poniedziałek, 12 sierpnia 2019

Pęknięcia - Rozdział 35

Za wszystkie komentarze bardzo dziękuję <3 
I ostrzegam - rozdział niesprawdzony. 
__________________________________________________________________

Dom bez Blake’a wydawał się cichszy i pusty – znacznie bardziej niż Jacques mógłby przypuszczać. Pamiętał, jak marzył o tym, by mężczyzna spakował swoje rzeczy i zniknął z ich ułożonego życia, w które wprowadził niespodziewany i niepotrzebny nieład. Teraz tamte pragnienia wydawały mu się równie absurdalne, co ich wzajemne relacje od czasu wspólnych wakacji. Nie sądził, że tak szybko zacznie mu brakować Blake’a, ale tęsknota przyszła niespodziewanie i nie należała do przyjemnych niespodzianek. Nie chodziło nawet o romantyczne uczucia, co o zwykłe przywiązanie i to, że po prostu go lubił i nie chciał tracić z nim kontaktu, nawet jeśli w ciągu ostatnich miesięcy prawie ze sobą nie rozmawiali. Niestety, próby skontaktowania się z mężczyzną graniczyły z cudem. Nie odpowiadał na żadne wiadomości i nie odbierał telefonu. Wszystko wskazywało na to, że dawne marzenie Jacques’a miało w końcu się spełnić.
W porównaniu do Katherine jego tęsknota wypadała jednak blado i wywoływała tylko dodatkowe wyrzuty. Matka Jacques’a, choć wróciła do pracy i sprawiała wrażenie całkiem spokojnej, czuła się fatalnie i chyba wszyscy jej bliżsi znajomi byli w stanie to zauważyć. Blake był jej pierwszym poważnym partnerem po ojcu jej dziecka, od którego odejścia minęło przecież kilka lat. Nic dziwnego, że tak mocno przeżywała to rozstanie. I choć Jacques był świadomy, że nie może jej pomóc, to jednak obserwowanie jej udręczonej twarzy łamało mu serce. Coraz gorzej radził sobie z wyrzutami sumienia, które w ciągu kilku miesięcy tylko wzrastały. Przytłaczały go i zabijały w nim wszystkie chęci – nie miał nawet ochoty, by malować.
– To nie twoja wina, więc przestań się zadręczać.
– Nie? A mam ci przypomnieć, co ja i Blake zrobiliśmy?
– Ale to nie twoja wina, że się wyprowadził.
Jacques spojrzał na Nicka, jakby ten stracił i tak już znikome resztki rozumu.
– Serio? Myślisz, że nie miałem na to wpływu?
– Serio. Zresztą, czy to nie lepiej, że przerwał to wszystko? Naprawdę chciałbyś, żeby został twoim ojczymem? Po tym, co się stało?
Jacques zsunął się po drzwiach swojej szafy i ukrył twarz w dłoniach. Miał spędzić trochę czasu z przyjacielem, żeby poczuć się lepiej, ale na razie szło mu raczej kiepsko.
– Nie. Oczywiście, że nie. Po prostu… – Westchnął. – To trudne. Patrzenie na moją matkę, gdy jest w takim stanie…
– Gadacie ze sobą?
– Tak jak ci pisałem – jest lepiej niż tydzień temu, ale gorzej, niż przed wyprowadzką Blake’a. Nawet nie wiem już, jak miałbym do niej dotrzeć.
– Czas, Jacques. Ona potrzebuje czasu. Wiesz, że tu nie chodzi o ciebie, tak? Tu chodzi o niego i o to, co jej zrobił.
– Ale właśnie, że chodzi o mnie! – Wybuch był niespodziewany i zaskoczył nawet jego, gdy gwałtownie zabrał dłonie z twarzy i spojrzał płomiennym wzrokiem na przyjaciela. – Gdyby nie ja, wszystko by działało! Znów wszystko zniszczyłem!
– Eee… uspokój się, tak? – Nick pokręcił głową, jakby zobaczył właśnie jakiś szczególnie dziwaczny okaz w zoo. – Skąd wiesz, że Blake nie zerwałby z twoją matką, nawet jeśli niczego by między wami nie było? Skąd wiesz, czy nie znalazłby jakiegoś innego mężczyzny i…
– Dobra, dość. Załapałem. – Jacques spuścił wzrok na kolana, trochę zawstydzony swoją przesadną reakcją. – Po prostu nie potrafię myśleć o tym inaczej. Gdybyś choć na chwilę znalazł się na moim miejscu, łatwiej byłoby ci zrozumieć.
– Wolałbym jednak tego nie robić, dzięki.
Jacques spojrzał na przyjaciela z wyrzutem.
– Nie pomagasz, wiesz? – prychnął. – Twoje wsparcie jest całkiem do dupy.
– Staram się, jak tylko mogę. Po prostu go nie doceniasz.
Z pewną rezerwą i irytacją obserwował Nicka, który wstał i zbliżył się do szafy, by kucnąć naprzeciwko niego. Gdy poczuł jego dłonie na swoich ramionach, wtulił się w niego z westchnieniem. Potrzebował bliskości.
– Musisz przestać obwiniać się za ich odejście, Jacques. To była ich decyzja. Nie miałeś na to wpływu.
– Obaj wiemy, że to nieprawda – szepnął, czując szczypanie w kącikach oczu. – Ojciec zostawił mamę, bo powiedziałem im o swojej orientacji. Gdybym zachował to dla…
– Nie. – Głos Nicka był łagodny, lecz stanowczy. – Twój ojciec odszedł, bo był fiutem. I wasze życie było lepsze bez niego. Twoja matka też tak twierdzi.
– Tęskniła za nim.
– Ty też.
– Tak, ja też. – Wtulił twarz w ramię przyjaciela, po raz kolejny zaskoczony, z jaką łatwością przychodziła im podobna bliskość. Nic dziwnego, że w szkole uważano ich za parę. – Ale Blake…
– Blake był dupkiem, który w końcu podjął męską decyzję. Jacques, musisz w końcu to zrozumieć – nic dobrego nie wynikłoby z jego dalszego pobytu w tym domu. Nie twierdzę, że jego zachowanie teraz jest w porządku, ale cała ta sytuacja jeszcze wyjdzie na dobre i tobie, i twojej matce.
– To nie jest tak, że ja tego wszystkiego nie wiem… – wydusił, z trudem powstrzymując łzy. – Nie wiem, czy zauważyłeś, ale nie jestem idiotą. I nie, nie zaprzeczaj. – Parsknął nerwowym śmiechem. – Po prostu… To znów się stało. Moja matka znów została sama, a ja czuję, że wszystko spieprzyłem. Poza tym to boli. Ostatnim razem bolało, a teraz boli jeszcze bardziej. Już nie wiem, jak mam sobie z tym radzić. Tylko tobie mogę o tym powiedzieć i to też jest trudne. Nie chcę cię wszystkim obarczać. W końcu umawiasz się z jego siostrą, co samo w sobie jest już mocno pojebane.
Jacques niechętnie przyznał, że śmiech przyjaciela niósł w sobie coś zaskakująco pozytywnego.
– Nienawidzę go za to, że uciekł bez słowa – wyznał po chwili ciszy. – Nie zostawił tylko mojej matki. Mnie też zostawił i nienawidzę również siebie za to, jak bardzo się tym przejmuje. Chciałbym po prostu o tym zapomnieć. Marzę, by o nim zapomnieć.
– Kiedyś to zrobisz. Może nie teraz, ale kiedyś na pewno. Zobaczysz.

***

Blake nie odbierał telefonów, nie odpisywał na wiadomości i wszystkie próby skontaktowania się z nim spełzły na niczym, więc kiedy matka poinformowała Jacques’a, że mężczyzna przyjedzie po resztę swoich rzeczy, był zaskoczony i zupełnie nieprzygotowany na spotkanie. Rozumiał swoją rodzicielkę, która postanowiła umówić się tego dnia na spotkanie biznesowe (nawet jeśli była to sobota, a w weekendy zwykle nie pracowała), ale sam był przytłoczony wizją rozmowy z mężczyzną. Był tak skupiony na usilnych próbach skontaktowania się z nim, że zapomniał, iż ten zostawił w ich domu mnóstwo rzeczy, po które kiedyś będzie musiał przyjechać. Aż zdziwił się, że Blake zdecydował się na to w tak krótkim czasie. Najwyraźniej bardzo zależało mu na jak najszybszym zakończeniu tego etapu w swoim życiu i Jacques sam już nie wiedział, czy bardziej był mu za to wdzięczny, czy może jeszcze bardziej go nienawidził.
W sobotni poranek przyłapał się na tym, że stoi przed lustrem znacznie dłużej, niż wypadałoby to uznać za stosowne (a i tak poświęcał przecież mnóstwo czasu na dbanie o swój wygląd) i wybiera ubrania staranniej niż zwykle, co w jego przypadku było sporym wyczynem. Były to zachowania całkowicie nieświadome, aczkolwiek wiele mówiące o jego podejściu do mężczyzny, który przecież nie powinien już go interesować. Najwyraźniej jego podświadomość nie potrafiła się z tym pogodzić i nawet zabijające go wyrzuty sumienia nie mogły wpłynąć na jego zachowanie, którego nie umiał już w pełni kontrolować.
Na przekór swojej podświadomości, ubrał tego dnia zwykłe dresy i luźną koszulkę, czyli strój bardzo nietypowy nawet jak na jego domowe upodobania. Chciał jednak wyglądać, jakby w ogóle się nie starał i ponowne pojawienie się Blake’a w jego rodzinnym domu niewiele dla niego znaczyło. Chciał, by wszystko w jego wyglądzie krzyczało, że mu nie zależy.
Próbował sobie wmówić, że jest przygotowany na to spotkanie, ale kiedy usłyszał dzwonek do drzwi zwiastujący spodziewanego gościa, podskoczył, wyrwany z dziwnego odrętwienia, w którym tkwił od czasu wstania z łóżka. Dzwonek był zaskakujący, bo Jacques przez cały okres pobytu Blake’a w tym domu, nie słyszał, by ten kiedykolwiek z niego skorzystał. Teraz zapewne uznał, iż okoliczności wymagają większej kultury niż bezceremonialne wejście, jakie do tej pory uskuteczniał.
Jacques poprawił włosy, przełknął ślinę i zbiegł po schodach, by stanąć twarzą w twarz z człowiekiem, który wywrócił jego rodzinne życie do góry nogami.
W pierwszej chwili nie potrafił nawet wykrztusić słowa powitania, bo czarnoskóry mężczyzna stojący po drugiej stronie drzwi w żadnym stopniu nie przypominał Blake’a Sherwooda. Nie był to również listonosz, świadek Jehowy, czy sprzedawca przenośnych lodówek. Jedno spojrzenie na jego pełną zakłopotania twarz powiedziało nastolatkowi wszystko.
– Pieprzony tchórz – wydusił i parsknął nieco histerycznym śmiechem. Po raz kolejny poczuł się jak ostatni frajer. Znów dał się oszukać. – Gdzie on jest?
– Ciebie też miło widzieć. – Mężczyzna wyraźnie silił się na żartobliwy ton, ale widać było, że jest skrępowany całą sytuacją.
Jacques posłał mu krzywe spojrzenie i otworzył szerzej drzwi, by wpuścić go do środka.
– Mhm. Wejdź. – Zacisnął dłoń na klamce z taką siłą, że pobielały mu kostki. – To gdzie on jest?
Aidena widział może dwa razy w życiu, kiedy ten postanowił ich odwiedzić, by przypomnieć Blake’owi o goniących go terminach. Poza tym chłopak więcej słyszał o słynnym agencie mężczyzny, niż go widział. Dlatego wpuszczenie go do swojego domu, gdy był sam i wyraźnie czekał na kogoś innego, było dla niego mało komfortowe. Pocieszał się tym, że Aiden wcale nie wygląda na bardziej rozluźnionego.
– Prawdopodobnie w drodze do Norwegii.
Jacques wydał z siebie bliżej niezidentyfikowany dźwięk i przechylił głowę, patrząc na mężczyznę, jakby się przesłyszał.
– Słucham? Co on robi w Norwegii?
Aiden wzruszył ramionami, wyraźnie skrępowany.
– Nie wiem. Ale przysłał mnie po swoje rzeczy, więc jeśli możesz…
– Nie wiedziałem, że agenci znanych pisarzy zajmują się też przeprowadzkami.
– Jeśli im dobrze płacą…
Jacques uśmiechnął się pod nosem i przeszedł do salonu, gdzie piętrzyło się najwięcej rzeczy Blake’a, które wciąż przypominały mu, jak bardzo gardził mężczyzną i jak mocno za nim tęsknił.
– Trochę tego jest, więc pakowanie zajmie ci sporo czasu. Oby faktycznie płacił tak dobrze, jak mówisz. – Wskazał na regał, na którym piętrzyły się książki i filmy Blake’a. – To wszystko jego. Przyniosę kartony z piwnicy.
– Nie musisz mi pomagać. Nie chciałbym…
– Mhm, wiem – przerwał mu, zanim ten zdążył powiedzieć coś głupiego i zawstydzającego. – Ale chcę.
Może wraz z rzeczami Blake’a, uda mu się zapakować do kartonów swoją tęsknotę i uczucia, których nie powinno w nim być. Nic przecież nie stało na przeszkodzie, by trochę sobie pomarzyć.

***

– Nie wspominałeś, że jest tego aż tyle.
– Nie? Musiało mi umknąć. To cały dobytek mojego życia. Zabrałem tylko najpotrzebniejsze rzeczy.
– Dobrze wiedzieć.
Blake uśmiechnął się pod nosem, słysząc sarkastyczny ton swojego przyjaciela. Siedział właśnie w pokoju hotelowym, do którego dotarł zaledwie dwadzieścia minut wcześniej i już zdążył poczuć mroźną atmosferę tego miejsca.
– Ale poradziłeś sobie ze wszystkim? Nie trzeba tam jechać jeszcze raz?
– Ta, Jacques mi pomógł. Jest na ciebie wściekły, wiesz?
Na wspomnienie syna Katherine coś nieprzyjemnie ścisnęło go w piersi. Starał się o nim nie myśleć. O byłej narzeczonej też nie.
– Domyślam się.
– Powinieneś z nim pogadać.
– Jeszcze nie teraz. Jest za wcześnie.
– Oby potem nie było za późno.
Blake westchnął i opadł plecami na materac.
– Dzięki za wszystko, Aiden. Postaram się szybko ogarnąć.
– Bez pośpiechu. Po prostu… zadbaj o siebie i wszystko sobie poukładaj, tak? Trzymaj się, Blake.
– Mhm, na razie.
Odrzucił telefon i zakrył oczy przedramieniem. Z jego piersi wydarło się głębokie westchnienie, gdy myśli podążyły w kierunku byłej narzeczonej i jej syna. Obiecał sobie, że najpierw zajmie się sobą i odnalezieniem tego, czego naprawdę pragnie od życia, zanim zacznie zadręczać się wyrzutami sumienia, ale chyba nie potrafił. Mógł tylko domyślać się, jak czuł się Jacques, gdy pomagał Aidenowi w pakowaniu jego rzeczy. Nic nie było w stanie usprawiedliwić jego tchórzostwa. Nie potrafił jednak stanąć przed nim lub Katherine i spojrzeć im w oczy. Jeszcze nie teraz.
Często słyszał o leczniczym wpływie czasu – w telewizji, radiu, na spotkaniach ze znajomymi. Do tej pory nie miał okazji się o tym przekonać, szczególnie w tym romantycznym kontekście, bo żaden jego związek nie był na tyle poważny, by przeżywał go tak mocno, jak sytuację z Katherine i Jacques’em. Miał jednak nadzieję, że nie jest to jedynie banał zaczerpnięty z komercyjnego kina i powtarzany w co trzeciej komedii romantycznej. Liczył na to, że wyprawa po Europie pozwoli mu zrozumieć ostatnie kilka miesięcy jego życia i że w przyszłości będzie gotowy na to, by stanąć przed ludźmi, których skrzywdził i szczerze ich przeprosić. Na razie nie był na to gotowy. Naprawdę potrzebował czasu.

***

– Mamo?
– Jacques? Co ty tutaj robisz? Nie miałeś iść z Nickiem do kina?
– Przełożyliśmy to na jutro. – Wzruszył ramionami, kolejną godzinę spędzając na kanapie w salonie. Z tego miejsca miał doskonały widok na puste półki, które pozostawił po sobie Blake. – Czekałem na ciebie. Jesteś głodna?
– Nie. – Kobieta pokręcił głową, patrząc na niego zaniepokojonym wzrokiem. – Coś się stało?
– Jesteś na mnie zła?
Jacques miał dość atmosfery, która panowała w ich domu. Dzisiejsza sytuacja z Aidenem tylko uświadomiła mu, że Blake nie był wart ich kłótni. Skoro był takim tchórzem, że nie potrafił nawet stanąć przed nimi i spojrzeć im w oczy, to zwyczajnie na nich nie zasługiwał. Ani na niego, ani na jego matkę.
– Nie, oczywiście, że nie.
– Czyli nie masz mi za złe, że nie powiedziałem ci o biseksualizmie Blake’a?
Cień bólu przemknął przez twarz kobiety i Jacques znał odpowiedź na swoje pytanie, zanim ta zdążyła jej udzielić.
– Mamo, on nawet tu nie przyszedł. Wysłał swojego agenta, żeby zabrał jego rzeczy. Czy naprawdę chcemy zaprzepaścić naszą relację przez kogoś takiego?
Katherine wyglądała, jakby dostała w twarz i Jacques niemal natychmiast poczuł się okropnie, ale musiał w końcu postawić na szczerą rozmowę. Nawet jeśli w ich przypadku szczerość nie była już w pełni możliwa.
– Co zrobił? – Zbliżyła się do kanapy i usiadła obok niego, co chłopak wziął za dobry znak. – Nie sądziłam…
– To tchórz, mamo. Tchórz, który na ciebie nie zasługiwał. – I na mnie też, dodał w myślach. – Nie twierdzę, że też mi go nie brakuje, ale… – Przełknął ślinę i złapał dłoń rodzicielki. – Musimy przez to przejść razem. Tak jak kiedyś.
Nie spodziewał się, że kobieta zareaguje płaczem, ale od razu objął ją ramieniem i przysunął do swojego ciała. Sam z trudem powstrzymał łzy. Musiał przełknąć swój ból, wyrzuty sumienia i wszystko, co nie pozwalało mu spać w nocy, aby stać się dla matki prawdziwym wsparciem. Właśnie tego teraz od niego potrzebowała.
– Poradzimy sobie – obiecał, odganiając wszystkie nieprzyjemne myśli. – Ty i ja. Razem.

9 komentarzy:

  1. Halo... Jak to... To koniec..? Nie może być, nie zgadzam się. Płakać mi się chce.
    Myślałam, że (jakoś dramatycznie) Katherine się dowie o Jacquesie i Blake'u a tu taka sytuacja... Teraz czekam na epilog, który może osuszy mi łzy (albo wyciśnie je mocno). Aż nie wiem z bardzo co tutaj powiedzieć, bo chyba nadal przeżywam. xD Nie mam nawet pojęcia czego spodziewać się po epilogu...
    Jacques i wsparcie jakie na koniec oferuje Katherine jest cudowne, szkoda mi ich. ;_;
    Pozdrawiam jak zawsze i życzę wszystkiego co najlepsze~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że to trochę zaskakujący ostatni rozdział i tworzy pytania, ale ostateczne zakończenie (jakkolwiek by to nie brzmiało), będziemy mieć w epilogu.
      Może faktycznie byłoby dramatycznie, gdyby Kath dowiedziała się teraz o nich, ale czy w życiu zawsze zdarzają się takie dramaty? :P
      Bardzo dziękuję za komentarz <3
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. E tam chyba nie koniec. No coś musi się jeszcze stać:-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam to samo wrażenie, no chyba, że epilog będzie takim faktycznym ostatnim rozdziałem. Wcale nie odczuwam, że to koniec, dla mnie to nawet nie jest otwarte zakończenie, nie wiem czegoś po prostu tu brakuje. Tak więc czekam na epilog 😘

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, epilog będzie faktycznym zakończeniem. I mam nadzieję, że będzie satysfakcjonujący :D
      Dzięki za komentarz!
      Pozdrawiam ;>

      Usuń
  4. Mam coś podobnego, takie wrażenie że to po prostu taki rozdział "przejściowy" przed takim konkretnym zakończeniem

    OdpowiedzUsuń
  5. Ach ten Blake... Nie może się odnaleźć i niby podróż po Europie ma mu w tym pomóc? Czy ja wiem ... Jest tchorzem, to prawda, ale myślę że nic dobrego by nie wyszło gdyby osobiście się pojawił, więc wcale się nie dziwię że tak to załatwił. Szkoda mi ich wszystkich i żałuję że to opowiadanie nie ma klasycznego happy endu, ale w życiu tak bywa. Uważam że odejście Blake’a to najlepsze rozwiązanie tego konfliktu. Co i tak nie zmienia faktu że jest mi ich szkoda :) Może w epilogu będą jakieś pozytywne następstwa? Zobaczymy :) Bardzo dziękuję i pozdrawiam serdecznie 😘

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Klasyczny happy end w przypadku tego opowiadania nie byłby realistyczny, a na tym mi zależało. Relacje między całą trójką były bardzo skomplikowane i ktoś musiał w końcu odejść. I też wydaje mi się, że wybór Blake'a to najlepsze rozwiązanie. To pozwoliło mu w końcu ruszyć ze swoim życiem, a w jakim kierunku ono podąży... Kto wie? :D
      Dziękuję za komentarz <3
      Pozdrawiam!

      Usuń
  6. Hejka,
    rozdział wspaniały, wielki tchórz z niego, bo nawet się nie zjawił osobiście po swoje rzeczy, dobrze że Jaques chce być wsparciem...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń