Dziękuję wszystkim za komentarze. Każdy wiele dla mnie znaczy :D
Pozdrawiam!
__________________________________________________________________
- Trzymaj się, Gary. Miło było cię poznać.
- Ciebie też, Blake. Oczywiście możesz czuć się do nas
zaproszony. Mam nadzieję, że odwiedzisz nas ze swoją narzeczoną.
- Postaram się. Jestem pewien, że będzie zachwycona
zaproszeniem. – Uścisnął dłoń ojcu Nate’a – krótko, mocno i „po męsku” – a
następnie przeniósł wzrok na jego syna. Naprawdę cieszył się, że poznał tego
chłopaka i bardzo żałował, że ten musi już wyjechać. W szczególności, że on i
Jacq mieli tu zostać jeszcze przez cztery dni, a ich relacja jeszcze nigdy nie
wydawała się tak dziwna i skomplikowana…
Obaj przyszli pożegnać rodzinę blondyna, choć Jacques
zdecydowanie mniej wylewnie. Trzymał się na uboczu i wyraźnie unikał patrzenia
na Nate’a, co tylko potęgowało ciekawość Blake’a. Od rana nie mógł przestać myśleć o
rozmowie tej dwójki i późniejszym zachowaniu szatyna. Co się wydarzyło między
nimi? I co, do cholery, dzieje się z Jacquesem?
- Będziemy w kontakcie – mruknął, obejmując krótko
chłopaka i klepiąc go po plecach.
- Jasne. – Nate gorliwie pokiwał głową, uśmiechając
się szeroko, choć wydawało się to nieco wymuszone. – Teraz kilometry nic nie
znaczą.
Mężczyzna kiwnął głową, również wymuszając uśmiech.
Pożegnania zawsze były dla niego trudne.
Kucnął jeszcze przy Anastasii i potrząsnął jej drobną
dłonią.
- Uważaj na siebie, młoda damo.
Nigdy nie czuł potrzeby prokreacji i nie chciał mieć
własnego dziecka, ale lubił je i one zdawały się lubić jego. Ojcostwo
przerażało go jednak na tyle, że cieszył się, iż spotkał odpowiednią dla siebie
kobietę dopiero teraz, gdy ta miała już syna i nie naciskała na dziecko (Blake
przypuszczał, że głównie przez wzgląd na swój wiek). Czasem odnosił wrażenie,
że przerażało go zbyt wiele rzeczy, które dla ludzi w jego wieku były normą.
Gdy cała rodzina Cahillów zapakowała wszystkie swoje
rzeczy i wsiadła do auta, ogarnął go dziwny smutek. Stał jeszcze chwilę,
patrząc, jak wyjeżdżają i czując gdzieś za sobą obecność Jacquesa, który był
cichy, zdystansowany i zachowywał się podejrzanie. Napięcie pomiędzy nimi było
bardziej niż wyczuwalne i mężczyzna naprawdę nie wiedział, czym było
spowodowane. Albo wiedział i próbował udawać, że jest inaczej.
- Co się dzieje? – zapytał, gdy bez słowa przeszli na
wynajęte przez siebie podwórko i skierowali się do domku.
- Nic.
- Nie jestem idiotą, Jacq. Od powrotu z plaży
zachowujesz się dziwnie i naprawdę nie mam już siły na twoje fochy.
- Nie jesteś? – Chłopak uniósł brew, a jego ton
wyraźnie wskazywał na to, że powątpiewa w jego słowa.
- Jeśli myślisz, że mnie sprowokujesz, to jesteś w
błędzie. – Westchnął, otwierając drzwi i czekając, aż szatyn wejdzie pierwszy.
– Chodzi o ciebie i Nate’a?
Jacques stał już przy drzwiach od swojej sypialni,
najwyraźniej mając w planach po raz kolejny zaszycie się w jej wnętrzu, ale po
ostatnim pytaniu odwrócił się i parsknął.
- O mnie i Nate’a? Żartujesz sobie?
Blake wzruszył ramionami. Naprawdę starał się
zrozumieć.
- Zresztą… - Nastolatek założył ramiona na piersi,
przyjmując postawę defensywną, choć mężczyźnie wydawało się, że nie zrobił nic,
co mogłoby wywołać taką reakcję. – Nawet gdybym mu obciągnął, to nie byłaby
twoja sprawa.
Skrzywił się i było to dla niego naturalną reakcją na,
jego zdaniem, szczeniackie zaczepki chłopaka, które bardzo często były związane
z gejowskim seksem. Ostatnio niewiele ich słyszał i czuł się tak, jakby już się
odzwyczaił. Poza tym nie chciał nawet wyobrażać sobie Jacquesa i Nate’a razem,
bo wydawało mu się to nieodpowiednie i dziwnie drażniące.
- Wczoraj powiedziałem ci dużo o sobie i swoim życiu –
mruknął, brzmiąc na zawiedzionego. – Naprawdę nie wiem, co się stało w
przeciągu tych dwudziestu czterech godzin, ale jeśli coś cię trapi, to możesz
mi powiedzieć.
- Teraz nagle chcesz odgrywać tatusia? – Jacques
prychnął, choć nie wyglądał już na tak pewnego swoich słów, jak jeszcze przed
chwilą. – Serio?
- Nie chcę. – Odepchnął się od drzwi i zbliżył do
niego. – Ale staram się jakoś z tobą porozumieć i przez pewien czas nam się
udawało. Co się zmieniło?
Szatyn zagryzł wargę i spuścił wzrok na swoje stopy.
Zwykle nie okazywał słabości w trakcie ich utarczek słownych, ale teraz nawet
nie wiedział, czy może nazwać tę wymianę zdań „utarczką”. Chciał powiedzieć, że
wszystko się zmieniło i że powinien to dostrzec, skoro nawet Nate zauważył, że
coś się dzieje, ale nie mógł. Przecież tak naprawdę jedyne, co uległo zmianie,
to jego postrzeganie Blake’a, a to wywołało emocje i reakcje, których nie
rozumiał. Nie mógł tego jednak powiedzieć, a już na pewno nie jemu.
- Nie wiem. – Westchnął, ostatecznie wzruszając
ramionami. – Ostatnio… Po prostu mam pewien problem, ale nie chcę o tym
rozmawiać.
Wiedział, że jego wcześniejsze zachowanie nie było
fair w stosunku do mężczyzny. W końcu to nie była jego wina, że Jacquesowi
zaczynało odbijać, a brunet naprawdę się starał i nastolatek doceniał to. Choć
oczywiście nigdy by się do tego nie przyznał.
- Mogę ci jakoś pomóc?
- Nie. – Znów pomyślał o tym nieszczęsnym pocałunku,
który zdarzył się w kuchni. – Nie wiem. Potrzebuję samotności. Po prostu…
potrzebuję tego. Daj mi trochę czasu.
Blake zmarszczył brwi,
niezadowolony, ale kiwnął głową i pozwolił chłopakowi zamknąć się w swoim
pokoju. Sam stał jeszcze chwilę na korytarzu, myśląc o tym, co powiedział mu
Jacques. Nie wiedział, czy jego podejrzenia były słuszne, a po tej krótkiej
rozmowie miał jeszcze większe wątpliwości co do swoich przypuszczeń. Całkiem
możliwe, że dzieciak miał problem z jakimś chłopakiem, a nie… z nim. Może
trochę przesadzał i po prostu powinien odpuścić?
***
Minęło kilka godzin, zanim Jacques zdecydował się opuścić swoją sypialnię. Długo myślał nad całą sytuacją i uznał, że nie powinien zachowywać się w tak szczeniacki i chamski sposób względem mężczyzny. Wiedział, że byłoby łatwiej, gdyby wciąż pałali do siebie niechęcią, ale teraz nie dało się już wrócić do tego, co było przed wyjazdem. Nie dało się wymazać tego, jak ze wzajemnej niechęci przeszli do niechętnej tolerancji, a następnie sympatii, która była jeszcze wątła, ale obiecująca.
Wyszedł więc, mając nadzieję, że uda mu się znów
zachowywać całkiem swobodnie w obecności Blake’a i zniknie gdzieś to dziwne
napięcie, które wyczuwał za każdym razem, gdy znajdował się w jego pobliżu.
- Co powiesz na obiad w miasteczku? – zapytał,
wchodząc do dużego pokoju i nic nie robiąc sobie z zaskoczonej miny mężczyzny. Z
pewnością nie spodziewał się, że chłopak jeszcze dziś będzie chciał z nim
rozmawiać.
- Jasne. – Po pierwszym szoku, kiwnął głową i nawet
uśmiechnął się, jakby zachęcająco. Miał nadzieję, że będą mogli wrócić do ich
cichego porozumienia, bo… naprawdę dobrze rozmawiało mu się z Jacquesem.
- Tylko nie do tej knajpy, w której byliśmy pierwszego
dnia. – Przeszedł do kuchni, żeby wziąć szklankę napoju gazowanego. – To dziura
ze średnim żarciem i beznadziejną obsługą.
Mężczyzna parsknął, bo Jacq czasem zachowywał się tak
pretensjonalnie, że aż dziw, iż jego matka była tak normalna. Najwyraźniej
ujawniały się geny po tatusiu.
- Jeszcze jakieś życzenia?
Nastolatek uśmiechnął się kątem ust, udając
zamyślenie. Naprawdę starał się udawać, że wszystko jest w porządku, a jego
ostatnie wybuchy niekontrolowanych emocji i dziwne zachowanie w ogóle się nie
wydarzyło. Na razie szło mu całkiem nieźle.
- Tak – mruknął w końcu, ostentacyjnie lustrując go
wzrokiem, choć na sam widok jego delikatnego, przyjaznego uśmiechu coś ścisnęło
go za gardło. – Przebierz się.
- Mam się przebrać? – Powtórzył, gapiąc się na niego z
lekkim niedowierzaniem. – Serio?
- Widziałeś się w lustrze? – Uniósł wysoko podbródek,
próbując sobie wmówić, że mężczyzna nie robi na nim żadnego wrażenia, w
szczególności mając na sobie tę rozciągniętą, spraną koszulkę. – Znów
wyglądasz, jakby nie stać cię było na ubrania.
- Co jest złego w moim ubraniu?
- Naprawdę muszę na to odpowiadać? – Odstawił szklankę
na stół. – Po prostu załóż coś, co nie będzie wyglądało jak wyjęte z kosza. Na
grillu byłeś nawet w porządku ubrany, więc mógłbyś założyć te rzeczy…
- Pamiętasz, co miałem na sobie na grillu? – Blake
parsknął, trochę niedowierzająco. – Naprawdę jesteś stereotypowy.
- Nie jestem stereotypowy – burknął, naburmuszony – Po
prostu mam dobrą pamięć. I lubię dobrze wyglądać. Też mógłbyś w końcu
spróbować.
Mężczyzna klepnął się w uda i wstał, wciąż uśmiechając
się z rozbawieniem. Choć Jacques zdążył już go obrazić, to cieszył się, że to
dziwne napięcie pomiędzy nimi zniknęło choć na chwilę i znów mógł dobrze poczuć
się w towarzystwie tego dzieciaka. Naprawdę zyskiwał po bliższym poznaniu.
- Jesteś gorszy od Kath – stwierdził, z ociąganiem
wychodząc z pomieszczenia.
- Oczywiście – mruknął, uśmiechając się kątem ust. – I
nie zapomnij się ogolić!
Gdy brunet zniknął w
swojej sypialni, Jacques zgarbił się, sącząc coca-colę. Wciąż musiał się
kontrolować, żeby nie palnąć czegoś głupiego, albo nie zapatrzyć się na niego,
co ostatnio robił dość często. Chciałby zrozumieć, co się z nim działo i
chciałby móc komuś o tym powiedzieć, ale rozmowa z Nickiem nie wydawała się
dobrym pomysłem, a nie miał nikogo innego. Odcięcie się od Blake’a też nie
skończyło się dobrze, więc musiał po prostu jakoś przetrwać te kilka dni, które
im zostały, a później… później wrócą do Chicago, pozna jakiegoś przystojniaka i
wszystko wróci do normy. Przynajmniej miał taką nadzieję.
***
Zaparkowali na jednym z większych parkingów i
rozpoczęli swój spacer po miasteczku, w którym Jacques był już kilka razy, gdy
był mały. Wtedy chodził po tych uliczkach, które pomimo zmian wciąż były
znajome, z mamą i tatą, a teraz miał obok siebie faceta Katherine, który ciągle
mówił, śmiejąc się głupkowato, a on nawet nie potrafił mu powiedzieć, że
wygląda przy tym, jak idiota. Rozmawiali o wszystkim – szkole, pracy,
przyszłości, choć ani razu nie poruszyli tematu matki chłopaka. Wszystko
wydawało się takie, jakby poprzedni wieczór w ogóle się nie wydarzył, a nawet
lepsze. Z łatwością przeszli od dziwnej niepewności, która pojawiła się
pomiędzy nimi przez niezrozumiałe (przynajmniej dla Blake’a) zachowanie
szatyna, do naturalnej, delikatnej sympatii. Gdyby poświęcili choć chwilę na
zastanowienie się nad tym, z pewnością obaj byliby zdezorientowani.
Znaleźli w końcu niewielką knajpkę, która kusiła
ładnymi zapachami i z zewnątrz nie wyglądała, jakby była śmierdzącą speluną (co
było oczywiście typowym określeniem dla Jacquesa, bo mężczyzna nigdy nie
zwróciłby na to uwagi). Stolików było stosunkowo niewiele, ale i tak stały blisko
siebie, co dawało minimum prywatności, bo lokal był maleńki, ale mimo to
postanowili tam zostać.
Restauracja była utrzymana w jasnych, ciepłych
barwach. Na ścianach dominowała czerwień i biel, a na stolikach widniały żółte
obrusy. Kolorowe kwiaty w wąskich flakonach tylko dopełniały ogólne wrażenie
ciepła i komfortu.
- Ładnie tu. – Blake kiwnął z uznaniem, z
zainteresowaniem rozglądając się po wnętrzu. Na ścianach zostały zawieszone
liczne fotografie przyrody i ludzi, być może właścicieli.
- Może być. Choć niezbyt wpasowuje się w klimat
miasteczka.
Mężczyzna wywrócił oczami, otwierając kartę dań. Nie
spodziewał się innej reakcji.
- Byłeś tu kiedyś?
- Nie. Nie przypominam sobie. Wybrałeś już coś?
- Myślę o dziczyźnie, a ty?
- Chyba wezmę cielęcinę z ryżem i czerwoną fasolą. Mam
tylko nadzieję, że tego nie spieprzą. A poza tym… słyszałeś o tzw. ‘ostrygach
gór skalistych’?
Brunet zmarszczył brwi, po chwili wzruszając
ramionami.
- Powinienem?
- Nigdy nie byłeś w Kolorado, prawda? – Prychnął. –
Nie odpowiadaj. To regionalny przysmak. Koniecznie musisz spróbować!
- Nawet nie lubię ostryg…
- Uwierz, to jedna z niewielu rzeczy stąd, które są po
prostu znakomite. – Uśmiechnął się szeroko. – Możemy zamówić jedną porcję dla
nas obu na przystawkę.
Blake spojrzał podejrzliwie na ten jego radosny
uśmiech, ale w końcu westchnął i kiwnął głową. W końcu był już tutaj niemal dwa
tygodnie i czuł, że wypadało chociaż spróbować czegoś, co jadali mieszkańcy. Nawet
jeśli ostrygi jakoś nieszczególnie pasowały mu do tego kowbojskiego klimatu.
Chwilę później przy ich stoliku pojawił się kelner.
Obaj złożyli zamówienie, a następnie zapadła nieco krępująca cisza, która była
aż zaskakująca, bo przecież przez cały wspólny spacer nie było chwili, w której
nie mieliby o czym rozmawiać.
Mężczyzna rozglądał się po sali, ale w środku nie było
zbyt wielu gości. W końcu jego wzrok wylądował na chłopaku, który również na
niego spojrzał i wtedy z lekkim zaskoczeniem uświadomił sobie, że Jacq ma
naprawdę ładne oczy. Były bardzo jasne, nieco wodniste, ale nie był to
nieprzyjemny odcień błękitu. Wręcz przeciwnie, brunet rzadko spotykał taką
barwę. Poza tym na tęczówce lewego oka znajdowała się całkiem spora, brązowa
plamka, jakby geny nastolatka nie mogły zdecydować się, czy powinien mieć
niebieskie oczy, czy może jednak brązowe. Było to naprawdę fascynujące i nie
mógł uwierzyć, że wcześniej nie zwrócił na to uwagi.
Gdy uświadomił sobie, że tym razem to on dostał swego
rodzaju zawieszenia i wgapiał się bezmyślnie w szatyna, poruszył się nerwowo, a
jego kolano trąciło nogę Jacquesa. Mała przestrzeń wymagała małych stolików,
więc nie było zbyt wiele miejsca na jakąkolwiek przestrzeń osobistą, także taki
przypadkowy dotyk nie powinien być dla niego niespodziewany, a jednak poczuł
się zmieszany, jakby zrobił coś bardzo nieodpowiedniego.
- Cóż…
Powrót kelnera był zaskakujący, ale przerwał tę ciszę,
która zapadła z zupełnie niezrozumiałego dla niego powodu i trwała znacznie za
długo. Na stoliku pojawił się talerz pełen czegoś, co przypominało nuggetsy z
kurczaka, wraz z sosem barbecue.
- Nie do końca tego się spodziewałem, gdy wspomniałeś
o ostrygach… - mruknął, pozytywnie zaskoczony. Wyglądało to całkiem obiecująco.
- Mówiłem. – Jacques wzruszył ramionami, brzmiąc na
zadowolonego. – Po prostu spróbuj.
Kiwnął głową i posłuchawszy chłopaka, sięgnął dłonią,
żeby wziąć jeden kawałek, ale nie wiedzieć czemu, w tej samej chwili szatyn zrobił
to samo i palce ich dłoni musnęły się nad ostrygami. Trwało to zaledwie
sekundę, ale obaj zamarli, wyglądając na niezwykle poruszonych. W końcu Blake
odchrząknął, wziął kawałek, umoczył go w sosie i bez słowa ugryzł.
- Wow, naprawdę niezłe. – Uniósł brew, przeżuwszy. –
Zupełnie nie smakuje jak ostryga.
Jacques, odchrząknąwszy, uniósł wzrok i spojrzał na
Blake’a, choć spojrzenie to było nieco zamglone, jakby nieobecne. Serce zabiło
mu mocniej, gdy mężczyzna dotknął go przez przypadek i potrzebował chwili, żeby
się uspokoić.
- Bo to nie są ostrygi – oznajmił, starając się
brzmieć całkiem lekko i niewinnie, choć wciąż był poruszony.
- Jak to? Mówiłeś, że…
- Tak, mówi się na to „ostrygi gór skalistych”, ale to
tak naprawdę nie są ostrygi. – Przerwał mu, a na jego ustach w końcu zaigrał
uśmiech.
- W takim razie co to jest? Nie smakuje jak kurczak,
ale wygląda całkiem podobnie…
- Cóż… - Sam wziął
kawałek, zamoczył go w sosie i ugryzł z wyraźną przyjemnością. – To bycze
jądra.
***
- Zadzwonię dziś do Lily.
- Tak? – Jacques spojrzał z zaskoczeniem na mężczyznę,
wyrwany z własnych myśli. – Jeszcze z nią nie rozmawiałeś, prawda?
Wracali powoli na parking, na którym zostawili
samochód. Było już ciemno, bo trochę zasiedzieli się w restauracji, a drogę rozświetlały
im liczne, uliczne lampy. Nie było jednak cicho, bo życie w tym miejscu tętniło
do późna, głównie przez sporą ilość turystów.
- Jakoś nie miałem okazji. – Blake wzruszył ramionami,
zapatrując się na drogę przed sobą.
- Rozumiem. – Pokiwał głowa. Domyślał się, że dla
bruneta ta rozmowa może być bardzo ciężka. Nawet teraz było wyraźnie widać, jak
bardzo zmienił się jego stosunek do narzeczonego matki. – Ale musicie
porozmawiać. W końcu to twoja siostra i… jest po twojej stronie.
- No proszę. – Mężczyzna prychnął, choć chłopak
dostrzegł na jego twarzy rozbawienie. – Kto by pomyślał, że Jacques Bright
będzie udzielał mi życiowych rad.
- Moje porady są wiele warte. Powinieneś to docenić.
- Tak jak mam docenić to, że poleciłeś mi zjedzenie
byczych jąder? – Blake spojrzał sceptycznie na nastolatka, który w jednej
chwili dosłownie zatrząsł się ze śmiechu.
- T-twoja mina… - wydusił Jacq, bo samo wspomnienie
reakcji bruneta na jego słowa było tak zabawne, że nie potrafił powstrzymać
śmiechu. – A później j-jak zacząłeś się dusić… To było bezcenne!
- Naprawdę cieszę się, że cię rozbawiłem, Jacq –
stwierdził cierpkim tonem, choć nie wyglądał przy tym na złego. Nawet ta
okropna przystawka nie mogła wpłynąć na to, że po prostu dobrze się czuł w
towarzystwie tego gówniarza. – W szczególności, gdy faktycznie zacząłem się
dusić…
- Oj, nic ci się nie stało. – Nastolatek machnął
dłonią, zupełnie niezrażony. – Po prostu jeszcze nigdy nie widziałem, żeby na
czyjejś twarzy tak szybko zmieniały się kolory. – Szturchnął go łokciem w bok,
przez chwilę zupełnie zapominając, że powinien trzymać dystans. – Najpierw
zbladłeś, później pozieleniałeś, jakbyś chciał zwymiotować na ten żółty obrus,
a następnie poczerwieniałeś z wysiłku. Żałuję, że cię nie nagrałem!
- Nie przeginaj – burknął w końcu, bo mimo wszystko
zaczynało być to irytujące. – Niedobrze mi się zrobiło dopiero wtedy, gdy zacząłeś
się zajadać tym… czymś.
- To jest naprawdę dobre. – Wywrócił oczami. – Zresztą
tobie też smakowało, dopóki nie zacząłeś dramatyzować…
- Dramatyzować? – Mężczyzna uniósł brwi. – To są jądra
byka, do cholery! Nie rozumiem, jak możesz to jeść… Nie dość masz ludzkich?
Blake dopiero po chwili uświadomił sobie, że palnął
głupstwo, bo Jacques zatrzymał się i zagapił na niego z rozchylonymi ustami. Po
chwili pokręcił głową, wyraźnie nie wiedząc, co na to odpowiedzieć.
- Nie wierzę, że to
powiedziałeś… - wydusił, nie mając pojęcia, jak na to zareagować. Powinien się
zezłościć? A może obrócić wszystko w żart? – Ty naprawdę jesteś idiotą. – Na jego
wargach zaigrał uśmieszek, gdy klepnął bruneta w ramię i ruszył dalej. – Ale
spokojnie, już się przyzwyczaiłem.
***
- Hej Lily.
- O, cześć braciszku. Co tam?
Blake zaciągnął się dymem papierosowym, wpatrując się
w gwieździste niebo. Jacques już się położył, a on obiecał sobie, że w końcu
sięgnie po komórkę i wybierze numer swojej siostry. Nie mógł jednak przestać
się denerwować i dlatego palił kolejnego papierosa. Zaczynał odnosić wrażenie,
że na tym wyjeździe palił więcej niż miał w zwyczaju.
- Chciałem… pogadać.
- Coś się stało? – Głos dziewczyny od razu stał się
bardziej zaniepokojony.
- Nie. To znaczy… Rozmawiałem z Jacquesem.
- Dogadaliście się? Wspólny wypad jednak okazał się
dobrym pomysłem? Tak w ogóle sam powinieneś mi o tym powiedzieć, a nie dowiaduje
się…
- Lily. – Przerwał jej, wzdychając ze znużeniem. – Daj
mi skończyć.
- W porządku. Rozmawiałeś z Jacquesem i co?
- Powiedział mi. Przyznał, że wiedziałaś o mnie.
Cisza, która zapadła, była przytłaczająca. Mężczyzna
odpalił kolejnego papierosa, zaciągając się mocno. Dłonie nieco mu się przy tym
trzęsły i gdyby szatyn mógł go teraz zobaczyć, z pewnością nawet jemu zrobiłoby
się go żal.
- Powiesz coś? – Zapytał w końcu, nie mogąc już znieść
tego braku reakcji z jej strony.
- Przepraszam. Nigdy nie powinnam była mu powiedzieć.
Wybacz.
- To już nieważne – mruknął, choć doskonale wiedział,
że to nieprawda. Wiedza o jego orientacji coś zmieniła, choć ani on, ani Jacq
nie wiedzieli jeszcze, co dokładnie. – Wierzę, że nikomu nie powie. Ale ty…
Skąd wiedziałaś?
- Blake, nie jestem ślepa. Znam cię. Poza tym sam
powinieneś mi powiedzieć.
- To nie jest dla mnie łatwe.
- Wiem. Ale kocham cię, wiesz? I kochałabym cię dalej,
nawet jeśli byłbyś z facetem.
Zacisnął powieki, czując się źle na samą myśl o tym.
Nie mógłby być. Nie on.
- Czasem zapominam, że pomiędzy nami jest tak duża
różnica wieku. Jesteś strasznie dojrzała, wiesz?
- Ktoś musi ogarniać tę rodzinę, nie? – Prychnęła,
choć mężczyzna i tak usłyszał gorycz w jej głosie. Wiedział, że ona czuje to,
co on czuł, gdy mieszkał z rodzicami.
- Dziękuję, Lily. –
Świadomość tego, że jest akceptowany przez najbliższą dla siebie osobę,
sprawiła, że mógł odetchnąć głębiej. Pomimo słów Jacquesa i tego, jak mówił o
reakcji Lily, wciąż był tym wszystkim przerażony. Teraz pozbył się ciężaru,
którego nawet nie do końca był świadomy. – Za wszystko.
Hejo ;)
OdpowiedzUsuńCzekałam na kolejny rozdział ze zniecierpliwieniem. Bardzo fajnie, że udało Ci się wstawić go już dziś. ;)
Podobają mi się te momenty, kiedy między bohaterami zapada cisza. Wtedy nie tylko czytam o napięciu pomiędzy nimi, ale i czuję je sama. To bardzo przyjemne, móc tak wczuć się w historię.
Mam wrażenie, albo bardziej nadzieję, że gdy już mężczyźni zbliżą się do siebie bardziej, Jacq stanie się dla Blake'a swego rodzaju wybawieniem. Jest od niego młodszy, mniej dojrzały, a jednak w sferze własnej seksualności, wydaje się być o wiele doroślejszy.
Dorastanie w takiej a nie innej rodzinie odcisnęło piętno na psychice Blake'a i mam nadzieję, że z pomocą siostry oraz Jacquesa, mężczyzna wreszcie w pełni zaakceptuje samego siebie.
Zakładając, że cała historia idzie w kierunku ich romansu, przed chłopakiem będzie postawione trudne zadanie. Bo to nie będzie tylko związek z aktualnym/byłym facetem własnej matki, ale i związek z mężczyzną który nie do końca akceptuje swój homoseksualizm. To bardzo skomplikowana sytuacja i jestem ciekawa czy skupisz się głównie na problemie "kocham faceta mojej mamy", czy wpleciesz w to również inne wątki.
Ogólnie lubię trudne tematy i nie mogę się doczekać kiedy na poważnie się zaczną. :D
Gdybyś potrzebowała jakiejś pomocy z rozdziałem, motywacji itp to pisz do mnie śmiało ;) Chętnie Ci pomogę i chętnie zmotywuję bo szkoda by było, gdybyś tak jak ja kiedyś zacieła się w jednym rozdziale i już do niego nie wróciła.
Pozdrawiam serdecznie,
Kajna.
Motywacji potrzebuje zawsze, bo choć mam teraz dużo czasu, to sama przed sobą przyznaje, że go marnuje i nie potrafię na poważnie zabrać się za pisanie. Ten rozdział pisałam dwa tygodnie, choć gdy zaczynałam pisać to opowiadanie, rozdział zajmował mi ok. 3 dni. Zresztą próbowałam też z inną historią, ale idzie mi równie opornie. Także motywacja jak najbardziej mi się przyda.
UsuńCiągle myślę nad dalszym ciągiem, bo mniej więcej wiem, jak chcę to poprowadzić, ale nie mogę wyrzucić z siebie tego strachu o psychologię postaci. Chce, żeby ich zachowania miały sens; nie chcę tego zepsuć.
A trudne tematy zaczną się już niedługo. Tak naprawdę sielanka już niemal dobiega końca ;)
Bardzo dziękuję za komentarz :D
Pozdrawiam!
Mnie zawsze mocno motywuje muzyka i spokój, choć z tym u mnie w domu ciężko. Zakładam słuchawki i udaję, że nie ma mnie dla realnego świata - wtedy najlepiej się pisze.
UsuńPolecam również przeczytanie własnego opowiadania od początku. Parę dni temu wróciłam do pierwszego rozdziału "Pęknięć" i przypomniałam sobie całą historię. Dostrzegłam parę drobiazgów, do których można by nawiązać w kolejnych częściach. :) To sprawia, że opowiadanie jest bardziej spójne.
Choć w Blake'u nie widzę znaczącej różnicy w zachowaniu (co jest dobre, bo widać że postać ma własny charakter który nie zmienia się wraz z Twoimi zachciankami), tak u Jacques'a nastąpiła delikatna zmiana. Jest ona na tyle subtelna, by nie wydawała się nienaturalna. Jacq to w końcu młody chłopak, który wciąż dojrzewa - ma prawo zmieniać się pod wpływem otoczenia, kształtować osobowość. Na początku widziałam w nim głównie rozpieszczonego szczyla, teraz powolutku zaczyna dorastać do miana mężczyzny.
Mam nadzieję, że brak Nate'a i jego ojca wpłynie na wzmocnienie relacji naszych głównych bohaterów. W końcu Jacques będzie musiał od czasu do czasu wyjrzeć ze swojej norki.
Czekam na moment, kiedy między tą dwójką odrodzi się nić porozumienia, która nie tak dawno się pojawiła. Dobrze by było, gdyby te ostatnie dni wyjazdu posłużyły ich relacji, trochę ich do siebie zbliżyły. Wtedy łatwiej będzie czytelnikowi zrozumieć co tam dokładnie między nimi zaiskrzyło i skąd wzięła się ta miłość. (Żywię nadzieję, że i na płomienne chwile przyjdzie czas).
Co do strachu o logiczne postępowanie postaci, rozumiem Twoje obawy ale nie przejmuj się aż tak. ;) Każdy czasem robi coś impulsywnie, no i każdy ma prawo puścić wodze fantazji. Czy to Ty jako autorka, czy Twoje postaci. :P
Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę spokojnych chwil sprzyjających pisaniu. :D
Kajna.
No dzięki za rozdział,mam nadzieję że ich relacje nie skopią się od nowa. Choć burza w szklance wody czasem jest orzeźwiająca. :-)
OdpowiedzUsuńZaczynam podejrzewać że ta historia nie będzie miała happy endu... Co prawda chłopcy lepiej się dogadują, ale Blake jest ciężkim przypadkiem wyparcia i naprawdę nie wiem jak można mu pomóc. Poza tym szkoda jego relacji z Katherine. No nic jeśli pójdzie to w tą stronę to poproszę jakiegoś hot chłopca dla Jaqa na pocieszenie 😆 Bardzo dziękuję za rozdział i weny kochana, dużo weny Ci życzę 😚
OdpowiedzUsuńSPAM
OdpowiedzUsuńZapraszam na pierwszą część mojego opowiadania oraz pierwszą recenzję.
http://thatsmyjam-hyeri.blogspot.com
Hyeri xoxo
Cudo :)
OdpowiedzUsuńCześć!
OdpowiedzUsuńNiedawno zaczęłam czytać Twoje opowiadanie, jednak bardzo mnie wciągnęło i jednego dnia skończyłam wszystkie dotychczasowe rozdziały. Masz dosyć oryginalny pomysł na tę historię i miły styl pisania ^‿^
Ostatnio mam wrażenie, że właśnie nie mam pomysłu... Bardzo dziękuję za komentarz. Każdy nowy komentujący bardzo mnie cieszy :D
UsuńPozdrawiam!
Hej , czy to koniec opowiadania
OdpowiedzUsuńOczywiście, że nie. Po prostu jest lekkie opóźnienie, bo pisanie kiepsko mi idzie i jestem dopiero w połowie rozdziału ;)
UsuńHej,
OdpowiedzUsuńwspaniale, haha Blake smakowały ci ostrygi dopóki nie dowiedziałeś się co to naprawdę ;) trochę ich relacje się zmieniają, jeszcze nie wiedzą o co chodzi... ciekawe to będzie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniale po prostu wspaniale, o ja kręcę Blake bardzo smakowały ci te ostrygi dopóki nie dowiedziałeś się co tak naprawdę jesz ;) bosko... ten wyjzd przydaje się, trochę ich relacje się to się zmieniają, jeszcze nie wiedzą o co chodzi w ich sercach... ciekawe to będzie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej,
OdpowiedzUsuńjednym słowem wspaniale, no co Blake smakowały ci te "ostrygi" do momentu kiedy nie dowiedziałeś się co tak naprawdę jesz ;] ten wyjzd przydaje się im, relacje się to się zmieniają... no choć co będzie później jeszcze za bardzo nie zdają sobie sprawy z tego co w ich sercach się dzieje...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza