środa, 7 kwietnia 2021

Portret nieistnienia – Rozdział 6

Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze i cierpliwość! <3 
Rozdział nie był betowany i jest wrzucany "na szybko", więc za wskazanie wszelkich błędów i usterek będę wdzięczna ;> 
Pozdrawiam! 

___________________________________________________________________________

Spotkanie z Patrickiem jeszcze wczoraj wydawało się rozsądnym i dobrym pomysłem, ale dziś Anthony nie był już tego taki pewny. Choć wysłał byłemu kochankowi informacje o miejscu i godzinie spotkania, to jednak wciąż wahał się, czy powinien się tam w ogóle pojawić. Pragnął zadzwonić do Dylana i usłyszeć od niego kolejne słowa wsparcia, bo od wczoraj miał wrażenie, że tylko ten chłopak naprawdę go rozumie, ale nie mógł tego zrobić. Dylan zaczynał dziś pracę i to na niej powinien być skoncentrowany. Nie chciał mu przeszkadzać. Wiedział, jak ważnym krokiem w życiu była dla niego ta praca.

Dzień był wyjątkowo przyjemny – słoneczny i ciepły, wyraźnie kontrastował z jego pochmurnym nastrojem. Z wczorajszej radości, którą odczuwał przy Dylanie, nic nie pozostało. Teraz czuł jedynie zdenerwowanie i stres jak przed ważnym egzaminem w szkole. To było irytujące.

Przez cały czas zastanawiał się, co powinien powiedzieć Patrickowi. Kusiło go, by zaproponować spotkanie w jego ulubionym parku i wybrać miejsce w pobliżu tablic, by jego były kochanek czuł się nieswojo, ale ostatecznie zrezygnował z tego pomysłu. Nie chciał się kłócić, nawet jeśli kotłowało się w nim tyle różnych emocji, że i tak obawiał się spektakularnego wybuchu w trakcie spotkania.

Gdyby rodzina Anthony’ego wiedziała, z kim ten zamierzał się spotkać, z pewnością wszyscy jej członkowie byliby zachwyceni. Każdy uwielbiał Patricka i traktował go jak pełnoprawnego członka rodziny. Anthony czasem odnosił wrażenie, że jego były kochanek czułby się lepiej w mieszkaniu jego rodziców, niż on sam przez ostatnie kilka miesięcy. To wywoływało w nim gorycz i złość. Chciał w życiu mieć coś, co nie wiązałoby się z Patrickiem i ich wspólną przeszłością; chciał mieć kogoś, kto będzie myślał tylko o nim. Na razie jedyną taką osobą zdawał się Dylan i Anthony był wdzięczny losowi, że mogli się spotkać i poznać. Może nie wierzył w przeznaczenie, ale po Thanosie więcej rzeczy kwestionował i nie wszystko uznawał za przypadek. Kto wie, może w kosmosie wydarzyło się coś, co sprawiło, że tamtego dnia spotkali się w świetlicy? Uśmiechnął się na tę myśl. Dawny Anthony wyśmiałby samego siebie, ale teraz podobne myśli wydawały się pokrzepiające.

Wybrał lokal niedaleko Fairmount Park, bo czuł się lepiej, znajdując się tak blisko tablic, które przypominały o jego zniknięciu. Było to najważniejsze wydarzenie w jego życiu i miało wpływ również na Patricka, więc ta lokalizacja wydawała mu się odpowiednia. Poza tym był ciekawy, czy jego były kochanek był w tym parku po postawieniu tablic, a jeśli tak, to czy przyszedł tam również po tym, jak rozpoczął nowy związek? A może szybciej zaczął się spotykać z tym facetem, którego imienia Anthony nie chciał i nie potrafił zapamiętać? Te myśli nie dawały mu spokoju od czasu powrotu. Czemu jego ukochany mężczyzna, który miał zostać jego mężem, tak szybko o nim zapomniał? Czy był aż tak łatwy do wymazania z pamięci?

Przyszedł pierwszy, co go nie zaskoczyło, nawet jeśli minęły już dwie minuty od umówionej godziny spotkania, a on dopiero zajmował stolik. Patrick zawsze należał do spóźnialskich i najwyraźniej nie zmieniło się to przez ostatnie pięć lat. Było to pocieszające.

Zajął miejsce przy oknie, z którego mógł obserwować drzwi, co czynił z przesadnym zaangażowaniem. Ze znacznie mniejszym zainteresowaniem rozejrzał się też na boki, oceniając wystrój lokalu. Wybrał go tylko dlatego, że znajdował się niedaleko parku i był otwarty. Jasne ściany z fantazyjnymi obrazami nie robiły na nim żadnego wrażenia, bo tego dnia prawdopodobnie mógłby siedzieć w piwnicy lub w pałacu i nie zmieniłoby to w żaden sposób jego obecnego stanu. Był zbyt roztrzęsiony, by docenić gust właścicieli.

Zamówił wodę z cytryną i czekał. Odczuwał coraz większe zniecierpliwienie i marzył o tym, by mieć to już za sobą. W końcu, po niespełna dziesięciu minutach dostrzegł byłego kochanka w drzwiach. Od czasu powrotu widział go tylko raz i był wtedy tak skołowany i zrozpaczony, że nie miał nawet okazji bliżej mu się przyjrzeć. Teraz gdy Patrick kroczył w jego kierunku, dostrzegł na jego twarzy zmarszczki, których wcześniej z pewnością tam nie było. Jak na kogoś, kto wiódł szczęśliwe życie z nowym partnerem, nie wyglądał na zadowolonego i wypoczętego. Postarzał się przez te pięć lat bardziej, niż Tony mógłby przypuszczać.

– Cześć. – Patrick zatrzymał się przy stoliku i uśmiechnął nerwowo. Wyglądał, jakby nie wiedział, czy powinien zająć wolne miejsce, co wydawało się absurdalne, skoro mieli rozmawiać.

– Cześć – odpowiedział spokojnie, ale nie wstał. Zamiast tego zmierzył mężczyznę wzrokiem i westchnął niecierpliwie. – Siadaj i nie stój tak nade mną.

– Och, tak, jasne. – Patrick wykonał jego polecenie bez wahania, a gdy już usiadł, zerknął na niego nerwowo, ale szybko odwrócił wzrok. To sprawiło, że Anthony poczuł się pewniej. Ostatecznie nie tylko on był zdenerwowany tym spotkaniem.

­Odchylił się na krześle i splótł ręce na piersi. Nie zamierzał mu niczego ułatwiać.

– No więc mów.

– Słucham? – Patrick znów na niego spojrzał, ale tym razem nie odwrócił pospiesznie wzroku. Wyglądał na zaskoczonego.

– Chciałeś się ze mną skontaktować od miesięcy – zauważył z nutą kpiny. – Oto jesteśmy. Więc słucham.

– Ale…

Anthony mu tego nie ułatwiał, co nie powinno go dziwić. Jego były narzeczony nie miał najłatwiejszego charakteru, a po tym, co się wydarzyło, stał się on jeszcze trudniejszy. Wiedział o tym od jego rodziny, która – choć rzadko – dzieliła się z nim pewnymi informacjami.

– No dobra. – Wziął głęboki wdech. – Masz rację, od dawna chciałem się z tobą zobaczyć. – Zastukał palcami w kartę dań. – Chciałem… przeprosić i wyjaśnić. Zasługujesz na wyjaśnienia, Tony.

– To chyba jedyna rzecz, co do której się zgadzamy.

Serce Anthony’ego biło jak oszalałe. Może Patrick się postarzał i schudł, co zauważył dopiero po chwili, ale to wciąż był jego Patrick. Widział te same oczy, te same nerwowe gesty i tik w lewym oku. Trudno było to zignorować.

– Wyobrażałem sobie to spotkanie wielokrotnie, ale teraz… Mam pustkę w głowie. Zupełnie nie wiem, od czego zacząć.

Anthony nie wiedział, jak na to odpowiedzieć. Najbardziej interesowało go, dlaczego Patrick tak szybko o nim zapomniał i znalazł sobie kolejnego faceta, ale nie był głupi i zdawał sobie sprawę, że takie bezpośrednie pytanie od razu doprowadzi do kłótni.

– Zacznij od początku.

– Od początku… – Patrick uśmiechnął się krzywo, a jego wzrok stał się zamglony, jakby myślami był w zupełnie innym miejscu. – Początek był piekłem. Nie wiem, jak dużo mówili ci rodzice i Nora, ale… – Pokręcił głową. – Nikt nie wiedział, co się stało. W jednej chwili byłeś w mieszkaniu, a w drugiej już nie. Rozważaliśmy różne opcje, policja nic nie potrafiła zrobić… A potem, Chryste. – Ukrył twarz w dłoniach i zamilkł.

Anthony nie wiedział, co zrobić. Współczuł mu, oczywiście, bo nie potrafił inaczej. I chciał go pocieszyć. Ale jednocześnie słyszał z tyłu głowy cichy głos, który przypominał mu, że siedział przed nim mężczyzna, który w bardzo krótkim czasie o nim zapomniał i zastąpił go kimś nowym. To był ten sam mężczyzna, którego kochał i który złamał mu serce i przysporzył mnóstwo bólu. Dlatego w ciszy czekał, aż ten uspokoi się, by móc kontynuować.

– Potem Avengersi pojawili się w mediach i wyjaśnili, co się stało. To było nieprawdopodobne. Nie mieściło mi się w głowie, że w jednej chwili możesz sobie spokojnie żyć, a w drugiej przestajesz istnieć.

Przełknął ślinę i odwrócił wzrok. Jemu też trudno było się pogodzić z tą myślą. Wciąż miewał koszmary i obawiał się, że to znów się wydarzy. Miał wrażenie, że jego rodzina zupełnie tego nie rozumie, ale ze słów Patricka wynikało coś zupełnie odwrotnego.

– Na początku wierzyłem, że jakoś da się to odwrócić. Avengersi przecież robili już niesamowite rzeczy, więc byłem przekonany, że tym razem też się uda, ale mijały kolejne miesiące i nic się nie zmieniało. Świat, w którym żyliśmy, całkowicie się zmienił. Codziennie w telewizji widziałem twarze kolejnych zaginionych, obserwowaliśmy, jak światowy kryzys pochłania kolejne gospodarki, jak rynek pracy się załamuje… To było straszne, ale… ale ja potrafiłem myśleć tylko o tobie.

Nie spodziewał się, że te słowa aż tak w niego uderzą. Nie był na nie przygotowany. I nie miał pojęcia, jak zareagować na to wyznanie, ale na szczęście Patrick wydawał się tak pochłonięty opowieścią, że chyba nie oczekiwał żadnej reakcji.

– Pierwsze dwa lata były koszmarem. Fred i Alison bardzo mi pomogli. Tak samo Nora z Tomem. Gdyby nie oni, pewnie całkowicie pogrążyłbym się w depresji. – Jego oczy były pełne różnych emocji i Anthony nie potrafił wytrzymać tego intensywnego spojrzenia. Obawiał się własnej reakcji. – Ale wiesz, co było w tym wszystkim najgorsze, Tony? Żadne z nas nie doświadczyło nawet żałoby. Nie mogliśmy cię pochować, pożegnać się. Nie było żadnego ciała. Po prostu zniknąłeś i każde z nas wciąż miało nadzieję, że wrócisz. To było pieprzone piekło.

Sięgnął po szklankę i wziął duży łyk wody, żeby przełknąć gulę, która pojawiła się w jego gardle. Słowa Patricka były pełne bólu i trafiały prosto w jego serce. Trudno było pamiętać o nowym facecie mężczyzny, gdy widział i słyszał, jak bardzo mu na nim zależało; jak bardzo cierpiał po jego zniknięciu.

– Ale w końcu jakoś się pozbierałem. Wziąłem się do pracy, rozwinąłem firmę i… i poznałem Adama.

Anthony zupełnie inaczej wyobrażał sobie tę rozmowę. Sądził, że będzie czuł złość, że z trudem przyjdzie mu patrzeć na twarz mężczyzny, przez którego czuł się zdradzony i odrzucony. Ale teraz, słysząc to wszystko, wspomnienie Adama wywołało w nim jedynie smutek i żal.

– Chyba jednak dosyć szybko się pozbierałeś, co? – Nie mógł oprzeć się tej sarkastycznej uwadze, ale tak naprawdę odczuwał tylko smutek i ból. Wolałby być wściekły i bardzo chciałby nienawidzić byłego kochanka, ale nie potrafił. Teraz to do niego dotarło.

Patrick pokręcił przecząco głową i wziął głęboki wdech. Gdy się odezwał, jego głos wyraźnie drżał od emocji.

– Wiesz, że to nieprawda, Tony – wydusił. – Nigdy nie mógłbym o tobie zapomnieć. Byłeś ogromną częścią mojego życia.

Nie umknął mu użyty przez Patricka czas przeszły. Chociaż mógł się tego spodziewać, to jednak zabolało.

– Z tego, co widziałem i wciąż widzę, to jednak zapomniałeś – stwierdził gorzko.

Patrick znów pokręcił gorączkowo głową.

– Nie, Tony. – Wziął głęboki wdech. – Ja po prostu ruszyłem do przodu.

Po słowach Patricka zapadła niekomfortowa cisza. Anthony słyszał, jak mocno wali mu serce i zastanawiał się, czy drugi mężczyzna też to słyszy. Miał wrażenie, że ten dźwięk wypełnia całą salę i roznosi się na pobliską ulicę; że za chwilę wszyscy zaczną się na niego gapić.

Nienawidził stwierdzenia „ruszać do przodu”. Wszyscy mu to doradzali. Każdy chciał, by ruszył do przodu. Dylan też pragnął tego dla siebie. A on nie chciał tego robić. Zanim zniknął, miał wspaniałe życie i lepszego nie potrafił sobie nawet wyobrazić. Pragnął jedynie do niego wrócić. I teraz gdy patrzył na tę znajomą, acz inną twarz, czuł ciepło w piersi. Patrick mógł przez te pięć lat zmienić całe swoje życie, ale dla niego nic się nie zmieniło – wciąż go kochał. Czuł się zdradzony, porzucony i chciał go nienawidzić, ale nie potrafił, bo nigdy nie przestał go kochać. Nie wiedział, czy kiedykolwiek będzie w stanie przestać.

– Też chciałbym ruszyć do przodu – wyznał po chwili, patrząc mu prosto w oczy. Serce biło mu tak mocno, jakby miało zaraz wyskoczyć z piersi. – Z tobą.

***

Adam zdjął okulary i przetarł zmęczone oczy. Było już późno, a on wciąż siedział w swoim gabinecie na uczelni i sprawdzał eseje studentów. Wcześniej wrócił do domu, przygotował obiad i czekał na Patricka, ale czas mijał, a ten nie wracał do domu. Oczywiście domyślił się, że ten po pracy spotka się z Anthonym, ale po dwóch godzinach czekania miał dość i wrócił na uczelnię. Wolał przesiadywanie w niemalże pustym budynku niż niecierpliwe czekanie w pustym domu, gdzie każda kolejna godzina wiązałaby się z jego pogarszającym się nastrojem. Siedząc w swoim miejscu pracy, przynajmniej mógł udawać, że Patrick jest już w domu i wcale nie spędza całego wieczoru z byłym narzeczonym.

Westchnął i odchylił się na krześle. Był zdrętwiały i zmęczony od pochylania się nad biurkiem i siedzenia na niewygodnym meblu, ale przede wszystkim był wyczerpany psychicznie. Prawie nie rozmawiali z Patrickiem i nie był nawet pewien, czy ten powiedziałby mu o spotkaniu z Anthonym, gdyby nie przebudził się w nocy i po prostu nie domyślił się, z kim ten rozmawiał. Coraz bardziej niepokoiła i dręczyła go ta sytuacja. Mieli planować ślub, a zamiast tego wciąż się od siebie oddalali. Nie wiedział już, co z tym zrobić. Starał się walczyć o ten związek, bo kochał Patricka i nie wyobrażał sobie życia bez niego, ale jednocześnie czuł, że jego uczucia nie są odwzajemniane tak, jak kiedyś. Oczywiście nigdy nie oszukiwał się, że zastąpi mężczyźnie Anthony’ego. Nie miał na to szans. Ale przez te lata, które ze sobą spędzili, uwierzył, że Tony stał się przeszłością i nawet jeśli uczucia Patricka względem niego nigdy nie będą tak silne, jak względem utraconego kochanka, to teraz on stał się dla niego najważniejszą i najbliższą osobą. Po powrocie Anthony’ego coraz bardziej rozumiał, że się pomylił.

Westchnął i zebrał eseje, które następnie schował do teczki. Było na tyle późno, że chciał już po prostu wrócić do mieszkania i się położyć. A jeśli okaże się, że Patricka wciąż nie ma… Cóż, to będzie dla niego kolejny znak, że może nie warto dłużej walczyć i próbować, jeśli tej drugiej osobie nie zależy równie mocno. I może będzie to znak, by w końcu wypróbować kanapę w salonie, zamiast kolejną noc spędzać we wspólnym łóżku, które teraz wydawało się zbyt duże i niekomfortowe dla nich obu…


niedziela, 14 marca 2021

Portret nieistnienia – Rozdział 5

Wiem, że zajęło mi to długo, ale w końcu jestem z kolejnym rozdziałem i to dłuższym od poprzedniego :D 

Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze i za to, że wciąż tu jesteście i czekacie. Mam nadzieję, że jest na co.

Trzymajcie się! 

___________________________________________________________________________

Nie powinien denerwować się przed spotkaniem z Norą. To była w końcu jego siostra, z którą się wychował i która zawsze go wspierała. Mimo to nie potrafił się w pełni uspokoić przed jej przybyciem, a kiedy w końcu zasiedli wspólnie do stołu po wymienieniu standardowych uprzejmości typowych dla nieznajomych, a nie rodziny, poczuł się jeszcze gorzej. Odniósł wrażenie, że nie umie już z nią rozmawiać. Te pięć lat jego nieobecności tkwiło między nimi jak ogromna przepaść, której nie dało się w żaden sposób obejść. A najgorsza była świadomość, że cała jego rodzina, która siedziała przy tym stole, wciąż miała kontakt z Patrickiem i świetnie się z nim dogadywała. Traktowali go jak członka rodziny. Zdążył się już tego domyślić. Czuł się przez to zdradzony przez nich wszystkich, nawet jeśli wiedział, że trochę przesadzał.  

– Jak tam szukanie pracy, Tony?

Tom wyraźnie starał się wciągnąć go do rozmowy, która toczyła się gdzieś poza nim. Jego rodzice już dawno przestali wymuszać na nim konwersacje i nie próbowali wprowadzać go we wszystko, co przegapił. Zdążyli zauważyć, że tylko bardziej go to przygnębia.

– Nawet nie zacząłem. – Wzruszył ramionami. – Wciąż trudno mi to wszystko ogarnąć. Na razie chodzę na spotkania grupy wsparcia.

– Naprawdę? To świetnie!

Tom starał się udawać pozytywnie zaskoczonego, ale Anthony doskonale wiedział, że jego rodzice zdawali Norze szczegółowe raporty z jego postępów, a raczej ich braków. Nie było więc szans, by Tom nie był równie dobrze poinformowany. Kilka minut później Nora potwierdziła jego przypuszczenia, po raz pierwszy tego wieczora skupiając na nim pełnię swej uwagi.

– Mama wspominała, że poznałeś kogoś. Chodzicie razem na te spotkania?

Anthony skrzywił się i posłał matce jedno ze swoich spojrzeń.

– Jak miło, że tak sobie o mnie rozmawiacie za moimi plecami i dyskutujecie o moim życiu osobistym. – Zaakcentował ostatnie słowa, mało subtelnie dając im do zrozumienia, co myśli o takim zachowaniu.

– Anthony…

Matka zapewne była już gotowa do kolejnej przemowy, ale tym razem Nora ją uprzedziła.

– Daj spokój, Tony. – Wywróciła oczami. – Martwimy się. To chyba oczywiste. Minęło już kilka miesięcy, a ty wciąż zdajesz się tkwić w tym samym miejscu. Nic dziwnego, że mama ucieszyła się, gdy usłyszała, że się z kimś spotykasz.

Anthony wziął głęboki wdech. Ten obiad od początku nie był dobrym pomysłem, ale nie chciał pokazywać swojej niechęci. Dylan miał rację. W porównaniu do niego miał wielkie szczęście, że miał przy sobie bliskich, którzy się o niego troszczyli. A od powrotu zachowywał się bardzo egoistycznie i wciąż nie potrafił wyzbyć się swojej złości na całe zło tego świata, na Patricka i na rodzinę, która w jego przekonaniu go zdradziła. Ale przecież o tym Dylan nie mógł wiedzieć.

– Rozumiem, że się martwicie – powiedział powoli, starając się zachować spokój. – Ale to naprawdę nie jest wasza sprawa.

Nora nie należała jednak do osób, które łatwo można było zbyć. Jeśli postawiła sobie jakiś cel, to dążyła do jego realizacji bez względu na cenę. I teraz najwyraźniej przystąpiła do ataku, postanawiając wyciągnąć od niego wszystko o jego tajemniczym towarzyszu spotkań i nieudolnych próbach pokierowania swoim życiem. Spokojny początek obiadu miał zapewne tylko uśpić jego czujność. Przez te kilka miesięcy zdążył już zapomnieć, jak podstępna była jego siostra w relacjach międzyludzkich.

– No przecież możesz nam powiedzieć, gdzie się poznaliście i od jak dawna się widujecie. To chyba nie jest żadna tajemnica, co?

– Po prostu jesteśmy ciekawi, kochanie. – Jego matka postanowiła wesprzeć Norę i oczywiste było, że teraz obie uznały, że przesłuchają go przy milczącym wsparciu swoich mężów.

Wciąż odtwarzał w głowie opowieść Dylana. Współczuł mu i rozumiał, skąd brała się jego samotność. Tym bardziej czuł, że sam nie znajdował się wcale w najgorszym położeniu i powinien doceniać to, co miał. Chciał się postarać i tylko dlatego jeszcze nie wstał i nie zamknął się w swoim pokoju jak naburmuszony nastolatek. Nora z pewnością by go wyśmiała, gdyby tak się zachował.

– Poznaliśmy się na tych spotkaniach w świetlicy – powiedział po chwili zastanowienia. – Ale to tylko kolega. Spotykamy się w kawiarni i gadamy. Koniec opowieści.

Wzruszył ramionami i napił się wody. Nie zamierzał mówić im, że Dylan zaprosił go na kawę, bo był wyraźnie zainteresowany czymś więcej. Teraz i tak nie miało to znaczenia. Kumplowali się i od czasu jego odmowy młodszy mężczyzna już nie wspomniał o rozwinięciu tej znajomości w coś więcej niż ewentualna przyjaźń, więc nie było potrzeby, by brał taką możliwość pod uwagę.

Mina Nory wyraźnie powiedziała mu, że ta nie uwierzyła mu w opowieść o „tylko koledze”, ale to nie miało żadnego znaczenia. Mogła myśleć, co tylko chciała.

– To dobrze, że kogoś poznałeś – stwierdziła. – W końcu… minęło już trochę czasu.

Anthony wziął głęboki wdech. Właśnie podobnych słów obawiał się z jej strony. Miał wrażenie, że Nora nawet nie próbuje zrozumieć, z czym on się mierzy w tej sytuacji. A nawet jeśli próbowała, to chyba skończyła jej się cierpliwość.

– I? – Uniósł prowokacyjnie brew, a atmosfera w pomieszczeniu od razu zgęstniała. Patrzył siostrze prosto w oczy, w każdej chwili gotów do konfrontacji. Tym bardziej zdziwiło go, gdy ta w końcu odwróciła wzrok.

– I nic. – Wzruszyła ramionami. – Cieszę się, że jakoś sobie radzisz i ruszasz do przodu.

Ta odpowiedź tylko bardziej go zirytowała. Miał ochotę zapytać, czy podobnie cieszyła się, gdy Patrick „ruszał do przodu”, całkowicie o nim zapominając, ale ostatecznie zdołał się powstrzymać. Przez resztę posiłku miał jednak nieprzyjemne wrażenie, że znacznie lepszy efekt przyniosłaby ich kłótnia, niż sztuczna uprzejmość i nic nieznaczące słowa pocieszenia.

***

Dylan powoli przyzwyczajał się do myśli, że ma życiowego pecha, nawet jeśli kłóciło się to z jego dotychczasowym optymizmem, który został wystawiony na próbę przez Thanosa i jego działania. Dlatego bardzo się zdziwił, gdy w południe zadzwonił do niego właściciel stacji benzynowej i oznajmił, że od jutra może już zaczynać pracę. Aż trudno było mu uwierzyć w swoje szczęście, bo zostawił w tym miejscu CV zupełnie przypadkowo – po prostu przechodził obok i chciał kupić sobie wodę, a na drzwiach zauważył ogłoszenie o pracę.

W radosnym nastroju i z nieprawdopodobną ulgą, która zalała go po rozmowie z przyszłym szefem, siedział na kanapie w swoim mieszkaniu i zastanawiał się, jak powinien spędzić ostatni dzień bezrobocia. Chciał jakoś uczcić swój sukces, bo właśnie tak traktował zdobycie pracy. Jedyną osobą, z którą faktycznie mógł podzielić się swoim szczęściem, był Anthony i to właśnie jego numer w końcu zdecydował się wybrać.

– Hej, Tony! – przywitał się radośnie, gdy usłyszał w słuchawce mało przyjemne „halo”.

– Cześć.

Dylan zacmokał, słysząc ton mężczyzny. Anthony nie należał do osób entuzjastycznie nastawionych do życia i jego pesymizm bywał przytłaczający, ale miał też swój urok, szczególnie w oczach blondyna.

– Mógłbyś chociaż udawać, że cieszysz się, że mnie słyszysz – stwierdził ze śmiechem.

– Mógłbym. – Nawet nie musiał go widzieć, by wiedzieć, że Anthony właśnie wywrócił oczami. – Więc czemu zawdzięczam tę przyjemność?

Dawni przyjaciele Dylana w niczym nie przypominali sarkastycznego i ironicznego cynika, jakim był Tony, ale jakimś cudem naprawdę dobrze się dogadywali. Ich różne charaktery w starciu ze sobą się równoważyły i to bardzo mu się podobało.

– Mam wieści. – Nie chciał brzmieć zbyt dumnie, ale tak właśnie się czuł. Dla niego znalezienie pracy było dużym osiągnięciem. – Znalazłem pracę!

– Serio? – W głosie Anthony’ego pobrzmiewało zaskoczenie i nie było w tym nic dziwnego, bo jeszcze niedawno Dylan żalił mu się, że znów nie dostał żadnej odpowiedzi z miejsc, do których rekrutował. – To… świetnie. Gdzie?

Było w głosie mężczyzny coś, czego nie potrafił jednoznacznie zidentyfikować. Nie był pewien, czy Tony faktycznie mu kibicował. Stracił przez to nieco zapału.

– Na stacji benzynowej – wymamrotał już z mniejszym entuzjazmem. – Nic wielkiego, ale przy takiej ilości CV, jakie rozesłałem… No, cieszę się.

– I masz z czego. – Usłyszał po chwili ciszy. – Chcesz to jakoś uczcić?

– Właśnie po to dzwonię! – Szeroki uśmiech znów zagościł na jego twarzy, gdy przypomniał sobie, czemu w ogóle kontaktował się z szatynem. – Trzeba jakoś wykorzystać ostatnie godziny bezrobocia. – Zaśmiał się. – To, co? Tam, gdzie zwykle?

– Możemy. – Anthony nie brzmiał na przekonanego. – Ale co powiedziałbyś na jakiś bar i coś mocniejszego?

– Mocniejszego? – Parsknął. – Nowa praca i pierwszy dzień na kacu? Brzmi jak idealny przepis na sukces.

– Nie od razu na kacu. – Usłyszał prychnięcie po drugiej stronie słuchawki. – Ale jeśli jednym piwem potrafisz się upić…

– Oho! Nie myśl, że nie wiem, co próbujesz zrobić! – Zaśmiał się. – Poza tym miało być coś mocniejszego, a ty mi proponujesz piwo… Ale zgoda. Tylko w takim razie ty wybierasz lokal. W końcu to twój pomysł.

– Jasne. – Anthony prychnął. – Wyślę ci namiary. Do zobaczenia później.

Dylan nie zdążył się nawet pożegnać, ale nie był tym zaskoczony. Tony miał naprawdę specyficzny charakter, ale właśnie dzięki niemu był taki interesujący.

Odłożył telefon na stolik i uśmiechnął się szeroko. Zapowiadał się przyjemny wieczór w ciekawym towarzystwie, a on w końcu widział dla siebie jakieś światełko w tunelu. Miał nadzieję, że Anthony też wkrótce je dostrzeże.

***

– Zgaduję, że spotkanie z siostrą nie poszło zbyt dobrze.

Siedzieli w zatłoczonym irlandzkim pubie, zaledwie dwie przecznice od ich ulubionej kawiarni, i rozmawiali o trywialnych rzeczach. Dylan widział jednak po słabym uśmiechu Anthony’ego i jego spiętych mięśniach, że coś go trapiło.

– Co? – Szatyn zmarszczył brwi. – Skąd ten wniosek?

– Patrząc na to, jak szybko wypiłeś swoje piwo… – Wzruszył ramionami. – Zgadłem?

Starszy mężczyzna wziął głęboki wdech. Przez dłuższą chwilę nie odpowiadał, jakby nie potrafił zebrać słów. W końcu jednak się odezwał, ale nie to chciał usłyszeć Dylan.

– Pójdę po jeszcze jedno. I tobie też przyniosę.

Odprowadził wzrokiem Anthony’ego i pokręcił głową. Ten mężczyzna był bardzo trudny i niełatwo się z nim rozmawiało, ale kiedy się otworzył… Było warto znosić jego zmienne nastroje i sarkastyczne uwagi.

Rozejrzał się po pubie z umiarkowanym zainteresowaniem. Wnętrze było wyłożone ciemnym drewnem, bar ze stołkami obitymi zieloną tapicerką ciągnął się niemalże przez cały lokal, a niezliczone butelki alkoholu lśniły w ciepłym świetle rozchodzącym się z zawieszonych pod sufitem kloszy. Nigdy wcześniej nie był w tym miejscu i nie potrafił nawet powiedzieć, czy istniało przed jego zniknięciem, ale podobało mu się. Poza tym irlandzkie piwo było naprawdę smaczne, choć mocne. Może nie powinien pić drugiego, ale jednocześnie nie chciał, by Anthony czuł się dziwnie, pijąc samotnie. To nie sprzyjało zwierzeniom.

Gdy mężczyzna wrócił i postawił na blacie małego okrągłego stolika dwa pełne kufle, Dylan posłał mu ciepły uśmiech i w dwóch łykach dokończył pierwsze piwo. Przez to, że w lokalu było mnóstwo ludzi, a stoliki były niewielkie i ciasno ustawione, on i Tony musieli siedzieć bardzo blisko siebie, przez co trudniej było mu nie patrzeć na przystojną twarz mężczyzny i udawać, że nie czuje bijącego od jego ciała ciepła. A może tylko mu się wydawało przez alkohol i gorąco, jakie panowało w pubie.

– Masz rację. – Anthony objął dłońmi kufel i wbił wzrok w blat stolika. – Spotkanie nie poszło najlepiej. Było całkiem gównianie, jeśli mam być szczery.

– Nie było szans na zgodę?

– To nie… – Szatyn pokręcił głową. – Nie jesteśmy tak właściwie pokłóceni. Po prostu… nie umiemy ze sobą rozmawiać. Już nie.

Dylan posłał mu przyjazny i, w swoim przekonaniu, pokrzepiający uśmiech. Nie do końca rozumiał, czemu Tony nie potrafi porozumieć się z siostrą, ale nie chciał naciskać i dopytywać. Wszystko wskazywało na to, że tego wieczora nie musiał tego robić, bo irlandzkie piwo najwyraźniej działało cuda.

– Mówiłem ci, że Nora wzięła ślub, gdy mnie nie było. I… cóż, prawda jest taka, że trochę jej zazdroszczę.

Blondyn zmarszczył brwi. Niewiele z tego rozumiał.

– Zazdrościsz? – powtórzył i odchylił się na krześle, by móc z większej perspektywy spojrzeć na skuloną sylwetkę szatyna. Wydawał się on dziwnie pokonany, co zupełnie nie pasowało do jego silnego charakteru. – W sensie… Też marzysz o ślubie, czy jak?

Anthony parsknął i wziął spory łyk alkoholu, zanim odpowiedział.

– Przed zniknięciem byłem zaręczony – powiedział z wyraźną goryczą. – Wszystko mieliśmy ustalone. Został tydzień do ślubu i, cóż, zniknąłem.

Tego Dylan się nie spodziewał. Rozszerzył komicznie usta i patrzył na swojego towarzysza, jakby zobaczył ducha.

– O kurwa – wydusił. – Teraz ma to więcej sensu, przyznaję.

Nie miał pojęcia, jak czułby się na miejscu Anthony’ego. Trudno było mu się postawić w jego sytuacji, bo sam nigdy nawet nie był w poważnym związku, a co dopiero narzeczeństwo i wizja ślubu… Musiał przyznać, że Tony nie wydawał mu się mężczyzną, który marzyłby o małżeństwie, ale najwyraźniej pozory mogły mylić.

– A… No wiesz. Co się stało z… – Nie dokończył, bo właściwie nie był nawet pewien, jak powinien o to zapytać. Wiedział przecież, że Anthony był singlem.

– Po powrocie dowiedziałem się, że Patrick na nowego narzeczonego. – Na twarzy Anthony’ego zamajaczył gorzki uśmiech. – A moja rodzina zdaje się go lubić.

– A to skurwiel – skomentował i bez namysłu pochylił się do przodu, aż znaleźli się bardzo blisko siebie. – Ja wiem, że minęło pięć lat, ale żeby już zdążył się zaręczyć? Co za chuj.

Anthony zaśmiał się i pierwszy raz tego wieczora spojrzał na Dylana w tak ciepły i pełen wdzięczności sposób, że blondyn poczuł, jak dziwne ciepło rozlewa się w jego piersi. Było to zaskakujące uczucie.

– Jesteś chyba pierwszą osobą, która tak zareagowała, wiesz? Wszyscy w mojej rodzinie uwielbiają Patricka i tego… – Zacisnął na chwilę usta. – Dlatego trudno mi porozumieć się z Norą. Ona chyba chciałaby, żebym to wszystko zignorował, a ja po prostu… Po prostu nie mogę, wiesz? – Zaśmiał się głucho. – Oni teraz razem mieszkają w tym samym mieszkaniu, w którym żyłem wraz z Patrickiem.

– Żartujesz?!

Poczuł gniew na byłego partnera Anthony’ego, który w jego przekonaniu był strasznym dupkiem. Oczywiście sam nie wiedział, jak zachowałby się po pięciu latach od zaginięcia bliskiej osoby, ale mimo to takie szybkie wiązanie się z kimś innym nie mieściło mu się w głowie. A tym bardziej mieszkanie w tym samym miejscu z nowym kochankiem.

– Chciałbym. – Szatyn wziął kolejny łyk piwa i parsknął. – Wyobrażasz sobie, że wróciłem do swojego mieszkania, w którym wszystko wyglądało inaczej, a dookoła były ich wspólne zdjęcia? To był, kurwa, najgorszy dzień mojego życia.

Dylan nie potrafił sobie tego wyobrazić. Próbował, ale nie umiał. Ból, którego doświadczył Anthony, wywoływał w nim jedynie współczucie i złość na Patricka. Teraz trochę bardziej rozumiał ponurą naturę mężczyzny i wszechobecny pesymizm.

– A oni chcą, żebym z nim rozmawiał. – Szatyn, gdy już zaczął, chyba nie potrafił przerwać. Był roztrzęsiony i mówił bardziej do swojego kufla niż Dylana, ale wyglądało na to, że musiał w końcu wszystko z siebie wyrzucić. – On sam dzwoni do mnie kilka razy w tygodniu, chce porozmawiać. A ja… nie wiem.

– Nie rozmawialiście od czasu twojego powrotu?

– Nie. – Tony pokręcił głową. – To było dla mnie za dużo.

Dylan uśmiechnął się słabo i niepewnie położył swoją dłoń na dłoni szatyna w geście wsparcia.

– Myślę, że powinieneś się z nim spotkać – mruknął po chwili, gdy stało się dla niego jasne, że Anthony nie zamierza ociekać przed jego dotykiem, nawet jeśli wydaje się spięty. – Powinieneś mu wygarnąć i powiedzieć, jakim jest dupkiem.

– Myślisz?

Gdy ich spojrzenia się spotkały, w ciemnych oczach Anthony’ego krył się strach i nadzieja, tworząc mix, który robił z sercem Dylana bardzo dziwne rzeczy. Pierwszy raz widział tego mężczyznę tak odsłoniętego i czuł się tym naprawdę dotknięty. Cieszył się, że to właśnie przy nim szatyn się otworzył.

– Zdecydowanie. – Kiwnął głową. – Nie wiem, czy poczujesz się po tym lepiej, ale z doświadczenia wiem, że lepiej czasem zrzucić ten ciężar, nie? A już najlepiej wygarnąć osobie, która za niego odpowiada.

– Może masz rację. – Anthony przekręcił dłoń w taki sposób, że teraz jej wnętrze dotykało wnętrza dłoni Dylana. Ścisnął ją z wdzięcznością. – Dzięki. To naprawdę… Dzięki.

***

Patrick zamruczał pod nosem i przekręcił się na drugi bok z niezadowoleniem. Jak zza ściany docierał do niego dźwięk dzwoniącego telefonu, ale dopiero po chwili był w stanie zrozumieć, że to jego komórka. Otworzył oczy, ale w sypialni wciąż było ciemno, więc po omacku sięgnął po telefon i odebrał bez patrzenia na wyświetlacz.

– H-halo? – wymamrotał zaspanym głosem.

– Spotkajmy się.

W pierwszej chwili miał wrażenie, że się przesłyszał.

– Tony? – wydusił z niedowierzaniem i spojrzał szybko w bok, ale nic nie wskazywało na to, by Adam miał się obudzić. Pospiesznie wygrzebał się z kołdry i na palcach opuścił pokój.

– Spotkajmy się. – Usłyszał ponownie po drugiej stronie. W głosie Anthony’ego pobrzmiewało zniecierpliwienie, ale też coś jeszcze, czego Patrick nie potrafił nazwać. W ogóle miał wrażenie, że mężczyzna brzmi nieco dziwnie, ale zanim zdążył odpowiedzieć, usłyszał wycie, przez które musiał odsunąć telefon od ucha.

– Tony? Wszystko w porządku? Gdzie jesteś?

– Na zewnątrz. Zresztą, to nie twoja sprawa. – Teraz już na pewno brzmiał na zniecierpliwionego. – To chcesz się spotkać, czy nie?

– Tak, tak. Jasne, że chcę. Kiedy…

– Jutro – przerwał mu. – Napiszę ci gdzie i o której.

Zanim zdążył odpowiedzieć, usłyszał dźwięk kończący połączenie. Spojrzał z niedowierzaniem na telefon, wciąż nie będąc pewnym, czy to nie był sen. Dlaczego Anthony miałby do niego dzwonić i to o trzeciej w nocy? Przecież wielokrotnie próbował się z nim skontaktować i za każdym razem spotykał się z murem nie do przebicia. Skąd ta nagła zmiana?

Wrócił do sypialni, licząc na to, że kochanek śpi, ale okazało się to próżną nadzieją, bo gdy tylko wsunął się pod kołdrę, Adam obrócił się w jego stronę i zapytał:

– Kto dzwonił?

Ciemność wciąż spowijała wnętrze pomieszczenia, więc mężczyzna nie mógł dostrzec wyrazu jego twarzy, ale najwyraźniej nie było to konieczne, bo kochanek zbyt dobrze go znał.

– On?

– Adam…

– Dobranoc.

Adam odwrócił się do niego plecami, a Patrick westchnął i zrobił to samo. Nigdy wcześniej ich łóżko nie wydawało mu się tak duże i niewygodne jak tej nocy.  


wtorek, 23 lutego 2021

Świat według Carla – 8 – Jak w piątek trzynastego

Żyję. Naprawdę. I mam nadzieję, że w końcu uda mi się wrócić do pisania, bo nie chciałabym robić więcej takich przerw i nie chciałabym rezygnować z czegoś, co chyba w jakiś sposób mi wychodzi. Wiem, że zawaliłam i przez moją nieregularność ten blog zaliczył w styczniu najniższe statystki od początku jego istnienia (brawa dla mnie). Mam nadzieję, że uda mi się to naprawić i jeszcze przywrócę mu jego lata świetności :P 
Nie przedłużając  dziękuję za wszystkie komentarze i zapraszam na ostatni fragment o Carlu. Mam nadzieję, że nie wyszło najgorzej, bo pisanie niedepresyjnych rzeczy jest teraz dla mnie bardzo trudne. Pozdrawiam! 

__________________________________________________________________________

Carl uważał się za osobę pewną siebie. Nie bał się nawiązywać nowych znajomości, nie miał problemu w kontaktach z klientami i rzadko stresowały go spotkania z innymi ludźmi. Swoje dotychczasowe relacje intymne nawiązywał zazwyczaj bardzo spontanicznie i bez odczucia, że coś może pójść nie tak. Te relacje były jednak krótkotrwałe i często kończyły się szybciej, niż tak naprawdę zaczynały. Może właśnie dlatego tak bardzo denerwował się przed spotkaniem z Davidem – nie chciał znów powtórzyć tak dobrze znanego sobie schematu. Naprawdę liczył na to, że tym razem faktycznie wyjdzie z tego coś więcej niż tylko krótka, przelotna znajomość.

– Boże, czemu ja nigdy nie mam się w co ubrać… – zajęczał kolejny już raz przed lustrem i odrzucił błękitne spodnie, które wylądowały na powiększającym się stosie na podłodze.

Panikował. Zostało mu niewiele czasu do wyjścia, bo jeszcze musiał dojechać na umówione miejsce, a nie chciał się spóźnić, żeby już na wstępie nie zniechęcić do siebie Davida. Tak naprawdę dla nich obu była to randka w ciemno – widywali się na klatce schodowej, ale nic o sobie nie wiedzieli. Co prawda Carl coś tam wiedział, bo wypytywał przyjaciółkę, gdy tylko miał okazję, ale z perspektywy czasu nie miało to większego znaczenia. Domyślał się, że podobnie było z jego dzisiejszym partnerem. Tym bardziej dziwiło go, że ten tak szybko zgodził się na spotkanie. Oczywiście wiedział, że był niesamowity, ale i tak musiał zrobić na nim naprawdę spore wrażenie, mijając go na klatce – cały zziajany i spocony od chodzenia po koszmarnych schodach – skoro ten tak ochoczo zareagował na jego propozycję.

– Szlag by to! – zaklął i wziął głęboki wdech. Musiał się uspokoić i zacząć myśleć, jeśli nie chciał stracić szansy na poznanie Davida. Od początku wiązał spore nadzieje z tą randką i nie chciał tego zepsuć, choć z każdą upływającą minutą miał coraz większe wątpliwości.

Przede wszystkim potrzebował czegoś wygodnego i miękkiego, w czym będzie czuł się bezpiecznie. Nie chciał przesadzać z warstwami ubrań, bo chciał wyglądać oszałamiająco, ale znaczna część ich randki wymuszała na nim warstwowość, która mogłaby zneutralizować prawdopodobne siniaki. Nic dziwnego, że przez ten dodatkowy problem zupełnie nie wiedział, w co się ubrać, by faktycznie podobać się Davidowi i nie wyjść przed nim na idiotę. Choć im dłużej o tym myślał, tym bardziej prawdopodobne mu się to wydawało. Mieli w końcu robić coś, co dla niego było niebezpieczne. Panikował przez to jeszcze bardziej.

Z perspektywy czasu nie wiedział, dlaczego zgodził się na randkę na lodowisku. Był tak podekscytowany rozmową z obiektem swoich westchnień, że zwyczajnie zaniemówił, gdy David zaproponował wspólną jazdę na łyżwach. A gdy w końcu odzyskał zdolność mowy to, zamiast szczerze przyznać, że sportowe randki nie są jego marzeniem, zareagował z entuzjazmem i oznajmił, że doskonale radzi sobie na lodzie. Nie była to prawda i każdy, kto choć trochę go znał, doskonale o tym wiedział. Ale David go przecież nie znał, a sam był typem sportowca, dlatego skończyło się na spotkaniu przy krytym lodowisku, na którym Carl nigdy wcześniej nie był.

Doświadczenie z jazdą na lodzie miał niewielkie, bo jego przygoda z łyżwiarstwem była krótka i traumatyczna. W przeszłości tylko raz wybrał się z przyjaciółmi na lodowisko i skończyło się to dla niego prawie złamaną nogą i zakrwawioną ręką. Po tym zdarzeniu nie dał się więcej namówić do ponownego włożenia łyżew, szczerze przekonany, że tego typu sporty są niebezpieczne, a jego pechowa natura nie pozwala mu radosną, pozbawioną kontuzji jazdę. Z podobnych względów nigdy nie zrobił prawa jazdy. Może nie znosił przesądów, które kojarzyły mu się z matką, ale w pecha wierzył z pełną mocą. W pecha i przeznaczenie.

Miał ochotę założyć skórzane spodnie, które doskonale podkreśliłyby mu pośladki, ale nie chciał ich zniszczyć swoimi prawdopodobnymi upadkami, więc ostatecznie zdecydował się na czarne, przylegające jeansy, ciemnozieloną koszulkę z wycięciem i miękką koszulę w kratę. Nie był to strój, który wybrałby na randkę, ale w tych okolicznościach i z tak pędzącym czasem, nie miał lepszych pomysłów. Poza tym domyślał się, że jego koszmarnie nudna stylówka szybko zostanie zapomniana, gdy David zorientuje się, że ma do czynienia ze sportową porażką. W tym przypadku strój prawdopodobnie i tak niczego by nie zmienił.

Uśmiechnął się krzywo do swojego odbicia i poprawił fryzurę. Czuł się zupełnie jak w piątki trzynastego, a to nie zwiastowało niczego dobrego. Zwłaszcza że była sobota. Dwudziestego trzeciego.

***

Nie chciał się spóźnić i tym razem naprawdę się starał. Chciał zrobić dobre wrażenie chociaż na początku, zanim całkowicie się skompromituje. Niestety, los jak zwykle miał dla niego inne plany i popsuty autobus był jednym z ich. Zanim przesiadł się do tramwaju i dojechał na umówione miejsce, minęło kolejne pół godziny. I choć poinformował Davida o swoich problemach z przedostaniem się przez miasto, wcale by się nie zdziwił, gdyby jego towarzysz zrezygnował…

Jego pesymistyczne myśli były nietypowe i nieoczekiwane, ale znajdował dla nich – w jego mniemaniu – racjonalne wytłumaczenie. Po prostu jego pewność siebie pod wpływem zachwytu Davidem wzięła wolne i udała się na wakacje. A gdy tylko przywoływał w myślach obraz przystojnego  szatyna, to nawet przestawały go dziwić jego własne reakcje.

Umówili się przed wejściem do budynku i gdy tylko Carl znalazł się w pobliżu, od razu zaczął szukać wzrokiem wysokiej, dobrze zbudowanej sylwetki. W pierwszej chwili naprawdę sądził, że  David postanowił odpuścić sobie to spotkanie, ale wtedy go zauważył – siedział na murku ciągnącym się wzdłuż wejścia i przeglądał coś na telefonie. W tej pozycji jego sylwetka nie prezentowała się aż tak okazale, ale jego szerokie ramiona i tak były widoczne nawet z daleka. Carl czuł, jak miękną mu kolana. W tym momencie mógłby nawet upaść, ale jakoś zmusił swoje ciało do ruszenia w stronę dzisiejszego towarzysza. I tak wystarczająco się spóźnił.

– Cześć – przywitał się, gdy stanął tuż przed Davidem.

Od zawsze miał słabość do większych mężczyzn. Może nie był niski, ale budowa jego ciała była bardzo drobna. Nie miał żadnych mięśni, żebra mu wystawały i kiedy siadał na łóżku, potrafił zwinąć się w niewielką kulkę, zupełnie jak kot. Podobała mu się myśl, że w ramionach wyższego i silniejszego faceta mógłby się całkowicie ukryć. Zdarzały mu się takie romantyczne myśli, nie mógł zaprzeczyć.

– O, cześć. – David wyglądał na zaskoczonego, jakby nie spodziewał się go już zobaczyć.

– Przepraszam za to spóźnienie. Po prostu… Ugh. Zawsze tak mam, wiesz? Pecha, znaczy się. Normalnie ten autobus pewnie by się nie zepsuł, ale ja nim jechałem, więc musiał się zepsuć, bo tak już ze mną jest. A tym razem naprawdę chciałem być na czas, serio. Jenny mi powtarza, że ciągle się spóźniam i irytuję ludzi, dlatego teraz chciałem…

– Hej, hej! – David przerwał mu ze śmiechem i wstał. – Może złap oddech, co?

Zarumienił się i uciekł wzrokiem w bok, zmieszany. Dawno się tak przy nikim nie stresował.

– Sorry – bąknął. – Czasem dopada mnie słowotok, gdy się denerwuję.

– Nie dało się nie zauważyć. – David wciąż się uśmiechał, a w jego wzroku można było dostrzec zaciekawienie. – To nawet urocze.

– Myślisz?

Teraz gdy drugi chłopak już stał, Carl czuł się wręcz przytłoczony jego szerokimi barkami i mocno zbudowaną klatką piersiową. Poza tym ten był od niego trochę wyższy, więc całkowicie nad nim górował. Trudno mu było przez to zebrać myśli.

– No ale sorry jeszcze raz za to spóźnienie. Jestem raczej typem pechowca. – Zaśmiał się nerwowo. – Mam nadzieję, że się tu przeze mnie nie wynudziłeś.

David poklepał kieszeń, do której wcześniej włożył telefon.

– Zabiłem czas na insta, luz. – Wydawał się rozluźniony i pewny siebie, czego nie można było powiedzieć o Carlu. – W ogóle zaskoczyła mnie twoja dzisiejsza stylówka. Spodziewałem się czegoś bardziej… kolorowego.

Przechylił głowę i zmrużył podejrzliwie oczy. Jego strój faktycznie nie był pierwszym wyborem, ale nie bez powodu miał takie rzeczy w szafie. Czasem dobrze było założyć miękką koszulę i kurtkę imitującą skórę. Taki strój tym samym kontrastował z jego dzisiejszym nastrojem.

– Sugerujesz, że wyglądam lepiej w kolorach…?

– Nie, oczywiście, że nie! – David zrobił komiczną minę, wyraźnie zaskoczony tym pytaniem. – Wyglądasz świetnie. Po prostu wydawało mi się, że preferujesz bardziej ekstrawaganckie rzeczy. Przynajmniej tak wynikało z moich obserwacji. – Zaśmiał się nerwowo i poczochrał swoje ciemnobrązowe włosy. – Cholera, lepiej się zamknę, bo robię z siebie coraz większego idiotę.

Carl uśmiechnął się i pokręcił głową. Było trochę niezręcznie i chyba obaj próbowali udawać bardziej pewnych siebie, niż faktycznie byli. To sprawiło, że trochę się rozluźnił.

– Nie większego, niż ja wcześniej – obiecał. – Poza tym to miłe, że mi się przyglądałeś.

– Tak myślisz? – David również odpowiedział uśmiechem. – Nie wychodzę teraz na jakiegoś świra?

– Na razie nie – zapewnił. – Ale dam znać, gdy zaczniesz. Zapewne zacznę uciekać, czy coś. Na pewno ogarniesz.

David pokręcił głową ze śmiechem i w szarmanckim geście zaoferował mu swoje ramię.

– To zanim uciekniesz, może jednak włożymy łyżwy i trochę pojeździmy?

Carl kiwnął głową i przyjął oferowane ramię z delikatnym uśmiechem, choć w środku cały się spiął z nerwów. Jeśli na razie było miło i jego towarzysz wybaczył mu to spóźnienie, tak dalej mogło być już tylko gorzej.

***

Pierwszy upadek zaliczył zaraz po wejściu na lód. Wylądował na pośladkach i dłoniach, ale na szczęście założył wcześniej rękawiczki bez palców, więc obyło się bez bolesnych otarć.

– Długo nie jeździłem – mruknął, starając się udawać, że wszystko jest w porządku, gdy już niezgrabnie podniósł się przy wsparciu swojego towarzysza.  

– W porządku. Zdarza się. – David wzruszył ramionami i objął go w pasie, żeby pomóc mu w zbliżeniu się do barierki. – Spróbuj na razie tak, co? Pewnie zaraz sobie wszystko przypomnisz, bo to jak z jazdą na rowerze.

Carl pokiwał bez przekonania głową i niepewnie zaczął sunąć do przodu. Nie było to łatwe zadanie, bo na lodowisku o tej porze było mnóstwo ludzi, w tym również dzieci, które uczyły się jeździć w podobny sposób, co on. Poza tym bardzo szybko okazało się, że David był doskonałym łyżwiarzem, choć grzecznie dotrzymywał mu tempa, zamiast samemu szaleć na lodzie. Gdy tak sunęli w ślimaczym tempie dookoła lodowiska, rozmawiali o miłości Carla do ubrań, a także o ulubionych zajęciach sportowych Davida, bo ten nie tylko regularnie chodził na siłownię, ale też grał w futbol ze znajomymi z dawnej szkoły. To było niesamowite, jak bardzo różnili się w podejściu do sportu. Carl jeszcze nie potrafił ocenić, czy mogła to być wielka przeszkoda w ich wspólnej, bajkowej przyszłości, którą sobie wyobrażał.

Drugi upadek przydarzył mu się, gdy poczuł się na tyle pewnie, że spróbował puścić barierkę i przejechać do przodu bez trzymanki. Znów wylądował na pośladkach i znów podniósł się z pomocą Davida, cały czerwony ze wstydu i złości.

– Wszystko w porządku?

– Ta. – Westchnął i otrzepał mokre spodnie. – Kilka siniaków, ale przeżyję. – Skrzywił się. – Sorry. Trochę niezdara ze mnie.

– Zauważyłem. – David zaśmiał się i pogładził dłonią jego bok. Carl dopiero teraz zauważył, jak blisko siebie stali. – Trochę podkoloryzowałeś to swoje doświadczenie na łyżwach, co?

Spuścił wzrok, zażenowany.

– Aż tak widać? – burknął.

– Nie sposób nie zauważyć. – David wydawał się rozbawiony jego niezdarnością, a on sam nie wiedział, czy powinien się o to obrazić, czy może jednak docenić dystans, z jakim do całej sprawy podchodził jego towarzysz. – Ale wiesz, że mogłeś powiedzieć, nie? Mogliśmy iść gdzieś indziej.

– Wiem. – Skrzywił się. – Po prostu… Wiem, że lubisz sportowe klimaty. Nie dało się nie zauważyć. – Przesunął wzrokiem po ciele Davida z wyraźną aprobatą. Wciąż miękły mu kolana na widok jego mięśni. – A ja… cóż. Daleko mi do typu sportowca. W ogóle nie przepadam za ćwiczeniami, grami zespołowymi i tym podobnymi…

Czuł się jak idiota. I trochę jak skarcone dziecko, bo właśnie tak patrzył teraz na niego David. Po jego wcześniejszym uśmiechu nie było nawet śladu.

– Pierwsza randka i już kłamstwo… To nie wróży dobrze, wiesz? – Pokręcił głową. – Jednakże… możemy zacząć od początku. Co na to powiesz?

– Serio? – Carl uniósł brwi, a jego twarz szybko rozjaśnił szeroki uśmiech. – Od teraz?

– Od teraz. – David kiwnął głową i złapał jego dłonie. – Chodź, nauczę cię jeździć.

– Nauczysz…? – Otworzył szerzej oczy. – Ale ja…

– A później zabiorę na obiad, odprowadzę do mieszkania i pocałuję. – Bezceremonialnie mu przerwał. – Jak to brzmi?

Carl może nie chciał dłużej jeździć i wątpił, by faktycznie mógł się nauczyć, ale plan Davida brzmiał wspaniale. Zwłaszcza ostatni punkt tego planu.

– Świetnie – wydusił, wpatrzony w niego jak w obrazek.

David wyszczerzył się i pociągnął go ostrożnie za sobą.

– No to świetnie.

__________________

I jak myślicie – Carl podbije serce Davida? :D 

wtorek, 29 grudnia 2020

Portret nieistnienia – Rozdział 4

Mam nadzieję, że święta minęły Wam w przyjemnej atmosferze i nie przejedliście się sernikiem! :D Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze i słowa wsparcia pod poprzednim rozdziałem tego opka. Wiele dla mnie znaczą ;>
Ostatecznie podzieliłam ten rozdział, bo robił się z niego tasiemiec, z którym nie mogłam sobie poradzić, przez co dziś będzie krócej niż zwykle xD Na spotkanie Anthony'ego z siostrą będziecie musieli więc jeszcze trochę poczekać :D 
Trzymajcie się! 

___________________________________________________________________________

Następnego dnia atmosfera w mieszkaniu była napięta i Patrick wiedział, że była to jego wina. Nie potrafił jednak wyznać Adamowi prawdy o swoich rozterkach i wątpliwościach. Nie wpłynęłoby to zbyt dobrze na ich związek, zwłaszcza że już teraz mieli problemy. Jego kochanek nie mylił się, podejrzewając, że chodziło o Anthony’ego. Od jego powrotu wszystko uległo zmianie. Stare rany ponownie się otworzyły, a on nie potrafił wyrzucić z głowy wyrazu twarzy Tony’ego, gdy ten dowiedział się, że wrócił do zupełnie innego świata. Miał wrażenie, że ich krótka konfrontacja – pierwsza i ostatnia od powrotu mężczyzny – będzie go prześladować do końca życia.

Wszystko wydarzyło się w zwyczajny dzień, który pewnie nie pozostawiłby w pamięci Patricka żadnego śladu, gdyby nie niespodziewana wygrana Avengersów z Thanosem. Wrócił wtedy z pracy, wziął prysznic i przygotował kanapki, bo nie chciało mu się gotować tylko dla siebie. Adam dzień wcześniej wyjechał na trzydniową konferencję naukową do innego miasta, więc czuł się nieco samotnie i to w sposób, który wywoływał u niego dużo niespokojnych myśli. Trochę krępowało go, że mając już trzydzieści siedem lat, wciąż nie potrafi spędzić w domu kilku samotnych dni. Po zniknięciu Anthony’ego nie mógł sam wytrzymać w ich mieszkaniu, co skończyło się spotkaniami z psychologiem i gruntownym przemeblowaniem całego wnętrza, które kojarzyło mu się z byłym narzeczonym. Właśnie dlatego, siedząc przy stole w kuchni, rozważał wybranie się na piwo z kumplem lub wizytę u Freda i Alison. Ta dwójka okazała się dla niego niesamowitym wsparciem i Patrick czuł się przy nich jak członek rodziny. Wizyta u nich to zawsze była przyjemna opcja spędzenia wieczoru i teraz poważnie ją rozważał.

Z rozmyślań wyrwał go dziwny hałas dochodzący z salonu. Zmarszczył brwi i odłożył kanapkę na talerz. Wiedział przecież, że w mieszkaniu nie ma nikogo poza nim, a jednak poczuł, jak serce zabiło mu mocniej. Był już za stary na strach przed duchami i innymi nadnaturalnymi istotami, nawet jeśli wiedział, że żyje w świecie, w którym namieszał przybysz z kosmosu. Ostatecznie może nawet by to zignorował, uspokoił szybciej bijące serce i wrócił do spożywania posiłku, ale gdy już miał wzruszyć ramionami i udać, że to sąsiedzi za ścianą odpowiadają za ten dziwny hałas, usłyszał głos, którego nie spodziewał się usłyszeć już nigdy więcej.

– Patrick!

Przebycie odcinka dzielącego kuchnię i salon zajęło mu kilka sekund. Gdy stanął na progu, przez chwilę miał wrażenie, że śni.

– Tony…

Stał tam, w tych samych ubraniach, w których zniknął – luźnych dresach i podkoszulku. Włosy miał krótkie, nieco poczochrane, a oczy rozszerzone ze zdumienia i strachu, gdy rozglądał się po ich salonie, którego musiał nie poznawać. Wszystko się zmieniło. Na miejscu ich dużej, miętowej komody w stylu secesyjnym został zamontowany kominek elektryczny, tak uwielbiany przez Adama. Tuż obok, po prawej stronie znalazły się wiszące półki, a po lewej niewielki, zapełniony po brzegi regał na książki. Kremowa kanapa też została zastąpiona granatową, nieco mniejszą odpowiedniczką. Patrick wymienił każdy mebel w tym mieszkaniu, żeby nic nie przypominało mu o utraconym kochanku. A teraz stał i patrzył z niedowierzaniem na mężczyznę, którego – jak sądził – bezpowrotnie stracił. Pięć lat po jego zniknięciu. W tym samym miejscu, z którego Anthony zniknął w trakcie swojej popołudniowej drzemki.

Widział, że mężczyzna jest skołowany, że nie rozumie, co się wydarzyło i dlaczego wszystko wygląda inaczej, ale i tak nie mógł się opanować. Zbliżył się do niego szybkim krokiem i objął go ramionami, wciągając go w mocny uścisk.

– Tony – powtórzył i załkał. – Tony…

– Tak, to ja. – Anthony zaśmiał się głucho i oparł czoło o jego ramię. – Patrick, to się… – Wydawał się zbyt skołowany, by chociaż poprawnie sformułować pytanie. – Co to za zdjęcia? Kim jest… kim jest ten mężczyzna?

Patrick przymknął oczy i się rozpłakał. Na półkach w salonie ustawili z Adamem różne zdjęcia – ze wspólnych kolacji, świąt, spotkań z rodziną. Było to coś, czego nigdy nie robili z Anthonym, gdyż ten nie znosił, gdy robiono mu zdjęcia. Na palcach jednej ręki dało się policzyć jego fotografie, w których posiadaniu był Patrick.

Odsunął się i otarł dłonią mokre policzki. Musiał zebrać się w sobie i zacząć działać. Nie mógł się teraz rozkleić.

– To skomplikowane – wydusił. – Ja… Wszystko ci wytłumaczymy. Tylko zadzwonię do twoich rodziców. – Pchnął go delikatnie w stronę kanapy. – Usiądź, proszę. Zadzwonię do twoich rodziców i, tak, wszystko się wyjaśni. Wszystko.

Następne kilka godzin było dla Patricka ciągiem bolesnych i traumatycznych zdarzeń, które zlały się w jedno i sprowadzały do wzroku Anthony’ego, gdy ten dowiedział się o Adamie, o jego nowym narzeczonym, z którym planował ślub. Nigdy wcześniej nie widział w tych brązowych oczach tyle bólu i nigdy wcześniej nie widział na jego twarzy takiego wyrazu – poczucia zdrady. Tony czuł, że został przez niego zdradzony, że został zastąpiony przez kogoś innego i miał prawo tak myśleć. Dla niego czas płynął inaczej. W jego mniemaniu nie minęło pięć lat, wciąż miał narzeczonego i to z nim Patrick powinien planować swoją przyszłość. Z perspektywy czasu był nawet pod wrażeniem tego, jak dobrze poradził sobie wtedy Anthony – wyglądał na skołowanego i zrozpaczonego, ale nie zemdlał, nie rozpłakał się i starał się nie okazywać słabości, co na pewno nie było łatwe. On na jego miejscu zapewne wpadłby w histerię. Sam potrzebował tabletki na uspokojenie, bo cały był roztrzęsiony.

Od tamtego pamiętnego dnia ani razu nie zobaczył Anthony’ego. Fred i Alison zabrali go do siebie, a jego próby skontaktowania się z byłym kochankiem pozostawały jedynie nieudolnymi próbami. Czuł się przez to koszmarnie. Wiedział, że mężczyzna obwinia go o wiele rzeczy i za zdradę uważa to, że na niego nie poczekał, że tak szybko wszedł w nowy, bardzo poważny związek. I choć z racjonalnego punktu widzenia miał do tego prawo, bo nie mógł wiedzieć, iż Avengersom powiodą się ich szalone plany przywrócenia wszystkich „wymazanych”, tak podświadomie czuł się winny. Skrzywdził Anthony’ego i nic nie mogło tego zmienić. Spojrzenie tych smutnych oczu i poczucie, że okazał się zdrajcą, prześladowały go we śnie. Nie mówił o tym Adamowi, w ogóle nie potrafił o tym rozmawiać, ale rozważał ponowny kontakt z psychologiem, by jakoś sobie z tym poradzić. Miał wrażenie, że tylko szczera rozmowa z Anthonym może go uwolnić od nieustannego poczucia winy. Doprowadzenie do spotkania z nim nie było jednak łatwym zadaniem.

Nie był ślepy i widział, że cała ta sytuacja odbija się na jego związku. Nie wiedział tylko, jak to zmienić. Każda myśl o zbliżeniu z Adamem wywoływała w nim kolejne poczucie winy, które całkowicie go blokowało i nie pozwalało odczuwać przyjemności. Poza tym nie wyobrażał sobie planowania ślubu, podczas gdy w innej części miasta jego były kochanek leczył złamane serce po ich niespodziewanym rozstaniu. Nie mógł tak po prostu tego zignorować.

Starał się udawać, że wszystko jest w porządku i nic się nie zmieniło, ale wiedział, że zawodził. Gdyby było inaczej, nie doszłoby do sprzeczki poprzedniego wieczora, w trakcie której kochanek dosyć wyraźnie dał mu do zrozumienia, że wie, skąd biorą się ich problemy. Patrick jednak obawiał się, że próby wytłumaczenia wszystkiego Adamowi mogą skończyć się tylko w jeden sposób – jeszcze większą wiarą drugiego mężczyzny w to, że wciąż kocha Anthony’ego. Bo choć jego narzeczony wydawał się spokojnym, pewnym siebie mężczyzną, to jednak on nie miał co do tego złudzeń i wiedział, że Adam postrzega siebie jako zastępstwo za Tony’ego. Była to oczywiście wina jego zachowania i tego, jak wyglądały początki ich związku, gdy wciąż nie czuł się najlepiej, choć udawał, że jest inaczej. Mógł wtedy kilka razy zasugerować, że Anthony był miłością jego życia, co Adam wziął sobie bardzo mocno do serca. I choć wielokrotnie zapewniał go o swoich uczuciach, tak wciąż dostrzegał w jego oczach strach – znacznie większy, od kiedy wszyscy „wymazani” niespodziewanie wrócili.

– Wciąż jesteś zły – zauważył, gdy wszedł do salonu i nie został powitany przez kochanka, jak to zwykle ten miał w zwyczaju. Adam siedział na kanapie i czytał gazetę, a na szklanym stoliku przed nim stała parująca herbata. Nawet na niego nie spojrzał.

– Nie jestem zły.

Patrick prychnął, odwrócił się i przeszedł do łazienki. Nie chciał znów się kłócić, a zbyt dobrze znał ten ton i wyraz twarzy u kochanka, by mu uwierzyć. Sam zresztą był bardzo impulsywną osobą i łatwo było go sprowokować. Nie chciał do tego dopuścić.

Gdy skorzystał z toalety i przebrał się, wszedł do kuchni i sprawdził stan lodówki. Zwykle dzielili się obowiązkiem przygotowywania obiadu w taki sposób, że zajmował się tym ten, który pierwszy wrócił do domu. Obaj nie mieli unormowanego czasu pracy, więc bywało z tym różnie. Patrick nie zdziwiłby się, gdyby w lodówce nie czekał na niego żaden posiłek, ale było inaczej. Adam zawsze o niego dbał, bez względu na to, jak bardzo był na niego zdenerwowany. Teraz było podobnie i przez to paradoksalnie poczuł się jeszcze gorzej. Może mężczyzna nie poczekał, by zjeść wraz z nim, jak to miał w zwyczaju, ale jednak przygotował obiad również dla niego. Nie zasłużył na to.

Wyciągnął telefon z kieszeni i sprawdził godzinę. Dziś było już za późno, ale jutro zamierzał zadzwonić i umówić wizytę u psychologa lub terapeuty. Musiał się ogarnąć nie tylko dla siebie, ale też dla Adama. Nie chciał zniszczyć tego związku. Bez względu na to, co myślał jego kochanek, był pewny swoich uczuć. Może powrót Anthony’ego faktycznie przywołał też te dobre wspomnienia i pewną tęsknotę, którą odczuwał po jego zniknięciu, ale to nie miało znaczenia. Nie chciał, by z tego powodu zepsuła się jego relacja z mężczyzną, którego naprawdę kochał. Gdyby jeszcze tylko potrafił okazać mu to bez poczucia winy…