Blake wie o wszystkim... a te słowa bardzo przykre... biedny Jaques...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń