I ostrzegam - rozdział nie był sprawdzany. Obiecałam go dodać w tym tygodniu, a że w weekend będę miała utrudniony dostęp do internetu, to dodaję szybciutko teraz. Gdy tekst zostanie poprawiony, to go podmienię. Za wszystkie błędy z góry przepraszam!
Pozdrawiam!
_________________________________________________________________
Weekend spędzony z
Aaronem w Chain O'Lakes nie okazał się całkowitą porażką, ale nie był też
specjalnie udany. Po pocałunku, który otrzymał w piątkowy poranek od Blake’a,
Jacques nie potrafił skupić się w trakcie lekcji, a w podróży był cichy i
wycofany. Gdy dotarli do wynajmowanego domku, wciąż nie przejawiał większej
chęci do rozmowy i jego chłopak to wyczuł, taktownie dając mu czas na
wyrzucenie z siebie wszystkiego, co go dręczyło. Ale on tego nie zrobił,
oczywiście. Nie mógł powiedzieć Aaronowi prawdy i to tworzyło między nimi
kolejne napięcie.
Pływali razem kajakiem,
jedli wspólne posiłki, oglądali film na kanapie przy kominku i spędzili godziny
w łóżku, ale Jacques wiedział, że nie udało mu się oszukać kochanka. Ten wciąż
przyglądał mu się uważnie, z lekkim niepokojem, i choć nie widział w jego
spojrzeniu wyrzutu, to dostrzegał pewien rodzaj rozczarowania. Aaron się
starał. Powinien bardziej to doceniać.
Napięta atmosfera
sprawiała, że nie potrafili poczuć się w pełni komfortowo w swoim towarzystwie,
a Jacques po raz kolejny dostrzegał różnice, które tworzyły między nimi spięcia.
Podobnie było z nim i narzeczonym matki. Okropnie się czuł, myśląc o Blake’u,
gdy spędzał weekend z Aaronem, ale po piątkowym pocałunku nie potrafił
przestać.
Wrócili do miasta w
niedzielę wieczorem, obaj niezbyt entuzjastycznie wspominając wspólny wyjazd.
Jacques czuł, że jego chłopak nie chce się jeszcze poddawać, na co wskazywały
kolejne podejmowane przez niego próby rozmowy i rozładowania panującego między
nimi napięcia, ale jego siły słabły. Nie spotykali się na tyle długo, by więź
między nimi była szczególnie silna. Oczywiście wiedział, że Aaron jest nim
zauroczony, może nawet już zakochany, ale to nie było jeszcze uczucie, jakie
wytworzyło się między nim i narzeczonym matki. Starał się pocieszać tą myślą.
– Dziękuję za weekend –
powiedział słabym głosem, gdy zatrzymali się pod bramą jego domu. – Było bardzo
miło.
– Naprawdę? – Aaron
spojrzał na niego bez przekonania. Wydawał się trochę przygaszony.
– Naprawdę – potwierdził,
trochę zbyt nerwowo pocierając o siebie zimne dłonie. W drodze powrotnej, w
pożyczonym od matki Aarona samochodzie zepsuło się ogrzewanie i w środku było
chłodno.
– W Chain O'Lakes nie
wydawałeś się przesadnie zadowolony. – To był pierwszy raz, gdy Jacques
usłyszał delikatny wyrzut w głosie swojego chłopaka.
– Naprawdę mi przykro –
wymamrotał. – Wciąż myślę o uczelni w Chicago, zbliżający się koniec roku mnie
przytłacza i chyba…
– Jacques. – Aaron
przerwał mu, wciąż spięty, choć na jego ustach błąkał się niewyraźny uśmiech. –
Nie musisz się tłumaczyć. Po prostu następnym razem powiedz mi, jeśli nie
będziesz miał ochoty na podobny wyjazd, ok? Nie chcę cię do niczego zmuszać.
Chciałem, żebyśmy obaj się zrelaksowali, a nie czuli jak w więzieniu.
Jacques przymknął oczy i
kiwnął głową. Wyrzuty sumienia stały się tak silne, że bolała go od tego głowa.
Przez chwilę miał nawet ochotę poddać się i wyznać wszystko swojemu
towarzyszowi. Udało mu się jednak przerwać tę chwilę słabości.
Spojrzał na chłopaka i
wychylił się, by pocałować go na pożegnanie. Nie było to krótkie, przelotne
cmoknięcie, a długi, niemalże desperacki pocałunek, w którym Jacques szukał
chociaż znikomych emocji, które odczuwał w trakcie zbliżenia z narzeczonym
matki. Niczego takiego nie znalazł.
– Do zobaczenia – wydusił
i opuścił pospiesznie samochód, ciągnąc za sobą sportową torbę. Zarzucił ją na
ramię i otworzył furtkę, nie oglądając się na siebie.
Na podjeździe nie było żadnego
samochodu, a za oknami panowała ciemność, co zaskoczyło nastolatka, który
spodziewał się obecności matki i Blake’a w domu. Gdy otworzył drzwi i wszedł do
środka, powitała go cisza.
– Jest tu ktoś? – rzucił
w przestrzeń, kładąc torbę na podłodze i ściągając buty. Tak jak się
spodziewał, nikt mu nie odpowiedział. Westchnął, przypuszczające, że w odruchu
jakiegoś nadzwyczajnego romantyzmu Blake postanowił zabrać jego matkę na
randkę. Zapewne w pełni wykorzystali jego nieobecność. Na samą myśl o tym coś
nieprzyjemnie przewróciło mu się w brzuchu.
Powiesił kurtkę na
wieszaku, zgasił światło i w ciemności ruszył w stronę schodów, a nimi na
piętro do swojego pokoju. Doskonale znał ten dom, więc nie miał najmniejszych
problemów w poruszaniu się w nim po omacku. Gdy przystanął przed drzwiami prowadzącymi
od jego sypialni, coś na końcu korytarza zwróciło jego uwagę. Blade, nikłe
światło wydobywające się spod drzwi od sypialni matki i Blake’a z pewnością
pochodziło z niewielkiej lampki, która stała na szafce nocnej obok łóżka.
Czując ukłucie niepokoju
i nagły dreszcz, który przebiegł mu po kręgosłupie, zostawił torbę obok drzwi
pokoju i powoli, z dudniącym w piersi sercem, zbliżył się do sypialni matki.
Nagła, niespokojna myśl o włamywaczach była całkowicie absurdalna i on doskonale
o tym wiedział, a mimo to nie potrafił wyrzucić jej z głowy. Obrócił klamkę,
pchnął drewno, które zaskrzypiało nieprzyjemnie (jedna z kilku rzeczy, które
Blake miał poprawić, ale ciągle to odkładał) i wszedł do środka.
W pierwszej kolejności
jego wzrok przyciągnęła lampka nocna, której mocne światło padało na
pomieszczenie, tworząc różnej wielkości cienie na ścianach i podłodze. Dopiero
po chwili jego wzrok prześlizgnął się na samotną postać leżącą na ogromnym,
dwuosobowym łóżku.
– Mamo?
Był zaskoczony. Nie
spodziewał się ujrzeć Katherine. Samej. Było w tym widoku coś niepokojącego, co
wywołało nieprzyjemny ucisk w okolicach jego żołądka.
Kobieta poruszyła się,
przekręciła na plecy i uniosła głowę. Jej ciemne włosy były w nieładzie, a
twarz – choć pozostawała w cieniu – wyglądała na nieco napuchniętą. Chłopak
rzadko miał okazję widywać swoją rodzicielkę w tak kiepskim, mało
reprezentatywnym stanie.
– Jacques? – wychrypiała
słabo, ale nie uśmiechnęła się na jego widok. – Już wróciłeś?
Kiwnął powoli głową,
zastanawiając się, co się stało. Przesunął wzrokiem po sypialni, ale nie
dostrzegł niczego nadzwyczajnego. Biurko wydawało się czystsze, jakby ktoś w
końcu postanowił sprzątnąć z niego niepotrzebne papiery i otwarte książki, ale
poza tym nastolatek nie dostrzegł żadnych zmian. Tylko narzeczonego Katherine
brakowało.
– Aaron właśnie mnie
przywiózł. Dobrze się czujesz?
– Jak się bawiłeś? –
Kobieta całkowicie zignorowała jego pytanie, wywołując jeszcze większy niepokój
w swoim synu. Usiadła na łóżku, przesunęła się na jego brzeg i poprawiła
koszulę nocną. – Jesteś głodny?
– Um… całkiem w porządku
– mruknął, nie chcąc teraz myśleć o weekendzie z Aaronem. – I właściwie mógłbym
coś zjeść, ale mogę nam coś przygotować, jeśli chcesz.
Chciał zapytać, gdzie
jest Blake, ale nie wiedział, jak to zrobić, by zabrzmiało to taktownie. Nie
pamiętał, kiedy ostatni raz widział matkę w podobnym stanie. Może się
pokłócili?
– Nie jestem głodna.
Jacques odchrząknął i usiadł
na krześle przed biurkiem, obserwując Katherine z niepokojem.
– Mamo… co się dzieje?
– Nic.
Oblizał dolną wargę,
przyglądając się jej niewyraźnej twarzy. Wydawała się nie tylko smutna, ale
jakaś… zapadnięta w sobie. Jakby straciła wszystkie siły. Gdy jego ojciec
postanowił odejść, wyglądała podobnie. Nigdy o tym nie zapomniał.
– A… a gdzie jest Blake?
Katherine uniosła głowę,
a gdy światło padło na jej twarz, Jacques aż sapnął cicho. Cała była czerwona,
napuchnięta i zapłakana. Wyglądała okropnie.
– Wyprowadził się –
odpowiedziała obojętnie, choć jej głos zadrżał, jakby znów próbowała
powstrzymać łzy.
– Ale…
– Chcę zostać sama,
Jacques – poprosiła i z powrotem opadła na materac. – Jutro porozmawiamy.
Chciał zaprotestować, ale
nie wiedział nawet, co mógłby powiedzieć. Strach zaczął niespiesznie pełznąć po
jego umyśle, gdy tylko dotarły do niego słowa matki. Co Blake mógł zrobić? Czy
wyznał jej prawdę? Powiedział o wszystkim?
Opuścił sypialnię,
zamknął cicho drzwi i pełen najgorszych obaw wszedł do swojego pokoju.
Wyciągnął telefon z kieszeni jeansów i nie zważając na godzinę, wybrał numer
Blake’a.
– Odbierz, do cholery –
burknął, gdy usłyszał dźwięk poczty głosowej. – Ty dupku…
Odłożył telefon na biurko
i potarł twarz dłońmi. Co mogło się wydarzyć podczas jego nieobecności? Blake
nie wydawał się chętny do wyznawania swoich win. Jacques nigdy by go o to nie
podejrzewał. Nie wydawał się nawet przejęty, gdy mu zagroził. Co mogłoby nagle
zmienić jego podejście? Co mu odbiło?
Opadł z jękiem na łóżku,
zastanawiając się, czy Katherine znała prawdę; czy wiedziała już, jakim
okropnym człowiekiem był jej syn. Trudno było to określić po jej zachowaniu w
pokoju. Jeśli poznała prawdę, to prawdopodobnie on też powinien zacząć się
pakować. Wątpił, by po zdradzie, której się dopuścił, wciąż było dla niego
miejsce w rodzinnym domu.
***
– Jestem w hotelu. Tak,
wciąż w Chicago. – Blake westchnął i zaciągnął się papierosem, opierając łokcie
na parapecie. – Nie, nie zabrałem wszystkiego. Część rzeczy… została. Nie, nie
wiem, Aiden… Nie mam teraz siły, by o tym myśleć, ok? Może. W piątek. Nie wiem.
Pogadamy później, w porządku?
Zakończył rozmowę,
zamknął oczy i zwiesił ramiona. Wiedział, że tak to się skończy, nie oczekiwał
niczego innego, ale jednak świadomość tego, co się stało i gdzie teraz się
znajdował… Przyzwyczaił się do obecności Kath i Jacques’a. Nie potrafił znów
być sam. Samotność go zabijała, a minęły dopiero dwa dni. Dwie pełne doby
spędzone w pokoju hotelowym, z którego nie ruszył się nawet na krok. Jego plan
zaczynał się i kończył na wyznaniu prawdy narzeczonej. Teraz nie wiedział, co
ze sobą zrobić.
Gdy powiedział Katherine
o zdradzie, ta w pierwszej chwili w ogóle nie zareagowała. Patrzyła na niego,
jakby to do niej nie dotarło. Jej oczy były tak szkliste i zrozpaczone, że
Blake szybko zaczął żałować swojej decyzji. Może w niektórych przypadkach
prawda wcale nie była najważniejsza? Może niektórym żyłoby się lepiej, gdyby
jej nie znali?
– Z kim? – wykrztusiła w
końcu, a jej głos zabrzmiał tak obco i słabo, że mężczyzna skulił się w fotelu,
z każdą chwilą czując się coraz gorzej.
– To nie ma znaczenia –
wymamrotał.
– Z kim?! – powtórzyła
znacznie ostrzej, aż się wzdrygnął.
– To… – Przymknął oczy. –
Z facetem.
– Ty… – Wyglądała, jakby
ktoś uderzył ją z całej siły w twarz. – Jesteś…
– Jestem biseksualny –
przyznał cicho i był to pierwszy raz, gdy te słowa opuściły jego usta. Do tej
pory nie potrafił tego powiedzieć; do tej pory miał nawet problem z przyznaniem
tego przed samym sobą. Miesiące spędzone w pobliżu Jacques’a wiele mu jednak
dały. To właśnie ten irytujący, zadufany w sobie i niezwykle odważny nastolatek
pomógł mu zaakceptować samego siebie. Chyba nawet nie zdawał sobie sprawy z
tego, jak wielki miał wpływ na życie mężczyzny.
– Jesteś biseksualny –
powtórzyła i zachichotała nerwowo, zdumiona nowymi informacjami. – To… Jak
mogłeś?
Blake widział, że jego
narzeczona starała się opanować emocje, ale jego wyznanie ją przytłoczyło. Nie
rzuciła się na niego, nie zaczęła krzyczeć, nie awanturowała się – zawsze była
opanowana i tylko nieznacznie podnosiła głos. Miała klasę i teraz też wyraźnie
walczyła z emocjami, które próbowały przejąć nad nią kontrole. Łzy spływały po
jej gładkich policzkach, a dolna warga drżała, jakby kobieta z całej siły
starała się powstrzymać szloch.
– Ja… ja naprawdę… – Głos
mu się załamał, kiedy patrzył na roztrzęsioną, złamaną Katherine. Była mu
bliska. Dzielili wiele trosk, mieszkali ze sobą i Blake nie mógł kategorycznie
stwierdzić, że niczego do niej nie czuje. Ale nie czuł tego, co działo się z
nim, gdy w pobliżu znajdował się jej syn. – Nie chciałem cię skrzywdzić. Jesteś
wspaniałą kobietą i naprawdę chciałbym być w stanie odwzajemnić…
– Milcz! – Dostrzegł w
jej oczach upokorzenie, które odebrało mu dech. – Nawet nie próbuj… Nie chcę
tego słuchać. – Jej dłonie zacisnęły się w pięści i długie paznokcie z
pewnością zostawiły głębokie ślady w postaci półksiężyców. – Wynoś się. Po
prostu… wynoś.
Nie protestował. Posłał
jej ostatnie, zrozpaczone i przepraszające spojrzenie, zanim opuścił salon, a
chwilę później dom. Następnego dnia przyjechał po swoje rzeczy, a w trakcie
szybkiego pakowania Katherine nie odezwała się do niego nawet słowem. Nic
więcej nie zostało powiedziane, nic nie zostało wyjaśnione. To był koniec.
Teraz zaciągnął się
ostatni raz papierosem, zanim wyrzucił peta przez okno i spojrzał na swój
wibrujący telefon. Jacques dzwonił do niego już czwarty raz, ale on nie
zamierzał odbierać. Doszedł do wniosku, że powinien ostatecznie zniknąć z życia
tej rodziny. Wystarczająco namieszał. Skrzywdził dwie niezwykle ważne dla niego
osoby i nie wiedział, czy kiedykolwiek to sobie wybaczy.
Dwa dni później Blake wymeldował
się z hotelu i maksymalnie zapakowanym samochodem zajechał pod jeden z ośmiu
bloków znajdujących się na strzeżonym osiedlu. Chwilę później z jednej z klatek
wyszedł jego agent.
– Na pewno wszystko się
zmieści? – zapytał, zamiast zwyczajowego powitania, wysiadając z samochodu.
– Spokojnie, mam dużą i
całkowicie pustą piwnicę. Nie licząc starego łóżeczka Lisy. Przecież nie
zabrałeś jeszcze wszystkiego, nie?
Blake pokręcił głową i
otworzył bagażnik.
– Zrobię to… za jakiś
czas. Na razie wolałbym tam nie wracać.
– Naprawdę mi przykro,
stary.
– To ja spieprzyłem, nie?
– Wzruszył ramionami i pospiesznie zmienił temat. – Nie wiem, kiedy wrócę.
Muszę się… uspokoić.
– Wybierasz się do
rodziny?
– Jezu, nie! – Blake
zaśmiał się, ale był to śmiech gorzki i smutny. – Znacznie dalej. Zamierzam…
zamierzam odwiedzić Europę.
Mina Aidena byłaby
bezcenna, gdyby nie okoliczności.
– Ale… – Czarnoskóry
mężczyzna zamilkł, a brunet od razu domyślił się, że jego agent doszedł do
wniosku, iż wspominanie o pracy w tym momencie mogłoby okazać się nieco
niezręczne. – W porządku. Tylko wracaj szybko.
– Wrócę. – Kiwnął głową,
choć sam nie był jeszcze tego pewny. Niczego już nie był pewny. – Obiecuję.
***
Musiał minąć tydzień,
zanim matka Jacques’a zaczęła mówić. W tym czasie chłopak zadzwonił z
pięćdziesiąt razy do Blake’a i zostawił mu jakieś dziesięć wiadomości nagranych
na pocztę głową, ale mężczyzna nie odpowiadał. Było to frustrujące i
doprowadzało nastolatka do szału, a atmosfera w domu tylko pogłębiała jego
kiepski stan psychiczny. Katherine całkowicie zamknęła się w sobie, a ich
wspólne posiłki były ciche i przepełnione napięciem. Właśnie podczas jednego z nich
kobieta w końcu wyznała, co zaszło między nią a jej byłym narzeczonym.
– Zdradził mnie. – Była
to informacja gwałtowna, rzucona między jednym kęsem a drugim i Jacques prawie
zakrztusił się przełykanym właśnie kurczakiem, gdy to usłyszał.
Zwilżył gardło wodą i
spojrzał niepewnie na rodzicielkę. Wciąż nie wiedział, ile powiedział jej
Blake. Nie mógł mu ufać.
– Co? – wydusił.
– Z innym mężczyzną. –
Katherine dopiero teraz uniosła wzrok znad swojego talerza i spojrzała mu
prosto w oczy. – Wiedziałeś?
Strach zacisnął mu pętle
wokół szyi i nie był już w stanie niczego przełknąć. Jak w zwolnionym tempie
odłożył sztućce na talerz, próbując zachować spokój.
– O… o czym?
– O tym, że on… że lubi
też mężczyzn?
Zagryzł dolną wargę i
bezmyślnie uciekł wzrokiem w bok. Ciche sapnięcie ze strony jego matki
wystarczyło mu za sygnał, że nie musiał już odpowiadać.
– Wiedziałeś. – Szok i
rozczarowanie, jakie usłyszał w jej głosie, złamało mu serce. – Od kiedy?
Czuł, że policzki mu
czerwienieją ze wstydu. Kolejne kłamstwo nie wydawało się wskazane. Już i tak w
ciągu roku okłamał ją więcej razy niż w całym swoim życiu.
– Dowiedziałem się w
Kolorado – wyznał cicho, gapiąc się w swój talerz. – Jakoś tak wyszło, że mi
powiedział.
– Powiedział ci –
powtórzyła i parsknęła. – Oczywiście.
Dźwięk krzesła
przesuwanego po podłodze sprawił, że poderwał głowę i spojrzał na matkę ze
wstydem. Ta jednak unikała jego wzroku.
– Dziękuję za obiad.
Wyszła, zanim zdążył ją
zatrzymać, przeprosić i zrobić cokolwiek, co pozwoliłoby normalnie im
funkcjonować. Zachowanie Katherine było tak nietypowe i tak dezorientujące, że
Jacques nie miał pojęcia, co robić, by nie pogłębiać jej bólu. Nie wiedział,
jak jej pomóc. I wciąż nie był pewien, czym Blake postanowił się z nią
podzielić. Niczego nie potrafił wywnioskować z jej zachowania. Obawiał się
zostawiać ją samą w domu, skoro ta zdecydowała się na dwutygodniowy urlop. Nie
wiedział, do czego była zdolna w takim stanie. Był przerażony.
Teraz to był chyba najbardziej napięty rozdział jaki był... Przechodziłam do następnego zdania zastanawiając się czy zaraz ktoś coś powie i sie wyda.
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że jedyną osobą do której emocje mi się nie zmieniają jest Katherine. Cały czas mi jej szkoda i współczuję sytuacji w jakiej się znalazła.
Dobrze, że Blake jej powiedział, bo to lepsze niż jakby zobaczyła to na własne oczy, ktoś inny by ją uświadomił lub by coś usłyszała... Czułam ten ból jak dowiedziała się, że Jacques wiedział o seksualności Blake'a. A co dopiero gdyby dowiedziała się, że jej syn jest częścią tego o czym powiedział jej Blake.
Jacquesa za to zjada poczucie winy i mam wrażenie, że chłopak zaraz padnie z nerwów.
Tak bardzo nie chcę końca, ale tak bardzo go chcę, bo muszę wiedzieć jak wszystko się na koniec potoczy!
Pozdrawiam, życzę weny (do wszystkiego), miłych wakacji etc.
PS szkoda mi też Aarona, bo po prostu chłopak źle trafił, tak to nie wątpię, że z niego dobry człowiek...
Też czułam to napięcie w trakcie pisania, a to mi się bardzo rzadko zdarza, więc chyba coś mi się udało xD
UsuńJacques jest już na granicy, to prawda. Mogłoby się wydawać, że wyprowadzka Blake'a mu pomoże, ale chyba okazało się to trochę złudne. I faktem jest, że Aaron nie ma szczęścia, jak chyba większość bohaterów w tym opowiadaniu.
A na koniec wszystko potoczy się tak, jak wymyśliłam na początku :D
Dzięki za komentarz!
Też pozdrawiam i życzę miłych wakacji!
Rzucić bombę i wyjechać. Jak fajnie, nie ma co. No ale chyba jakoś się ułoży, choć nie wyobrażam sobie, żeby po tym wszystkim potrafili być razem.
OdpowiedzUsuńTo takie typowe dla Blake'a, prawda? Całe życie ucieka i w tym aspekcie nic się nie zmieniło :P
UsuńDzięki za komentarz!
Pozdrawiam :>
Katherine nie powinna obwiniac Jaquesa, ale ona bardziej traktuje go jak przyjaciela a nie swojego syna więc wcale się nie dziwię że tak się zachowuje. Mam nadzieję że nie dowie się że Jaq był tak mocno w to wszystko zaangażowany. A Blake w końcu mądrze postępuje. Powinien się oderwać od tego wszystkiego i dobrze zastanowić czego chce od życia. Co prawda mógłby odebrać ten telefon od Jaqa żeby się chłopak nie stresował, ale jestem w stanie zrozumieć dlaczego nie chce z nim gadać. Teraz tylko ciekawe do jakich wnioskować każde z nich dojdzie? Bardzo dziękuję i pozdrawiam serdecznie ��
OdpowiedzUsuńCzy Katherine dowie się, jak bardzo Jacques był zamieszany w rozpad jej związku? Zobaczymy :D
UsuńA wnioski... No cóż, czy oni wszyscy są zdolni do wyciągnięcia wniosków? :P
Dziękuję za komentarz <3
Pozdrawiam!
Przepraszam za spam.
OdpowiedzUsuńSerdecznie zapraszam do nowo otwartej SzabloNarnii! Znajdziesz tam darmowe szablony idealnie pasujące do opowiadań zarówno autorskich jak i fanfiction. Zachęcam do złożenia zamówienia.
Pozdrawiam!
[szablo-narnia.blogspot.com]
Hejka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, pełen napiecia rozdział, z każdym zdaniem zastanawiałam się czy zaraz coś się nie wyda... Kathriny mi szkoda myślała że znalazła faceta po tylu latach w końcu, a tutaj takie coś... cóż tutaj zawsze ktoś pokrzywdzony będzie... Blake wybierając Kathrine krzywdzi Jaquesa, a wybierajac go krzywdzi właśnie ją... jeszcze dochodzi tutaj kwestia, że są rodzina bo jako osoba obca ból by był jednak nie taki... Jacques ma wielkie wyrzuty sumienia... ale kathrina to odbierałam zawsze jako taką silną osobę wiec sądzę że się podniesie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, pełen napięcia, z każdym zdaniem zastanawiałam się czy nie wyda się coś... bardzo mi szkoda Kathriny myślała że znalazła faceta, a tutaj takie coś... cóż tutaj zawsze ktoś pokrzywdzony będzie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, z każdym zdaniem jakie padało zastanawiałam się czy nie wyda się coś... bardzo mi szkoda Kathriny myślała że znalazła faceta, a tutaj takie coś... patowa sytuacja, tu zawsze będzie ktoś pokrzywdzony...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza