Dziękuję wszystkim za komentarze i cieszę się, że wykazujecie się taką cierpliwością, jeśli chodzi o moją nieregularność w dodawaniu rozdziałów :D
Pozdrawiam!
____________________________________________________________
- Dlaczego pseudonim?
Wzruszył ramionami.
- Rodzice.
Minęły dwa dni od grilla, którego spędzili z rodziną
Nate’a. Było ładne, gorące popołudnie, a oni siedzieli na werandzie i
rozmawiali. To było tak surrealistyczne dla Blake’a, gdy o tym myślał – jeszcze
tydzień temu nie byli w stanie usiąść przy jednym stole bez rzucania sobie
nienawistnych spojrzeń, a teraz spokojnie spędzali ze sobą czas i gawędzili,
choć oczywiście nie obyło się bez drobnych złośliwości, które stały się dla
nich całkowicie naturalne.
Dostrzegł jego uniesioną brew, więc domyślił się, że
Jacq oczekiwał czegoś więcej, niż zdawkowej odpowiedzi. I tak wyjaśniała ona
więcej, niż gdyby odpowiedział w ten sposób przypadkowej osobie, bo chłopak
poznał jego rodziców i wyrobił już sobie o nich opinię, ale najwyraźniej go to
nie zadowoliło. Mężczyzna nie musiał oczywiście niczego wyjaśniać, ale i tak to
zrobił.
- Mój ojciec jest inżynierem – zaczął, wpatrując się w
strzeliste szczyty gór, które były widoczne z oddali. – Zawsze uważał, że
mężczyzna powinien mieć męskie zajęcie i utrzymywać rodzinę. Tak, wiem, to
śmieszne. – Przeniósł wzrok na jego rozbawioną minę. Domyślał się, że właśnie
taką reakcję wywoła, skoro Jacques był nieukrywającym się gejem, jego matka
całe życie pracowała i akceptowała go w pełni. U niego nigdy tak nie było. –
Chciał, żebym poszedł w jego ślady i irytowała go moja niechęć. – Wzruszył
ramionami. – Matka za to chciała, żebym został księdzem.
Widział, jak kąciki ust chłopaka unosiły się, jak jego
uśmiech się poszerzał, aż w końcu nie wytrzymał parsknął głośnym śmiechem.
- Ty? K-księdzem? – wydusił.
Blake podrapał się po klatce piersiowej okrytej
materiałem koszulki. Od kiedy doszło do „incydentu”, o którym obaj nie
zamierzali wspominać, przestał chodzić z odkrytym torsem, czując się dzięki
temu mniej odsłoniętym.
- Wyglądałbym gorąco w sutannie… - mruknął, pozwalając
sobie na pewny siebie uśmieszek. – Deprawowałbym wszystkie parafianki.
- Daj spokój. – Nastolatek prychnął i machnął dłonią,
jakby odganiał natrętną muchę. Jego zmarszczone brwi wskazywały na to, że
pomyślał o czymś jeszcze, ale mężczyzna nie miał śmiałości o to zapytać. –
Szybko by się na tobie poznały. – Pokręcił głową. – Nieważne. Co z twoimi
rodzicami?
- Jestem raczej rozczarowującym synem, bo nie
spełniłem żadnego z ich marzeń. Kiedy zacząłem studiować, wtedy poważniej
pomyślałem o pisarstwie jako czymś, co może być moim stałym zajęciem, a nie
hobby. Ale kiedy było już wiadomo, że faktycznie moja powieść jest coś warta,
mam coś wydać… Cóż, pomyślałem wtedy o moich rodzicach czytających akurat TĘ
książkę… - Spojrzał na niego znacząco. – Nie, nawet im o tym nie powiedziałem.
- Odniosłeś sukces i nie powiedziałeś o tym swoim rodzicom?
Brunet spojrzał na niego uważniej. Oczywistym było, że
chłopak tego nie rozumiał, skoro Katherine od razu zaakceptowała jego wybór i
robiła wszystko, by Jacques mógł zostać artystą. Była wspaniałą matką, to
musiał jej przyznać. Nawet jeśli czasem za bardzo popuszczała szczeniakowi i
ten wchodził jej na głowę.
- Nie. I stąd wziął się również mój pseudonim –
pomyślałem o tym, jak matka wychodzi z kościoła, a jakaś wścibska sąsiadka
zaczepia ją i pokazuje, co znalazła w księgarni. Pyta, czy to jej syn, opowiada
o czym jest ta książka, a moja matka zalewa się łzami. – Uśmiechnął się gorzko.
To mogłoby się zdarzyć naprawdę, wiedział o tym. – Ojciec nigdy by mi nie
wybaczył tego wstydu, który bym im przyniósł.
- To… - Jacques pokręcił głową – okropne.
- A to jest naprawdę niezłe – Blake zmienił nagle
temat, wskazując dłonią na blok i jedną z kartek, na której Jacq szkicował
krajobraz, który był widoczny z werandy. Na pierwszym planie znalazły się
drzewa, różnego rodzaju krzewy i bujna roślinność, która nie była może aż tak
dokładnie widoczna w rzeczywistości, ale najwyraźniej użył do tego wyobraźni.
Dalej były góry – duże, ostre, może nawet nieco przerażające, jakby szatyn
chciał oddać ich drugą naturę. Trudno byłoby nie przyznać mu talentu.
- Nudziło mi się. – Nastolatek wzruszył ramionami, tak
naprawdę niezbyt przywiązany do tego szkicu. Dobrze wiedział, że w jego
tymczasowym pokoju znajduje się rysunek, który pochłaniał go znacznie bardziej
niż jakiś tam krajobraz. – Ale wracając… Z tego co wiem, twoi rodzice wiedzą,
czym się zajmujesz, prawda?
Blake westchnął, krzywiąc się.
- Druga książka. Niemal kolejny debiut, bo
tym razem był to kryminał. Nadal nie rozumiem, dlaczego to zrobiła. Mówiła, że
pokłóciła się z nimi…
- Kto? – Jacques wtrącił się, patrząc na niego z
niezrozumieniem.
- Lily. – Rzucił mu zniecierpliwione spojrzenie. –
Pokazała im moją książkę. Mama była zawiedziona, że o niczym jej nie
powiedziałem, ale tylko dopóki nie przeczytała… Chyba nie sądziła, że jej syn
może pisać o krwawych morderstwach, prostytutkach i innych „grzechach”, o
których ona nawet bała się mówić.
Odchylił głowę i zmrużył oczy. Dzień wcześniej Nate
zadał mu takie samo pytanie jak Jacq. Spojrzał wtedy na niego, uśmiechnął się i
odpowiedział, że ceni sobie swoją prywatność. Nie rozwinął swojej wypowiedzi i
temat skończył się równie szybko, jak się zaczął. Jemu nie powiedział nawet
części prawdy, a Jacquesowi… Był wyjątkowo szczery i nawet nie do końca był w
stanie powiedzieć, co takiego to spowodowało. Nie czuł się jednak źle z tym, że
akurat jemu postanowił o tym opowiedzieć. Pomimo ich wspólnej historii czuł, że
chłopak nikomu tego nie rozpowie.
- Ale poznali twój pseudonim. – Szatyn dalej nie
rozumiał. – Przecież bez problemu mogli przeczytać „W poszukiwaniu”, więc…
Blake pokręcił głową, niemal rozbawiony. Przypuszczał,
że komuś z zewnątrz ciężko było zrozumieć bycie częścią tak specyficznej
rodziny, która całe swoje życie podporządkowała religii.
- Nadal nie łapiesz? Oni nie czytali innych moich
książek. Nie chcieli i nadal nie chcą, dopóki nie zacznę pisać czegoś
wartościowego. – Wzruszył ramionami. – To są dokładnie ich słowa.
Kiedyś bardziej się tym przejmował. Bolało go, że jego
jedyna rodzina, o którą zawsze starał się dbać; która niszczyła mu życie, gdy
chodził do szkoły, nie docenia jego pracy. Lily lubiła jego książki, zawsze je
chwaliła, ale rodzice… Ich pogarda wobec jego pasji i zajęcia była cholernie
bolesna. Z czasem zaczął jednak obojętnieć na to, aż przestał się przejmować,
ignorując bliskich. To był jeden z wielu powodów, przez które przestał
odwiedzać rodzinne strony.
- To jest… popierdolone.
Jacq wyglądał na wstrząśniętego i tak też się czuł.
Nie zastanawiał się nad tym, dlaczego Blake postanowił mu to wszystko
opowiedzieć. Bardziej myślał o jego szurniętej rodzinie, która gardziła pracą
swojego jedynego syna. A przecież ten nie miał się czego wstydzić! Szatyn
czytał jego książkę i mógł szczerze przyznać, że była to dobra powieść.
Mężczyzna był poczytnym pisarzem, miał wielu fanów… A jego rodzice nie chcieli
nawet przeczytać jego powieści. Nie był w stanie tego pojąć. Dla niego takie
zachowanie było abstrakcyjne.
Gdy Jacques cały czas starał sobie uzmysłowić
postępowanie rodziców Blake’a i Lily, mężczyzna przyglądał się emocjom
pojawiającym się na twarzy nastolatka. To naprawdę było dla niego szokujące i
wyglądał na bardziej przejętego, niż brunet mógłby się po nim spodziewać. W
jakiś sposób było to pokrzepiające.
- Daj spokój. – Prychnął. – Przyzwyczaiłem się.
- A jeśli kiedyś przeczytają coś więcej? Co wtedy?
- Nie przeczytają. – Prawie się uśmiechnął. – Gdyby
jednak nagle przestali widzieć diabła w moich powieściach, to trudno. Nic nie
mógłbym z tym zrobić. W ostateczności by się mnie wyrzekli i tyle.
Jacques pokiwał głową, w tym momencie naprawdę mu
współczując. Czy był tak dobrym aktorem, czy naprawdę się nie przejmował? Nie
wiedział. Nieważne dla niego było, że mężczyzna miał trzydzieści pięć lat i
mówił, że poradził sobie już z tą sytuacją – dla Jacqa świństwem było to, jak
zachowują się wobec niego jego rodzice. Gdyby Katherine tak go traktowała,
nigdy by się do niej nie odezwał.
- A mama? – Zapytał nagle, znów spoglądając na niego z
zainteresowaniem. Nie sądził, że głupie pytanie o pseudonim doprowadzi do tak
szczerej (jednostronnej) rozmowy. – Czytała „W poszukiwaniu”?
Blake kiwnął głową.
- Co jej powiedziałeś? Znaczy… no wiesz. – Machnął
dłonią.
- To, co wszystkim – że długo myślałem nad tą
historią, która jest całkowicie fikcyjna. – Spojrzał poważniej na nastolatka. –
Nie chcę, żeby się dowiedziała, rozumiesz?
Jacques nie odpowiedział. Podciągnął nogę pod siebie,
stawiając stopę na ławce, a brodę układając na kolanie. Zapatrzył się w drogę,
która prowadziła do wszystkich domków. Nie zamierzał mówić mamie o tym, co
powiedziała mu Lily. To nie była jego tajemnica, a Blake najwyraźniej mu
zaufał, skoro odpowiedział tak szczerze na jego pytanie. A może chodziło o to,
że nikt nie wiedział o jego orientacji i nigdy nie miał się komu zwierzyć?
- Ale teraz już zna twoją rodzinę… - mruknął, nie
patrząc na niego. – Myślisz, że się nie domyśli?
- Nie wiem. – Westchnął. – Zobaczymy.
- Ja bym się domyślił. – Uśmiechnął się pod nosem i
przekręcił głowę, ponownie skupiając swój wzrok na nim. Włosy miał zupełnie
nieuczesane, podkoszulek luźny i wytarty, do tego jednodniowy zarost, którego
zapewne nie chciało mu się zgolić… Jak zwykle wyglądał niechlujnie i Jacques kiedyś
skrzywiłby się na ten widok, ale chyba już się przyzwyczaił. Co więcej, czuł
coś dziwnego w środku, gdy przyglądał się jego twarzy. Był przystojny – miał
silne, męskie rysy i duże, kobaltowe oczy. Górną wargę miał nieco węższą, a na
nosie kilka piegów, zapewne od słońca. Z każdym dniem dostrzegał coraz więcej
szczegółów i było to coraz bardziej niepokojące.
- Gapisz się.
Zamrugał i pospiesznie odwrócił wzrok.
- Wcale nie – burknął, wydymając dolną wargę jak
nadąsane dziecko.
- Siemka! – Obaj zwrócili się w kierunku Nate’a, który
szedł właśnie do nich od strony swojego domku. Nie mógł poczekać z przywitaniem
się, najwyraźniej mając potrzebę wrzeszczenia, ale Jacq i tak był mu wdzięczny
– wolał nie tłumaczyć się Blake’owi, dlaczego wpatrywał się w niego jak w
obrazek. Nie był przecież tym natrętnym blondynem, który uśmiechał się do niego
marzycielsko i właśnie stanął obok nich, szczerząc się. Miał na sobie tylko i
wyłącznie krótkie spodenki do kolan i znów wyglądał, jak pieprzone słoneczko.
- Hej. – Blake uśmiechnął się automatycznie, jakby
widok Nate’a sprawiał mu przyjemność, czego szatyn nadal nie potrafił
zrozumieć. – Co tam?
- Siemka. Zapomniałem rano się zapytać… - Podrapał się
po głowie. – Co powiecie na wspólny wypad nad jezioro? Teraz?
Jacq, który bąknął krótkie „cześć” i ostentacyjnie
obrócił się w stronę swojego szkicu, poprawiając kontury jednego z drzew,
uniósł głowę i spojrzał na „gościa” ze zmarszczonymi brwiami.
- Teraz?
Blondyn entuzjastycznie pokiwał głową.
- Nie jest już tak gorąco, można popływać… Będzie
świetnie! Poza tym jutro wyjeżdżamy i…
- Jutro? – Uniósł brew.
- Taa… - Uśmiech mu nieco zbladł. – Wynajęliśmy domek
tylko na tydzień, niestety. Szybko minęło.
Jacques pokiwał głową, w duchu dziwnie zadowolony.
Mógł znosić obecność Nate’a, ale nie podobało mu się, jak patrzył na Blake’a. W
szczególności, że ten bardzo lubił jego towarzystwo. A on… cóż, był synem
narzeczonej bruneta. Chodziło tylko o Katherine, oczywiście. Nic więcej.
- Jasne. Z chęcią sobie popływam. Jacq zresztą też.
- Słucham? – Uniósł brew, zakładając ramiona na
piersi. – Od kiedy jesteś moim adwokatem? Nigdzie nie jadę.
Mężczyzna wywrócił oczami, zniecierpliwiony.
- Przestań zachowywać się jak dziecko. Minął tydzień,
a my nie ruszyliśmy tyłka z domu.
- I kto to mówi! – przerwał mu, zirytowany. Przecież
to Blake miał całkowicie gdzieś cały ten wyjazd. On chciał chodzić po górach,
ale nic nie mógł poradzić na to, że źle stanął i bolała go kostka.
- Na pewno będzie to lepsze od siedzenia tutaj –
kontynuował, jakby nie zauważył, że Jacq się wtrącił. W ogóle zdawał się nie
zwracać uwagi na jego protesty, bo zaraz też zwrócił się do Nate’a, który wciąż
stał nad nimi i przyglądał się im z zainteresowaniem. – Daj nam pół godziny.
- Spoko. – Chłopak uniósł dłonie, patrząc na nich z
wyraźnym rozbawieniem. – Do potem.
- Nie jadę. Dopiero co moja skóra na plecach wróciła
do normalnego stanu – nie zamierzam znowu jej narażać.
- Nie sądziłem, że jesteś taki delikatny. – Blake
uśmiechnął się ironicznie. – Panienka.
- Pierdol się.
- Ustaliliśmy już, że nie mam…
- Och, przymknij się! – Przerwał mu, uciekając
wzrokiem. Nie chciał słuchać o seksie i mężczyźnie siedzącym przy nim, bo… nie.
Wrócił do swojego szkicu. Nie miał zamiaru się stąd
ruszać.
***
Rozłożyli się w głębi plaży na kocach przyniesionych
przez Nate’a. Jacques z pochmurną miną obserwował niewielką grupkę ludzi
(naprawdę nie rozumiał, dlaczego niektórzy bez wstydu chodzą niemal całkowicie
roznegliżowani), którzy znaleźli dla siebie miejsce na tej prowizorycznej
plaży. Z niesmakiem odwrócił wzrok, gdy jakiś starszy jegomość z brzuchem
powstałym zapewne na wskutek nadmiernego picia piwa, ściągnął przepoconą
koszulkę i odsłonił dżunglę na tymże brzuchu. To był jeden z powodów, dla
których wolał góry – tam nie musiał patrzeć na odkryte części ciała ludzi,
których widok go odrzucał.
Przed sobą miał znacznie ciekawszy widok i musiał to z
niechęcią przyznać. Blake miał doskonałe ciało i Jacq wiedział to aż za dobrze
(myślenie o tym wywoływało u niego mieszane uczucia), a Nate w niczym mu nie
ustępował. Widać było, że lubił sport i dużo ćwiczył. Z pewnością robił niemałe
wrażenie na chłopakach i dziewczynach. Oczywiście poza szatynem, który od
samego początku pałał do niego niechęcią.
Gdy obaj poszli pływać (tabliczka z zakazem kąpieli
nie robiła na nikim wrażenia), Jacq wyciągnął swoje przybory i zabrał się do
kolejnego szkicu, tym razem wykorzystując barwiony węgiel, którym zamierzał
oddać urok niewielkich sylwetek na tle czystego, górskiego jeziora. Wpierw
jednak posmarował się kremem z filtrem, bojąc się, że znów jego skóra
przybierze kolor czereśni. Miał problem jedynie z plecami, ale na razie nie
odważył się poprosić o posmarowanie Nate’a, a tym bardziej Blake’a.
Zatopił się w swojej pracy, prawie całkowicie
zapominając o swoich towarzyszach (czasem zerkał w ich stronę, odnajdując
czarną, mokrą czuprynę, ale szybko odwracał wzrok) i nawet nie zauważył, że
ktoś stoi obok niego, dopóki ten ktoś się nie odezwał.
- Chcesz iść na AIC*?
Drgnął i spojrzał na Nate’a, który akurat siadał obok
niego, nic nie robiąc sobie z tego, że jest cały mokry i zmoczy koc.
- Mhm.
- Dołączysz do nas?
- Nie.
- Dlaczego?
- Nie lubię pływać – burknął, patrząc na niego z
niechęcią. Zaraz jednak zmrużył oczy i spojrzał w stronę Blake’a, który wciąż
znajdował się daleko od nich i nic nie wskazywało na to, by miał zamiar do nich
dołączyć. – Mam pytanie.
- Co jest? – Blondyn oparł dłonie za plecami i
odchylił głowę, eksponując jabłko Adama.
- Dlaczego myślałeś, że Blake jest gejem?
Nate przechylił głowę, zerkając na niego z
zainteresowaniem. Z pewnością nie takiego pytania się spodziewał.
- Powinienem pytać, dlaczego cię to interesuje?
Jacq prychnął z irytacją i pokręcił głową.
- Zapomnij – burknął.
- Wyluzuj. – Drugi chłopak zaśmiał się, wyraźnie
rozbawiony jego zachowaniem. – Strasznie jesteś spięty. Nic dziwnego, że tak
często się ze sobą kłócicie. – Znów się zaśmiał, widząc mordercze spojrzenie,
którym obdarzył go szatyn. – Pewnie nie czytałeś, ale jego pierwsza książka „W
poszukiwaniu” bardzo na mnie wpłynęła. Byłem przekonany, że jest dla niego
bardzo osobista i czerpał wszystko z własnych doświadczeń. – Wzruszył
ramionami. – Myliłem się i jest to trochę rozczarowujące, ale sam mówiłeś, że
bliżej mu do homofoba, niż geja, choć nie zauważyłem u niego żadnych oznak
nietolerancji. Zresztą, sam mi mówił, że większość to fikcja. – Westchnął. –
Wystarczy na niego spojrzeć… Taka szkoda…
- Ej! – Szturchnął go w ramię, marszcząc brwi. –
Mówisz o narzeczonym mojej matki!
Blondyn ponownie parsknął śmiechem, odpowiadając
podobnym szturchnięciem.
- Nic nie poradzę na to, że jest taki gorący!
- Kto jest gorący? – Blake zjawił się przy nich nagle,
zupełnie niezauważony. Woda spływała po jego odkrytej klatce piersiowej,
znikała pod materiałem kąpielówek, które mężczyzna kupił w jednym z miejscowych
sklepów, i dalej płynęła strużkami przez silne nogi.
- Jacques ze swoimi czerwieniejącymi plecami! – Nate
wyszczerzył się, niczym niezrażony. Zupełnie nie wyglądał, jakby kłamał.
- Kurwa! – Szatyn jęknął, wyginając się i dotykając
dłonią swoich łopatek. – Znowu? – Spojrzał z irytacją na siedzącego obok
chłopaka. – Posmarowałbyś mnie, skoro już tu siedzisz, do cholery!
- Ja to zrobię.
Jacq zamrugał i przełknął ślinę. Nie mógł
zaprotestować, bo w sumie nie miał powodu, więc kiwnął głową i przekręcił się
na brzuch, wpierw chowając rozpoczęty szkic do torby. Jak tak dalej pójdzie, to
nie skończy niczego, co zaczął na tym wyjeździe, choć patrząc na ostatnie
miesiące i jego zupełny brak chęci – zrobił bardzo dużo.
Coś nieprzyjemnie przekręciło mu się w brzuchu, gdy
usłyszał dźwięk otwieranego opakowania. Wszystkie odbierane przez niego bodźce
z zewnątrz zlały się w jedno, a on mógł tylko napiąć całe ciało i czekać, choć
przecież nie chodziło o nic szczególnego – Blake miał tylko posmarować mu plecy
kremem.
Drgnął, gdy dłonie mężczyzny znalazły się na jego
ramionach. Starał się nie zdradzać niczego miną, ale czuł się… dziwnie. Sama
świadomość tego, że brunet go dotyka była zawstydzająca i zarazem wywoływała
skojarzenia związane z jego snem (który zdążył się powtórzyć), co skutkowało
rumieńcami. Na szczęście mógł wszystko zwalić na upalną pogodę.
Gdy tak leżał, będąc dotykanym przez Blake’a,
całkowicie zapomniał o obecności Nate’a. który obserwował ich z uwagą. Gdzieś
zniknął jego szeroki uśmiech, a niebieskie oczy wyraźnie śledziły zmiany na
twarzach tej dwójki. Nie był głupi i wyczuwał to specyficzne napięcie pomiędzy
nimi. Miał wrażenie, że z każdym dniem nasilało się coraz bardziej i… kłóciło
się ze wszystkim, co obaj mu opowiadali. Kłamali?
_________________
* School of the Art Institute of Chicago - uczelnia artystyczna połączona z muzeum sztuk pięknych w Chicago.
Trochę trudno rozgryźć Blake’a przychodzi Nate i brunet jest cały w skowronkach, ale w przyjacielski sposób i aby odwrócić uwagę od Jacquesa.A zaraz smaruje mu plecy, troszeczkę może był zazdrosny, albo nie chciał przepuścić dotknięcia młodego gdy było to uzasadnione.Chociaż ta zazdrość to tak średnio.Więcej myśli Blake’a.
OdpowiedzUsuńNate jest spoko, lubię go, ale niech za bardzo nie myśli nad tym dlaczego zachowują się tak dziwnie.Jutro wyjeżdża a sami zainteresowani nie czają co robiąXD
Bardzo się cieszę z nowego rozdziału i doceniam twoje poświęcenie.Ja za często przekładam czytanie opowiadań nad naukę i wiem, że to głupie;-;
Miało pojawić się więcej myśli Blake'a i miała być pociągnięta ta ostatnia scena, ale to wymagałoby jeszcze sporej ilości tekstu, a ja nie miałam już czasu i siły. Niemniej jednak w następnym rozdziale wszystko powinno się wyjaśnić (przynajmniej mam taką nadzieję) i zachowanie Blake'a nie będzie już taką zagadką.
UsuńJa też często przedkładam czytanie i pisanie ponad naukę. Na szczęście tym razem miałam szczęście, bo sprawdzian zaliczyłam na dobrą ocenę :D
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam!
Czekam już na następny rozdział :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Zaczęli się dogadywać :) To naprawdę duży postęp i bardzo przyjemnie się o tym czyta :) Blake naprawdę sporo o sobie powiedział Jaqowi, ciekawe co się dzieje w tej jego głowie?
OdpowiedzUsuńZ tym smarowaniem pleców to jednak stawiam na zazdrość, bo chłopcy siedzieli razem, szturchali się, może z daleka to wyglądało dla Blake podejrzanie :) I bardzo chcę wiedzieć co takiego Nate zobaczył na twarzy Blakea :)
Super że rozdział był dłuższy niż zwykle, bardzo mi się podobał, czekam oczywiście na więcej :) Dziękuję bardzo i pozdrawiam 😀
Myśli Blake'a już w następnym rozdziale i wszystko powinno się wyjaśnić (o tyle, o ile może się wyjaśnić, oczywiście) ;)
UsuńDziękuję za komentarz i również pozdrawiam!
Dobry, wartki, konkretny tekst.
OdpowiedzUsuńKtoś sprawdza ci teksty pod względem stylistycznym? Bo w mojej opinii to wygląda naprawdę dobrze.
Cieszę się, że rozdział by dosyć długi, bo dobrej pisaniny nigdy za wiele.
Fajnie, że chłopak otworzył się i powiedział sporo o sobie. Już go polubiłam jako bohatera.
Odrobina wulgaryzmów pięknie dodała charakteru i pikanteri... mmm... kocham :)
https://szufladowe-banialuki.blogspot.com/
Sprawdza, ale głównie pod względem logicznym (mam nadzieję, że ten tekst jest logiczny i psychika bohaterów trzyma się kupy xD) i wyszukiwania literówek, których ja nigdy nie dostrzegam. Jeśli stylistycznie jest to w miarę dobre, to bardzo się cieszę :D
UsuńDziękuję za komentarz ;>
Pozdrawiam!
Bardzo lubię twój styl pisania, poprzednie opowiadanie również świetne. Zastanawiam się nad dalszą fabułą. Miłość pomiędzy głównymi bohaterami byłaby trudna ze względu na matkę i dużą różnicę
OdpowiedzUsuńw wieku. Na pewno ktoś tutaj ucierpi. Czekam z niecierpliwością na rozwój akcji.
Genialne!!!!
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńo tak, o tak Jacque nie podoba się to zainteresowanie Nata Bleske... z potem to smarowanie pleców...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, naszemu Jacque nie podoba się to zainteresowanie Nata Blake'm... a potem jeszcze te plecki...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, och jak cudownie Jacque nie podoba się to zainteresowanie Nata Blake'm... a potem smarowanie kremem plecków... bosko
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza