Pisanie tego opowiadania było długim procesem, zdecydowanie zbyt długim. Różne zawiłości życiowe, brak weny i w pewnym momencie też chęci sprawiły, że tworzenie tej historii się wydłużało i coraz większe problemy miałam z łataniem dziur, które widziałam, że powstają. Były chwile, kiedy traciłam serce do tej opowieści i pisanie jej nie sprawiło mi już takiej radości, jak na początku. Zawsze jednak wiedziałam, że skończę to opowiadanie, nawet jeśli miałabym je pisać 10 lat. Na szczęście udało mi się napisać epilog trochę wcześniej :P
Wiem, że niektórzy byli zaskoczeni ostatnim rozdziałem. Zwykle jest tak, że ten ostatni rozdział kończy wszystko, a epilog jest tylko jakimś dopowiedzeniem. U mnie jest inaczej. Nie wiem, czy to dobrze, czy może wręcz przeciwnie, ale tak chciałam od początku i mam nadzieję, że w jakiś sposób będziecie usatysfakcjonowani.
Poświęciłam temu opowiadaniu dużo czasu i choć widzę w nim sporo błędów (część z nich zapewne ulegnie poprawie, bo całość czeka druga korekta), to jest mi smutno. I wiem, że nie byłabym tutaj, gdyby nie osoby, które czekały na dalsze części, komentowały i angażowały się w tę historię równie mocno co ja. Chciałabym podziękować wszystkim aktywnym czytelnikom, a szczególnie tym, którzy udzielali się pod każdym rozdziałem, a także tym, którzy byli ze mną niemalże od początku. Aktywność czytelników naprawdę jest ważna, bo nic nie mobilizuje bardziej, niż pytania o kolejny rozdział i widok Waszego zaangażowania. Wiem, że wiele razy zawiodłam; że wiele razy nie wyrabiałam się z terminami i nie dotrzymywałam obietnic. Przynajmniej nauczyłam się już, by nie rzucać terminami na prawo i lewo, gdy nie jestem ich w 100% pewna xD
Długi wstęp, więc na razie zaprzestaje pisania, żebyście w końcu mogli przeczytać epilog. Reszta moich wynurzeń pod tekstem xD
_______________________________________________________________
Pakowanie
było trudne, ale rozpakowywanie okazało się jeszcze gorsze. Jacques od trzech
dni starał się podołać temu zadaniu, ale w jego sypialni wciąż stały trzy pełne
kartony i czekały na swoją kolei. Jakoś nie potrafił się zmobilizować do pracy,
dopiero przyzwyczajając się do swojego nowego mieszkania. Zmianę miejsca
powitał z ulgą, ale wciąż tliła się w nim dziecięca tęsknota za domem. A to był
przecież dopiero początek jego samodzielnego życia.
Wynajęcie
odpowiedniego lokum w Nowym Jorku nie było łatwe, ale z pomocą Nicka i matki
udało mu się znaleźć coś, co odpowiadało jego wyszukanym wymaganiom. Wynajął
więc trzypokojowe mieszkanie niedaleko swojej uczelni, choć w znacznym oddaleniu
od centrum. Nie musiał przejmować się pieniędzmi, bo te czekały na niego w
banku, gdyż Katherine zaczęła odkładać na jego studia od razu po jego
narodzinach. Nie czuł się w pełni komfortowo, przyjmując te pieniądze, chociaż
wiedział też, że nie mógłby tak po prostu odmówić i ich nie wziąć. To wszystko,
co matka dla niego zrobiła, tylko potwierdzało, jak wspaniałą była osobą i jak
bardzo na nią nie zasługiwał. Udawał, że sobie radzi, ale zdarzały się dni,
kiedy rzeczywistość tak bardzo go przytłaczała, że nie potrafił nawet wstać z
łóżka.
Miesiące
bez Blake’a były istną karuzelą uczuć i emocji. Wraz z matką popadał w
przygnębienie i wraz z nią powoli radził sobie z zaistniałą sytuacją.
Paradoksalnie, po tym, jak ich relacja uległa zmianie i nie byli ze sobą już
tak szczerzy, jak dawniej, stali się dla siebie większym wsparciem niż
kiedykolwiek wcześniej. Jacques starał się, jak tylko mógł, kierowany miłością,
współczuciem i wyrzutami sumienia, które nigdy nie dawały o sobie zapomnieć.
Wątpił, by mógł kiedyś spojrzeć na swoją matkę i nie pomyśleć o tym, jak bardzo
ją zdradził. Wszystko wskazywało jednak na to, że jest w stanie żyć z tą myślą;
że jakoś udaje mu się wstawać rano i patrzeć w lustro. Może kiedyś przestanie
też odczuwać to coś, co czasem nie dawało mu spać i niebezpiecznie przypominało
nienawiść do samego siebie.
Życie
w Nowym Jorku miało mu pomóc nabrać dystansu. Rzadsze spotkania z matką,
zupełnie nowe miasto i obcy ludzie – wszystko to sprzyjało napisaniu nowego
rozdziału w jego życiu. W tym mieście miał zapomnieć o Blake’u i tym, co się
między nimi wydarzyło, a złe wspomnienia zostawić za sobą wraz z wyjazdem z
Chicago. Oczywiście nic z tego nie wyszło, a on nie potrafił optymistycznie
spojrzeć w przyszłość, ale widział dla siebie niewielkie światełko w tunelu,
które dawało mu nadzieję na to, że kiedyś przestanie czuć to, co odczuwał od
miesięcy. A było tego sporo – od nienawiści, po złość, rozgoryczenie i miłość,
bardzo różną i skierowaną do dwóch różnych osób. To pęknięcie, do którego
doszło dawno temu, wciąż nie doczekało się sklejenia. I Jacques nie miał pojęcia,
kiedy uda mu się zasklepić dziurę, jaka w nim powstała.
W
sobotni wieczór powinien zwiedzać kluby w mieście oraz poznawać ludzi i rok temu
z pewnością tak by zrobił. Teraz jednak jego życie wyglądało inaczej, znacznie
spokojniej. Wolał zostać w mieszkaniu, wypróbować nowy piekarnik i zacząć
rozpakowywać chociaż jeden z trzech kartonów, których widok sprawiał, że tracił
wszelkie chęci do pracy.
Dzwonek
do drzwi był zaskoczeniem. Jacques przebywał w nowym lokum dopiero od kilku dni
i nie miał żadnych znajomych w tym mieście. Doszedł jednak do wniosku, że nowi
sąsiedzi postanowili go powitać i dlatego bez zastanowienia otworzył drzwi,
dopiero po chwili uświadamiając sobie, jak idiotyczne było jego zachowanie. Nie
powinien otwierać obcym. Nigdy nie mógł być pewien, kto czai się po drugiej
stronie.
Osoba,
która stała po drugiej stronie, była jednak ostatnią, jakiej się spodziewał.
Morderca z nożem, z popularną maską na twarzy, byłby mniej szokujący, niż
ciemnowłosy, przystojny mężczyzna stojący na klatce schodowej.
–
Co ty tutaj robisz?
Nie
widział go od wyjazdu z Aaronem na weekendową wycieczkę; od ich ostatniego, jak
się okazało pożegnalnego, pocałunku. Nie szukał też informacji o nim, nie
wypytywał Lily, choć czasem go kusiło. Wiedział tylko, że mężczyzna wciąż nie
wrócił z Europy i rzadko kontaktuje się z rodziną. A teraz stał przed nim i Jacques
nie był pewien, jak powinien zareagować na to nagłe najście.
–
Chciałem porozmawiać. Wyjaśnić. Przeprosić.
–
Nie ma nic, co można by wyjaśnić. Skąd wiedziałeś, gdzie mnie szukać?
Blake
nawet nie musiał odpowiadać. Jedno spojrzenie na jego twarz wystarczyło, by
wszystko zrozumiał. Odpowiedź była oczywista.
–
Lily – szepnął, bardziej chyba do siebie, niż do swojego nieproszonego gościa.
Z
siostrą mężczyzny kontaktował się regularnie. Odkąd ta zaczęła spotykać się z
Nickiem, ich relacja tylko się zacieśniła. Nie mógł przecież obarczać jej winą
za błędy brata. Dziewczyna znacznie różniła się od Blake’a i Jacques bardzo
sobie to cenił. I choć czasem miał ochotę wypytać ją o różne rzeczy, to zawsze
udawało mu się powstrzymywać. Nigdy też nie powiedział jej, co zaszło między
nim a jej bratem, ale wydawało mu się, że ta domyśla się, iż nie było to nic
miłego. Tym bardziej nie rozumiał, dlaczego postanowiła podać mężczyźnie jego
adres. To nie było fair.
–
Nick dogaduje się z waszymi rodzicami?
–
Nie odzywał się do ciebie?
–
Pisał tylko, że na razie jest zabawnie.
Jacques
pomyślał o przyjacielu, który pojechał odwiedzić swoją dziewczynę i poznać w
końcu jej rodziców. Z tego powodu Nick nie mógł pomóc mu w przeprowadzce, ale
on nie miał mu tego za złe. Żałował tylko, że chłopak nie zdawał mu codziennie
relacji z pobytu u tych zakręconych ludzi – to musiało być całkiem zabawne. I
zastanawiał się też, dlaczego przyjaciel nie protestował, gdy Lily podawała
jego adres Blake’owi. Może nie wiedział?
–
Ach, i wspominał też, że już go lubią.
–
Ta, Lily też tak mówiła. – Blake uśmiechnął się pod nosem. – Nikt się tego nie
spodziewał, ale najwyraźniej twój kumpel potrafi całkiem nieźle grać miłego i
grzecznego.
Jacques
uśmiechnął się bezwiednie, ale uśmiech ten szybko spłynął z jego twarzy, gdy
przypomniał sobie, z kim rozmawia. Jak łatwo było znów poczuć się swobodnie w
jego towarzystwie! To było niebezpieczne.
–
Więc…
–
Przepraszam, że uciekłem.
Jacques
zacisnął wargi i wykonał taki ruch, jakby chciał zamknąć drzwi.
–
Poczekaj. – Blake przytrzymał dłonią drewno. – Naprawdę chcę wyjaśnić…
–
Nie ma czego.
–
Jest. – Spojrzał na niego trudnym do odczytania wzrokiem. – Obaj wiemy, że
jest.
Z
perspektywy czasu Blake wiedział, że powinien był zachować się inaczej.
Wysłanie Aidena pod resztę rzeczy do domu Brightów było idiotyczne i na pewno
bolesne dla wspomnianej dwójki. W tamtym momencie nie wyobrażał sobie jednak
tej konfrontacji. Późniejsza ucieczka do Europy może też nie była najmądrzejszą
decyzją, ale ostatecznie sporo mu dała. Na starym kontynencie spędził mnóstwo
czasu, a jego znaczną część poświęcił na odkrywanie siebie na nowo i godzenie
się z tą wiedzą. Liczne spacery po najpiękniejszych zakątkach Europy, po raz
pierwszy pozwoliły mu skupić się całkowicie na sobie. Nie myślał o rodzinie i
ich rozczarowaniu, o swojej pracy i fanach i nawet myśli o Katherine i
Jacques’u nie zawsze zaprzątały mu głowę. Pierwszy raz dał sobie szansę na
rozważenie, czego tak naprawdę potrzebuje w życiu.
–
Nie powinienem tak uciekać. Przepraszam.
–
Serio? – Chłopak wydał z siebie pogardliwe prychnięcie. – Teraz to do ciebie
dotarło?
–
Tak. – Ta prosta odpowiedź zdawała się zaskoczyć Jacques’a. – Przerosła mnie ta
sytuacja. Nie umiałem już wytrzymać w tym domu. Musiałem powiedzieć prawdę.
–
Ciebie przerosła? A co ja mam powiedzieć? Wiesz, jak się czułem cały ten czas?!
Ciągle tylko kłamstwa, kłamstwa, kłamstwa… – Zamilkł, trochę zawstydzony tym, że
postanowił uzewnętrznić się właśnie przed Blake’em, czyli ostatnią osobą, z
którą powinien rozmawiać o swoich uczuciach. – Mogłeś mi powiedzieć zanim
wyjechałem z Aaronem. Mogłeś powiedzieć, że kiedy wrócę, ciebie już nie będzie.
To
wciąż bolało. Jacques czuł się fatalnie nie tylko z powodu Katherine, ale też
dlatego, że Blake nieoczekiwanie zniknął z jego życia i nie odpowiadał na żadne
próby skontaktowania się z nim. Nie był przygotowany na to, że mężczyzna tak
szybko i bez pożegnania odejdzie. To bolało.
–
Nie mogłem być tego pewny, Jacq. Nie wyobrażasz sobie… – Westchnął, a ramiona
opadły mu z odczuwanej bezsilności. – Nie wiedziałem, co zrobię. Wciąż się
wahałem. Ale na życie w waszym domu nie było już dla mnie miejsca. Nie mógłbym
oszukiwać Katherine w nieskończoność. To raniłoby całą naszą trójkę.
–
A ja mogłem? Myślisz, że nadal mogę?
Wszystko
powróciło i Jacques był tym przytłoczony. Nie chciał rozpamiętywać wydarzeń z
przeszłości, ale Blake to na nim wymusił. Znów pojawiał się i mieszał.
–
Nie. – Mężczyzna pokręcił głową i spojrzał na niego poważnie. – Ale czy możesz
powiedzieć jej prawdę?
–
Ty powiedziałeś.
–
Nie całą.
–
Nie, nie całą… – Spojrzał na niego z bólem. – Dlaczego?
–
Bo ty i Katherine potrzebujecie siebie nawzajem. I tak za bardzo was zraniłem.
Nie mógłbym zrobić tego bardziej.
Głos
Blake’a jeszcze nigdy nie był tak przepełniony emocjami i nigdy nie brzmiał tak
szczerze. Jacques miał wrażenie, że stoi przed nim zupełnie inny człowiek. Było
to bardzo dziwne doświadczenie.
Nastała
między nimi chwila krępującego milczenia, które chłopak w końcu przerwał,
zniecierpliwiony. Chciał odwrócić się, zamknąć za sobą drzwi i ukryć się w
nowej sypialni, by leczyć ranę, która znów została otwarta.
–
Przeprosiłeś, więc…
–
Mogłeś studiować w Chicago. – Blake przerwał mu, jakby się bał, że zostanie
odprawiony i będzie to koniec ich rozmowy. – Zostałeś sam z Kath, więc…
–
Nie dostałem się – prychnął i skrzyżował ramiona na piersi. – Pamiętasz?
–
Myślisz, że w to uwierzę?
–
Nie obchodzi mnie, w co wierzysz, a w co nie – parsknął, nieprzyjemnie
zaskoczony słowami Blake’a. – Takie są fakty.
–
Fakty są takie, że nie powinieneś wyrzucać decyzji uczelni do kosza w swoim
pokoju.
Zaskoczenie,
które przemknęło przez twarz chłopaka, usatysfakcjonowało mężczyznę. Nigdy
wcześniej nie poruszył z Jacques’em tematu uczelni, przekonany, że wyprowadzka
chłopaka do innego miasta dobrze mu zrobi. Poza tym był poruszony decyzją
nastolatka. Nie spodziewał się, że ten będzie gotów poświęcić swoje marzenie,
byleby znaleźć się daleko od niego. Myślenie o tym nie było przyjemne.
–
Co? – wydusił w końcu. – Grzebałeś w śmieciach?
Blake
wzruszył ramionami.
–
Czułem, że coś nie gra. Byłeś za dobry, żeby się nie dostać.
Jacques
miał ochotę się roześmiać. To wszystko brzmiało jak kiepski żart.
–
Cały czas wiedziałeś – szepnął. Dalsze zaprzeczanie nie miało sensu. Wierzył,
że mężczyzna poznał jego sekret i nic z tym nie zrobił. Może nawet cieszył się
na jego wyjazd? – I nic nie powiedziałeś mamie.
–
To była twoja decyzja, Jacq. Ale gdy zniknąłem z waszego życia… Mogłeś tam
zostać. Wiesz, że by cię przyjęli.
Chłopak
pokręcił głową i uśmiechnął się smutno, bo samo myślenie o wymarzonej uczelni
bolało.
–
Nie mógłbym ciągle przebywać z mamą, a teraz na pewno nie pozwoliłaby mi się
wyprowadzić. Życie w ciągłym kłamstwie nie jest łatwe. Tak jest… prościej.
Nie
mógł uwierzyć, że znów szczerze rozmawiał z Blake’em, na klatce schodowej bloku
w Nowym Jorku. To wszystko wydawało się zbyt surrealistyczne, by mogło być
prawdziwe. Aż miał ochotę się uszczypnąć, ale wydawało mu się to zbyt
dziecinne.
–
Nigdy nie chciałem, żebyś przeze mnie rezygnował z marzenia.
Jacques
zacisnął wargi w wąską kreskę, trochę zirytowany. Blake mógłby powstrzymywać
się przed niektórymi wypowiedziami. Teraz trochę bardziej przypominał tego
starego Blake’a, którego dobrze znał.
–
Nigdy nie chciałem, żebyś przeze mnie rezygnował z marzenia – powtórzył, nie
kryjąc sarkastycznej nuty w swoim głosie. – Serio? Pół roku przerwy w pisaniu i
cofnąłeś się w rozwoju? – Parsknął. – Poza tym nie schlebiaj sobie. Nie byłeś
jedynym powodem.
Ale
głównym powodem już tak i obaj byli tego świadomi. Jacques jednak nie chciał o
tym myśleć, bo rozdrapywanie kolejnej rany nie było przyjemne. Znalazł
mieszkanie w Nowym Jorku, został przyjęty do bardzo dobrej uczelni i tylko to
się liczyło. Miał spędzić w tym mieście najlepsze lata swojego życia. Na tym
powinien się skoncentrować.
Blake
nie odpowiedział, choć uśmiechnął się w duchu, stęskniony nawet sarkastycznych
uwag, które były tak typowe dla Jacques’a. Patrzył na niego i nie potrafił
oderwać wzroku. Nie sądził, że tak mocno to w niego uderzy, gdy się spotkają,
ale teraz uświadomił to sobie z pełną mocą – tęsknił za tym chłopakiem. Nie
mógł napatrzeć się na jego idealnie ułożone włosy, niezwykle piękne, choć
bardzo smutne oczy i szczupłą sylwetkę.
–
Aaron też przeprowadza się do Nowego Jorku? – zapytał, zanim zdążył pomyśleć.
Jacques
uniósł brwi, po raz kolejny zaskoczony. Nie spodziewał się podobnego pytania.
–
To chyba nie twój interes, co? – odburknął nieprzyjemnie, ale jego ton trochę
złagodniał, gdy dostrzegł poczucie winy na twarzy mężczyzny. Kiedyś ta nie była
dla niego tak czytelna. A może to Blake pokazywał mniej emocji? – Rozstaliśmy
się jakiś czas temu.
–
Przykro mi.
–
Jasne.
Chłopak
nawet przez sekundę nie uwierzył, że mężczyźnie jest przykro. Pamiętał, jak
patrzył na Aarona, kiedy ten go odwiedzał. Teraz zapewne nie ucieszył się z ich
zerwania tak, jak zrobiłby to wcześniej, ale on i tak dostrzegł w jego oczach
charakterystyczny błysk. Dupek.
–
Wiesz, Jacq… – Blake zrobił nieznaczny krok do przodu, ale kiedy zauważył, że
chłopak poruszył się nerwowo, nie zbliżył się do niego bardziej. – Chciałbym
żałować tego, co się między nami wydarzyło… Życie byłoby prostsze dla nas obu,
gdyby nasza relacja nie była taka skomplikowana. – Uśmiechnął się słabo. – Ale
nie potrafię. Mam wyrzuty sumienia, jasne. Ale żałować tego nie potrafię.
Jacques
zamknął oczy i wydał z siebie bliżej nieokreślony dźwięk, który niebezpiecznie
przypominał szloch. Zdusił jednak w sobie emocjonalną reakcję, nie mogąc
uwierzyć, że mężczyzna po takim czasie zdobył się na podobne wyznanie. Nie mógł
przychodzić do niego po sześciu miesiącach i mówić mu takich rzeczy. To nie
było fair.
–
Nie powinieneś tak mówić – wydusił, coraz bardziej przytłoczony obecnością
swojego gościa. A przecież nawet nie wpuścił go do mieszkania. – Nie możesz tak
po prostu…
–
Ale to prawda, Jacq. Po prostu… chciałem, żebyś wiedział.
Pół
roku zajęło Blake’owi zrozumienie własnych uczuć. Długo zmagał się ze swoją
przeszłością i starał się zrozumieć własne potrzeby. A gdy w końcu mu się
udało, wiedział, że musi znów spotkać się z Jacques’em i wszystko mu wyjaśnić.
To był jego czas na szczerość.
Widział,
jak mocno jego wyznanie wstrząsnęło chłopakiem, więc spróbował zmienić temat.
Już i tak zrobiło się bardziej emocjonalnie, niż by sobie tego życzył.
–
Czy ja czuję ciasto? Jabłkowe?
–
Nie, jagodowe – odpowiedział bez zastanowienia, myślami wciąż będąc przy
poprzednich słowach mężczyzny. – Testuję nowy piekarnik.
–
Mhm. – Kiwnął głową i po raz kolejny przesunął wzrokiem po jego ciele. Gapił
się tak samo, jak chłopak gapił się kiedyś na niego. – Musi być pyszne.
Jacques
posłał mu dziwne spojrzenie, nie od razu rozumiejąc aluzję. Gdy w końcu dotarł
do niego sens słów Blake’a, najpierw się zirytował na tę oczywistą bezczelność,
a później westchnął ze znużeniem. Gdy ich spojrzenia się spotkały, znów poczuł
znajomy prąd, który przebiegł mu po kręgosłupie. Mężczyzna wciąż miał
magnetyczne spojrzenie. I wciąż na niego działał.
Przymknął
oczy i niepewnie otworzył szerzej drzwi. Wiedział, że jeszcze będzie tego
żałował, ale przy Blake’u nigdy nie potrafił myśleć racjonalnie. Przez ostatnie
miesiące najwyraźniej nic się nie zmieniło.
–
Wejdź.
___________________________________
Krótki ciąg dalszy moich wynurzeń.
Kilka razy w komentarzach zdarzyło mi się powtórzyć, że zakończenie miałam w głowie od początku i w trakcie tworzenia tego opowiadania nic się nie zmieniło. I tak faktycznie było. Oczywiście zmieniali się bohaterowie, ich charaktery i z mojego początkowego pomysłu niewiele zostało, ale wiedziałam, że epilog będzie miał dokładnie taką formę. Czy odpowiednią? Sami musicie ocenić.
No bez jaj! Jestem rozczarowany. Juz wolalbym, zeby wszyscy sie rozdzielili i zakonczenie bylo gorzkie, a nie slodkie pierdzenie i poczatki milosci. I co, z boku beda sie ruchac, a o Katherine znowu zapomna? A potem znowu bedzie ,,o jakim ja jestem okropnym synem’’. No jestes, bo jak widac zadnych wyrzutow sumienia nie masz i nie miales. Dwojka idiotow myslaca fiutem. Poprzedni rozdzial nadawal sie bardziej na zakonczenie. Szkoda, bo calosc opowiadania byla naprawde swietna.
OdpowiedzUsuńAle jakie początki miłości? Przecież nic takiego w tym epilogu nie ma :P
UsuńBlake wchodzi do niego do mieszkania, ale nie wiemy, co wydarzy się w środku. Każdy może sam stworzyć sobie zakończenie ich historii. O to właśnie chodzi.
Cieszę się, że pomimo niechęci do epilogu, resztę uważasz za udaną.
Dzięki za komentarz!
Pozdrawiam ;>
Ale to nie jest tak otwarte zakonczenie. Jacques po tym wszystkim, po zdradzie matki, byl gotow i otworzyl drzwi przed Blakiem, ktory SAM potwierdzil, ze nie zaluje, ze to wszystko sie stalo, czyli przyznal, ze krzywda obu tych osob... mu zwisa. I te otwarte drzwi to tylko zwiastun i poczatek ich gorzkiej milosci, ktorej fundamenty leza na cierpieniu i klamstwach.
UsuńKażdy oczywiście ma prawo do swojej opinii i tego czy mu się coś podoba czy nie. Więc nie chcę tu zmieniać Twojej opinii ani nic takiego. Ja widzę to po prostu bardziej jako możliwość rozmowy, wyjaśnienia spraw? W końcu początku szczerej rozmowy, jak dorośli, bez uciekania i kiedy emocje trochę opadły. Poza tym Blake przyznaje się do wyrzutów sumienia (jak mniemam, co do okoliczności i skrzywdzenia Katherine i Jacquesa - postawienia ich w takiej sytuacji) a po prostu nie żałuje samego seksu czy pocałunków, wszystkiego co mu uświadomił i jak go zmieniły.
UsuńA to czy dalej będzie gorzka miłość czy coś innego, to już kwestia naszej wyobraźni jak sądzę. Może dla ciebie być to trzaśnięcie Blake'a ciastem jagodowym w twarz i tyle. XD
To tylko mój punkt widzenia oczywiście, ale chyba pokazuje jak każdy może tu inaczej widzieć te relację :D
Takiego zakończenia akurat się nie spodziewałam, szczerze przyznam. Niemniej jednak bardzo mi się podoba! Jak widziałam, że zbliżam się do końcówki rozdziału to rozważałam opcję, że Jacques trzaśnie mu drzwiami w twarz. XD Opcja mieszała się z drugą, rzuceniu się w ramiona, chociaż wiedziałam, że tak nie zrobisz. :D Ogólnie bardzo ładnie zakończone, dopięcie reszty z ostatniego rozdziału i delikatnie otwarte zakończenie. <3
OdpowiedzUsuńWow... To już naprawdę koniec. Nie pamiętam już jak długo śledzę opowiadanie, po tym jak je udostępniłaś na facebookowej grupie, ale mam wrażenie, że spędziłam z nim lata~ nie żałuję ani minuty xD aż się łezka w oku kręci...
Dziękuję za doprowadzenie opowiadania do końca, nieważne ile trudności i postojów było po drodze!
Bardzo się cieszę, że Ci się podoba. Takie rozwiązanie wydawało mi się najrozsądniejsze, bo każdy z czytelników inaczej widział ich relację. Chciałam zostawić pole dla Waszej wyobraźni :D
UsuńCzyli jednak opłaca się udostępniać opowiadania na grupach na fejsie! To bardzo ważna informacja xD
Bardzo dziękuję za komentarz i za wszystkie poprzednie <3
Pozdrawiam!
Bardzo podoba mi się to zakończenie, takie słodko-gorzkie i otwarte, takie jak lubię najbardziej <3
OdpowiedzUsuńJejku nie mogę uwierzyć, że to już koniec. Będzie mi brakowało tych emocji i tego napięcia podczas czytania. Ale na pewno za niedługo tu wrócę, żeby przeczytać raz jeszcze, przypomnieć sobie całość, bo to opowiadanie jest po prostu świetne ^^
Dziękuję Ci bardzo za wszystkie wrażenia podczas czytania tego opowiadania i za to jak mnóstwo czasu i wysiłku musiałaś w to włożyć.
Pozdrawiam i miłego dnia <3
Cieszę się, że to opowiadanie dało Ci tyle emocji. To chyba najlepszy komplement, gdy czytelnik wraz z tobą przeżywa wydarzenia rozgrywające się w opowieści :D
UsuńI cieszę się, że podoba Ci się zakończenie!
Dziękuję za komentarz i za wszystkie poprzednie <3
Pozdrawiam!
Chcialbym wrocic do tego opowiadania jeszcze raz, ale wiem, ze tego nie zrobie, bo nie chce czuc tego rozczarowania koncem, ktory z przykroscia stwierdzam, ze mi sie nie spodobal. Mimo wszystko czuje, ze jest taki prawdziwy i jakby duzo ludzi by to zrobilo, bo niewazne jak bardzo kogos lub cos krzywdzimy to zawsze naszą przyjemnosc stawiamy na pierwszym miejscu.
OdpowiedzUsuńTroche rozczarowala mnie postawa Jacquesa, ktory ot tak odpuscil Blake’owi, ktory wywrocil ich zycie do gory nogami. Pamietam swoje klotnie z ,,przyjaciolmi’’ z ktorymi pozrywalem kontakty przez ich bledy i mialem do siebie tyle szacunku, ze tych kontaktow nie odnawialem. Ale Jacques sie zakochal, wiec pewnie dlatego stad taka decyzja.
Jak od poczatku nie znosilem Blake’a tak nadal go nie znosze. Przez cale opowiadanie odnosilem wrazenie, ze jest zakochanym w sobie dupkiem, ktory chce miec wszystko i po trupach dojdzie do swojego celu - tak jak tutaj, zaczal temat ciasta i tak znowu owinal sobie J wokol palca. Czy naprawde chodzi tylko o ciasto? Czy jemu naprawde po glowie nie chodzi by znow cos zaszlo z Jacquesem? ;)
Niby napisalas, ze musial odnalezc siebie, ale to mnie nie przekonalo. Frajer z niego i tyle. Niektorych ludzi nie da sie polubic xd
W ogole tak sobie mysle, czemu ludzie tak cierpia z powodu milosci. Rozumiem zakochac sie, sam bylem swego czasu 'stalkerem', ale teraz jak o tym mysle, to nie wiem czemu sie tak zachowywalem. Jak nie ta osoba to druga, umiemy kochac pare osob, nie tylko jedna. Najlepiej w ogole do nikogo sie nie przywiazywac.
Szkoda, że epilog nie sprostał Twoim oczekiwaniom, ale cieszę się, że reszta historii przypadła Ci do gustu.
UsuńRelacja Blake'a i Jacques'a od początku była skomplikowana, a Jacques za bardzo się zaangażował. To wyjaśniałoby, dlaczego tak trudno oderwać mu się od mężczyzny. To jego pierwsza "wielka miłość", a z tą bywa najtrudniej. Nie chcę go tłumaczyć, oczywiście, ale myślę, że go rozumiem.
Blake'a natomiast nie lubi wiele osób, więc nie jesteś osamotniony xD Trudno mu odmówić bycia egoistą, bo faktycznie nim jest, nawet jeśli stara się poprawić. A jego wspomnienie o cieście można różnie interpretować :D
Niektórym miłość jest bardzo potrzebna. W tym opowiadaniu najbardziej może była potrzebna Katherine, która nie zraziła się kiepskim małżeństwem i szukała dalej. I może znów będzie, a Jacques weźmie z niej przykład? Kto wie :D
Dzięki za komentarz ;>
Pozdrawiam!
Hmmm, nie wiem co myśleć o zakończeniu, bo powiedzmy szczerze zakończenia tak naprawdę nie ma :( Przepraszam ale osobiście niezbyt przepadam za takimi otwartymi zakończeniami, szczególnie przy tak emocjonalnym tekście. Ale to ostatecznie Twoja decyzja, a do opowiadania w przyszłości jeszcze wrócę. I mam wielką nadzieję że napiszesz coś nowego, masz talent i powinnaś go rozwijać :)
OdpowiedzUsuńWiem, że nie wszyscy przepadają za otwartymi zakończeniami, co widać zresztą po reakcjach czytelników. Ja cenię ja za to, że dają mi szansę włączenia się w tworzenie dalszej historii. Natomiast wiem, że nie wszyscy to lubią :P
UsuńMimo to cieszę się, że podobała Ci się całość i będziesz chciała do niej wracać.
I bardzo dziękuję za komplement. To bardzo miłe i zawstydzające! :D
A o nowościach w przyszłości pojawi się kolejny post ;>
Dziękuję za komentarz i za wszystkie poprzednie!
Pozdrawiam :>
Na początku twojego opowiadania spodziewałam się zakazanych uczuć i długiego romansu, postanowiłaś jednak odłożyć zwierzęce instynkty na bok i pojawiły się uczucia takie jak żal, smutek, poczucie winy... I o ile liczyłam na to, że mimo tego dalej coś się między nimi będzie dziać, było w porządku. Niestety im dalej w las, tym bardziej brakowało mi tego romansu między nimi. Bardzo polubiłam Blake'a i uważam, że wszelkie zaloty do młodszego chłopaka były super urocze. Dodawało to też pewnej adrenaliny, za każdym razem gdy do czegoś dochodziło bałam się czy ktoś ich zaraz nie przyłapie. Jednak było tego za mało, jak dla mnie minus. Przy końcowych rozdziałach tak liczyłam na ich ponowne spotkanie, cieszę się, że do niego doszło. Otwarte zakończenie to coś, czego się nie spodziewałam i chyba jako nieliczna osoba mimo tego jestem zadowolona, że J wpuścił Blake'a do środka. Gratuluję fajnie napisanego opowiadania i zazdroszczę talentu do pisania:) Oby w niedalekiej przyszłości ukazało się nowe opowiadanie. Weny życzę.
OdpowiedzUsuńChciałam, by opowiadanie było jak najbardziej realistyczne i nie skupiało się tylko na romansie między głównymi bohaterami. Może właśnie dlatego trochę zabrakło tego romansu, który zagubił się gdzieś w tych negatywnych emocjach między nimi. W przyszłości będę starała się szukać większego balansu.
UsuńJesteś chyba jedną z kilku osób, które lubią Blake'a! Jakież to odświeżające, bo jednak nie jestem osamotniona xD
Bardzo dziękuję za komentarz i za miłe słowa! :D
Pozdrawiam ;)
Hmm, no nie wiem co o tym myśleć... Ten powrót Blake’a to tak jakby otwarcie z powrotem tego toksycznego związku. Ale... zawsze jest jakieś ale :) Bo z drugiej strony Jaq zasluguje na wyjaśnienia. Zasługuje też na prawdziwe uczucie a Blake to blokuje, bo przy nim zawsze będzie miał wyrzuty sumienia. No nie wiem, nie wiem. Ta historia na pewno zostanie w mojej głowie, może właśnie dlatego, że ma takie zaskoczenie? Albo dlatego że opisuje trudne uczucia o które nikt się nie prosił, które same przyszły i jakoś nie chciały odejść. Jest po prostu poruszająca. Dziękuję Ci bardzo i mam nadzieję że niedługo będę mogła komentować Twoją następną historię 😍 Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńJeśli to opowiadanie z Tobą zostanie - nieważne, czy przez zakończenie, czy przez jego emocjonalność, to jest to dla mnie największy komplement. I cieszę się bardzo, że historia stworzona przeze mnie tak na Ciebie wpłynęła.
UsuńBardzo dziękuję za komentarz i za wszystkie wcześniejsze <3 Również mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości będziesz mogła komentować moje nowe opowiadanie :D
Pozdrawiam! :>
W końcu, po zbyt długiej przerwie, wszak minęło już kilka miesięcy, przeczytałam wszystkie zaległości! Jak się okazało nie miałam tego aż tak dużo :p Niemniej, postanowiłam naskrobać jeszcze coś na koniec, bo wiadomo, że komentarze karmią wena, niezależnie od tego, czy opowiadanie jest już skończone, czy nie i tak przyda się na zaś;)
OdpowiedzUsuńZacznę od tego, że z tego co pamiętam broniłam Blake’a… Cóż, teraz mam bardziej mieszane uczucia. Tak jak Jacques mam mu za złe, że odszedł nie dając mu żadnego znaku, nawet nic nie mówiąc. I jeszcze ten pocałunek. Dla mnie był on po prostu takim gwoździem do trumny. Po tym jak tak dużo się naczytałam o emocjach Jacquesa, o jego zachowaniu – wcale nie tak dobrze maskowanym – i o tym, przez jakie katusze przechodził, byłam po prostu zła na Blake’a, że ten znowu go pocałował, budząc w nim to wszystko.
Ach. Na pewno mnie zaskoczyłaś tym pocałunkiem i wzbudziłaś emocje, właściwie to przy tej scenie nie mogłam się oderwać od ekranu, ale i tak… Trochę się zawiodłam na naszym przystojnym, niechlujnym Blake’u, chociaż wcześniej starałam się na niego patrzeć łaskawszym okiem. Po prostu w tej scenie wyszedł z niego straszny egoista – chciał pożegnalnego pocałunku i to zrobił. Bez większego rozmyślania nad Jacques’em. Jego dalsze zachowanie również mi się nie podobało – nie chodzi mi tutaj bynajmniej o przyznanie się do zdrady, bo to akurat zrobił dobrze – nie wiem, czemu nie mógł Jacques’owi chociaż powiedzieć, że nie wspomniał Katherine, że to z nim go zdradził.... Postawił go tym samym w obrzydliwej sytuacji, bo co gdyby Jacques w przypływie paniki sam by jej powiedział, myśląc, że ona już wie?
No okropna sytuacja.
Pomijając jednak to zachowanie Blake’a, nie wyobrażam sobie co musiał czuć Jacques podczas tych wszystkich tygodni z płaczącą, wycofaną Katherine… I jeszcze jego poczucie winy…
Dobrze, że jakoś nauczył się z tym powoli żyć.
Natomiast co do tego, że Blake nie przyszedł po wszystkie rzeczy osobiście, to uważam, że dobrze zrobił. Jakoś tak wydaje mi się to lepszym rozwiązaniem niż przychodzenie i wywoływanie emocji jeszcze raz.
Co do epilogu i zakończenia… To jako że jest otwarte na szczęście sama mogę sobie zdecydować jak potoczą się ich historie. W moim idealnym zakończeniu Blake nie schodzi się z Jacques’em. Raczej faktycznie wszystko sobie tłumaczą i mimo wciąż targających nimi uczuć, kończą te znajomość i nie dochodzi do zbliżeń.
Obaj mają czystą kartę. Blake, po całej tej podróży, w końcu zaakceptował to, kim jest i może iść do przodu. Będzie pisał książki i zwiedzał świat, aż któregoś razu, kto wie, napotka na swojej drodze jakiegoś ogarniętego faceta (bo wydaję mi się, że takiego Blake by potrzebował) i uda mu się ułożyć życie.
Jacques natomiast… jest młody i wierzę, że w jego przypadku czas uleczy rany. Chłopak postara się odbudować relacje z mamą i przez jakiś czas nie będzie angażował się w żadne związki. Może z mijającymi latami w końcu będzie gotowy otworzyć się na kogoś i pokochać go tak, jak kochał Blake’a…?
Taaak, to brzmi jak idealne zakończenie :D W mojej głowie jest lepsze niż ponowne zejście się i rozdrapywanie starych ran. Nie mówiąc już nic o Katherine…
Fajnie było wrócić po czasie znowu do tego opowiadania. Jestem ciekawa również kolejnych, chociaż na razie raczej nie będę się za nie zabierać. Poczekam aż je skończysz ;)
Życzę Ci mnóstwa czasu, weny i chęci. Pozdrawiam!
Noo, takie długie komentarze to ja uwielbiam czytać!
UsuńNie jesteś osamotniona w swojej niechęci do Blake'a, bo chyba większość czytelników za nim nie przepada xD I oczywiście jest to całkiem zrozumiałe, patrząc na jego zachowanie. Jako autorka jestem dla niego łaskawsza, ale nie oszukujmy się - Blake był, jest i prawdopodobnie już zawsze będzie okropnym egoistą :P
Kiedy zaczęłaś pisać o swoim idealnym zakończeniu... Ojej, to cudowne! I nie chodzi mi o samą treść, a o to, że tak się zaangażowałaś! Właśnie takie reakcje upewniają mnie w tym, że nie powinnam zaprzestawać pisania, bo jednak ktoś czyta te moje wypociny i one go angażują. Dziękuję Ci za to <3
Hm, z tym czekaniem, aż skończę... Jest to całkiem zrozumiałe podejście, patrząc na to, jak długo pisałam "Pęknięcia" xDD
Dzięki za komentarz! Pozdrawiam ;>
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, bardzo dobre zakończenie, co ja moge powiedzieć... no te otwarte drzwi cóż może być to jako, że zaczną ze sobą być albo przejdą od rozmowy, wyjaśnienia do takiej przyjaźni...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia