poniedziałek, 6 marca 2017

Pęknięcia - Rozdział 13

Rozdział wymagał wielu poprawek i jeszcze mi się rozrósł, co zapewne przepłacę oceną ze sprawdzianu z wosu (konflikty międzynarodowe to zmora), ale mam nadzieję, że wszystko przynajmniej trzyma się kupy.
Dziękuję wszystkim za komentarze i cieszę się, że wykazujecie się taką cierpliwością, jeśli chodzi o moją nieregularność w dodawaniu rozdziałów :D
Pozdrawiam!
____________________________________________________________

- Dlaczego pseudonim?
Wzruszył ramionami.
- Rodzice. 
Minęły dwa dni od grilla, którego spędzili z rodziną Nate’a. Było ładne, gorące popołudnie, a oni siedzieli na werandzie i rozmawiali. To było tak surrealistyczne dla Blake’a, gdy o tym myślał – jeszcze tydzień temu nie byli w stanie usiąść przy jednym stole bez rzucania sobie nienawistnych spojrzeń, a teraz spokojnie spędzali ze sobą czas i gawędzili, choć oczywiście nie obyło się bez drobnych złośliwości, które stały się dla nich całkowicie naturalne.
Dostrzegł jego uniesioną brew, więc domyślił się, że Jacq oczekiwał czegoś więcej, niż zdawkowej odpowiedzi. I tak wyjaśniała ona więcej, niż gdyby odpowiedział w ten sposób przypadkowej osobie, bo chłopak poznał jego rodziców i wyrobił już sobie o nich opinię, ale najwyraźniej go to nie zadowoliło. Mężczyzna nie musiał oczywiście niczego wyjaśniać, ale i tak to zrobił.
- Mój ojciec jest inżynierem – zaczął, wpatrując się w strzeliste szczyty gór, które były widoczne z oddali. – Zawsze uważał, że mężczyzna powinien mieć męskie zajęcie i utrzymywać rodzinę. Tak, wiem, to śmieszne. – Przeniósł wzrok na jego rozbawioną minę. Domyślał się, że właśnie taką reakcję wywoła, skoro Jacques był nieukrywającym się gejem, jego matka całe życie pracowała i akceptowała go w pełni. U niego nigdy tak nie było. – Chciał, żebym poszedł w jego ślady i irytowała go moja niechęć. – Wzruszył ramionami. – Matka za to chciała, żebym został księdzem.
Widział, jak kąciki ust chłopaka unosiły się, jak jego uśmiech się poszerzał, aż w końcu nie wytrzymał parsknął głośnym śmiechem.
- Ty? K-księdzem? – wydusił.
Blake podrapał się po klatce piersiowej okrytej materiałem koszulki. Od kiedy doszło do „incydentu”, o którym obaj nie zamierzali wspominać, przestał chodzić z odkrytym torsem, czując się dzięki temu mniej odsłoniętym.
- Wyglądałbym gorąco w sutannie… - mruknął, pozwalając sobie na pewny siebie uśmieszek. – Deprawowałbym wszystkie parafianki.
- Daj spokój. – Nastolatek prychnął i machnął dłonią, jakby odganiał natrętną muchę. Jego zmarszczone brwi wskazywały na to, że pomyślał o czymś jeszcze, ale mężczyzna nie miał śmiałości o to zapytać. – Szybko by się na tobie poznały. – Pokręcił głową. – Nieważne. Co z twoimi rodzicami?
- Jestem raczej rozczarowującym synem, bo nie spełniłem żadnego z ich marzeń. Kiedy zacząłem studiować, wtedy poważniej pomyślałem o pisarstwie jako czymś, co może być moim stałym zajęciem, a nie hobby. Ale kiedy było już wiadomo, że faktycznie moja powieść jest coś warta, mam coś wydać… Cóż, pomyślałem wtedy o moich rodzicach czytających akurat TĘ książkę… - Spojrzał na niego znacząco. – Nie, nawet im o tym nie powiedziałem.
- Odniosłeś sukces i nie powiedziałeś o tym swoim rodzicom?
Brunet spojrzał na niego uważniej. Oczywistym było, że chłopak tego nie rozumiał, skoro Katherine od razu zaakceptowała jego wybór i robiła wszystko, by Jacques mógł zostać artystą. Była wspaniałą matką, to musiał jej przyznać. Nawet jeśli czasem za bardzo popuszczała szczeniakowi i ten wchodził jej na głowę.
- Nie. I stąd wziął się również mój pseudonim – pomyślałem o tym, jak matka wychodzi z kościoła, a jakaś wścibska sąsiadka zaczepia ją i pokazuje, co znalazła w księgarni. Pyta, czy to jej syn, opowiada o czym jest ta książka, a moja matka zalewa się łzami. – Uśmiechnął się gorzko. To mogłoby się zdarzyć naprawdę, wiedział o tym. – Ojciec nigdy by mi nie wybaczył tego wstydu, który bym im przyniósł.
- To… - Jacques pokręcił głową – okropne.
- A to jest naprawdę niezłe – Blake zmienił nagle temat, wskazując dłonią na blok i jedną z kartek, na której Jacq szkicował krajobraz, który był widoczny z werandy. Na pierwszym planie znalazły się drzewa, różnego rodzaju krzewy i bujna roślinność, która nie była może aż tak dokładnie widoczna w rzeczywistości, ale najwyraźniej użył do tego wyobraźni. Dalej były góry – duże, ostre, może nawet nieco przerażające, jakby szatyn chciał oddać ich drugą naturę. Trudno byłoby nie przyznać mu talentu.
- Nudziło mi się. – Nastolatek wzruszył ramionami, tak naprawdę niezbyt przywiązany do tego szkicu. Dobrze wiedział, że w jego tymczasowym pokoju znajduje się rysunek, który pochłaniał go znacznie bardziej niż jakiś tam krajobraz. – Ale wracając… Z tego co wiem, twoi rodzice wiedzą, czym się zajmujesz, prawda?
Blake westchnął, krzywiąc się.
-  Druga książka. Niemal kolejny debiut, bo tym razem był to kryminał. Nadal nie rozumiem, dlaczego to zrobiła. Mówiła, że pokłóciła się z nimi…
- Kto? – Jacques wtrącił się, patrząc na niego z niezrozumieniem.
- Lily. – Rzucił mu zniecierpliwione spojrzenie. – Pokazała im moją książkę. Mama była zawiedziona, że o niczym jej nie powiedziałem, ale tylko dopóki nie przeczytała… Chyba nie sądziła, że jej syn może pisać o krwawych morderstwach, prostytutkach i innych „grzechach”, o których ona nawet bała się mówić.
Odchylił głowę i zmrużył oczy. Dzień wcześniej Nate zadał mu takie samo pytanie jak Jacq. Spojrzał wtedy na niego, uśmiechnął się i odpowiedział, że ceni sobie swoją prywatność. Nie rozwinął swojej wypowiedzi i temat skończył się równie szybko, jak się zaczął. Jemu nie powiedział nawet części prawdy, a Jacquesowi… Był wyjątkowo szczery i nawet nie do końca był w stanie powiedzieć, co takiego to spowodowało. Nie czuł się jednak źle z tym, że akurat jemu postanowił o tym opowiedzieć. Pomimo ich wspólnej historii czuł, że chłopak nikomu tego nie rozpowie.
- Ale poznali twój pseudonim. – Szatyn dalej nie rozumiał. – Przecież bez problemu mogli przeczytać „W poszukiwaniu”, więc…
Blake pokręcił głową, niemal rozbawiony. Przypuszczał, że komuś z zewnątrz ciężko było zrozumieć bycie częścią tak specyficznej rodziny, która całe swoje życie podporządkowała religii.
- Nadal nie łapiesz? Oni nie czytali innych moich książek. Nie chcieli i nadal nie chcą, dopóki nie zacznę pisać czegoś wartościowego. – Wzruszył ramionami. – To są dokładnie ich słowa.
Kiedyś bardziej się tym przejmował. Bolało go, że jego jedyna rodzina, o którą zawsze starał się dbać; która niszczyła mu życie, gdy chodził do szkoły, nie docenia jego pracy. Lily lubiła jego książki, zawsze je chwaliła, ale rodzice… Ich pogarda wobec jego pasji i zajęcia była cholernie bolesna. Z czasem zaczął jednak obojętnieć na to, aż przestał się przejmować, ignorując bliskich. To był jeden z wielu powodów, przez które przestał odwiedzać rodzinne strony.
- To jest… popierdolone.
Jacq wyglądał na wstrząśniętego i tak też się czuł. Nie zastanawiał się nad tym, dlaczego Blake postanowił mu to wszystko opowiedzieć. Bardziej myślał o jego szurniętej rodzinie, która gardziła pracą swojego jedynego syna. A przecież ten nie miał się czego wstydzić! Szatyn czytał jego książkę i mógł szczerze przyznać, że była to dobra powieść. Mężczyzna był poczytnym pisarzem, miał wielu fanów… A jego rodzice nie chcieli nawet przeczytać jego powieści. Nie był w stanie tego pojąć. Dla niego takie zachowanie było abstrakcyjne.
Gdy Jacques cały czas starał sobie uzmysłowić postępowanie rodziców Blake’a i Lily, mężczyzna przyglądał się emocjom pojawiającym się na twarzy nastolatka. To naprawdę było dla niego szokujące i wyglądał na bardziej przejętego, niż brunet mógłby się po nim spodziewać. W jakiś sposób było to pokrzepiające.
- Daj spokój. – Prychnął. – Przyzwyczaiłem się.
- A jeśli kiedyś przeczytają coś więcej? Co wtedy?
- Nie przeczytają. – Prawie się uśmiechnął. – Gdyby jednak nagle przestali widzieć diabła w moich powieściach, to trudno. Nic nie mógłbym z tym zrobić. W ostateczności by się mnie wyrzekli i tyle.
Jacques pokiwał głową, w tym momencie naprawdę mu współczując. Czy był tak dobrym aktorem, czy naprawdę się nie przejmował? Nie wiedział. Nieważne dla niego było, że mężczyzna miał trzydzieści pięć lat i mówił, że poradził sobie już z tą sytuacją – dla Jacqa świństwem było to, jak zachowują się wobec niego jego rodzice. Gdyby Katherine tak go traktowała, nigdy by się do niej nie odezwał.
- A mama? – Zapytał nagle, znów spoglądając na niego z zainteresowaniem. Nie sądził, że głupie pytanie o pseudonim doprowadzi do tak szczerej (jednostronnej) rozmowy. – Czytała „W poszukiwaniu”?
Blake kiwnął głową.
- Co jej powiedziałeś? Znaczy… no wiesz. – Machnął dłonią.
- To, co wszystkim – że długo myślałem nad tą historią, która jest całkowicie fikcyjna. – Spojrzał poważniej na nastolatka. – Nie chcę, żeby się dowiedziała, rozumiesz?
Jacques nie odpowiedział. Podciągnął nogę pod siebie, stawiając stopę na ławce, a brodę układając na kolanie. Zapatrzył się w drogę, która prowadziła do wszystkich domków. Nie zamierzał mówić mamie o tym, co powiedziała mu Lily. To nie była jego tajemnica, a Blake najwyraźniej mu zaufał, skoro odpowiedział tak szczerze na jego pytanie. A może chodziło o to, że nikt nie wiedział o jego orientacji i nigdy nie miał się komu zwierzyć?
- Ale teraz już zna twoją rodzinę… - mruknął, nie patrząc na niego. – Myślisz, że się nie domyśli?
- Nie wiem. – Westchnął. – Zobaczymy.
- Ja bym się domyślił. – Uśmiechnął się pod nosem i przekręcił głowę, ponownie skupiając swój wzrok na nim. Włosy miał zupełnie nieuczesane, podkoszulek luźny i wytarty, do tego jednodniowy zarost, którego zapewne nie chciało mu się zgolić… Jak zwykle wyglądał niechlujnie i Jacques kiedyś skrzywiłby się na ten widok, ale chyba już się przyzwyczaił. Co więcej, czuł coś dziwnego w środku, gdy przyglądał się jego twarzy. Był przystojny – miał silne, męskie rysy i duże, kobaltowe oczy. Górną wargę miał nieco węższą, a na nosie kilka piegów, zapewne od słońca. Z każdym dniem dostrzegał coraz więcej szczegółów i było to coraz bardziej niepokojące.
- Gapisz się.
Zamrugał i pospiesznie odwrócił wzrok.
- Wcale nie – burknął, wydymając dolną wargę jak nadąsane dziecko.
- Siemka! – Obaj zwrócili się w kierunku Nate’a, który szedł właśnie do nich od strony swojego domku. Nie mógł poczekać z przywitaniem się, najwyraźniej mając potrzebę wrzeszczenia, ale Jacq i tak był mu wdzięczny – wolał nie tłumaczyć się Blake’owi, dlaczego wpatrywał się w niego jak w obrazek. Nie był przecież tym natrętnym blondynem, który uśmiechał się do niego marzycielsko i właśnie stanął obok nich, szczerząc się. Miał na sobie tylko i wyłącznie krótkie spodenki do kolan i znów wyglądał, jak pieprzone słoneczko.
- Hej. – Blake uśmiechnął się automatycznie, jakby widok Nate’a sprawiał mu przyjemność, czego szatyn nadal nie potrafił zrozumieć. – Co tam?
- Siemka. Zapomniałem rano się zapytać… - Podrapał się po głowie. – Co powiecie na wspólny wypad nad jezioro? Teraz?
Jacq, który bąknął krótkie „cześć” i ostentacyjnie obrócił się w stronę swojego szkicu, poprawiając kontury jednego z drzew, uniósł głowę i spojrzał na „gościa” ze zmarszczonymi brwiami.
- Teraz?
Blondyn entuzjastycznie pokiwał głową.
- Nie jest już tak gorąco, można popływać… Będzie świetnie! Poza tym jutro wyjeżdżamy i…
- Jutro? – Uniósł brew.
- Taa… - Uśmiech mu nieco zbladł. – Wynajęliśmy domek tylko na tydzień, niestety. Szybko minęło.
Jacques pokiwał głową, w duchu dziwnie zadowolony. Mógł znosić obecność Nate’a, ale nie podobało mu się, jak patrzył na Blake’a. W szczególności, że ten bardzo lubił jego towarzystwo. A on… cóż, był synem narzeczonej bruneta. Chodziło tylko o Katherine, oczywiście. Nic więcej.
- Jasne. Z chęcią sobie popływam. Jacq zresztą też.
- Słucham? – Uniósł brew, zakładając ramiona na piersi. – Od kiedy jesteś moim adwokatem? Nigdzie nie jadę.
Mężczyzna wywrócił oczami, zniecierpliwiony.
- Przestań zachowywać się jak dziecko. Minął tydzień, a my nie ruszyliśmy tyłka z domu.
- I kto to mówi! – przerwał mu, zirytowany. Przecież to Blake miał całkowicie gdzieś cały ten wyjazd. On chciał chodzić po górach, ale nic nie mógł poradzić na to, że źle stanął i bolała go kostka.
- Na pewno będzie to lepsze od siedzenia tutaj – kontynuował, jakby nie zauważył, że Jacq się wtrącił. W ogóle zdawał się nie zwracać uwagi na jego protesty, bo zaraz też zwrócił się do Nate’a, który wciąż stał nad nimi i przyglądał się im z zainteresowaniem. – Daj nam pół godziny.
- Spoko. – Chłopak uniósł dłonie, patrząc na nich z wyraźnym rozbawieniem. – Do potem.
- Nie jadę. Dopiero co moja skóra na plecach wróciła do normalnego stanu – nie zamierzam znowu jej narażać.
- Nie sądziłem, że jesteś taki delikatny. – Blake uśmiechnął się ironicznie. – Panienka.
- Pierdol się.
- Ustaliliśmy już, że nie mam…
- Och, przymknij się! – Przerwał mu, uciekając wzrokiem. Nie chciał słuchać o seksie i mężczyźnie siedzącym przy nim, bo… nie.
Wrócił do swojego szkicu. Nie miał zamiaru się stąd ruszać.

***

Rozłożyli się w głębi plaży na kocach przyniesionych przez Nate’a. Jacques z pochmurną miną obserwował niewielką grupkę ludzi (naprawdę nie rozumiał, dlaczego niektórzy bez wstydu chodzą niemal całkowicie roznegliżowani), którzy znaleźli dla siebie miejsce na tej prowizorycznej plaży. Z niesmakiem odwrócił wzrok, gdy jakiś starszy jegomość z brzuchem powstałym zapewne na wskutek nadmiernego picia piwa, ściągnął przepoconą koszulkę i odsłonił dżunglę na tymże brzuchu. To był jeden z powodów, dla których wolał góry – tam nie musiał patrzeć na odkryte części ciała ludzi, których widok go odrzucał.
Przed sobą miał znacznie ciekawszy widok i musiał to z niechęcią przyznać. Blake miał doskonałe ciało i Jacq wiedział to aż za dobrze (myślenie o tym wywoływało u niego mieszane uczucia), a Nate w niczym mu nie ustępował. Widać było, że lubił sport i dużo ćwiczył. Z pewnością robił niemałe wrażenie na chłopakach i dziewczynach. Oczywiście poza szatynem, który od samego początku pałał do niego niechęcią.
Gdy obaj poszli pływać (tabliczka z zakazem kąpieli nie robiła na nikim wrażenia), Jacq wyciągnął swoje przybory i zabrał się do kolejnego szkicu, tym razem wykorzystując barwiony węgiel, którym zamierzał oddać urok niewielkich sylwetek na tle czystego, górskiego jeziora. Wpierw jednak posmarował się kremem z filtrem, bojąc się, że znów jego skóra przybierze kolor czereśni. Miał problem jedynie z plecami, ale na razie nie odważył się poprosić o posmarowanie Nate’a, a tym bardziej Blake’a.
Zatopił się w swojej pracy, prawie całkowicie zapominając o swoich towarzyszach (czasem zerkał w ich stronę, odnajdując czarną, mokrą czuprynę, ale szybko odwracał wzrok) i nawet nie zauważył, że ktoś stoi obok niego, dopóki ten ktoś się nie odezwał.
- Chcesz iść na AIC*?
Drgnął i spojrzał na Nate’a, który akurat siadał obok niego, nic nie robiąc sobie z tego, że jest cały mokry i zmoczy koc.
- Mhm.
- Dołączysz do nas?
- Nie.
- Dlaczego?
- Nie lubię pływać – burknął, patrząc na niego z niechęcią. Zaraz jednak zmrużył oczy i spojrzał w stronę Blake’a, który wciąż znajdował się daleko od nich i nic nie wskazywało na to, by miał zamiar do nich dołączyć. – Mam pytanie.
- Co jest? – Blondyn oparł dłonie za plecami i odchylił głowę, eksponując jabłko Adama.
- Dlaczego myślałeś, że Blake jest gejem?
Nate przechylił głowę, zerkając na niego z zainteresowaniem. Z pewnością nie takiego pytania się spodziewał.
- Powinienem pytać, dlaczego cię to interesuje?
Jacq prychnął z irytacją i pokręcił głową.
- Zapomnij – burknął.
- Wyluzuj. – Drugi chłopak zaśmiał się, wyraźnie rozbawiony jego zachowaniem. – Strasznie jesteś spięty. Nic dziwnego, że tak często się ze sobą kłócicie. – Znów się zaśmiał, widząc mordercze spojrzenie, którym obdarzył go szatyn. – Pewnie nie czytałeś, ale jego pierwsza książka „W poszukiwaniu” bardzo na mnie wpłynęła. Byłem przekonany, że jest dla niego bardzo osobista i czerpał wszystko z własnych doświadczeń. – Wzruszył ramionami. – Myliłem się i jest to trochę rozczarowujące, ale sam mówiłeś, że bliżej mu do homofoba, niż geja, choć nie zauważyłem u niego żadnych oznak nietolerancji. Zresztą, sam mi mówił, że większość to fikcja. – Westchnął. – Wystarczy na niego spojrzeć… Taka szkoda…
- Ej! – Szturchnął go w ramię, marszcząc brwi. – Mówisz o narzeczonym mojej matki!
Blondyn ponownie parsknął śmiechem, odpowiadając podobnym szturchnięciem.
- Nic nie poradzę na to, że jest taki gorący!
- Kto jest gorący? – Blake zjawił się przy nich nagle, zupełnie niezauważony. Woda spływała po jego odkrytej klatce piersiowej, znikała pod materiałem kąpielówek, które mężczyzna kupił w jednym z miejscowych sklepów, i dalej płynęła strużkami przez silne nogi.
- Jacques ze swoimi czerwieniejącymi plecami! – Nate wyszczerzył się, niczym niezrażony. Zupełnie nie wyglądał, jakby kłamał.
- Kurwa! – Szatyn jęknął, wyginając się i dotykając dłonią swoich łopatek. – Znowu? – Spojrzał z irytacją na siedzącego obok chłopaka. – Posmarowałbyś mnie, skoro już tu siedzisz, do cholery!
- Ja to zrobię.
Jacq zamrugał i przełknął ślinę. Nie mógł zaprotestować, bo w sumie nie miał powodu, więc kiwnął głową i przekręcił się na brzuch, wpierw chowając rozpoczęty szkic do torby. Jak tak dalej pójdzie, to nie skończy niczego, co zaczął na tym wyjeździe, choć patrząc na ostatnie miesiące i jego zupełny brak chęci – zrobił bardzo dużo.
Coś nieprzyjemnie przekręciło mu się w brzuchu, gdy usłyszał dźwięk otwieranego opakowania. Wszystkie odbierane przez niego bodźce z zewnątrz zlały się w jedno, a on mógł tylko napiąć całe ciało i czekać, choć przecież nie chodziło o nic szczególnego – Blake miał tylko posmarować mu plecy kremem.
Drgnął, gdy dłonie mężczyzny znalazły się na jego ramionach. Starał się nie zdradzać niczego miną, ale czuł się… dziwnie. Sama świadomość tego, że brunet go dotyka była zawstydzająca i zarazem wywoływała skojarzenia związane z jego snem (który zdążył się powtórzyć), co skutkowało rumieńcami. Na szczęście mógł wszystko zwalić na upalną pogodę.

Gdy tak leżał, będąc dotykanym przez Blake’a, całkowicie zapomniał o obecności Nate’a. który obserwował ich z uwagą. Gdzieś zniknął jego szeroki uśmiech, a niebieskie oczy wyraźnie śledziły zmiany na twarzach tej dwójki. Nie był głupi i wyczuwał to specyficzne napięcie pomiędzy nimi. Miał wrażenie, że z każdym dniem nasilało się coraz bardziej i… kłóciło się ze wszystkim, co obaj mu opowiadali. Kłamali?
_________________
* School of the Art Institute of Chicago - uczelnia artystyczna połączona z muzeum sztuk pięknych w Chicago.

12 komentarzy:

  1. Trochę trudno rozgryźć Blake’a przychodzi Nate i brunet jest cały w skowronkach, ale w przyjacielski sposób i aby odwrócić uwagę od Jacquesa.A zaraz smaruje mu plecy, troszeczkę może był zazdrosny, albo nie chciał przepuścić dotknięcia młodego gdy było to uzasadnione.Chociaż ta zazdrość to tak średnio.Więcej myśli Blake’a.
    Nate jest spoko, lubię go, ale niech za bardzo nie myśli nad tym dlaczego zachowują się tak dziwnie.Jutro wyjeżdża a sami zainteresowani nie czają co robiąXD
    Bardzo się cieszę z nowego rozdziału i doceniam twoje poświęcenie.Ja za często przekładam czytanie opowiadań nad naukę i wiem, że to głupie;-;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miało pojawić się więcej myśli Blake'a i miała być pociągnięta ta ostatnia scena, ale to wymagałoby jeszcze sporej ilości tekstu, a ja nie miałam już czasu i siły. Niemniej jednak w następnym rozdziale wszystko powinno się wyjaśnić (przynajmniej mam taką nadzieję) i zachowanie Blake'a nie będzie już taką zagadką.
      Ja też często przedkładam czytanie i pisanie ponad naukę. Na szczęście tym razem miałam szczęście, bo sprawdzian zaliczyłam na dobrą ocenę :D
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam!

      Usuń
  2. Czekam już na następny rozdział :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Zaczęli się dogadywać :) To naprawdę duży postęp i bardzo przyjemnie się o tym czyta :) Blake naprawdę sporo o sobie powiedział Jaqowi, ciekawe co się dzieje w tej jego głowie?
    Z tym smarowaniem pleców to jednak stawiam na zazdrość, bo chłopcy siedzieli razem, szturchali się, może z daleka to wyglądało dla Blake podejrzanie :) I bardzo chcę wiedzieć co takiego Nate zobaczył na twarzy Blakea :)
    Super że rozdział był dłuższy niż zwykle, bardzo mi się podobał, czekam oczywiście na więcej :) Dziękuję bardzo i pozdrawiam 😀

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myśli Blake'a już w następnym rozdziale i wszystko powinno się wyjaśnić (o tyle, o ile może się wyjaśnić, oczywiście) ;)
      Dziękuję za komentarz i również pozdrawiam!

      Usuń
  4. Dobry, wartki, konkretny tekst.
    Ktoś sprawdza ci teksty pod względem stylistycznym? Bo w mojej opinii to wygląda naprawdę dobrze.
    Cieszę się, że rozdział by dosyć długi, bo dobrej pisaniny nigdy za wiele.
    Fajnie, że chłopak otworzył się i powiedział sporo o sobie. Już go polubiłam jako bohatera.
    Odrobina wulgaryzmów pięknie dodała charakteru i pikanteri... mmm... kocham :)

    https://szufladowe-banialuki.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sprawdza, ale głównie pod względem logicznym (mam nadzieję, że ten tekst jest logiczny i psychika bohaterów trzyma się kupy xD) i wyszukiwania literówek, których ja nigdy nie dostrzegam. Jeśli stylistycznie jest to w miarę dobre, to bardzo się cieszę :D
      Dziękuję za komentarz ;>
      Pozdrawiam!

      Usuń
  5. Bardzo lubię twój styl pisania, poprzednie opowiadanie również świetne. Zastanawiam się nad dalszą fabułą. Miłość pomiędzy głównymi bohaterami byłaby trudna ze względu na matkę i dużą różnicę
    w wieku. Na pewno ktoś tutaj ucierpi. Czekam z niecierpliwością na rozwój akcji.

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej,
    o tak, o tak Jacque nie podoba się to zainteresowanie Nata Bleske... z potem to smarowanie pleców...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej,
    wspaniały rozdział, naszemu Jacque nie podoba się to zainteresowanie Nata Blake'm... a potem jeszcze te plecki...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej,
    wspaniały rozdział, och jak cudownie Jacque nie podoba się to zainteresowanie Nata Blake'm... a potem smarowanie kremem plecków... bosko
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń