I ostrzegam - rozdział niesprawdzony.
__________________________________________________________________
Dom bez Blake’a wydawał
się cichszy i pusty – znacznie bardziej niż Jacques mógłby przypuszczać.
Pamiętał, jak marzył o tym, by mężczyzna spakował swoje rzeczy i zniknął z ich
ułożonego życia, w które wprowadził niespodziewany i niepotrzebny nieład. Teraz
tamte pragnienia wydawały mu się równie absurdalne, co ich wzajemne relacje od
czasu wspólnych wakacji. Nie sądził, że tak szybko zacznie mu brakować Blake’a,
ale tęsknota przyszła niespodziewanie i nie należała do przyjemnych
niespodzianek. Nie chodziło nawet o romantyczne uczucia, co o zwykłe przywiązanie
i to, że po prostu go lubił i nie chciał tracić z nim kontaktu, nawet jeśli w
ciągu ostatnich miesięcy prawie ze sobą nie rozmawiali. Niestety, próby
skontaktowania się z mężczyzną graniczyły z cudem. Nie odpowiadał na żadne
wiadomości i nie odbierał telefonu. Wszystko wskazywało na to, że dawne
marzenie Jacques’a miało w końcu się spełnić.
W porównaniu do Katherine
jego tęsknota wypadała jednak blado i wywoływała tylko dodatkowe wyrzuty. Matka
Jacques’a, choć wróciła do pracy i sprawiała wrażenie całkiem spokojnej, czuła
się fatalnie i chyba wszyscy jej bliżsi znajomi byli w stanie to zauważyć. Blake
był jej pierwszym poważnym partnerem po ojcu jej dziecka, od którego odejścia
minęło przecież kilka lat. Nic dziwnego, że tak mocno przeżywała to rozstanie.
I choć Jacques był świadomy, że nie może jej pomóc, to jednak obserwowanie jej
udręczonej twarzy łamało mu serce. Coraz gorzej radził sobie z wyrzutami
sumienia, które w ciągu kilku miesięcy tylko wzrastały. Przytłaczały go i
zabijały w nim wszystkie chęci – nie miał nawet ochoty, by malować.
– To nie twoja wina, więc
przestań się zadręczać.
– Nie? A mam ci
przypomnieć, co ja i Blake zrobiliśmy?
– Ale to nie twoja wina,
że się wyprowadził.
Jacques spojrzał na
Nicka, jakby ten stracił i tak już znikome resztki rozumu.
– Serio? Myślisz, że nie
miałem na to wpływu?
– Serio. Zresztą, czy to
nie lepiej, że przerwał to wszystko? Naprawdę chciałbyś, żeby został twoim
ojczymem? Po tym, co się stało?
Jacques zsunął się po drzwiach
swojej szafy i ukrył twarz w dłoniach. Miał spędzić trochę czasu z
przyjacielem, żeby poczuć się lepiej, ale na razie szło mu raczej kiepsko.
– Nie. Oczywiście, że
nie. Po prostu… – Westchnął. – To trudne. Patrzenie na moją matkę, gdy jest w
takim stanie…
– Gadacie ze sobą?
– Tak jak ci pisałem –
jest lepiej niż tydzień temu, ale gorzej, niż przed wyprowadzką Blake’a. Nawet
nie wiem już, jak miałbym do niej dotrzeć.
– Czas, Jacques. Ona
potrzebuje czasu. Wiesz, że tu nie chodzi o ciebie, tak? Tu chodzi o niego i o
to, co jej zrobił.
– Ale właśnie, że chodzi
o mnie! – Wybuch był niespodziewany i zaskoczył nawet jego, gdy gwałtownie
zabrał dłonie z twarzy i spojrzał płomiennym wzrokiem na przyjaciela. – Gdyby
nie ja, wszystko by działało! Znów wszystko zniszczyłem!
– Eee… uspokój się, tak?
– Nick pokręcił głową, jakby zobaczył właśnie jakiś szczególnie dziwaczny okaz
w zoo. – Skąd wiesz, że Blake nie zerwałby z twoją matką, nawet jeśli niczego
by między wami nie było? Skąd wiesz, czy nie znalazłby jakiegoś innego
mężczyzny i…
– Dobra, dość. Załapałem.
– Jacques spuścił wzrok na kolana, trochę zawstydzony swoją przesadną reakcją.
– Po prostu nie potrafię myśleć o tym inaczej. Gdybyś choć na chwilę znalazł
się na moim miejscu, łatwiej byłoby ci zrozumieć.
– Wolałbym jednak tego
nie robić, dzięki.
Jacques spojrzał na
przyjaciela z wyrzutem.
– Nie pomagasz, wiesz? –
prychnął. – Twoje wsparcie jest całkiem do dupy.
– Staram się, jak tylko
mogę. Po prostu go nie doceniasz.
Z pewną rezerwą i
irytacją obserwował Nicka, który wstał i zbliżył się do szafy, by kucnąć
naprzeciwko niego. Gdy poczuł jego dłonie na swoich ramionach, wtulił się w
niego z westchnieniem. Potrzebował bliskości.
– Musisz przestać
obwiniać się za ich odejście, Jacques. To była ich decyzja. Nie miałeś na to
wpływu.
– Obaj wiemy, że to
nieprawda – szepnął, czując szczypanie w kącikach oczu. – Ojciec zostawił mamę,
bo powiedziałem im o swojej orientacji. Gdybym zachował to dla…
– Nie. – Głos Nicka był
łagodny, lecz stanowczy. – Twój ojciec odszedł, bo był fiutem. I wasze życie
było lepsze bez niego. Twoja matka też tak twierdzi.
– Tęskniła za nim.
– Ty też.
– Tak, ja też. – Wtulił
twarz w ramię przyjaciela, po raz kolejny zaskoczony, z jaką łatwością
przychodziła im podobna bliskość. Nic dziwnego, że w szkole uważano ich za
parę. – Ale Blake…
– Blake był dupkiem,
który w końcu podjął męską decyzję. Jacques, musisz w końcu to zrozumieć – nic
dobrego nie wynikłoby z jego dalszego pobytu w tym domu. Nie twierdzę, że jego
zachowanie teraz jest w porządku, ale cała ta sytuacja jeszcze wyjdzie na dobre
i tobie, i twojej matce.
– To nie jest tak, że ja
tego wszystkiego nie wiem… – wydusił, z trudem powstrzymując łzy. – Nie wiem,
czy zauważyłeś, ale nie jestem idiotą. I nie, nie zaprzeczaj. – Parsknął
nerwowym śmiechem. – Po prostu… To znów się stało. Moja matka znów została
sama, a ja czuję, że wszystko spieprzyłem. Poza tym to boli. Ostatnim razem
bolało, a teraz boli jeszcze bardziej. Już nie wiem, jak mam sobie z tym
radzić. Tylko tobie mogę o tym powiedzieć i to też jest trudne. Nie chcę cię
wszystkim obarczać. W końcu umawiasz się z jego siostrą, co samo w sobie jest
już mocno pojebane.
Jacques niechętnie
przyznał, że śmiech przyjaciela niósł w sobie coś zaskakująco pozytywnego.
– Nienawidzę go za to, że
uciekł bez słowa – wyznał po chwili ciszy. – Nie zostawił tylko mojej matki.
Mnie też zostawił i nienawidzę również siebie za to, jak bardzo się tym
przejmuje. Chciałbym po prostu o tym zapomnieć. Marzę, by o nim zapomnieć.
– Kiedyś to zrobisz. Może
nie teraz, ale kiedyś na pewno. Zobaczysz.
***
Blake nie odbierał
telefonów, nie odpisywał na wiadomości i wszystkie próby skontaktowania się z
nim spełzły na niczym, więc kiedy matka poinformowała Jacques’a, że mężczyzna
przyjedzie po resztę swoich rzeczy, był zaskoczony i zupełnie nieprzygotowany
na spotkanie. Rozumiał swoją rodzicielkę, która postanowiła umówić się tego
dnia na spotkanie biznesowe (nawet jeśli była to sobota, a w weekendy zwykle
nie pracowała), ale sam był przytłoczony wizją rozmowy z mężczyzną. Był tak
skupiony na usilnych próbach skontaktowania się z nim, że zapomniał, iż ten
zostawił w ich domu mnóstwo rzeczy, po które kiedyś będzie musiał przyjechać.
Aż zdziwił się, że Blake zdecydował się na to w tak krótkim czasie.
Najwyraźniej bardzo zależało mu na jak najszybszym zakończeniu tego etapu w
swoim życiu i Jacques sam już nie wiedział, czy bardziej był mu za to wdzięczny,
czy może jeszcze bardziej go nienawidził.
W sobotni poranek przyłapał
się na tym, że stoi przed lustrem znacznie dłużej, niż wypadałoby to uznać za
stosowne (a i tak poświęcał przecież mnóstwo czasu na dbanie o swój wygląd) i
wybiera ubrania staranniej niż zwykle, co w jego przypadku było sporym
wyczynem. Były to zachowania całkowicie nieświadome, aczkolwiek wiele mówiące o
jego podejściu do mężczyzny, który przecież nie powinien już go interesować.
Najwyraźniej jego podświadomość nie potrafiła się z tym pogodzić i nawet
zabijające go wyrzuty sumienia nie mogły wpłynąć na jego zachowanie, którego
nie umiał już w pełni kontrolować.
Na przekór swojej
podświadomości, ubrał tego dnia zwykłe dresy i luźną koszulkę, czyli strój
bardzo nietypowy nawet jak na jego domowe upodobania. Chciał jednak wyglądać, jakby
w ogóle się nie starał i ponowne pojawienie się Blake’a w jego rodzinnym domu
niewiele dla niego znaczyło. Chciał, by wszystko w jego wyglądzie krzyczało, że
mu nie zależy.
Próbował sobie wmówić, że
jest przygotowany na to spotkanie, ale kiedy usłyszał dzwonek do drzwi
zwiastujący spodziewanego gościa, podskoczył, wyrwany z dziwnego odrętwienia, w
którym tkwił od czasu wstania z łóżka. Dzwonek był zaskakujący, bo Jacques
przez cały okres pobytu Blake’a w tym domu, nie słyszał, by ten kiedykolwiek z
niego skorzystał. Teraz zapewne uznał, iż okoliczności wymagają większej kultury
niż bezceremonialne wejście, jakie do tej pory uskuteczniał.
Jacques poprawił włosy,
przełknął ślinę i zbiegł po schodach, by stanąć twarzą w twarz z człowiekiem,
który wywrócił jego rodzinne życie do góry nogami.
W pierwszej chwili nie
potrafił nawet wykrztusić słowa powitania, bo czarnoskóry mężczyzna stojący po
drugiej stronie drzwi w żadnym stopniu nie przypominał Blake’a Sherwooda. Nie
był to również listonosz, świadek Jehowy, czy sprzedawca przenośnych lodówek.
Jedno spojrzenie na jego pełną zakłopotania twarz powiedziało nastolatkowi
wszystko.
– Pieprzony tchórz –
wydusił i parsknął nieco histerycznym śmiechem. Po raz kolejny poczuł się jak
ostatni frajer. Znów dał się oszukać. – Gdzie on jest?
– Ciebie też miło
widzieć. – Mężczyzna wyraźnie silił się na żartobliwy ton, ale widać było, że
jest skrępowany całą sytuacją.
Jacques posłał mu krzywe
spojrzenie i otworzył szerzej drzwi, by wpuścić go do środka.
– Mhm. Wejdź. – Zacisnął
dłoń na klamce z taką siłą, że pobielały mu kostki. – To gdzie on jest?
Aidena widział może dwa
razy w życiu, kiedy ten postanowił ich odwiedzić, by przypomnieć Blake’owi o
goniących go terminach. Poza tym chłopak więcej słyszał o słynnym agencie
mężczyzny, niż go widział. Dlatego wpuszczenie go do swojego domu, gdy był sam
i wyraźnie czekał na kogoś innego, było dla niego mało komfortowe. Pocieszał
się tym, że Aiden wcale nie wygląda na bardziej rozluźnionego.
– Prawdopodobnie w drodze
do Norwegii.
Jacques wydał z siebie
bliżej niezidentyfikowany dźwięk i przechylił głowę, patrząc na mężczyznę,
jakby się przesłyszał.
– Słucham? Co on robi w
Norwegii?
Aiden wzruszył ramionami,
wyraźnie skrępowany.
– Nie wiem. Ale przysłał
mnie po swoje rzeczy, więc jeśli możesz…
– Nie wiedziałem, że
agenci znanych pisarzy zajmują się też przeprowadzkami.
– Jeśli im dobrze płacą…
Jacques uśmiechnął się
pod nosem i przeszedł do salonu, gdzie piętrzyło się najwięcej rzeczy Blake’a,
które wciąż przypominały mu, jak bardzo gardził mężczyzną i jak mocno za nim
tęsknił.
– Trochę tego jest, więc
pakowanie zajmie ci sporo czasu. Oby faktycznie płacił tak dobrze, jak mówisz.
– Wskazał na regał, na którym piętrzyły się książki i filmy Blake’a. – To
wszystko jego. Przyniosę kartony z piwnicy.
– Nie musisz mi pomagać.
Nie chciałbym…
– Mhm, wiem – przerwał
mu, zanim ten zdążył powiedzieć coś głupiego i zawstydzającego. – Ale chcę.
Może wraz z rzeczami
Blake’a, uda mu się zapakować do kartonów swoją tęsknotę i uczucia, których nie
powinno w nim być. Nic przecież nie stało na przeszkodzie, by trochę sobie
pomarzyć.
***
– Nie wspominałeś, że
jest tego aż tyle.
– Nie? Musiało mi umknąć.
To cały dobytek mojego życia. Zabrałem tylko najpotrzebniejsze rzeczy.
– Dobrze wiedzieć.
Blake uśmiechnął się pod
nosem, słysząc sarkastyczny ton swojego przyjaciela. Siedział właśnie w pokoju
hotelowym, do którego dotarł zaledwie dwadzieścia minut wcześniej i już zdążył
poczuć mroźną atmosferę tego miejsca.
– Ale poradziłeś sobie ze
wszystkim? Nie trzeba tam jechać jeszcze raz?
– Ta, Jacques mi pomógł. Jest
na ciebie wściekły, wiesz?
Na wspomnienie syna
Katherine coś nieprzyjemnie ścisnęło go w piersi. Starał się o nim nie myśleć.
O byłej narzeczonej też nie.
– Domyślam się.
– Powinieneś z nim
pogadać.
– Jeszcze nie teraz. Jest
za wcześnie.
– Oby potem nie było za
późno.
Blake westchnął i opadł
plecami na materac.
– Dzięki za wszystko,
Aiden. Postaram się szybko ogarnąć.
– Bez pośpiechu. Po
prostu… zadbaj o siebie i wszystko sobie poukładaj, tak? Trzymaj się, Blake.
– Mhm, na razie.
Odrzucił telefon i zakrył
oczy przedramieniem. Z jego piersi wydarło się głębokie westchnienie, gdy myśli
podążyły w kierunku byłej narzeczonej i jej syna. Obiecał sobie, że najpierw
zajmie się sobą i odnalezieniem tego, czego naprawdę pragnie od życia, zanim
zacznie zadręczać się wyrzutami sumienia, ale chyba nie potrafił. Mógł tylko domyślać
się, jak czuł się Jacques, gdy pomagał Aidenowi w pakowaniu jego rzeczy. Nic
nie było w stanie usprawiedliwić jego tchórzostwa. Nie potrafił jednak stanąć
przed nim lub Katherine i spojrzeć im w oczy. Jeszcze nie teraz.
Często słyszał o
leczniczym wpływie czasu – w telewizji, radiu, na spotkaniach ze znajomymi. Do
tej pory nie miał okazji się o tym przekonać, szczególnie w tym romantycznym
kontekście, bo żaden jego związek nie był na tyle poważny, by przeżywał go tak
mocno, jak sytuację z Katherine i Jacques’em. Miał jednak nadzieję, że nie jest
to jedynie banał zaczerpnięty z komercyjnego kina i powtarzany w co trzeciej
komedii romantycznej. Liczył na to, że wyprawa po Europie pozwoli mu zrozumieć
ostatnie kilka miesięcy jego życia i że w przyszłości będzie gotowy na to, by
stanąć przed ludźmi, których skrzywdził i szczerze ich przeprosić. Na razie nie
był na to gotowy. Naprawdę potrzebował czasu.
***
– Mamo?
– Jacques? Co ty tutaj
robisz? Nie miałeś iść z Nickiem do kina?
– Przełożyliśmy to na
jutro. – Wzruszył ramionami, kolejną godzinę spędzając na kanapie w salonie. Z
tego miejsca miał doskonały widok na puste półki, które pozostawił po sobie
Blake. – Czekałem na ciebie. Jesteś głodna?
– Nie. – Kobieta pokręcił
głową, patrząc na niego zaniepokojonym wzrokiem. – Coś się stało?
– Jesteś na mnie zła?
Jacques miał dość
atmosfery, która panowała w ich domu. Dzisiejsza sytuacja z Aidenem tylko
uświadomiła mu, że Blake nie był wart ich kłótni. Skoro był takim tchórzem, że nie
potrafił nawet stanąć przed nimi i spojrzeć im w oczy, to zwyczajnie na nich
nie zasługiwał. Ani na niego, ani na jego matkę.
– Nie, oczywiście, że
nie.
– Czyli nie masz mi za
złe, że nie powiedziałem ci o biseksualizmie Blake’a?
Cień bólu przemknął przez
twarz kobiety i Jacques znał odpowiedź na swoje pytanie, zanim ta zdążyła jej
udzielić.
– Mamo, on nawet tu nie
przyszedł. Wysłał swojego agenta, żeby zabrał jego rzeczy. Czy naprawdę chcemy
zaprzepaścić naszą relację przez kogoś takiego?
Katherine wyglądała,
jakby dostała w twarz i Jacques niemal natychmiast poczuł się okropnie, ale
musiał w końcu postawić na szczerą rozmowę. Nawet jeśli w ich przypadku
szczerość nie była już w pełni możliwa.
– Co zrobił? – Zbliżyła
się do kanapy i usiadła obok niego, co chłopak wziął za dobry znak. – Nie
sądziłam…
– To tchórz, mamo. Tchórz,
który na ciebie nie zasługiwał. – I na mnie też, dodał w myślach. – Nie twierdzę,
że też mi go nie brakuje, ale… – Przełknął ślinę i złapał dłoń rodzicielki. –
Musimy przez to przejść razem. Tak jak kiedyś.
Nie spodziewał się, że
kobieta zareaguje płaczem, ale od razu objął ją ramieniem i przysunął do
swojego ciała. Sam z trudem powstrzymał łzy. Musiał przełknąć swój ból, wyrzuty
sumienia i wszystko, co nie pozwalało mu spać w nocy, aby stać się dla matki
prawdziwym wsparciem. Właśnie tego teraz od niego potrzebowała.
– Poradzimy sobie –
obiecał, odganiając wszystkie nieprzyjemne myśli. – Ty i ja. Razem.
Halo... Jak to... To koniec..? Nie może być, nie zgadzam się. Płakać mi się chce.
OdpowiedzUsuńMyślałam, że (jakoś dramatycznie) Katherine się dowie o Jacquesie i Blake'u a tu taka sytuacja... Teraz czekam na epilog, który może osuszy mi łzy (albo wyciśnie je mocno). Aż nie wiem z bardzo co tutaj powiedzieć, bo chyba nadal przeżywam. xD Nie mam nawet pojęcia czego spodziewać się po epilogu...
Jacques i wsparcie jakie na koniec oferuje Katherine jest cudowne, szkoda mi ich. ;_;
Pozdrawiam jak zawsze i życzę wszystkiego co najlepsze~
Wiem, że to trochę zaskakujący ostatni rozdział i tworzy pytania, ale ostateczne zakończenie (jakkolwiek by to nie brzmiało), będziemy mieć w epilogu.
UsuńMoże faktycznie byłoby dramatycznie, gdyby Kath dowiedziała się teraz o nich, ale czy w życiu zawsze zdarzają się takie dramaty? :P
Bardzo dziękuję za komentarz <3
Pozdrawiam!
E tam chyba nie koniec. No coś musi się jeszcze stać:-)
OdpowiedzUsuńMam to samo wrażenie, no chyba, że epilog będzie takim faktycznym ostatnim rozdziałem. Wcale nie odczuwam, że to koniec, dla mnie to nawet nie jest otwarte zakończenie, nie wiem czegoś po prostu tu brakuje. Tak więc czekam na epilog 😘
OdpowiedzUsuńTak, epilog będzie faktycznym zakończeniem. I mam nadzieję, że będzie satysfakcjonujący :D
UsuńDzięki za komentarz!
Pozdrawiam ;>
Mam coś podobnego, takie wrażenie że to po prostu taki rozdział "przejściowy" przed takim konkretnym zakończeniem
OdpowiedzUsuńAch ten Blake... Nie może się odnaleźć i niby podróż po Europie ma mu w tym pomóc? Czy ja wiem ... Jest tchorzem, to prawda, ale myślę że nic dobrego by nie wyszło gdyby osobiście się pojawił, więc wcale się nie dziwię że tak to załatwił. Szkoda mi ich wszystkich i żałuję że to opowiadanie nie ma klasycznego happy endu, ale w życiu tak bywa. Uważam że odejście Blake’a to najlepsze rozwiązanie tego konfliktu. Co i tak nie zmienia faktu że jest mi ich szkoda :) Może w epilogu będą jakieś pozytywne następstwa? Zobaczymy :) Bardzo dziękuję i pozdrawiam serdecznie 😘
OdpowiedzUsuńKlasyczny happy end w przypadku tego opowiadania nie byłby realistyczny, a na tym mi zależało. Relacje między całą trójką były bardzo skomplikowane i ktoś musiał w końcu odejść. I też wydaje mi się, że wybór Blake'a to najlepsze rozwiązanie. To pozwoliło mu w końcu ruszyć ze swoim życiem, a w jakim kierunku ono podąży... Kto wie? :D
UsuńDziękuję za komentarz <3
Pozdrawiam!
Hejka,
OdpowiedzUsuńrozdział wspaniały, wielki tchórz z niego, bo nawet się nie zjawił osobiście po swoje rzeczy, dobrze że Jaques chce być wsparciem...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia