poniedziałek, 10 października 2016

Pęknięcia - Rozdział 6

Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze. Są niezmiernie motywujące <3
_________________________________________________________________

Jacques nie wiedział, jak to się stało, że obaj wylądowali w tym miejscu. Może brakowało im asertywności, by odmówić, a może po prostu zbyt mocno kochali Katherine. Nie znał powodu, ale fakt był taki, iż siedział na miejscu pasażera, zaraz obok Blake’a, który prowadził, i obaj jechali na wspaniałe, męskie wakacje. Miał ochotę zrobić sobie krzywdę.
Blake i Jacques rzadko kiedy w czymś się zgadzali, ale w tym przypadku myśleli tak samo – najgorszy pomysł na świecie. Obaj nie byli zadowoleni z tego wyjazdu i obaj czuli, że zmarnują tylko czas. Oczywiście wszystko już sobie zaplanowali. Nastolatek zamierzał poznać nowych ludzi, znaleźć jakiegoś przystojniaka i dać mu się zaprowadzić na szczyt (dosłownie). Blake natomiast chciał jedynie zamknąć się w pokoju i pisać. Miał gdzieś przyrodę i świeże, górskie powietrze. Nie robiło to na nim żadnego wrażenia.
Cisza w samochodzie dosyć szybko stała się nieznośna. Na tyle, by mężczyzna sięgnął do radia i włączył przypadkową stację. Wnętrze samochodu wypełniły popowe nuty, a brunet automatycznie skrzywił się i od razu zmienił stację. Jego usta wykrzywiły się w zadowolonym uśmieszku, gdy tylko usłyszał pierwsze nuty jednej z piosenek AC/DC. Zrelaksował się, podkręcając głośniej i nie zwracając uwagi na nastolatka.
Jacques, gdy tylko zauważył, że Blake majstruje przy radiu, od razu wiedział, że nie skończy się to najlepiej. I jeśli pop szczególnie mu nie przeszkadzał, to rockowe dźwięki od razu wywołały u niego skrzywienie. Jego gust różnił się całkowicie od gustu mężczyzny, więc nic dziwnego, że chwilę później wyciągnął dłoń i wyłączył radio. Nie zamierzał się odzywać, wracając do wpatrywania się w boczną szybę, ale nie potrafił zignorować ręki Blake’a, która wystartowała do przycisku i po raz kolejny włączyła muzykę. Wtedy Jacques ją wyłączył.
Nie wiedzieli, ile razy włączali i wyłączali radio, ale Blake w końcu warknął, porządnie rozsierdzony, i spojrzał ze złością na nastolatka.
– Zostaw, bo zepsujesz! – syknął, teraz bardziej skupiając się na szatynie niż na drodze.
– Ja?! To ty zacząłeś! – Chłopak aż kipiał ze złości. – I patrz na drogę, do cholery!
Mężczyzna prychnął, wywracając oczami.
– Spokojnie, dzieciaku. Nie zabiję cię, nie w ten sposób. – Po raz kolejny odpuścił, nie chcąc kłócić się przez kilka godzin o muzykę. Nie lubił jednak ciszy, więc po chwili odezwał się, zerkając kątem oka na znudzonego chłopaka. – Czego słuchasz?
Zero reakcji. Blake pomyślał, że Jacques nie zrozumiał pytania, więc sprecyzował:
– Jakiej muzyki słuchasz?
Znów cisza. Westchnął z rozdrażnieniem, mocniej ściskając kierownicę.
– Nie zamierzasz ze mną rozmawiać?
– Co cię to, kurwa, obchodzi? – Jacques rzadko przeklinał, ale przy tym mężczyźnie objawiały się wszystkie jego najgorsze cechy. Zupełnie nie potrafił tego kontrolować.
Brunet wzruszył ramionami, nieporuszony jego słowami. Wiedział, że chłopak lubi atakować go słownie i czasem nawet udawało mu się go sprowokować, ale nie tym razem.
– Nic. – Wzruszył ramionami. – Ale skoro już zapytałem, to mógłbyś odpowiedzieć.
– Klasyka.
– Słucham?
– Muzyka klasyczna, do cholery.
Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem. Mógł się tego spodziewać.
– Oczywiście, że klasyczna – prychnął.
Jacques spojrzał na niego ze złością.
– Co to miało znaczyć? – zapytał, mrużąc oczy.
– Nie, nic. – Pokręcił głową. – To po prostu było takie oczywiste. Mogłem się domyślić.
– Żeby myśleć, najpierw trzeba posiadać mózg.
– Brawo, Jacq. Żart ci się wyostrzył. Jeszcze jakieś fantastyczne spostrzeżenia? – Uniósł jedną brew, zerkając na niego kątem oka. W chwilach, gdy dzieciak nie doprowadzał go do szału (czyli bardzo rzadko) zwyczajnie go bawił.
– Pieprz się. – Jacques odwrócił głowę, spoglądając na osiedla, które mijali.
– Aktualnie nie mam z kim.
– Chryste, to obrzydliwe – skomentował, krzywiąc się z obrzydzenia. Było to oczywiście wymuszone, bo chłopak nigdy nie myślał o Blake’u w kontekście seksu, choć mgliście pamiętał jego cholernie dobry wygląd, gdy postanowił założyć garnitur. Oczywiście zaraz po wyjeździe swoich rodziców wcisnął go do szafy i znów zaczął chodzić w wytartych spodniach i starych koszulkach, a lekka fascynacja Jacques’a została wyparta przez zdegustowanie.
– Wystarczy Blake. – Usłyszał i przez chwilę mrugał, nie rozumiejąc, o co mężczyźnie chodzi, ale gdy tylko dotarł do niego sens słów, teatralnie uderzył dłonią w czoło.
– Jesteś takim idiotą… – Pokręcił głową. Naprawdę nie rozumiał, dlaczego jego matka  była zafascynowana tym facetem. Przecież on miał umysł dziesięciolatka, a jego wygląd nie był aż tak spektakularny, by od razu za niego wychodzić, do cholery!
– Możliwe. – Brunet wzruszył ramionami. – Wolę być idiotą, niż takim sztywniakiem jak ty.
Jacques aż sapnął, niemal całym ciałem przekręcając się w stronę Blake’a. Jedną nogę podkurczył, zginając ją w kolanie i wsuwając pod drugą. Patrzył przy tym ze złością na profil mężczyzny, widząc ten irytujący uśmieszek, który nieraz chciał mu zetrzeć z twarzy własną pięścią.
– Kto niby jest sztywniakiem...? – burknął, czując, że jego ego zostało w tym momencie poważnie naruszone. Nie był sztywny! Był młodym, kulturalnym i dobrze wychowanym chłopakiem, ale lubił też imprezować, pić alkohol i uprawiać przygodny seks. Przecież na tym ostatnim Blake sam go nakrył! Jak mógł mówić, że był sztywny?!
– A nie jesteś? – Mężczyzna uniósł brwi w geście zdziwienia, a następnie odwrócił na chwilę wzrok i zerknął z rozmysłem na krocze nastolatka. – W moim towarzystwie?
Po tym pytaniu skupił całkowicie swoją uwagę na drodze i samochodach jadących przed nimi. Mógł wyczuć osłupienie dzieciaka, który z pewnością nie tego się spodziewał i to cholernie go satysfakcjonowało. Uwielbiał drażnić Jacques’a. Widok jego rozzłoszczonego wzroku i oburzenia widocznego na twarzy był naprawdę przyjemną rozrywką i Blake żałował, że nie może się teraz temu przyglądać, ale w ostateczności mógł cieszyć się chwilową ciszą pełną niedowierzania i konsternacji ze strony chłopaka.
W ostatnim czasie Blake nie czuł się najlepiej. Rozmyślał nad wyprowadzką, może nawet chwilą separacji od Kath i jej syna, żeby znów złapać oddech i znaleźć siłę do walki z dzieciakiem. Jednakże od kiedy dowiedział się o tym wyjeździe, jakby wszystko poszło w zapomnienie. Pomysł z wyprowadzką wydał mu się nagle głupi, a ostatnie sprzeczki z Jacques’em zabawne. I choć uważał, że ten wyjazd to najgorszy pomysł na jaki mogła wpaść jego narzeczona, to z drugiej strony czuł, że jeśli nie zabije chłopaka w przeciągu dwóch dni, będzie mógł chociaż wyciągnąć z tego trochę rozrywki dla siebie.
Tymczasem nastolatek wciąż tkwił w zbyt wielkim szoku, by odpowiedzieć na zaczepkę mężczyzny. Bo, choć ta była żałosna i całkowicie w stylu Blake’a, to szatyn nie mógł przestać myśleć o swoim zdumieniu (bardzo pozytywnym, a jakże), gdy ujrzał go w garniturze, ze zmierzwionymi włosami i poważnym spojrzeniem. Czy nie pomyślał sobie wtedy, że z przyjemnością by go przeleciał? Czy nie pomyślał tak o narzeczonym swojej matki? A teraz nie potrafił mu odpowiedzieć, zbyt przerażony swoimi myślami, bo choć nigdy nie stanął mu przez Blake’a, to jednak nie potrafił powstrzymać się przed myśleniem o atrakcyjności mężczyzny.
– Jesteś popierdolony… – wydusił w końcu, odwracając głowę i wbijając wzrok w widok za szybą. Czuł się dziwnie podenerwowany i na dodatek miał poczucie, że tę małą bitwę pomiędzy nimi przegrał. Był zbyt zaskoczony, by dostatecznie szybko odpowiedzieć, a jego własne myśli wcale nie pomagały.
Reszta podróży minęła im w całkowitej ciszy, ale tym razem nie przeszkadzała ona Blake’owi, który wciąż odczuwał satysfakcję ze swojego zwycięstwa. Był trochę zaskoczony, że Jacques nie odszczeknął mu się, jak to miał w zwyczaju, ale złożył to na karb zaskoczenia. Dzięki temu zadowolony uśmieszek nie znikł z jego twarzy jeszcze przed długi czas.

***

Lot do Kolorado był męczący, ale podróż wynajętym autem do zarezerwowanego domku okazała się katorgą. Nic więc dziwnego, że gdy dotarli na miejsce, Jacques odetchnął i z radością powitał wolność. Miał nadzieję, że gdy tylko znajdą się wewnątrz domku, każdy uda się w swoją stronę i nie będą musieli ze sobą rozmawiać. Jak to jednak bywało z narzeczonym jego matki, ten nigdy nie dawał o sobie zapominać.
– Może pomógłbyś mi, co?
Jacques spojrzał obojętnie na mężczyznę. Blake starał się wyciągnąć torby z bagażnika, ale wyraźnie nie mógł sobie poradzić, a chłopak nie chciał spędzić wieczności, czekając na swoje rzeczy. Podszedł więc do niego, ale zaraz tego pożałował, bo mężczyzna nagle wyciągnął walizki i wcisnął mu aż trzy, samemu zabierając jedynie podręczny bagaż oraz laptopa.
Szatyn zamrugał, nie mogąc uwierzyć, że dał się tak wrobić. Nie miał zamiaru nosić rzeczy Blake’a.
– Jeśli myślisz, że to zaniosę…
Mężczyzna wzruszył ramionami i wyciągnął klucze od domku, które kilka minut wcześniej dostał od przemiłego staruszka, od którego Kath wynajmowała budynek. Jacques był w nim kiedyś, gdy był jeszcze dzieckiem, ale nie miał z tego miejsca najlepszych wspomnień. Wtedy mieszkali jeszcze z ojcem, który na każdym kroku go oceniał i krytykował.
– Ja prowadziłem – stwierdził, jakby było to usprawiedliwieniem jego zachowania. – Poza tym jeśli nie chcesz spać na dworze, to radziłbym ci je przynieść. – Zamachał kluczykami i uśmiechając się kpiąco, wszedł do środka. Naprawdę nieźle się bawił, widząc oburzenie na twarzy chłopaka.
Jacques zacisnął zęby, czując, że kolejny raz przegrał. Nie chciał nosić rzeczy Blake’a, ale znał go już na tyle, by wiedzieć, że mężczyzna z pewnością się nie ugnie i nie wpuści go do środka, dopóki nie zobaczy swoich walizek. Klnąc pod nosem, zaczął mozolnie wnosić jeden bagaż za drugim i stawiać je przed drzwiami. W końcu, gdy wszystkie trzy znajdowały się w odpowiednim miejscu, a on oddychał znacznie szybciej, nacisnął klamkę i wszedł do środka. Przez chwilę nawet myślał, że drzwi okażą się zamknięte, ale najwyraźniej mężczyzna nie był aż takim chujem, za jakiego go uważał.
– Wniosłeś? – Usłyszał.
„A jednak jest takim chujem” – pomyślał Jacques, wchodząc do środka i ciągnąc za sobą trzy walizki, które na szczęście miały kółka. Nie zamierzał odpowiadać Blake’owi, bez słowa wchodząc do wnętrza domku, który był utrzymany w klasycznym stylu. Zbudowany z drewna i niepomalowany w środku wyglądał jak typowa, górska chatka i chłopakowi nawet by się to podobało, gdyby te niezbyt przyjemne wspomnienia z dawnych lat. Nie mógł uwierzyć, że jego matka zarezerwowała ten sam domek. Czy naprawdę już o niczym nie pamiętała?
Blake’a znalazł w pomieszczeniu, które pełniło funkcję salonu, choć daleko było mu do normalnego salonu w ich prawdziwym domu. Mężczyzna leżał na brązowej kanapie, z nogami przewieszonymi przez zagłówek i jednym ramieniem podłożonym pod głowę.
– I co? Poradziłeś sobie? – dopytał, znów uśmiechając się z zadowoleniem, a Jacques powstrzymał chęć uderzenia go w żołądek. Zignorował go i ciągnąc za sobą swoje walizki, ruszył do pokoju, który zajmował jako dzieciak. Dawno go tu nie było, ale doskonale pamiętał, że pomieszczenie z jednym, pojedynczym łóżkiem znajdowało się obok salonu. Wszedł do środka i poczuł się tak, jakby miał deja vu. Praktycznie wszystko było takie samo. Firanki w oknie były inne, a meble odmalowane, ale chłopak i tak czuł się, jakby cofnął się o kilka lat.
– Chcesz coś do jedzenia? – Aż podskoczył, słysząc Blake’a tuż za sobą. Odwrócił się i ujrzał go, opierającego się o futrynę. Był zaskoczony, że ten w ogóle zapytał, ale nie dostrzegł niczego złośliwego w jego spojrzeniu, więc spokojnie odpowiedział.
– Nie. Położę się.
– Ta, ja też. – Mężczyzna zawahał się, jakby chciał powiedzieć coś jeszcze, ale nie wiedział jak. Jacques uniósł jedną brew, patrząc na niego wyczekująco i… podejrzliwie. Nie potrafił się powstrzymać. – Wiesz, to będą długie dwa tygodnie… Chyba lepiej będzie, jak zakopiemy topór wojenny na ten czas i uspokoimy się. Postaraj się, dobra?
– Ja mam się postarać? – prychnął z niedowierzaniem. On był po prostu bezczelny.
Blake wywrócił oczami. Jacques znów przekręcał jego słowa.
– My się mamy postarać. Obaj. – Skrzywił się. – Nie jesteś pępkiem świata. – Z tymi słowami odwrócił się i wyszedł.
Nastolatek westchnął, już teraz czując, że będą to wyjątkowo długie dwa tygodnie. Nie miał pojęcia, jak wytrzyma w jednym domu z tym człowiekiem, nie starając się przynajmniej raz go ukatrupić. Już teraz mógł mieć pewność, że będzie to cholernie trudne zadanie.
Otworzył jedną ze swoich walizek i wyciągnął z niej ręcznik oraz czyste bokserki. Zamierzał wziąć prysznic, a następnie iść spać. Był wykończony lotem i jazdą samochodem, i naprawdę miał gdzieś to, że był środek dnia.
Wyszedł na korytarz, pamiętając, że łazienka znajdowała się naprzeciwko jego pokoju, ale od razu zaklął, gdy pociągnął klamkę, a ta ani drgnęła.
– Blake, wyłaź! Muszę wziąć pysznić!
Przez chwilę stał pod drzwiami, nasłuchując i czekając na odpowiedź, a po jakichś dwóch minutach usłyszał dźwięk wody odbijającej się od szkła. Kopnął ze złością w drzwi i od raz zaklął głośno, gdy jego duży palec u nogi zapulsował ostrym bólem po spotkaniu z twardym drewnem. Utykając i złorzecząc pod nosem, wrócił do swojego pokoju i trzasnął drzwiami. Mógł iść spać bez prysznica.

***

Blake uśmiechnął się pod nosem, namydlając swoje ciało. Złość Jacques’a sprawiała mu niezwykłą przyjemność. Musiał jednak przyznać, że sam był wykończony podróżą, więc szybko skończył mycie i wyszedł spod prysznica. Chatka, która z zewnątrz wyglądała niepozornie, w środku okazała się naprawdę dobrze wyposażona. Większość rzeczy wyglądała na nowe i zadbane. Z zaskoczeniem stwierdził, że nawet mu się tu podobało.
Zawinął ręcznik wokół swoich bioder i opuścił łazienkę. W domku panowała cisza, ale nie był pewien, czy dzieciak zasnął, czy może się obraził. Po namyśle stwierdził, że go to nie obchodzi i poszedł zwiedzać inne pomieszczenia. Nie było ich zbyt wiele, bo jedynie ciasna, niezbyt wygodna kuchnia, do której przechodziło się z salonu i jego pokój z dwuosobowym łóżkiem, który znajdował się po prawej stronie od wejścia, obok łazienki.
Wyciągnął bokserki z walizki i założył je na tyłek, jednocześnie rozglądając się po pokoju. Nie był zbyt duży, ale miał łóżko i sporej wielkości szafę, która została ustawiona w kącie pomieszczenia. Blake po zastanowieniu stwierdził,  że powinien się wypakować, skoro zamierzają spędzić tu całe dwa tygodnie, ale oczywiście nie zamierzał się spieszyć. Najpierw chciał spać.
Położył się na łóżku, z zadowoleniem odkrywając, że było przyjemnie miękkie. Pościel pachniała świeżością i proszkiem do prania, a on wsunął się pod nią, przykrywając się po sam czubek głowy. Wystarczyło kilka minut, by w pokoju dało się słyszeć ciche pochrapywanie.

***

Jacques’a obudziły promienie słoneczne. Zmarszczył brwi i wyciągnął dłoń w poszukiwaniu telefonu. Mgliście pamiętał, że zanim poszedł się odświeżyć, zostawił go na niewielkiej szafce, która stała obok łóżka. Gdy okazało się, że Blake zajmuje łazienkę, wrócił, rzucił rzeczy na walizki i od razu położył się na łóżku, nawet nie ściągając z siebie koszulki. Tak też zasnął i teraz skrzywił się, gdy poczuł, jak materiał klei się od potu. Telefon znalazł na szafce. Aż otworzył szerzej oczy, gdy dostrzegł godzinę. Było wpół do siódmej. Nie mógł uwierzyć, że przespał tyle godzin.
Jęknął cicho i przekręcił się na plecy. Był wypoczęty, ale nie chciało mu się wstawać. Musiał jednak się wysikać i wziąć prysznic, a następnie poszukać jakiegoś jedzenia, bo jego żołądek domagał się wypełnienia. W końcu podniósł się, omal się przy tym nie wywracając, bo jego nogi zaplątały się w kołdrę, a następnie zabrał rzeczy, które przygotował dzień wcześniej i powędrował do łazienki. Nigdzie nie słyszał Blake’a, ale ten mógł jeszcze spać. Było w końcu wcześnie.
Doprowadzenie się do względnego porządku zajęło mu piętnaście minut. Wyszedł z łazienki i w samych bokserkach powędrował do kuchni. Otworzył lodówkę z nadzieją, że może jednak znajdzie w niej cokolwiek, ale oczywiście była pusta. Jedzenie, które zabrali ze sobą, już dawno się skończyło, a żaden z nich nie pomyślał o zrobieniu zakupów przed przyjazdem do domku. Zaklął i podrapał się po głowie. Minęło ponad piętnaście godzin, od kiedy miał coś w ustach, a jego brzuch już bolał z głodu. Nie pamiętał jednak, czy w pobliżu znajduje się jakiś sklep, a nie miał siły na bezsensowne poszukiwania. W końcu postanowił obudzić Blake’a i poprosić go, by pojechał szukać sklepu. Mógł się przynajmniej na coś przydać…
Drzwi od pokoju nie były zamknięte, więc pchnął je i z zaskoczeniem stwierdził, że w środku nie było nikogo. Łóżko było zaścielone, walizka stała w kącie, a torba z laptopem znajdowała się na szafce nocnej (znacznie większej od tej, która stała w jego pokoju, jak szybko zauważył). Zmarszczył brwi i opuścił pokój. Blake’a na pewno nie było w chatce, to oczywiste. Może pojechał po jakieś zakupy? Otworzył drzwi wejściowe i wyszedł na werandę, choć wcale nie było takiej potrzeby, bo samochód dostrzegł od razu po otwarciu drzwi.  Nic już z tego nie rozumiał.
Pomimo wczesnej godziny, słońce świeciło zaskakująco mocno i Jacques’owi, który stał na werandzie w samych bokserkach, nie było wcale chłodno. Wręcz przeciwnie – było mu wyjątkowo przyjemnie, gdy słońce ogrzewało jego wilgotną po prysznicu skórę.
Był w trakcie przeciągania się, gdy z prawej strony dostrzegł zbliżającą się sylwetkę. Blake miał na sobie szorty i szarą koszulkę, na której widniały plamy potu. Do tego słuchawki w uszach i buty do biegania. Gdy znalazł się na podjeździe, nie zaszczycił Jacques’a nawet jednym spojrzeniem, od razu przechodząc do rozciągania mięśni. Chłopak starał się odwrócić wzrok, ale nie mógł nie przyznać, że ciało mężczyzny robiło na nim wrażenie. Tak samo jak jego codzienne bieganie, bo on jakoś nigdy nie potrafił zmotywować się do takiego wysiłku.
– Nie ma jedzenia – zakomunikował, gdy Blake skończył ćwiczenia i zbliżył się do werandy.
– Zauważyłem. – Uśmiechnął się krzywo. – Po drodze jest sklep. Możemy jechać po jakieś zakupy, jak tylko wezmę prysznic.
– W porządku.
Mężczyzna wyminął go, ale po chwili odwrócił się i posłał mu badawcze spojrzenie.
– Ale najpierw możemy poszukać jakiejś knajpki i tam zjeść śniadanie, jeśli jesteś bardzo głodny.
– Um… – Jacques zamrugał, nie spodziewając się takiej propozycji i tego, że Blake będzie po prostu… miły. To było bardzo niepodobne do niego. Zmrużył oczy, posyłając mu podejrzliwe spojrzenie. – Chętnie. Tylko się ubiorę.
Mężczyzna kiwnął głową i wszedł do chatki.
– Za dziesięć minut przy samochodzie – krzyknął jeszcze, nim do uszu chłopaka dotarł dźwięk zatrzaskiwanych drzwi, zapewne od łazienki. Nagłe, ugodowe usposobienie Blake’a wydawało mu się podejrzane, choć może ten po prostu starał się tak, jak mówił dzień wcześniej? W tym wypadku Jacques też postanowił częściej gryźć się w język i ograniczyć zjadliwości. Może wtedy te dwa tygodnie miną znacznie szybciej?

20 komentarzy:

  1. Pierwsze koty za płoty:-)
    super ale chce się duzooooo więcej:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Chociaż wiedziałam, że kolejna historia twojego autorstwa podbije moje serce to jednak nie sądziłam, że w aż tak krótkim czasie :D
    Katherine chciała dobrze wysyłając swoich 'chłopców' na ten męski wypad. Ale mam przeczucia, że to wcale dobrze sie dla niej nie skończy. :(
    Chociaż nie lubię tasiemców, to to mógłby być dla mnie wyjątek. Widok dokładne opisywanych 2tygodni przez kilka miesięcy jest na prawdę kuszący :3

    bd czekać, bd czytać
    buziaki ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiesz, jaką radość mi sprawiłaś, gdy zauważyłam, że pojawił się tutaj ktoś, kto czytał również drarry :P
      Może nie będą to dokładnie opisane 2 tygodnie, ale obiecuję, że będzie się trochę działo :D
      Bardzo dziękuję za komentarz i pozdrawiam ;)

      Usuń
  3. Blake zachowuje się gorzej niż Jaq, no normalnie emocjonalnie jest chyba młodszy od tego nastolatka - przynajmniej tak było podczas podróży i tuż po niej :) Od rana jest niby dorosły tylko ciekawe na jak długo? No i ostatnio Jaques jakoś tak oklapł, chyba rzeczywiście czuje się trochę winny, ale jak Blake będzie go tak prowokował to coś czuję że polecą iskry 😆 I oczywiście nie mogę się tego doczekać 😄 To będą bardzo interesujące dwa tygodnie 😉 Bardzo dziękuję 😘

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Blake faktycznie często zachowuje się jak dzieciak, ale duży wpływ ma na to Jacq. Oni obaj prowokują się nawzajem i wywołują u siebie dziecinne zachowania xDD
      Na pewno będzie się działo - tyle mogę zapewnić :P
      Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Taki jakiś mdły ten rozdział. Może to wina mojego rozkojarzenia, może czego innego. W każdym razie nie zawsze muszą być fajerwerki, krew, pot i wędrówka przez Piekło do Nieba, więc się nie czepiam.
    Masz kilka błędów konstrukcyjnych, przez co osobiście miałam jak się pośmiać w miejscach do tego nieprzeznaczonych.
    Tak z merytorycznych rzeczy - BOKSERKI!!! Ja wiem, że niektórzy mężczyźni je lubią, ale w yaojcach to już plaga. Jest tyle bielizny, a wszyscy muszą tylko w tych bokserkach popylać, żeby przypadkiem nie było widać, co mają pod gaciami.
    No, ale chłopaki może się wreszcie dogadają, Jackquese znajdzie jakiegoś fajnego parobka ;P
    Miałaś mnie powiadamiać... Żółtka kartka.
    Pozdrawiam,
    Kuroneko, nigrumcor.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybacz, ale nim wróciłam do domu i włączyłam kompa, to Ty już zdążyłaś skomentować... xDD
      Następnym razem postaram się Cię powiadomić, ale jeśli znów mnie wyprzedzisz, to już naprawdę nie jest moja wina :P
      Na Twojego bloga zajrzę, jak tylko znajdę wolną chwilę (pewnie jak znowu zachowuje) i oczywiście nie mam nic przeciwko temu, że zamieściłaś u siebie link do mojego opka. Wręcz przeciwnie, to bardzo miłe.
      Pozdrawiam cieplutko ;)

      Usuń
  5. Uroczyście ci oświadczam że jeśli spróbujesz lub chociaż po myślisz by przerwać to opowiadanie, to nie wiem jak i nie wiem kiedy ale znajdę cię i sprawie że rodzina matka cię niezidentyfikuje
    Nie no przesadzamy, ale opko naprawdę mi się podoba i z niecierpliwością czekam na dalszy rozwój akcji ;)
    Ren

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To... cholernie miła groźba xD Cieszę się, że wzbudziłam aż tyle emocji, choć zapewne powinnam się bać :P
      Dziękuję za komentarz ;)

      Usuń
  6. Bardzo ciekawa fabuła, czuję, że może być dramatycznie oby nie tragicznie. Tak czy inaczej ktoś będzie cierpiał. Bardzo jestem ciekawa jak to dalej się potoczy. Pozdrawiam i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  7. Podoba mi się jak tonujesz akcję. Wszystko wydaje się płynąć wolno, ale zawsze coś się dzieje. Może przez to czyta się naprawdę bardzo płynnie i przyjemnie.
    Trochę się zawiodłam, że rodzina Blake'a wyjechała (naprawdę bardzo ich polubiłam, fajnie przedstawieni fanatycy), ale zaraz zrekompensowałaś to tym wyjazdem. W ogóle, uwielbiam przekomarzania Blake'a i Jacquesa, są dość uroczy w tym. :D Blake to faktycznie duże dziecko, w sumie nie wiem, czy Jacq nie jest przypadkiem od niego trochę dojrzalszy, ale przy niektórych starciach reprezentują ten sam poziom. No jak ich nie kochać? A scena z przełączaniem radia całkiem zabawna. Myślę, że już możemy przygotować się na całą serię takich złośliwości, bo Jacq i Blake sam na sam w jednym domku to chyba niezbyt dobre połączenie. Chociaż... mam kilka pomysłów, w jaki sposób mogliby zacieśnić więzi :D
    Z drugiej jednak strony, jak myślę o tym, że Jacq i Blake poczuliby coś do siebie, okropnie żal mi Kat. W końcu ta kobieta kocha ich obu, nie mam pojęcia jak mogłaby sobie poradzić z takim ciosem. No ale zobaczymy co wymyślisz, naprawdę jestem ciekawa tego opowiadania i w którą stronę się ono potoczy. :)

    Weny życzę i masy pomysłów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za tyle ciepłych słów :D
      Blake faktycznie jest dużym dzieckiem, więc z pewnością ten wyjazd będzie pełen ich wspólnych przekomarzań, choć liczę na to, że uda też mi się pokazać tę jego drugą, bardziej dojrzałą stronę.
      I w sumie to jeszcze nie wiem, jak to wszystko rozwiąże. Mam wiele koncepcji, więc jak na razie przyszłość nawet dla mnie pozostaje zagadką.
      Ach, i przy okazji chciałabym Ci bardzo podziękować za reklamę na Twoim blogu. Nie oszukujmy się - wielu czytelników zawdzięczam właśnie Tobie :P
      Także dziękuję i pozdrawiam ;>

      Usuń
    2. Może to co zaraz napiszę będzie nieprofesjonalne, ale... myślę, że bardzo dobrze, że opowiadanie dopiero tworzy się w Twojej głowie. Są takie teksty, które warto zaplanować, no i są takie, które powinny zaskoczyć samego autora. Nie jestem zwolenniczką planowania wszystkiego od A do Z, czasem trzeba dać swojej wyobraźni pole do popisu. :)

      A co do reklamy, bardzo się cieszę, że zyskujesz moich czytelników. Po to przecież mam zakładkę "polecam". Zresztą, nie wrzucam tam byle czego, każdego z blogów uważam za godnego uwagi. :) No a w Twoje opowiadanie sama się wkręciłam, więc tym bardziej mnie to cieszy. :D

      Usuń
  8. To jest naprawdę fantastycznie napisane, o czym już wspominałam. :) Nadal nie mam czasu by nadrobić poprzednie rozdziały, więc trochę nie ogarniam ale może jutro znajdę czas.

    your-lucky-day-in-hell.blog.pl

    ~Arco Iris

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahhahahaha, to naprawdę bardzo miłe :D
      Choć jednak polecam rozpoczęcie czytania od początku, bo wtedy może bardziej rozjaśni Ci się relacja Blake'a z Jacquesem.
      Dziękuję za komentarz ;>

      Usuń
  9. Czeeeść ^^
    Natrafiłam na tego bloga w sumie przypadkiem i przesiedziałam popołudnie czytając wszystkie, sześć rozdziałów "Pęknięcia".
    Argh! Ale mi się to opowiadanie spodobało!
    Nie masz mi za złe, że komentuję go od tego rozdziału, prawda?
    Chcę być na bieżąco z tym, co tutaj masz >.<
    Tak miło mi się to czytało ^^
    Wszystko rozwija się tak powoli... Niuh. Lubię <3
    Sama do końca nie wiem, kto się tutaj gorzej zachowuje xD Ale to z drugiej strony takie urocze ^^ Lubię motyw takiego wkurzania się, a potem mimo wszystko szukania wspólnego języka.
    W ogóle jakoś mnie tak rozśmieszyła wizja Jacquesa, który niesie wszystkie bagaże, podczas gdy panicz Blake z malutą torbą i laptopikiem xD A nich się młody męczy!
    Ok, teraz nie mogę wysiedzieć, bo chcę wiedzieć jak spędzą te dwa tygodnie!
    Czekam z niecierpliwością na siódmy rozdział :)
    Trzymaj się i wysyłam duuużo weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka. Oczywiście, że nie mam Ci za złe, iż komentujesz od tego rozdziału. Cieszy mnie każdy komentarz, naprawdę.
      Mam nadzieję, że najbliższe rozdziały (ich wspólne dwa tygodnie) Cię nie zawiodą ;)
      Pozdrawiam cieplutko!

      Usuń
  10. Hej,
    rozdział wspaniały, no jak to się mówi, pierwsze koty za płoty... ciekawe jak ten wyjazd się skończy...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  11. Hej,
    fantastycznie, jak to się tam mówi, pierwsze koty za płoty... ;) och ciekawi mnie bardzo jak ten wyjazd się skończy... ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  12. Hej,
    cudownie, ciekawa jestem jak ten ich wyjazd się skończy... ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń