Pozdrawiam!
_________________________________________________________________
Mary była niezwykle
inteligentna, o czym Jacques przekonał się bardzo szybko. Nie mieli wcześniej
żadnych zajęć razem, ale najwyraźniej słyszała o nim różne opowieści od innych
uczniów. Wiedziała, że ten maluje i w przyszłości chce się tym zajmować
zawodowo, co sama traktowała z lekkim lekceważeniem i kpiną, przez co chłopak
od razu poczuł, że się nie polubią.
Nie była pięknością, ale
nie była też brzydka. Nosiła duże, profesorskie okulary, które dodawały jej
uroku, wiązała włosy w koński ogon, ubierała się skromnie i tak naprawdę
fizycznie niczym nie wyróżniała się spośród innych dziewczyn, które uczyły się
w tej placówce. Miała jednak jedną z najlepszych średnich w szkole, była cwana
i potrafiła manipulować ludźmi. A przede wszystkim umiała sterować Nickiem,
który zupełnie nie był świadom, że stał się jej chłopcem na posyłki i spełnia
każdą jej zachciankę.
Jacques naprawdę starał się
obdarzyć ją chociaż cieniem sympatii i zrozumieć tę dziwaczną relację, ale nie
potrafił. Z opowieści przyjaciela wiedział, że ten wpadł na dziewczynę, gdy
sprawdzał coś na telefonie, przewrócił ją, a kiedy spojrzał w jej piękne oczy
(według szatyna nie było w nich nic wyjątkowego, a już na pewno nie dorównywały
oczom Blake’a), to całkowicie przepadł. Później na stołówce dostrzegł ją,
rozmawiającą z Susan i dzięki tej drugiej się poznali. Wystarczył tydzień, dwie
randki i zostali parą. Jacques’owi wciąż trudno było w to uwierzyć.
Nick nigdy nie był w
żadnym związku, nigdy też nie był poważnie zainteresowany żadną dziewczyną i
szatyn właśnie tym próbował sobie tłumaczyć zauroczenie przyjaciela. Poza tym
nie chciał wtrącać się w jego życie i relację, która tak naprawdę dopiero się
zaczynała. Nie sądził, by jego osobista opinia o Mary miała jakiekolwiek
znaczenie w momencie, gdy brunet był w nią całkowicie zapatrzony i nie myślał
racjonalnie. Poza tym, nawet gdyby chciał z nim o tym porozmawiać, to brakowało
mu okazji, bo dziewczyna w pełni absorbowała jego uwagę i czas. Tak naprawdę
dopiero po niemalże tygodniu, w weekend, spotkali się w domu Nicka i mogli w
końcu porozmawiać w cztery oczy. Jacques’a niezmiernie drażniło, że ta dwójka
spędza ze sobą każdą sekundę, przez co nie mógł powiedzieć przyjacielowi o
ostatnim wydarzeniu z Blakiem. A kiedy już powiedział, to zaczął tego żałować.
- Nie sądzisz, że trochę
przesadzasz? – Nick siedział na łóżku, z jednym kolanem podciągniętym pod
brodę, i obierał jabłko. Brzmiał jednak na poważnego, gdy zadawał mu to
pytanie, co zupełnie kontrastowało z jego luźną postawą.
- Z czym? – Jacques
poruszył się nerwowo na krześle, jakby nie spodziewał się takiego tonu po swoim
najlepszym przyjacielu.
- Ze wszystkim. Gdy mi to
opowiadałeś, brzmiałeś tak, jakbyś na coś liczył.
- Na nic nie liczę.
- Na pewno? – Brunet
spojrzał na niego z politowaniem. – Miesiąc temu dowiedziałeś się, że biorą
ślub. Twoja matka za niego wychodzi, Jacques. Nie wiem, co on odpierdala, ale
myślę, że nie powinieneś brać tego do siebie.
- Wcale nie biorę tego do
siebie… - wymamrotał, choć jakaś jego część podpowiadała mu, że było inaczej.
Ten intymny dotyk mężczyzny wpłynął na niego bardziej, niż by tego chciał i
Nick miał, niestety, sporo racji.
- Nie możesz robić sobie
nadziei, bo nic z tego nie będzie i musisz mieć tego świadomość. A on nie ma
prawa dawać ci złudzeń, jakbyś był jakąś pieprzoną zabawką. – Chłopak posłał mu
zirytowane spojrzenie. – Powinieneś z nim o tym pogadać, bo to naprawdę
zabrnęło za daleko.
- Od kiedy stałeś się
takim znawcą w relacjach międzyludzkich, co? – burknął, markotniejąc. Wszystko,
co powiedział jego przyjaciel, brzmiało racjonalnie, ale sam już nie był
pewien, czy bardziej pragnie szczerości, czy może dalszego karmienia się
złudzeniami.
Nick westchnął,
odkładając nóż na szafkę nocną.
- Po prostu się martwię,
stary. Kiedy wróciliście z waszej wycieczki i powiedziałeś mi o pocałunku,
byłem przekonany, że po prostu cię poniosło i ci przejdzie. Ale obaj wiemy, że
nie przeszło…
- Możemy zmienić temat? –
Wszedł na łóżko i usiadł obok chłopaka, podkradając mu kawałek owocu.
- Sam zacząłeś, ale niech
ci będzie. – Nick wzruszył ramionami, choć po jego tonie można było wywnioskować,
co myśli o zachowaniu swojego przyjaciela. Jacques nie znosił tych momentów,
gdy brunet był aż przesadnie racjonalny i wytykał mu błędy. – O czym chcesz w
takim razie pogadać?
- Wysłałeś już podania na
studia?
- A ty jeszcze nie?!
- Um… - Szatyn wzruszył
ramionami i przygryzł dolną wargę. – Nie miałem czasu…?
- Boże, gorzej niż z
dzieckiem, naprawdę. Co tym masz w głowie? Albo nie, dobra, nie odpowiadaj.
Wolę nie wiedzieć.
- Zrobię to jeszcze dziś.
Po prostu… wciąż się waham.
- To znaczy? – Dłoń z
kawałkiem jabłka zatrzymała się w drodze do ust chłopaka. – Sądziłem, że wiesz
doskonale, czego chcesz…
- Tak, ale… - Jacques
westchnął, nie patrząc na przyjaciela. – Myślałem nad Nowym Jorkiem.
- Przecież mówiłeś, że
tutaj są najlepsi artyści, od których chciałbyś się uczyć!
- Wiem, ale…
- Nie możesz przez niego
zrezygnować ze swoich marzeń! Zwariowałeś?!
- Czy możesz choć na
chwilę się zamknąć i przestać mnie opieprzać?! – burknął, patrząc z irytacją na
bruneta. – Nie jestem idiotą i wiem, że to głupie. Ale wcale nie czuje się
lepiej, gdy oglądam ich razem, rozumiesz? Mogę wynająć jakieś mieszkanie w
centrum, ale ciągle będziemy się widywać, a kilometry… kilometry by to
uniemożliwiły. Zresztą, myślisz, że chcę to robić? Naprawdę wolę Chicago. Poza
tym tęskniłbym za mamą i tobą… - Westchnął. – Nie wiem, Nick. Może mi
przejdzie.
- A gdybyś zaczął się z
kimś umawiać…?
- To ma mi pomóc?
Brunet wzruszył ramionami
i odgarnął przydługie włosy z czoła.
- Nie wiem, stary. Może
poznasz kogoś, kto kompletnie zawróci ci w głowie. – Uśmiechnął się z wyraźnym
rozczuleniem. – Jak mi Mary.
- Ta… Może. Widzicie się
dzisiaj?
- Tak, ma wpaść za jakąś
godzinę. Będziemy oglądać filmy. Zostaniesz z nami?
- Żeby patrzeć, jak się do
siebie ślinicie? Nie, dzięki. – Wyszczerzył się do niego i od razu poczuł w
odpowiedzi szturchnięcie w bok. – No co?
- Nie bądź większym
dupkiem, niż jesteś. - Objął Jacques’a ramieniem, przyciskając go mocno do
siebie. – Naprawdę chcę, żebyście się zaprzyjaźnili.
- Wiem. – Nie miał
pojęcia, jak ma uświadomić drugiego chłopaka, że nigdy nie dogada się z jego
cwaną dziewczyną. – Po prostu muszę na spokojnie wszystko przemyśleć. I wysłać
te podania.
- Czas najwyższy. –
Brunet pokiwał ze zrozumieniem głową, choć wyglądał na nieco zawiedzionego. –
Tylko nie rób nic głupiego.
- Ja? – Szatyn uniósł
brew, teatralnie przykładając dłoń do piersi. – Za kogo ty mnie masz? Nigdy!
- Oj, chciałbym, żeby to
była prawda, stary. Naprawdę chciałbym.
***
Po powrocie do domu nie
potrafił znaleźć sobie miejsca. Odgrzał zapiekankę ziemniaczaną, którą znalazł
w lodówce i zamknął się w swoim pokoju, oglądając kolejny odcinek „Riverdale”. Ostatecznie
śledzenie nastoletnich dramatów było nawet lepsze od miski z lodami, a
przynajmniej tak mu się wydawało, gdy znów śmiał się z przesadnych reakcji
bohaterów.
Mamy ostatnio ciągle nie
było, Blake też gdzieś przepadł, więc miał cały dom dla siebie, ale nie mógł się
w nim odnaleźć. Po skończonym odcinku przebrał się i przeszedł do swojej
pracowni, w której wciąż znajdowały się dwa nieukończone obrazy. Wystarczyło mu
jednak pół godziny siedzenia przed na wpół pomalowanym płótnem, by zrozumieć,
że nic z tego nie będzie. Nie potrafił przestać myśleć o rozmowie z Nickiem i
tym, że ten miał rację. Jacques nie umiał rozgryźć zachowania starszego
mężczyzny, który ciągle dawał mu sprzeczne sygnały, budząc w nim nadzieje na
coś, co i tak nie było możliwe. A przy tym wciąż unikali tego tematu, jakby nie
istniał, choć obaj wiedzieli, że to nieprawda. Chyba w końcu któryś z nich powinien
to zmienić i chłopak wyczuwał, że to będzie jego zadanie.
Odrzucił pędzel na bok,
zupełnie nie przejmując się tym, że farba na nim zaschnie, a na jednej z szafek
powstanie kolejna ciemna plama. Zdjął z siebie fartuch i przeciągnął się,
myśląc o tym, że potrzebuje jakoś zabić czas do powrotu Blake’a, skoro i tak
nie mógł się na niczym skupić. Gorąca kąpiel wydawała się najlepszym wyborem,
bo czuł spięcie w całym ciele i ból w okolicach lewej łopatki. Miał nadzieję,
że po tym będzie lepiej. Przynajmniej fizycznie, bo do komfortu psychicznego
potrzebował czegoś znacznie lepszego.
***
Nie usłyszał, kiedy
mężczyzna wrócił, więc gdy zszedł do kuchni, żeby przygotować sobie kakao,
widok Blake’a stojącego przy ekspresie do kawy, całkowicie go zaskoczył.
- Hej – mruknął i
odchrząknął nerwowo, sięgając do górnej szafki po ulubiony kubek.
- Hej. – Zaraz też
usłyszał odpowiedź i wyczuł na sobie wzrok bruneta. Od tygodnia się mijali,
podświadomie unikając swojej obecności, więc można było teraz wyczuć napięcie
pomiędzy nimi, które wzmagało nerwowość nastolatka.
- Wiesz, o której wróci
mama?
- Nie.
Jacques wyciągnął mleko z
lodówki, wlał je do kubka i wstawił do mikrofalówki. Cały czas czuł przy tym
obecność mężczyzny, który znajdował się niecały metr od niego. Zwilżył wargi
językiem, nim stanął przodem do bruneta, zakładając ramiona na klatkę
piersiową.
- Chyba musimy
porozmawiać.
Obserwował uważnie twarz
Blake’a i jego postawę, ale nic się w nim nie zmieniło. Wciąż był pochłonięty
ekspresem, który nie wymagał od niego żadnej uwagi.
- O czym?
- Wiesz, o czym.
Mogło mu się tylko
wydawać, ale miał wrażenie, że szczęka mężczyzny poruszyła się, jakby ten
zacisnął na chwilę zęby. Ale nic więcej – wciąż na niego nie patrzył, wciąż
stał z dłońmi wsuniętymi w kieszenie eleganckich spodni. Szatyn dopiero teraz
tak naprawdę dostrzegł, że ten prezentuje się inaczej niż zwykle, bardziej
elegancko. Lubił go w takim wydaniu.
- Nie wiem, o czym
mówisz. – Blake w końcu zdobył się na odpowiedź, patrząc przy tym na niego z
wyraźną kpiną. – Jeśli masz jakiś problem, to możesz się wyżalić swoim
psiapsiółkom, a mi dać spokój, bo nie mam siły na nastoletnie dramaty.
Chłopak zmiął w ustach
przekleństwo, nie chcąc dać się sprowokować. Długo myślał nad tym, co
powiedział mu przyjaciel i musiał w końcu porozmawiać z mężczyzną. Nie mogli
wiecznie uciekać od tego tematu, bo to go wykańczało. Chciał wiedzieć, na czym
stoi.
- Nie zachowuj się jak
dupek – burknął w końcu, ale zanim zdążył dodać coś jeszcze, mikrofalówka
piknęła, a on musiał wyciągnąć gorące mleko. Wsypał do niego trzy łyżki kakao i
zamieszał, wciąż obserwując bruneta, który wlał kawę do swojego kubka i zaczął
kierować się w stronę wyjścia, jakby uważał rozmowę za zakończoną. To tylko
dodatkowo zdenerwowało nastolatka, który niewiele myśląc, zostawił kakao na
blacie i podążył za narzeczonym swojej matki. Szarpnął go za ramię, na chwilę
zapominając o tym, że ten niesie wrzącą kawę.
- Kurwa! – Blake krzyknął,
gdy gorący płyn wylądował na podłodze, a niektóre krople znalazły się na jego
spodniach. – Pojebało cię?!
- Cholera, nie chciałem –
wydusił Jacques, patrząc na niego z poczuciem winy wymalowanym na twarzy. –
Przepraszam, naprawdę. Poparzyłeś się?
- A wyglądam, jakbym się
poparzył?! – Mężczyzna posłał mu wściekłe spojrzenie i wyminął go, odstawiając
kubek z resztkami na blat. Otworzył dolną szafkę i wyciągnął szmatkę, którą
zaczął wycierać podłogę. – Przesuń się.
Jacques posłusznie usunął
się w bok, patrząc bezradnie na swoje dłonie. Gdy myślał wcześniej o tej
rozmowie i układał przeróżne scenariusze, nie tak to sobie wyobrażał. Tak
naprawdę nawet nie zaczęli rozmawiać, a on już czuł, że wszystko zepsuł. Ale
wiedział też, że nie może teraz tego zostawić, gdy już zaczął. Był pewien, że
później stchórzy.
- Naprawdę nie chciałem,
wybacz.
- Taa…
- Ale musimy porozmawiać,
Blake.
- O czym, do cholery,
chcesz rozmawiać?!
- Zakochałem się w tobie.
Jacques sam nie
spodziewał się tych słów. Miał wrażenie, że wypłynęło to z jego ust bez udziału
mózgu, a przy tym zabrzmiało tak żałośnie, że poczuł, jak policzki czerwienieją
mu z zażenowania, choć wcale nie należał do ludzi, którzy często się rumienią.
Mężczyzna natomiast, dla kontrastu, zbladł i stał przed nim bezradnie z brudną
szmatą w prawej dłoni, wyglądając na zbyt zszokowanego, by zrobić cokolwiek.
Cisza przedłużała się,
ale żaden z nich nie potrafił jej przerwać. Atmosfera w pomieszczeniu stała się
tak napięta i przytłaczająca, że dalsze stanie w kuchni wydawało się ponad ich
siły. Mimo to wciąż stali i patrzyli na siebie, jakby ktoś przytwierdził ich do
podłogi. W końcu jednak brunet odchrząknął i przeczesał włosy lewą dłonią.
- Nie masz pojęcia, o
czym mówisz – wymamrotał, a złość, która jeszcze przed chwilą była słyszalna w
jego głosie, zniknęła.
- Sam w to nie wierzysz.
Blake pokręcił głową,
patrząc na niego z dezaprobatą.
- Musisz przestać to
robić.
- Co?
- Patrzeć na mnie, jakbyś
czegoś oczekiwał; wmawiać sobie rzeczy, których nie ma.
Jacques parsknął, choć
wcale nie był rozbawiony. W tym momencie był cholernie poważny, nawet jeśli
zdawał sobie sprawę z absurdalności całej sytuacji.
- Wmawiać sobie? – Uniósł
brew. – Przestanę sobie wmawiać, gdy ty przestaniesz zachowywać się tak… tak,
jakbyś robił mi nadzieję.
- Nie robię ci żadnej
nadziei, Jacq. Jesteś synem mojej narzeczonej i tak cię traktuje. Może przez
poprawę naszej relacji mogłeś odnieść…
Blake nie miał szansy, by
skończyć swoją wypowiedź, ponieważ szatyn po raz kolejny zadziałał impulsywnie
i pokonawszy odstęp między nimi w dwóch krokach, złapał bruneta za koszulę i
przyciągnął do pocałunku. Jeśli choć przez chwilę myślał (o ile w ogóle to
robił), że będzie jak ostatnim razem, to się mylił. Mężczyzna wcale nie
odepchnął go ani nie pozostał bierny. Wręcz przeciwnie, od razu zareagował,
oddając pocałunek i przyciskając go do siebie.
Nastolatkowi kręciło się
od tego wszystkiego w głowie. Czuł natarczywe wargi Blake’a, jego niecierpliwy
język i dłoń zaciśniętą na swoich włosach. Sam zarzucił ramiona na jego kark,
poddając mu się w zupełności i pozwalając mu popchnąć się w stronę szafek, aż
jego biodra uderzyły o blat. Cały ten pocałunek był szaleńczy, pełen
namiętności i Jacques czuł, jak dreszcze podniecenia przechodzą przez jego
ciało. Nie zastanawiał się nad niczym, poddając się chwili i sprawnym wargom
mężczyzny, który całował go tak, jak chyba jeszcze nikt przed nim.
Nie mógł dłużej się
powstrzymać i w końcu wydał z siebie jęk pełen potrzeby, a wtedy Blake się
odsunął. Jego kobaltowe oczy były zamglone, usta mocno zaczerwienione… Zanim
miał szansę lepiej mu się przyjrzeć, mężczyzna otarł wargi wierzchem dłoni,
odwrócił się i bez słowa odszedł. Po chwili Jacques usłyszał dźwięk
zatrzaskiwanych drzwi wejściowych.
Dotknął palcami
mrowiących ust, patrząc bezradnie na szmatę leżącą na podłodze i niedokładnie
startą kawę. Wcześniej rozważał różne scenariusze tej rozmowy, ale takiego
zakończenia nawet on nie był w stanie przewidzieć.
***
Noc minęła mu bardzo niespokojnie.
Nie mógł zasnąć, wiercił się bezradnie na łóżku, a jego głowę wypełniały
tysiące sprzecznych myśli. Wciąż rozpamiętywał ten pocałunek, który zarówno
wywoływał ciepło w jego klatce piersiowej, jak i ból, którego centrum nie
potrafił zidentyfikować. Chciał posłuchać Nicka, porozmawiać z mężczyzną i
ustalić w końcu jakieś granice, a zamiast tego był jeszcze bardziej skołowany
niż przedtem.
Z jednej strony ten
pocałunek był potwierdzeniem czegoś, co Jacques podejrzewał już wcześniej, choć
bał się o tym myśleć – nie był obojętny Blake’owi. Nie wiedział, czy chodziło
tylko o fizyczną fascynację, czy może o coś więcej, ale z pewnością działał na
niego, czego potwierdzeniem było to, co wydarzyło się w kuchni. Ale z drugiej
strony to nic nie zmieniało. Mężczyzna dał mu wyraźnie do zrozumienia, że nie
zamierza się do niczego przyznawać, idąc w zaparte i szatyn domyślał się, że to
nie ulegnie zmianie. Zresztą, Blake miał trochę racji. Nie mógł niczego od
niego oczekiwać, bo ten był z jego matką. A ostatecznie to on zainicjował
pocałunek i to on był wszystkiemu winien. Tylko po co na niego odpowiedział?
Gdy w niedzielny poranek
zszedł do kuchni, ujrzał swoją mamę przygotowującą śniadanie. Przełknął nerwowo
ślinę, czując, jak wyrzuty sumienia zalewają jego umysł. Nie potrafił spojrzeć jej
w oczy, gdy mamrotał ciche „hej” i całował jej policzek. Jeśli ostatnim razem
mógł zasłaniać się alkoholem, to teraz nie miał żadnej wymówki. Całował się z
jej przyszłym mężem. Czuł się jak najgorszy syn na świecie.
- Blake do nas nie
dołączy? – zapytał, wyciągając z lodówki sok pomarańczowy.
- Wyjechał.
Obrócił się tak
gwałtownie, że niemal wypuścił butelkę z dłoni.
- Jak to? – wydusił,
starając się nie brzmieć jak osoba, którą to jakoś szczególnie interesuje, ale
wiedział, że mu się nie udało.
Katherine wzruszyła
ramionami.
- Też byłam zaskoczona. –
Nie wyglądała na zadowoloną, co świadczyło o tym, że mężczyzna nie poinformował
jej wcześniej o swoich planach. – Po prostu stwierdził, że nie jest w stanie
rozwiązać problemów Lily na odległość i musi tam lecieć. – Wskazała palcem na
naleśniki. – Chcesz z masłem orzechowym?
- Tak, poproszę –
wymamrotał, czując, jak coś ciężkiego opada mu w piersi. Pokręcił głową, w
końcu zamykając lodówkę. – Tchórz.
- Coś mówiłeś?
- Nie, nie – zaprzeczył. –
Dzięki za śniadanie.
Gdy wrócił do swojego
pokoju, włączył komputer i wszedł na stronę Akademii w Nowym Jorku. Może Nick
miał rację i porzucanie swoich marzeń przez sytuację, w której się znalazł,
było głupie, ale złożenie podania jeszcze niczego nie przesądzało. Jacques czuł,
że potrzebuje jakiegoś zabezpieczenia na przyszłość, bo naprawdę nie był już w
stanie określić, w jakim kierunku zmierza jego życie. Wiedział tylko, kto w nim
najbardziej miesza i nie miał pojęcia, jak temu zaradzić.
Woooo......
OdpowiedzUsuńWoooo......
OdpowiedzUsuńPoprostu brak mi słów , liczę na to iż Black zrozumie kto jest dla niego ważny .
Zastanawiam się jak rozwiążesz tą sytuację ?
Czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały .
Duuużo weny życzę 😀
Blake na pewno zrozumie. Kiedyś xD
UsuńDo rozwiązania jeszcze długa droga, ale mam nadzieję, że zakończenie będzie satysfakcjonujące :D
Dziękuję za komentarz!
No to się porobiło. Myślę,że Blake tym pocalunkiem coś sobie uświadomił. Ślubu nie bedzie???? Tylko co z matką??
OdpowiedzUsuńCzy Blake coś sobie uświadomił, to się wkrótce okaże, bo czas na jego perspektywę :D
UsuńA na Twoje pytania w końcu pojawi się odpowiedź - tylko jeszcze nie teraz ;)
Dzięki za komentarz!
To jest niesamowite jak bardzo przeżywam to opowiadanie. Po prostu czuję w sobie to napięcie między nimi.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że dodajesz częściej rozdziały c:
Powodzenia i weny życzę <3
O, to bardzo miłe. Ten rozdział też bardzo przeżyłam, w szczególności, że na początku był zupełnie inny, ale postanowiłam go zmienić i chyba dobrze wyszło :D
UsuńI też cieszę się, że częściej udaje mi się dodawać. Mam nadzieję, że teraz będzie już tylko częściej i że uda mi się to utrzymać :D
Wena zawsze się przyda, dzięki!
No i zamiast wyjaśnić sytuację to jeszcze bardziej ją skomplikowali... Blake ma spory problem widzę - z jednej strony próbuje wyprzeć swoje uczucia, a z drugiej nie jest w stanie i ponosi go namiętność. Tak sobie myślę, że to nie Jaques powinien wyjechać tylko Blake i nie mam na myśli krótkiego oderwania się od sytuacji tylko taki wyjazd na dobre. Jakoś nie widzę tu szczęśliwego zakończenia niestety, no chyba że za kilka lat kiedy emocje opadną i jedno z tej trójki znajdzie sobie kogoś innego... coś dzisiaj jestem pesymistką ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję za świetny rozdział i weny jak najwięcej życzę 😚
Faktycznie, cała ta sytuacja staje się coraz bardziej skomplikowana i atmosfera między nimi się zagęszcza. Mówiłam wcześniej, że po wakacjach sielanka się skończy :D A zakończenie... Hm, jak już wyżej wspominałam - mam nadzieję, że okaże się satysfakcjonujące ;)
UsuńBardzo dziękuję za komentarz!
No nie wiem, co napisać. Mogę jak wyżej?
OdpowiedzUsuńWoooo....
Nowy Jork nie jest chyba takim złym rozwiązaniem:-)
Kolejna osoba, która popiera wyjazd któregoś z nich... Hm, to ciekawe :D
UsuńDzięki za komentarz!
Było w tym rozdziale trochę ładunku emocjonalnego, podoba mi się to!
OdpowiedzUsuńOdnosząc się do komentarza wyżej, mnie również ciężko wyobrazić sobie dobre zakończenie, ale nadal mam nadzieję że Ty jakoś je wykombinujesz :P
Pozdrawiam,
Kajna.
W chwili ich konfrontacji w kuchni byłam święcie przekonana, że do pomieszczenia wejdzie Katherine. Jednocześnie przeżyłam mini zawał gdy ta powiedziała, że Blake wyjechał, gdyż moją pierwszą myślą było to, że zerwał oświadczyny.
OdpowiedzUsuńBądź co bądź dobrze się stało, że wyjechał pomóc siostrze, co prawda nie zrobił tego w takim pośpiechu tylko i wyłącznie z chęci pomocy, ale cóż.
Ty przeżyłaś zawał, że Blake zerwał oświadczyny i wyjechał na stałe, a niektórzy woleliby, gdyby któryś z nich wyjechał na dobre. Nie spodziewałam się, że reakcje na ten rozdział będą tak różne i bardzo mnie to cieszy :D
UsuńPrawda, jego wyjazd trąci egoizmem, ale chyba liczy się skutek. Podobno. Ważne, żeby pomógł siostrze, a przy okazji wziął się w garść :D
Dziękuję za komentarz!
Mialem nadzieje, ze matka wejdzie do pokoju i zobaczy jak sie caluja, ale to by bylo zbyt proste i przewidywalne.
OdpowiedzUsuńNie sadzilem, ze cala akcja tak sie potoczy, i Jacques pocaluje i w ogole wyzna milosc Blake'owi.
Jestem zdegustowany zachowaniem nastolatka mimo wszystko. Wiem, zauroczenie itd., ale i tak... to wszystko brzmi tak obrzydliwie. Nie rozumiem tylko Blake'a. Skoro czuje pociag do facetow, to po co w ogole sie oswiadczal Katherine?
Nie znosze takich ludzi.
Można czuć "pociag" jednocześnie do kobiet i do mężczyzn.
UsuńZgodzę się z jednym - gdyby Kath weszła wtedy do kuchni, byłoby to za bardzo przewidywalne. I trochę rozczarowujące, przynajmniej według mnie.
UsuńBlake jest biseksualny i to, że zwraca uwagę na Jacques'a, nie znaczy od razu, że Kath go nie pociąga. A oświadczył jej się z prostego powodu - chciał się ustabilizować, a z Katherine czuł się po prostu dobrze i w jakiś sposób był szczęśliwy. Dopiero później zaczął zwracać uwagę na jej syna (po jakimś czasie).
Dzięki za komentarz!
Ale Blake zaczal darzyc sympatia Jacquesa jeszcze zanimi ustalili wstepna date slubu. Blake nie zrobil tego po to, zeby sie bardziej zblizyc do Katherine i odsunac mysli od jej syna? Tak to odbieram. Ustalanie daty slubu to dla niektorych powazna decyzja, ktora swiadczy o wielkiej milosci itd. itd. A Blake - przeciez to wiadomo, ze oni nie beda razem.
UsuńSam w ktoryms rozdziale powiedzial, ze nienawidzi Jacquesa, bo przez niego znowu mysli o facetach. To kolejny znak, ze z Katherine nie bedzie dlugo szczesliwy. Bo albo ja zdradzi (co juz zrobil i szczesliwy z nia nie jest, bo czuje cos do kogos innego) albo po prostu odejdzie, bo bedzie chcial czegos innego.
Poza tym mam 20 lat, przeciez wiem, ze oprocz homo i hetero sa inne orientacje. Chodzi mi o motyw dzialania.
Tak, kwestie ślubu dobrze odbierasz. Blake zdecydował się na to, chcąc zbliżyć się do Kath i odsunąć od Jacques'a, ale jak widać - średnio mu wyszło.
UsuńPytałeś wyżej o to, dlaczego jej się oświadczył, a oświadczył jej się przed rozpoczęciem akcji tego opowiadania i to próbowałam wcześniej wyjaśnić :P
Tak, zle sformulowalem swoja wypowiedz :P
UsuńHej,
OdpowiedzUsuńmam nadzieję, że Blake zrozumie kto jest ważny, ta postawa Nicka trochę mnie wkurzyła, wygląda to tak, że odsunął Jaquesa na boczny tor bo teraz ma dziewczyne...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejka,
OdpowiedzUsuńcudownie, oby Blake zrozumiał kto jest ważny... muszę powiedzieć, że ta postawa Nicka mnie wkurzyła... jak dla mnie wygląda to teraz tak... mam dziewczynę więc Jaquesa odsuwam na boczny tor...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejka,
OdpowiedzUsuńrozdział cudny, Blake co zrobi, jaką podejmie decyzję, czy zrozumie kto jest ważny, a postawa Nicka mnie normalnie wkurzyła, mam dziewczynę wygląda więc przyjaciel nie jest potrzebny... jest zrozumiałe że więcej czasu poświęca się dziewczynie ale nie tak traktuje się przyjaciela... biedny Jaques...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza