Przyznaję, że ten rozdział zaliczył tylko pobieżną korektę, więc jeśli dostrzegacie jakieś błędy (szczególnie składniowe), to koniecznie piszcie w komentarzach.
Niezmiennie też zapraszam na fejsa - tu!
Trzymajcie się!
____________________________________________________________________
– Nick! Halo, Ziemia do
Nicka! – Jacques złapał ramię przyjaciela i szarpnął je mało delikatnie, aż
napotkał zaskoczony wzrok przyjaciela. – Wołam cię, odkąd wyszedłeś z klasy.
Tak cię pochłonęła rozmowa z Lily, że ogłuchłeś?
– Co? Nie, nie gadam
teraz z Lily.
– To co robisz, że nie
odrywasz wzroku od telefonu? Przed chwilą wszedłbyś na nauczycielkę fizyki… –
Wywrócił oczami, widząc, że Nick zupełnie nie reaguje na jego słowa i wciąż
wraca spojrzeniem do ekranu telefonu. – No więc?
– Mama mi napisała, że
dostałem list z uczelni.
– Co? Jak to? Już?!
– No. Już jest luty, nie?
Poza tym daleko wysyłać nie musieli.
– I co? Dostałeś się?
– Nie wiem, bo mama wciąż
nie odpisała i… – Przeniósł wzrok na telefon, który zawibrował w jego dłoni, a
Jacques od razu zbliżył się do niego, by również móc odczytać wiadomość. –
Dostałem się! Aaa, dostałem się!
Nie zdążył nawet
zareagować, gdy Nick chwycił go za ramiona i w euforii podniósł go, wrzeszcząc
przy tym, jak opętany.
– Ej, stary! Wszystko w
porządku? – Eddie, którego Jacques kojarzył tylko dlatego, że chodził on z
Nickiem na kółko matematyczne, patrzył na nich z rozbawieniem, ale też
niepokojem.
– Jasne! – Brunet, który
w końcu wypuścił go ze swoich objęć i pozwolił mu odetchnąć, odwrócił się do
kolegi, by wesoło do niego pomachać. – Wszystko jest zajebiście!
– Cieszysz się tak,
jakbyś sądził, że się nie dostaniesz. – Jacques wywrócił oczami i rozmasował
ramię. – A z twoimi wynikami to było oczywiste. Cholera, prawie mnie
zmiażdżyłeś…
– Nigdy nic nie wiadomo,
przyjacielu. – Nick, który wciąż nie wyzbył się swojego euforycznego stanu,
niemal skakał wokół niego z radości. Jego kudłate włosy bujały się raz w lewo,
raz w prawo. – Mogli być lepsi ode mnie. Ale nie byli, ha!
– Jesteś nienormalny –
stwierdził ostatecznie i pokręcił głową, bo radość jego przyjaciela była nie
tylko rozczulająca, ale też upierdliwa. – Wszyscy się na nas gapią. – Rozejrzał
się na boki, dostrzegając w oddali grupę dziewczyn, które wskazywały ich
palcami. – Lepiej się uspokój i chodź na stołówkę. Zgłodniałem.
– No wiesz co? – Nick
spojrzał na niego z wyraźnie udawanym oburzeniem. – Mógłbyś mi chociaż
pogratulować, wiesz?
– Gratuluję – parsknął i
objął go ramieniem za szyję. – Naprawdę gratuluję. Zasłużyłeś.
– Myślisz, że ty też
dostałeś już odpowiedź?
Jacques zamrugał,
zaskoczony pytaniem.
– Nie – odpowiedział
powoli, bo do tej pory nawet o tym nie pomyślał. – Dlaczego miałbym…? Przecież
to nie jest ta sama uczelnia, Nick.
– Niby tak, ale skoro z
mojej już zaczęli wysyłać, to z twojej też mogą. A daleko nie mają.
Z niepokojem pomyślał o
liście, który mógł otrzymać tak naprawdę każdego dnia. Pomyślał też o Blake’u,
którego ostatnio częściej nie było w domu, ale jeśli by był i otworzył list
przed nim, a na pewno by to zrobił, bo to było zachowanie całkowicie w jego
stylu…
– Cholera – wydusił. –
Nie pomyślałem o tym.
– Nie chcesz wiedzieć,
czy się dostałeś? – Nick najwyraźniej nie potrafił zrozumieć jego reakcji. – Co
tak nagle zbladłeś?
– Oni nie wiedzą, że
złożyłem papiery do Nowego Jorku – odpowiedział po chwili. – Nie powiedziałem
im.
– Jak to…? Zresztą,
nieważne. Jakie to ma znaczenie? Powiesz im i tyle. Przecież mogłeś składać,
gdzie chciałeś.
Jacques pokręcił głową,
szczerze przejęty. W głowie już widział Blake’a, który przekazuje radosną
nowinę Katherine; widział, jak mu gratulują i cieszą się z jego sukcesu. Jak
miał temu zapobiec? Musiał znaleźć jakieś rozwiązanie, zanim wszystkie jego
plany legną w gruzach, a on zostanie w domu z dwójką nowożeńców.
– To bardziej
skomplikowane, stary. Nie ogarniesz tego. – Westchnął. – Ale na razie koniec
tematu. Muszę coś zjeść i chyba wyczuwam placki…
***
– Kochanie, czemu nie
jesz?
Jacques drgnął i spojrzał
z zaskoczeniem najpierw na swoją matkę, a później na talerz, gdzie piętrzyło
się jedzenie, w którym bardziej grzebał widelcem, niż faktycznie jadł.
– Zjadłem sporo w szkole,
wybacz.
– Nie wiedziałem, że w
szkołach tak dobrze karmią. – Blake zaśmiał się, wtrącając się do rozmowy, jak
to miał w zwyczaju, ale chłopak całkowicie go zignorował.
– Poza tym jestem trochę
zamyślony – przyznał. – Nick dostał dziś list z uczelni.
– Och, to już? –
Katherine wyglądała na poruszoną. – Jak ten czas szybko leci, prawda?
– Ta, też się zdziwiłem.
– I co? Dostał się?
Wydajesz się zmartwiony…
– Oczywiście, że się
dostał. – Uśmiechnął się z rozczuleniem. – To geniusz. Nie było innej
możliwości.
– To wspaniale! – Kobieta
uśmiechnęła się szeroko. Zawsze bardzo lubiła Nicka i Jacques wiedział, że
kiedyś nawet liczyła na to, że zostaną parą. Oni jednak byli tylko przyjaciółmi
i w końcu musiała się z tym pogodzić. – Czyli chodzi o twój list?
Kiwnął głową i znów
zaczął grzebać w jedzeniu.
– Niby wiem, że to nie
jest ta sama uczelnia i mogą wysłać go później, ale i tak mnie to stresuje.
– Och, skarbie, nie
przejmuj się. – Katherine uśmiechnęła się do niego z czułością. – Jesteś
świetny i na pewno się dostaniesz. Gdzie mieliby szukać drugiego tak zdolnego,
młodego artysty? Prawda, Blake? – Spojrzała na swojego narzeczonego, jakby ten
znał już wyniki i mógł potwierdzić jej słowa. Gdy mężczyzna pokiwał z zapałem
głową, z zadowoleniem wróciła wzrokiem do syna, gotowa wspierać go w każdy
możliwy sposób.
– Mhm – mruknął niemrawo
i wbił wzrok w talerz.
Właśnie takiej reakcji
się obawiał.
***
Najbliższe kilka dni
minęło Jacques’owi na rozmyślaniu o przyszłej uczelni. Doszedł do wniosku, że
nie może nic zrobić w sprawie listu, więc pozostaje mu jedynie czekać, liczyć
na ślepy los i wierzyć, że gdy odpowiedź z uczelni w końcu nadejdzie, nikogo
nie będzie w domu. A także na to, że list z Nowego Jorku nie zostanie nadesłany
wcześniej.
Pomimo tego, iż nie mógł
nic zrobić, wciąż o tym myślał i odczuwał coraz większy żal. Przynajmniej trzy
razy w ciągu kilku dni przejrzał stronę uczelni w Chicago i wyszukał nazwiska
artystów, którzy ją ukończyli. Oczywiście wiedział, że ta w Nowym Jorku wcale
nie była gorsza, ale to właśnie o tej w swoim rodzinnym mieście od zawsze
marzył. I teraz gdy ciągle uświadamiał sobie, co mógł stracić, było to bardzo
przygnębiające. Do tej pory myślenie o studiach było dla niego czymś oddalonym
w czasie, co miało się wydarzyć w dalekiej przyszłości, a on był zbyt skupiony
na tym, co obecnie dzieje się wokół niego, by się tym zamartwiać. List Nicka
wywołał lawinę, której Jacques nie potrafił zatrzymać.
– Ciągle myślisz o tym
nieszczęsnym liście? – Aaron stanął za krzesłem, na którym siedział szatyn, i
objął go ramionami. – To trochę obsesyjne, wiesz?
– Podobno artyści mają
skłonności do obsesyjnych zachowań.
– I podobno nigdy nie
mówią o tym głośno.
Jacques wywrócił oczami.
Jego randki z Aaronem szybko przerodziły się w związek i czasem zastanawiał
się, czy nie wydarzyło się to zbyt szybko. Czuł się przy nim dobrze i lubił go,
ale… nie był nawet zakochany. Nie wiedział, czy miało to jakąś przyszłość.
– Po prostu się stresuje.
Czy to naprawdę takie dziwne?
– Że się stresujesz? Nie.
Ale że ciągle o tym myślisz? Tak.
– Jak mam o tym nie
myśleć, skoro się stresuje? – sapnął cicho i odwrócił się, by spojrzeć na niego
z irytacją, ale usta drugiego chłopaka szybko przykryły jego wargi i wycisnęły
na nich soczystego buziaka.
– Jesteś fantastyczny w
tym, co robisz. Który malarz w twoim wieku może się pochwalić wystawą w
prawdziwej galerii sztuki?
– Gdyby nie znajomość
mamy z właścicielem…
– Jacques, przestań. –
Aaron obszedł krzesło i kucnął tuż przed nim. – Gdzie się podziała twoja
pewność siebie? Co się dzieje?
– Nic, po prostu…
– Przecież wiesz, że
jesteś dobry, tak?
– No tak. To oczywiste.
Aaron uśmiechnął się do
niego szeroko i pocałował go w kolano.
– I tego mamy się
trzymać. – Wstał i podszedł do wyspy kuchennej, na której znajdował się
blender. – Z czym chcesz koktajl?
– Z bananem i mango.
Jacques westchnął. Jego
chłopak nie mógł zrozumieć tej sytuacji i jego stanu, bo nie wiedział
wszystkiego. A gdyby wiedział, z pewnością nie chciałby być jego chłopakiem. I
błędne koło się zamykało.
– Przyjemnie widzieć w
kuchni kogoś, kto nie jest mną – stwierdził, przyglądając się Aaronowi, który
obierał owoce. – Już myślałem, że gdy zaczniesz chwalić moją kuchnię, to
będziesz chciał, żebym jak najczęściej ci gotował. – Zmarszczył nos. – Nie
znoszę tego.
– To, że masz talent, nie
znaczy od razu, że muszę go wykorzystywać. – Drugi chłopak wzruszył ramionami i
wrzucił pokrojonego banana do blendera. – To chyba oczywiste.
– Nie dla wszystkich.
Lubił w Aaronie to, że
ten był taki miły i nienarzucający się. Potrafił trzymać dystans, gdy Jacques
tego potrzebował, nie wtrącał się w sprawy, którymi nie chciał się z nim
dzielić i był nadzwyczaj uprzejmy. Całkowite przeciwieństwo Blake’a. Może
dlatego nie potrafił się w nim zakochać?
– Chciałbym, żebyś wybrał
się ze mną na weekend do Chain O'Lakes w przyszłym miesiącu.
– Do Chain O'Lakes? –
powtórzył, całkowicie zaskoczony. – Po co?
– Żeby pochodzić po
lesie, popływać łódką. – Gospodarz wzruszył ramionami. – Pobyć trochę razem.
– Teraz jesteśmy razem –
zauważył.
– Ale tam bylibyśmy
całkowicie sami. Przez całe dwa dni. Moglibyśmy wyjechać w piątek, zaraz po twoich
zajęciach i wrócić wieczorem w niedzielę. Wynajęlibyśmy jakiś domek… Byłoby
przyjemnie, nie sądzisz?
– W marcu? – Spojrzał sceptycznie
na swojego chłopaka, bo nie miał teraz za bardzo głowy do takich wyjazdów. –
Zimno jeszcze jest. Pływanie przy takich temperaturach…
– To na początku
kwietnia. – Aaron wzruszył ramionami. – Jeśli wybierzemy termin poza sezonem,
to istnieje duże prawdopodobieństwo, że nie będziemy mieć wielu sąsiadów i nikt
nam nie będzie przeszkadzał. Poza tym musisz się zrelaksować. Ostatnio ciągle
chodzisz zestresowany.
Jacques westchnął. Pewnie
powinien pozytywniej reagować na propozycje swojego chłopaka, ale jakoś nie
potrafił się do tego zmusić. Potrzebował odpoczynku i wyrwania się choć na
chwilę z tego miasta, ale nie sądził, by wyjazd z Aaronem mógł przynieść mu
upragniony spokój. Dlatego nie krył sceptycznego tonu, gdy w końcu obiecał, że
się nad tym zastanowi i wkrótce da mu odpowiedź. Udawał przy tym, że wcale nie
widzi lekkiego rozczarowania w jego oczach. Tak było prościej.
***
– Boże, wystraszyłeś
mnie!
Jacques wszedł do domu
przekonany, że w środku nikogo nie będzie. Rano słyszał, jak Blake rozmawiał
przez telefon ze swoim agentem o jakimś wywiadzie, a jego matka nigdy nie
wracała tak wcześnie. Dlatego nie spodziewał się, że gdy tylko zdejmie buty i
odwróci się, by ruszyć do łazienki znajdującej się na piętrze, wpadnie na
ciemnowłosego mężczyznę. Kto by przypuszczał, że ten umie skradać się cicho
niczym kot?
– Przynajmniej nie
zacząłeś piszczeć jak dziewczynka. Robisz postępy. – Blake zakpił w typowy dla
siebie sposób, uśmiechając się do niego głupkowato, zanim spoważniał. –
Dostałeś list.
Szatyn potrzebował
dłuższej chwili, żeby przyswoić tę informację.
– Jak to? – Serce zabiło
mu mocniej ze zdenerwowania, a plecak wysunął się z jego rąk i z łoskotem upadł
na posadzkę. – Już? – Przełknął nerwowo ślinę. – Otworzyłeś go?
– Nie. – Blake pokręcił
głową i wyciągnął kopertę z tylnej kieszeni swoich spranych spodni. – Sam
otwórz. Przy mnie.
– Nie? – Jacques zrobił
minę, jakby się przesłyszał. – To… Och.
Wziął list od mężczyzny,
wciąż zaskoczony, że ten powstrzymał swoją ciekawość i jednak uszanował jego
prawo do jakiejś prywatności, mimo wszystko.
Nie chciał otwierać
koperty przy nim, ale czuł, że nie ma innego wyjścia. I czy tylko mu się
wydawało, czy Blake wydawał się równie zestresowany?
Drżącymi palcami rozerwał
kopertę, wyjął list i zaczął czytać. Jego wzrok w błyskawicznym tempie
przebiegł po typowej, grzecznościowej formule, oficjalnym wstępie, aż zatrzymał
się na decyzji. Jego serce zabiło mocniej, a powieki na chwilę opadły. Nie
spodziewał się niczego innego.
Wziął głęboki wdech i
spojrzał na równie przejętego mężczyznę.
– Nie dostałem się.
Ojezusie... Nie dostał się!:o Nie wiem czy powinnam po części się cieszyć czy nie. Co będzie dalej :o
OdpowiedzUsuńOgólnie rozdzialik zauważyłam będąc w pracy i nie wiem czy serce mi przyspieszyło przez samo czytanie czy nadzieję, że nikt mi nie przeszkodzi przez te parę minutek.
Co do myśli Jacquesa, nie uważam że Blake by otworzył list bez pytania, po prostu z wredoty... Aczkolwiek kto go tam wie! Ważne, że tego nie zrobił.
Lubię Aarona, to naprawdę dobry chłopak i szkoda mi go przez to co się dzieje. Nie mogę winić Jacquesa, bo po prostu już tak bywa, po prostu go nie kocha... Cieszę się, że przynajmniej sam widzi swoje uczucia, nie ma złudzeń.
Czekam na kolejne rozdziały, emocje mi nie słabną~
Dużo weny, chęci i czasu do pisania, no i wolnego też na odpoczynek, bo pogoda coraz ładniejsza!
Hahahah, mam nadzieję, że to był przyjemny przerywnik w pracy :D
UsuńMoże nie z wredoty, co z ciekawości Blake mógłby chcieć otworzyć ten list. I pewnie rok temu by to zrobił, ale teraz wiele się zmieniło.
Bardzo dziękuję za komentarz <3
I faktycznie pogoda coraz ładniejsza, ale też coraz bardziej zmienna :(
Pozdrawiam! ;)
O matko urwać w takim momencie to zbrodnia. Ale to denerwujące najlepiej byłoby poczekać do końca i przeczytać jednym haustem.
OdpowiedzUsuńZ sadystycznym uśmiechem przyznaję, że zrobiłam to z premedytacją :P
UsuńHej,
OdpowiedzUsuńach Nick dostał się na wybraną uczelnię, ale czemu Jaques nie, a może to i lepiej... och Blake uszanował prywatność to coś nowego...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńcudnie, ach Nick'owi udało się dostać na wybraną uczelnię, ale czemu Jaques'owi nie, a może to i lepiej... Blake uszanował prywatność? to coś nowego...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, Nick'owi udało się dostać na wybraną uczelnię, a czemu nie Jaques'owi? Blake uszanował prywatność? to coś zupełnie nowego...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza