sobota, 29 lipca 2017

Pęknięcia - Rozdział 17

Hejka, kochani! Znów jestem spóźniona i nie mam usprawiedliwienia, choć muszę przyznać, że ostatnio mam wiele spraw na głowie, które nie pomagają mi w pisaniu. Ta mała aktywność z Waszej strony w postaci niewielkiej ilości komentarzy też nie pomaga. Ale staram się i walczę sama ze sobą.
Dziękuję za wszystkie komentarze :D Mam nadzieje, że będzie ich jeszcze więcej (nawet tych negatywnych).
Pozdrawiam!
__________________________________________________________________

 - Co z tobą?
Siedzieli w pokoju Nicka, gdzie mieli uczyć się do najbliższego testu z matematyki. Choć głównie to Nick miał pomagać Jacquesowi, który miał problem z niektórymi zagadnieniami.
- A co ma być? – Spojrzał bez większego zainteresowania na swojego przyjaciela, wyciągając z plecaka zeszyt.
- Nie wiem! – Nick jęknął z irytacją, łapiąc rękoma swoje włosy, jakby zaraz miał je wyrwać. – Jesteś jakiś dziwny, od kiedy wróciłeś z wycieczki z tym przystojniakiem. I naprawdę staram się zrozumieć, co się zmieniło, ale nie potrafię.
- Ta? Nie zauważyłem.
Minął miesiąc, od kiedy wrócili z Kolorado. Miesiąc pełen wspólnych posiłków, wieczorów spędzanych na oglądaniu filmów i dyskutowaniu o książkach. Ich relacja nie uległa pogorszeniu, a nawet się wzmocniła. Matka Jacquesa nie mogła się nadziwić, widząc ich razem, jak rozmawiają i śmieją się z własnych żartów. Jeszcze trochę i będą mogli nazywać się przyjaciółmi…
Minął miesiąc, w którego trakcie szatyn całkowicie poświęcił się nauce i malowaniu. Po powrocie ze szkoły spędzał kilka godzin w swojej pracowni, a wychodził z niej tylko wtedy, gdy Blake wołał go na kolacje. Zawsze pachniał wtedy terpentyną, a na jego palcach znajdowały się ślady farb – od akwareli po akryle. Jego nagły zapał do pracy nie wynikał z nagłego pobudzenia artystycznego, czy poczucia obowiązku (w przypadku szkoły, którą kończył w tym roku), ale z chęci skupienia swojej uwagi na czymś, co pozwoli mu odciągnąć myśli od mężczyzny, z którym mieszkał. Było to jednak z góry skazane na porażkę, skoro nie potrafił powstrzymać się przed spędzaniem z nim czasu i nie potrafił już wrócić do tego, co było pomiędzy nimi (a raczej czego nie było), zanim nie wyjechali do Kolorado.
- Nie kpij sobie, Jacques. Gdybyśmy nie mieli razem zajęć, to w ogóle bym cię nie widywał.
Spuścił głowę, nie potrafiąc patrzeć dłużej na przyjaciela. Nick miał rację – nie zachowywał się fair i unikał go, nie tłumacząc nawet dlaczego. Ale bał się, że jeśli będzie spędzał dużo czasu z przyjacielem, to w końcu powie mu o tym, co działo się w górach i przyzna się do swoich uczuć. Dlatego wolał udawać, że nie ma czasu i przekładał ich spotkania, aż w końcu musiał się z nim spotkać, bo potrzebował pomocy. Zachowywał się jak ostatnia świnia. Jaki był z niego przyjaciel?
- Masz rację. – Westchnął. – Jestem chujem.
- To nic nowego. – Brunet wyszczerzył się do niego. – Ale to nie dlatego się o ciebie martwię. Co się dzieje?
- Nic. – Wzruszył ramionami. – Nie wiem. Chyba zacząłem na poważnie do wszystkiego podchodzić… Wiesz, w tym roku kończymy szkołę, chcę się dostać na studia…
- Czy to ma związek z Blakem? – przyjaciel przerwał mu, najwyraźniej zupełnie niezainteresowany jego tłumaczeniem. Nie był głupi. Obaj doskonale się znali i Nick z pewnością nie wierzył w jego kłamstwa.
Jacques czuł się okropnie z tym, że go okłamywał. Nie chciał tego robić. Ale z drugiej strony nie wyobrażał sobie powiedzenia mu prawdy. Miał powiedzieć mu, że zakochał się w narzeczonym matki; że go pocałował? Na samą myśl o tym czuł, jak nieprzyjemnie ściskało go w żołądku. Miał wrażenie, że szybciej zwymiotuje, niż z siebie to wydusi.
- Niby dlaczego? – Prychnął, nieco za bardzo skupiając się na otworzeniu zeszytu na odpowiedniej stronie, tj. z ostatnią pracą domową.
- Mam ci przypomnieć, jak tydzień temu przyszedłem do ciebie, żeby wyciągnąć cię na imprezę do Betty?
Każdy na jego miejscu by się zarumienił. Jacques jednak dzielnie się trzymał, wciąż wyglądając na niewzruszonego, choć na to wspomnienie zalała go fala zażenowania. Doskonale pamiętał, jak Nick, wpuszczony przez jego matkę, wszedł do salonu i przyłapał szatyna na jednym z tych momentów, gdy ten po prostu wgapiał się w nieświadomego Blake’a, chłonąc każde jego słowa. Tak naprawdę od powrotu do domu jego fascynacja tylko pogłębiła się i bezskutecznie starał się jej pozbyć. Jak na razie miał na swoim koncie jedynie porażki.
- Nie wiem, o czym mówisz.
- Mógłbyś choć na chwilę przestać być…
- Mogę pożyczyć? – przerwał przyjacielowi w połowie zdania, bo kiedy ten zagapił się na niego, zapewne zastanawiając się nad tym, jak do niego dotrzeć, on wstał i podszedł do półki z książkami bruneta. I oczywiście pierwsze nazwisko, jakie ujrzał, to pseudonim Blake’a. Zupełnie jakby cały wszechświat nastawił się przeciwko niemu.
Nick zamrugał, wyraźnie wybity ze swojego wojowniczego rytmu.
- Jesteś, kurwa, niemożliwy. – Parsknął w końcu i ku uciesze szatyna, poddał się. – Ta, bierz. Kupiłem ostatnio na jakiejś promocji i jeszcze nie zdążyłem przeczytać.
- Dzięki. – Wyszczerzył się do niego i schował książkę do plecaka. – To co, bierzemy się za tę matmę?
- Ta. – Brunet westchnął, zapewne mając go już dosyć. – Tylko poczekaj, przyniosę coś do żarcia, bo na głodnego z tobą nie wytrzymam. – Zatrzymał się przy drzwiach i pogroził mu palcem, jakby Jacques był małym, krnąbrnym dzieckiem. – I nie myśl sobie, że to koniec. Jeszcze wrócimy do tej rozmowy.
Pokiwał głową, nawet jeśli przyjaciel nie mógł już tego zobaczyć. Wiedział, że tak będzie. Nick nigdy nie odpuszczał tak łatwo.


***

Zmęczeni lotem i dziwnie przygnębieni wizją powrotu do Chicago, niewiele ze sobą rozmawiali. Wymienili kilka zdawkowych uwag, a gdy w końcu znaleźli się w samochodzie mężczyzny, większość drogi przebyli w ciszy. Już na podjeździe ujrzeli matkę Jacquesa, która z wyraźnym przejęciem wyglądała ich przyjazdu. Cała promieniała szczęściem i szatyn od razu poczuł, że nie może na to patrzeć. Wyrzuty sumienia były przytłaczające. Robiło mu się od tego niedobrze.
- Też dobrze cię widzieć – wydusił, gdy od razu po opuszczeniu samochodu został mocno przytulony. Objął ją niezgrabnie, jak mu się to nigdy wcześniej nie zdarzało, i z trudem przetrwał te kilkanaście sekund. Jak miał na nią patrzeć, gdy wciąż pamiętał, jak pocałował Blake’a? Gdy wiedział już (choć wciąż były to jedynie przypuszczenia), co do niego poczuł?
Tego dnia najgorszy był jednak widok mężczyzny, witającego się z Katherine. Przyciągnął ją do siebie i pocałował mocno, aż ta zarumieniła się jak nastolatka, a Jacques mógł tylko stać z boku i patrzeć na to, czując się wyjątkowo żałośnie. Wymówił się tym, że jest zmęczony po podróży i uciekł stamtąd do swojego pokoju, z którego już nie wyszedł do następnego poranka. Tamtego dnia był załamany, przerażony całą sytuacją i z przyjemnością wróciłby do tego małego, prywatnego domku w Kolorado. Nie wiedział, jak przetrwa w tym domu, będąc świadkiem podobnych scen.

A jednak wytrwał. Udawał, że wcale nie bolały go te intymne momenty pomiędzy jego matką i Blakem, Odwracał wzrok, zaciskał zęby, albo pod byle pretekstem opuszczał pomieszczenie. Ale w takich chwilach jak ta, gdy znajdował się w swojej pracowni, ponure myśli przytłaczały go, a wspomnienia dobijały. Nie powinien tego robić, nie powinien się tym zadręczać, ale nie miał na to wpływu. Nick miał rację – coś niedobrego się z nim działo, a on nie potrafił sobie z tym poradzić.
Westchnął i spojrzał na ciemne płótno. Przyszedł tu, żeby dokończyć obraz, ale zamiast wziąć się za mieszanie farb, usiadł na stołku i się zamyślił. I próbował sobie wmówić, że wcale nie było to spowodowane widokiem swojej matki, która z miną absolutnego zauroczenia wgapiała się w profil Blake’a, siedząc mu na kolanach. Oboje byli równie beznadziejni pod tym względem.
- Pieprzony Sherwood – burknął pod nosem, marszcząc brwi. Miał wrażenie, że gdyby ten nie pojawił się w ich życiu, wszystko byłoby łatwiejsze. Wtedy przynajmniej nie czułby się jak ostatnia świnia, rozmawiając z rodzicielką. Zawsze mieli dobry kontakt, co zapewne było spowodowane tym, że mieli tylko siebie, a on nie miał przed nią zbyt wielu sekretów. Ale to, co teraz ukrywał…
Musiał wziąć się w garść. Z roztargnieniem rozejrzał się po pracowni, szukając palety, której ostatnio używał, a która leżała na szafce obok. Znów zaklął, denerwując się na swoją nieporadność i gapowatość. Nie było to do niego podobne.
Pomieszczenie było duże. Mama bez żalu oddała mu jeden z najlepszych pokoi, żeby nie musiał gnieździć się w czymś mniejszym, za co był jej bardzo wdzięczny. Nie szczędziła też pieniędzy, kupując mu wiele drogich przyborów, dlatego stało tam pięć sztalug – trzy duże i dwie mniejsze. Gotowe obrazy piętrzyły się pod ścianami, na szafkach, niektóre leżały na podłodze… Były tam prace Jacquesa nawet sprzed czterech lat, do których wciąż miał duży sentyment, choć teraz obiektywnie mógł stwierdzić, że miały wiele mankamentów. Lubił jednak do nich wracać i na nie patrzeć, bo były dowodem na to, jak bardzo się rozwinął przez te lata. A wiedział, że miał talent i nie zamierzał, udając skromność, temu zaprzeczać.
Ktoś z zewnątrz mógłby pomyśleć, że w tym chaosie, który panował w pracowni (na szafkach walały się różnego rodzaju pędzle, do połowy wyciśnięte tubki z farbami, nieumyte palety, a nawet glina), nie sposób się odnaleźć, ale Jacques doskonale wiedział, gdzie wszystko się znajduje, bo to było miejsce, w którym czuł się najlepiej. A przynajmniej do niedawna wiedział, bo ostatnio miał problem ze skupieniem się na tyle, by zapamiętać, co gdzie odłożył.
Gdy w końcu wycisnął odpowiednie farby i, nieco trzęsącą się dłonią, zaczął je mieszać, po raz kolejny spojrzał na swój obraz. Każdy kolejny był coraz bardziej przygnębiający i Jacques już sam nie wiedział, co o nich myśleć. Były dobre. Wiedział to. Ale czy chciał je pokazać na wystawie, którą miał mieć za miesiąc w pobliskiej galerii? Nie był tego pewien.
Centralnym punktem była postać, a raczej jej zarys – bardzo nierówny i niepokojący. Od razu przyciągał wzrok, bo na tle granatu i czerni wyróżniał się różnymi odcieniami szarości. Biło od niej mroczne światło, które wchłaniało otoczenie, pozostawiając jedynie nicość. Całość nie była jeszcze ukończona i wymagała wielu poprawek, ale już teraz czuł dumę, patrząc na swoje dzieło. Choć czuł też niepokój – nie mógł oderwać wzroku od niewyraźnej postaci, która w jakimś stopniu mogła być wyobrażeniem Blake’a i tego, jak na niego działał. Sama ta myśl mroziła mu krew w żyłach. Jeśli mężczyzna tak bardzo wgryzł mu się pod skórę, to jak miał się od niego uwolnić?

***

Rozsiadł się wygodnie, układając nogi na stole, i wyciągnął paczkę papierosów z kieszeni spodni. Leniwym ruchem odpalił jednego i zaciągnął się, spoglądając na ogród, który rozpościerał się przed nim, idealnie widoczny z tarasu. Katherine sama o niego dbała, pielęgnując swoje ulubione rośliny w wolnych chwilach. Blake, przyglądając się kolorowym płatkom, bynajmniej nie myślał o kwiatach.
Jego największym zmartwieniem był Jacques. Od powrotu do Chicago ich relacje były lepsze niż kiedykolwiek, o czym Katherine z radością przypominała mu każdego dnia. A jednak wiedział, że w tym wszystkim było coś niezdrowego; coś, co wykraczało poza relacje ojczym i pasierb (choć nawet jeszcze tym nie byli). Udawał, że nie wyczuwał na sobie zbyt długich spojrzeń chłopaka i nie widział jego czerwonych z zażenowania policzków. Równocześnie sam starał się ukryć swoje małe grzeszki, jak gapienie się na tyłek dzieciaka, co zdarzało mu się coraz częściej.
Wypuścił kłąb dymu, mrużąc oczy na promienie słońca, które wyjrzało zza chmur i postanowiło go oślepić. Miał oczywiście sporo pracy, jak to przy wydawaniu książki bywa, i musiał skupić się na zredagowaniu oraz usunięciu kilku obszernych, zbędnych fragmentów. Nigdy nie była to najprzyjemniejsza część w tworzeniu, ale w tym momencie pozwoliła mu oderwać myśli od tego, co działo się w tym domu. Cała sytuacja, w której się znaleźli, była absurdalna i miał wrażenie, że Jacques doskonale o tym wiedział. Wątpił, by jego codzienne zamykanie się w pracowni nie miało z tym nic wspólnego.
Lubił tego gówniarza. Naprawdę darzył go sympatią, choć jeszcze kilka miesięcy temu najchętniej sprałby mu tyłek, żeby czegoś go nauczyć. Choć możliwe, że wciąż chciałby to zrobić… Co zaskakujące, rozumieli się na wielu płaszczyznach. Nie chodziło tylko o sekrety, które ich połączyły, ale o wspólne zainteresowania. Mieli podobny gust oraz zaskakująco podobne poglądy na świat, który ich otaczał. I tylko Kath nie wydawała się tym zdumiona (przynajmniej nie w takim stopniu jak oni obaj), bo doskonale ich znała i czuła, że się zrozumieją.
Miał wyrzuty sumienia. Starał się nie patrzeć na chłopaka w sposób, który sugerowałby, że ten interesuje go bardziej, niż by wypadało. Próbował nawet się od niego odseparować, ale to też okazało się zbyt trudne, bo zwyczajnie lubił spędzać z nim czas. I dlatego za każdym razem, gdy jego narzeczona mówiła mu, że jest fantastyczny, i że bardzo go kocha, robiło mu się niedobrze. Wiedział, że jego zainteresowanie Jacquesem było podszyte sympatią, którą go zaczął darzyć, oraz tym, że chłopak sam go zachęcał – na wakacjach przecież pocałował go i znów pozwolił mu poczuć ten specyficzny pociąg do drugiego mężczyzny. I za to Blake wciąż go nienawidził.
Wiedział, że musi coś zrobić i wydawało mu się, że to, co wymyślił, miało sens. Jeśli skupi się całkowicie na swojej narzeczonej, może zapomni o Jacquesie? Albo ten przestanie na niego patrzeć w TEN sposób? To mogłoby mu pomóc. Dlatego długo rozmawiał z Katherine i postanowił przyspieszyć coś, co wydawało mu się nieuchronne. W końcu do tego dążył od początku ich związku, więc powinien czuć się zadowolony, nawet jeśli entuzjazm kobiety nie do końca mu się udzielił. A teraz mieli tylko powiadomić o swoim postanowieniu jej syna. I mężczyzna czuł, że nie będzie to łatwa rozmowa.

***

Odłożył pędzel, gdy tylko usłyszał krzyk Blake’a. Obrzucił wzrokiem farby, które walały się na podłodze i paletę, którą odłożył na szafkę, a następnie ostatni raz spojrzał na swój obraz, przełykając ślinę. Naprawdę starał się nie myśleć o tym, kto był dla niego inspiracją.
Ściągnął fartuch, który zawsze zakładał do pracy, powiesił go na jednej ze sztalug i wyciągnął z kieszeni telefon, który wyłączał przed każdym wejściem do pracowni. Od razu zauważył wiadomość od Nicka, ale zignorował ją, po raz kolejny czując ukłucie winy. Naprawdę powinien mu powiedzieć, dlaczego tak się zachowuje, ale sama myśl napawała go przerażeniem.
Westchnąwszy, opuścił pomieszczenie i wstąpił jeszcze do łazienki, żeby się wysikać i dokładnie umyć dłonie, na których widniały ślady ciemnych farb, a następnie zszedł do jadalni.
- Jak idą przygotowania do wystawy? – Jego mama uśmiechnęła się do niego z czułością, niosąc dużą miskę z sałatką.
- Dobrze. Kończę właśnie ostatni obraz, choć wciąż nie wiem, czy zdecyduje się umieścić go jako jeden z elementów wystawy.
- Dlaczego?
- Nie jestem pewien, czy pasuje do reszty. – Ponownie poczuł winę gryzącą go od środka i nie było to spowodowane jedynie tym niewielkim kłamstwem. Od czasu powrotu do Chicago ciągle miał wyrzuty sumienia, gdy znajdował się w pobliżu matki, przez co zachowywał się w jej towarzystwie nieco nerwowo. Z pewnością było to coś, na co zwróciła uwagę, ale jak na razie nie poruszała tego tematu, za co był jej wdzięczny. – Co dzisiaj jemy?
- Krewetki.
Uśmiechnął się i, po raz pierwszy od wejścia do pomieszczenia, zerknął na bruneta, który siedział po drugiej stronie stołu i obserwował wszystko w ciszy. Wydawał się dziwnie spięty i był wyjątkowo małomówny, jak na siebie, co zaniepokoiło Jacquesa. W końcu Blake niecieszący się z krewetek, to niemal nie Blake.
Dziwnie się złożyło, że obaj lubili to samo. Gdy szatyn dowiedział się, że mężczyzna szczególnie lubuje się w owocach morza (poza soczystymi stekami, oczywiście), był zdumiony. W końcu kłóciło się to z jego wyobrażeniem nieokrzesanego, gburowatego dupka, który nie potrafił o siebie zadbać, nawet jeśli miał spore predyspozycje, by prezentować się dobrze. Teraz jednak, gdy znał już go trochę, nic go nie dziwiło. Oprócz cichego zachowania bruneta przy stole, co nie zdarzało się… nigdy.
- Stało się coś? – mruknął od niechcenia, gdy jego matka wyszła ponownie do kuchni.
- Nie. – Blake pokręcił głową i uśmiechnął się, choć wypadło to wyjątkowo sztucznie. – Boli mnie tylko głowa. To wszystko.
Jacques pokiwał głową, choć zrobił to bez większego przekonania. Wydawało mu się, że po tym, jak spędził dość długi czas na ukradkowym przyglądaniu się mężczyźnie, był w stanie stwierdzić, kiedy ten kłamał. A teraz z pewnością nie był szczery.
- Jak idą poprawki? Aż tak źle?
- Średnio. Nie jest przyjemnie usuwać fragmenty swojej pracy. Pewnie to rozumiesz.
Znów pokiwał głową, mając wrażenie, że ich rozmowa nie może być jeszcze bardziej drętwa. Zwykle zachowywali się dość luźno w swoim towarzystwie (o ile on nie miał wyjątkowo parszywego nastroju, gdy przyłapywał się na niestosownym zachowaniu), więc takie suche wymienianie się informacjami było dla Jacquesa dziwne i trochę przykre, choć do tego ostatniego nigdy by się nie przyznał.
Zanim zdążył odpowiedzieć cokolwiek, choć nie był do końca pewien, co powinien powiedzieć, jego matka pojawiła się w jadalni, niosąc ze sobą półmisek pełen panierowanych krewetek. Nie jadł od lunchu w szkole, więc teraz jego żołądek zareagował radośnie na ten widok i zapach.
Nałożył sobie trochę krewetek, sałatkę i pieczone ziemniaki, zupełnie nie zwracając uwagi na ciszę, która zapanowała przy stole, choć to też nie było normalne. Dopiero gdy brunet odchrząknął, Jacq oderwał wzrok od swojego talerza, podświadomie wyczuwając, że coś jest nie tak, i spojrzał najpierw na Blake’a, a później na Katherine.
- Co jest?
Trzymał widelec w dłoni, który zamierzał wbić w jedną z krewetek, gdy mężczyzna postanowił oznajmić mu radosną nowinę.
- Ustaliliśmy wstępną datę ślubu.
Widelec z brzdękiem uderzył o talerz.
- S-słucham? – wykrztusił, wytrzeszczając oczy.
Nie był na to przygotowany. Sądził, że dobrze jest im w narzeczeństwie i ani jego matce, ani Blake’owi nie spieszy się ze zmianą tego stanu. Przecież nigdy nie słyszał, żeby o tym rozmawiali!
- Sądziłam, że się ucieszysz. – Katherine nie brzmiała na zawiedzioną, ale chłopak zbyt dobrze ją znał – wiedział, że nie tego po nim oczekiwała i nie była zadowolona. Z pewnością przemknęło jej przez myśl, że Jacques nie chciał jej szczęścia.
- Oczywiście, że się c-cieszę. – Zdobył się na nikły uśmiech, choć jego wzrok co chwila przeskakiwał z twarzy kobiety na twarzy Blake’a. To dlatego był taki cichy i spięty? – Kiedy się odbędzie?
- Na początku lipca. Jeszcze nie wiemy dokładnie, kiedy.
- Zaraz po zakończeniu szkoły…
- Czy to nie najlepszy termin?
- Tak, pewnie tak. – Spojrzał niemrawo na swój talerz. Zjadł tylko część tego, co sobie nałożył, ale nagle stracił apetyty. – Dziękuję.
Niemal od razu wyczuł na sobie zdumione spojrzenie matki.
- Prawie nic nie zjadłeś!
- Nie jestem głodny – mruknął, wstając. – Byłem z Nickiem w Subwayu po zajęciach. Rano zjem, jak coś zostanie.
- Ale mógłbyś z nami jeszcze zostać i…
- Przypomniałem sobie, że do jutra muszę skończyć czytać lekturę – skłamał i uciekł stamtąd, unikając wzroku obojga.
Gdy tylko odstawił talerz do zlewu (przedtem zjadł jednak te dwie krewetki, nie potrafiąc ich wyrzucić), wbiegł na górę do swojego pokoju i opadł na łóżko z mocno bijącym sercem. Już widział, jak w przyszłym roku będzie siedział w pierwszym rzędzie w urzędzie (a jeśli Blake weźmie go na świadka?!) i patrzył, jak ta dwójka bierze oficjalnie ślub. Samo wyobrażenie było tak cholernie bolesne!
Gdyby nigdy nie zauważył, że brunet jest inteligentnym, całkiem zabawnym mężczyzną z ładnym ciałem i uroczym uśmiechem, zapewne byłby zadowolony, że jego rodzicielka znalazła w końcu kogoś, kto ją uszczęśliwia. Ale teraz to za bardzo bolało. Może był egoistą, ale nie chciał patrzeć na ich szczęście, gdy sam reagował na widok Blake’a przyspieszonym biciem serca.
Ale czy nie wyczuwał czasem na sobie spojrzenia mężczyzny? Przecież nie był ślepy i niekiedy odnosił wrażenie, że był równie często obserwowany przez Blake'a, jak Blake przez niego. A może po prostu wmawiał to sobie, żeby wytłumaczyć jakoś swoje zachowanie i przestać odczuwać wyrzuty sumienia?
- Kurwa! – zaklął, uderzając pięścią w materac. Zaraz po tym zamrugał, z zaskoczeniem stwierdzając, że czuje wilgoć w kącikach oczu. Czy naprawdę było aż tak źle?
Sięgnął dłonią po telefon, który leżał na szafce nocnej, i wcisnął szybkie wybieranie.
- Nick? Mógłbym do ciebie przyjechać? Chciałbym… pogadać.

22 komentarze:

  1. Czytam to opowiadanie już od dawna, ale wydaję mi się, że jeszcze nigdy go nie skomentowałam (albo robiłam to rzadko). I cóż, najwyższy czas zacząć.
    Historia bardzo mi się podoba. Nie idzie dokładnie tak jakbym chciała, co jest zdecydowanie na plus. Jest mniej przewidywana. Czekam tylko aż bardziej się rozwinie. <3
    Bohaterów też lubię. Wszystkich. Nikt, na szczęście, nie jest jakoś strasznie irytujący. Relacja chłopaków jest urocza. Nie mogę się doczekać aż będą razem. Tylko, bo, teraz ten ślub. Nie chcę żadnego ślubu. Po prostu nie. Tylko skomplikują sobie życie. Wiem, że Blake zerwie prędzej czy później z Katherine (no, chyba, że ogarnie swoje uczucia, a Jacq skończy z Nickiem czy kimś tam~). Ale o wiele łatwiej będzie to zrobić wcześniej. Z resztą rozwód nie wygląda ładnie. Szczególnie, gdy później jesteś w związku z synem swojej byłej żony.
    Najsmutniejsze jest to, że niezbyt mnie obchodzi, co się stanie z Katherine. Lubię ją, ale trochę przeszkadza :<
    I życzę weny! Wiem, że czasami bardzo trudno jest pisać, ale nie poddawaj się. Twój styl pisania jest lekki i przyjemny, a opowiadanie miło się czyta <3
    Czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że historia nie jest przewidywalna :D I mam nadzieję, że taka pozostanie do końca.
      A mi właśnie jest szkoda Katherine i współczuje jej, ale zarówno ona, jak i chłopcy, ucierpi w tym opowiadaniu, więc...
      Wena jest mi bardzo potrzebna. Ale takie komentarze sprawiają, że od razu mi się mordka cieszy i mam więcej zapału do pisania. Dziękuję :D
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. O boże. Mam wrażenie jakby moje serce miało eksplodować... Odczuwam ciepienie Jacquesa i boję się co będzie dalej, jednocześnie nie mogąc się tego doczekać...

    Życzę weny... Dużo, dużo weny! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetnie opowiadanie. Czekam na nastepny rozdział ��

    OdpowiedzUsuń
  4. Nigdy niczego nie komentowałam, ale chyba czas się przełamać haha :D
    Naprawdę uwielbiam Twoje opowiadanie, bardzo mnie wciągnęło i praktycznie codziennie sprawdzam czy nie ma nowego rozdziału XD ale jestem cierpliwym i czytelnikiem, i mogę naprawdę długo czekać, tylko błagam nie przestawaj pisać, bo chyba popadnę w depresję ;-; (z resztą pewnie nie tylko ja. Jest serio bardzo mało tak dobrych opowiadań jak Twoje. Większość składa się w 90% z dialogów i to kiepsko napisanych... W ogóle napalone dwunastolatki i ich wiedza o gejowskim seksie -,-")
    Ogólnie jestem mega ciekawa, co się dalej stanie, bo sytuacja się coraz bardziej komplikuje, tego ślubu to się totalnie nie spodziewałam D: Czemu D: Tak teraz to mogliby jeszcze zerwać zareczny, czy coś, a tak potem, to już słabo :/ chociaż obstawiam, że do niego nie dojdzie, ale kto wieeee xd niech się okaże, że Katherine (dobrze to napisałam? ^^') jest kryptolesbijką albo coś XD strasznie mi jej szkoda, właściwie to wszystkich mi szkoda, ale akurat dla niej raczej nie będzie happy endu ;-; chyba, że znajdzie sobie kogoś innego, albo nasi MC nie będą mieli happy endu, ale w to akurat wątpię o_O
    No nie wieeem, w każdym razie, życzę Ci duuuużo weny, w ogóle przepraszam, że mój komentarz jest jakiś dziwny i niespójny (i przeładowany emotkami...), ale jak już wspomniałam, to mój pierwszy i totalnie nie wiedziałam, jak się za niego zabrać :')

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogólnie nie jestem osobą, która zdradza swoje plany i fabułę opowiadania, ale jedno mogę zdradzić - Katherine na pewno nie będzie kryptolesbijką xDDD
      Choć pomysł ciekawy i cieszę się, że próbujesz wymyślić, jak to może się skończyć :D
      Raduje mnie każdy komentarz i mam nadzieję, że jeszcze podzielisz się ze mną swoimi przemyśleniami na temat całej historii. Dziękuję ;)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  5. No to się porobiło, Biedny Jac. Pozostaje tylko udać się na studia na drugi koniec kraju:-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Szczerze, nie wyobrażam sobie jakie będzie zakończenia tego opowiadania. Jeśli Jac i Blake będą razem to pokrzywdzona będzie Katherine. Jeśli natomiast nie, to obaj będą się w pewnym sensie męczyć w swoim towarzystwie. Chyba że pojawi się ktoś jeszcze. Cóż, pozostaje czekać i zdać się na Twoją wyobraźnię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli na razie jestem czegoś pewna w tym opowiadaniu, to zakończenia. Od początku wiedziałam, jak to zakończę, choć oczywiście możliwe jest, że historia podąży w innym kierunku i wszystko się zmieni... Mam nadzieję, że choć trochę Was zaskoczę :D
      Dziękuję za komentarz ;)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  7. Czekam z niecierpliwością na dalszy ciąg tej historii ;) jak zwykle super
    BTW w polecanych na twoim blogu był blog który opisywał historie dwójki nauczycieli i teraz jakoś tak zniknął i tu pojawia się moja prośba czy mogłabyś podesłać link do tego opowiadania? Z góry dziękuję :)
    Nika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Blog zniknął z polecanych, bo autorka stwierdziła, że nie będzie kontynuować już swojego opowiadania. Tutaj masz link -> http://by-indra.blogspot.com
      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Szkoda, ale no cóż. Dziękuję. Swoją drogą to był mój pierwszy komentarz pod twoim opowiadaniem, które ubóstwiam, zazdroszczę Ci stylu pisania. W Bardzo lekko i przyjemnie czyta się twoje pracę. Czekam na kolejny rozdział.
      Nika

      Usuń
    3. Naprawdę nie ma czego zazdrościć. W końcu wciąż tylko się uczę i popełniam błędy :P
      I oczywiście bardzo dziękuje. Mam nadzieję, że tak lekko i przyjemnie będzie Ci się czytało do samego końca :D
      Pozdrawiam!

      Usuń
  8. Ciężka atmosfera się zrobiła... Oj Katherine to nie był dobry pomysł ta integracja Twoich chłopaków... Jaq nieźle się teraz podłamał - jedyny plus że w końcu pogada z Nickiem i to z siebie wyrzuci. Powiem szczerze że nie widzę tu szczęśliwego zakończenia, no ale zobaczymy co wykombinowałaś 😉 Pięknie dziękuję i weny życzę 😊 Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie, zrobiło się ciężko i będzie jeszcze ciężej. Czas sielanki już się skończył :P
      Zakończenie już od dawna mam zaplanowane i mam nadzieję, że uda mi się Was zaskoczyć. Oby pozytywnie :D
      Dziękuję za komentarz ;)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  9. Witaj Droga Autorko. Muszę przyznać, że dosyć sceptycznie podeszłam do tego opowiadania. Gdy przeczytałam opis troszkę przestraszyłam się tej niezdrowej relacji pasierb-ojczym. Po prostu nie widziałam (i nadal nie widzę) w tym szczęśliwego zakończenia. Wolę nie wyobrażać sobie tego jak poczułaby się matka Jacq'a gdyby się dowiedziała o tej relacji między jej synem i przyszłym mężem, ale z drugiej strony nie mogę patrzeć na cierpienie głównego bohatera:( Jacqes to przecudowny chłopak, pokochałam go od razu. Muszę przyznać, że główny bohater to Ci się udał;) Jest to prostu idealny, wrażliwy, delikatny,ale ma też ostry charakterek. Jak już pisałam wcześniej, nie mogę patrzeć na jego cierpienie. Blake wydawał mi się fajnym facetem ale teraz... no nie wiem. Żeni się z Katherine, ale również zdaje sobie sprawę z tego że Młody coś do niego czuje. Teraz stracił trochę mojej sympatii, choć w sumie sam nie jest w zbyt fajnej sytuacji. Nieźle się wszystko pokąplikowało... ale ja tak lubię najbardziej:D Podsumowując: opis mnie przestraszył, ale opowiadanie tak wciągło, że zaczęłam o 7 rano, a skończyłam teraz. Piszesz całkiem nieźle, błędów nawet nie wyłapuję bo jestem zbyt zaabsorbowana terścią fabuły, a twój styl jest lekki i przyjemny. Co jeszcze mogę dopisać? Życzę duuużo weny i wspaniałych pomysłów na opowiadanie. Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału:)

    Twoja nowa oddana czytelniczka
    ~Nessie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej. Cieszę się, że udało mi się zyskać nową czytelniczkę i opis Cię nie przestraszył :D Zauważyłam, że dużo osób sceptycznie podchodziło do tej relacji, a sama też ciągle powtarzam, że jest to dla mnie trudny temat, ale staram się sensownie to rozwijać. I bardzo się cieszę, że tak bardzo polubiłaś Jacquesa :D
      Jeśli lubisz dużo komplikacji i dramatów, to tutaj faktycznie będzie tego baaaardzo dużo :P
      Dziękuję za komentarz ;>
      Pozdrawiam!

      Usuń
  10. Kiedy kolejny rozdział.? :(((

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Planowany jest na sobotę, bo wciąż staram się trzymać układu "rozdział raz na dwa tygodnie", ale jak na razie średnio mi to wychodzi :P
      Pozdrawiam!

      Usuń
  11. Hej,
    no pojawiły się ich relacje, ale i teraz zachowują się inaczej, ta informacja o ślubie bardzo zabołała Jacquesa...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  12. Hej,
    wspaniały rozdział, ta informacja o ślubie bardzo zabołała Jacquesa... jak mi smutno...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  13. Hejka,
    wspaniały rozdział, buuu ta informacja o ślubie, zabołała Jacquesa... czemu Blake tak postąpił... czy chce zagłuszyć wyrzuty sumienia...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń