niedziela, 8 września 2019

Powtórzyć życie – 1 – Wypadek

To stare opowiadanie, które zaczęłam pisać lata temu. Starałam się poprawić ten tekst, jak tylko mogłam, ale zapewne w niektórych fragmentach będzie widać różnicę stylów. Mimo to postanowiłam zaryzykować publikację tej historii, bo kiedyś obiecałam sobie, że ją dokończę. Jak zapewne już wiecie, bywam uparta :P
Opowiadanie nie będzie długie i mam nadzieję, że Wam się spodoba :D
Ach, i jak już pewnie zauważyliście, trochę zmieniło się na tym blogu. Co o tym myślicie? Czekam na Wasze reakcje.
Trzymajcie się!
_________________________________________________________________________


Wbiegł do budynku, całkowicie ignorując wzburzone okrzyki personelu i mijanych pacjentów. Gdy dowiedział się, że jego brat miał wypadek samochodowy, nie zastanawiał się ani przez chwilę i przybył do szpitala jak najszybciej. Ich matka miała roztrzęsiony głos, gdy rozmawiali przez telefon i mężczyzna miał nadzieję, że była to tylko jedna z typowych dla niej histerii. Bał się dopuścić do siebie myśl, że Jackowi mogło stać się coś poważnego. Bardzo kochał brata i zawsze był niezwykle opiekuńczy względem niego, co sprawiało, że serce stawało na samą myśl, że mogło stać mu się coś złego.
Biegł przed siebie, na oślep, w amoku. Wpadł na kogoś, zresztą nie po raz pierwszy tego dnia, ale tym razem do jego uszu, zamiast kilku przekleństw, dotarł głośny jęk bólu. Zatrzymał się gwałtownie, jakby został nagle wyrwany z transu. Miał nadzieję, że nikogo nie uszkodził. Jeszcze tego mu brakowało.
Odwrócił się i wzdrygnął lekko, gdy ujrzał drobną postać, która próbowała podnieść się z podłogi. Delikatnie złapał ją pod pachami i pomógł wstać, przełykając nadmiar śliny, która pojawiła się po kontakcie jego dłoni z dziwną skórą osoby, którą niechcący staranował. Bąknął ciche ''przepraszam'', starając się nie patrzeć na wyblakłą, niebieską chustkę, która zsunęła się nieco z głowy postaci, ukazując niewielki kłębek czarnych, mocno przerzedzonych włosów. Chłopak, bo zdecydowanie postać ta była przedstawicielem płci męskiej, posłał mu w podzięce lekki uśmiech, co tylko uwydatniło jego wystające kości policzkowe. Nie wydawał się zły z powodu upadku, choć całe jego ciało wyglądało tak krucho, jakby każdy dotyk mógł zrobić mu krzywdę. Mimo to jego oczy błyszczały całkiem radośnie, a ich niespotykana barwa uderzała intensywnością. Mężczyzna mógł przyznać, że były to oczy bardzo ładne i niezwykle interesująca pod względem koloru, ale co z tego? Skóra chłopaka była szaroniebieska i cienka jak kartka papieru. Nogi drżały mu tak bardzo, jakby nie miał siły już stać. Chustka odsłaniała pozostałości włosów i... nie potrafił już na to patrzeć. Zwyczajnie odwrócił się i odszedł, nie martwiąc się tym, czy dzieciak poradzi sobie z dojściem do celu swojej szpitalnej podróży. To nie był jego problem.
Petera przerażali chorzy. Ich wątłe ciała, oczy pełne niezrozumiałej nadziei i wszechobecny smród śmierci, który roztaczał się wokół nich. Jakby ich ciała jeszcze za życia zaczynały się rozkładać...
Wzdrygnął się i przyspieszył kroku. Przez chwilę zapomniał nawet o własnym bracie.
***
Ogromny kamień spadł mu z serca, gdy dowiedział się, że Jackowi nic poważnego się nie stało. Prawie nic, ściślej ujmując. Noga mężczyzny była złamana, całkiem niefortunnie, ponieważ włożenie jej w gips nie wchodziło w grę. Kość musiała zostać złożona chirurgicznie, więc Jacka czekał długi pobyt w szpitalu, a następnie trudna i długotrwała rehabilitacja. Mimo to poza złamaną nogą i kilkoma stłuczeniami, z jego bratem było wszystko w porządku.
Peter cieszył się tym, choć wciąż nie potrafił zapomnieć o chorym chłopaku z korytarza, który najwyraźniej nie miał tyle szczęścia co Jack. Trochę go to dekoncentrowało. Starał się wyrzucić z głowy obraz nieznajomego, gdy tulił do siebie matkę, która ze łzami w oczach przepraszała go za wcześniejszy atak histerii. Mężczyzna uśmiechał się tylko i potakiwał, powtarzając, że się nie gniewa. Przez lata zdążył się już przyzwyczaić do histerycznych ataków matki. Były upierdliwe, ale do zniesienia, a Peter nigdy nie narzekał, wiedząc, że musi być wsparciem dla rodziny. Gdy ojciec ich zostawił, uciekając z sekretarką na drugi koniec świata, miał szesnaście lat. Szybko wydoroślał i zaopiekował się młodszym bratem, podczas gdy matka ciężko pracowała na ich utrzymanie. Nie było łatwo, czasami miał dość wszystkiego i wszystkich, ale dał radę. Oni dali. Nie wyobrażał sobie życia bez nich.
Gdy kobieta w końcu się uspokoiła, dał jej kluczyki od swojego samochodu, a sam wszedł ponownie do sali, na której został umieszczony jego brat. Jedno łóżko pod ścianą było zajęte przez jakiegoś podstarzałego mężczyznę, ale nie poświęcił mu nawet chwili uwagi. Od razu spojrzał na Jacka leżącego na łóżku. Uśmiechnął się do niego i usiadł na taborecie.
– Jak tam?
– Boli... – mruknął Jack, lekko się przy tym krzywiąc. – I nudzi mi się.
– Na twoje własne życzenie.
– Nieprawda. – Młodszy mężczyzna zrobił minę w stylu kopniętego szczeniaczka. – To ona nie umiała jeździć.
Peter wywrócił oczyma. Domyślał się, że jego brat od razu zwali całą winę na drugą uczestniczkę wypadku, ale on był świadomy kiepskich umiejętności Jacka i wiedział, że ten w równym, a może nawet większym, stopniu przyczynił się do swojego obecnego stanu. Według niego mężczyzna w ogóle nie powinien prowadzić samochodu. Egzaminator, u którego udało mu się zdobyć prawo jazdy, musiał być skończonym idiotą.
– Przywieźć ci coś?
– Hmm? Laptopa i jabłka, jeśli możesz.
– Spoko. – Uśmiechnął się i wstał. – Skoro żyjesz i najwyraźniej jesteś w niezłym nastroju, to odwiozę mamę, żeby trochę odpoczęła, bo bardzo ją wystraszyłeś. Nie zrób niczego głupiego. – Ruszył do wyjścia. – Do jutra.
– Mhm, wiem. – Jack przynajmniej starał się wyglądać, jakby miał wyrzuty sumienia z powodu rodzicielki. On też wiedział, jaka była ich matka. – Na razie.
***
– Od razu do domu, czy chcesz zrobić jeszcze jakieś zakupy?
– Nie... Nie mam na to siły. Jedźmy do domu.
– Dobrze. – Peter kiwnął głową i skręcił w prawo. Jechali ulicami Nowego Jorku, kierując się na północny zachód. Słońce powoli już zachodziło, mieniąc się czerwienią i złotem, a jego myśli podążyły w stronę ostatniego tłumaczenia, które powinien jeszcze dziś skończyć. W końcu mógł myśleć o czymś innym niż wypadek brata i okropne, szpitalne korytarze. Było to orzeźwiające, nawet jeśli w zamian za to w jego głowie pojawiła się od razu praca.
Piętnaście minut później dojechali na niewielkie osiedle i zatrzymali się przed białym, jednopiętrowym domem z granatowym dachem i małymi oknami. Trawnik był równo przystrzyżony, a w ogrodzie rosły kolorowe kwiaty.
– Wejdziesz? – Kobieta spojrzała na niego piwnymi, tak podobnymi do jego własnych, oczyma. Miała pofalowane włosy w kolorze ciemnego blondu, twarz naznaczoną delikatnymi zmarszczkami i szczupłe ciało.
– Nie... – mruknął i pokręcił głową, patrząc na nią przepraszająco. – Muszę jeszcze skończyć ostatnie zlecenie. Jeszcze dzisiaj zadzwonię i sprawdzę, jak się czujesz, dobrze? Na razie, mamo.  
Pocałował kobietę w policzek i poczekał, aż ta wejdzie do domu. Dopiero gdy drzwi się za nią zamknęły, odpalił silnik i ruszył w stronę swojego mieszkania. Widział po minie rodzicielki, że ta nie była zadowolona i nie chciała zostać sama, ale on naprawdę musiał dokończyć zlecenie. Goniły go terminy, a przez wiadomość o wypadku brata, na chwilę wszystko, co wiązało się z pracą, uleciało mu z głowy. A teraz przypomniał sobie, że powinien jak najszybciej zabrać się do ostatnich fragmentów tłumaczonego tekstu, jeśli chce mieć pieniądze na jedzenie i czynsz. Musiał ustalić jakieś priorytety.
***
Przekręcił klucz w zamku i pchnął drzwi, wchodząc do środka. Wynajmował mieszkanie w podrzędnym bloku znajdującym się na obrzeżach miasta, ale nie narzekał. Czynsz był stosunkowo niski, a jego praca nie wymagała częstego ruszania się z domu dalej niż po bułki do osiedlowego sklepu, więc nie tracił pieniędzy na paliwo.
Ściągnął buty i od razu ruszył do łazienki, chcąc zmyć z siebie zapach szpitala. Nie znosił wszystkiego, co kojarzyło mu się z tym okropnym miejscem. Jak na zawołanie w jego głowie pojawił się obraz chłopaka, którego dzisiaj przypadkowo potrącił. Westchnął niczym cierpiętnik i pomasował skronie. Wciąż pamiętał dotyk jego lepkiej, chłodnej skóry. Nie chciał o tym myśleć.
Pomieszczenie, w którym się znalazł, było małe tak jak całe mieszkanie. Prysznic, muszla klozetowa, niewielkie lustro tuż nad umywalką. I pralka, ledwo wciśnięta w jeden z kątów. Nie było tam nawet szafki, bo zabrakło miejsca. Mimo wszystko Peter lubił swoją łazienkę, która była utrzymana w jasnych, pastelowych barwach. Czuł się w niej komfortowo. Nie potrzebował żadnych udogodnień.
Zrzucił ciuchy i wszedł pod prysznic, od razu odkręcając gorącą wodę. Lubił, kiedy jego skóra była czerwona od zbyt wysokiej temperatury. Wiedział, że niektórym mogłoby wydawać się to dziwne, ale jemu było przyjemnie. Odchylił głowę, pozwalając gorącemu strumieniowi na spłynięcie po twarzy. Wyciągnął rękę i wymacał szampon, który już po chwili pienił się na jego włosach, roznosząc po kabinie zapach jabłek. Miał obsesję na punkcie tych owoców. Zresztą, jego brat również. To było rodzinne uzależnienie.
Namydlił ciało, z zadowoleniem spoglądając w dół na całkiem niezły zarys mięśni. Nie było go stać na siłownię, ale bez tego też potrafił zadbać o siebie i codziennie wieczorem wykonywał serię ćwiczeń, a w każdą sobotę biegał. Nie był może jakimś przystojniakiem, ale kobiety potrafiły dostrzec urok w jego ciągle rozczochranych, brązowych włosach, lekkim zaroście i piwnych oczach. Schlebiało mu to zainteresowanie, które w jakiś sposób wywoływał. Wśród kobiet i... zdarzało się, że wśród mężczyzn również. Nigdy nie był zdecydowanym człowiekiem i najwidoczniej w kwestii orientacji seksualnej też tak było, ponieważ nie potrafił wybrać. Lubił kobiety, czasami nie potrafił sobie odmówić męskiego tyłka. Zbyt wielka pokusa. Oczywiście jego orientacja – potocznie nazywana biseksualizmem stworzonym dla takich niezdecydowanych sierot jak on – była jego wielką tajemnicą. Nie chodziło wcale o to, że wstydził się tego, iż od czasu do czasu lubi przelecieć jakiegoś faceta. Nie, on po prostu bał się, że w jakiś sposób zawiedzie swoją rodzinę. Tak naprawdę nie znał ich zdania na temat osób homoseksualnych i bał się, że mógłby zostać odrzucony. Rodzina była dla niego wszystkim, co miał. Nie potrafiłby żyć ze świadomością, że się nim brzydzą. Nie oni.
Wyszedł spod prysznica, pobieżnie wytarł ciało i zarzucił na nie puchaty, biały szlafrok. Zawiązał go niedbale i na bosaka przeszedł do salonu, który służył mu jednocześnie za biuro i sypialnię. Mieszanie naprawdę było niewielkie, ale przynajmniej wynajmował je za swoje pieniądze. To było najważniejsze.
Usiadł przy biurku i wyciągnął jedno ze swoich piór. Zanim włączy laptopa i zabierze się za tłumaczenie tekstu z języka francuskiego na angielski, najpierw przejrzy wersję drukowaną i zrobi dziesiątki notatek na marginesach. Może pochłaniało to więcej czasu, ale sprawiało, że był bardziej uważny i tekst zyskiwał na jakości. Taka była jego praca. Nie przynosiła kokosów, ale starczało mu na utrzymanie. Na razie nie potrzebował więcej.
Za oknem zapadła noc, zegar już dawno wybił północ, a Peter wciąż pracował, zapominając o reszcie świata i telefonie, który miał wykonać do rozhisteryzowanej, wciąż bojącej się o swoje młodsze dziecko, matki.
***
W szpitalu na drugim końcu miasta znudzony brat Petera próbował zasnąć na niewygodnym łóżku. W tym samym czasie na oddziale onkologicznym pacjent z niebieską chustą na głowie śnił o piwnych, głębokich oczach, w których widział jedynie strach. Po raz pierwszy od dawna nie był to zły sen.

5 komentarzy:

  1. O, nowe opowiadanie! :D
    Po tym pierwszym rozdziale kompletnie nie wiem czego się spodziewać ale zapowiada się ciekawie. Ile mniej więcej rozdziałów planujesz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie, to dopiero początek (i to dosyć krótki, przyznaję), więc w sumie trudno jeszcze o jakieś konkretne wrażenia :P
      Hm, trudne pytanie. Nie więcej niż 10, ale nie wiem, jak dalej rozwinie mi się fabuła ;)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Zapowiada się fajnie, ale chyba będzie nerwowo, co?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czy nerwowo, ale na pewno nie będzie to lekki tekst ;>
      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Hejka,
    wspaniały początek, a czy Peter nie śni też o pewnym chłopcu w niebieskiej chuście...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń