Dziękuję za wszystkie ciepłe słowa. Też mam nadzieję, że ta matura jakoś mi poszła i dostanę się na studia :P
Cieszę się, że czekaliście na dalszą część historii, która okazała się dla mnie bardzo trudna, i mam nadzieję, że rozdział Wam się spodoba.
Cieszę się, że czekaliście na dalszą część historii, która okazała się dla mnie bardzo trudna, i mam nadzieję, że rozdział Wam się spodoba.
Pozdrawiam!
________________________________________________________________
Po powrocie do domku Jacques od razu zaszył się w swoim
pokoju, wyraźnie unikając Blake'a. Starał się zachowywać jak zwykle i kpić
sobie ze wszystkiego, a do Nate’a wciąż zwracał się zirytowanym tonem, ale
Blake widział, jak jasne oczy chłopaka uciekają w bok za każdym razem, gdy
natrafiały na jego sylwetkę. To było zachowanie zupełnie nietypowe dla szatyna
i nic dziwnego, że zastanowiło mężczyznę.
Zaoferowanie posmarowania pleców kremem z filtrem było
zupełnie spontaniczne, ale nie żałował, że to zrobił. Czuł się nieco dziwnie,
dotykając nagiej skóry chłopaka, zwłaszcza po tym, co ostatnio wydarzyło się w
kuchni, ale dzięki temu mógł obserwować, jak ten reaguje na jego dotyk. Nate na
grillu zwrócił mu uwagę na dziwne zachowanie syna Katherine i gdy Blake czuł,
jak Jacques spina się pod jego dłońmi, był tym zaskoczony.
To mogło nie być nic nadzwyczajnego, a on mógł jedynie
nadawać zachowaniu nastolatka zbyt dużą wagę. W końcu jego speszenie mogło
wynikać z ciągłego wstydu wywołanego pamiętnym wydarzeniem albo braku chęci
jakiegokolwiek kontaktu z nim, co również wiązało się z tym nieszczęsnym
pocałunkiem. I gdyby tak było, naprawdę wszystko byłoby w porządku.
Ale to nie było takie proste. Obaj wiedzieli, że ten
pocałunek nie był spowodowany alkoholem i choć mógł to być jedynie jakiś
odruch, to Blake zbyt często czuł na sobie wzrok Jacquesa, czasem wręcz
krępujący, gdy ten się zawieszał, wgapiając się w niego bezwstydnie.
Te dziwne reakcje, zawieszenia i speszenie
zastanawiały go, ale też przerażały. Nie chciał za bardzo o tym myśleć, ale
gdzieś już pojawiła się ta okropna, nieco frywolna myśl, która sugerowała, że
szatyn może być nim nieco zainteresowany. Oczywiście przez te kilka miesięcy,
od kiedy się poznali, Jacques nie okazywał względem niego niczego poza pogardą
i mężczyzna nigdy wcześniej nie pomyślałby o czymś takim, ale po tym pocałunku…
Miał wrażenie, że ich relacja zmieniła się zbyt
szybko. Od początku dogryzali sobie i kłócili się, czego nie uniknęli nawet w
tym miejscu, ale teraz ich słowne potyczki przypominały bardziej przyjacielskie
przekomarzania. I gdyby wszystko opierało się na relacji przyszły pasierb –
przyszły ojczym, wszystko byłoby w porządku. Ale Blake wyczuwał coś niezdrowego
pomiędzy nimi i to go rozstrajało.
Po powrocie do domku zamknął się w swoim pokoju, idąc
zresztą za przykładem chłopaka, i wyciągnął telefon. Czuł, że musi porozmawiać
ze swoją narzeczoną, żeby wyciszyć nieco niespokojne myśli i usłyszeć, jak ta
mówi mu, że go kocha. Słuchanie tego zawsze było bardzo przyjemne i choć on sam
nie był do końca pewien swoich uczuć, powtarzał je z wielką żarliwością.
W końcu miał duże plany względem Kath i chciał, żeby czuła się kochana.
- Cześć, kochanie.
- Blake! Co u was? Jak się czuje Jacques?
- Już z nim w porządku. Dziś nawet byliśmy nad
jeziorem i nie wydaje mi się, żeby znów go przypiekło.
- Czyli dobrze się bawicie? Stęskniłam się już za
wami!
- My za tobą też, skarbie. A ty co porabiasz, jak nas
nie ma? Ostatnio mówiłaś o jakiejś imprezie urodzinowej, prawda…? – Blake miał
od niedawna problem ze skoncentrowaniem się na tym, co mówiła jego narzeczona w
trakcie ich codziennych rozmów, bo miał za dużo zmartwień związanych z
Jacquesem i jego podejrzanym zachowaniem. Miał tylko nadzieję, że niczego nie
pomylił, bo nie chciał, by Kath poczuła się urażona tym, że jej nie słucha.
- Tak, Helen obchodziła swoje pięćdziesiąte urodziny i
bardzo żałowała, że akurat cię nie ma. – Westchnęła z żalem jakby na
potwierdzenie swoich słów. – W sumie to ja też żałowałam, bo wynudziłam się tam
bez ciebie.
- Naprawdę? – Uniósł brew, jakby mogła go zobaczyć. –
Czyli rozumiem, że pod moją nieobecność nie pojawiła się żadna konkurencja?
- Blake… - Słyszał jej rozbawiony głos, ale wyczuwał w
tym coś więcej, jakąś nutkę czułości, która zawsze sprawiała, że uśmiechał się
szeroko. Uważał się za prawdziwego szczęściarza, skoro udało mu się zdobyć taką
kobietę i obiecał sobie, że po powrocie do Chicago, poświęci jej więcej czasu.
– Wiesz, że cię kocham.
- Ja ciebie też, Kath.
***
Jacques musiał przyznać przed samym sobą, że był
rozstrojony po powrocie znad jeziora i dlatego zamknął się w pokoju. To był dziewiąty
dzień ich „męskich wakacji”, a on nie potrafił zrozumieć, co się zmieniło. Jego
sny zaczęły robić się niepokojące, przestał ufać swoim własnym reakcjom, a na
dodatek jego natchnienie powróciło tylko po to, żeby móc stworzyć portret
narzeczonego matki, choć szatyn nawet nie uważał się za dobrego portrecistę.
Gdy Blake zaczął smarować go kremem na plaży (nadal
nie wiedział, dlaczego ten to zaproponował), był napięty jak struna, a jego
policzki płonęły i nie było to wcale spowodowane dużą temperaturą. Czuł na
sobie duże, nieco szorstkie dłonie i gdyby należały do kogoś innego, z
pewnością przyznałby od razu, że było to przyjemne uczucie. Ale nie należały, a
on nie rozumiał reakcji własnego ciała. Był nastolatkiem, mógł mieć pewne
problemy związane z okresem dojrzewania, ale takie rozstrojenie nigdy mu się
nie zdarzyło. Aż do teraz.
Miał wrażenie, że jeszcze trochę i oszaleje w tym
pokoju. Nie mógł znaleźć sobie zajęcia (na pewno nie zamierzał zabierać się
teraz za rysowanie), a bezczynne leżenie sprawiało, że jego myśli zaczynały
płynąć w niepokojącym kierunku.
W końcu sięgnął po telefon i wybrał numer przyjaciela.
- Hej, Nick.
- Czy właśnie dzwoni mój najlepszy kumpel, który
całkowicie o mnie zapomniał? Czuję się zaszczycony.
- Daj spokój, dupku. Dzwoniłem.
Jacques usłyszał po drugiej stronie oburzone
prychnięcie.
- Mógłbyś mieć na tyle godności, by chociaż nie
kłamać. – Chwila przerwy. – Choć z drugiej strony ta godność mogła zostać w
łazience jakiegoś gejowskiego klubu…
Szatyn parsknął śmiechem, kręcąc z niedowierzaniem
głową.
- Nie wierzę, że to powiedziałeś – burknął i gdyby
widział go teraz, z pewnością pokazałby mu język. – Jesteś takim idiotą, że
naprawdę nie wiem, dlaczego wciąż się z tobą zadaje.
- Kochasz mnie. – To była prosta odpowiedź i obaj
wiedzieli, że była prawdziwa. – A teraz powiedz tatusiowi Nickowi, jak to jest
być z tym przystojniakiem sam na sam.
Jacques uśmiechnął się blado, sunąc dłonią po pościeli
i kreśląc tylko sobie znane wzory. Nie zamierzał mówić przyjacielowi o tym, co
się wydarzyło, bo nie chciał słuchać żadnych insynuacji związanych z Blakem.
- Czy nie sądzisz, że powinieneś raz jeszcze rozważyć
biseksualizm? – zapytał, starając się brzmieć luźno, ale nie do końca mu się
udało. – Coś zbyt często wypowiadasz się na temat wyglądu faceta mojej matki…
- Powinieneś się cieszyć, że nie mówię tak o twojej
matce.
- Mówiłeś.
- Racja. – Głośny wdech. – Jesteś pewien, że wszystko
w porządku?
- Jasne – zawahał się. – Znaczy… Jeśli wrócę stąd
żywy, to będzie dobrze. Zdążyłem już się potłuc i poparzyć, a Blake częściej
zaglądał do apteki niż monopolowego.
- Widzę, że bawisz się lepiej, niż przypuszczałem.
Nastolatek pomyślał o pocałunku i dzisiejszym wypadzie
nad jezioro.
- Nie jest tak źle – przyznał, choć w dużym stopniu
mijało się to z prawdą. – A teraz opowiadaj, co tam u ciebie? Poderwałeś w
końcu jakąś laskę?
***
Robił wszystko, żeby nie spotkać Blake’a. Miał
wrażenie, że jeśli spojrzy na niego, to albo zrobi się czerwony jak burak, albo
zrobi lub powie coś głupiego, co będzie niosło za sobą konsekwencje dla nich
obu. Dlatego przemknął niepostrzeżenie do kuchni, wpierw jednak sprawdzając,
czy drzwi od pokoju mężczyzny są zamknięte.
Po powrocie znad jeziora nie jadł nic i miał
wrażenie, że dłużej nie wytrzyma bez jakiejś kanapki. Zrobił więc sobie szybką
kolację i właśnie przechodził przez salon i korytarz z talerzykiem w jednej
ręce i kubkiem w drugiej, gdy drzwi wejściowe otworzyły się i do chatki wszedł
Blake. Obaj zamarli, patrząc na siebie przez chwilę w milczeniu. Jacques
wyczuwał smród dymu papierosowego, więc domyślał się, że mężczyzna wyszedł
zapalić. I musiał wrócić akurat teraz, gdy on chciał niezauważony przemknąć do
pokoju…
W końcu postanowił coś zrobić, bo przecież nie mogli
stać tak w nieskończoność. Uniósł wysoko podbródek i, jak gdyby nigdy nic,
zrobił krok w stronę drzwi do swojej sypialni.
- Nie zjesz ze mną w salonie?
Zacisnął na chwilę wargi, nim obrócił się, patrząc na
niego z wymuszoną niechęcią.
- Nie.
Mężczyzna uniósł brwi, zakładając ramiona na piersi i
opierając się plecami o drzwi.
- A to dlaczego?
- Mam coś do zrobienia.
- I na pewno będziesz to robił, jedząc?
Drwiący uśmieszek, który pojawił się na twarzy
bruneta, był dla nastolatka jak płachta na byka.
- Nie twój interes! – warknął, omal przy tym nie
rozlewając gorącej herbaty.
- Jasne. – Blake wzruszył ramionami, ale jego oczy
wciąż wpatrywały się w nastolatka z wyjątkową uwagą. – Dalej uciekaj.
- Odpieprz się! – burknął, czując, jak serce szybko
wali mu w piersi. Podszedł do drzwi, nacisnął klamkę łokciem, a następnie
wszedł do pokoju i zatrzasnął drzwi nogą. Był roztrzęsiony.
***
- Cieszę się, że postanowiłeś jeszcze dzisiaj ze mną
pobiegać.
- Wyjeżdżamy dopiero za kilka godzin, więc… - Nate
wzruszył ramionami, a następnie otarł mokrą od potu twarz koszulką. – Poza tym
chciałem ci jeszcze powiedzieć, jak bardzo cieszę się, że cię poznałem.
Blake uśmiechnął się ze skrępowaniem, siadając na werandzie.
Poklepał miejsce obok siebie, a następnie sięgnął po butelkę z wodą i wypił
niemal połowę. Otarł twarz dłonią, zupełnie nie przejmując się tym, że nie
wypada tak robić w czyjejś obecności. Zresztą blondyn wcale nie wyglądał, jakby
mu to przeszkadzało. Nie był w końcu Jacquesem.
- Ja też – przyznał w końcu, wpatrując się w zarys
gór. – Jesteś bardzo dojrzały jak na swój wiek.
Teraz przyszedł czas na skrępowany uśmiech nastolatka,
choć mimo to wyglądał na zadowolonego z siebie. Obaj byli mokrzy i wydzielali
dość specyficzny zapach, ale żadnemu zdawało się to nie przeszkadzać. Siedzieli
przez chwilę w ciszy, opierając się na łokciach, pogrążeni we własnych myślach.
- Odezwiesz się czasem, nie?
Blake uniósł brew i parsknął śmiechem.
- Jasne. W końcu kogo mam prosić o recenzje moich
książek jak nie mojego największego fana?
Blondyn wyszczerzył się, a jego błękitne oczy
błyszczały radośnie. Był zaskakująco pozytywnym chłopakiem, który wszędzie
dostrzegał jakieś plusy i brunet trochę mu tego zazdrościł.
- Będzie bardzo obiektywnie – stwierdził Nate, kiwając
poważnie głową.
- O to właśnie chodzi.
Obaj roześmiali się serdecznie, naprawdę nie
wyczuwając tej sporej różnicy wieku, jaka była pomiędzy nimi. Choć może było to
spowodowane krótką ilością czasu, jaki ze sobą spędzili?
- Możesz zawołać na chwilę Jacquesa? Mam do niego
sprawę.
- Jacquesa? – powtórzył, nie kryjąc zdziwienia. Dobrze
wiedział, że ta dwójka nie dogaduje się najlepiej, więc prośba Nate’a bardzo go
zaskoczyła. Mimo to kiwnął głową, wstał i wszedł do domku. Od razu przeszedł
przez niewielki korytarz i podszedł do drzwi od pokoju szatyna. Zapukał. –
Jacq? Nate chce z tobą pogadać.
Drzwi otworzyły się po jakichś trzydziestu sekundach,
a w progu pojawił się nastolatek – w samych szortach, z potarganymi włosami i
nieobecnym wzrokiem, który jasno wskazywał na to, że dopiero się obudził.
- Co? – burknął, nie do końca świadom, że stoi niemal
nago przed mężczyzną, którego miał unikać.
Blake odchrząknął, odwracając wzrok.
- Nate chce z tobą pogadać. Rusz dupę i ogarnij się
trochę. – Skrzywił się, a następnie po prostu odwrócił i odszedł, nic więcej
nie mówiąc. Sądził, że chłopak już się obudził, bo było już po dziewiątej, ale
najwyraźniej się pomylił.
Wyszedł na zewnątrz, od razu przyciągając wzrok
blondyna.
- Zaraz wyjdzie – mruknął, darując sobie pytanie o to,
co Nate mógł chcieć od Jacqa. W końcu to nie była jego sprawa.
Dziesięć minut później szatyn pojawił się na
werandzie, wciąż ziewając i wcale nie wyglądając na mniej zaspanego niż jeszcze
przed chwilą. Miał jednak koszulkę i krótkie, dżinsowe spodenki, więc brunet
mógł już bez problemu na niego patrzeć.
- Cześć.
- Hej. – Nate od razu wstał i Blake z zaskoczeniem
odkrył, że ten wydawał się zdenerwowany. – Przejdziemy się?
Jacques zamrugał, jakby wciąż miał problem z
ogarnięciem sytuacji, ale pokiwał głową i obaj zeszli z werandy, ruszając w
stronę piaszczystej drogi, odprowadzeni zaciekawionym spojrzeniem mężczyzny
(blondyn jeszcze zdążył mu pomachać z szerokim uśmiechem).
Długi czas szli w ciszy, która coraz bardziej drażniła
szatyna. Nie wiedział, czego mógł chcieć od niego Cahill, skoro od początku ich
znajomości dawał mu do zrozumienia, że go nie lubi i nie polubi. Czemu więc
ostatniego dnia wyjazdu postanowił porozmawiać akurat z nim, zamiast spędzać
ostatnie godziny ze swoim idolem, włażąc mu w tyłek?
- Więc? – burknął w końcu, patrząc na niego znacząco.
– Czego chcesz?
Jeszcze nigdy nie widział, żeby Nate był zestresowany,
ale patrząc teraz na jego minę i to, jak próbuje coś powiedzieć, był tym
niemniej zaskoczony, co samym tym spacerem, do którego został zmuszony po
nieprzespanej nocy.
- Wyduś to w końcu z siebie. – Posłał mu zirytowane
spojrzenie. Przez dłuższy czas nie mógł zasnąć, a gdy mu się udawało, śniły mu
się bardzo głupie rzeczy, o których nigdy nie powiedziałby głośno. Dlatego to
nie był najlepszy dzień na tego typu spotkania. Był wrogo nastawiony do całego
świata i najchętniej wróciłby do spania, bo normalnie udało mu się zasnąć
dopiero o szóstej.
- Okłamaliście mnie?
- O czym ty gadasz?
- Ty i Blake. – Blondyn zatrzymał się, zakładając
ramiona na piersi. – Z tym że jest facetem twojej matki. Kłamaliście?
Jacques dopiero teraz zwrócił uwagę na strój drugiego
chłopaka, który był cały przepocony. Skrzywił się i zrobił krok w tył.
- Nie – odpowiedział, nie rozumiejąc, skąd w ogóle
taki pomysł. – Odbiło ci? Poza tym nie mogłeś zapytać o te urojenia Blake’a?
Nate wzruszył ramionami, ale nie wyglądał na
przekonanego.
- Wszystko na to wskazuje, stary – mruknął, jakby nie
słyszał jego pytań. – Tylko nie rozumiem, dlaczego mielibyście kłamać.
- A ja nie rozumiem, dlaczego ze mną o tym rozmawiasz.
– Jacques założył ramiona na piersi, patrząc na blondyna z wyraźną irytacją. –
Poza tym nikt cię nie okłamał.
- Od razu założyłem, że ty i Blake jesteście parą. - Po raz kolejny zignorował uwagi szatyna, co tylko jeszcze bardziej go zirytowało. - Ale szybko się tego wyparliście. Na dodatek starałeś mi się wmówić, że Blake jest
homofobem, ale przez cały tydzień nie wydarzyło się nic, co by na to
wskazywało.
- Po prostu za krótko go znasz…
- Poza tym już podczas naszego pierwszego spotkania,
gdy zaprosiliście mnie na śniadanie, wydawałeś się zazdrosny.
- Wcale nie!
- Na dodatek Blake na każdą wzmiankę o tym, że w
przyszłości na pewno będziecie dobrą rodziną, reagował bardzo dziwie. A tata
mówił mi, że na wspomnienie o „przyszłym ojczymie” reagujesz nerwowo…
- Bo się nie znosimy! – Jacques naprawdę nie mógł
zrozumieć, czemu Nate wyciągał tak absurdalne wnioski. Oczywiście już wcześniej
podejrzewał go o głupotę, ale żeby aż tak? Przecież on nie był zazdrosny o tego
dupka!
- Ta, już to słyszałem. Nie potrafiliście się dogadać,
więc twoja matka wysłała was na wspólne wakacje. Tylko zachowanie żadnego z was
tego nie potwierdza. Normalnie ze sobą rozmawiacie, a ty wgapiasz się w niego
jak w obrazek!
- Ja? – Parsknął wymuszonym śmiechem, zaraz
przygryzając wargę z nerwów. Przecież nie wgapiał się tak w Blake’a, prawda?
Czasem zdarzało mu się zawiesić, ale to nie mogło być aż tak widoczne…
- I jeszcze wasze zachowanie na plaży… - Nate pokręcił
głową jakby niedowierzając. – Nie mogliście mi powiedzieć?
- Ja pierdolę… - Wyjął telefon z kieszeni i przez
chwilę klikał w nim nerwowo, aż wyciągnął go w stronę drugiego chłopaka z
wyjątkowo wściekłą miną. – Patrz!
Na ekranie widoczne było zdjęcie, które przedstawiało
jego matkę, objętą i całowaną przez bruneta.
- Spójrz jeszcze na datę, bo inaczej pewnie mi nie
uwierzysz – burknął, patrząc na niego nieprzyjemnym wzrokiem. – Jak dobrze, że
moja mama nie stroni od portali społecznościowych, co?
- Ale…
- Nie wiem, jak doszedłeś do tych idiotycznych
wniosków, ale nie pieprzę się z Blakem, Sherlocku. – Schował telefon do
kieszeni, odwracając wzrok. Nate może się wydurnił, ale z pewnością dostrzegał
więcej, niż Jacquesowi się wydawało. I to było nieco przerażające. – I
wracajmy. Mam już dość tej absurdalnej rozmowy. Nadal nie rozumiem, dlaczego
nie mogłeś powiedzieć tego jemu.
- Przepraszam, Jacq – Blondyn w jednej chwili
całkowicie zmienił swoją postawę, wyglądając teraz na naprawdę skruszonego.
Widząc jednak wściekły wzrok szatyna, od razu się poprawił. – Jacques.
- W dupie mam twoje przeprosiny – burknął,
przyspieszając kroku. Chciał jak najszybciej znaleźć się w domku. –
Insynuowałeś, że sypiam z facetem własnej matki.
- Przepraszam! Po prostu wasze zachowanie…
- Przymknij się!
Wracali dosyć szybko, w ciszy i dopiero gdy znajdowali
się niemal przy ich domkach, Nate złapał szatyna za ramię i zatrzymał.
- Czego znowu chcesz?!
- Może i się wygłupiłem, ale nie jestem ślepy,
Jacques.
- O co ci…
- Jeśli się nie weźmiesz w garść, on też to zauważy.
To było jak uderzenie w twarz. Szatyn zacisnął wargi,
zbyt zaskoczony, by od razu odpowiedzieć. Czuł, jak strużka zimnego potu spływa
mu po plecach, gdy jego jasne oczy szukały na twarzy Nate’a czegoś, co
świadczyłoby o tym, że to jedynie głupi żart. Zamiast tego dostrzegł współczucie
i troskę, która w jego mniemaniu nie miała w sobie nic ze szczerości.
- Naczytałeś się za dużo książek – stwierdził w końcu,
kręcąc głową. – Odpieprz się ode mnie.
Odwrócił się i odszedł szybkim krokiem, wmawiając
sobie, że wcale nie była to ucieczka. Nie dopuszczał do siebie myśli, że drugi
chłopak naprawdę mógł dojść do takich wniosków, bo jego zachowanie względem
Blake’a było zbyt poufałe. A Nate nawet nie wiedział o tym nieszczęsnym
pocałunku.
Wściekły jak osa wparował do domku, głośno trzaskając
drzwiami. To zapewne zaalarmowało mężczyznę, który wyjrzał z salonu, patrząc na
niego ze zdziwieniem.
- Coś się stało?
- Nie twój interes!
- Po prostu chciałem…
- Spierdalaj!
Kolejne trzaśnięcie drzwiami i Jacques usiadł na
podłodze, wpatrując się niewidzącym wzrokiem w swój pokój. W myślach przeklinał
matkę, która wysłała ich na tę głupią wycieczkę; Blake’a, który okazał się
inny, niż mu się wydawało; swój nastoletni popęd, bo właśnie na niego
postanowił zwalić wszystko i Nate’a, który wtrącał się w nie swoje sprawy.
Był przerażony, wściekły i nie radził sobie z
uczuciami, których nie rozumiał. Nie wiedział, co robić.
Hej. :)
OdpowiedzUsuńSzczęście, że zajrzałam tutaj dwa razy w ciągu parunastu minut, bo dzięki temu mogłam jeszcze dzisiaj na dobranoc przeczytać Twój rozdział. :)
Bardzo cieszę się, że wróciłaś, wiem że nie jest to łatwe po takiej przerwie. Szczególnie cieszy mnie fakt, że rozdział wydaje się być napisany lekką, ale i pewną ręką, przyjemnie się go czytało.
Jeszcze nie wypowiadałam się u Ciebie na blogu, więc powiem tutaj parę rzeczy które uważam, że powinnaś wiedzieć.
Po pierwsze bardzo podoba mi się tematyka opowiadania. Lubię ciężkie tematy i to zawsze cieszy, gdy widzę autorkę podejmującą się pisania poza uniwersum szczęśliwej tęczy i wiecznie grzejącego słońca.
Dlatego cieszę się, że rozwijasz taką, a nie inną fabułę, widać że poświęcasz temu dużo zaangażowania i to najbardziej cenię wśród autorów.
W tym naszym niewielkim światku opowiadań LGBT jest pewna autorka ciesząca się dużym gronem czytelników (nie chcę wymieniać konkretnie pseudonimu bo nie o to chodzi by tu kogoś wytykać palcami), ale od wielu już opowiadań jej styl ani o grosz się nie poprawia. Choć dużej publice może podobać się czytanie wciąż i wciąż radosnych historii o miłości, przeznaczeniu i dwóch połówkach pomarańczy, to ja zdecydowanie bardziej wolę zajrzeć do Twojego opowiadania i mimo pojedyńczych potknięć (których jest coraz mniej), wciągnąć się w zaangażowaną i głęboką historię aspirującą o wiele wyżej.
U Ciebie niemal z każdym rozdziałem widać postęp, to mnie strasznie cieszy i jestem pewna, że nie tylko mnie.
Wybrałaś sobie trudny temat i ustawiłaś poprzeczkę wysoko, ale sądzę, że podołasz temu wyzwaniu. Mam również nadzieję, że nie ugniesz się pod niesłuszną krytyką, która zdarzyła się na Twoim blogu i nie miała nic wspólnego z konstruktywną dyskusją, z której należy wyciągać wnioski. Jedyny wniosek jaki można wyciągnąć z tamtych komentarzy to taki, że nigdy nie będzie tak, że dogodzi się każdemu i nie pozostaje nam nic innego, jak dogadzać własnym aspiracjom i ambicjom. ;) Ktoś woli przyczepić się do nieistotnych różnic w nazewnictwie i narzucać swoją rację autorce w niekulturalny sposób, a ja wolę skupić się na pozytywach. :)
Mam nadzieję, że mój komentarz dodał Ci choć odrobinę weny. Czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały i życzę dostania się na wybrane studia. ;)
Kajna.
Każdy nowy komentujący bardzo mnie cieszy, a Twój komentarz jest niesamowicie miły. Faktycznie, tematyka okazała się dla mnie bardzo trudna i ciągle myślę o tym, czy pod względem psychologicznym wszystko się zgadza, bo moim zdaniem to jest tutaj najważniejsze. Mam nadzieję, że temu podołam i cieszę się, że dostrzegasz, iż się rozwijam, bo ostatnie czego chcę, to stać w miejscu. Dobrze wiedzieć, że moje starania przynoszą efekty :D
UsuńBardzo dziękuję za komentarz. Wena jest mi teraz szczególnie potrzebna, a i życzenia związane ze studiami może przyniosą mi szczęście... ;)
Pozdrawiam!
Cieszę się, że wreszcie dodałaś rozdział, bo już nie mogłam się doczekać aż wrócisz. Rozdział świetny, iale na koniec czuć pewne napięcie. Nie mogę doczekać się następnego rozdziału, wciągnęłam się na nowo w to opowiadanie.
OdpowiedzUsuńWeny życzę i pozdrawiam
Akira
Super, mamy zgryza i teraz będę czekać co z tego wyniknie. Nie wiem jak to się dzieje ale miłość podobno nie wybiera:-)
OdpowiedzUsuńMiło mi widzieć nowy rozdział po długiej przerwie. Jako że po raz pierwszy wypowiadam się na Twoim blogu, chcę zwrócić uwagę na to, iż bardzo podoba mi się Twój styl. Operujesz bogatym słownictwem, a akcja każdego rozdziału jest wyraźne przemyślana. Podobnie jak wypowiadająca się wyżej Kajna, również gustuję w trudnej, acz bardziej realistycznej tematyce. Podziwiam Twoją ciężką pracę nad fabułą, nad kreowaniem postaci o głębszych charakterach. Coś takiego rzadko się zdarza.
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo weny i czasu na pisanie.
Nie jestem dobra w planowaniu (w każdej dziedzinie życia), ale staram się jakoś to układać sobie w głowie, żeby wszystko było logiczne i został zachowany ciąg przyczynowo-skutkowy. Jeśli mi się udaje, to bardzo się cieszę.
UsuńJak już pisałam przy innym komentarzu, psychologia jest dla mnie bardzo ważna i choć wiem, że popełniam błędy, to właśnie takie komentarze jak Twój mnie motywują.
Wena i czas na pewno się przydadzą :D
Pozdrawiam!
Rzeczywiście trochę ciężki klimat się zrobił w tej historii. Szkoda mi Jaquesa bo ewidentnie męczą go jego własne uczucia, chociaż może uczucia to zbyt wielkie słowo. A Blakea nic nie rusza chyba? Jestem ciekawa jak pokierujesz tą historią. Bardzo dziękuję i cieszę się że wròciłaś do nas :) Ogromu weny życzę 😊
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńojć, Nate zauważył yo dziwne zachowanie Jaq, cały jest sfrustrowany...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, Nate jednak zauważył to dziwne zachowanie Jaquessa...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, i co? Nate jednak zauważył jak dziwne Jaquess się zachowuje...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza