wtorek, 22 listopada 2016

Pęknięcia - Rozdział 9

Kochani, chciałabym bardzo przeprosić za to niewielkie opóźnienie. Mam ostatnio bardzo dużo spraw do ogarnięcia, jestem nieumiejętnym organizatorem i tak to się właśnie kończy. Dziękuję wszystkim za komentarze!
Pozdrawiam ;>
__________________________________________________________________

Następnego dnia Jacques obudził się dość późno, czując przeszywający ból w nodze. Stęknął, wyciągnął dłoń i na oślep zaczął poszukiwania swojego telefonu. Omal nie zrzucił przy tym szklanki z wodą, której z pewnością wcześniej tam nie było. Otworzył oczy, marszcząc nos na promienie słoneczne, które wpadały do pokoju. Zerknął na wspomniany mebel i dostrzegł tam wodę oraz tabletki przeciwbólowe. 
Blake. Musiał przynieść to, zanim poszedł biegać. Dlaczego był taki miły? 
Jacques pokuśtykał do łazienki, ogarnął się, a następnie posmarował swoją kostkę żelem. Zajęło mu to jakieś pół godziny i gdy wychodził z łazienki, było już po dziewiątej. Nie miał pojęcia, gdzie podziewał się mężczyzna. Zawsze był o tej porze w domku. 
Gdy wyciągał masło z lodówki, odruchowo zerknął przez niewielkie okno i dostrzegł Blake’a. Ten stał na podjeździe, cały mokry, ze zwisającymi słuchawkami i szerokim uśmiechem widocznym na twarzy. Nie był jednak sam. Obok niego znajdował się nieznajomy chłopak, na oko w wieku Jacques’a, i mówił coś z przejęciem, na co mężczyzna przytakiwał. 
Szatyn zmarszczył brwi. Kim był ten koleś? 
Przeklinając swoją chorą kostkę, odłożył masło i kuśtykając, przemierzył kuchnię, salon oraz niewielki przedsionek. Gdy otworzył drzwi i znalazł się na werandzie, dwie pary oczów zwróciły się w jego stronę – jedne całkowicie obojętne, a drugie… Jacques sam nie wiedział. 
– Cześć – burknął, zerkając z zainteresowaniem na nieznajomego. Był całkiem przystojny – ciemny blondyn, opalona skóra i wyraźne mięśnie, które świadczyły o tym, że ćwiczył. A do tego gej radar szatyna zadziałał natychmiastowo, co wywołało nikły grymas na jego twarzy. Niby przystojny, niby gej, a jednak… zupełnie mu się nie podobał. 
– Hej. – Blake zerknął na jego nogę. – Jak kostka? 
– Boli – odpowiedział, krzywiąc się przy tym trochę na wyrost, bo środek przeciwbólowy już zaczął działać. 
– Mhm. – Mężczyzna pokiwał głową. – Nie powinieneś jej nadwyrężać. – Zerknął na chłopaka, który stał obok niego. – Och, wybacz. Od dziś mamy sąsiadów. To jest Nate – wskazał na blondyna – a to Jacq. 
– Jacques – poprawił go, bardziej odruchowo, niż ze złością. – Miło poznać. 
– Ciebie również. – Chłopak uśmiechnął się szeroko, a następnie przeniósł wzrok na mężczyznę. – Blake mówił, że będziecie tu przez dwa tygodnie. 
– Mhm… – potaknął, obserwując go uważnie. Wcale nie podobało mu się, jak oczy tego chłopaka ciągle uciekały w stronę bruneta. To było podejrzane. 
– Ja przyjechałem z rodziną na tydzień – wytłumaczył, jakby przed chwilą zadano pytanie. – Jacques musiał powstrzymać prychnięcie. Przecież go to nie obchodziło. – I już widzę, że będziemy się tu świetnie bawić. 
Blake, który milczał od pewnego czasu, wyciągnął telefon z kieszeni i sprawdził godzinę. 
– Dobra, wy sobie tutaj pogadajcie, a ja wezmę prysznic, bo cały się kleję… – Spojrzał z niechęcią na swoją koszulkę. – Zaraz wracam. 
Gdyby spojrzenie mogło zabijać, mężczyzna z pewnością byłby teraz martwy. Szatyn posłał mu lodowate spojrzenie, którego ten nie zauważył, albo nie chciał zauważyć, gdy przechodził obok niego, wchodząc do domku. 
– Usiądziemy? – zapytał Jacques, wskazując na ławki znajdujące się na werandzie. Stanie na jednej nodze i opieranie się o ścianę, zaczynało mu ciążyć. Z westchnieniem ulgi opadł na drewno i spojrzał na chłopaka, który usiadł naprzeciwko. Wydawał się przyjazny i uśmiechał się delikatnie, z sympatią, ale coś w nim sprawiało, że Bright czuł się zirytowany. 
– Co ci się stało w nogę? – zagadał Nate, wyraźnie nie chcąc siedzieć w krępującej ciszy, która wcale nie przeszkadzała drugiemu chłopakowi. Wręcz przeciwnie, ten wydawał się całkiem zadowolony, gdy rozglądał się na boki, ignorując blondyna. 
– To? – Spojrzał na swoją kostkę i skrzywił się. – Źle stanąłem. Blake mówi, że to tylko stłuczenie, ale boli jak cholera. 
– Współczuję. – Nate pokiwał głową. – Pamiętam, jak skręciłem kostkę w drugiej klasie. Cholernie irytujące. 
– Mhm… – Jacques mruknął lekceważąco, a następnie ziewnął. Przez chwilę pozwolił panować krępującej ciszy, nim w końcu niedbale zapytał: – Wspominałeś, że przyjechałeś tu z rodziną…? 
– Och, tak! – Nate wydawał się niezwykle żywiołowym chłopakiem. Uśmiechał się szeroko i kiwał entuzjastycznie głową. – Z tatą i młodszą siostrą. To nasz pierwszy raz w Kolorado, więc zapowiada się naprawdę fajna wycieczka. 
Szatyn z ledwością powstrzymał się przed wywróceniem oczami. Ten chłopak brzmiał jak szczęśliwy dziesięciolatek. Nic dziwnego, że dogadał się z Blake’em. 
– Nie jesteś trochę za stary na takie rodzinne wyjazdy…? – zasugerował, zupełnie nie przejmując się tym, że może zostać uznany za chamskiego. Nie zależało mu na jego opinii. 
– Może. – Blondyn wzruszył ramionami i spojrzał na niego poważnym wzrokiem. – Mój ojciec niedawno wyszedł ze szpitala, a że już wcześniej planował wakacje tutaj… Kiedyś się nie zgodziłem i mocno tego pożałowałem. 
Nie było tego po nim widać, ale Jacques poczuł się trochę zawstydzony. Nie takiej odpowiedzi się spodziewał i teraz samemu nie wiedział, co powiedzieć. Zagryzł dolną wargę i spojrzał na niego już z mniejszą niechęcią niż wcześniej. 
– Wybacz. Nie powinienem pytać – mruknął w końcu. – Ja jestem tutaj, bo nie potrafiłem odmówić matce, tak że… – przyznał szczerze, wzruszając ramionami. 
– Tak? – Nate od razu spojrzał na niego z większym zainteresowaniem, wręcz pochylając się nad stołem, żeby być bliżej. – Blake nie mówił, co tu robicie. Wspominał tylko, że będziecie tu dwa tygodnie. Wiesz... – Oblizał wargi, posyłając Jacques’owi porozumiewawcze spojrzenie. – Myślałem, że ty i on… 
Szatyn zamrugał, dłuższą chwilę patrząc na niego bez wyrazu, nim w końcu roześmiał się, nie do końca szczerze. 
– Ja i Blake? Nigdy w życiu! – Prychnął pod nosem na tę niedorzeczność. Mężczyzna nigdy nie mógłby go zainteresować w ten sposób. 
Blondyn uśmiechnął się, patrząc na niego z lekkim rozbawieniem. 
– To dobrze – mruknął, a coś w jego oczach sprawiło, że Jacques spojrzał na niego z uwagą. 
– To narzeczony mojej matki – wyjaśnił, z satysfakcją obserwując, jak mina drugiego chłopaka rzednie. – Nie dogadujemy się, więc wysłała nas tutaj, żebyśmy się w końcu "zintegrowali". 
– Och. – Nate spojrzał na niego z głupią miną, zapewne zawstydzony swoimi wcześniejszymi myślami. – Wydawało mi się… 
– Że jest gejem? – Jacques prychnął, choć przecież dobrze wiedział od Lily, że Blake nie jest wcale tak bardzo hetero, jak udaje. Nie zamierzał jednak informować o tym siedzącego przed nim chłopaka, któremu wyraźnie mężczyzna wpadł w oko. – To chyba ostatnia osoba, o której bym tak pomyślał. 
Blondyn podrapał się po głowie, patrząc na niego z zażenowaniem. 
– Głupio wyszło – mruknął, uciekając wzrokiem. – Sorry. 
– Luz. – Machnął dłonią. 
Ten właśnie moment wybrał sobie Blake, aby wrócić. Miał na sobie spodenki do kolan i… tylko spodenki. Jacques momentalnie odwrócił głowę, a Nate zagapił się głupio odkryty tors mężczyzny. Szatyn zmarszczył brwi i gdyby mógł, to kopnąłby go pod stołem. Nie mógł jednak, bo jedną kostkę wciąż miał niesprawną, więc skrzyżował jedynie ramiona na piersi i odchrząknął. 
– Jak tam? – Blake, zupełnie nie dostrzegając reakcji nastolatków, usiadł obok Jacques’a i splótł dłonie. 
–  W porządku. – Blondyn uśmiechnął się szeroko. – Chyba będę się już zbierał… 
– Nie zjesz z nami śniadania? – Mężczyzna zerknął na niego, odpowiadając na uśmiech. Od początku zauważył, że mieli z Natem podobne zainteresowania, więc chciał jeszcze trochę z nim pogadać. 
– Jeśli to nie problem… 
– Jacq, poradzisz sobie? 
Szatyn otworzył szerzej oczy, patrząc w szoku na Blake’a. Na jego wyzywające spojrzenie, arogancki uśmiech… A wczoraj wydawał się taki miły! 
– Żartujesz sobie? – prychnął, a następnie zacisnął usta w wąską linię. Chwilę później wstał jednak i kuśtykając, ruszył do wejścia. Zerknął jeszcze przez ramię i burknął: – Chodź na chwilę. 
Gdy obaj znaleźli się w środku, obrócił się gwałtownie, niemal przy tym się wywracając i dźgnął mężczyznę palcem w nagą pierś. 
– Nie jestem kurą domową! – warknął, marszcząc brwi. 
Blake uśmiechnął się z rozbawieniem, ale nie cofnął się. Ostentacyjnym ruchem odsunął jego dłoń od swojego ciała, co mogło wyglądać trochę tak, jakby brzydził się jego dotyku. 
– Nie jesteś – potwierdził, brzmiąc tak, jakby przemawiał do małego dziecka. – Ale jestem pewien, że gdybyśmy to my pojawili się u nich tak wcześnie, to też zaprosiliby nas na śniadanie. – Uniósł dłoń, aby go uciszyć. – A z racji tego, iż ja gotować nie umiem, a otruć nikogo raczej nie chcemy… 
– Kto nie chce, ten nie chce – burknął Jacques, przerywając mu. 
– Jak zwykle miły – skomentował, uśmiechając się cierpko. – W porządku? 
– To ostatni raz. – Szatyn spojrzał na mężczyznę ze złością, ale posłusznie zaczął kuśtykać w stronę kuchni. – Jak skończę, to cię zawołam, żebyś wszystko zabrał. 
– Mhm. – Blake kiwnął na potwierdzenie głową, patrząc jeszcze przez chwilę, jak Jacques znika w wejściu do salonu, a następnie uśmiechnął się pod nosem i wrócił do Nate’a. Czuł się trochę tak, jakby właśnie oswoił dzikiego kota. 
Nastolatek ze złością mieszał składniki na patelni, co rusz spoglądając przez niewielkie okno i patrząc na Blake’a oraz ich nowego sąsiada. Ci wydawali się wyjątkowo dobrze dogadywać i najwyraźniej nie odczuwali różnicy wieku, która między nimi była. Nie wiedzieć czemu, szatyna strasznie to irytowało. Może było to spowodowane tym, iż wiedział, że mężczyzna nie jest do końca hetero, a drugi chłopak wyraźnie na niego leci? To miałoby sens, bo Jacques, choć nie znosił faceta matki, nie chciał, by ta cierpiała. 
– Dupek – burknął, mając na myśli oczywiście Blake’a, który wmanewrował go w przygotowywanie śniadania. Mężczyzna nie wiedział jeszcze, że nie ma co liczyć na obiad. Bright nie był aż tak miły. Poza tym wciąż bolała go kostka. 
Gdy wyłożył jajecznicę na talerzyki i ułożył kanapki na oddzielnym naczyniu, otworzył okno i zawołał bruneta. Z zaskoczeniem stwierdził, że nie musi na niego czekać, bo ten dosłownie trzydzieści sekund później pojawił się w kuchni, uśmiechając się do niego z zadowoleniem. 
– Ładnie pachnie – skomentował, ale w odpowiedzi otrzymał jedynie ostre spojrzenie chłopaka. Ten wciąż był zirytowany i nie zapowiadało się na to, by tak łatwo mu przeszło. 
– Zanieś to. – Jacques wskazał na przygotowane śniadanie, wręcz rozkazując mężczyźnie. Nie czekając na jakąkolwiek reakcje, pokuśtykał przez salon, a następnie otworzył drzwi wejściowe i wyszedł na werandę. Od razu uderzyło w niego gorące powietrze, a on odetchnął i opadł na jedną z ławek. Momentalnie też poczuł ulgę, gdy wyprostował nogę i oparł się o ścianę domku. 
– Wszystko w porządku? – Nate uśmiechnął się do niego, choć nie był to już tak szeroki uśmiech, jak jeszcze kilkadziesiąt minut temu, gdy rozmawiali. Jacques od razu zrozumiał, że Blake musiał coś powiedzieć na jego temat i dlatego blondyn zachowywał się teraz trochę inaczej. Oczywiście nie zależało mu na jego opinii, ale irytowało go, że ten dupek go obgaduje. 
– Jasne – mruknął, odpowiadając podobnym uśmiechem. 
Mężczyzna pojawił się chwilę później. Niósł tacę (Jacques naprawdę nie wiedział, skąd on ją wziął) z przygotowanym jedzeniem. Rozłożył wszystko jak rasowa kelnerka, a następnie zajął miejsce obok szatyna, przy czym jego twarz wciąż zdobił szeroki uśmiech. Był zdecydowanie za bardzo zadowolony, zdaniem chłopaka. I ten zupełnie nie wiedział, czym było to spowodowane. 
– Mhm, dobre – pochwalił blondyn, gdy zaczęli jeść. – Blake wspominał, że świetnie gotujesz. 
Zapewne gdyby Jacques chwilę wcześniej nie przełknął, teraz oplułby się jajecznicą, którą sam przygotował. Spojrzał z zaskoczeniem najpierw na chłopaka, który siedział naprzeciwko niego, a następnie na faceta swojej matki, który znajdował się obok. Już chwalenie jego umiejętności, gdy znajdowali się sam na sam, było podejrzanie miłe i szczerze zawstydzające dla szatyna, ale mówienie o tym innym? I nie miało znaczenia, że Blake pochwalił go przed chłopakiem, którego poznali godzinę temu, i którego zapewne już nigdy więcej nie zobaczą, gdy wrócą do domu. To nadal było wstrząsające. 
– Naprawdę? – wykrztusił w końcu, wbijając wzrok w swój talerz. W tym momencie marzył tylko o tym, by się nie zaczerwienić. Nie wiedział jednak, co więcej powiedzieć, więc po prostu zamilkł, kontynuując spożywanie śniadania. Nie dane mu było jednak długo siedzieć w ciszy, bo Nate najwyraźniej wciąż chciał mu coś przekazać. 
– Mhm – przytaknął. – I to strasznie nie fair, stary. Ty nie chwaliłeś się, że twój przyszły ojciec jest pisarzem. I to jeszcze jakim! 
Jacques zacisnął wargi, powstrzymując się przed komentarzem. Blake natomiast roześmiał się, szczerze rozbawiony zachowaniem nastolatka. Zwykle nie ujawniał swojej tożsamości, ale gdy zeszli na temat książek i chłopak zaczął wychwalać jego powieści, poczuł się nieco niezręcznie i po prostu nie mógł się powstrzymać. Niestety, wyjawienie prawdy odniosło całkiem inny skutek, bo blondyn zaczął się w niego wpatrywać jak w jakiegoś bożka, przez co mężczyzna miał ochotę zapaść się pod ziemię. Może nie należał do skromnych osób, ale tak wielka atencja ze strony czytelnika zawsze go peszyła. 
– Przesadzasz. – Pokręcił głową, nabijając na widelec kawałek pomidorka. 
– Przesadzam? – Nate prychnął, żywo gestykulując. – Wszyscy moi znajomi czytają twoje książki! 
Blake pozwolił sobie na skrępowany uśmiech, który z pewnością nie należał do częstych widoków. 
– To miłe – mruknął. 
Jacques przysłuchiwał się rozmowie tej dwójki i coraz wyraźniej było widać zdumienie na jego twarzy. Zachowanie mężczyzny było tak niepodobne do tego, jakie szatyn znał na co dzień, że teraz nie za bardzo rozumiał, skąd się brało. Wystarczyło, że Nate pochwalił jego książki, a ten niemal rumienił się jak panienka. To było dziwne. 
– Ja nie czytałem żadnej – wypalił, tym samym zwracając na siebie ich uwagę. W oczach Blake’a dostrzegł obojętność, ale Nate wyraźnie był zdumiony jego wypowiedzią. 
– Serio? – mruknął. – Mieszkasz z TAKIM pisarzem i nie czytałeś żadnej jego książki? 
Szatyn prychnął, wzruszając ramionami. 
– Najwyraźniej nie jest TAKI, skoro nigdy o nim nie słyszałem – mruknął, zupełnie ignorując fakt, iż rozmawia o osobie, która siedzi obok niego, jakby jej nie było. – Poza tym uważaj – jeszcze trochę i się zakochasz. 
Nate zamarł, zamrugał, a następnie spłonił się i spuścił wzrok. Nie odpowiedział nic, zatykając się kanapką, a Jacques przez chwilę cieszył się swoim małym zwycięstwem, nim nie poczuł kopnięcia w kostkę. W tę bolącą, uściślając. Zacisnął zęby, czując promieniujący ból wzdłuż nogi. Obrócił się w stronę Blake’a i spojrzał na niego wściekle. Ten zresztą odpowiedział podobnym spojrzeniem, a następnie ostentacyjnie odwrócił wzrok i zajął się jedzeniem. Reszta śniadania minęła im w krępującej ciszy. 
– Nie musiałeś być taki chamski. – To było pierwsze, co Blake powiedział do Jacques’a, gdy wszedł do salonu. Nate opuścił ich od razu po śniadaniu, wymawiając się tym, że musi spędzić czas z rodziną, choć brunet wiedział, że jego ucieczka była spowodowana słowami nastolatka. Sam pewnie też nie poczułby się najlepiej, gdyby ktoś posądził go o zakochanie się w innym mężczyźnie tylko przez prymat tego, że jest jego fanem. Był zirytowany niezrozumiałym dla niego zachowaniem szatyna i zaraz po posiłku zamknął się w swoim pokoju, żeby odreagować. Spędził godzinę na bezproduktywnym przeglądaniu internetu, a gdy jego złość w końcu zelżała, postanowił opuścić swoją kryjówkę. Na chłopaka wpadł od razu, bo ten wylegiwał się na kanapie w salonie. 
– Nie byłem chamski. – Jacques prychnął, unosząc głowę znad telefonu i obserwując mężczyznę. Ten usiadł na jednym z krzeseł, w jednej ręce trzymając książkę. – Tylko żartowałem. 
– Bardzo zabawne. – Blake spojrzał na niego jak rodzic, karcący swoje dziecko, co od razu sprawiło, że chłopak się naburmuszył. Nie miał zamiaru słuchać wykładu od mężczyzny z mentalnością pięciolatka. – To był nasz gość, Jacq. Poza tym naprawdę nie rozumiem, co ci w nim nie odpowiada. Jest miły. 
– Jest miły, bo zachwyca się twoimi książkami? – Uśmiechnął się kpiąco. 
– Co? Nie! Zwariowałeś? – Brunet wyglądał na szczerze oburzonego tą sugestią, co nie wiedzieć czemu, bardzo rozbawiło nastolatka. – Jest w porządku i tyle. Poza tym powinieneś się cieszy, że ktoś zamieszkał obok nas – nie będziesz skazany tylko i wyłącznie na moje towarzystwo. 
– On nie jest lepszą alternatywą – burknął, odrzucając telefon na kanapę i zakładając ramiona na piersi. – Poza tym nie ciesz się tak bardzo. Nate jest gejem. 
Już dawno nie czuł takiego zadowolenia jak teraz, gdy mógł oglądać szczere zaskoczenie na twarzy mężczyzny. Ten znieruchomiał, a jego rozwarte usta zamarły, przez co wyglądał jak idiota. Pełen zadowolenia uśmiech pojawił się na twarzy Jacques’a. 
– S-skąd wiesz…? – wykrztusił w końcu, a jego oczy przybrały podejrzliwy wyraz. 
– Wyczułem. – Wzruszył ramionami, a widząc, że Blake już chce coś powiedzieć, najpewniej zaprzeczyć, dodał: – Zresztą, sam mi powiedział. Pytał nawet, czy jesteś wolny. Najwyraźniej Nate wcale nie leci na książki, a na twoją dupę. 
Brunet wyraźnie próbował pozbierać się po dopiero co otrzymanej informacji. Oblizał wargi, odetchnął i wstał. Może ich nowy sąsiad faktycznie był gejem, ale zachwyt nad jego twórczością był autentyczny. Potrafił rozpoznać prawdziwego fana. 
– Jedno nie wyklucza drugiego, dzieciaku – prychnął i ruszył w stronę wyjścia. Chciał posiedzieć trochę samemu, poczytać książkę i pomyśleć. 
Jacques zamrugał, spodziewając się trochę innej reakcji. Zwykle Blake na samo wspomnienie homoseksualizmu krzywił się i rzucał niewybrednymi żartami (zwykle po to, żeby go zirytować), a teraz nic? 
– Zaraz… – mruknął, wykręcając głowę i patrząc na bruneta z niezrozumieniem. – A gdzie żarty o pedałach? 
– Jacq, Jacq, Jacq… – Blake pokręcił głową, a na jego twarzy pojawił się kpiący uśmieszek. – Czy Nate wygląda na pedała? Nie. Czy ty na niego wyglądasz? Sam sobie odpowiedz. – Puścił mu oczko i zaśmiał się pod nosem. – Na razie. 
„Pieprzony dupek” – pomyślał, uderzając pięścią w oparcie kanapy, gdy mężczyzna zniknął mu z oczu. Znów udało mu się wygrać. 

***

Jacques bezskutecznie starał się znaleźć Blake’a w internecie. Wpisywał w wyszukiwarkę różne hasła, ale jedyny pisarz o imieniu i nazwisku Sherwood, którego udało mu się namierzyć, nie żył już od trzydziestu lat. I o ile mężczyzna nie był oszustem i pod nikogo się nie podszywał (istniała taka możliwość, Jacques sądził, że wszystkiego można się po nim spodziewać), to musiał pisać pod pseudonimem. To było jedyne logiczne wytłumaczenie.
Przez chwilę zastanawiał się, czy nie zadzwonić do mamy i nie zapytać jej o to, ale ostatecznie zrezygnował, wiedząc dobrze, że Katherina wygadałaby wszystko swojemu partnerowi. A Jacques wcale nie chciał, by Blake dowiedział się o jego poszukiwaniach. Nie zamierzał wyjawiać mu, że Nate zaciekawił go na tyle, że postanowił znaleźć jakąś książkę mężczyzny i ją przeczytać. Oczywiście tylko po to, by potwierdzić swoje przypuszczenia o jej beznadziejności i móc się z niego naśmiewać. To był jedyny powód. 
W ostateczności zdecydował się na – w swoim mniemaniu – sprytny plan. Schował telefon do kieszeni, zszedł z kanapy i pokuśtykał do drzwi wejściowych. Gdy tylko znalazł się na werandzie, od razu jego wzrok spoczął na Blake’u, który rozstawił sobie leżak i siedział na nim, czytając książkę. 
Jacques odchrząknął i zapytał: 
– Mogę pożyczyć twojego laptopa? 
Mężczyzna spojrzał na niego z niezrozumieniem widocznym w tych niezwykle niebieskich oczach, dopiero po chwili ogarniając. Wyraźnie było widać, że chłopak wyrwał go z jakiejś pasjonującej historii.  
– Po co? – zapytał, marszcząc brwi. 
– Chciałem pogadać z Nickiem przez Skype’a. Tak będzie wygodniej. 
Blake zmierzył go spojrzeniem, nie do końca przekonany. 
– Dobrze, ale jeśli go zep… 
– Dzięki – burknął i nie czekając, aż ten skończy mówić, wszedł do domku. Od razu też skierował się do pokoju mężczyzny. Laptop znajdował się na łóżku i szatyn wziął go pod pachę, nie oglądając się na resztę rzeczy znajdujących się w pomieszczeniu. Nie był nimi zbytnio zainteresowany. 
Gdy wszedł do swojej sypialni, zamknął drzwi na klucz i pospiesznie odpalił urządzenie. Dopiero wtedy przypomniało mu się, że nie zapytał o hasło. Szybko jednak okazało się, że żadne hasło nie jest mu potrzebne. 
– Frajer – skomentował, od razu odnajdując odpowiedni folder. Kliknął w niego i… wtedy pojawiła się prośba o kod. Jacques zaklął, choć w duchu roześmiał się. Może Blake nie był tak głupi, na jakiego wyglądał… 
Włączył przeglądarkę internetową, wpisał „Joe Hill pdf” w Google i pobrał pierwszą powieść, która się pojawiła. I zaczął czytać.

13 komentarzy:

  1. Jacq to mały zazdrośnik 😆 Ciekawe czy Nate jeszcze zajdzie mu za skórę :) Bawi mnie też fakt ze Blakowy gejdar w ogóle nie działa 😄
    Ciekawe czy Jacquesowi spodoba się książka Blakea, coś czuję że tak. No i nie mogę się doczekać kiedy i jak ich do siebie popchniesz. Super rozdział, dziękuję bardzo i pozdrawiam 😀

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gejdar Blake'a w ogóle nie działa... bo to Blake xD Jego podejście do homoseksualizmu jest specyficzne, rodzina też miała duży wpływ na to i gdyby wyczuwał gejów, to prawdopodobnie by się załamał xD
      Bardzo dziękuję za komentarz ;D
      Również pozdrawiam.

      Usuń
  2. No i mam cudowny rozdział. Tak cieniutka przeciekająca zazdrość bardzo mi się podoba. Mam nadzieję na szybką kontynuację bo nie mogę się doczekać dalszego ciągu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałabym, żeby pojawiła się szybka kontynuacja, ale na razie zaliczam jedynie opóźnienia czasowe... Mam nadzieję, że uda mi się wyrobić w terminie ;P
      Dziękuję za komentarz ;>

      Usuń
  3. Z każdym rozdziałem robi się tutaj coraz bardziej uroczo. :D Uwielbiam Jacquesa, w szczególności kiedy sobie biedak kuśtyka. Aż mi się zrobiło go żal, gdy Blake kopnął go w kostkę, niemal poczułam ten ból.
    Nata nie polubiłam wcale. I to nie poprzez zazdrość o Blake'a, którą podzielam z Jacquesem, a po prostu wydał mi się jakiś taki irytujący... za dużo podlizywania się panu pisarzowi, o. :D
    Czekam na następny rozdział. Ostatnio coraz bardziej wciągam się w to opowiadanie, więc życzę ci jak zwykle masy weny i pomysłów. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyda się wena, pomysły też, ale przede wszystkim czas, bo wiecznie cierpię na jego brak :P
      Ból i ja poczułam, gdy to pisałam. Ale stwierdziłam, że Blake nie może być tak delikatny dla niego, więc tak dla kontrastu... xD
      Cieszę się, że Ci się podoba.
      Pozdrawiam ;>

      Usuń
  4. Zastanawia mnie na ile sobie Nate przez ten tydzień pozwoli i ile będzie miał udziału w zbliżeniu do siebie głównych bohaterów... bo tak łatwo to on się raczej nie wycofa, optymistów z reguły nie da się ot tak pozbyć. xD
    Współczucie i kwiaty dla Jacquesa i jego obolałej kostki, a dla Blake'a kubeł zimnej wody za kopanie poszkodowanego. QwQ
    Czuję, że po ogarnięciu książek pana pisarza, dzieciak nabierze do niego nieco szacunku, może nawet odkryje jego nowe oblicze, które facet przed nim ukrywał... =w=
    Ogółem rozdział, jak i całe opowiadanie, po prostu świetne, Zapytaj pozwala jednak fajnych ludzi znaleźć. XD Lekko się czyta, fabuła całkiem ciekawa, bohaterowie lekko mnie irytują momentami, ale dadzą się lubić.
    Weny i czasu na dalsze pisanie życzę! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Optymizm Nate'a z pewnością jeszcze nie raz rozdrażni Jacquesa. To mogę obiecać xD
      Cieszę się, że opowiadanie Ci się podoba. Nowi czytelnicy zawsze są mile widziani :D No i założenie konta na zapytaju jednak się opłaciło xD
      Dziękuję i pozdrawiam ;>

      Usuń
  5. Dawno nie komentowałam ale wiedz, że czytam każdy rozdział zaraz po opublikowaniu ^.^ po prostu jestem typowym leniem i nie che mi się nic pisać :(
    Puki co jestem zachwycona. Z początku obawiałam się tego, co możesz wymyślić... Ale wszystko jest w sam raz!
    Miły jest ten niepokój podczas czytania, kiedy nie wiem czy zaraz się czasem nie pokłócą.
    I ta powoli rodząca się między nimi dziwna relacja. Niby z jednej strony chłopak i facet jego matki, z drugiej zaś młody gej i pociągający biseks. I dla tego czasami nie wiem co mam myśleć o niektórych scenach.
    Najbardziej jednak, gryzło mnie to jak Blake przenosił śpiącego J. Chociaż próbowałam wmówić sobie "to tylko ojczym zajmuje się swoim pasierbem" to jednak czerwona dioda waliła po oczach wrzeszcząc "halo! akcja się zaczyna! jeszcze chwila i oboje zdradzą Kath!!".
    A no właśnie. Fajne jest to, że nie ma takiego BUM w każdym rozdziale. Niby przejaw dobroci pisarza był szokiem, to jednak kolesie nie zaczynają być kumplami z dnia na dzień. Powili, tak to być powinno i tak jest! Niech cię Merlin za to błogosławi! (Bo własnie tego brakowało mi w Drarry)
    Czasami faktycznie wolno leci czas ale potem to nadrabiasz więc jest ok ;)
    Nie no... błagam... serio? Zrobił sobie coś z KOSTKĄ.?! Nie mogłaś wymyśleć czegoś o kolanie? Że się przewalił czy coś... Kostka - numer każdej laski w typowym romansidle na zwrócenie uwagi fajnego kolesia. Kurcze, zrobiłaś z J babe! Ja rozumiem, że artysta, że inny niż rówieśnicy, że homoseksualista, ale kobieto! daj mu czasami trochę więcej cech faceta a nie rozkapryszonej nastolatki. ((ale kiedy się tak zastanowić to faceci często pieszczą sie gorzej niż laski... :/ ))
    No i ten blondasek, wielki fan. Niby dobrze, że J mu dogadał, ale z drugiej strony mi go trochę szkoda. Mam nadzieję, że jeszcze się pojawi i sporo namiesza.
    Pytanko z dupy - Czy nazwisko B ma jakieś większe znaczenie?
    I ta ostatnia scena... Ciekawe czy Blake się zorientuje po co młodemu tak na prawdę był jego laptop. No i czy książka mu się spodoba?

    Ach! Bo w między czasie były jeszcze "Szpakowate nóżki". Nigdy więcej czegoś takiego nie przeczytam. Czytałam to w nocy a potem miałam okropny koszmar. Nietypowy, ale fajny pomysł. I chociaż z każdym kolejnym zdaniem dioda wrzeszczała "wyłącz to!!" ja wciągałam się coraz bardziej i nie potrafiłam przestać....

    A wgl to podoba mi się playlista xp

    Dużo czasu życzę! ^.^ I niech wena będzie z Tobą!

    bd czekać, bd czytać
    buziaki, sarah ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wypraszam sobie. Daleko temu do typowego romansidła xDD A już tak serio - stanęło na kostce, bo stwierdziłam, że w górach jest to najbardziej prawdopodobne. W końcu tam najłatwiej źle stanąć i coś sobie skręcić :P
      Jacq faktycznie zachowuje się czasem jak rozkapryszona nastolatka, ale właśnie taki ma być. Przynajmniej na razie.
      Odpowiadając na Twoja pytanie: nie, nazwisko Blake'a nie ma żadnego znaczenia. A z czymś Ci się kojarzy? :D
      Jeśli chodzi o reakcję Jacquesa na książkę Blake'a, to wszystko w następnym rozdziale ;)
      Cieszę się, że "Szpakowate nóżki" Ci się podobały :D Czasem dobrze jest napisać coś innego.
      Mi też się playlista podoba xD
      Dziękuję za komentarz ;>
      P.s. W drarry faktycznie fabuła leciała bardzo szybko i zdaję sobie sprawę z tego, że ten tekst ma dużo błędów. Mam nadzieję, że w "Pęknięciach" uda mi się ich uniknąć ;)

      Usuń
  6. Hej,
    wspaniały rozdział, och Jacq z tą zazdrością uroczo, a Nate jest trochę tski irytujący, ale w końcu może się przydać do popchnięcia Jacq do działania, ciekawe czy mh się spodoba ta książka, mam wrażenie, że tak...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej,
    wspaniały rozdział, Jacques z tą zazdrością to uroczo wyszedł, Nate bardzo mnie irytuje, ale może w końcu się przydać do popchnięcia Jacq do działania ;) ciekawe czy spodoba mu się ta książka, mam jakeś wrażenie, że tak...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej,
    wspaniały rozdział, Jacques cudownie wyszedł z tą zazdrością, Nate i ta jego postawa mnie irytuje, ale może to się przydać aby popchnąć Jacqesa do działania ;) ciekawe czy spodoba mu się ta książka? mam wrażenie, że tak...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń