Chciałabym jednak poznać Waszą opinię, bo wejść jest sporo, a jak na razie nikt nie skomentował, a naprawdę chcę wiedzieć, co o tym myślicie. Nawet negatywna opinia jest lepsza od braku opinii ;)
To chyba tyle. Pozdrawiam!
_______________________________________________________________
Impreza
okazała się udana, jak zwykle zresztą, i Jacques szybko zapomniał o nieznośnym
facecie swojej matki i tym, że tak naprawdę wcale nie powinien niczego
organizować w ten weekend. Obecnie jego myśli zaprzątały inne sprawy, takie jak
alkohol i głośna muzyka, do której z chęcią tańczył. Poza tym mógł też myśleć o
pewnym blondynie, sportowcu z jego szkoły, który od niedawna przestał być
krypto i najwyraźniej obrał kurs Jacques.
Nie
mógł, oczywiście, narzekać.
Blondyn
– Jack, okazał się całkiem interesujący, a przynajmniej na tyle, by dać mu się
zaciągnąć na piętro. Nie zdążył nawet wyciągnąć klucza od swojego pokoju, a już
był przypierany do ściany i całkiem nieźle obmacywany. Bynajmniej nie
protestował. Wątpił, by ktokolwiek tu wszedł, a nawet jeśli… Na pewno szybko
sobie pójdzie, gdy ich zauważy. Czasem naprawdę nie miał wstydu.
Objął
chłopaka, chętnie oddając się jego dłoniom, które zawędrowały w dół i
błyskawicznie znalazły się w jego majtkach. Był twardy od kilku dobrych minut,
więc z ulgą przyjął dotyk dużej dłoni na swoim penisie. Złapał Jacka za włosy i
przyciągnął do swojej szyi, całkowicie poddając się fali przyjemności.
Przymknął przy tym oczy, więc nie zauważył intruza, który wcale nie zamierzał
ich zostawiać samych. Zamiast tego stał i po prostu patrzył.
Jacques
wyczuł na sobie czyjś wzrok, gdy jego biodra zaczęły niekontrolowanie
podrygiwać, a przyjemność była już zbyt wielka, by mógł tak po prostu przestać.
Uniósł powieki i dostrzegł mężczyznę stojącego u szczytu schodów. Jego
niebieskie oczy z uwagą śledziły rozgrywającą się przed nim scenę, a usta
wygięły się w ten nieznośny, bezczelny uśmieszek, którego nastolatek tak nie
znosił. Nie miał nawet chwili, by zaprotestować, bo jego biodra nagle wyrwały
się do przodu, a on doszedł, wciąż wpatrzony w faceta swojej matki.
Gdy
przyjemność opadła, zmusił się do odwrócenia wzroku. Jego policzki były
zarumienione, ale dopiero teraz poczuł prawdziwą falę gorąca, która zalała mu
twarz. Z niezrozumiałych dla niego powodów, odczuwał wstyd. Blake dosłownie
widział, jak dochodzi w swoich własnych spodniach, na których teraz pojawiła
się niewielka plama i Jacques wiedział, że mężczyzna nie da mu o tym
zapomnieć.
Jack,
wciąż nieświadomy intruza, spróbował go pocałować, ale szatyn odepchnął go,
ocierając usta.
–
Spieprzaj – burknął, patrząc gdzieś ponad jego ramieniem. Wciąż wyczuwał
obecność Blake’a i z pewnością nie było to komfortowe uczucie.
–
Co? – Blondyn zamrugał, nie dowierzając.
–
Kazał ci spieprzać. – Głos mężczyzny przeciął powietrze, wywołując jeszcze
większe zaskoczenie na twarzy Jacka, który zwrócił się w jego stronę,
wyglądając jak ryba, która nie może złapać tlenu. Szybko jednak pozbierał się i
wyminął Blake’a, zbiegając po schodach.
Jacques
pomyślał, że zapewne długo go nie zobaczy. Żadna strata.
Cisza,
która zapadła po odejściu blondyna, była bardziej niż niekomfortowa. Nastolatek
wyciągnął kluczyk, chcąc zniknąć w swoim pokoju wraz z resztkami dumy, jakie mu
pozostały, ale nie zdążył nawet włożyć go w zamek, gdy po raz kolejny został
przyparty do ściany. Tym razem nie było w tym żadnego seksualnego
podtekstu.
–
Powiedziałem ci, że masz nie robić imprezy. – Głos Blake’a brzmiał zaskakująco
spokojnie. – Czego nie zrozumiałeś w tym zdaniu?
Jacques
uniósł wzrok, spoglądając butnie na mężczyznę. Może było mu wstyd, ale nie
zamierzał tak łatwo dać się besztać. W szczególności, że ten facet zdecydowanie
nie miał do tego prawa.
–
Może tego, że nie jesteś moim ojcem? – Uniósł jedną brew. Wiedział, że
zachowuje się jak rozpuszczony dzieciak, ale nie mógł się powstrzymać. Blake
doprowadzał go do szału.
Mężczyzna
odsunął się i obrzucił go spojrzeniem – powolnym, przeszywającym i coraz
bardziej pogardliwym. Gdy jego wzrok spoczął na plamie na spodniach chłopaka,
którą ten starał się nieudolnie ukryć, na jego twarzy pojawił się nieprzyjemny
uśmiech.
–
Nawet nie chciałbym być – powiedział powoli, a jego głos był przepełniony tak
wielką pogardą, że oczy Jacques’a otworzyły się szerzej z zaskoczenia. Poczuł,
jak coś nieprzyjemnie ściska go w środku. – A teraz idź zmienić spodnie.
Wyglądasz jak idiota.
Z
tymi słowami obrócił się i zszedł po schodach, a nastolatek poczuł
łzy zbierające się w kącikach oczu. Włożył klucz do zamka i
przekręcił, a następnie pospiesznie wszedł do swojego pokoju. Zamknął drzwi i
osunął się po drewnie, chowając twarz w dłoniach. Blake trafił w jego czuły
punkt i z pewnością o tym wiedział. Ojciec Jacques’a zostawił ich, bo był
pieprzonym chujem i alkoholikiem. Ale nie był to jedyny powód. Drugi był
bardziej powiązany z nastolatkiem, który w wieku czternastu lat wyznał swoim
rodzicom, że prawdopodobnie jest gejem. W odpowiedzi usłyszał, że jest pedałem,
a jego ojciec wyszedł, trzaskając drzwiami. Miesiąc później zostawił ich i
nigdy więcej go nie widział. Nigdy też nie przestał się obwiniać. Blake
najwyraźniej o tym wiedział i postanowił to wykorzystać. Jacques nie mógł
nienawidzić go bardziej.
***
Bez
względu na to, co myślał Jacques, Blake nie wiedział, dlaczego ojciec chłopaka ich
zostawił. Nie pytał o to Katherine, bo też nigdy go to za bardzo nie
interesowało, a i ona nie poruszała tematu. Nie mógł jednak powstrzymać się
przed pokazaniem dzieciakowi, co naprawdę o nim sądzi. Z poplamionymi od spermy
spodniami i zaczerwienionymi od pocałunków, a może i czegoś więcej, ustami,
wyglądał jak mała dziwka. Z ledwością powstrzymał się od bardziej dosadnego
komentarza.
Zszedł
po schodach, rozglądając się po salonie pełnym ludzi. Nozdrza aż mu drgały na
myśl o buńczucznym zachowaniu dzieciaka. Nie zamierzał dłużej tego tolerować, w
szczególności, że stracił już zbyt wiele czasu na Jacques’a, a termin przecież
gonił. Podszedł do wieży stereo, która wydawała z siebie te koszmarne dźwięki,
a następnie ją wyłączył. Ulga, którą odczuł, gdy zapanowała cisza, była
niewyobrażalna.
–
Co jest? – Usłyszał po chwili, bo najwyraźniej nie do wszystkich od razu
dotarło, że muzyka przestała grać.
Szum
zaczął się nasilać, a niektórzy spoglądali na niego z konsternacją. Albo
pijackimi uśmiechami. Nieważne.
–
Impreza skończona – powiedział głośno. – Wynocha.
Nikt
się nie poruszył, więc Blake złapał za ramię dziewczynę, która stała najbliżej
drzwi i bezceremonialnie wyrzucił ją za próg.
–
Wynoście się! – krzyknął, zakładając ramiona na piersi. – Koniec imprezy!
Gdy
ostatnia grupa nastolatków opuściła dom, zatrzasnął drzwi i potarł swój
dwudniowy zarost. Rozejrzał się wkoło, spoglądając na pobojowisko, które
pozostawili po sobie imprezowicze, ale nie zamierzał się tym martwić. Jacques
to posprząta, a przynajmniej miał nadzieję, że tak się stanie. Gówniarz
zasługiwał na karę. Chociażby tak trywialną.
Nie
chciał niepokoić swojej narzeczonej, która miała przenocować u przyjaciółki,
żeby mógł skupić się na pisaniu, ale nie miał innego wyboru. Musiał ją
poinformować, że jej cudowny synalek dostatecznie zadbał o spokój i komfort dla
niego.
–
Hej, kochanie – mruknął, wychodząc na zewnątrz i odpalając papierosa. – Nie,
nic się nie stało. Jest tylko jeden problem. – Zaciągnął się, by po chwili
wypuścić smugę dymu. – Z twoim synem.
***
Gdy
jego telefon zaczął dzwonić, Jacques wciąż miał załzawione oczy i mokre
policzki. Otarł je pobieżnie, zupełnie jakby ktoś miał go zaraz zobaczyć, a
następnie wyciągnął komórkę z kieszeni. Mama. Z pewnością Blake już jej
nagadał. Pieprzony sprzedawczyk.
–
Cześć – mruknął po wciśnięciu zielonej słuchawki.
–
Jacques… – Była zdenerwowana, od razu to wyczuł. – Obiecałeś.
–
Mamo…
–
Powiedziałeś, że jej nie zrobisz. – Westchnęła. – To był tylko tydzień.
Mogłeś zaczekać.
–
Ale to tradycja…! – jęknął, choć już nawet jego samego nie przekonywały te słowa.
Powoli zaczynał żałować, że zorganizował tę imprezę. Może gdyby spędził ten
dzień u Nicka, nie czułby się teraz jak gówno.
–
Jacques! – krzyknęła. – Mam nadzieję, że wiesz, jak mnie rozczarowałeś. – Jej
ton stał się nagle pozbawiony jakichkolwiek emocji, czego szczerze nienawidził.
– Masz przeprosić Blake’a, a jutro, gdy wrócę, ma być wszystko posprzątane. Czy
to jasne?
–
T-tak – wykrztusił. Chwilę później usłyszał odgłos przerwanego połączenia. Westchnął
i odrzucił telefon na łóżko. Ze wstrętem spojrzał na swoje poplamione spodnie.
Zdążył jedynie wstać, gdy usłyszał pukanie do drzwi. Zmarszczył brwi, ale nie
zamierzał teraz sprzeczać się z mężczyzną. Nie miał na to ani siły, ani
ochoty.
Przekręcił
klucz i otworzył drzwi, wpuszczając Blake’a do środka.
–
Czego chcesz? – burknął, wbijając wzrok w podłogę.
–
Klucz do sypialni.
Chłopak
pokiwał głową, wciąż nie unosząc wzroku, i zaczął grzebać w kieszeniach swoich
rurek. Jego policzki znów zaczęły nabierać kolorów pod wpływem spojrzenia
mężczyzny. Wiedział, na co ten patrzył i nie mógł powstrzymać fali wstydu,
która po raz kolejny go zalała.
–
Proszę – mruknął, podając mu klucz. Była to trzecia rzecz, którą wyciągnął z
kieszeni. Zaraz po kluczu do jego pracowni i paczce gum miętowych.
Blake
nie podziękował, odwracając się i wychodząc z pokoju. Zaraz jednak odwrócił
się, a na jego ustach błąkał się bezczelny uśmieszek, którego nastolatek tak
nienawidził.
–
Naprawdę powinieneś zmienić spodnie.
Jacques
zaklął i otworzył ze złością szafę. Czerwień na policzkach paliła żywym
ogniem.
***
Minął
tydzień. Blake skończył książkę, która w tym momencie była dokładnie studiowana
przez jego agenta, a zarazem najlepszego przyjaciela. W związku z tym mógł
sobie trochę odpocząć i iść na siłownię, którą ostatnio zaniedbał. Ostatniej
nocy nie mógł jednak oderwać się od laptopa, bo miał pomysł na nowe opowiadanie
i czuł, że musi ono zostać napisane już, teraz, natychmiast. Kath oczywiście
nie była zachwycona, ale nie skomentowała tego, chyba już przyzwyczajona do jego
dziwacznego zachowania.
Dzielenie
biura wraz z sypialnią, gdy co chwila był rozpraszany przez Katherine, nie było
zbyt komfortowe. W swoim dawnym mieszkaniu miał własny gabinet i teraz też
potrzebował takiego kącika. Nie wiedział tylko, gdzie mógłby się zainstalować,
skoro wszystkie pomieszczenia były zajęte.
Następnego
dnia obudził się z głową na biurku. Wyprostował się, czując i słysząc jak
nieprzyjemnie łupie mu w krzyżu, i spojrzał na laptopa. Sam wszedł w tryb
hibernacji, więc uruchomił go i zapisał swój tekst, który był niemal skończony.
Nie zamierzał się tym jednak teraz zajmować, czując ucisk w pęcherzu. Już
wiedział, co go obudziło.
Zerknął
na Kath, która wciąż spała. Nie chciał jej budzić, więc po cichu wstał ze
swojego miejsca i na palcach opuścił sypialnię. Podrapał się po głowie, już na
korytarzu rozpinając jeansy. Wszedł do łazienki i, ziewając, poczłapał do
muszli klozetowej. Podniósł deskę i już miał ściągać spodnie, gdy dotarł do
niego krzyk.
–
Popierdoliło cię?!
Jacques
był z Nickiem na domówce u ich kumpla i niedawno wrócił do domu. Normalnie
poszedłby spać, mając w dupie prysznic, ale czuł, że cuchnie gorzej niż odchody
słonia, więc najpierw skierował się do łazienki. Nie wiedział jednak, że w
trakcie prysznica do środka wkroczy Blake i tak po prostu podejdzie do kibla,
chcąc się odlać.
Mężczyzna
zamrugał i przekręcił głowę w bok. Wciąż był zaspany.
–
Cholera – wymamrotał, spoglądając na kabinę prysznicową, z której wystawała
głowa Jacques’a i część jego mokrej klatki piersiowej. Reszta nagiego ciała
znajdowała się za szybą i była rozmazana, ale to wciąż było nagie cało.
Odwrócił wzrok.
–
Nie widziałem cię – powiedział. – Tylko się wysikam i już wychodzę.
–
Co? Nie! Wyjdź stąd!
–
Muszę się odlać! – Zamknął na chwilę oczy, a następnie ściągnął spodnie i
zaczął sikać. – Boże, jak dobrze…
Jacques
chciał jeszcze przez chwilę protestować, ale szybko zamilkł, gdy zauważył, że
Blake ma go gdzieś i zwyczajnie zdejmuje spodnie.
–
Ja pierdole… – wymamrotał, wbijając wzrok w swoje stopy. Wiedział, że
przyglądanie się komuś, kto sika, jest chore. Poza tym nawet nie chciał na
niego patrzeć, bo był to w końcu facet jego matki, na dodatek niezwykle
irytujący, ale… Zżerała go ciekawość. Chciał chociaż dowiedzieć się, czy ma
dużego, żeby móc później mu dogryzać, oczywiście. Uniósł wzrok i zerknął na
niego akurat w chwili, gdy ten chował swojego członka. Był całkiem spory, choć
nie mógł powiedzieć dokładnie, ale z pewnością był… gruby.
Przełknął
ślinę i wbił wzrok w swoje stopy. Nie zamierzał nawet przez chwilę myśleć o
tym, co zobaczył. W żadnym wypadku.
Mężczyzna
bez słowa opuścił toaletę, wpierw spuszczając wodę i myjąc dłonie, a następnie
po prostu wychodząc. Chłopak odetchnął i wrócił do mycia się. I w ogóle
nie myślał o członku Blake’a. W ogóle.
***
–
Potrzebuję gabinetu.
Byli
w trakcie śniadania przygotowanego przez Katherine, która nie pracowała w
weekendy, więc siedziała teraz przy stole w szlafroku i czytała jakieś babskie
pisemko.
–
Hm…? – Uniosła wzrok. – Gabinetu…?
–
Nie mogę pracować w naszej sypialni. Wszystko mnie rozprasza.
W
innej sytuacji Jacques zapewne skomentowałby słowa mężczyzny, ale obecnie był
zbyt zajęty myśleniem o porannym incydencie. A raczej myśleniem, jak przestać o
tym myśleć. Jego uwagę przykuły jednak następne słowa matki, więc poderwał
głowę i spojrzał na nią w szoku.
–
Wiesz, że nie mamy wolnego pokoju, ale… – zawahała się, zerkając na swojego
syna. – Jacques ma swoją pracownię. Jestem pewna, że znalazłoby się tam miejsca
dla was dwóch.
–
Nie wiem… – Blake postukał widelcem w talerzyk. – Moglibyśmy się wymieniać, czy
coś, ale najpierw musiałbym to zobaczyć…
–
Zwariowałaś?! – Szatyn naprawdę nie mógł w to uwierzyć. Pracownia była dla
niego jak świątynia i matka dobrze o tym wiedziała, a mimo to… Poczuł rozczarowanie.
– To moje miejsce. I nikt nie ma tam wstępu.
–
Ale kochanie…
–
Powiedziałem: nie. – Odsunął swój talerz, a następnie wstał od stołu i posłał
ostre spojrzenie mężczyźnie. – Nie chcę cię nawet widzieć w pobliżu tego
pomieszczenia, zrozumiałeś? Znajdź sobie inne miejsce. A najlepiej się
wyprowadź. – Z tymi słowami opuścił jadalnię połączoną z kuchnią, choć słyszał
jeszcze za sobą cichy głos matki. Nie odwrócił się jednak, wchodząc po schodach
i kierując się do swojego pokoju. Musiał pamiętać o tym, żeby przed wyjściem
zamknąć drzwi od pracowni na klucz, bo nawet przez chwilę nie łudził się, że
mężczyzna posłucha jego zakazu. Nigdy go nie słuchał i zawsze chciał mu zrobić
na złość. Przynajmniej w tym aspekcie mieli ze sobą coś wspólnego…
Po
śniadaniu Blake nie potrafił znaleźć sobie miejsca. Wciąż myślał o pracowni
dzieciaka – od początku wiedział, że chłopak maluje, ale nigdy nie widział
żadnego jego obrazu, czy choćby szkicu – i zżerała go ciekawość. Czasem był jak
dziecko, które dąsa się, gdy nie otrzyma upragnionej zabawki. Był
przyzwyczajony do tego, że dostaje to, czego chce, a tym razem chciał ujrzeć
tajemniczą pracownię Jacques’a. Może nie było to zbyt fair wobec chłopaka, ale…
miał to gdzieś. Musiał to zobaczyć i przekonać się, czy gówniarz jest tak
wspaniały, jak mówi Kath, czy może po prostu chwali go, bo jest jej synem.
Bardziej skłaniał się ku tej drugiej wersji.
Jego
narzeczona przeniosła się na leżak na tarasie, zabierając ze sobą jakieś
romansidło (nie skomentował tego, choć elektroniczny egzemplarz jego nowej
książki czekał na przeczytanie) i całkowicie zapominając o jego istnieniu.
Jacques natomiast zaszył się w swoim pokoju, zapewne masturbując się, albo
robiąc inne, nastoletnie rzeczy, a on wyczuł, że jest to odpowiedni moment, by spróbować.
Na
palcach przemierzył korytarz i podszedł do drzwi, które znajdowały się na samym
końcu, naprzeciwko schodów. Dotknął klamki, czując, że serce bije mu ze
znacznie większą siłą niż zwykłe, a następnie przekręcił gałkę i pchnął.
Pomieszczenie
było ogromne, co najmniej wielkości salonu. Pomalowane na biało, z jasnymi
panelami. Już rozumiał, dlaczego Kath stwierdziła, że mogliby dzielić się tym
miejscem. Jego biurko z pewnością zmieściłoby się w którymś z kątków i dzieciak
nawet by go nie zauważył.
Największą
uwagę przykuwały jednak obrazy. Było ich mnóstwo, ustawionych jeden obok
drugiego, a każdy inny i na pierwszy rzut oka równie zachwycający. Jeden był
radosny, pełen ciepłych barw, drugi spokojny, wypełniony zielenią, a zaraz obok
trzeci – szary, smutny i przepełniony taką melancholią, że Blake aż zrobił krok
w przód, a podłoga zaskrzypiała pod jego butami.
–
Co ty tu, kurwa, robisz?!
Zamarł
w miejscu, czując, jak przyspiesza mu puls. Mógł oczywiście wykpić dzieciaka i
po prostu stamtąd wyjść, ale nie potrafił, bo… rozumiał. Wiedział, dlaczego
Jacques chciał zachować to miejsce dla siebie i przez chwilę było mu naprawdę
głupio, bo naruszył jego sacrum jego najbardziej intymne miejsce i… Czuł się,
jakby je zbezcześcił.
–
Ja… – Nie wiedział, co powiedzieć. Odwrócił się, spoglądając na dzieciaka,
który stał w progu z ramionami założonymi na klatce piersiowej. Zupełnie jakby
się bronił i Blake’owi było naprawdę wstyd. Po raz pierwszy od wielu lat było
mu wstyd. – Wybacz, nie powinienem…
–
Wynoś się stąd. – To nawet nie był krzyk i mężczyzna poczuł się jeszcze gorzej.
Miał trzydzieści pięć lat i było mu głupio przed osiemnastolatkiem.
Bez słowa opuścił pokój.
Hmmm jestem ciekawy jak to rozwiążesz xD. Facet matki to na pewno nie jest dobra partia :P. Opowiadanie ciekawe, przyjemnie się czyta. Co ile wychodzić będą rozdziały:)?. Styl pisania masz dojrzalszy. czekam na dalsze częsci. Weny
OdpowiedzUsuńZa tydzień pojawi się jeszcze jeden rozdział, a z początkiem roku szkolnego co dwa tygodnie, bo nie dam rady częściej.
UsuńDziękuję za komentarz i pozdrawiam ;)
Fajnie się rozkręca :) Polubiłam J. Narzeczonego na razie niespecjalnie, ale jestem ciekawa jak ich relacja będzie się zmieniać :) Weny ☺
OdpowiedzUsuńCześć, dzięki za zgłoszenie do Kocham Czytać Blogi.
OdpowiedzUsuńTwoje opowiadanie zostało przyjęte i czeka na publikację w naszym katalogu. Wszystko w zakładce " Publikacja "
Zapraszam do zgłaszania najnowszych rozdziałów.
Pozdrawiam. ^^
Awh, strasznie długo szukałam jakiegoś opowiadania godnego uwagi, a Twoje zapowiada sie napraawdę nieźle. Masz super styl i bardzo fajne pomysły. Nie moge sie doczekać dalszego ciągu <3
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim masz u mnie ogromnego plusa za znajomość znaczenia słowa „bynajmniej”.
OdpowiedzUsuńJęzykowo drugi rozdział przedstawia się lepiej niż pierwszy (a pierwszy wcale nie był zły). Choć nie znalazłam żadnych literówek, to zdarzyło się kilka niepotrzebnych powtórzeń i nadal jestem za tym, byś znalazła sobie betę :)
Dość nieprawdopodobne wydało mi się napisanie opowiadania w jedną noc, choć wiadomo, to zależy od tematyki – niektóre nie wymagają zgłębiana tematu, ale także od długości i jakości. Tym bardziej, że samo napisanie to dopiero wierzchołek góry lodowej. No ale dobrze, więcej się nie czepiam. :D
Muszę przyznać, że to opowiadanie wzbudza we mnie niepokój. Mimo wszystko Jacques zachowuje się dość niedojrzale (nawet) jak na swój wiek, przez co mam wrażenie, że jest dużo młodszy niż w rzeczywistości. Z kolei ten ojczym... Jak początkowo historia wydawała mi się ciekawa, tak teraz najchętniej sprawiłabym, żeby tych dwóch wcale do siebie nie ciągnęło. Bo Jacques jest za młody. No ale różne przypadki się zdarzają między ludźmi i mam nadzieję na ciekawy rozwój wydarzeń.
Pragnę zaznaczyć, że podoba mi się to, jak ukazujesz kwestie związane z dojrzewaniem i seksualnością – dosłownie, ale nie obrzydliwie. To jest duży plus. (Zaczęłam plusem i plusem kończę – czy to już kompozycja klamrowa komentarza? :D)
Pozdrawiam
Oni
No coz... Po pierwsze - nie rob tych wtracen w nawiasach. Albo pisz normalnie, albo je sobie daruj, bo to zle wyglada, zle sie czyta i wybija z tempa. Po drugie - pozwolisz, ze ja jednak skomentuje to romansidlo. Czlowiek ponadtrzydziestoletni, w dodatku pisarz, raczej nie powinien strzelac focha, jesli ktos lubi inny gatunek. Chyba, ze to pisarz polski na garnuszku dotacji, tu bym sie zgodzila. A tak poza tym to zaczynam lubic chlopaka, a facet wpada mi w tak schematyczny schemat, ze to na swoj perwersyjny sposob jest ciekawe.
OdpowiedzUsuńMyślę, że ciężko będzie mi się odzwyczaić od tych wstawek w nawiasach, ale spróbuję ;)
UsuńA co do strzelania focha... Czytałam w wakacje autobiografię Kinga i Steve opowiadał w niej o tym, jak to po napisaniu książki niecierpliwi się, by jego żona ją przeczytała. Myślę, że u Blake'a działa to na tej samej zasadzie :P
Szczerze mówiąc też musiałam iść na odwyk, jakoś tak kusi człowieka. A potem zaczyna się już do tego przywyczajać, że inaczej formułuje zdania. Bo większość tych twoich wstawek spokojnie by można było napisać ciągłym tekstem, czasem nawet jedynie zamieniając nawiasy na przecinki.
UsuńMoże, mi nie zagrało coś nie tyle w samym zachowaniu, co w warstwie słownej. Skoro jest pisarzem to wydaje mi się, że powinien mieć mimo wszystko lepszą kontrolę nad słowem w takiej materii.
Nie zgadzam się. Wstawki są fajne, foch również jest całkiem zrozumiały.
UsuńDo cholery, to, że ktoś jest dorosły (chodzi o wiek, nie zachowanie), nie oznacza, że jest dojrzały. :D
peace.
Różnica wieku nasuwa mi skojarzenia z "QaF". :) Ale ja mam różne dziwne skojarzenia.
OdpowiedzUsuńOgólnie rozdział bardzo przyjemny i zaskakująco ciekawy, mimo że jakby nie patrzeć zbyt wiele się tu nie dzieje. Piszesz świetnie i nie jest to przekombinowane, jak bywa na blogach i nie gniecie mózgu. Bohaterowie zaczynają być ciekawsi i wzbudzają milsze emocje. ❤ Nie irytują.
~Arco Iris
Hej,
OdpowiedzUsuńcoś mi się wydaje, że coś się tutaj kroi, och obydwaj mają zdanie tego drugiego w dupie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
wspaniały rozdział, mam wrażenie, że po mału coś się tutaj kroi... obydwaj mają zdanie tego drugiego w dupie... :)
OdpowiedzUsuńDużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Hej,
OdpowiedzUsuńbardzo wspaniały rozdział, mam wrażenie, że po mału coś się tutaj zaczyna kroić... no i co? obydwaj mają zdanie tego drugiego w przysłowiowej dupie... :)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga