Wiem, że zajęło mi to długo, ale w końcu jestem z kolejnym rozdziałem i to dłuższym od poprzedniego :D
Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze i za to, że wciąż tu jesteście i czekacie. Mam nadzieję, że jest na co.
Trzymajcie się!
___________________________________________________________________________
Nie
powinien denerwować się przed spotkaniem z Norą. To była w końcu jego siostra,
z którą się wychował i która zawsze go wspierała. Mimo to nie potrafił się w
pełni uspokoić przed jej przybyciem, a kiedy w końcu zasiedli wspólnie do stołu
po wymienieniu standardowych uprzejmości typowych dla nieznajomych, a nie rodziny,
poczuł się jeszcze gorzej. Odniósł wrażenie, że nie umie już z nią rozmawiać.
Te pięć lat jego nieobecności tkwiło między nimi jak ogromna przepaść, której
nie dało się w żaden sposób obejść. A najgorsza była świadomość, że cała jego
rodzina, która siedziała przy tym stole, wciąż miała kontakt z Patrickiem i
świetnie się z nim dogadywała. Traktowali go jak członka rodziny. Zdążył się
już tego domyślić. Czuł się przez to zdradzony przez nich wszystkich, nawet
jeśli wiedział, że trochę przesadzał.
–
Jak tam szukanie pracy, Tony?
Tom
wyraźnie starał się wciągnąć go do rozmowy, która toczyła się gdzieś poza nim.
Jego rodzice już dawno przestali wymuszać na nim konwersacje i nie próbowali
wprowadzać go we wszystko, co przegapił. Zdążyli zauważyć, że tylko bardziej go
to przygnębia.
–
Nawet nie zacząłem. – Wzruszył ramionami. – Wciąż trudno mi to wszystko
ogarnąć. Na razie chodzę na spotkania grupy wsparcia.
–
Naprawdę? To świetnie!
Tom
starał się udawać pozytywnie zaskoczonego, ale Anthony doskonale wiedział, że
jego rodzice zdawali Norze szczegółowe raporty z jego postępów, a raczej ich
braków. Nie było więc szans, by Tom nie był równie dobrze poinformowany. Kilka
minut później Nora potwierdziła jego przypuszczenia, po raz pierwszy tego
wieczora skupiając na nim pełnię swej uwagi.
–
Mama wspominała, że poznałeś kogoś. Chodzicie razem na te spotkania?
Anthony
skrzywił się i posłał matce jedno ze swoich spojrzeń.
–
Jak miło, że tak sobie o mnie rozmawiacie za moimi plecami i dyskutujecie o
moim życiu osobistym. – Zaakcentował ostatnie słowa, mało subtelnie dając im do
zrozumienia, co myśli o takim zachowaniu.
–
Anthony…
Matka
zapewne była już gotowa do kolejnej przemowy, ale tym razem Nora ją uprzedziła.
–
Daj spokój, Tony. – Wywróciła oczami. – Martwimy się. To chyba oczywiste.
Minęło już kilka miesięcy, a ty wciąż zdajesz się tkwić w tym samym miejscu.
Nic dziwnego, że mama ucieszyła się, gdy usłyszała, że się z kimś spotykasz.
Anthony
wziął głęboki wdech. Ten obiad od początku nie był dobrym pomysłem, ale nie chciał
pokazywać swojej niechęci. Dylan miał rację. W porównaniu do niego miał wielkie
szczęście, że miał przy sobie bliskich, którzy się o niego troszczyli. A od
powrotu zachowywał się bardzo egoistycznie i wciąż nie potrafił wyzbyć się
swojej złości na całe zło tego świata, na Patricka i na rodzinę, która w jego
przekonaniu go zdradziła. Ale przecież o tym Dylan nie mógł wiedzieć.
–
Rozumiem, że się martwicie – powiedział powoli, starając się zachować spokój. –
Ale to naprawdę nie jest wasza sprawa.
Nora
nie należała jednak do osób, które łatwo można było zbyć. Jeśli postawiła sobie
jakiś cel, to dążyła do jego realizacji bez względu na cenę. I teraz
najwyraźniej przystąpiła do ataku, postanawiając wyciągnąć od niego wszystko o
jego tajemniczym towarzyszu spotkań i nieudolnych próbach pokierowania swoim
życiem. Spokojny początek obiadu miał zapewne tylko uśpić jego czujność. Przez
te kilka miesięcy zdążył już zapomnieć, jak podstępna była jego siostra w
relacjach międzyludzkich.
–
No przecież możesz nam powiedzieć, gdzie się poznaliście i od jak dawna się
widujecie. To chyba nie jest żadna tajemnica, co?
–
Po prostu jesteśmy ciekawi, kochanie. – Jego matka postanowiła wesprzeć Norę i
oczywiste było, że teraz obie uznały, że przesłuchają go przy milczącym
wsparciu swoich mężów.
Wciąż
odtwarzał w głowie opowieść Dylana. Współczuł mu i rozumiał, skąd brała się
jego samotność. Tym bardziej czuł, że sam nie znajdował się wcale w najgorszym
położeniu i powinien doceniać to, co miał. Chciał się postarać i tylko dlatego
jeszcze nie wstał i nie zamknął się w swoim pokoju jak naburmuszony nastolatek.
Nora z pewnością by go wyśmiała, gdyby tak się zachował.
–
Poznaliśmy się na tych spotkaniach w świetlicy – powiedział po chwili
zastanowienia. – Ale to tylko kolega. Spotykamy się w kawiarni i gadamy. Koniec
opowieści.
Wzruszył
ramionami i napił się wody. Nie zamierzał mówić im, że Dylan zaprosił go na
kawę, bo był wyraźnie zainteresowany czymś więcej. Teraz i tak nie miało to
znaczenia. Kumplowali się i od czasu jego odmowy młodszy mężczyzna już nie
wspomniał o rozwinięciu tej znajomości w coś więcej niż ewentualna przyjaźń,
więc nie było potrzeby, by brał taką możliwość pod uwagę.
Mina
Nory wyraźnie powiedziała mu, że ta nie uwierzyła mu w opowieść o „tylko
koledze”, ale to nie miało żadnego znaczenia. Mogła myśleć, co tylko chciała.
–
To dobrze, że kogoś poznałeś – stwierdziła. – W końcu… minęło już trochę czasu.
Anthony
wziął głęboki wdech. Właśnie podobnych słów obawiał się z jej strony. Miał
wrażenie, że Nora nawet nie próbuje zrozumieć, z czym on się mierzy w tej
sytuacji. A nawet jeśli próbowała, to chyba skończyła jej się cierpliwość.
–
I? – Uniósł prowokacyjnie brew, a atmosfera w pomieszczeniu od razu zgęstniała.
Patrzył siostrze prosto w oczy, w każdej chwili gotów do konfrontacji. Tym
bardziej zdziwiło go, gdy ta w końcu odwróciła wzrok.
–
I nic. – Wzruszyła ramionami. – Cieszę się, że jakoś sobie radzisz i ruszasz do
przodu.
Ta
odpowiedź tylko bardziej go zirytowała. Miał ochotę zapytać, czy podobnie
cieszyła się, gdy Patrick „ruszał do przodu”, całkowicie o nim zapominając, ale
ostatecznie zdołał się powstrzymać. Przez resztę posiłku miał jednak
nieprzyjemne wrażenie, że znacznie lepszy efekt przyniosłaby ich kłótnia, niż
sztuczna uprzejmość i nic nieznaczące słowa pocieszenia.
***
Dylan
powoli przyzwyczajał się do myśli, że ma życiowego pecha, nawet jeśli kłóciło
się to z jego dotychczasowym optymizmem, który został wystawiony na próbę przez
Thanosa i jego działania. Dlatego bardzo się zdziwił, gdy w południe zadzwonił
do niego właściciel stacji benzynowej i oznajmił, że od jutra może już zaczynać
pracę. Aż trudno było mu uwierzyć w swoje szczęście, bo zostawił w tym miejscu
CV zupełnie przypadkowo – po prostu przechodził obok i chciał kupić sobie wodę,
a na drzwiach zauważył ogłoszenie o pracę.
W
radosnym nastroju i z nieprawdopodobną ulgą, która zalała go po rozmowie z
przyszłym szefem, siedział na kanapie w swoim mieszkaniu i zastanawiał się, jak
powinien spędzić ostatni dzień bezrobocia. Chciał jakoś uczcić swój sukces, bo
właśnie tak traktował zdobycie pracy. Jedyną osobą, z którą faktycznie mógł
podzielić się swoim szczęściem, był Anthony i to właśnie jego numer w końcu
zdecydował się wybrać.
–
Hej, Tony! – przywitał się radośnie, gdy usłyszał w słuchawce mało przyjemne
„halo”.
–
Cześć.
Dylan
zacmokał, słysząc ton mężczyzny. Anthony nie należał do osób entuzjastycznie
nastawionych do życia i jego pesymizm bywał przytłaczający, ale miał też swój
urok, szczególnie w oczach blondyna.
–
Mógłbyś chociaż udawać, że cieszysz się, że mnie słyszysz – stwierdził ze
śmiechem.
–
Mógłbym. – Nawet nie musiał go widzieć, by wiedzieć, że Anthony właśnie
wywrócił oczami. – Więc czemu zawdzięczam tę przyjemność?
Dawni
przyjaciele Dylana w niczym nie przypominali sarkastycznego i ironicznego
cynika, jakim był Tony, ale jakimś cudem naprawdę dobrze się dogadywali. Ich
różne charaktery w starciu ze sobą się równoważyły i to bardzo mu się podobało.
–
Mam wieści. – Nie chciał brzmieć zbyt dumnie, ale tak właśnie się czuł. Dla
niego znalezienie pracy było dużym osiągnięciem. – Znalazłem pracę!
–
Serio? – W głosie Anthony’ego pobrzmiewało zaskoczenie i nie było w tym nic
dziwnego, bo jeszcze niedawno Dylan żalił mu się, że znów nie dostał żadnej
odpowiedzi z miejsc, do których rekrutował. – To… świetnie. Gdzie?
Było
w głosie mężczyzny coś, czego nie potrafił jednoznacznie zidentyfikować. Nie
był pewien, czy Tony faktycznie mu kibicował. Stracił przez to nieco zapału.
–
Na stacji benzynowej – wymamrotał już z mniejszym entuzjazmem. – Nic wielkiego,
ale przy takiej ilości CV, jakie rozesłałem… No, cieszę się.
–
I masz z czego. – Usłyszał po chwili ciszy. – Chcesz to jakoś uczcić?
–
Właśnie po to dzwonię! – Szeroki uśmiech znów zagościł na jego twarzy, gdy
przypomniał sobie, czemu w ogóle kontaktował się z szatynem. – Trzeba jakoś
wykorzystać ostatnie godziny bezrobocia. – Zaśmiał się. – To, co? Tam, gdzie
zwykle?
–
Możemy. – Anthony nie brzmiał na przekonanego. – Ale co powiedziałbyś na jakiś
bar i coś mocniejszego?
–
Mocniejszego? – Parsknął. – Nowa praca i pierwszy dzień na kacu? Brzmi jak
idealny przepis na sukces.
–
Nie od razu na kacu. – Usłyszał prychnięcie po drugiej stronie słuchawki. – Ale
jeśli jednym piwem potrafisz się upić…
–
Oho! Nie myśl, że nie wiem, co próbujesz zrobić! – Zaśmiał się. – Poza tym
miało być coś mocniejszego, a ty mi proponujesz piwo… Ale zgoda. Tylko w takim
razie ty wybierasz lokal. W końcu to twój pomysł.
–
Jasne. – Anthony prychnął. – Wyślę ci namiary. Do zobaczenia później.
Dylan
nie zdążył się nawet pożegnać, ale nie był tym zaskoczony. Tony miał naprawdę
specyficzny charakter, ale właśnie dzięki niemu był taki interesujący.
Odłożył
telefon na stolik i uśmiechnął się szeroko. Zapowiadał się przyjemny wieczór w
ciekawym towarzystwie, a on w końcu widział dla siebie jakieś światełko w
tunelu. Miał nadzieję, że Anthony też wkrótce je dostrzeże.
***
–
Zgaduję, że spotkanie z siostrą nie poszło zbyt dobrze.
Siedzieli
w zatłoczonym irlandzkim pubie, zaledwie dwie przecznice od ich ulubionej
kawiarni, i rozmawiali o trywialnych rzeczach. Dylan widział jednak po słabym
uśmiechu Anthony’ego i jego spiętych mięśniach, że coś go trapiło.
–
Co? – Szatyn zmarszczył brwi. – Skąd ten wniosek?
–
Patrząc na to, jak szybko wypiłeś swoje piwo… – Wzruszył ramionami. – Zgadłem?
Starszy
mężczyzna wziął głęboki wdech. Przez dłuższą chwilę nie odpowiadał, jakby nie
potrafił zebrać słów. W końcu jednak się odezwał, ale nie to chciał usłyszeć
Dylan.
–
Pójdę po jeszcze jedno. I tobie też przyniosę.
Odprowadził
wzrokiem Anthony’ego i pokręcił głową. Ten mężczyzna był bardzo trudny i
niełatwo się z nim rozmawiało, ale kiedy się otworzył… Było warto znosić jego
zmienne nastroje i sarkastyczne uwagi.
Rozejrzał
się po pubie z umiarkowanym zainteresowaniem. Wnętrze było wyłożone ciemnym
drewnem, bar ze stołkami obitymi zieloną tapicerką ciągnął się niemalże przez
cały lokal, a niezliczone butelki alkoholu lśniły w ciepłym świetle
rozchodzącym się z zawieszonych pod sufitem kloszy. Nigdy wcześniej nie był w
tym miejscu i nie potrafił nawet powiedzieć, czy istniało przed jego
zniknięciem, ale podobało mu się. Poza tym irlandzkie piwo było naprawdę
smaczne, choć mocne. Może nie powinien pić drugiego, ale jednocześnie nie
chciał, by Anthony czuł się dziwnie, pijąc samotnie. To nie sprzyjało
zwierzeniom.
Gdy
mężczyzna wrócił i postawił na blacie małego okrągłego stolika dwa pełne kufle,
Dylan posłał mu ciepły uśmiech i w dwóch łykach dokończył pierwsze piwo. Przez
to, że w lokalu było mnóstwo ludzi, a stoliki były niewielkie i ciasno
ustawione, on i Tony musieli siedzieć bardzo blisko siebie, przez co trudniej
było mu nie patrzeć na przystojną twarz mężczyzny i udawać, że nie czuje
bijącego od jego ciała ciepła. A może tylko mu się wydawało przez alkohol i
gorąco, jakie panowało w pubie.
–
Masz rację. – Anthony objął dłońmi kufel i wbił wzrok w blat stolika. –
Spotkanie nie poszło najlepiej. Było całkiem gównianie, jeśli mam być szczery.
–
Nie było szans na zgodę?
–
To nie… – Szatyn pokręcił głową. – Nie jesteśmy tak właściwie pokłóceni. Po
prostu… nie umiemy ze sobą rozmawiać. Już nie.
Dylan
posłał mu przyjazny i, w swoim przekonaniu, pokrzepiający uśmiech. Nie do końca
rozumiał, czemu Tony nie potrafi porozumieć się z siostrą, ale nie chciał
naciskać i dopytywać. Wszystko wskazywało na to, że tego wieczora nie musiał
tego robić, bo irlandzkie piwo najwyraźniej działało cuda.
–
Mówiłem ci, że Nora wzięła ślub, gdy mnie nie było. I… cóż, prawda jest taka,
że trochę jej zazdroszczę.
Blondyn
zmarszczył brwi. Niewiele z tego rozumiał.
–
Zazdrościsz? – powtórzył i odchylił się na krześle, by móc z większej
perspektywy spojrzeć na skuloną sylwetkę szatyna. Wydawał się on dziwnie
pokonany, co zupełnie nie pasowało do jego silnego charakteru. – W sensie… Też
marzysz o ślubie, czy jak?
Anthony
parsknął i wziął spory łyk alkoholu, zanim odpowiedział.
–
Przed zniknięciem byłem zaręczony – powiedział z wyraźną goryczą. – Wszystko
mieliśmy ustalone. Został tydzień do ślubu i, cóż, zniknąłem.
Tego
Dylan się nie spodziewał. Rozszerzył komicznie usta i patrzył na swojego towarzysza,
jakby zobaczył ducha.
–
O kurwa – wydusił. – Teraz ma to więcej sensu, przyznaję.
Nie
miał pojęcia, jak czułby się na miejscu Anthony’ego. Trudno było mu się
postawić w jego sytuacji, bo sam nigdy nawet nie był w poważnym związku, a co
dopiero narzeczeństwo i wizja ślubu… Musiał przyznać, że Tony nie wydawał mu
się mężczyzną, który marzyłby o małżeństwie, ale najwyraźniej pozory mogły
mylić.
–
A… No wiesz. Co się stało z… – Nie dokończył, bo właściwie nie był nawet
pewien, jak powinien o to zapytać. Wiedział przecież, że Anthony był singlem.
–
Po powrocie dowiedziałem się, że Patrick na nowego narzeczonego. – Na twarzy
Anthony’ego zamajaczył gorzki uśmiech. – A moja rodzina zdaje się go lubić.
–
A to skurwiel – skomentował i bez namysłu pochylił się do przodu, aż znaleźli
się bardzo blisko siebie. – Ja wiem, że minęło pięć lat, ale żeby już zdążył
się zaręczyć? Co za chuj.
Anthony
zaśmiał się i pierwszy raz tego wieczora spojrzał na Dylana w tak ciepły i
pełen wdzięczności sposób, że blondyn poczuł, jak dziwne ciepło rozlewa się w
jego piersi. Było to zaskakujące uczucie.
–
Jesteś chyba pierwszą osobą, która tak zareagowała, wiesz? Wszyscy w mojej
rodzinie uwielbiają Patricka i tego… – Zacisnął na chwilę usta. – Dlatego
trudno mi porozumieć się z Norą. Ona chyba chciałaby, żebym to wszystko
zignorował, a ja po prostu… Po prostu nie mogę, wiesz? – Zaśmiał się głucho. –
Oni teraz razem mieszkają w tym samym mieszkaniu, w którym żyłem wraz z
Patrickiem.
–
Żartujesz?!
Poczuł
gniew na byłego partnera Anthony’ego, który w jego przekonaniu był strasznym
dupkiem. Oczywiście sam nie wiedział, jak zachowałby się po pięciu latach od
zaginięcia bliskiej osoby, ale mimo to takie szybkie wiązanie się z kimś innym
nie mieściło mu się w głowie. A tym bardziej mieszkanie w tym samym miejscu z
nowym kochankiem.
–
Chciałbym. – Szatyn wziął kolejny łyk piwa i parsknął. – Wyobrażasz sobie, że
wróciłem do swojego mieszkania, w
którym wszystko wyglądało inaczej, a dookoła były ich wspólne zdjęcia? To był,
kurwa, najgorszy dzień mojego życia.
Dylan
nie potrafił sobie tego wyobrazić. Próbował, ale nie umiał. Ból, którego
doświadczył Anthony, wywoływał w nim jedynie współczucie i złość na Patricka.
Teraz trochę bardziej rozumiał ponurą naturę mężczyzny i wszechobecny pesymizm.
–
A oni chcą, żebym z nim rozmawiał. – Szatyn, gdy już zaczął, chyba nie potrafił
przerwać. Był roztrzęsiony i mówił bardziej do swojego kufla niż Dylana, ale
wyglądało na to, że musiał w końcu wszystko z siebie wyrzucić. – On sam dzwoni
do mnie kilka razy w tygodniu, chce porozmawiać. A ja… nie wiem.
–
Nie rozmawialiście od czasu twojego powrotu?
–
Nie. – Tony pokręcił głową. – To było dla mnie za dużo.
Dylan
uśmiechnął się słabo i niepewnie położył swoją dłoń na dłoni szatyna w geście
wsparcia.
–
Myślę, że powinieneś się z nim spotkać – mruknął po chwili, gdy stało się dla
niego jasne, że Anthony nie zamierza ociekać przed jego dotykiem, nawet jeśli
wydaje się spięty. – Powinieneś mu wygarnąć i powiedzieć, jakim jest dupkiem.
–
Myślisz?
Gdy
ich spojrzenia się spotkały, w ciemnych oczach Anthony’ego krył się strach i
nadzieja, tworząc mix, który robił z sercem Dylana bardzo dziwne rzeczy.
Pierwszy raz widział tego mężczyznę tak odsłoniętego i czuł się tym naprawdę
dotknięty. Cieszył się, że to właśnie przy nim szatyn się otworzył.
–
Zdecydowanie. – Kiwnął głową. – Nie wiem, czy poczujesz się po tym lepiej, ale
z doświadczenia wiem, że lepiej czasem zrzucić ten ciężar, nie? A już najlepiej
wygarnąć osobie, która za niego odpowiada.
–
Może masz rację. – Anthony przekręcił dłoń w taki sposób, że teraz jej wnętrze
dotykało wnętrza dłoni Dylana. Ścisnął ją z wdzięcznością. – Dzięki. To
naprawdę… Dzięki.
***
Patrick
zamruczał pod nosem i przekręcił się na drugi bok z niezadowoleniem. Jak zza
ściany docierał do niego dźwięk dzwoniącego telefonu, ale dopiero po chwili był
w stanie zrozumieć, że to jego komórka. Otworzył oczy, ale w sypialni wciąż
było ciemno, więc po omacku sięgnął po telefon i odebrał bez patrzenia na
wyświetlacz.
–
H-halo? – wymamrotał zaspanym głosem.
–
Spotkajmy się.
W
pierwszej chwili miał wrażenie, że się przesłyszał.
–
Tony? – wydusił z niedowierzaniem i spojrzał szybko w bok, ale nic nie
wskazywało na to, by Adam miał się obudzić. Pospiesznie wygrzebał się z kołdry
i na palcach opuścił pokój.
–
Spotkajmy się. – Usłyszał ponownie po drugiej stronie. W głosie Anthony’ego
pobrzmiewało zniecierpliwienie, ale też coś jeszcze, czego Patrick nie potrafił
nazwać. W ogóle miał wrażenie, że mężczyzna brzmi nieco dziwnie, ale zanim
zdążył odpowiedzieć, usłyszał wycie, przez które musiał odsunąć telefon od
ucha.
–
Tony? Wszystko w porządku? Gdzie jesteś?
–
Na zewnątrz. Zresztą, to nie twoja sprawa. – Teraz już na pewno brzmiał na
zniecierpliwionego. – To chcesz się spotkać, czy nie?
–
Tak, tak. Jasne, że chcę. Kiedy…
–
Jutro – przerwał mu. – Napiszę ci gdzie i o której.
Zanim
zdążył odpowiedzieć, usłyszał dźwięk kończący połączenie. Spojrzał z
niedowierzaniem na telefon, wciąż nie będąc pewnym, czy to nie był sen.
Dlaczego Anthony miałby do niego dzwonić i to o trzeciej w nocy? Przecież
wielokrotnie próbował się z nim skontaktować i za każdym razem spotykał się z
murem nie do przebicia. Skąd ta nagła zmiana?
Wrócił
do sypialni, licząc na to, że kochanek śpi, ale okazało się to próżną nadzieją,
bo gdy tylko wsunął się pod kołdrę, Adam obrócił się w jego stronę i zapytał:
–
Kto dzwonił?
Ciemność
wciąż spowijała wnętrze pomieszczenia, więc mężczyzna nie mógł dostrzec wyrazu
jego twarzy, ale najwyraźniej nie było to konieczne, bo kochanek zbyt dobrze go
znał.
–
On?
–
Adam…
–
Dobranoc.
Adam
odwrócił się do niego plecami, a Patrick westchnął i zrobił to samo. Nigdy
wcześniej ich łóżko nie wydawało mu się tak duże i niewygodne jak tej nocy.
Jeszcze nie przeczytałam, ale jestem tak szczęśliwa, że widzę nowy rozdział i musiałam to napisać <3. Idę teraz czytać, i życzę weny :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Hahahhahaah, bardzo mnie to cieszy :D
UsuńPozdrawiam!
Hej. Rozdział jak zawsze świetny. Wydaje mi się ,że Tony tak do końca niechce wrócić do teraźniejszości. Zatrzymał się gdzieś pośrodku i nie wie co ma dalej zrobić. Dobrze że ma Dylana ,który wydaje mi się ,że będzie takim promykiem w jego życiu. Mam nadzieję,że tonemu rozmowa z Patrickiem wyjdzie na dobre. Pozdrawiam i czekam na następny rozdział .w.
OdpowiedzUsuńTo prawda, że Tony jest gdzieś pośrodku, tkwiąc między różnymi rzeczywistościami. Jak to się dla niego skończy? Zobaczymy :D Na pewno niemałą rolę w jego życiu jeszcze odegrają i Dylan, i Patrick :P
UsuńDziękuję za komentarz :D
Pozdrawiam!
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńoch jak ja się cieszę z nowego rozdziału...
Dylan znalazł pracę więc może to jakoś zmobilizuje Anthonego do pójścia na przód, poznał co trapi Toniego i dał to wsparcie jakie potrzebował... czyżby Tony dzwonił do Patryka spod tego klubu? w sumie to nie ma co czekać, po obudzeniu mógł już się rozmyśleć...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Agnieszka
Hejka,
OdpowiedzUsuńod dawna tutaj bywam, ale no właśnie kiedy trafiłam to "Pęknięcia" były zakończone, i przyrzekłam sobie, że od nowego opowiadania już będę na bieżąco... ale wyszło jak wyszło, ale już "Portret nieistnienia" czytam i bardzo mi się spodało..
cudownie, Anthony może ruszy na przód teraz ta rozmowa dała mu to wsparcie które tak bardzo potrzebował... o tak nie ma to jak dzwonienie po kilku piwach a już myślałam że jeszcze będzie chciał natychmiast się spotkać ;)
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Zośka
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, Anthony może w końcu ruszy na przód, ta rozmowa dała mu to wsparcie które tak bardzo potrzebował... nie ma to jak dzwonienie po kilku piwach ;) a już myślałam że jeszcze będzie chciał natychmiast się spotkać ;)
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Monika