_________________________________________________________________
Jacques
nie wiedział, jak to się stało, że obaj wylądowali w tym miejscu. Może
brakowało im asertywności, by odmówić, a może po prostu zbyt mocno kochali
Katherine. Nie znał powodu, ale fakt był taki, iż siedział na miejscu pasażera,
zaraz obok Blake’a, który prowadził, i obaj jechali na wspaniałe, męskie
wakacje. Miał ochotę zrobić sobie krzywdę.
Blake
i Jacques rzadko kiedy w czymś się zgadzali, ale w tym przypadku myśleli tak
samo – najgorszy pomysł na świecie. Obaj nie byli zadowoleni z tego wyjazdu i
obaj czuli, że zmarnują tylko czas. Oczywiście wszystko już sobie zaplanowali.
Nastolatek zamierzał poznać nowych ludzi, znaleźć jakiegoś przystojniaka i dać
mu się zaprowadzić na szczyt (dosłownie). Blake natomiast chciał jedynie
zamknąć się w pokoju i pisać. Miał gdzieś przyrodę i świeże, górskie powietrze.
Nie robiło to na nim żadnego wrażenia.
Cisza
w samochodzie dosyć szybko stała się nieznośna. Na tyle, by mężczyzna sięgnął
do radia i włączył przypadkową stację. Wnętrze samochodu wypełniły popowe nuty,
a brunet automatycznie skrzywił się i od razu zmienił stację. Jego usta
wykrzywiły się w zadowolonym uśmieszku, gdy tylko usłyszał pierwsze nuty jednej
z piosenek AC/DC. Zrelaksował się, podkręcając głośniej i nie zwracając uwagi
na nastolatka.
Jacques,
gdy tylko zauważył, że Blake majstruje przy radiu, od razu wiedział, że nie
skończy się to najlepiej. I jeśli pop szczególnie mu nie przeszkadzał, to
rockowe dźwięki od razu wywołały u niego skrzywienie. Jego gust różnił się
całkowicie od gustu mężczyzny, więc nic dziwnego, że chwilę później wyciągnął
dłoń i wyłączył radio. Nie zamierzał się odzywać, wracając do wpatrywania się w
boczną szybę, ale nie potrafił zignorować ręki Blake’a, która wystartowała do
przycisku i po raz kolejny włączyła muzykę. Wtedy Jacques ją wyłączył.
Nie
wiedzieli, ile razy włączali i wyłączali radio, ale Blake w końcu warknął,
porządnie rozsierdzony, i spojrzał ze złością na nastolatka.
–
Zostaw, bo zepsujesz! – syknął, teraz bardziej skupiając się na szatynie niż na
drodze.
–
Ja?! To ty zacząłeś! – Chłopak aż kipiał ze złości. – I patrz na drogę, do
cholery!
Mężczyzna
prychnął, wywracając oczami.
–
Spokojnie, dzieciaku. Nie zabiję cię, nie w ten sposób. – Po raz kolejny
odpuścił, nie chcąc kłócić się przez kilka godzin o muzykę. Nie lubił jednak
ciszy, więc po chwili odezwał się, zerkając kątem oka na znudzonego chłopaka. –
Czego słuchasz?
Zero
reakcji. Blake pomyślał, że Jacques nie zrozumiał pytania, więc sprecyzował:
–
Jakiej muzyki słuchasz?
Znów
cisza. Westchnął z rozdrażnieniem, mocniej ściskając kierownicę.
–
Nie zamierzasz ze mną rozmawiać?
–
Co cię to, kurwa, obchodzi? – Jacques rzadko przeklinał, ale przy tym
mężczyźnie objawiały się wszystkie jego najgorsze cechy. Zupełnie nie potrafił
tego kontrolować.
Brunet
wzruszył ramionami, nieporuszony jego słowami. Wiedział, że chłopak lubi
atakować go słownie i czasem nawet udawało mu się go sprowokować, ale nie tym
razem.
–
Nic. – Wzruszył ramionami. – Ale skoro już zapytałem, to mógłbyś odpowiedzieć.
–
Klasyka.
–
Słucham?
–
Muzyka klasyczna, do cholery.
Mężczyzna
uśmiechnął się pod nosem. Mógł się tego spodziewać.
–
Oczywiście, że klasyczna – prychnął.
Jacques
spojrzał na niego ze złością.
–
Co to miało znaczyć? – zapytał, mrużąc oczy.
–
Nie, nic. – Pokręcił głową. – To po prostu było takie oczywiste. Mogłem się
domyślić.
–
Żeby myśleć, najpierw trzeba posiadać mózg.
–
Brawo, Jacq. Żart ci się wyostrzył. Jeszcze jakieś fantastyczne spostrzeżenia?
– Uniósł jedną brew, zerkając na niego kątem oka. W chwilach, gdy dzieciak nie
doprowadzał go do szału (czyli bardzo rzadko) zwyczajnie go bawił.
–
Pieprz się. – Jacques odwrócił głowę, spoglądając na osiedla, które mijali.
–
Aktualnie nie mam z kim.
–
Chryste, to obrzydliwe – skomentował, krzywiąc się z obrzydzenia. Było to
oczywiście wymuszone, bo chłopak nigdy nie myślał o Blake’u w kontekście seksu,
choć mgliście pamiętał jego cholernie dobry wygląd, gdy postanowił założyć
garnitur. Oczywiście zaraz po wyjeździe swoich rodziców wcisnął go do szafy i
znów zaczął chodzić w wytartych spodniach i starych koszulkach, a lekka
fascynacja Jacques’a została wyparta przez zdegustowanie.
–
Wystarczy Blake. – Usłyszał i przez chwilę mrugał, nie rozumiejąc, o co
mężczyźnie chodzi, ale gdy tylko dotarł do niego sens słów, teatralnie uderzył
dłonią w czoło.
–
Jesteś takim idiotą… – Pokręcił głową. Naprawdę nie rozumiał, dlaczego jego matka była
zafascynowana tym facetem. Przecież on miał umysł dziesięciolatka, a jego
wygląd nie był aż tak spektakularny, by od razu za niego wychodzić, do cholery!
–
Możliwe. – Brunet wzruszył ramionami. – Wolę być idiotą, niż takim sztywniakiem
jak ty.
Jacques
aż sapnął, niemal całym ciałem przekręcając się w stronę Blake’a. Jedną nogę
podkurczył, zginając ją w kolanie i wsuwając pod drugą. Patrzył przy tym ze
złością na profil mężczyzny, widząc ten irytujący uśmieszek, który nieraz
chciał mu zetrzeć z twarzy własną pięścią.
–
Kto niby jest sztywniakiem...? – burknął, czując, że jego ego zostało w tym
momencie poważnie naruszone. Nie był sztywny! Był młodym, kulturalnym i dobrze
wychowanym chłopakiem, ale lubił też imprezować, pić alkohol i uprawiać
przygodny seks. Przecież na tym ostatnim Blake sam go nakrył! Jak mógł mówić,
że był sztywny?!
–
A nie jesteś? – Mężczyzna uniósł brwi w geście zdziwienia, a następnie odwrócił
na chwilę wzrok i zerknął z rozmysłem na krocze nastolatka. – W moim
towarzystwie?
Po
tym pytaniu skupił całkowicie swoją uwagę na drodze i samochodach jadących
przed nimi. Mógł wyczuć osłupienie dzieciaka, który z pewnością nie tego się
spodziewał i to cholernie go satysfakcjonowało. Uwielbiał drażnić Jacques’a.
Widok jego rozzłoszczonego wzroku i oburzenia widocznego na twarzy był naprawdę
przyjemną rozrywką i Blake żałował, że nie może się teraz temu przyglądać, ale
w ostateczności mógł cieszyć się chwilową ciszą pełną niedowierzania i
konsternacji ze strony chłopaka.
W
ostatnim czasie Blake nie czuł się najlepiej. Rozmyślał nad wyprowadzką, może
nawet chwilą separacji od Kath i jej syna, żeby znów złapać oddech i znaleźć
siłę do walki z dzieciakiem. Jednakże od kiedy dowiedział się o tym wyjeździe,
jakby wszystko poszło w zapomnienie. Pomysł z wyprowadzką wydał mu się nagle
głupi, a ostatnie sprzeczki z Jacques’em zabawne. I choć uważał, że ten wyjazd
to najgorszy pomysł na jaki mogła wpaść jego narzeczona, to z drugiej strony
czuł, że jeśli nie zabije chłopaka w przeciągu dwóch dni, będzie mógł chociaż
wyciągnąć z tego trochę rozrywki dla siebie.
Tymczasem
nastolatek wciąż tkwił w zbyt wielkim szoku, by odpowiedzieć na zaczepkę
mężczyzny. Bo, choć ta była żałosna i całkowicie w stylu Blake’a, to szatyn nie
mógł przestać myśleć o swoim zdumieniu (bardzo pozytywnym, a jakże), gdy ujrzał
go w garniturze, ze zmierzwionymi włosami i poważnym spojrzeniem. Czy nie
pomyślał sobie wtedy, że z przyjemnością by go przeleciał? Czy nie pomyślał tak
o narzeczonym swojej matki? A teraz nie potrafił mu odpowiedzieć, zbyt
przerażony swoimi myślami, bo choć nigdy nie stanął mu przez Blake’a, to jednak
nie potrafił powstrzymać się przed myśleniem o atrakcyjności mężczyzny.
–
Jesteś popierdolony… – wydusił w końcu, odwracając głowę i wbijając wzrok w
widok za szybą. Czuł się dziwnie podenerwowany i na dodatek miał poczucie, że
tę małą bitwę pomiędzy nimi przegrał. Był zbyt zaskoczony, by dostatecznie
szybko odpowiedzieć, a jego własne myśli wcale nie pomagały.
Reszta
podróży minęła im w całkowitej ciszy, ale tym razem nie przeszkadzała ona
Blake’owi, który wciąż odczuwał satysfakcję ze swojego zwycięstwa. Był trochę
zaskoczony, że Jacques nie odszczeknął mu się, jak to miał w zwyczaju, ale
złożył to na karb zaskoczenia. Dzięki temu zadowolony uśmieszek nie znikł z jego
twarzy jeszcze przed długi czas.
***
Lot
do Kolorado był męczący, ale podróż wynajętym autem do zarezerwowanego domku
okazała się katorgą. Nic więc dziwnego, że gdy dotarli na miejsce, Jacques
odetchnął i z radością powitał wolność. Miał nadzieję, że gdy tylko znajdą się
wewnątrz domku, każdy uda się w swoją stronę i nie będą musieli ze sobą rozmawiać.
Jak to jednak bywało z narzeczonym jego matki, ten nigdy nie dawał o sobie
zapominać.
–
Może pomógłbyś mi, co?
Jacques
spojrzał obojętnie na mężczyznę. Blake starał się wyciągnąć torby z bagażnika,
ale wyraźnie nie mógł sobie poradzić, a chłopak nie chciał spędzić wieczności,
czekając na swoje rzeczy. Podszedł więc do niego, ale zaraz tego pożałował, bo
mężczyzna nagle wyciągnął walizki i wcisnął mu aż trzy, samemu zabierając
jedynie podręczny bagaż oraz laptopa.
Szatyn
zamrugał, nie mogąc uwierzyć, że dał się tak wrobić. Nie miał zamiaru nosić
rzeczy Blake’a.
–
Jeśli myślisz, że to zaniosę…
Mężczyzna
wzruszył ramionami i wyciągnął klucze od domku, które kilka minut wcześniej
dostał od przemiłego staruszka, od którego Kath wynajmowała budynek. Jacques
był w nim kiedyś, gdy był jeszcze dzieckiem, ale nie miał z tego miejsca
najlepszych wspomnień. Wtedy mieszkali jeszcze z ojcem, który na każdym kroku
go oceniał i krytykował.
–
Ja prowadziłem – stwierdził, jakby było to usprawiedliwieniem jego zachowania.
– Poza tym jeśli nie chcesz spać na dworze, to radziłbym ci je przynieść. –
Zamachał kluczykami i uśmiechając się kpiąco, wszedł do środka. Naprawdę nieźle
się bawił, widząc oburzenie na twarzy chłopaka.
Jacques
zacisnął zęby, czując, że kolejny raz przegrał. Nie chciał nosić rzeczy
Blake’a, ale znał go już na tyle, by wiedzieć, że mężczyzna z pewnością się nie
ugnie i nie wpuści go do środka, dopóki nie zobaczy swoich walizek. Klnąc pod
nosem, zaczął mozolnie wnosić jeden bagaż za drugim i stawiać je przed
drzwiami. W końcu, gdy wszystkie trzy znajdowały się w odpowiednim miejscu, a
on oddychał znacznie szybciej, nacisnął klamkę i wszedł do środka. Przez chwilę
nawet myślał, że drzwi okażą się zamknięte, ale najwyraźniej mężczyzna nie był
aż takim chujem, za jakiego go uważał.
–
Wniosłeś? – Usłyszał.
„A
jednak jest takim chujem” – pomyślał Jacques, wchodząc do środka i ciągnąc za
sobą trzy walizki, które na szczęście miały kółka. Nie zamierzał odpowiadać
Blake’owi, bez słowa wchodząc do wnętrza domku, który był utrzymany w
klasycznym stylu. Zbudowany z drewna i niepomalowany w środku wyglądał jak
typowa, górska chatka i chłopakowi nawet by się to podobało, gdyby te niezbyt
przyjemne wspomnienia z dawnych lat. Nie mógł uwierzyć, że jego matka
zarezerwowała ten sam domek. Czy naprawdę już o niczym nie pamiętała?
Blake’a
znalazł w pomieszczeniu, które pełniło funkcję salonu, choć daleko było mu do
normalnego salonu w ich prawdziwym domu. Mężczyzna leżał na brązowej kanapie, z
nogami przewieszonymi przez zagłówek i jednym ramieniem podłożonym pod głowę.
–
I co? Poradziłeś sobie? – dopytał, znów uśmiechając się z zadowoleniem, a
Jacques powstrzymał chęć uderzenia go w żołądek. Zignorował go i ciągnąc za
sobą swoje walizki, ruszył do pokoju, który zajmował jako dzieciak. Dawno go tu
nie było, ale doskonale pamiętał, że pomieszczenie z jednym, pojedynczym
łóżkiem znajdowało się obok salonu. Wszedł do środka i poczuł się tak, jakby
miał deja vu. Praktycznie wszystko było takie samo. Firanki w oknie były inne,
a meble odmalowane, ale chłopak i tak czuł się, jakby cofnął się o kilka lat.
–
Chcesz coś do jedzenia? – Aż podskoczył, słysząc Blake’a tuż za sobą. Odwrócił
się i ujrzał go, opierającego się o futrynę. Był zaskoczony, że ten w ogóle
zapytał, ale nie dostrzegł niczego złośliwego w jego spojrzeniu, więc spokojnie
odpowiedział.
–
Nie. Położę się.
–
Ta, ja też. – Mężczyzna zawahał się, jakby chciał powiedzieć coś jeszcze, ale
nie wiedział jak. Jacques uniósł jedną brew, patrząc na niego wyczekująco i…
podejrzliwie. Nie potrafił się powstrzymać. – Wiesz, to będą długie dwa
tygodnie… Chyba lepiej będzie, jak zakopiemy topór wojenny na ten czas i
uspokoimy się. Postaraj się, dobra?
–
Ja mam się postarać? – prychnął z niedowierzaniem. On był po prostu bezczelny.
Blake
wywrócił oczami. Jacques znów przekręcał jego słowa.
–
My się mamy postarać. Obaj. – Skrzywił się. – Nie jesteś pępkiem świata. – Z
tymi słowami odwrócił się i wyszedł.
Nastolatek
westchnął, już teraz czując, że będą to wyjątkowo długie dwa tygodnie. Nie miał
pojęcia, jak wytrzyma w jednym domu z tym człowiekiem, nie starając się
przynajmniej raz go ukatrupić. Już teraz mógł mieć pewność, że będzie to
cholernie trudne zadanie.
Otworzył
jedną ze swoich walizek i wyciągnął z niej ręcznik oraz czyste bokserki.
Zamierzał wziąć prysznic, a następnie iść spać. Był wykończony lotem i jazdą
samochodem, i naprawdę miał gdzieś to, że był środek dnia.
Wyszedł
na korytarz, pamiętając, że łazienka znajdowała się naprzeciwko jego pokoju,
ale od razu zaklął, gdy pociągnął klamkę, a ta ani drgnęła.
–
Blake, wyłaź! Muszę wziąć pysznić!
Przez
chwilę stał pod drzwiami, nasłuchując i czekając na odpowiedź, a po jakichś
dwóch minutach usłyszał dźwięk wody odbijającej się od szkła. Kopnął ze złością
w drzwi i od raz zaklął głośno, gdy jego duży palec u nogi zapulsował ostrym
bólem po spotkaniu z twardym drewnem. Utykając i złorzecząc pod nosem, wrócił
do swojego pokoju i trzasnął drzwiami. Mógł iść spać bez prysznica.
***
Blake
uśmiechnął się pod nosem, namydlając swoje ciało. Złość Jacques’a sprawiała mu
niezwykłą przyjemność. Musiał jednak przyznać, że sam był wykończony podróżą,
więc szybko skończył mycie i wyszedł spod prysznica. Chatka, która z zewnątrz
wyglądała niepozornie, w środku okazała się naprawdę dobrze wyposażona.
Większość rzeczy wyglądała na nowe i zadbane. Z zaskoczeniem stwierdził, że
nawet mu się tu podobało.
Zawinął
ręcznik wokół swoich bioder i opuścił łazienkę. W domku panowała cisza, ale nie
był pewien, czy dzieciak zasnął, czy może się obraził. Po namyśle stwierdził,
że go to nie obchodzi i poszedł zwiedzać inne pomieszczenia. Nie było ich zbyt
wiele, bo jedynie ciasna, niezbyt wygodna kuchnia, do której przechodziło się z
salonu i jego pokój z dwuosobowym łóżkiem, który znajdował się po prawej
stronie od wejścia, obok łazienki.
Wyciągnął
bokserki z walizki i założył je na tyłek, jednocześnie rozglądając się po
pokoju. Nie był zbyt duży, ale miał łóżko i sporej wielkości szafę, która
została ustawiona w kącie pomieszczenia. Blake po zastanowieniu
stwierdził, że powinien się wypakować, skoro zamierzają spędzić tu całe
dwa tygodnie, ale oczywiście nie zamierzał się spieszyć. Najpierw chciał spać.
Położył
się na łóżku, z zadowoleniem odkrywając, że było przyjemnie miękkie. Pościel
pachniała świeżością i proszkiem do prania, a on wsunął się pod nią,
przykrywając się po sam czubek głowy. Wystarczyło kilka minut, by w pokoju dało
się słyszeć ciche pochrapywanie.
***
Jacques’a
obudziły promienie słoneczne. Zmarszczył brwi i wyciągnął dłoń w poszukiwaniu
telefonu. Mgliście pamiętał, że zanim poszedł się odświeżyć, zostawił go na
niewielkiej szafce, która stała obok łóżka. Gdy okazało się, że Blake zajmuje
łazienkę, wrócił, rzucił rzeczy na walizki i od razu położył się na łóżku,
nawet nie ściągając z siebie koszulki. Tak też zasnął i teraz skrzywił się, gdy
poczuł, jak materiał klei się od potu. Telefon znalazł na szafce. Aż otworzył
szerzej oczy, gdy dostrzegł godzinę. Było wpół do siódmej. Nie mógł uwierzyć,
że przespał tyle godzin.
Jęknął
cicho i przekręcił się na plecy. Był wypoczęty, ale nie chciało mu się wstawać.
Musiał jednak się wysikać i wziąć prysznic, a następnie poszukać jakiegoś
jedzenia, bo jego żołądek domagał się wypełnienia. W końcu podniósł się, omal
się przy tym nie wywracając, bo jego nogi zaplątały się w kołdrę, a następnie
zabrał rzeczy, które przygotował dzień wcześniej i powędrował do łazienki.
Nigdzie nie słyszał Blake’a, ale ten mógł jeszcze spać. Było w końcu wcześnie.
Doprowadzenie
się do względnego porządku zajęło mu piętnaście minut. Wyszedł z łazienki i w
samych bokserkach powędrował do kuchni. Otworzył lodówkę z nadzieją, że może
jednak znajdzie w niej cokolwiek, ale oczywiście była pusta. Jedzenie, które
zabrali ze sobą, już dawno się skończyło, a żaden z nich nie pomyślał o
zrobieniu zakupów przed przyjazdem do domku. Zaklął i podrapał się po głowie.
Minęło ponad piętnaście godzin, od kiedy miał coś w ustach, a jego brzuch już
bolał z głodu. Nie pamiętał jednak, czy w pobliżu znajduje się jakiś sklep, a
nie miał siły na bezsensowne poszukiwania. W końcu postanowił obudzić Blake’a i
poprosić go, by pojechał szukać sklepu. Mógł się przynajmniej na coś przydać…
Drzwi
od pokoju nie były zamknięte, więc pchnął je i z zaskoczeniem stwierdził, że w
środku nie było nikogo. Łóżko było zaścielone, walizka stała w kącie, a torba z
laptopem znajdowała się na szafce nocnej (znacznie większej od tej, która stała
w jego pokoju, jak szybko zauważył). Zmarszczył brwi i opuścił pokój. Blake’a
na pewno nie było w chatce, to oczywiste. Może pojechał po jakieś zakupy?
Otworzył drzwi wejściowe i wyszedł na werandę, choć wcale nie było takiej
potrzeby, bo samochód dostrzegł od razu po otwarciu drzwi. Nic już z
tego nie rozumiał.
Pomimo
wczesnej godziny, słońce świeciło zaskakująco mocno i Jacques’owi, który stał
na werandzie w samych bokserkach, nie było wcale chłodno. Wręcz przeciwnie –
było mu wyjątkowo przyjemnie, gdy słońce ogrzewało jego wilgotną po prysznicu
skórę.
Był
w trakcie przeciągania się, gdy z prawej strony dostrzegł zbliżającą się
sylwetkę. Blake miał na sobie szorty i szarą koszulkę, na której widniały plamy
potu. Do tego słuchawki w uszach i buty do biegania. Gdy znalazł się na
podjeździe, nie zaszczycił Jacques’a nawet jednym spojrzeniem, od razu
przechodząc do rozciągania mięśni. Chłopak starał się odwrócić wzrok, ale nie
mógł nie przyznać, że ciało mężczyzny robiło na nim wrażenie. Tak samo jak jego
codzienne bieganie, bo on jakoś nigdy nie potrafił zmotywować się do takiego
wysiłku.
–
Nie ma jedzenia – zakomunikował, gdy Blake skończył ćwiczenia i zbliżył się do
werandy.
–
Zauważyłem. – Uśmiechnął się krzywo. – Po drodze jest sklep. Możemy jechać po
jakieś zakupy, jak tylko wezmę prysznic.
–
W porządku.
Mężczyzna
wyminął go, ale po chwili odwrócił się i posłał mu badawcze spojrzenie.
–
Ale najpierw możemy poszukać jakiejś knajpki i tam zjeść śniadanie, jeśli
jesteś bardzo głodny.
–
Um… – Jacques zamrugał, nie spodziewając się takiej propozycji i tego, że Blake
będzie po prostu… miły. To było bardzo niepodobne do niego. Zmrużył oczy,
posyłając mu podejrzliwe spojrzenie. – Chętnie. Tylko się ubiorę.
Mężczyzna
kiwnął głową i wszedł do chatki.
– Za dziesięć minut przy
samochodzie – krzyknął jeszcze, nim do uszu chłopaka dotarł dźwięk
zatrzaskiwanych drzwi, zapewne od łazienki. Nagłe, ugodowe usposobienie Blake’a
wydawało mu się podejrzane, choć może ten po prostu starał się tak, jak mówił
dzień wcześniej? W tym wypadku Jacques też postanowił częściej gryźć się w
język i ograniczyć zjadliwości. Może wtedy te dwa tygodnie miną znacznie
szybciej?
Pierwsze koty za płoty:-)
OdpowiedzUsuńsuper ale chce się duzooooo więcej:-)
Chociaż wiedziałam, że kolejna historia twojego autorstwa podbije moje serce to jednak nie sądziłam, że w aż tak krótkim czasie :D
OdpowiedzUsuńKatherine chciała dobrze wysyłając swoich 'chłopców' na ten męski wypad. Ale mam przeczucia, że to wcale dobrze sie dla niej nie skończy. :(
Chociaż nie lubię tasiemców, to to mógłby być dla mnie wyjątek. Widok dokładne opisywanych 2tygodni przez kilka miesięcy jest na prawdę kuszący :3
bd czekać, bd czytać
buziaki ;3
Nawet nie wiesz, jaką radość mi sprawiłaś, gdy zauważyłam, że pojawił się tutaj ktoś, kto czytał również drarry :P
UsuńMoże nie będą to dokładnie opisane 2 tygodnie, ale obiecuję, że będzie się trochę działo :D
Bardzo dziękuję za komentarz i pozdrawiam ;)
Blake zachowuje się gorzej niż Jaq, no normalnie emocjonalnie jest chyba młodszy od tego nastolatka - przynajmniej tak było podczas podróży i tuż po niej :) Od rana jest niby dorosły tylko ciekawe na jak długo? No i ostatnio Jaques jakoś tak oklapł, chyba rzeczywiście czuje się trochę winny, ale jak Blake będzie go tak prowokował to coś czuję że polecą iskry 😆 I oczywiście nie mogę się tego doczekać 😄 To będą bardzo interesujące dwa tygodnie 😉 Bardzo dziękuję 😘
OdpowiedzUsuńBlake faktycznie często zachowuje się jak dzieciak, ale duży wpływ ma na to Jacq. Oni obaj prowokują się nawzajem i wywołują u siebie dziecinne zachowania xDD
UsuńNa pewno będzie się działo - tyle mogę zapewnić :P
Pozdrawiam!
Taki jakiś mdły ten rozdział. Może to wina mojego rozkojarzenia, może czego innego. W każdym razie nie zawsze muszą być fajerwerki, krew, pot i wędrówka przez Piekło do Nieba, więc się nie czepiam.
OdpowiedzUsuńMasz kilka błędów konstrukcyjnych, przez co osobiście miałam jak się pośmiać w miejscach do tego nieprzeznaczonych.
Tak z merytorycznych rzeczy - BOKSERKI!!! Ja wiem, że niektórzy mężczyźni je lubią, ale w yaojcach to już plaga. Jest tyle bielizny, a wszyscy muszą tylko w tych bokserkach popylać, żeby przypadkiem nie było widać, co mają pod gaciami.
No, ale chłopaki może się wreszcie dogadają, Jackquese znajdzie jakiegoś fajnego parobka ;P
Miałaś mnie powiadamiać... Żółtka kartka.
Pozdrawiam,
Kuroneko, nigrumcor.blogspot.com
Wybacz, ale nim wróciłam do domu i włączyłam kompa, to Ty już zdążyłaś skomentować... xDD
UsuńNastępnym razem postaram się Cię powiadomić, ale jeśli znów mnie wyprzedzisz, to już naprawdę nie jest moja wina :P
Na Twojego bloga zajrzę, jak tylko znajdę wolną chwilę (pewnie jak znowu zachowuje) i oczywiście nie mam nic przeciwko temu, że zamieściłaś u siebie link do mojego opka. Wręcz przeciwnie, to bardzo miłe.
Pozdrawiam cieplutko ;)
Uroczyście ci oświadczam że jeśli spróbujesz lub chociaż po myślisz by przerwać to opowiadanie, to nie wiem jak i nie wiem kiedy ale znajdę cię i sprawie że rodzina matka cię niezidentyfikuje
OdpowiedzUsuńNie no przesadzamy, ale opko naprawdę mi się podoba i z niecierpliwością czekam na dalszy rozwój akcji ;)
Ren
To... cholernie miła groźba xD Cieszę się, że wzbudziłam aż tyle emocji, choć zapewne powinnam się bać :P
UsuńDziękuję za komentarz ;)
Bardzo ciekawa fabuła, czuję, że może być dramatycznie oby nie tragicznie. Tak czy inaczej ktoś będzie cierpiał. Bardzo jestem ciekawa jak to dalej się potoczy. Pozdrawiam i życzę weny.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się jak tonujesz akcję. Wszystko wydaje się płynąć wolno, ale zawsze coś się dzieje. Może przez to czyta się naprawdę bardzo płynnie i przyjemnie.
OdpowiedzUsuńTrochę się zawiodłam, że rodzina Blake'a wyjechała (naprawdę bardzo ich polubiłam, fajnie przedstawieni fanatycy), ale zaraz zrekompensowałaś to tym wyjazdem. W ogóle, uwielbiam przekomarzania Blake'a i Jacquesa, są dość uroczy w tym. :D Blake to faktycznie duże dziecko, w sumie nie wiem, czy Jacq nie jest przypadkiem od niego trochę dojrzalszy, ale przy niektórych starciach reprezentują ten sam poziom. No jak ich nie kochać? A scena z przełączaniem radia całkiem zabawna. Myślę, że już możemy przygotować się na całą serię takich złośliwości, bo Jacq i Blake sam na sam w jednym domku to chyba niezbyt dobre połączenie. Chociaż... mam kilka pomysłów, w jaki sposób mogliby zacieśnić więzi :D
Z drugiej jednak strony, jak myślę o tym, że Jacq i Blake poczuliby coś do siebie, okropnie żal mi Kat. W końcu ta kobieta kocha ich obu, nie mam pojęcia jak mogłaby sobie poradzić z takim ciosem. No ale zobaczymy co wymyślisz, naprawdę jestem ciekawa tego opowiadania i w którą stronę się ono potoczy. :)
Weny życzę i masy pomysłów.
Bardzo dziękuję za tyle ciepłych słów :D
UsuńBlake faktycznie jest dużym dzieckiem, więc z pewnością ten wyjazd będzie pełen ich wspólnych przekomarzań, choć liczę na to, że uda też mi się pokazać tę jego drugą, bardziej dojrzałą stronę.
I w sumie to jeszcze nie wiem, jak to wszystko rozwiąże. Mam wiele koncepcji, więc jak na razie przyszłość nawet dla mnie pozostaje zagadką.
Ach, i przy okazji chciałabym Ci bardzo podziękować za reklamę na Twoim blogu. Nie oszukujmy się - wielu czytelników zawdzięczam właśnie Tobie :P
Także dziękuję i pozdrawiam ;>
Może to co zaraz napiszę będzie nieprofesjonalne, ale... myślę, że bardzo dobrze, że opowiadanie dopiero tworzy się w Twojej głowie. Są takie teksty, które warto zaplanować, no i są takie, które powinny zaskoczyć samego autora. Nie jestem zwolenniczką planowania wszystkiego od A do Z, czasem trzeba dać swojej wyobraźni pole do popisu. :)
UsuńA co do reklamy, bardzo się cieszę, że zyskujesz moich czytelników. Po to przecież mam zakładkę "polecam". Zresztą, nie wrzucam tam byle czego, każdego z blogów uważam za godnego uwagi. :) No a w Twoje opowiadanie sama się wkręciłam, więc tym bardziej mnie to cieszy. :D
To jest naprawdę fantastycznie napisane, o czym już wspominałam. :) Nadal nie mam czasu by nadrobić poprzednie rozdziały, więc trochę nie ogarniam ale może jutro znajdę czas.
OdpowiedzUsuńyour-lucky-day-in-hell.blog.pl
~Arco Iris
Hahhahahaha, to naprawdę bardzo miłe :D
UsuńChoć jednak polecam rozpoczęcie czytania od początku, bo wtedy może bardziej rozjaśni Ci się relacja Blake'a z Jacquesem.
Dziękuję za komentarz ;>
Czeeeść ^^
OdpowiedzUsuńNatrafiłam na tego bloga w sumie przypadkiem i przesiedziałam popołudnie czytając wszystkie, sześć rozdziałów "Pęknięcia".
Argh! Ale mi się to opowiadanie spodobało!
Nie masz mi za złe, że komentuję go od tego rozdziału, prawda?
Chcę być na bieżąco z tym, co tutaj masz >.<
Tak miło mi się to czytało ^^
Wszystko rozwija się tak powoli... Niuh. Lubię <3
Sama do końca nie wiem, kto się tutaj gorzej zachowuje xD Ale to z drugiej strony takie urocze ^^ Lubię motyw takiego wkurzania się, a potem mimo wszystko szukania wspólnego języka.
W ogóle jakoś mnie tak rozśmieszyła wizja Jacquesa, który niesie wszystkie bagaże, podczas gdy panicz Blake z malutą torbą i laptopikiem xD A nich się młody męczy!
Ok, teraz nie mogę wysiedzieć, bo chcę wiedzieć jak spędzą te dwa tygodnie!
Czekam z niecierpliwością na siódmy rozdział :)
Trzymaj się i wysyłam duuużo weny!
Hejka. Oczywiście, że nie mam Ci za złe, iż komentujesz od tego rozdziału. Cieszy mnie każdy komentarz, naprawdę.
UsuńMam nadzieję, że najbliższe rozdziały (ich wspólne dwa tygodnie) Cię nie zawiodą ;)
Pozdrawiam cieplutko!
Hej,
OdpowiedzUsuńrozdział wspaniały, no jak to się mówi, pierwsze koty za płoty... ciekawe jak ten wyjazd się skończy...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńfantastycznie, jak to się tam mówi, pierwsze koty za płoty... ;) och ciekawi mnie bardzo jak ten wyjazd się skończy... ;)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej,
OdpowiedzUsuńcudownie, ciekawa jestem jak ten ich wyjazd się skończy... ;)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza