sobota, 25 listopada 2017

Pęknięcia - Rozdział 19

Niespodzianka! Żyję i... wracam tutaj z ogromnymi wyrzutami sumienia. Nie chcę, byście sądzili, że porzuciłam bloga i to opowiadanie, bo tak nie jest. Przez ten czas, kiedy mnie tu nie było, nie napisałam nic. I nawet na studiach mam problem z pisaniem, więc...
Minęło sporo czasu i nie zamierzam udawać, że doskonale czuję tę historię i się w niej odnajduje. Dlatego jeśli popełniłam jakieś błędy, to liczę na to, że mi je wskażecie ;)
I wiem też, że gdybym dodawała rozdziały regularnie, to nie odczuwałoby się tej "ślamazarności" akcji, ale niestety, zawaliłam. Mimo to mam nadzieję, że komukolwiek choć trochę się to spodoba.
Trzymajcie się!
________________________________________________________________

- Trochę się nie odzywałeś.
- Trochę minęło, fakt. Miałem sporo na głowie.
- Zgaduję, że przez wystawę?
- Taaak. Skąd wiesz?
- Blake mi powiedział. – Lily wzruszyła ramionami. – Dzwoniłam do ciebie ostatnio.
- Um, wiem. Naprawdę przepraszam. Byłem bardzo rozkojarzony przez to… wszystko. Mam nadzieję, że mi wybaczysz?
Ostatnie dni były dla Jacques’a trochę jak sen. Po udanej wystawie i sprzedaniu aż dwóch obrazów (wciąż nie mógł uwierzyć w swój sukces, bo przecież miał tylko osiemnaście lat!), czuł się znacznie lepiej. Nie myślał już tyle o tej dziwacznej sytuacji, w której się znalazł, nie próbował już analizować swojego zachowania, a jeśli czasem czuł przyspieszone bicie serca, gdy Blake był w pobliżu, to starał się to ignorować. Teraz skupiał myśli na swoich obrazach, a także na nauce. Wszystko wydawało się iść w dobrym kierunku. Dlatego w końcu postanowił odezwać się do Lily, którą, jak musiał sam przed sobą przyznać, ignorował. Najpierw był zbyt skoncentrowany na sobie i swoich uczuciach, które teraz rozumiał już trochę lepiej (chyba), a później wiadomość o ślubie była dla niego tak wstrząsająca, że nie chciał o tym rozmawiać z siostrą mężczyzny, a domyślał się, że właśnie po to ostatnio do niego dzwoniła. Nie było to fair wobec dziewczyny i doskonale o tym wiedział, ale nie potrafił się przemóc, żeby się do niej odezwać. Aż do teraz.
- W porządku. – Nie uśmiechnęła się, ale najwyraźniej nie zamierzała się na niego obrażać, co chyba było jakimś sukcesem. – Gratuluję sprzedaży obrazów. Blake jest z ciebie dumny.
- Tak? – Uniósł brew, udając niezainteresowanego. – Ostatnie dni były bardzo zakręcone. Jestem cholernie zadowolony z tej wystawy, wiesz? Czuję się tak, jakby już teraz spełniało się moje wielkie marzenie, choć jeszcze nawet nie dostałem się na studia.
- Prawdziwy szczęściarz z ciebie, co? – Wywróciła oczami, choć wcale nie zabrzmiało to ironicznie. Musiał przyznać, że Lily wyglądała naprawdę… smutno.
- Co się stało?
- Nic. – Po raz kolejny wzruszyła ramionami.
- Lily…
Westchnęła ze znużeniem, nawet nie próbując silić się na wymuszony uśmiech. Dopiero teraz dostrzegł cienie pod jej oczami i emanujące z niej przygnębienie. Po raz kolejny udowodnił, jak kiepski był z niego kumpel, skoro nie zauważył tego od razu, zbyt skupiony na sobie.
- Nie mówiłam Blake’owi, bo na razie jest zbyt przejęty decyzją o ślubie… – Szatyn potrzebował całej swojej silnej woli, żeby się nie skrzywić. – Poznałam pewnego chłopaka…
- Coś ci zrobił?!
Lily spojrzała na niego jak na idiotę.
- Dasz mi skończyć?
Kiwnął głową, zakładając ramiona na piersi. Przecież to było oczywiste, że od razu pomyślał, iż ktoś ją skrzywdził!
- Spotykaliśmy się od kilku tygodni i nie byliśmy zbyt… ostrożni.
- Jesteś w ciąży?! – wydusił, po raz kolejny jej przerywając. Aż się przy tym poderwał z obrotowego krzesła, bo sama ta myśl go przeraziła.
- Czy musisz być takim idiotą?!
- Nie jestem idiotą!
- Po prostu się przymknij i daj mi powiedzieć! – Pierwszy raz widział, żeby Lily była tak zdenerwowana, choć gdy głębiej się nad tym zastanowił, to przecież nie było w tym nic dziwnego, bo tak naprawdę zbyt dobrze się nie znali. Zaskakujące było również to, że akurat jemu postanowiła się zwierzyć.
- Uch… w porządku – mruknął, patrząc na nią z powagą.
- Dwa dni temu jedna z koleżanek mamy zobaczyła, jak spacerujemy w parku, trzymając się za ręce i zrobiła się drama.
- Aha. – Zamrugał. – Nic z tego nie rozumiem. Dlaczego?
- Poznałeś moich rodziców, nie? – Prychnęła. – Są trochę przewrażliwieni w pewnych kwestiach. Skoro mieli problem z tym że będę spać z tobą w jednym pokoju, to tym bardziej zaczęli świrować, gdy się dowiedzieli o tym, że mam chłopaka. Dla nich to coś wielkiego. Ojciec kompletnie oszalał.
Jacques zamrugał, próbując to sobie przyswoić. Po raz kolejny uznał, że ma prawdziwe szczęście, mając tak wyrozumiałą matkę. Przecież gdyby Katherine była choć w połowie tak nawiedzona, jak rodzice Lily i Blake’a, to z pewnością wcześniej czy później wylądowałby na oddziale psychiatrycznym.
- Nie możesz tego olać?
- Olać?
- Jasne. Ja bym tak zrobił. Przecież nie mogą zabronić ci spotykania się z nim.
- Serio? – Prychnęła. – Już to zrobili. Na dodatek mama ze mną nie rozmawia, bo obraziła się, że nie przedstawiłam im Jamiego, a ojciec zastanawia się, czy nie wysłać mnie do zakonu.
- Aha. - Naprawdę starał się zrozumieć myślenie tych ludzi, ale chyba jego umysł nie był w stanie tego pojąć. – To może spróbuj iść z nimi na kompromis i ich ze sobą poznaj?
- Świetny pomysł – burknęła, wywracając oczami ze złości. – Mam zakaz widywania się z nim. Poza tym wyobrażasz sobie ich spotkanie? Rzuciłby mnie chwilę po tym, jakby uciekł z naszego domu. Wystarczy, że nasłuchał się, jaką mam świrniętą rodzinkę.
Pokręcił bezradnie głową, nie wiedząc, co powiedzieć. Nie potrafił niczego jej doradzić, bo nie rozumiał tej sytuacji i to wszystko brzmiało dlań abstrakcyjnie.
- To jest chore.
- Co ty nie powiesz… - Prychnęła. – Ty przynajmniej tutaj nie mieszkasz. – Zawiesiła na chwilę głos, odwracając wzrok. – I Blake też nie.
I wtedy Jacques w końcu zrozumiał, gdzie tkwił problem.

***

Owinął ręcznik wokół bioder, odgarnął mokre włosy z czoła (ich długość wyraźnie wskazywała, że powinien w najbliższym czasie odwiedzić fryzjera) i spojrzał na zaparowane lustro. Przejechał po nim dłonią, żeby móc zobaczyć swe odbicie. Zadowolony z tego, co ujrzał, wyszedł z łazienki i przeszedł do sypialni. Nie mógł nie przyznać, że miał oczekiwania względem tego wieczoru, bo ostatnio seks zszedł na drugi plan i ostatni raz kochał się z Katherine dwa tygodnie temu. Brakowało mu tego.
Nawet się ogolił, bo wiedział, że jego narzeczona woli go bez zarostu – twierdziła, że jest zbyt nieprzyjemny w dotyku i drapie, choć on uważał, że wygląda z nim znacznie lepiej.
Gdy tylko wszedł do pomieszczenia, od razu spostrzegł, że kobiety w nim nie ma. Skrzywił się z niezadowoleniem, domyślając się, gdzie ją znajdzie, ale nie tracił nadziei. W końcu potrafił być przekonujący, jeśli chciał.
W samym ręczniku zszedł po schodach i skierował się do gabinetu Katherine. Uważał, że ten powinien znajdować się na górze, zaraz obok ich sypialni, ale już dawno odkrył, że rozmieszczenie pomieszczeń w tym domu nie miało większego sensu – przynajmniej dla niego.
Nie siląc się na pukanie, przekręcił klamkę i wszedł do środka. Pomieszczenie było wręcz klaustrofobiczne – zawalone regałami wypełnionymi papierzyskami i książkami, z upchanym pomiędzy tym wszystkim biurkiem, za którym siedziała jego narzeczona. Po raz kolejny pomyślał, że Jacques miał prawdziwe szczęście, mając taką matkę – w końcu to on dostał największe pomieszczenie na pracownię, a ona gnieździła się w tym „składziku”.
- Hej. Kończysz już?
- O, hej. – Nawet nie zauważyła jego wejścia. Gdyby się nie odezwał, z pewnością nie dostrzegłaby go przez najbliższych kilka minut, tak bardzo była zajęta wpatrywaniem się w piętrzące się przed nią papiery. Poprawiła okulary, które zawsze zakładała do pracy i uśmiechnęła się do niego, kręcąc głową.
- Kończysz już? 
Pokręciła głową. 
- Muszę jeszcze przejrzeć te zestawienia, ogarnąć materiały na spotkanie z zarządem… Ta nowa kampania mnie wykończy.
Nie na taką odpowiedź liczył, ale wciąż nie tracił wiary w swój dar przekonywania.
- Możesz też zostawić to do jutra, a teraz trochę odpocząć… - W dwóch krokach znalazł się za jej fotelem i położył dłonie na jej spiętych ramionach. – Mógłbym pomóc ci się zrelaksować…
- Kusząca propozycja. – Katherine odchyliła głowę, uśmiechem reagując na pocałunek, który nastąpił po jej słowach. – Ale niestety muszę zrobić to teraz. Przykro mi, kochanie.
Zmiął w ustach przekleństwo, odsuwając od kobiety, która posłała mu przepraszający uśmiech i wróciła do pracy. A on znowu został ze swoją prawą ręką. Cholera, był sfrustrowany. Rozumiał, że Kath była teraz zajęta, ale nie mogła mu poświęcić chociażby tych trzydziestu minut wieczorem? I czy jej w ogóle nie brakowało ich zbliżeń? Nie potrafił odpowiedzieć na te pytania, ale opuścił jej gabinet w parszywym nastroju. I gdy godzinę później Katherine pojawiła się w ich sypialni, on już spał.

***

Następnego dnia okazało się, że ten katar i drapanie w gardle, które męczyło go wieczorem, wcale nie zniknęło. Wręcz przeciwnie, czuł silny ból, gdy przełykał ślinę, a nos szczypał go już od częstego wycierania. Na dodatek bolała go głowa, a wstając z łóżka, niemalże się przewrócił. Chyba ostatnie świętowanie z Nickiem jego sukcesu, gdy biegali po parku w deszczu, właśnie się na nim odbiło. Nie miał nawet siły zejść na śniadanie, nie mówiąc już o pójściu do szkoły.  
- Wyglądasz jak gówno. – To było pierwsze, co usłyszał, gdy w końcu dotarł do jadalni. Wystawienie środkowego palca, gdy opadał na krzesło, było już odruchem, ale poniekąd zgadzał się z mężczyzną. Doskonale wiedział, jak wygląda. Widział się w lustrze.
- Ty zwykle tak wyglądasz, więc… - Wzruszył ramionami, powolnym, nieco ociężałym ruchem biorąc jedną z bułeczek i smarując ją masłem. – Gdzie mama?
- Ubiera się. Dziś ma jakieś ważne spotkanie… Sam wiesz. – Blake wywrócił oczami. – Jesteś chory?
- A jak myślisz? – Uniósł brew, prychając. – Chyba znów muszę zrewidować… - Kaszel, który wyrwał się z jego gardła, był tak silny, że łzy pojawiły się w kącikach jego oczu, a on potrzebował dłuższej chwili, żeby się uspokoić. – Kurwa.
- Powinieneś pójść do lekarza – stwierdził Blake, wyglądając przy tym – co szatynowi  na pewno się tylko wydawało – na zaniepokojonego.
- Jeszcze jakieś fantastyczne porady? – Prychnął, przymykając powieki. Najchętniej wróciłby do łóżka i poszedł spać.
- Kochanie, wyglądasz okropnie!
Jacques jęknął, nie mając nawet siły tego komentować. Czy teraz wszyscy musieli mu mówić, że wygląda koszmarnie? Zupełnie jakby o tym nie wiedział…
- Skarbie, wiem, że masz plany na dzisiaj, ale mógłbyś zawieźć Jacques’a do lekarza? Ja naprawdę dzisiaj nie zdążę… - Katherine stanęła obok swojego narzeczonego, wyglądając na naprawdę przejętą stanem swojego jedynego syna.
- Poradzę sobie! – Nastolatek od razu spojrzał na swoją matkę i jakby na potwierdzenie swoich słów – kichnął.
- Nie poradzisz. – Kath i Blake odezwali się jednocześnie, przez co zaraz podzielili jeden z tych osobistych, porozumiewawczych uśmiechów, na które Jacques nie mógł patrzeć.
Spojrzał na bułkę z masłem, która zapomniana znajdowała się na talerzyku i westchnął. Nie chciał być świadkiem tego, jak ta dwójka będzie się całować, a przypuszczał, że to się niedługo wydarzy.
- Napiszę do Nicka, że mnie nie będzie. – Uśmiechnął się niemrawo do matki. – Powodzenia na spotkaniu.
- Powinieneś coś zjeść…
- Nie mam apetytu. – Westchnął. – Chcę się tylko położyć jeszcze na chwilę, dobrze? Pocałowałbym cię w policzek na pożegnanie, ale nie chcę cię zarazić, więc…
Spojrzał ostatni raz na swoją rodzicielkę, na jej elegancką, granatową sukienkę, nienaganną fryzurę oraz makijaż i uśmiechnął się delikatnie. A później przeniósł wzrok na mężczyznę, który siedział naprzeciwko i uśmiech zniknął z jego twarzy. Minęły dwa miesiące od rozpoczęcia roku szkolnego i radził sobie już lepiej. Nie mógł powiedzieć, że było idealnie; że to uczucie nagle znikło, ale przyzwyczaił się już do myśli, że niedługo Blake oficjalnie stanie się jego ojczymem. No, może nie do końca, ale był na dobrej drodze, żeby to zaakceptować.
Gdy wszedł do swojego pokoju, od razu rzucił się na łóżko i przykrył oczy przedramieniem. Nie minęło pięć minut, a on już spał, tak jak leżał – w rozchełstanym szlafroku, z rumianymi od gorączki policzkami, wydając z siebie świszczące dźwięki, które świadczyły o tym, że ciężko mu się oddychało.
I właśnie takiego znalazł go Blake, gdy godzinę później wszedł do jego pokoju, nie uzyskawszy żadnej odpowiedzi po tym, jak zapukał kilka razy.

***

Mógł kpić z wyglądu Jacques’a, ale doskonale widział, że ten naprawdę był chory i czuł się fatalnie. Już dzień wcześniej ciągle kichał i mówił nieco zachrypniętym głosem, ale dzisiaj wyglądał naprawdę kiepsko. I on przekonał się o tym, gdy wszedł do pokoju chłopaka i znalazł go pogrążonego we śnie, całego mokrego od potu, ze świszczącym oddechem.
- Jacq… - mruknął, patrząc na niego z troską. Zerknął krótko na jego odsłoniętą klatkę piersiową, ale nie poświęcił jej nawet jednej, dłuższej myśli. Zamiast tego dotknął jego ramienia i potrząsnął nim lekko, naprawdę zaniepokojony jego stanem. – Jacq. Jacq, obudź się.
- C-co…
- Hej, w porządku. – Już nie pamiętał, kiedy ostatni raz brzmiał tak, jakby zwracał się do dziecka. Ale Jacques przecież wciąż był dzieckiem, o czym niestety coraz częściej zapominał. – Masz umówioną wizytę u lekarza. Musisz się ogarnąć i zawiozę cię, bo coraz gorzej z tobą. – Był pewien, że nie wszystko, co powiedział, dotarło do chłopaka, choć starał się mówić powoli i dokładnie. Mimo to nastolatek posłusznie wstał i poszedł do łazienki, choć widząc jego niepewną postawę, zastanowił się, czy nie powinien pójść z nim, ale ostatecznie uznał to za przesadę. W końcu mogłoby to zostać opacznie odebrane, a ich obecna sytuacja nie pozwalała na tego typu wpadki.
Wiedział, co się działo. Mógł sobie wmawiać, że tego nie widzi, ale minęły dwa miesiące od ich powrotu ze wspólnych wakacji, a on naprawdę nie był tak ślepy, jakby sobie życzył. Przez dłuższy czas udawał, że niczego nie dostrzega, a gdy w końcu przestał udawać, to dał na to ciche przyzwolenie, zamiast po prostu szczerze porozmawiać z chłopakiem. Widział również, że nastolatek próbuje powstrzymać swoje emocje i niektóre zachowania, co paradoksalnie sprawiło, że on zaczął wręcz ich u niego wypatrywać. I w ten sposób to Jacques przyłapywał go na gapieniu się na niego, a nie odwrotnie. Mogli powiedzieć to wprost, choć tego nie zrobili, żeby nie zburzyć tej delikatnej konstrukcji przyjaźni, jaką udało im się zbudować – działali na siebie. Blake dawno już nie czuł pociągu do żadnego mężczyzny, a co dopiero nastolatka, ale był świadom tego, że Jacques znów to w nim wyzwolił. I był świadom również tego, że to nigdy nie może się wydarzyć. Ale jakoś funkcjonowali. Na razie.
Dziesięć minut później Jacq pojawił się w salonie, nie wyglądając wcale lepiej. Chyba nawet niezbyt starannie się uczesał, co było najlepszym dowodem na jego fatalny stan.
- Chodź. – Westchnął, patrząc niepewnie na jego rozbiegany wzrok. Miał wrażenie, że dzieciak z każdą chwilą czuł się coraz gorzej. – Złap się mnie, bo jeszcze mi tu upadniesz i się połamiesz, a wtedy Kath mnie zabije…
Chyba po raz pierwszy Jacques bez słowa sprzeciwu wykonał jego polecenie.

***

Nie zamierzał narażać Jacques’a (ani nikogo innego) na swoje eksperymenty w kuchni, więc gdy tylko odprowadził chłopaka do jego pokoju, wsiadł ponownie w samochód i pojechał do apteki, a później do restauracji, bo wątpił, by Jacq mógł jeść wieprzowinę z wczoraj. Nie był przekonany co do zostawienia go samego w domu, zważając na jego stan (zdążył już odwołać swoje spotkanie z kolegą, bo przecież Katherine wciąż była zajęta), ale ostatecznie stwierdził, że nic złego nie powinno się stać w ciągu pół godziny. A przynajmniej miał taką nadzieję.
Gdy wrócił, ogarnął wszystkie pojemniczki z jedzeniem na wynos i pięć minut później wchodził już po schodach, niosąc tacę z posiłkiem dla nastolatka. Nie przypuszczał, że nadejdzie taki czas, gdy będzie musiał go niańczyć, ale nie miał innego wyjścia. Poza tym naprawdę było mu szkoda Jacques’a i martwił się o niego, nawet jeśli nigdy by się do tego nie przyznał.
Wchodząc do jego sypialni, poczuł delikatne deja vu, bo dzieciak wyglądał dokładnie tak samo, jak rano, a jedyną różnicą było to, że nie miał na sobie szlafroka, a zaledwie szorty. Gdyby sytuacja była inna, Blake z pewnością poczułby się niezręcznie, ale w tym momencie zupełnie nie przejmował się tym, co się działo między nimi. Był zbyt zaniepokojony jego rumianymi policzkami i świszczącym oddechem. Może gorąca zupa nie była dobrym pomysłem, skoro chłopak wyglądał tak, jakby miał gorączkę?
- Jacq, obudź się. – Usiadł na brzegu łóżka i szturchnął go dwa razy, czekając na jakąkolwiek reakcję.
Jacques uniósł powoli powieki, a jego zamglony wzrok spoczął na mężczyźnie, choć Blake nie był pewien, czy ten jest w ogóle świadom czegokolwiek.
- Powinieneś coś zjeść, więc przyniosłem ci zupę – mruknął, nagle czując narastającą niezręczność. Pewnie nie byłoby tak, gdyby nie pomyślał o tym, że tęczówki szatyna były naprawdę intrygujące, a to z pewnością było ostatnie, o czym powinien teraz myśleć. – Pomóc ci usiąść?
- N-nie… - Jacques stęknął i z trudem podciągnął się na przedramionach, opierając się plecami o ścianę. – Co to?
- Krem z dyni. -  Brunet wzruszył ramionami i podał mu miskę. – Mam nadzieję, że jest ok.
- A ty?
- Nie jestem głodny.
Przez chwilę siedzieli w ciszy – Jacques powoli jadł, a Blake siedział obok, starając się podziać gdzieś wzrok, żeby za bardzo się nie gapić. Nie było to dla niego komfortowe, ale nie zamierzał też wychodzić, gotowy w każdej chwili pomóc. Pomimo tego, co nastolatek o nim myślał, nie był wcale nieczułym dupkiem. A przynajmniej nie zawsze.
- Już.
Mężczyzna kiwnął głową i odstawił miskę na tacę.
- Przyniosłem też herbatę z miodem.
- N-nie chcę. – Jacques jęknął, powoli układając się z powrotem na materacu. – Później. Teraz chcę s-spać.
- Mhm.
Ponownie kiwnął głową, patrząc, jak powieki chłopaka opadają, a ten wtula policzek w poduszkę. Jego twarz wyglądała przy tym wyjątkowo spokojnie i chłopięco, bo przecież to wciąż był tylko nastolatek. Mimo to, jakby zapominając o tym, niemalże nieświadomie wyciągnął dłoń i wsunął palce w brązowe, nieco mokre od potu, kosmyki.
Ciepło rozlało się w jego piersi, gdy Jacques przekręcił na drugi bok, a jego dłoń zsunęła się na tyle, by nastolatek wtulił w nią twarz.
W tym momencie Blake zupełnie nie myślał o tym, co wyprawia. Nie zastanawiał się nad własnymi reakcjami, nad uśmiechem, który rozświetlił jego twarz na widok śpiącego chłopaka. Nie, teraz znajdował się w czymś w rodzaju transu, a na wyrzuty sumienia przyjdzie czas później. Jak zawsze.

21 komentarzy:

  1. Cieszę się, że wróciłaś :)
    Mam nadzieję, że nie będziesz już na tak długo opuszczać.
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Przyjemna niespodzianka pod koniec soboty ^-^

    Muszę przyznać, że przed przeczytaniem tego rozdziału wróciłam do kilku poprzednich, ale już po tym zabiegu wszystko układało się w miarę spójnie.

    Nie wiem czemu, ale uwielbiam gdy jeden człowiek opiekuje się drugim człowiekiem :3

    Jednego nie rozumiem w tym rozdziale. Najpier Blake mówi swojej narzeczonej, że jej syn ma grypę,a dopiero następnego dnia pyta Jacques'a czy ten jest chory.

    Prawdopodobnie powinnam zadać to pytanie wcześniej. Jak czyta się imię Jacques?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja przeczytałam od nowa całość, ale nadal nie jestem w pełni w tej historii.
      No i wiedziałam, że zaliczę jakąś wtopę! Oczywiście jest to zupełnie niemożliwe i Blake zabiera Jacques'a do lekarza już po rozmowie z Kath. Błąd wziął się z mojego nieogarnięcia i z tego, że ten rozdział pisałam fragmentarycznie - to tu coś wstawiłam, to tam. Dzięki za czujność i poprawienie mnie!
      A imię "Jacques" pochodzi z francuskiego i czyta się je "żak".
      Dziękuję za komentarz <3

      Usuń
  3. Zakochałam się w Twojej ścieżce dźwiękowej.
    Od kilku godzin słucham tych 4 piosenek na okrągło i aż się rozpływam.

    A do tego radość!! bo wróciłaś!! :D nie wiem czy następny wpis bd za pare miesięcy czy za tydzień, ale najważniejsze, że dałaś znak życia.

    Weny, samozaparcia, wiary w siebie i zdrowia. ;*
    Więcej wolnego czasu i duchowego wyciszenia...
    Życie to suka (która potrafi być piękna i zachwycająca) ale postaraj się otworzyć na świat.

    Musiałam sobie przypomnieć co było w poprzednim rozdziale bo minęło kupę czasu ale skończyło się na tym, że (może niedokładnie, zbyt "ogólnie") przeleciałam wszystkie rozdziały. Nie wiedziałam, jak bardzo mi tego opowiadania brakowało. Ach, stęskniłam się.
    Dla mnie to trochę abstrakcyjne by 18latek miał już wystawę własnych dzieł ale na świecie dzieją się różne (niepojęte dla mnie) rzeczy. Także tylko mu pozazdrościć ;)
    Ślub!! ach biedna Katherine... szkoda mi jej bo to fajna babeczka :D ale to ona będzie tą poszkodowaną, nie ważne jakby się losy potoczyły, straci syna albo narzeczonego, albo ich oboje... smutny trójkąt :'(

    Ajć... nawet nie bardzo wiem do czego się odnieść bo jak patrzyłam, kiedy ostatni raz tu coś skomentowałam to aż mi się wstyd zrobiło... "niedziela, 4 grudnia 2016"... Wiedz, że ja wszystko czytałam na bieżąco ale konkursy zawodowe pochłonęły mnie od grudnia do maja a potem już mi się nic nie chciało (co nie oznacza że już to przeszło, ale ta muzyka jakoś mnie zmusiła xp).
    Przepraszam, że nie pisałam nawet "Fajny rodział, czekam na kontynuację" ale za każdym razem jak coś wstawiałaś, to z bananem na mordzie siedziałam przy telefonie jak zahipnotyzowana. I sądzę, że jest takich ludzi więcej ^^

    "Ale Jacques przecież wciąż był dzieckiem, o czym niestety coraz częściej zapominał."
    "... teraz znajdował się w czymś w rodzaju transu, a na wyrzuty sumienia przyjdzie czas później"
    :to zdania, które wywołały u mnie największe emocje

    bd czeka, bd czytać
    buziaki, sarah ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spodobały Ci się piosenki Dylana? Bardzo się cieszę! Ostatnio pisałam o nim pracę i mocniej zagłębiłam się w jego twórczość, więc bardzo polecam również jego inne utwory :D
      Jeśli chodzi o tę wystawę, to nie wydaje mi się, by było to aż tak nierzeczywiste. Artyści z ogromnym talentem, którzy zostaną gdzieś zauważeni, naprawdę mogą mieć wystawę w tym wieku. Nie mówiąc już o osobach ze znajomościami, a przecież matka Jacques'a takowe miała :P
      Każdy komentarz wywołuje u mnie szeroki uśmiech, więc zawsze zachęcam do komentowania, ale wiem, jak trudne to jest. Sama mam problem z komentowaniem opowiadań innych, więc... :P Niemniej jednak dziękuję bardzo za ten komentarz i będę wypatrywać kolejnych :D
      Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Nie mam wcale wrażenia "ślamazarności" akcji. Właściwie dla mnie to byłoby dziwne gdyby przy ich charakterach, a zarysowałaś je całkiem wyraźnie , poddali się przyciąganiu pomiędzy nimi. Chociaż kwesti uczuć nie można rozpatrywać logiczne, to dla mnie to wypieranie uczuć, ich ignorowanie, chęć ich przezwyciężenia jest logiczna w tej sytuacji. A Ty rewelacyjnie to opisujesz i choćbym miała czekać na kolejny rozdział równie długo to będzie warto, bo stworzyłaś jedno z najlepszych opowiadań jakie czytałam.
    Z całego serca życzę Ci weny, czasu i pasji pisania i przesyłam pozdrowienia ☺

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam takie wrażenie, ale to właśnie przez te ogromne przerwy w pisaniu i publikowaniu. Cieszę się jednak, że nie wszyscy podzielają moje odczucia, bo może świadczy to o tym, że jest jeszcze jakaś nadzieja dla tego opowiadania :D
      Zawsze mnie zawstydza czytanie takich komentarzy, ale zawsze też wywołują u mnie ogromną radość i szeroki uśmiech na twarzy, a tego ostatnio potrzebuję, więc dziękuję. A wena oczywiście się przyda zawsze :D
      Pozdrawiam!

      Usuń
  5. Super, że wróciłaś do tej historii :) Wcale nie musiałam wracać do poprzednich rozdziałów żeby odnaleźć się w akcji :)Tym razem jakoś pogodniej to wszystko odebrałam chociaż wiem, że to pewnie nie koniec tych cięższych momentów. Ciekawe czy ten nieudany wieczór z Katherine to początek jakichś większych problemów? No zobaczymy :) Dużo weny życzę i bardzo dziękuję :) pozdrawiam 😚

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedyś komentowałam jako Yuuri Nikiforov, może kojarzysz :’) (w sumie jakoś dużo tych komciów nie zostawiłam, bo zaczęłam późno czytać, ale ok)

    Ogólnie, to tak się cieszę z nowego rozdziałku że jejuuuu ;_; słowa nie są w stanie wyrazić mojego szczęścia, serio ;_;
    Mam nadzieję, że na studiach Ci się wszystko poukłada i ogólnie będzie fajnie, bo w końcu to ma być najlepszy okres w życiu <3
    Ja w tym roku trafiłam do liceum (heh młody ze mnie człowiek) i póki co czuje się beznadziejnie, ale nie traćmy nadziei :D
    (wowow jaki ze mnie pożal się borze motywator... przynajmniej się staram haha...)
    Także ogólnie wysyłam tęczę i serduszka, bo w końcu nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło ♥♥♥

    Okej, a co do samego opowiadania :D
    Ogólnie to wydaje mi się, że ze znajomościami wystawa w wieku osiemnastu lat naprawdę nie jest niczym wow.
    Ja znam przypadek, że w szóstej klasie podstawówki jedna dziewczyna zbierała naprawdę grubą kasę za obrazy (w sensie grubą jak na dziecko xdd ale 300 zł piechotą nie chodzi). A to, że trzylatki ilustrują książki (takie normalne, wydane, regularnie do kupienia) swoich rodziców/dziadków/kogośtam to też jak najbardziej normalna sytuacja...
    Mnie mama jak miałam 14 lat też wkręciła do takiego przedsięwzięcia, ale redaktorowi się chyba nie spodobało XD
    Także ogólnie jak się ma talent i znajomości (w sumie to nawet bez tego talentu też się da) to można serio trzepać grube hajsy od najmłodszych lat :))) świat nie jest sprawiedliwy hahahaha...

    Wgl ja coś czuje, że Katherine zacznie mieć jakieś parcie na robotę i nawet po ślubie nie będzie im się za przyjemnie układało... zawsze się zaczyna od seksów, a wszystko inne potem leci na łeb.
    To takie trochę prymitywne, ale ostatnio się dokopałam do pewnych papierów rozwodowych i ten tego...

    Kurczę XD
    Zazwyczaj wymyślanie teorii spiskowych do opek to moje największe hobby, ale przy Twoim po prostu nie mam pojęcia, co mógłby się stać.
    Cokolwiek by się nie podziało, to będzie źle...
    CZEMU ONI NIE MOGĄ WSZYSCY BYĆ SZCZĘŚLIWI TT____TT

    Wgl Blake to tylko udaje macho-twardziela, a na serio jest taki kochany i opiekuńczy ;u;
    Gdyby tylko potrafił jakoś ogarnąć swoje życie i nie brnąć w skazane na porażkę małżeństwo, to w ogóle byłoby super :D
    Ja nie wiem, czy on ma nadzieję, że Jacq się wyprowadzi na drugi koniec kraju po skończeniu tego hajskulu i nie będą się widywać czy co...
    Bo nie ogarniam, jak on sobie niby wyobraża życie, gdzie będzie w sumie krzywdził dwie osoby naraz.
    Kurde do usranej śmierci... (No chyba, że rozwód. Ale wtedy ich zostawi i już wgl będzie klapa, koniec opka papa)
    No tak się nie da halo...
    Prędzej czy później chłop zwariuje. A jak Katherine się zacznie czegoś domyślać to już wgl zgroza D:

    No niech się chłopcy integrują podczas tej choroby.
    Bo w sumie to są cute couple i w ogóle.
    Tylko niech Kath sobie kogoś znajdzie, bo równy z niej ziomek.

    Życzę Ci duuużo weny i pozdrawiam cieplutko <333
    Mam nadzieję, że na nowo odnajdziesz się w tym opowiadaniu, bo jest serio świetne :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że pamiętam! Staram się pamiętać wszystkich, którzy pojawili się tu więcej niż raz :D
      Niby studia to najlepszy okres w życiu, ale jakoś tego jeszcze nie czuję. Natomiast w liceum bawiłam się świetnie i Ty pewnie też będziesz, jak już się zaaklimatyzujesz ;)
      Też mi się wydaje, że to bardzo prawdopodobne. Zresztą, staram się opisywać sytuacje, które skądś kojarzę (ale je przetwarzam), żeby to wszystko było w miarę realne :P
      A mnie właśnie bardzo ciekawi, czy ktoś ma jakieś teorie odnośnie zakończenia tego opowiadania. Aż bym poczytała jakieś! Sama znam już zakończenie od dawna, ale myślę, że trzeba będzie trochę na nie poczekać, bo ten tekst rozrasta mi się z każdym kolejnym rozdziałem i końca w najbliższej przyszłości nie widać :P
      Jedno jest pewne - nie da się w tym opowiadaniu uszczęśliwić wszystkich, niestety.
      Też mam taką nadzieję. I weny bardzo pragnę.
      Dziękuję za komentarz.
      Pozdrawiam! :D

      Usuń
    2. O nie, to brzmi zle - ,,Jedno jest pewne - nie da się w tym opowiadaniu uszczęśliwić wszystkich, niestety.'' Teraz tylko myslec kto bedzie tym nieszczesliwym - Jacq, Katherine czy Blake? :(

      Usuń
  7. Doczekalam sie :D dziekuje za dodanie rozdzialu.jestem tak samo chora jak Jacq wiec ten rozdzial poprafil mi samopoczucie :) duuuzooo weny i powodzenia wpisaniu ;) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Dziękuję za rozdział
    Życzę Ci weny i czasu i ochoty do pisania
    Akira

    OdpowiedzUsuń
  9. Dzisiaj przypadkiem natrafiłam na tego bloga i pochłonęłam wszystko bez odwracania wzroku od komputera.
    Świetne opowiadanie, naprawdę uwielbiam je. Jest bardzo ładnie napisane i wszystko tu jest takie naturalne i ciekawe. To jest bardzo zaskakujące, bo ja szczerze mówiąc, często czepiam się jakiś szczegółów podczas czytania, a w tym opowiadaniu po prostu nic nie jest zbyt szybkie, ani nudne, ani w żaden sposób słabe.
    Raczej nie zamierzam komentować następnych rozdziałów, bo po prostu nie jestem najlepsza w wyrażaniu opinii i zazwyczaj moje komentarze brzmią "Świetny rozdział, uwielbiam to opowiadanie" i nie wnoszą nic, ale na pewno będę czytać dalej i z niecierpliwością wyczekiwać na kolejne rozdziały ^-^
    Weny życzę <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze jest mi miło, gdy pojawia się ktoś nowy. I zawsze jest mi miło, gdy czytam tak pozytywne opinie. Staram się, żeby było ciekawie oraz realistycznie, a poza tym próbuję szlifować swój styl i cały czas poprawiać jakieś błędy, dlatego cieszę się, gdy ktoś to dostrzega (trochę się rumienię). Mam nadzieję, że pozostaniesz z "Pęknięciami" aż do końca :D
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam!

      Usuń
  10. Kiedy następny rozdział ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałabym znać odpowiedź na to pytanie...
      Jeszcze nie zaczekałam go pisać, więc na pewno szybko się nie pojawi. Nie potrafię podać nawet przybliżonego terminu :(

      Usuń
  11. Myslalem czy wejsc tutaj i sprawdzic czy cos dodalas, chociaz bylem pewny, ze nie, a tu taka niespodzianka. Mam co czytac w koncu!!!
    Zle polaczenie. Napalony Blake, zauroczenie, Jacques, Katherine, ktora ciagle jest zajeta... Cos sie niedlugo tutaj wydarzy i mi sie to bardzo nie spodoba :D
    Ile ma lat Jacques tak w ogole? Zapomnialem ;-;
    Zastanawiam sie co bym zrobil na miejscu Katherine jakby moj facet zdradzil mnie z moim dzieckiem. To musi byc przykre. Bo nie dosc, ze z mlodszym i jeszcze... no z wlasnym dzieckiem. Nie wiem, trudna sprawa xd

    OdpowiedzUsuń
  12. Hej,
    rozdział wspaniały, Blake bardzo przejął się teraz chorym Jaquessem, ciekawe czy teraz wyjaśnią sobie wszystko...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  13. Hejka,
    rozdział wspaniały, och jak bardzo teraz Blake przejął się chorym Jaquessem, mam nadzieję, że teraz to wyjaśnią sobie wszystko...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  14. Hejeczka,
    wspaniale, o tak Blake przejmuje się chorym Jaquessem... mają okazję wyjaśnić sobie wszystko...
    Multum weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń