Jacques
Bright nie pamiętał, kiedy ostatni raz był tak wściekły, jak w tym momencie.
Facet jego matki, który wprowadził się do nich miesiąc temu, i którego szczerze
nienawidził, zabronił mu zrobić imprezę w domu. Imprezę, którą organizował co
roku, od trzech lat.
Nie
ma, kurwa, mowy!
–
Nie będziesz mi mówił, co mam robić! – krzyknął. Jego dłonie oparte były o
wyspę kuchenną, gdzie właśnie rozgrywała się kolejna bitwa.
–
Nie zamierzam. Chcę tylko, żebyś zrezygnował ze swojej imprezy, bo dobrze
wiesz, że muszę pracować.
Prychnął.
Miał gdzieś jego pieprzone książki. Zapewne były tak beznadziejne, jak on sam.
Dlaczego matka nie mogła sobie znaleźć kogoś mniej wkurwiającego? I jeszcze ten
bezczelny uśmieszek… Jak on go nienawidził!
–
Zabierz komputer i przenieś się do biblioteki – zaproponował, czując, jak krew
wrze mu w żyłach. – Albo najlepiej się wyprowadź!
–
Posłuchaj mnie, ty bezczelny szczeniaku… – Mężczyzna znalazł się nagle tuż
obok, tak, że dzieliły ich jedynie centymetry. – Katherine chce, żebym tu był,
więc tak pozostanie, zrozumiałeś?
–
Pierdol się!
Odwrócił
się i biegiem opuścił kuchnię. Wpadł do swojego pokoju, nie przejmując się
trzaskającymi drzwiami. Był tak wściekły, że z chęcią by w coś uderzył. Na ogół
był raczej spokojnym chłopakiem, ale ten facet… On doprowadzał go do szału.
Jacques dokładnie pamiętał ich pierwsze
spotkanie. Wiedział, że matka już od trzech miesięcy umawia się na randki i
widział, że była szczęśliwa, więc on też był zadowolony. W końcu zasługiwała na
szczęście po tym, jak ojciec ich zostawił. Nie naciskał na nią, nie chcąc
zmuszać jej do zapoznawania go z tym facetem, skoro najwyraźniej nie była go
jeszcze pewna, ale okazało się, że sama postanowiła zorganizować ich
spotkanie.
Umówili
się w eleganckiej knajpce, jednej z ulubionych Jacques’a, tuż po jego
zajęciach. Już przy wejściu wpadł na mężczyznę ubranego w zwykły podkoszulek i
proste jeansy. Zmierzył go krytycznym wzrokiem.
–
Przepraszam.
Nieznajomy
nawet na niego nie spojrzał, opuszczając lokal.
Prostak
– pomyślał, odszukując wzrokiem swoją matkę. Gdy tylko znalazł ją w jednym z
kątów, pomachał do niej i uśmiechnął się szeroko.
–
Cześć mamo. – Pocałował jej policzek. – Zamówiłaś już?
–
Nie, czekałam na ciebie. – Kobieta odpowiedziała uśmiechem. Jej długie, brązowe
włosy układały się falami wzdłuż ramion. – A raczej czekaliśmy.
Jacques
kiwnął głową. Wiedział, że to spotkanie miało być pretekstem, by poznał jej
faceta. Cieszył się z tego.
–
Chyba widzę tylko ciebie. – Zaśmiał się. – Jest niewidzialny?
–
Blake musiał wyjść na chwilę. Jakiś ważny telefon, czy coś takiego. –
Zmarszczyła brwi. – Wydaje mi się, że minęliście się w drzwiach.
Jacques
poczuł, jak jego lewa powieka drga niekontrolowanie.
–
W drzwiach…?
Nie
dane mu było usłyszeć odpowiedź matki, bo przy ich stoliku pojawił się facet,
na którego wpadł wcześniej.
–
Widzę, że twój syn w końcu przybył. – Wyczuł na sobie wzrok mężczyzny. – Blake
Sherwood, miło mi.
–
Jacques Bright – przywitał się. Czuł na sobie jego spojrzenie i widział tę
uniesioną brew oraz nieznaczne skrzywienie ust. Najwidoczniej nie spodobał mu
się jego strój. Miał dziś na sobie koszulkę odsłaniającą obojczyki, długi
kardigan, biodrówki i eleganckie pantofle. W swojej opinii wyglądał
nieźle.
–
Mogę do ciebie mówić Jacq? – Posłał mu szeroki uśmiech, który w mniemaniu
nastolatka prezentował się całkowicie nieszczerze.
–
Nie – mruknął, uśmiechając się w wymuszony sposób. – Wolałbym Jacques.
Pamiętał,
jak irytujący wydał mu się ten facet i jak złe wrażenie na nim zrobił. Nie
potrafił zrozumieć, dlaczego jego matka zainteresowała się tym typem. Może
miała już czterdzieści lat, ale wciąż była piękną kobietą i z pewnością była w
stanie znaleźć sobie kogoś lepszego od Blake’a.
Szybko
okazało się, że Blake jest trzydziestopięcioletnim pisarzem, całkiem znanym,
choć nie na tyle, by Jacques kiedykolwiek o nim słyszał, a jego matka była w
nim całkowicie zakochana.
Minęły
kolejne trzy miesiące, w trakcie których chłopak cieszył się, że nie musi
widywać faceta swojej matki zbyt często. I nagle mężczyzna postanowił się
oświadczyć, a Katherine oczywiście przyjęła go z radością i nim Jacques mógł cokolwiek
zrobić, Blake zamieszkał w ich domu.
Nie
potrafił się z nim dogadać. Mógł przysiąc na wszystkie świętości, że nigdy nie
spotkał bardziej irytującej osoby. Mężczyzna zachowywał się jak zwykły
gówniarz, chodził w rozciągniętych rzeczach, ciągle krytykował jego „pedalskie”
stroje i palił jak smok. A Jacques nienawidził tego smrodu. Nie wspominając już
o tym, że od ich pierwszego spotkania zwracał się do niego „Jacq”.
Doprowadzał go do szału.
Jego
matka nie dostrzegała problemu, udając chyba przed samą sobą, że udało im się
porozumieć. Nie wiedział, jakie brednie opowiadał jej Blake, ale on nie
zamierzał się z nim dogadywać. Chciał tylko pozbyć się go z domu. I za żadne
skarby nie pozwolić, by ten człowiek został jego ojczymem. Szybciej świnie
zaczną latać.
A
teraz był tutaj, w swoim pokoju, i miał ochotę coś zniszczyć. Nie zamierzał
jednak wyżywać się na swoich rzeczach, więc rzucił się jedynie na łóżko i
przykrył oczy przedramieniem.
I tak zrobię tę imprezę
– pomyślał. – Możesz mnie pocałować w
dupę, Blake.
***
Mężczyzna
westchnął, wciąż patrząc na miejsce, w którym jeszcze przed chwilą stał
dzieciak. Nie miał siły, by zadręczać się głupią imprezą dla nastolatków, którą
Jacques mógł zorganizować w każdy inny weekend. To wcale nie musiała być ta
sobota, gdy on był zawalony pracą, ale wiedział, że chłopak robi to specjalnie,
byleby go zdenerwować. Irytujący gówniarz.
Napełnił
swój kubek kofeiną i pomaszerował do prowizorycznego biura, które znajdowało
się w sypialni jego i Kath. Biurko było ustawione w jedynym wolnym kącie,
daleko od okna, z którego padałoby światło, więc musiał korzystać z lampki
nocnej. Nie było to wymarzone miejsce do pracy, ale brakowało wolnego
pomieszczenia, a on gdzieś musiał pisać. Wiedział jednak, że długo tak nie
pociągnie, bo coraz częściej nie potrafił się skupić i wszystko go rozpraszało,
a terminy goniły.
Odstawił
kubek na blat i dotknął swojego trzydniowego zarostu. Wiedział, że powinien się
ogolić, ale nie miał na to czasu. Powieść w końcu sama się nie napisze,
prawda?
***
Był
w trakcie czytania książki Dickensa, gdy usłyszał pukanie do drzwi.
–
Proszę.
Drewno
zaskrzypiało, a do pokoju weszła jego matka. Na jej twarzy widniał delikatny
uśmiech, choć Jacques dostrzegł wyraźne zmęczenie w jej oczach.
–
Długa narada? – zapytał, odkładając książkę na szafkę przy łóżku.
–
Koszmarna. – Westchnęła. – Niektórzy współudziałowcy są naprawdę irytujący.
Najchętniej pozbyłabym się połowy.
–
Rozumiem. – Pokiwał głową. Właśnie dlatego on nie zamierzał zajmować się
rodzinnym biznesem. Nie miał ochoty na wieczne kłótnie z ludźmi i pieprzony
wyścig szczurów.
–
Blake jest zajęty pisaniem i nie można mu przeszkadzać, więc pomyślałam, że
może ty zjesz ze mną kolacje?
–
Jasne. – Uśmiechnął się. – Zaraz zejdę.
–
Cudownie. – Wyraźnie się rozpromieniła. – I kochanie, co do tej imprezy…
–
Będzie w sobotę – powiedział szybko. – Spokojnie, nie rozniesiemy domu. Będę
miał wszystko pod kontrolą.
–
Właśnie… – Katherine wyraźnie się zawahała i Jacques poczuł, jak coś ściska go
w żołądku. – Nie możesz jej zrobić w ten weekend.
Tego
się nie spodziewał. Myślał, że matka będzie po jego stronie i pozwoli mu na
coś, co było tradycją od kilku lat, a nie poprze tego dupka.
–
Dlaczego? – zapytał, dobrze znając odpowiedź. Wszystko było winą pieprzonego
Blake’a.
–
Skarbie, wiem, że to była tradycja i zawsze robiłeś imprezę w ostatni weekend
lipca, ale… Co powiesz na to, żeby zrobić ją za tydzień? Blake ma na głowie
wydawcę oraz swojego agenta, a termin upływa mu w tę niedzielę i naprawdę musi
pracować.
–
Ale…
–
Jacques, proszę. To ważne.
Matka
wyglądała na naprawdę przejętą, więc pokiwał głową.
–
Rozumiem – mruknął. – Zaraz przyjdę.
–
Dobrze. – Kobieta uśmiechnęła się, a na jej twarzy pojawił się wyraz prawdziwej
ulgi. Najwyraźniej myślała, że będzie musiała dłużej go przekonywać do zmiany
decyzji.
Gdy
Katherine zniknęła za drzwiami, zacisnął dłonie w pięści i spojrzał ze złością
na przeciwległą ścianę. Nie zamierzał niczego odwoływać tylko z powodu jakiegoś
idioty, który wpieprzył się w ich życie i wszystko zniszczył. To, że nie
potrafił się wyrobić z terminem, było wyłącznie jego problemem. A Jacques z
pewnością nie zamierzał mu z nim pomagać. To był jego dom i mógł robić w nim,
co tylko zechciał, a Blake nie miał nic do gadania.
Z
tym postanowieniem wstał z łóżka i opuścił pokój.
***
–
Cześć.
–
Hej. – Uniósł głowę, spoglądając na swojego przyjaciela. – Siadaj.
Nick
skinął głową i rzucił swój plecak na ziemię, nie martwiąc się możliwością
uszkodzenia zawartości. Przysiadł obok i spojrzał na niego z
zainteresowaniem.
–
Co tam?
–
Nic. – Wzruszył ramionami. – Liczyłem na to, że pomożesz mi z ogarnięciem
imprezy.
–
Jak zawsze, stary. – Wyciągnął z plecaka dwa jabłka. Podał jedno Jacques’owi, a
ten przyjął je z uśmiechem. – Ale czy to nie ty pisałeś mi wściekłe wiadomości
o tym, jak nienawidzisz Blake’a i jak nie możesz zrobić przez niego
imprezy?
Jacques
od razu się skrzywił.
–
Ta… - mruknął, wbijając wzrok w owoc. – Ale i tak ją zrobię. Pieprzę go.
–
Cóż… - Drugi chłopak wyszczerzył się. – Tak naprawdę to go nie pieprzysz.
–
Boże, Nick! – Uderzył go w ramię. – Nie bądź obrzydliwy.
–
No co? Całkiem niezły z niego kąsek.
–
Powiedział heteroseksualny prawiczek – prychnął, kręcąc głową. Oczywiście nie
był ślepy i wiedział, że Blake mógł się podobać. Miał krótkie, czarne jak smoła
włosy, intensywnie niebieskie oczy i zadziorny uśmiech. Poza tym przynajmniej
raz w tygodniu chodził na siłownię i biegał. To jednak nie sprawiało, że
Jacques mógłby zmienić o nim zdanie. Wciąż pozostawał irytującym dupkiem.
–
Ej! Doszedłem już do drugiej bazy!
–
Czyli wcale nie doszedłeś. – Wyszczerzył się. Uwielbiał droczyć się ze swoim
przyjacielem, a gdy temat schodził na kwestie związane z seksualnością, w
których Nick z pewnością nie miał doświadczenia, było przezabawnie.
Znali
się od przedszkola, a odkąd Nick uderzył łopatką dzieciaka, który zniszczył
jego babki z piasku, Jacques wiedział, że będzie to wielka przyjaźń. Nie mylił
się.
–
Ile osób mam zaprosić?
–
Tyle, co zawsze. – Na usta Jacques’a wypłynął cwany uśmieszek. – Bez
ograniczeń.
Nick
zaśmiał się, kręcąc głową. Jego ciemne, półdługie włosy poruszały się z każdym
ruchem głowy, przez co wyglądał jak kundel. Jacques bezgranicznie go
uwielbiał.
–
Blake będzie wściekły – skomentował.
–
Mam to gdzieś. – Bright wzruszył ramionami. – A jak mu coś nie pasuje, zawsze
może się wyprowadzić. I wtedy wszyscy będą zadowoleni.
–
Prócz twojej matki. I niego.
–
No właśnie, Nick. – Zamachnął się, rzucając ogryzek daleko między drzewa. –
Wszyscy.
***
Jacques
obrócił się i przejrzał się w lustrze. Miał na sobie obcisłe rurki z dziurami
na kolanach oraz szeroki T-shirt, który odsłaniał obojczyki i dużą część klatki
piersiowej. Jego brązowe włosy ułożone były w „artystyczny nieład”, czyli
niemal jak zawsze. W swoim mniemaniu prezentował się naprawdę dobrze.
Impreza
miała zacząć się za pół godziny. Wszystko było dopięte na ostatni guzik,
pokoje, do których goście nie mieli wstępu, zostały zamknięte na klucz (Jacques
długo się wahał, ale w końcu zamknął sypialnię matki, bo mimo wszystko nie
chciał, by ucierpiały jej rzeczy), a Blake był na spotkaniu ze swoim
agentem i szybko nie wróci. A to, że mężczyzna planował pracować
całą noc i chłopak o tym wiedział… To nie miało znaczenia.
Uśmiechnął
się do swojego odbicia, zgarnął telefon z łóżka i opuścił swój pokój. Zabawę
czas zacząć.
***
Blake
wiedział, że coś jest nie w porządku już w chwili, gdy jechał Harrison Street.
Z daleka było słychać klubową muzykę, a im bliżej domu Kath był, tym bardziej
zbliżał się do źródła popularnych rytmów. Miał złe przeczucia. Wiedział, że
gówniarz go nie znosi i to uczucie było oczywiście odwzajemnione, ale nie
sądził, by ten odważył się zrobić imprezę, gdy otrzymał oczywisty zakaz od
swojej matki. Jak bardzo się mylił…
Zatrzymał
samochód pod domem, wiedząc, że w tym momencie nawet nie ma co liczyć na wjazd
do garażu, skoro cały podjazd był zawalony kubeczkami i innymi śmieciami. Wszędzie
było pełno pijanych i rozwrzeszczanych nastolatków. Nie mógł uwierzyć, że syn
Katherine okazał się tak wielkim egoistą, myślącym tylko o sobie. Czasem
zastanawiał się, czy cały ten związek był tego wart.
–
Przesuń się! – warknął do jakiegoś chłopaka, który stał w wejściu. Dzieciak
spojrzał na niego pijackim wzrokiem i mężczyzna zaklął, przepychając się
obok.
Muzyka
była ogłuszająca. Już odczuwał ból głowy, a wiedział, że z każdą chwilą będzie
tylko gorzej. Musiał pozbyć się tych… ludzi i wszystko ogarnąć. Ale najpierw
musiał znaleźć Jacques’a i go zabić. Tym razem tak łatwo się nie wywinie.
–
Gdzie jest Jacq?! - krzyknął, gdy dostrzegł najlepszego przyjaciela
chłopaka. Ten siedział na kanapie w ich salonie, a jego rozszerzone źrenice
jasno mówiły, że był naćpany.
–
C-co? – wymamrotał, uśmiechając się głupkowato.
Blake
nie miał na to czasu. Złapał go za koszulę i uniósł.
–
Gdzie jest Jacques?!
–
Aaaa… Gdzieś na górze… Z jakimś, no, chłopakiem…
Puścił
go, zamykając na chwilę oczy i starając się uspokoić. Z chłopakiem…
Oczywiście.
Głupi
dzieciak Kath musiał okazać się gejem. I to takim, po którym od razu widać, że
woli obciągać, niż popatrzeć na piersi swoich koleżanek. Blake wiedział to już
w chwili, gdy spotkał go po raz pierwszy w kawiarni. Idealnie ułożone włosy,
damski sweterek, który sięgał mu do kolan… Mały, pieprzony gej.
Wszedł
po schodach i od razu go dostrzegł. Nie samego, oczywiście. Jacques przypierany
był do ściany przez jakiegoś blondyna, którego ręka znalazła się w bieliźnie nastolatka
i najwyraźniej całkiem nieźle tam pracowała, bo chłopak pojękiwał głośno,
zupełnie nie przejmując się tym, że ktoś może ich zobaczyć.
Blake
czekał, a uśmiech na jego wargach z pewnością nie zwiastował niczego dobrego.
Blog został dodany do Katalogu Euforia.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Białko.
Trafiłam tutaj przypadkiem i zachęcona zarysem fabularnym stwierdziłam, że warto dać "Pęknięciom" szansę.
OdpowiedzUsuńPonieważ sama betuję, w oczy rzuciło mi się trochę błędów, literówek (wyłapałam "a jego rozszerzone źrenicy", gdzie powinno być "źrenice" oraz "Kah" zamiast "Kath") i takich zdań, które przy nieznacznej modyfikacji mogłby brzmieć zgrabniej. Poza tym polecam zamienić wszystkie dywizy na myśliniki - dywizów używa się tylko w środku wyrazu, ale generalnie nie jest źle. Język jest całkiem ładny, wymaga tylko praktyki i myślę, że możesz przemyśleć kwestię załatwienia sobie bety - wtedy tekst na pewno zyska. :)
Jeśli mowa o fabule, na razie ciężko cokolwiek powiedzieć, bo to dopiero początek i akcja, która zapowiedziana została w krótkim opisie, jeszcze się nie zaczęła. Pomimo narracji trzecioosobowej brakuje mi trochę różnicy w języku przy zmianie perspektywy - w końcu Jacques i jego ojczym, który jest pisarzem, co otwiera Ci wiele możliwości przy kreowaniu jego jako bohatera, pochodzą z dwóch różnych światów i jedynym, co ich łączy (przynajmniej na razie), jest miłość do tej samej kobiety. I wzajemna niechęć. No ale do rzeczy - Jacques jest bardzo nieznośnym nastolatkiem, niesamowicie dziecinnym, choć to akurat do przedstawicieli zbuntowanej młodzieży pasuje, który ma bardzo dobrą mamę. Tak, jego matka jest świetna i ze świecą takiej szukać. Myślę, że przy odrobinie chęci z jednej i z drugiej strony mogliby się z tym ojczymem dogadać, ale niestety z nastolatkami nie może być za łatwo. A w szczególności nie z Jacquesem.
Ciekawa jestem, jak Blake rozwiąże tę sprawę z imprezą, w końcu jest dorosły, a ma do czynienia z dzieciakiem, który niewątpliwie jeszcze nie raz wejdzie mu na głowę. Żeby zaspokoić swoją ciekawość, pędzę czytać następne rozdziały.
Pozdrawiam :)
Oni
Fajnie się czyta, mam nadzieję, że rozdziały będą się pokazywać regularnie bo już się wciągnęłam:-)
OdpowiedzUsuńWybacz, ze bez polskich znakow, ale na tablecie ogonki to zlo wcielone. Ogolnie poczatek ciekawy, chociaz glowny bohater (nie przepisze imienia bez literowki) wydal mi sie troche przerysowany w tym swoim infantylnym buncie. No, ale sama sie ostatnio irytowalam, jak ktos mi stwierdzil, ze nie napisalam o wszystkich motywacjach Heia na samym poczatku. Ogolnie wiadomo, w ktora jedziemy strone i bynajmniej nie jest to zarzut. Lece czytac dalej i zapraszam do siebie.
OdpowiedzUsuńKuroneko, nigrumcor.blogspot.com
Bardzo mi się spodobał pierwszy rozdział! Nie spodziewałam się, że aż tak mnie to wciągnie :) Mam nadzieję, że nie zaprzestaniesz na tych kilku rozdziałach, które opublikowałaś... Czekam na więcej
OdpowiedzUsuńtysiacmyslidokwadratu.blogspot.com
Niektóre zdania mają coś nie tak z szykiem, ale czyta się przyjemnie, choć na tę chwilę obaj bohaterowie mnie nieco wkurzają.
OdpowiedzUsuń~Arco Iris
Mam obojczykowy fetysz więc... rozdział jest świetny! :D
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńzaciekawiłaś mnie, Jacques to dla mnie taki zbuntowany chłopak, a Bleake no jak na razie też nie lubię...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńzaciekawiłaś mnie bardzo tym opowiadaniem, Jacques dla mnie jest taki zbuntowanym chłopakiem, a Bleake, jak na razie też nie lubię...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Hej,
OdpowiedzUsuńbardzo zaciekawiłaś mnie tym opowiadaniem, Blacke też jakoś mi nie przypadł do gustu, a Jaq och tak taki zbuntowany chłopak...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga