Oczywiście jak zwykle dziękuję za komentarze - przyjemnie jest czytać o Waszych odczuciach i czuć, że jednak to, co robię, jest dla kogoś ważne. Trzymajcie się!
_________________________________________________________________
– Co? – Całkowicie
zdumiony ton Blake’a w połączeniu z jego zaskoczonym wyrazem twarzy zrobił
spore wrażenie na nastolatku, który nie spodziewał się tak emocjonalnej reakcji
ze strony mężczyzny. Odczuł dzięki niej jakiś rodzaj przyjemności, po raz
kolejny uświadamiając sobie przy tym beznadziejność sytuacji. Wciąż mu nie
przeszło; wciąż pragnął jego atencji. I przez to stawał się zły na samego
siebie.
– Nie dostałem się –
powtórzył i raz jeszcze spojrzał na treść dokumentu, który trzymał w dłoniach.
– Ale to niemożliwe. –
Blake pokręcił głową i wyciągnął dłoń, jakby chciał zabrać mu kartkę. – Daj, na
pewno coś źle przeczytałeś…
Jacques w ostatniej
chwili cofnął się, by mężczyzna nie mógł dosięgnąć dokumentu.
– Dobrze przeczytałem –
odburknął zirytowanym tonem. – Po prostu się nie dostałem. Daj mi spokój.
– Jacq…
– Nawet nie zaczynaj. Idę
do siebie.
Nie miał siły na kolejną
konfrontację z narzeczonym matki. Nie teraz, gdy był roztrzęsiony po tym, co
przeczytał (nawet jeśli spodziewał się tego od dawna i w ogóle nie był tym
zaskoczony) i po tym, jak zareagował na emocjonalny ton Blake’a. To nie powinno
już tak na niego działać, a jednak wciąż działało. I było nie fair zarówno
wobec jego matki, jak i Aarona. Może właśnie dlatego – znów przytłoczony
negatywnymi emocjami – uciekł do swojego pokoju, nie reagując na nawoływania
dobiegające z parteru.
Gdy znalazł się w swojej
sypialni, raz jeszcze zerknął na kartkę trzymaną w dłoni i westchnął. Teraz
pozostawało mu czekać na list z Nowego Jorku. I na powrót mamy, która
prawdopodobnie będzie w jeszcze większym szoku niż Blake. Wiedział, że będzie
musiał jakoś ją uspokoić i przygotować na wieści o prawdopodobnej przeprowadzce
do innego miasta. Wiedział też, że Katherine nie będzie zadowolona. Od początku
planowali, że będzie studiował w rodzinnym mieście, by byli blisko siebie. Ale
czy wciąż tak naprawdę mieli tak dobre kontakty, jak przed pojawieniem się
Blake’a i tym, co zaczęło się między nimi dziać? Chyba nie.
Nie wiedział, czy miał siłę
na to wszystko. Był tak rozbity listem, który otrzymał, reakcją mężczyzny i
spodziewanym płaczem ze strony matki, że najchętniej już teraz zadzwoniłby do
Aarona i kazał mu spakować kilka rzeczy, by jak najszybciej wyjechali z tego
przeklętego miasta. Bo choć wciąż pozostawał nieprzekonany w pełni do tego
wyjazdu, to jednak teraz chciał po prostu uciec. Tylko że nie było to możliwe.
Musiał przygotować się psychicznie na powrót matki, a później jakoś przebrnąć
przez rozmowę z nią i prawdopodobny szloch z jej strony. Za wiele przeszedł w
tym domu, by akurat z tym sobie nie poradzić.
***
Pukanie do drzwi oderwało
go od książki, którą próbował czytać, choć w ogóle nie potrafił skupić się na
jej treści. Myślami wciąż krążył wokół swoich studiów, podjętych w związku z
nimi decyzji i Katherine, która na pewno będzie go wspierać, ale jednocześnie prawdopodobnie
będzie rozczarowana. Marnym pocieszeniem było to, że wkrótce wyjdzie za
Blake’a, więc nie będzie czuła się samotna, gdy on wyjedzie do Nowego Jorku.
Gdyby znała prawdę o swoim narzeczonym, zapewne pękłoby jej serce. I Jacques
sam już nie wiedział, czy gdyby dowiedziała się o wszystkim, to byłoby to
lepsze od tego, co się działo obecnie. Nic już nie wiedział. Był całkowicie
skołowany całą tą sytuacją, swoimi emocjami i nie potrafił już racjonalnie
ocenić, które działania są dobre, a które złe.
– Proszę – powiedział
głośno i zamknął z westchnieniem książkę. Właściwie nie pamiętał nawet, co
przeczytał.
Gdy do pokoju wszedł
Blake, Jacques uniósł się do siadu, trochę zaskoczony widokiem mężczyzny.
Spodziewał się swojej matki.
– Katherine mnie po
ciebie przysłała.
– Zgaduję, że już jej
powiedziałeś.
Blake nawet nie próbował
udawać, że jest mu głupio z tego powodu. Jacques sądził, że nawet by to do
niego nie pasowało.
– Wolałbyś sam jej
powiedzieć?
Wzruszył ramionami i
wstał. Właściwie nieważne było, kto jej powiedział. Gdyby on to zrobił, reakcja
zapewne byłaby taka sama.
Gdy zeszli do salonu,
Blake wyciągnął z tylnej kieszeni spodni paczkę papierosów i wskazał palcem na
taras, wykazując się w tym momencie zaskakującą jak na niego taktownością.
Jacques był niemal pod wrażeniem jego zachowania.
– Pójdę zapalić, a wy
porozmawiajcie – oznajmił im, a później faktycznie wyszedł na taras i nic nie
wskazywało na to, by zamierzał podsłuchiwać. Zresztą, po co miałby to robić,
skoro później i tak wszystkiego się dowie?
– Blake ci powiedział –
mruknął, bo właściwie nie wiedział nawet, jak zacząć.
Opadł na jeden z foteli,
przyglądając się matce, która siedziała na kanapie. Jej twarz nie wskazywała na
to, by płakała, ale w oczach lśniły łzy. Wyglądała na bardzo przejętą.
– Tak mi przykro,
Jacques. Nawet nie chcę myśleć, jak się musiałeś poczuć, gdy przeczytałeś list.
– Wychyliła się do niego i położyła mu dłoń na kolanie. – Może się pomylili,
skarbie. A jeśli nie, to zawsze możemy spróbować się odwoływać i…
– Nie, mamo. – Pokręcił
głową. – To nie ma sensu.
– Ale to było twoje
marzenie…
– Aplikowałem też do
Nowego Jorku – wyznał, przerywając jej. Nie chciał słuchać o tym, jak to marzył
o studiach w Chicago. Wciąż czuł ból na samą myśl o tym, że nie miał szansy, by
to marzenie zrealizować.
Katherine spojrzała na
niego z zaskoczeniem i przez chwilę chyba nie była w stanie niczego z siebie
wydusić.
– Do Nowego Jorku? –
powtórzyła w końcu, a głos zadrżał jej przy tym niebezpiecznie, jakby miała się
rozpłakać. – Dlaczego nic nie powiedziałeś?
– Nie wiem. – Wzruszył
ramionami. – Zrobiłem to spontanicznie, nie myśląc nawet o tym, że faktycznie
mógłbym tam studiować. – Kolejny raz karmił ją kłamstwami, ale już nawet nie
potrafił czuć takich wyrzutów sumienia, jak na początku. – To miała być tylko
asekuracja… Nie przypuszczałem, że mógłbym się tu nie dostać.
– Dostałeś już list z
tamtej uczelni…?
Pokręcił głową i
zmarszczył brwi, bo przez twarz rodzicielki przemknął cień ulgi.
– Nowy Jork jest tak
daleko, Jacques…
– To tylko dwie godziny
samolotem, mamo.
– Ale miałeś zostać w
Chicago…
– Ale się nie dostałem! –
Nie chciał odpowiadać tak ostro, ale miał wrażenie, że Katherine stara się go
nakłonić do pozostania w mieście, nawet jeśli wiedziała, że nie mógł tutaj
studiować. – Chcesz, żebym stracił cały rok?
– Nie, oczywiście, że
nie! – Kobieta gwałtownie pokręciła głową. – Masz rację, to było bardzo
egoistyczne. Po prostu… nie chcę, żebyś wyjeżdżał. Nie chcę zostać sama.
– Jeszcze nie wyjeżdżam,
mamo. – Westchnął. – Nawet nie wiem, czy się dostanę. I przecież nie zostaniesz
sama. Niedługo… będziesz miała męża. – Z trudem skończył ostatnie zdanie. Wciąż
nie potrafił myśleć o Blake’u jak o przyszłym ojczymie. Wątpił, by kiedykolwiek
udało mu się to zaakceptować. Szczególnie po tym, co się między nimi wydarzyło.
– Wiem, kochanie, po
prostu… – Uśmiechnęła się ze smutkiem, a po prawym policzku spłynęła jej łza. –
Będę tęsknić za tobą. Bardzo.
Jacques przełknął ślinę i
przesiadł się na kanapę, by objąć matkę ramieniem.
– Ja też.
Gdy Blake wrócił po
jakimś czasie do salonu, zastał ich właśnie tak – przytulonych do siebie i
płaczących. Poczuł się trochę niezręcznie, bo nigdy wcześniej nie był świadkiem
podobnej sceny. Mimo to przysiadł na fotelu i zapatrzył się na nich. Był
ciekaw, co wynikło z ich rozmowy.
– Jacques aplikował do Nowego
Jorku – poinformowała go Katherine, ocierając mokre policzki.
– Co? – Blake spojrzał na
nastolatka z zaskoczeniem. – Dlaczego nic nie mówiłeś?
– Bo sądziłem, że się
tutaj dostanę? – Jacques wzruszył ramionami, kolejny raz kłamiąc. – Zresztą, nie
wiadomo, czy z tamtą uczelnią się uda...
– Uda się. – Od razu
poczuł na sobie wzrok rodzicielki. – Jestem pewna, że tam nie popełnią tak
głupiego błędu. Jesteś wspaniałym artystą, skarbie.
Uśmiechnął się krzywo i
kiwnął głową.
– Chcę pobyć trochę sam,
dobrze? – Wyplątał się z ramion matki i wstał. – Po prostu… muszę to
przemyśleć. Też nie byłem na to przygotowany. Zejdę na kolację.
Uciekł stamtąd, zbyt
roztrzęsiony, by móc dłużej przebywać w towarzystwie rozgoryczonej matki.
Rozumiał, skąd brał się jej żal, ale sam nie miał siły, by ją pocieszać. Nie
teraz, gdy sam stracił szansę na spełnienie swoich marzeń.
Podskoczył, gdy poczuł
palce zaciskające się na jego ramieniu. Obrócił się i stanął twarzą w twarz z
brunetem. Zamrugał zaskoczony i wyszarpnął rękę z jego uścisku.
– Czego chcesz?
– Chcesz zostawić
Katherine samą?
– Z tobą. – Uśmiechnął
się gorzko. – Niedługo ślub, zapomniałeś?
– Tak, ale… – Blake
sapnął i nerwowym ruchem przeczesał włosy. – Ona nie poradzi sobie bez ciebie.
Jacques zacisnął zęby,
zirytowany. Od dawna miał wyrzuty sumienia, które z różnych powodów tylko wzrastały,
a mężczyzna teraz dodatkowo je wzmagał. I było to o tyle drażniące, że sam
zdawał się niczego nie odczuwać, jakby już dawno zapomniał o tym, co zrobili
Katherine.
– Nie poradzi sobie,
mając za męża takiego kłamliwego fiuta – syknął w odpowiedzi i zanim Blake
zdążył jakoś zareagować, obrócił się na pięcie i zniknął w swoim pokoju. Cały
aż drżał od negatywnych emocji, którym ostatecznie dał ujście w kilku łzach
spływających po jego gorących policzkach.
Dusił się w tym domu.
Ostatnio wydawało mu się, że jest już trochę lepiej; że potrafi nawet
wytrzymać, będąc w tym samym pomieszczeniu co Blake, ale teraz uświadomił
sobie, że wszystko to było jedynie złudzeniem. Musiał uciec z tego domu, z
życia matki i jej narzeczonego. I coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu,
że podjął dobrą decyzję, nawet jeśli była ona bolesna dla nich wszystkich.
***
Blake zaklął pod nosem i
potarł zarośnięty policzek dłonią. Nie spodziewał się takich rewelacji ze
strony Jacques’a. Cały ten dzień był jedną wielką niespodzianką. I wcale nie
było to przyjemne.
Obiecał sobie, że wyzna
Katherine prawdę. Był świadom tego, jak to się skończy. Wątpił, by kobieta
mogła mu wybaczyć po takim świństwie, jakie jej zrobił; jakie obaj jej zrobili.
Sam zresztą nie był pewien, czy chciałby jej przebaczenia. Może i tak, o ile nie
wiązałoby się to z dalszym byciem razem. Nie potrafił już funkcjonować w tej
relacji i czuł, że im dłużej pozwala swojej narzeczonej myśleć o ślubie i ich
szczęśliwej przyszłości, tym bardziej ją oszukuje i rani. Dlatego chciał to jak
najszybciej skończyć, nawet jeśli miał w sobie opory, których nawet nie
potrafił wyjaśnić. Ale jak miał to zrobić, gdy Jacques zamierzał wyjechać do
Nowego Jorku?
Naprawdę nie chciał
zostawiać Katherine samej. Może nie kochał jej w taki sposób, w jaki by tego
oczekiwała (długo dochodził do tego wniosku, ale ostatecznie po wielu
miesiącach w końcu mu się udało), ale zależało mu na niej. Nie chciał jej ciągle
ranić. Ale wiedział, że dokładanie do wyprowadzki syna wiadomości o zdradzie,
mogłoby ją wykończyć psychicznie. Jak teraz miał jej wyznać prawdę? Jacques
nieświadomie pokrzyżował jego plany i znów wywołał burzę w jego umyśle. Robił
to, odkąd Blake pojawił się w tym domu i nawet po tylu miesiącach wspólnego
mieszkania, ciągle działał na niego tak samo. Mężczyzna już dawno temu
zrozumiał, że gdyby nie poznał tego krnąbrnego nastolatka, jego życie byłoby
znacznie łatwiejsze.
– Jak się czujesz? –
zapytał, gdy wrócił do salonu i zastał Katherine w tym samym miejscu,
zapłakaną.
– A jak mogę się czuć? –
Spojrzała na niego ze smutkiem i wskazała miejsce obok siebie.
Niechętnie usiadł obok
niej i objął ją ramieniem.
– Wiesz, że musi
wyjechać. To jego szansa. – Brzmiał racjonalnie, kiedy to mówił, nawet jeśli
sam był zirytowany nagłą informacją o wyjeździe Jacques’a, która pokrzyżowała
mu plany.
– Wiem. Po prostu… nigdy
nie myślałam, że będę musiała się z nim pożegnać. Zawsze byliśmy razem, wiesz?
I choć ostatnio nasze kontakty nie są najlepsze, to jednak…
Blake pogładził ją
uspokajająco po plecach, choć nie czuł się komfortowo w tej sytuacji. Z
pewnością nie był odpowiednią osobą do pocieszania Katherine.
– On ma już osiemnaście
lat, Kath – stwierdził cicho. – Prawie dziewiętnaście. Musisz pozwolić mu się usamodzielnić.
Zresztą, tak jak powiedział, to tylko dwie godziny lotu. Pewnie będzie tak
często cię odwiedzał, że nawet nie zauważysz jego nieobecności.
– Nas. – Kobieta poprawiła
go, uśmiechając się do niego czule, przez łzy. – Będziemy musieli jakoś przyzwyczaić
się do życia we dwoje w tym wielkim domu, co?
Blake spiął się, uśmiechając
się bez krzty szczerości.
– Tak – potaknął. –
Będziemy musieli.
***
– Czy tobie całkowicie odbiło?
Jacques uniósł się do
siadu i spojrzał z zaskoczeniem na przyjaciela, który trzymał w dłoniach jego
list z uczelni. Nie mógł wysiedzieć w domu, więc następnego dnia z samego rana
udał się do Nicka, doskonale wiedząc, że ten i tak nie będzie miał żadnych
planów na pierwszy dzień weekendu, a już na pewno nie o poranku.
– Nie?
– Nie? – Nick powtórzył
po nim, patrząc na niego jak na idiotę. – A mi się wydaje, że ci odbiło.
Naprawdę chcesz to zaprzepaścić? – Potrząsnął kartką. – I wyjechać do Nowego
Jorku?
– Nawet nie wiem, czy się
tam dostanę. – Wzruszył ramionami, choć obaj tak naprawdę byli przekonani, że
nie będzie miał z tym żadnego problemu. – I tak, właśnie tak chcę zrobić.
– Masz coś z głową –
stwierdził ostatecznie Nick i opadł na krzesło obrotowe przy swoim biurku,
jakby nagle stracił wszystkie siły. – Mieliśmy razem studiować w tym mieście,
Jacques. Mieliśmy wspólnie przeżywać ten okres…
– To są tylko dwie
godziny lotu. – Wywrócił oczami. – Gadasz jak moja matka.
– Ale najpierw trzeba znaleźć
czas na ten lot.
– Przesadzasz. – Teraz Jacques
też się zirytował. – Kto powiedział, że całe życie mamy spędzić w tym samym
mieście? Zresztą, jest tyle różnych form komunikacji, że nasza znajomość na tym
nie ucierpi. Poza tym sam masz dziewczynę w innym stanie, do cholery!
– Ale to jest zupełnie
inna sytuacja!
– Myślisz? – Parsknął cicho,
po czym zapadła między nimi cisza. Jacques nie spodziewał się, że Nick tak
zareaguje na jego decyzję. Liczył na więcej wsparcia.
– A co z Aaronem? – zapytał
po chwili ciemnowłosy chłopak.
– Co z nim?
– Pasuje mu związek na
odległość?
– Nikt nie powiedział, że
wciąż będziemy razem, gdy wyjadę. – Wzruszył niedbale ramionami, choć poczuł
delikatne wyrzuty sumienia, przypomniawszy sobie wczorajszą rozmowę ze swoim
chłopakiem.
– Auć. – Nick pokręcił
głową, patrząc na niego ze zdumieniem. – Nie traktujesz tego poważnie, co?
– Traktuję. – Zmarszczył brwi,
niezadowolony z tej uwagi. – Zresztą, nie powiedziałem mu.
– Jego też okłamałeś?!
– A co, miałem mu
powiedzieć, że nie mogę studiować w Chicago, bo przebywanie w pobliżu faceta
matki, z którym się przespałem, to dla mnie za dużo?! Myślisz, że byłoby to
lepsze od kłamstwa, że się nie dostałem?!
Cisza, która między nimi
zapadła, była przytłaczająca i niezręczna, co rzadko im się zdarzało.
– Wciąż ci nie przeszło –
stwierdził cicho Nick, wyraźnie kapitulując. Złożył jego list i położył go na
biurku, tym samym kończąc ich niewielką sprzeczkę.
– Spostrzegawczy jesteś –
rzucił wojowniczym tonem, ale widząc minę przyjaciela, również odpuścił. –
Wczoraj utwierdziłem się w przekonaniu, że pozostanie w tym mieście to dla mnie
za dużo. Oni niedługo wezmą ślub, Nick. Nic tego nie zatrzyma. A ja już teraz za
bardzo duszę się w tym domu. – Westchnął i opadł z powrotem na łóżku. – Nowy Jork
naprawdę nie jest tak daleko. Nawet zaproszę cię do siebie… – obiecał z nikłym
uśmiechem – z raz.
– Dupek.
Uśmiech Jacques'a znacząco się
powiększył.
– I tak mnie kochasz.
Jejku to jest niesamowite jakie emocje wywołuje we mnie to opowiadanie, naprawdę to napięcie jest nie do zniesienia <3
OdpowiedzUsuńZ jednej strony szkoda, że już koniec ale przyznam, że nie mogę się doczekać aż poznam zakończenie tej historii ^^
Rozdział świetny jak zawsze, życzę dużo weny i czekam z niecierpliwością na kolejny <3<3<3
Ojej, to naprawdę przemiłe, czytać takie komentarze. I jakie zobowiązujące! Mam nadzieję, że zakończenie Cię nie rozczaruje :D
UsuńDzięki za komentarz. Pozdrawiam ;)
Doszłam już w tym opowiadaniu do momentu, w którym naprawdę nie wiem, co dla tego biedaka byłoby dobre. Z jednej strony chciałabym żeby on i Blake mogli być razem, ale z drugiej strasznie szkoda mi jego mamy :( Dlatego ich związek mnie nie przekonuje, bo: duża różnica wieku, narzeczony matki oraz jak miałoby by niby wyglądać ich życie. Jak już się zejdą → przebywanie razem z jego matką musiałoby być niezręczne >_<. Jednak jak się później zastanowiłam, to pomyślałam czemu nie ^_^. Przecież różnica między nimi nie jest kolosalna. Dodatkowo Blake niby chce zerwać zaręczyny i jestem przekonana, że Katherine dla szczęścia syna byłaby w stanie znieść fakt, że syn zakochał się w jej facecie.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że rozwiejesz moje wątpliwości ^_^ Rozdział super! Nie mogę doczekać się kolejnego ^_^
Dziękuję za rozdział i życzę dużo weny.
Pozdrawiam ^_^
Wkrótce na pewno je rozwieję, bo zakończenie coraz bliżej. Mam jednak nadzieję, że Cię nie rozczaruje i w jakiś sposób będzie pasować do obrazu bohaterów, jaki masz w głowie :D
UsuńAch, i miło mi zobaczyć nowego komentującego! <3
Dzięki za komentarz! Pozdrawiam ;>
Czyli to jednak kłamstwo... Tak podejrzewałam, ale Jaq był naprawdę przekonujący, dlatego nie byłam pewna. Ale liczę że to dobra decyzja Ewentualnie biorę pod uwagę że Blake jednak przyzna się Katherine i wtedy mógłby zmienić decyzję. Choć nie wiem czy powinien. Ciężka sytuacja... Myślę że zdrowo dla wszystkich byłoby się trochę od siebie odseparować. No nic zobaczymy :) Bardzo dziękuję i pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńHa, czyli jednak się udało! To dobrze, że Jacques wypadł przekonująco w swoim małym teatrzyku. O to chodziło :D
UsuńBardzo dziękuję za komentarz ;>
Pozdrawiam!
No nie chcę wiedzieć, co będzie jak w końcu Blacke powie swojej narzeczonej. Już mnie to boli. Wszystko się rozleci z hukiem. Pójście w zaparte to jedno wielkie g...no. Nikt nie będzie szczęśliwy. Jakie to wszystko pokręcone.
OdpowiedzUsuńO tak, to prawda. Wszystko się rozleci. Ale czy tak nie będzie lepiej? Im dłużej to trwa, tym trudniejsze jest dla każdego z nich. A prawda zawsze wychodzi na jaw :P
UsuńI czy na pewno nikt nie będzie szczęśliwy? Zobaczymy! :D
Dzięki za komentarz. Pozdrawiam ;>
Aaaaaaaaa!
OdpowiedzUsuńNie wiem czy jestem gotowa na koniec, wszystko się wokół kończy,opowiadania, seriale, filmy, a ja nadal leczę serce po Avengersach! Choć oczywiście rozumiem, że nie chcesz przedłużać na siłę i tyle rozdziałów wystarczy na to co masz w głowie.
Znowu stres miałam podczas czytania... Po części ze zmęczenia nie zauważyłam, że końcówka dzieje się w domu Nicka i z szalejącym sercem w każdej sekundzie spodziewałam się akapitu, że wszystko słyszała Katherine. :o Padnę z tego stresu, naprawdę.
Jestem nadal ciekawa w jaki sposób Blake zamierza wyznać Katherine prawdę, przerasta mnie wizja tego...
Jak zawsze życzę weny, czasu na wszystko i powodzenia~! <3
Hahahahah, chyba każdy jeszcze leczy się po Avengersach. A tu już nowy Spider-Man na horyzoncie!
UsuńCo do opowiadania... No wiesz - jedno się skończy, drugie się zacznie... xDD
To by było zbyt przewidywalne, gdyby ona tak po prostu podsłuchała podobną rozmowę. To musi wyglądać inaczej. Katherine na to zasługuje :P
Dziękuję za komentarz. Pozdrawiam ;)
Hejka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, wszyscy są zaskoczeni, że Jaquess nie będzie studiował tu na miejscu... okazuje się że to kłamstwo że nie dostał się na tutejszą uczelnie... emocje pięknie przedstawione, uczucia towarzyszące im... zastanawiam się co by było lepsze, bo tutaj zawsze ktoś będzie pokrzywdzony...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńfantastyczny rozdział, wszyscy bardzo są zaskoczeni, że Jaquess nie będzie studiował tu na miejscu... to kłamstwo że nie dostał się na tutejszą uczelnie... emocje bqrdzo pięknie przedstawione, uczucia towarzyszące im... jak kolwiek zawsze ktoś tutaj będzie pokrzywdzony...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, wszyscy są w szoku, że Jaquess nie będzie studiował na miejscu... uff to kłamstwo że nie dostał się na tutejszą uczelnie... emocje pięknie przedstawione... jakkolwiek zawsze ktoś tutaj będzie pokrzywdzony...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza