wtorek, 17 stycznia 2017

Pęknięcia - Rozdział 11

W końcu udało mi się skończyć! Żeby nie przedłużać - dziękuję, że czekacie i jesteście wyrozumiali. To wiele dla mnie znaczy.
Pozdrawiam! ;) 
_______________________________________________________

Blake nie mógł się pozbierać po tym, co dzień wcześniej usłyszał od Jacques’a. Przez tyle lat sądził, że jego sekret jest dobrze strzeżony; że nikt nie wie o jego „dysfunkcji”. I nagle okazało się, że Lily wiedziała. I musiała wiedzieć od dawna, bo ostatnimi czasy mężczyzna rzadko odwiedzał rodzinne strony. A najbardziej zaskakujące było to, że najwyraźniej nie wpłynęło to w żaden sposób na jej stosunek do niego. Wciąż był jej ukochanym, starszym braciszkiem. Ale czy na pewno było to tak zaskakujące? Przecież Jacques’a też polubiła, a od początku wiedziała o jego homoseksualizmie.
Nie czuł się najlepiej przede wszystkim psychicznie, więc tego dnia odpuścił sobie bieganie. Przez dłuższy czas nie opuszczał pokoju, chyba po raz pierwszy obawiając się konfrontacji z młodszym chłopakiem. A gdy w końcu wyszedł, natknął się na niego zaraz przy wyjściu. Ten bąknął coś o tym, że idzie na spacer i tyle go widział. Nie zdążył nawet zapytać, czy na pewno jego kostka jest w na tyle dobrym stanie, by móc spacerować po górach. Zresztą… może to i lepiej? Przynajmniej nie będzie pomiędzy nimi tego nieznośnego milczenia pełnego niewypowiedzianych słów i tajemnic. Tak, lepiej, że jeden postanowił zejść z oczu drugiemu.
Dopiero po wyjściu nastolatka, Blake przypomniał sobie, że mieli jechać na zakupy. Westchnął, wyciągnął z podręcznej torby notes i spróbował zrobić listę niezbędnych rzeczy. Z roztargnieniem zaglądał do szafek i lodówki, starając się ogarnąć, czego brakuje. Co prawda mógł zadzwonić do Jacques’a i poprosić go o pomoc, ale… Nie, nie potrafił z nim rozmawiać. Jeszcze nie. Zresztą, chłopak też najwyraźniej nie był skory do rozmowy, skoro uciekł.
W markecie spędził niemal godzinę, krążąc między półkami i ładując przeróżne rzeczy do wózka. Pamiętał, że dzieciak wspominał coś o papierze toaletowym, zanim on sięgnął po jego telefon i doprowadził do kłótni (tak, przyznawał się do tego, to była jego wina, choć Jacques mógł zareagować mniej nerwowo), więc przynajmniej tego był pewien. Pewny był również piwa, które zakupił (kilkanaście butelek), czując, że bez alkoholu nie będzie w stanie przetrwać tego dnia. Wciąż po głowie krążyła mu myśl, żeby zadzwonić do siostry, ale irracjonalny strach, którego nie potrafił zrozumieć, nie pozwalał mu na ten krok.
Gdy wrócił do domku i wyciągnął zakupy z bagażnika, było południe. Prawie czterdzieści stopni w cieniu, a dzieciak nadal nie wrócił. Rozpakował wszystko, usiadł przy stole i spojrzał na swój telefon. Nie, nie zadzwoni. Nie zrobi tego. Na pewno.

***

Co miał zrobić Jacques po tym, jak obudził się w nocy i uświadomił sobie, że miał sen erotyczny z narzeczonym swojej matki w roli głównej? Poza tym, że nie zmrużył już oka, wstał wcześnie, ogarnął się i spróbował po cichu wymknąć się z domku. Oczywiście musiał mieć pecha, bo przy samym wyjściu wpadł prosto na mężczyznę. Bąknął coś ze zmieszaniem i wybiegł stamtąd, jakby coś go goniło. Był przerażony!
Nigdy nie myślał o nim w ten sposób. Oczywiście dostrzegał jego fizyczne cechy, raz nawet pomyślał, że mógłby go przelecieć, gdy zobaczył go w garniturze i wciąż pamiętał, jak z ciekawością spoglądał na jego członka, ale… Ale przecież to nie świadczyło o tym, że na niego leciał! Dlaczego więc teraz mu się to przyśniło? Dlaczego nie potrafił tego zignorować, wciąż rozpamiętując różne obrazy, które pojawiły się w jego głowie? I jak miał spojrzeć matce w oczy, gdy wrócą do domu?
To była wina książki. Na pewno. Za bardzo na niego wpłynęła; za bardzo przywiązał się do głównego bohatera, którego niepotrzebnie utożsamiał z Blake’em. Jasne, dostrzegał wiele nawiązań do jego dzieciństwa, a także do zaburzenia tożsamości, bo trudno było nie dostrzec homofobicznego nastawienia mężczyzny, choć ten sam był przecież biseksualny. Ale to nie powinno w żaden sposób wpływać na Jacques’a. A jednak było inaczej.
Z kostką nie było tak źle, ale szatyn przypuszczał, że dłuższy spacer może nie być dla niej najlepszy. Ruszył jednak jednym ze szlaków turystycznych, mając w zamiarze zniknąć na cały dzień, żeby nie musieć konfrontować się z mężczyzną. Nie był na to gotowy. Czuł, że spaliłby się ze wstydu, gdyby tylko spojrzał mu w oczy. Poza tym nadal był na niego zły o zaglądanie do jego telefonu, choć ta złość była niczym w porównaniu ze wstydem, który odczuwał. Jak koszmarnie czuł się sam ze sobą, gdy podczas porannego prysznica musiał zmywać z siebie dowody swoich wybujałych fantazji!
Idąc przed siebie jedynie z dużą butelką wody i kremem z filtrem, który przezornie wrzucił do plecaka, całkowicie zapomniał o ogromnych temperaturach, które były normą w tym okresie w Kolorado. Dlatego koło godziny dziesiątej czuł już ostre promienie słońca na swojej skórze i pot cieknący mu po skroni. Do tego kostka dała o sobie znać, bo zamiast o nią dbać, postanowił nadwyrężyć ją długim spacerem.
W końcu ściągnął koszulkę i schował ją do plecaka, ciesząc się, że przynajmniej nie zapomniał o czapce z daszkiem, która chociaż w minimalnym stopniu chroniła jego twarz. Był na tyle daleko od domku, że nie było sensu teraz wracać, a dalsza droga też nie wchodziła w grę, choć wiedział, że gdyby jeszcze trochę przeszedł, to niedługo znalazłby się przy jeziorze. Znał w końcu te góry całkiem nieźle. Postanowił jednak nigdzie się nie ruszać i usiadł pod jednym z drzew, kryjąc się w jego cieniu. Był mokry od potu, skóra nieprzyjemnie mu się zaczerwieniła, a na dodatek jego żołądek dawał o sobie znać, bo nawet przez chwilę nie pomyślał o kanapkach na drogę.
– Pieprzony Blake – burknął pod nosem, po raz kolejny o wszystko obwiniając mężczyznę. Gdyby nie pojawił się w ich życiu, Jacques nigdy nie musiałby tu przyjeżdżać, prawdopodobnie nigdy nie przeczytałby żadnej jego książki i na pewno nie myślałby o nim w ten sposób. A raczej śnił, bo przecież nie myślał tak o nim. Nigdy.
Miał ochotę zadzwonić do przyjaciela i opowiedzieć mu o wszystkim, ale był pewien, że Nick nie zareagowałby w sposób, który by mu się spodobał. W końcu od dawna powtarzał, że Blake jest „ciachem”, zupełnie jakby sam na niego leciał, a nawet nie był biseksualny. I pewnie wspomniałby, że od początku był pewien, iż tak to się skończy. Jacques by się obraził, rozłączył i nie rozmawiał z nim przez kilka godzin, udając obrażonego. Tak, był w stanie sobie wyobrazić, jak potoczyłaby się ich rozmowa.
Otarł pot z czoła i dokładnie w tej samej chwili zadzwonił jego telefon. Wyciągnął go z kieszeni, zasłonił, żeby móc zobaczyć kto dzwoni, a następnie nerwowo przełknął ślinę. Blake. Odebrać, czy nie odebrać?
– Po co dzwonisz? – Starał się brzmieć na niewzruszonego, gdy w końcu postanowił wcisnąć zieloną słuchawkę, choć gardło miał ściśnięte tak bardzo, jakby ktoś złapał je i próbował zmiażdżyć.
– Jacq! – Usłyszał i wydawało mu się, że mężczyzna brzmi na zaniepokojonego. – Powiedz, że nie siedzisz teraz na zewnątrz.
– A gdzie mam siedzieć? – prychnął, rozglądając się po okolicy. Szlak znajdował się na niezbyt stromym zboczu, choć chłopak nie nazwałby go delikatnym. Nie był to zalesiony teren, a raczej całkiem pusta przestrzeń, gdzie drzewa występowały sporadycznie. Dopiero powyżej jeziora można było ujrzeć lasy mieszane. Na szlaku trawa była pożółkła od słońca. Zresztą, cała okolica wydawała się wysuszona, pozbawiona życia – żaden turysta nie ośmielił się na wycieczkę w takim upale. Oczywiście poza Jacques’em, który żałował teraz, że tak bezmyślnie podjął decyzję o opuszczeniu chatki.
– Chcesz dostać udaru?!
Zmarszczył nos, niezadowolony.
– Nie – burknął. – Nie wiedziałem, że będzie tak gorąco. – dodał, nie bez irytacji. Nie lubił przyznawać się do błędów, w szczególności przed tym konkretnym facetem.
– Dobra. Nieważne. – Usłyszał. – Wiem, że jesteś na mnie wściekły, ale siedzenie na zewnątrz przy takiej pogodzie jest samobójstwem. Wracaj.
– Nie mogę.
– Mam cię przeprosić? Dobra, przepraszam. Nie powinienem dotykać twojego telefonu. Zadowolony? Teraz wracaj do domku.
W innej sytuacji prawdopodobnie uśmiechnąłby się tryumfalnie, bo przecież Blake nieczęsto przepraszał, a już z pewnością nie jego, ale… Było mu wstyd. I nie wiedzieć czemu, po jego słowach zrobiło mu się jeszcze gorzej.
– Nie mogę. – powtórzył. – Kostka mnie boli. Nie dam rady dojść do domu.
Przez chwilę nie słyszał nic. Dopiero po jakichś trzydziestu sekundach usłyszał poruszenie po drugiej stronie i przekleństwo.
– Gdzie jesteś? Przyjadę po ciebie.
– Zielony szlak, niedaleko jeziora, ale tu nie można wjeżdżać samochodem.
– Dobra, czekaj tam na mnie.
Nim Jacques zdążył odpowiedzieć, usłyszał piknięcie i połączenie zostało przerwane. Westchnął, wmawiając sobie, że wcale nie czuje zdenerwowania na myśl o tym, że Blake po niego przyjdzie. Bał się konfrontacji, ale… nie mógł tu zostać. Już teraz kręciło mu się w głowie, nie wspominając o zaczerwienionej skórze, na której niedawno rozsmarował kolejną warstwę kremu. Ten jednak zdawał się poddawać pod silnym działaniem promieni słonecznych. Pieprzone Kolorado.
Nie minęły dwie minuty, gdy jego telefon ponownie się rozdzwonił. Jacques, pewien, że to mężczyzna, odebrał bez patrzenia na wyświetlacz.
– Czego znowu chcesz? – burknął. Chyba jego jedyną bronią przed umarciem ze wstydu było chamstwo i tę taktykę stosował równie często, co uciekanie w niedogodnych dla siebie momentach.
– Miło witasz matkę, Jacques.
– Och. – Otworzył szerzej oczy. – W-wybacz. Myślałem, że ktoś inny dzwoni. – Przełknął głośno ślinę, a przed oczami pojawił się obraz obciągającego mu Blake’a. Twarz mu zapłonęła i nie było to spowodowane silnym działaniem słońca.
– Co u was słychać? Dzwoniłam do Blake’a, ale nie odbierał. Coś się stało?
– Um… Poszedłem w góry i okazało się, że jest trochę za gorąco na spacerowanie?
– Jak bardzo za gorąco? – Dopytała i pod pozorem spokoju chłopak wyczuł, że kobieta jest zmartwiona.
– Jakieś… czterdzieści stopni?
– Zwariowałeś?! – krzyknęła. – A Blake? Pozwolił ci wyjść? – Westchnęła. – Ile wy macie lat?
Jacques zacisnął usta. Miała rację. Oczywiście, że miała, ale nadal nie lubił, gdy ktoś zwracał mu uwagę na błędy, które popełniał.
– Blake spał, gdy wychodziłem. – Drobne kłamstwo nikomu nie zaszkodzi, a on nie chciał wciągać w to mężczyzny. I tak czuł się wyjątkowo źle, rozmawiając z matką, a gdyby jeszcze ta zaczęła narzekać na swojego faceta… – Ale jedzie już po mnie i pewnie dlatego nie odebrał.
– Masz już tyle lat, a czasem zachowujesz się jak małe dziecko… – Ponownie westchnęła. – Dobrze. Zadzwoń do mnie, jak już będziecie w kwaterze. Chcę mieć pewność, że wszystko w porządku.
– Mhm, ok.
– Ach, i naprawdę cieszę się, że zaczęliście się ze sobą dogadywać. Od razu wiedziałam, że w końcu go polubisz.
Nastolatek pokiwał bezwiednie głową, dopiero po chwili orientując się, że kobieta nie może go zobaczyć. Jego serce biło przy tym znacznie szybciej niż zwykle.
– Tak, mamo – wydusił. – Miałaś rację.

***

Nie wiedział, ile czasu minęło, ale w pewnym momencie do jego uszu dotarł dźwięk silnika samochodu. Uniósł głowę, wstał i rozejrzał się. Wątpił, by ktoś poza Blake’em zdecydował się na przejażdżkę autem po szlaku dla turystów. Dlatego założył plecak i zbliżył się do piaszczystej drogi, żeby mężczyzna go zauważył.
Gdy ujrzał znajomy samochód z wypożyczalni, odetchnął z ulgą. Pot spływał po jego ciele, a skóra w niektórych miejscach paliła i Jacques domyślał się, że najbliższa noc nie będzie dla niego przyjemna.
Blake zatrzymał się, wzbijając w powietrze piach i kurz, który osiadł na chłopaku, przyklejając się do jego mokrego ciała. Szatyn przełknął ślinę i sięgnął do drzwi od strony pasażera. Otworzył je, mrucząc krótkie powitanie i wsiadł do środka. Od razu też poczuł klimatyzowane powietrze, które było jak błogosławieństwo.
– Czy ciebie popierdoliło? – Mężczyzna obrócił się w jego stronę, opierając łokieć na kierownicy i najwyraźniej nie zamierzając w tym momencie wracać. Jacques musiał z zaskoczeniem przyznać, że nie wyglądał przy tym na wściekłego, a raczej zmartwionego, co tylko spotęgowało w nim to dziwne uczucie, które pojawiło się, gdy tylko przebudził się w nocy, rozgrzany i podniecony.
– Ja…
– Wiem, że byłeś na mnie wściekły, ale spacer po górach przy takiej temperaturze?! Nie mogłeś iść po południu?!
– Ja…
– Katherine dzwoniła. Co miałem jej powiedzieć? Nie odebrałem i na pewno…
– Możesz się na chwilę zamknąć?! – burknął, przerywając mu. Rozumiał go i w duchu przyznawał mu rację, ale nie chciał po raz kolejny tego słuchać. Gdyby jego twarz nie była czerwona od słońca, z pewnością zaczerwieniłby się teraz ze wstydu. – Rozmawiałem z mamą. Powiedziałem jej, że nie widziałeś, jak wychodzę. A nie odebrałeś, bo postanowiłeś po mnie przyjechać, żebym nie spłonął na tym słońcu.
Mężczyzna kiwnął głową, wyraźnie zaskoczony. Z pewnością nie spodziewał się, że chłopak dla niego skłamie. Cóż, nie on jeden.
– Dobrze się czujesz? – zapytał, zamiast odpalić auto i ruszyć w drogę powrotną. Naprawdę się martwił i nawet jeśli czuł wstyd z powodu tego, że dzieciak znał jego sekret, to nie mógł nie zadzwonić. Oczywiście chodziło o to, że Kath zabiłaby go, gdyby coś stało się jej synowi. Jego zmartwienie nie wynikało z faktu, iż zaczął lubić Jacques’a. Przecież nie zaczął.
– Mhm – mruknął w odpowiedzi, opierając skroń o boczną szybę. – To było głupie, wiem. – Westchnął. – Możesz oszczędzić mi komentarzy.
Blake wywrócił oczami, w końcu odwracając głowę i patrząc przez szybę na szlak ciągnący się przed nimi. Przekręcił kluczyk w stacyjce.
– Nigdy w życiu.

***

– Pomogę ci. – Widząc, jak nieporadnie chłopak próbuje opuścić samochód, podszedł do niego, zabrał jego plecak, który zarzucił sobie na lewe ramię i objął go w pasie. Pozwolił mu zawisnąć na sobie, od razu dostrzegając osłabienie szatyna. I kostkę, na której ten znów nie mógł stanąć bez krzywienia się z bólu. Chciał jakoś skomentować jego stan, ale darował sobie. W końcu już zrobił mu wykład, a Katherine zapewne nieraz o tym wspomni, denerwując się na swojego syna.
Tymczasem Jacques pomimo nagłego zawrotu głowy i bólu w nodze, czuł również ogromny dyskomfort spowodowany bliskością mężczyzny. Nie miał jednak siły, by protestować, więc pozwolił mu poprowadzić się do chatki, starając się nie myśleć o swoim głupim śnie i przyspieszonym biciu serca. Wiedział dobrze, że to zaczynało być absurdalne, ale nie był w stanie wytłumaczyć swoich reakcji. Pierwszy raz od dawna czuł się zagubiony.
Gdy weszli do środka, Blake na prośbę chłopaka, poprowadził go do łazienki i tam też zostawił, choć nie bez wahania. Jacques zapewnił go jednak, że sobie poradzi, więc mężczyzna wrócił na zewnątrz, by zamknąć samochód. Pomachał przy tym Nate’owi, którego dostrzegł na jego „podwórku”, ale nie podszedł do niego, żeby zagadać, bo musiał zająć się drugim nastolatkiem. Dopiero gdy znalazł się w domku, przypomniał sobie, że umówił się z blondynem na wspólne bieganie. Aż dziw, że ten nie wpadł do niego, by zapytać, czemu nie przyszedł. Obiecał sobie, że później z nim porozmawia.
Podczas gdy Blake przeszedł do kuchni, aby przygotować kanapki, Jacques wziął długi, letni prysznic, który przyjemnie ochłodził jego rozgrzaną skórę. Wciąż kręciło mu się w głowie, ale nie na tyle, by nie był w stanie ustać w kabinie. Większy problem sprawiała mu kostka, która spuchła i wyglądała znacznie gorzej, niż na początku, gdy chłopak źle stanął. Miał nadzieję, że okłady pomogą, bo nie wyobrażał sobie, by mieli teraz szukać jakiegoś szpitala. Poza tym nie chciał wylądować w gipsie tuż przed rozpoczęciem roku szkolnego.
Opuścił kabinę, wytarł się pobieżnie i dopiero po chwili zorientował, że nie miał ze sobą żadnych rzeczy. Westchnął, owinął ręcznik wokół bioder i opuścił pomieszczenie. Na szczęście do swojego pokoju nie miał daleko, bo znajdował się on naprzeciwko, więc po zaledwie kilku minutach był już w salonie z maścią w dłoni i grymasem bólu na twarzy. Usiadł na kanapie, wyprostował nogę i spojrzał z niezadowoleniem na kostkę. To on doprowadził ją do takiego stanu, popełnił spory błąd i świadomość tego była naprawdę irytująca. I dlaczego to cholerstwo musiało tak boleć?
– Uch, to nie wygląda dobrze. – Usłyszał, a gdy odwrócił się, ujrzał mężczyznę stojącego w progu. W jednej dłoni trzymał talerz z kanapkami, a w drugiej szklankę soku. – Może ktoś powinien to obejrzeć?
– Nie. – Pokręcił głową, pospiesznie zaprzeczając. Nie chciał żadnych wycieczek do szpitala. – Wszystko w porządku. Muszę tylko odpocząć.
Blake zawahał się, niezbyt przekonany, ale ostatecznie skapitulował. Odstawił przyniesione rzeczy na stół i spojrzał krytycznie na kostkę nastolatka.
– Jeśli do jutra opuchlizna choć trochę nie zejdzie, zabieram cię na pogotowie. – oświadczył, po czym opuścił salon. Przeszedł do swojego pokoju, z którego zaraz wrócił, niosąc nowo zakupioną maść, podobno znacznie lepszą. Przezorny zawsze ubezpieczony, czy jakoś tak. – Posmaruj.
Jacques uniósł brew. Nie spodziewał się, że mężczyzna będzie tak miły po ich wczorajszej… kłótni.
– Kupiłeś kolejną maść – stwierdził, zupełnie niepotrzebnie. – I zrobiłeś kanapki. Jeszcze chwila i pomyślę, że nie ja jestem tym, który mógł dostać udaru.
– Bardzo zabawne – prychnął, wywracając oczami.
Gdy pięć minut później kostka chłopaka była posmarowana i ułożona na kanapie, mężczyzna podał mu kanapki, samemu zajmując miejsce w rogu sofy. Wahał się, chcąc zacząć niewygodny dla siebie temat, ale w chwili, gdy miał otworzyć usta, Jacques drgnął gwałtownie, jakby ktoś poraził go prądem.
– Cholera! – wykrzyknął, omal nie rozlewając soku marchwiowego, który z pewnością nie byłby łatwy do sprania.
– Co się stało? – Blake spojrzał na niego z niepokojem. – Źle się czujesz?
– Co? Nie. – Teatralnie uderzył dłonią w czoło. – Miałem zadzwonić do mamy. Pewnie się martwi i mnie zabije, gdy wrócimy.
Brunet wzruszył ramionami, a na jego ustach zadrgał, tak dobrze znany Jacques’owi, uśmieszek.
– Cóż, żadna strata – skomentował.
Chłopak z trudem, bo z trudem, ale szturchnął go w ramię, uśmiechając się pod nosem i nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że właśnie przekomarza się z mężczyzną, którego tak bardzo nie lubił.
Wyciągnął telefon z tylnej kieszeni, co wymagało od niego nieco gimnastyki, a następnie wybrał numer rodzicielki. Rozmowa trwała jakieś dziesięć minut. Zapewnił mamę, że z nim wszystko w porządku, obiecał, że będzie informował ją o wszystkim i przeprosił za to, że ją zdenerwował. Tęsknił za nią, oczywiście. Na razie jednak cieszył się, że dzieli ich tyle kilometrów – wciąż nie wiedział, jak spojrzy jej w twarz bez zażenowania.
Gdy Jacques rozmawiał z Kath, Blake przejrzał ze znużeniem jeden z portali społecznościowych. Jego myśli dalekie były jednak od wiadomości znajdujących się na Twitterze. Znacznie bardziej skupiał się na rozmyślaniu o tym, jak zacząć rozmowę z szatynem na temat, który był dla niego niezwykle… krępujący.
Chłopak odłożył w końcu telefon i odchylił głowę na oparcie kanapy, wzdychając. Mężczyzna spojrzał na niego, układając dłonie na udach. Wyglądał na zdenerwowanego.
– Więc… – zaczął i odchrząknął nerwowo. – Wiedziałeś o mnie? – Czuł się trochę tak, jakby cofnął się do swoich młodzieńczych lat i znów był tylko nastolatkiem, który żyjąc w niezwykle pobożnej rodzinie, odkrył w sobie pociąg do mężczyzn i był tym przerażony. Lata niepewności i ukrywania przed bliskimi swojej prawdziwej natury sprawiło, że reagował teraz bardzo nerwowo.
Jacques kiwnął głową, przypatrując się drgającym dłoniom i spiętej twarzy mężczyzny. Mógł w tym momencie wyśmiać go, uderzyć w jego czuły punkt, bo Blake odkrył się przed nim, ale nie zrobił tego. W zamian uśmiechnął się delikatnie, jakby zapomniał o wszystkich komentarzach, które brunet kierował pod jego adresem, i chciał mu dodać otuchy.
– Kiedy ci powiedziała? – Oczywiście miał na myśli swoją młodszą siostrę, która z niejasnych dla niego powodów postanowiła wyjawić jego największy sekret synowi jego narzeczonej. Blake nawet nie wiedział, czy jest na nią zły z tego powodu. Wciąż był skołowany i nie ułożył sobie wszystkiego w głowie.
– Jak wpadli z wizytą – odparł, uśmiechając się pod nosem. Wciąż pamiętał rodzinę mężczyzny i ich nagłe odwiedziny. Tak naprawdę nie minęło wiele czasu od ich wyjazdu, nim zostali wysłani przez jego matkę w góry, więc wciąż mógł dokładnie przywołać w pamięci te trzy zwariowane dni. – Nie wiem, jak do tego doszło. Chyba nazwałem cię dupkiem, ona zaprotestowała i od słowa do słowa… – Wzruszył ramionami, nie wspominając, że Lily stwierdziła, iż jej brat nie pasuje do Katherine. On też tak uważał i mówił o tym głośno, od kiedy brunet wprowadził się do nich, więc nie było sensu teraz tego powtarzać.
Przez chwilę siedzieli w ciszy. Blake starał się poukładać sobie wszystko, a Jacques próbował nie analizować, dlaczego jest dla niego taki miły, skoro wciąż powinien się wściekać o wczorajszą akcję. A jednak – nie potrafił.
– Nie wykorzystałeś tego. – Mężczyzna spojrzał na niego, a intensywność tego spojrzenia kazała chłopakowi odwrócić wzrok. – Wiedziałeś i nie wykorzystałeś tego. Dlaczego?
– Po prostu. – Wzruszył ramionami. – Poznałem twoją rodzinę i w pewien sposób rozumiem potrzebę dyskrecji. – Uśmiechnął się pod nosem. – Chyba jestem też w stanie zrozumieć, dlaczego jesteś dla mnie takim chujem.
Blake roześmiał się, choć w tym śmiechu niewiele było z rozbawienia.
– Nie chcę, żeby Katherine wiedziała – powiedział, zamiast odpowiedzieć na cichy zarzut chłopaka. Fakt, ocenił go już na pierwszym spotkaniu przez pryzmat jego orientacji, ale nie chciał o tym teraz rozmawiać. I tak czuł się dziwnie, mówiąc z kimś o swoim biseksualizmie, gdy przez ostatnie dwadzieścia lat nie powiedział o tym nikomu ani słowa.
Jacques kiwnął głową, nieco zawiedziony. Liczył na to, że mężczyzna pociągnie rozpoczęty przez niego temat, ale najwyraźniej nie chciał tego robić. Nie mógł go jednak do tego zmusić. Blake nawet nie miał powodu, by mówić mu o tak osobistych kwestiach.
– W porządku. – Zawahał się. – Nie powinienem reagować wczoraj tak gwałtownie. Chciałeś tylko odpłacić mi za mój głupi żart… – Podrapał się po głowie, czując zażenowanie. Nigdy nie potrafił przyznawać się do błędów, a teraz jednak zrobił to i to jeszcze przy mężczyźnie, którego do niedawna tak bardzo nie znosił.
– Ale nie powinienem dotykać twojego telefonu, wybacz. – Brunet uśmiechnął się oszczędnie do chłopaka, zaskoczony jego „przeprosinami”, o ile tak mógł to nazwać. To nie było w stylu Jacques’a, którego znał.
– Cóż, jesteśmy kwita. – Poruszył się i wyciągnął przed siebie pusty talerz wraz ze szklanką po soku. – Mógłbyś to zanieść do kuchni?
– Mhm, jasne. – Blake wziął od niego naczynia, czując ulgę. Nadal był nieco rozstrojony, ale było mu dobrze z myślą, że jest ktoś, kto wie o nim i nie ocenia go z tego powodu. I co najdziwniejsze, jedną z tych dwóch osób był syn jego narzeczonej. To była absurdalna sytuacja. – Chcesz piwo?
– Rozpijanie młodzieży? – Uniósł brew, uśmiechając się pod nosem.
Mężczyzna wywrócił oczami, nie odpowiadając. Chwilę później wrócił z kuchni, niosąc dwie butelki ciemnego, regionalnego piwa. Okazało się dobre i mocne, co w dużym stopniu wpłynęło na dalszy przebieg tego popołudnia.

***

– Mam coś dla ciebie! – Blake poderwał się z kanapy, omal się przy tym nie wywracając, gdy potknął się o własne nogi. Jacques roześmiał się głośno, nie szczędząc komentarzy dotyczących jego niezdarności. Obaj byli już podchmieleni, przy czym chłopak trochę bardziej.
– Co takiego? – zapytał, nie kryjąc ciekawości. Jego brązowe oczy błyszczały intensywnie, a na policzkach widniał delikatny rumieniec, który miał niewiele wspólnego z jego dłuższym pobytem na słońcu. Zresztą, minęło już kilka godzin i czuł się lepiej.
Mężczyzna wrócił po chwili, niosąc prosty techniczny blok A3. Położył go na kolanach chłopaka, szczerząc się, jakby zrobił właśnie coś niesamowitego.
– Chciałeś rysować, więc proszę.
Jacques spojrzał najpierw na blok, później na zadowolonego z siebie Blake’a i nie mógł powstrzymać chichotu, który chwilę później przerodził się w prawdziwy, szczery śmiech.
– D-dzięki – wydusił, wciąż chichocząc jak panienka na pierwszej randce.
Mężczyzna nie przyjął jednak dobrze jego reakcji. Naburmuszył się, zakładając ramiona na piersi. Usiadł przy tym na kanapę, tuż obok niego, omal nie rozlewając piwa, które postawił na podłodze. Była to któraś z kolei butelka, uściślając.
– No co? – burknął.
– Nic. – Jacques pokręcił głową, uśmiechając się szeroko. – Zwykle rysuje w specjalnym szkicowniku, a nie na zwykłym bloku. – Wzruszył ramionami. – Ale w porządku. Z braku innych możliwości, może być nawet ten.
– To dlaczego nie wziąłeś szkicownika? – Mężczyzna zainteresował się tym, patrząc na niego intensywnym, przeszywającym wzrokiem. Jego reakcje były żywe, spontaniczne i… miłe. Angażował się w rozmowę, słuchał z zainteresowaniem i była to chyba ich pierwsza rozmowa, w trakcie której Jacques uznał, że zupełnie nie zna Blake’a.
Wziął spory łyk piwa, zanim odpowiedział.
– Ostatnimi czasy nie idzie mi najlepiej – przyznał. – Nie stworzyłem nic dobrego praktycznie od kwietnia. Nie widziałem sensu w zabieraniu szkicownika, ale najwyraźniej wdziałem sens w zabieraniu przyborów, bo bezmyślnie je zapakowałem. – Prychnął, kręcąc głową nad własną głupotą.
Dobrze im się rozmawiało. Alkohol rozluźnił ich na tyle, że szatyn opowiedział mężczyźnie o swoich odczuciach względem jego książki. Ba! Całkowicie porzucił wstyd i mówił otwarcie o swoich spostrzeżeniach, a Blake, zamiast reagować zażenowaniem, czy ucinaniem tematu, potwierdzał jego przypuszczenia. Okazało się, że obaj mają podobny gust, jeśli chodzi o literaturę i kino. Kto by pomyślał, że kilka mocnych piw może tak zbliżyć dwójkę ludzi, która rzekomo się nie znosi…
– Muszę do łazienki – oznajmił nagle, przerywając mu wpół zdania. Odstawił prawie pustą butelkę na podłogę i z trudem wstał, ściągając z kanapy swoją opuchniętą kostkę. Kulejąc, ruszył w stronę łazienki, a jeśli przytrzymywał się przy tym ściany, to wcale nie dlatego, że zaczynało kręcić mu się w głowie. Nie był pijany, a jedynie nieco wstawiony. Nic wielkiego.
Pięć minut później pojawił się w salonie, który okazał się pusty. Zmarszczył brwi, ale szybko dostrzegł plecy mężczyzny w kuchni. Nie wiedzieć czemu, zamiast usiąść na kanapie, przeszedł powoli przez salon (niemal nie czuł bólu, naprawdę) i oparł się o framugę.
– Co robisz? – zapytał, mrużąc oczy. Jeśli przez chwilę obraz zafalował mu przed oczami, to z pewnością nie była to wina wypitego alkoholu.
– Pomyślałem, że coś przegryziemy… – Blake wzruszył ramionami i zerknął na niego przez ramię.
– O, pomogę ci! – Jacques uśmiechnął się szeroko i kulejąc, zbliżył się do mężczyzny. Kuchnia była najmniejszym pomieszczeniem w domku i nie było w niej zbyt wiele miejsca, więc gdy chciał stanąć obok przy blacie, znalazł się naprawdę blisko mężczyzny. Akurat w tym momencie zakręciło mu się w głowie i byłby się przewrócił, gdyby brunet go nie przytrzymał.
– W porządku?
Chłopak pokiwał głową, uśmiechając się szeroko i nieco… pijacko. Jego oczy błyszczały, gdy spoglądał na twarz Blake’a. Był przystojny, fakt. I miał ładne oczy. Musiał przyznać swojej matce, że jednak miała całkiem niezły gust. I jeszcze te interesujące usta… Czy on coś mówił? Chyba tak, ale Jacques już nie słyszał, bo bezmyślnie wychylił się do przodu i zwyczajnie go pocałował.
To było krótkie. Zaledwie zetknięcie się warg. Ale w obu przypadkach wywołało piorunujące wrażenie.
Chłopak otworzył szeroko oczy, wciąż nieco skołowany. Zresztą, nie mniej niż Blake, który wyglądał na zszokowanego. Nim jednak nastolatek zdążył zareagować, ten puścił go i po prostu wyszedł, nie oglądając się za siebie.
Jacques czknął, dotykając dłońmi swoich rozgrzanych policzków. Chyba naprawdę zwariował…

44 komentarze:

  1. O tak, zwariował i za dużo wypił, słodkie:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. W końcu zaczęli się dogadywać i chyba nawet trochę polubili :) Ale ten pocałunek mógł właśnie to wszystko zepsuć... A może nie? Może Blake zacznie patrzeć na Jaquesa w inny sposób? A może znowu będzie niezręcznie i będą się nawzajem unikać? Tyle możliwości 😊
    Jaquesowi to już się śniło co nieco, teraz czas na Blakea 😆 A może jeszcze tego samego wieczoru coś się wydarzy? Będę czekać z niecierpliwością na następny rozdział 😀 Dziękuję bardzo i mnóstwa weny życzę 😙

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "W końcu zaczęli się dogadywać i chyba nawet trochę polubili" - już od początku wyjazdu okazało się, że potrafią się dogadać i podświadomie zaczęli darzyć się jakąś tam sympatią, ale żaden nie zdawał sobie z tego sprawy (i może nadal nie zdaje). Jeśli chodzi o pocałunek, to możliwości faktycznie jest sporo, a wszystko okaże się w następnym rozdziale :D
      Wena jest mi bardzo potrzebna, bo ostatnio ciężko z nią u mnie.
      Bardzo dziękuję za komentarz ;>
      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Warto było czekać. Dzięki

    OdpowiedzUsuń
  4. "No i jakby się nie obrócić to dupa zawsze z tyłu" - jakoś sobie nie wyobrażam dalszego rozwoju akcji, bo to trochę zakrawa na kazirodztwo, chociaż faktycznie by nim nie było. Ktoś zostanie skrzywdzony jeżeli obecne relacje potoczą się w zarysowanym kierunku. Ciekawi mnie jak to dalej pociągniesz autorko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Ktoś zostanie skrzywdzony jeżeli obecne relacje potoczą się w zarysowanym kierunku" - to na pewno. Tego się nie da uniknąć i byłam świadoma tego już od pierwszego rozdziału, gdy gdzieś tam w głowie pojawił mi się zarys historii. Aktualnie nadal nie wiem, jak się to wszystko zakończy - akcja rozwija się swoim tempem i... zobaczymy :D

      Jeśli chodzi o to, co napisałeś pod komentarzem Kuroneko (wolę odnieść się do tego tu, niż tam), to jestem bardzo wdzięczna za Twoją reakcję i wsparcie. Nie wiem, co jeszcze mogę napisać, więc po prostu dziękuję :D
      Pozdrawiam!

      Usuń
  5. Cieszę się, że kochana siostra akceptuje „dysfukcję” brata :) btw to smutne,że on tak myśli :(

    I to było takie śmieszne i jednocześnie urocze, gdy taki stary koń unikał zetknięcia się z gówniarzem <3

    40 stopni w cieniu? Nie wyszłaym z domu, podziw, Blake, chylę czoła :D ja bym głodowała i tyle <3

    Sny ero Jacquesa <3 to normalne, dorasta jeszcze, jest nastolatkiem, a Blake jest hcyba całkiem przystojny, nie? No i spędzają teraz ze sobą sporo czasu, to naturalne, że zaczął zwracać na niego uwagę „w ten sposób”.

    Szoda tylko, że nie pomyślał o matce :( bo jeśli ona naprawdę kocha Blake'a (bo jak widać, Blake chyba niezbyt?), to współczuję jej takiego syna :(
    Nie chciałabym, żeby np. mój nastoletni syn uwiódł mojego faceta o.O
    Dlatego oficjalnie stwierdzam (na razie), że Jacques jest niewdzięcznym gnojkiem <3

    A jeśli Blake zaczyna myśleć o Jacquesie w „ten” sposób, to mam nadzieję, że przedtem będzie miał jaja i zerwie z jego matką. :(
    Ale mi skoda kobiety :(

    No właśnie, spacer w górach w taką pogodę, popierdoliło cię, mały, nie? :D

    Blake, który mu pomaga <3
    Lubię te ich tekściki, fajnie się droczą i dokuczają sobie nawzajem <3

    Wzruszył ramionami, nie wspominając, że Lily stwierdziła, iż jej brat nie pasuje do Katherine. On też tak uważał i mówił o tym głośno, od kiedy brunet wprowadził się do nich, więc nie było sensu teraz tego powtarzać. - mam nadzieję, że tak właśnie jest <3 niech się rozstaną, może Kat jest tylko jego muzą :3

    Fajnie, że sobie pogadali :)
    #teamMocnePiwa

    Buzi :3
    Cholera, powiedz, że mamusia nie kocha Blake'a :D nie krzywdź jej! Ja wiem, że homo, że czytelnicy, że kontrowersyjny temat, ale błagam, zlituj się nad mamą :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 40 stopni to może nieco za dużo, ale 30-35 to idealna temperatura dla mnie xD

      Jacq nie chce go na razie uwieść. Przynajmniej świadomie. I skąd wniosek, że Blake nie kocha jego matki? Już jej mówił, że ją kocha ;>
      I niestety, przykro mi, ale ona jego też. I dlatego to będzie tak bardzo tragiczne i emocjonalne. Znaczy, w mojej głowie tak to wygląda. Liczę na to, że tak samo wyjdzie mi w tekście :P
      Bardzo dziękuję za komentarz :>
      Pozdrawiam!

      Usuń
  6. Dobra. Jak zwykle wszyscy zachwyceni, to ja dla równowagi ponarzekam.
    0. Naprawdę irytuje mnie coraz bardziej ta maniera narratora trzecioosobowego wczuwającego się w rolę. Jeśli chcesz dawać poza dialogami wstawki obrazujące wahania bohaterów, czy inne chwyty retoryczne, to rób to jako myśli z zapisem dialogowym. Albo chociaż wstawiaj w cudzysłowy, kursywę, cokolwiek, co sugeruje, że to bohater się czymś ekscytuje, a nie narrator. Inaczej wychodzi niby obiektywny narrator, który podnieca się sytuacją, którą powinien tylko opisywać z zachowaniem pozorów obiektywizmu, a nie komentować. Albo przestaw się zupełnie na narrację pierwszoosobową, skoro masz do niej ciągoty. Wiesz, jak fajnie się buduje napięcie, manipulując "kamerą" tak, żeby poukrywać kilka faktów, o których jeden wie, drugi nie? Zwłaszcza, że nie masz morza akcji i suspensu czyhającego za każdym krzakiem, a za niektórymi nawet po dwa.
    1. Szybki risercz i http://www.holidaycheck.pl/dc/52047c21-82bc-3767-ab73-f20d6a3a21fc , a więc nie 40, a 30, co daje nasz przeciętny czerwiec. Na godzinę 10-tą szacowałabym temperaturę około 5 stopni niższą niż w szczycie, czyli na oko między południem a drugą. Poza tym te 8/9 dni deszczowych daje naprawdę dużą wilgotność ogólną, więc zależnie od organizmu faktycznie można się trochę bardziej pocić. Albo i nie, niektórym odpowiada taki klimat bardziej i w ogóle nie odczuwają wtedy zmęczenia. ALE:
    2. Tam, gdzie jest wilgotno, nic nie wysycha, co najwyżej może wypalić stare rośliny od góry, ale wtedy widać młode przebitki. Tam, gdzie jest sucho w porze wegetacji roślin (a zimą raczej nic ci nie urośnie), nie ma wielu lasów naturalnych, a więc tych dużych i starych. Bliskie towarzystwo wysuszonych połaci i lasów (a lasy Kolorado na pierwszy rzut oka są dość bujne, stare i bardzo wysokie) się wyklucza poza przypadkiem pożarów i wypalań. Nikt zresztą nie poprowadzi szlaku turystycznego środkiem pobojowiska.
    3. Zaczerwienienie skóry po oparzeniu słonecznym pojawia się dopiero po kilku godzinach od urazu i w 99% przypadków dopiero po zejściu ze słońca. Zakładając, że Jaqueus "zaczął być poparzany" koło 9-tej, skończył około 10-tej, efektów spodziewałabym się najwcześniej koło 14-tej. Poza tym, jeśli ktoś ma udar słoneczny do tego stopnia, że pojawiły się zawroty głowy i problemy z równowagą, to pierwsze, co się robi, to daje mu zimną wodę. I to nie szklaneczkę, a wiadro.
    4. Doceniam poprawę kostki ALE muszę się do czegoś przyczepić - "szczelne" zawinięcie mocnej, świeżej opuchlizny? Ała.
    5. Nie, nie, nie i jeszcze raz nie. Blok techniczny nie jest dla dzieci, tylko, jak sama nazwa mówi, do rzeczy technicznych - rysunku architektonicznego, technicznego, maszynowego, instalacji, schematów informatycznych, itp. I w większości wypadków jest śliski, więc to dlatego jest problem z używaniem na nim mediów sypkich (ołówki, kredki, pastele, itp.), za to dość często pojawia się przy mediach płynnych (niektóre farby, tusze, markery). Większość szkicowników zresztą ma strukturę kartki bardzo podobną do bloku rysunkowego - kartki nieco szare, chropowate w dotyku (grubsze niż w bloku), więc w zasadzie na krótką metę nie ma między nimi dużych różnic. Z tym "zazwyczaj" też bym polemizowała. W szkicowniku, jak nazwa wskazuje, robisz szkice, czyli coś dla siebie. Jakieś ćwiczenia techniczne, szybkie zarysy w plenerze, czy plany do przełożenia na papier. Ale załóżmy, że Jacques mówił z perspektywy czysto malarskiej, więc dużym błędem to nie jest.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 6. Mocne piwo... wybierz jedno z dwóch. Polskie piwa są uznawane za jedne z mocniejszych. Standardowy Żywiec ma koło 5% alkoholu, najmocniejszy Porter prawie 10% i jest cholernie gorzki, więc poza wąską grupką smakoszy wypija się góra butelkę. Dla porównania, większość win mieści się w przedziale 10-20%, wódka koło 40 nawet do 70% (bałkańska). Jeśli pojedziesz do Włoch, to zawartość "procentów" w piwie jest mniej więcej o połowę niższa niż u nas. Większość Amerykanów narzeka, że amerykańskie piwo ma mniej alkoholu niż europejskie. Wnioski?
      7. Jeżeli mówisz o "mężczyźnie" i "chłopaku" to chyba nie ma problemu ze zorientowaniem się, w którą stronę jest nierówność wieku, prawda? To po co w takim razie cały czas tłuczesz "starszy mężczyzna" i "młodszy chłopak"? A jak się naraz pojawiają "chłopak", "młodszy chłopak", "brunet", "mężczyzna", "szatyn", "starszy mężczyzna", "Jacques", "Jacq" i "Blake" to już lecą takie fajerwerki, że...

      8. Wreszcie zaczynasz myśleć. Dziur się nie łata "ups, zapomniałam, to ja tam trzy rozdziały temu dopiszę. Udajcie Czytelnicy, że nie widzieliście" tylko klucząc w motywacjach. Tu masz plusa, choć czasami było trochę liczenia na to, że Czytelnik nie zauważy lub nie pamięta. CZasami inaczej już się nie da, jak rżnąć głupa, że tak miało być.
      9. Mam wrażenie, że wreszcie przysiadłaś nad spójnością wewnętrzną ludzi. Albo to kolejny z wielu przypadków potwierdzający, że masz wyjątkowo sprawnego Wena nad sobą. Jak będziesz mieć chwilkę czasu, to zerknij sobie na aplikację androidową Character Planner. Jest po angielsku, ale to nie jest duży problem. Jeśli uzupełnisz całe karty chociaż głównych bohaterów, to wiesz już o nich chyba wszystko, co się da. Przyznaję się osobiście, że wypełnienie mojego głównego Heia zajęło prawie godzinę, bo o wielu aspektach tam wrzuconych nawet bym nie pomyślała, żeby je ubrać w słowa. Jeszcze mi trochę brakuje, bo odpóściłam sobie Historię na luźniejsze czasy. Świetne ćwiczenie na zżycie się z własnymi kreacjami, a przy okazji potężne narzędzie techniczne przy pisaniu dłuższego tekstu. Spróbuj chociaż, bo to właśnie tak się rozwija taką "techniczną wyobraźnię".

      Usuń
    2. Już wcześniej czytając Twoje komentarze drażniła mnie taka "złośliwa czepliwość", jakbyś specjalnie wyszukiwała szczegóły na które 99% czytelników nie zwróci nawet uwagi. Ale tym razem zdenerwowało mnie coś innego - to poczucie wyższości z jakim zwracasz się do rehab-e, właściwie mam wrażenie jakbyś z niej drwiła. Nie wiem czy Twoje poczucie wyższości jest uzasadnione

      Usuń
    3. Szanowna Anonimko, co wstydzisz się podpisywać pod własnymi tezami!
      To nie jest złośliwa czepliwość tylko uzasadniona i tłumaczona za każdym razem krytyka. A jeśli "99% czytelników" nie myśli we własnym zakresie, tylko maślanymi oczyma spogląda na Święte Dzieło, Którego Nie Wolno Poddawać Pod Logiczny Osąd, to niezbyt to dobrze świadczy zarówno o czytelnikach, jak i chyba częściowo o autorze. Chociaż Czytelnika się nie wybiera, więc wina autora jest tu minimalna.
      Z autorką rozmawiałam też trochę "poza wizją" i obie się rozumiemy, co najlepiej widać po jej tekście. Czy osoby postronne mogą źle odczytywać nasze rozmowy? Owszem, ale nie widzę najmniejszego powodu, by się tym przejmować. W końcu, publiczna bo publiczna, ale jest to rozmowa z autorem.
      Co do poczucia wyższości... w takim razie w szkole nauczyciele też z Ciebie drwią i mają poczucie wyższości, bo przekazują Ci wiedzę, której Ty nie posiadasz jeszcze i poprawiają błędy.
      A na koniec tylko dodam pewną kwestię do przemyślenia: Rehab-e siedziała na tekstem pewnie dość długo, przygotowywała się (jak pisałam wyżej, widać to coraz lepiej). I teraz kto ma większy szacunek do jej pracy - wy, bo napiszecie dwa zdania "fajne, pisz dalej" i nie wniesie to zupełnie nic do jej stylu, wiedzy, świadomości literackiem poza chwilowym uśmiechem, czy ja, uważnie przyglądając się każdej kwestii, wręcz każdemu zdaniu i pokazując "tu robisz błąd", "tego musisz sobie pilnować", "ten wątek schowaj, bo tylko psuje całość, za to wyeksponuj inny, bo jest trafiony w dziesiątkę" i za każdym razem tłumacząc w miarę dokładnie, dlaczego tak twierdzę? Jeśli ostało się w tobie choć trochę krytyki i przeczytaj sobie hurtem jeden z pierwszych rozdziałów, potem coś koło piątego, bo wtedy zaczęłam czytać i ten, a na pewno zauważysz różnicę. Uprzedzając, nie twierdzę, że to moja zasługa. Ja tu pełnię tylko rolę nauczyciela szkolnego - przekazuję wiedzę i wskazuję problemy. To autorka wykonuje ciężką pracę nad ich poprawą. Jako autor twierdzę, że świadomość poprawy warsztatu i umiejętność dostrzeżenia problemów w miejscach, o których wcześniej się nawet nie wiedziało jest dużo bardziej satysfakcjonująca niż kilku klakierów bezmyślnie powtarzających "rehab-e wielką pisarką jest).
      Zresztą, możesz wpaść na mój blog i "złośliwie poczepiać się" mojego tekstu. Oczywiście, tak jak ja, konkretnie i rzeczowo wypisując problemy, a potem tłumacząc, na czym miałaby polegać poprawa. I umieć je obronić w rozmowie. Będzie mi niezmiernie miło, podstawna krytyka i kłótnia o najlepszą wersję zawsze jest bardzo przydatna i rozwijająca.

      Pozdrawiam, Kuroneko
      nigrumcor.blogspot.com
      PS. Jeśli chcesz kontynuować tę rozmowę, to proponowałabym albo na moim blogu, albo prywatnie, żeby tu nie śmiecić.

      Usuń
    4. Staram się nie wtrącać w komentarze innych, ale ponownie wzruszyło mnie chamstwo twojego komentarza.
      Kurendo siadając do komentowania wypij wcześniej kocimiętkę to pozwali Ci się zdystansować do komentowanego tekstu, a być może i do samej siebie. Kocimiętkę polecam wzorując się na Tobie, wszak kiedyś sama ją polecałaś Dream w odpowiedzi na jej komentarz.
      Postaram się odnieść do Twoich punktów:
      0 – Jeżeli wkurza Cię narracja wszystkowiedząca (narrator trzecioosobowy) to po prostu nie czytaj! To nie jest lektura obowiązkowa!
      1. Swój „szybki risercz i http://www.holidaycheck.pl/dc/52047c21-82bc-3767-ab73-f20d6a3a21fc” w buty sobie wsadź. Portale tego typu podają pogodę przewidywaną, opierając się na prognozowanych frontach atmosferycznych i uśrednieniach z poprzednich lat. Mało tego to, co przytaczasz za przykład jest uśrednieniem dla całego Kolorado. Więc cały Twój wywód jest po prostu blagą i bełkotem niemającym nic wspólnego z rzeczywistością. W dodatku w opowiadaniu chodzi o konkretny teren - góry.
      2. Patrz punkt 1. Znowu bełkot i Twoje „widzi mi się”. Trawa potrafi zżółknąć po kilku „gorących” dniach. Bliskie towarzystwo wysuszonych połaci traw i lasów jest jak najbardziej naturalne w lecie, nawet w naszych górach.
      3. Kolejne brednie i Twoje chciejstwo. W górach i nad wodą słońce „łapie” zdecydowanie szybciej i mocniej, dodatkowo ważna jest karnacja i kilka czynników, które mogą nasilić działanie słońca, przykładowo zażywane lekarstwa, używane kosmetyki, zioła, a nawet słodzik. Sam zaliczyłem poparzenie słoneczne z silnym zaczerwienieniem po zaledwie godzinie wędrówki w górach, w maju! Chłodny (nie zimny) prysznic jest idealnym rozwiązaniem, o ile jest dostępny. Zimna woda do picia wskazana.
      4. Racja, „szczelne zawinięcie” nie jest zbyt fortunnym wyrażeniem w tym przypadku.
      5. Za odniesienie się posłuży cytat z opowiadania „Mężczyzna wrócił po chwili, niosąc prosty techniczny blok A3.”
      „- Nic. – Szatyn pokręcił głową, uśmiechając się szeroko. – Zwykle rysuje w specjalnym szkicowniku, a nie na zwykłym bloku dla dzieci. – Wzruszył ramionami. – Ale w porządku. Z braku innych możliwości, może być nawet ten blok.”
      Szatyn wziął blok techniczny za blok dla dzieci, a Blake za szkicownik. Więc, po co Twój wywód? Popis z wiedzy o blokach ? Popis bezsensowny, dzisiaj używa się programów komputerowych do celów, które wymieniłaś, a bloki techniczne używane są chyba w szkołach do ćwiczeń.
      6. Mocne piwo… ależ jak najbardziej tak! W przeciwieństwie do słabego piwa. Twój wywód miałby sens gdyby napisała o piwie „mocny alkohol”, ale chęć dowalenia autorce chyba Cię zaślepiła.
      7. Zgoda. Jeżeli jest chłopak i mężczyzna to dodawanie starszy i młodszy jest masłem maślanym.
      8, 9. Niestety Ty w przeciwieństwie do autorki nie myślisz, starasz się tylko „dowalić”. Twoja pseudo krytyka w obecnym wydaniu nikomu nie pomaga. Żeby być pomocną było popracuj nad formą, treścią oraz własną wiedzą. Komentując i dyskutując w taki sposób wystawiasz świadectwo własnej głupoty i pychy, nic więcej.
      W ewentualnej dalszej polemice (bezsensownej z mojego punktu widzenia) nie odsyłaj mnie na swój blog, byłem, widziałem i nie zainteresował mnie w żaden sposób.

      Usuń
    5. Może Cię zdziwię, ale jestem spokojna. Bardzo spokojna.
      0. Nie irytuje mnie narrator trzecioosobowy, ale mieszanie jednego z drugim. Myślałam, że jest to dość jasne.
      1. Dokładnie. Uśredniając poprzednie lata. Więc skoro ze średniej poprzednich lat wyszło 30 to nie ma sensu stwierdzenie "jak zwykle było 40". Można co najwyżej mówić "tego roku było goręcej niż zwykle, bo aż 40". A konkretny teren - góry stawia sytuację w jeszcze gorszym położeniu, bo im wyżej n.p.m., tym chłodniej.
      2. Owszem, trawa żółknie dość szybko. Ale zżółknięta trawa a totalnie wypalona, sucha ziemia to co innego. Zresztą, trawa żółknie nie tylko od słońca, ale głównie od małej wilgotności, czyli po prostu "w czasie suszy szosa sucha". A tam, gdzie jest sucho, nie ma dużych lasów, las potrzebuje wilgoci. I wilgoć tę zatrzymuje. I kółeczko z pierwszą wypowiedzią się zamyka.
      3. Ja nie mówię, że nie. Osobiście potrafię godzinkę siedzieć w cieniu i mieć czerwone plecy, zupełnie tego nie neguję. Mówię jedynie o momencie, w którym zauważamy, że nas "łapło".
      4. Miło mi, że się zgadzamy.
      5. Szatyn to Jaques, a nie jakiś randomowy trzeci człowiek. A Jaques to artysta, więc powinien posiadać przytoczoną przeze mnie wiedzę. Blake w ogóle nie mówił nic o tym, dlaczego wziął akurat papier techniczny. Jestem w stanie nawet uwierzyć, że zrobił to, bo blok techniczny był droższy, więc myślał, że lepszy. A wywód uważam za dość przydatny na przyszłość dla autorki. W końcu w przyszłych rozdziałach może też będzie coś pisać o papierze, prawda? Popis? Nie, zwykłe dzielenie się wiedzą. Co do wykorzystywania komputerów zamiast tradycyjnego rysunku - ależ oczywiście, że nie. Wyobrażasz sobie, że pana Zenka zakładającego instalacje elektroniczne jako jednoosobowa firma stać na oprogramowanie, za które trzeba zapłacić kilka tysięcy, aktualizować co chwilę odpłatnie i potrafić obsługiwać? Albo geodetę na ogródkach działkowych w Kozicach Zdrój latającego od płotu do płotu z laptopem, żeby rozrysować to wszystko? Ja nie. Nie zrównuj wszystkiego do wielkiego koncernu samochodowego. Nawet plany geodezyjne mojego miasta, z którymi pracowałam są w większości rysowane ręcznie (a komputerowe wersje skanami tychże). Oczywiście na dużym formacie. A nawet wykluczając to wszystko, jeśli w szkole używa się bloku technicznego do rysunku technicznego to to dalej jest to rysunek techniczny, a nie podstawowe wyposażenie pierwszaka.
      6. Faktycznie może delikatnie źle się wyraziłam na początku, ale myślałam, że z dalszej części widać, co miałam na myśli - dla osoby przyzwyczajonej do alkoholu "kilka piw" nie jest w stanie jej upić.
      7. Miło mi, że się zgadzasz.
      8,9.Szczerze mówiąc nie widzę potrzeby komentowania tego. Jak już mówiłam, rozmawiam z autorką w sposób, na jaki ona przystaje, a nie w jaki pasuje postronnym. Pomijam, że moja "pseudo krytyka" jednak wpłynęła na styl pisania autorki, więc zamierzony efekt został osiągnięty, prawda?
      Skoro rozmowa jest według ciebie bezsensowna, to po co w nią wchodzisz?
      Nawet nie myślałam o odsyłaniu nikogo. Wyżej zrobiłam to tylko dlatego, że jak was irytuje to, że śmiem wychodzić z jakąkolwiek krytyką, tak mnie zirytowało, że koleżanka wyżej pojechała personalnie po mnie zamiast po tekście, w dodatku nie podała żadnego konkretnego argumentu i wyraźnie chciała pokazać, że jakby ona się zabrała za to, co ja piszę, to by się internet zaciął, tyle błędów by znalazła. A ja jej to umożliwiłam. Nie spodobał ci się - trudno, nie każdy lubi te same klimaty. Jeśli myślałeś, że poczuję się jakoś urażona lub uda ci się mnie obrazić tym, muszę cię zmartwić.

      Usuń
    6. "Skoro rozmowa jest według ciebie bezsensowna, to po co w nią wchodzisz?"
      Ponieważ wkurza mnie Twoje chamstwo, czepialstwo, bezsensowny bełkot i zarozumiałość. Ale to do Ciebie chyba nie dociera. Jeżeli krytykujesz to rób to z sensem a nie pseudonaukowym bełkotem, jak powyżej to zrobiłaś.
      Twoja odpowiedź świadczy o Tobie. Racja zawsze musi być po Twojej stronie, zapomniałem, że istnieją tacy ludzie.
      Ponad wszelką wątpliwość udowodniłem, że nie masz racji w pięciu punktach, ale Ty i tak musisz się odszczekać, niczym podwórkowy kundel, a bo w górach Kolorado nie może być czterdziestu stopni Celsjusza, a jak jednak może być, to... , a bo trawa nie może być sucha od słońca, bo wilgć i lasy (ten wywód to szczyt ignorancji z Twojej strony w kontekście tego co napisała autorka - czytaj ze zrozumienioem), poparzenia można od słońca dostać, ale jednak…, piwo już może być mocne, ale przecież... a pan Józek to...
      Pan Józek to powiedział by Ci parę dobitnych słów uznawanych powszechnie za obelżywe i tyle.

      Mądrzy ludzie mówią, że z głupcami nie powinno się dyskutować, bo sprowadzą Cię do swojego poziomu i pokonają głupotą. I dobitnie Kurenko udowodniłaś rację tego powiedzenia. Więcej się do Twojego poziomu nie zniżę. Życzę dobrego samopoczucia.

      Usuń
    7. Przepraszam, przekręciłem Twój Nick z Kuroneko zrobiłem Kurenko.

      Usuń
    8. Nie odniosę się do tego, co się powyżej wydarzyło, bo nie mam do tego siły. Ale odnośnie Twojego pierwszego komentarza, Kuroneko:
      1. Auć. Lubię pisać w ten sposób i nie zmienię tego. Zawsze sądziłam, że akurat to jest w porządku - najwyraźniej się myliłam. Niemniej jednak nie zamierzam robić niczego w kierunku zmiany tego, bo po prostu prowadzenie takiej narracji sprawia mi przyjemność.
      2. Blok techniczny. Zapytałam o to mojej koleżanki, która orientuje się w tym wszystkim i ona twierdzi, że zwykły blok za 1,50 zł w supermarkecie, który nazywa się "blokiem technicznym", można nazwać blokiem dla dzieci. Poza tym osobiście nigdy nie widziałam śliskich kartek w takich blokach i zawsze wolałam je od rysunkowych. I tak szczerze, to takie bloki są podstawowym wyposażeniem pierwszaka ;>
      Oparzenia -> opierałam to na sobie, więc...
      3. Faktycznie tam mi wyszło masło maślane i akurat za zwrócenie uwagi na ten aspekt faktycznie Ci dziękuję.
      4. Jeśli mam być szczera, to muszę przyznać, że ja też odbieram to w ten sposób, tj. wszystkie Twoje komentarze wydają mi się agresywne i sprawiają, że zwyczajnie robi mi się przykro. I wiesz, wcale nie wierzę w to, że moje opowiadanie Ci się podoba. "Święte Dzieło, Którego Nie Wolno Poddawać Pod Logiczny Osąd" - czytając to, zrobiło mi się po prostu głupio. I nieważne w jakim kontekście tego użyłaś - ja nie napisałabym tego nawet pod opowiadaniem, które uważam za chłam.
      Cóż, chyba nie jestem w stanie napisać teraz więcej.
      Dziękuję za wyrażenie swojej opinii.

      Usuń
    9. Nie lubię się powtarzać, ALE - komentarz pod postem jest rozmową z autorem, a nie z oburzonym fandomem. Nie mam ani obowiązku, ani tym bardziej chęci przejmować się ludźmi, których sprawa nie dotyczy i z którymi nie mam nic wspólnego.
      Jeżeli ja, wchodząc z autorką tekstu w dialog, jestem chamska, czepialska, zarozumiała, to ty tym bardziej. Zwłaszcza, że ja cały czas nie schodzę z płaszczyzny tekstu, a ty cały czas szczekasz, używając twojej terminologii, na mnie.
      A ja ponad wszelką wątpliwość odparłam te zarzuty.
      Wyobraź sobie, że mój ojciec JEST elektrykiem. Przez bardzo długi czas prowadził jednoosobową firmę, od trzydziestu lat pracuje ciągle w zawodzie, kilka razy mu nawet pomagałam za dzieciaka prowadzić całe instalacje elektryczne w domach. Zawsze rysował wszystko ręcznie. Co więcej, ręcznie rysuje dokładniej niż te twoje cudowne programy. Do planów technicznych mojego nauczyciela rysunku technicznego można było podchodzić nawet z suwmiarką. Co mówisz na mnie, pal licho. Ale nie pozwolę obrażać ludzi takich jak ci dwaj teoriami jakoby tylko tylko w szkole rysowało się ręcznie, a potem to już nie ma jednego takiego idioty, co by rysował ręcznie, jak może wklepać w komputer i mu samo wyjdzie.

      Jeśli nie jesteś w stanie logicznie i niepodważalnie udowodnić swojej racji, to nie ja tu jestem głupia.

      A tak poza tym, to przepraszam Rehab-e, że z powodu mojej wypowiedzi ma taki śmietnik w komentarzach. Jeśli Ci to przeszkadza, to skasuj cały wątek i będziesz mieć święty spokój z rozmowami nie na temat.

      Usuń
    10. Może nie wyraziłam się dość jasno, chodziło mi przede wszystkim o formę Twoich komentarzy. Może są one merytoryczne, ale podajesz je w sposób złośliwy, jakbyś cieszyła się z każdej okazji na wytknięcie błędu.
      Co do tych błędów właśnie, czytając opowiadania, książki obyczajowe, a nawet powieści uznane za arcydzieła literatury ważniejsza dla mnie jest przyjemność czytania, przeżycia duchowe i nie chcę ich sobie psuć zastanawianiem się czy w mieście X na ulicy Y faktycznie jest kawiarenka Z, albo czy w XVII w. okolice miasteczka J zalała rzeka K . No chyba, że czytam powieść dokumentalną ☺ Wydaje mi się, że nie tylko ja mam takie podejście do czytania, oczywiście czasem wpadną mi w oko niezłe "kwiatki", ale to się zdarza nawet najlepszym I. to pomimo fachowej redakcji i korekty wydawnictwa.
      Wspomniałaś też coś o nauczycielach, że "przekazując mi wiedzę drwią" ze mnie czy coś w tym stylu. To dobry przykład, widzisz nauczyciel taki z powołania potrafi w taki sposób przekazać swą wiedzę by zaciekawić ucznia, zachęcić do pogłębienia tematu, do rozwoju. Sprawia on, że nauka staje się przyjemnością. Niestety są też tacy nauczyciele, którzy chyba wybrali nie ten zawód i swoich uczniów traktują jak zło konieczne, nie zależy im by ich czegoś nauczyć - za to czerpią ogromna przyjemność z wyśmiewania i poniżania ich.
      Nie chcę się z nikim kłócić i pewnie nie odezwałabym się w ogóle gdyby nie zraził mnie ton i forma w jakiej przekazywałaś swoje uwagi. To mój ostatni wpis w tej sprawie

      Usuń
    11. Skoro mogę, to ja też się wtrącę. Szczerze mówiąc, gdybym była autorką to cieszyłabym się z konstruktywnej krytyki, ale twoje komentarze ( jak kilka osób to już napisało) są zbyt agresywne. Jesteś, jak wywnioskowałam osobą oczytaną, więc nie byłoby problemem dla ciebie zamienienie kilku słów na łagodniejsze? Zmienienie kontekstu zdania z "niby jest dobrze, ale ogólnie to mnóstwo gówna w tym jest. Łaskawie udzielę ci rady" na coś... milszego? Bo zauważ, że ja jako osoba, która wejdzie i zerknie w komentarze(twoje), nie będzie się doszukiwać w nich chęci koleżeńskiej pomocy, kogoś kto się na tym zna. Zobaczy po prostu pseudo konstruktywną krytykę i odbierze, to najzwyczajniej w świecie, jako atak na autorkę. Dlatego już kilka osób się wtrąciło. Jeżeli chodzi o narrację- mi się podoba. Może ty nie lubisz mieszania, ale czy to nie nazywa się właśnie stylem pisania? Pisze i trafia to w czytelników. Jeżeli nie, to po prostu nie czytają już.
      Odnosząc się jeszcze do tego, że stwierdziłaś, jakoby twój komentarz był więcej wart od komentarzy typu "świetnie piszesz" lub "super rozdział, czekam". Droga Kuroneko, nie ma co porównywać komentarzy. Ty nie określasz ile co jest warte. Te osoby chcą, by autor wiedział, że po prostu tu są i czytają jego wypociny.
      Co do całej afery z rysowaniem- sama rysuję i nie uważam, że Jacq jest " za mało artystą". Sama też czasem nie mam weny i jak gdzieś jadę, to nie pakuję ze sobą przyborów, bo o tym po prostu nie myślę. Często potem tego żałuję, bo jak wiadomo, życie lubi nas kopać w dupę i jak coś chcemy, to akurat tego nie mamy. Jeżeli chodzi o całą sprawę z blokiem, to kłótnia w zasadzie o nic. O to, że napisała, że blok dla dzieci? O to, że ty napisałaś jakie kartki? No ludzie! :< (chociaż ja uważam za blok dla dzieci rysunkowy. Techniczny ujdzie, ale zależy czym robisz rysunek) Dodam, że zgadzam się z tym, że kartki cansona są świetne ;)
      I jeszcze "Nie lubię się powtarzać, ALE - komentarz pod postem jest rozmową z autorem, a nie z oburzonym fandomem. Nie mam ani obowiązku, ani tym bardziej chęci przejmować się ludźmi, których sprawa nie dotyczy i z którymi nie mam nic wspólnego."- oczywiście nie musisz, ale jeżeli wypowiadasz się tutaj, w komentarzach to oczywiście tak jak to już zrobiliśmy, możemy dołączyć się do dyskusji.
      Droga Rehab-e, mam nadzieję, że wena jest i zaczynasz już pisać następny! :D
      Pozdrawiam wszystkich, Wika.

      Usuń
    12. Kuroneko - jak zwykle przerost formy nad treścią. Radzę nabrać odrobinę pokory, bo uwierz, nie pozjadałaś wszystkich rozumów a postawa, którą reprezentujesz, jedynie odpycha. Zbyt duża impertynencja kiedyś w końcu Cię zgubi. Już kiedyś pisałam Ci, że krytykowanie to sztuka i nie chodzi w niej o udowodnienie autorowi, że jest głupszy od krytykującego. Niestety, znów odniosłaś odwrotny skutek, bo kultura to także przejaw inteligencji, tyle że społecznej.

      Przepraszam Rehabe, że dodaję tu swoje trzy grosze. Właściwy komentarz do rozdziału napiszę na dniach, bo jak na razie to sesja zjada mi życie.

      Ach i co do tego narratora wszystkowiedzącego - sama go stosuję i to naprawdę nic złego. ;) Można przy nim fajnie pobawić się światem, wejść w głowy kilku bohaterów na raz. Jeśli dobrze się z nim czujesz, kontynuuj pisanie dokładnie tak jak Ci pasuje. Kuroneko zapomina, że jest coś takiego jak styl pisania, a styl pisania czasem nawet może zahaczać o niepoprawność, bo to łatka identyfikująca autora. Tak więc głowa do góry i rozwijaj dalej swój styl. :)

      Usuń
  7. Hej! Wczoraj szukając czegoś do czytania trafiłam na twoje opowiadanie i jestem z tego powodu bardzo zadowolona. Świetnie mi się to czyta. Fajne jest to że dajesz czas bohaterom i akcja może powoli się rozwijać a nie wszystko w 5 rozdziałach :) i jeszcze ta różnica wieku pomiędzy bohaterami która uwielbuam. No cóż z niecierpliwością czekam na następny rozdział bo zapowiada się bardzo ciekawie a Tobiekl kochana życzę dużo weny ❤❤❤ pozdrawiam Aga��

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też uwielbiam dużą różnicę wieku pomiędzy bohaterami :D
      Staram się rozwijać to powoli i wciąż nie jestem pewna, czy nie pospieszyłam się z tym pocałunkiem. Niemniej jednak bardzo się cieszę, że Ci się podoba. Każdy nowy czytelnik niezwykle mnie raduje :D
      Wena się przyda i to bardzo!
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam ;>

      Usuń
    2. To może polecasz jakieś opowiadanie z różnica wieku między bohaterami? Aktualnie przeżywam niedosyt opowiadań a nie mam co czytać ;)

      Usuń
    3. Hmm, tak naprawdę większość opowiadań z różnicą wieku, które czytam, to ff. Mało jest dobrych, ale spróbuję:
      https://shikattales.wordpress.com/opowiadania/newtons-balls/
      http://twincest-bill-i-tom.blogspot.com/p/granice.html i opowiadanie "Więź"
      http://opowiadania-yaoi-boys-love.blogspot.com/ - "Mój nauczyciel"
      https://dopokijestem.wordpress.com - "Till we are"
      http://mlody-lady-makbet.blogspot.com/
      http://zostawic-rzeczywistosc.blogspot.com/ - "Gówniarz"
      Na razie mam tyle. Pewnie już wszystkie czytałaś xD

      Usuń
  8. Kiedy można się spodziewać nowego rozdziału? Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teoretycznie rozdział powinien pojawić się w poniedziałek, ale jeszcze nie zaczęłam go pisać, więc... Zobaczymy, jak wena i czas mi pozwolą na napisanie go. Postaram się zrobić to jak najszybciej.
      Pozdrawiam! ;>

      Usuń
  9. Rozdział super!
    Opowiadanie naprawdę godne polecenia 😍😍
    Tylko... Chyba nie ma co liczyć na mpreg, prawda?
    Jestem wielką miłośniczką mpregu. No cóż, będę chyba czekała na inne opowiadanie mpreg :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Cieszę się, że Ci się podoba :D
      Nie, mpreg nie wchodzi w grę w tym opowiadaniu. I w żadnym innym, jak na razie. Lubię mpreg, ale nie mam pomysłu na jakieś dobre opowiadanie z tym. Może kiedyś ;)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  10. Twoje opowiadania jest świetne!Z niecierpliwością czekam na następny rozdział. Życzę dużo weny 😊

    OdpowiedzUsuń
  11. Patrząc na tę dyskusję zastanawiałam się, czy skomentować. Bo wiadomo, komentarze gdzieś giną, jak obok odbywa się taka wymiana zdań (a tutaj w pewnym momencie fruwały na prawdę ciekawe pociski). Ale widzę, że później już się normalnie komentowało, więc coś naskrobię ;)
    Także witam. Jestem tu nowa.
    Zazwyczaj nie nadrabiam blogów, na których jest ponad dziesięć rozdziałów, ale zaciekawiło mnie to, że kochany blogger za każdym razem mnie informuje, że wchodzę tu na własną odpowiedzialność. Jeszcze nic tak soczystego się nie stało, ale skoro ograniczenia wiekowe są, to nic, tylko czekać, heh ;)
    Mam takie pytanie: jaka jest różnica w wymowie Jacq, a Jacques? Męczy mnie to od początku. Z francuskiego to by była tylko taka mała, maleńka różnica w akcentowaniu, bo -ues i tak jest nieme. Więc nie wiem o co chłopak tak się oburza. W takiej "zangielszczonej" wersji to nawet nie wiem. Chyba bez różnicy.
    Rozdział dużo pokomplikował, zwłaszcza zakończenie. Niby tak od początku na to się czeka, ale jak już jest to żal mi się zrobiło matki Jacqa. Blake zapewne nie podzieli się tym z nią, ale nie wiem. Jeśli jej to powie, to pewnie się kobieta załamie. Eh. To ciężkie. W sumie chyba to jest najlepsze w całym opowiadaniu - że wydaje się takie lekkie, każdy poszczególny rozdział, ale razem jest takie włośnie trudne.
    Co do stylu.
    Jest prosty i adekwatny do postaci. Ta prostota jest w gruncie rzeczy urzekająca. Opisy czyta się bardzo lekko i bardzo miło. No i bardzo szybko. Nie udziwniasz, ani nie przesadzasz - duży plus za to.
    Kk, to chyba tyle. Nie chcę się zbytnie rozpisywać. Pozdrawiam więc gorąco i życzę dużo weny,
    Poss (^.^)

    ps. Zapraszam -> kaftanbezpieczenstwa.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszy mnie każdy nowy czytelnik, a jeszcze bardziej się cieszę, gdy mu się podoba :D
      Jeśli chodzi o wymowę, to tak naprawdę nie ma jakiejś wielkiej różnicy, ale Blake wymawia to w taki sposób, że Jacq od razu dostaje szału. Troszkę przewrażliwiony z niego chłopak :P
      Bardzo dziękuję za komentarz i mam nadzieję, że zostaniesz tutaj na dłużej ;>
      Pozdrawiam!

      Usuń
  12. Jak Ci idzie pisanie? ☺

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, bo nie mam czasu włączyć Worda :/ Ostatnie dwa tygodnie były dla mnie istną męką i dopiero ten weekend zapowiada się w miarę spokojnie. Liczę na to, że uda mi się przysiąść i napisać chociaż połowę rozdziału, a gdyby wena dopisała, to może nawet całość. Wiem, że testuje Waszą cierpliwość, ale nic na to nie poradzę - za trzy miesiące matura i trzeba się spiąć :(

      Usuń
  13. Przepraszam, zapomniałam że jesteś maturzystką. W takim wypadku absolutnie nie naciskam. Właściwie jeśli zrobisz sobie 3-4 miesiące przerwy to będzie całkowicie zrozumiałe. Są rzeczy ważne i ważniejsze ☺ Mam tylko nadzieję, że jeśli tak zrobisz to będziesz miała samozaparcie by wrócić do pisania po przerwie. Tak czy inaczej będę trzymała za Ciebie kciuki.

    OdpowiedzUsuń
  14. Fajnie by było gdybyś dała znać jak wygląda sytuacja ☺

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spinam się. Rozdział pojawi się w poniedziałek ;)

      Usuń
    2. Jeśli można spytać to w który poniedziałek? Rozumiem że matura brak czasu i tak dalej ale nie prościej konkretnie powiedzieć że rozdział nie pojawi się w najbliższym czasie?

      Usuń
  15. Cześć. Przeczytałam ten rozdział i jestem w stu procentach przekonana, że przeczytam poprzednie rozdziały i będę starać się być tu już na bieżąco:) Naprawdę fajnie piszesz, miło się czyta, pozdrawiam.
    Jeśli oczywiście miałabyś ochotę, to zapraszam Cię na mojego bloga:
    http://nowypoczatekmayumi.blogspot.com/
    Dziś go założyłam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej. Bardzo dziękuję ;> Cieszę się, że Ci się podoba i mam nadzieję, że zostaniesz tutaj na dłużej.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  16. Hej,
    wspaniale, zaczęli się dogadywać, kilka piwek wypitych i już jest normalna rozmowa, a ten pocałunek może wszystko zepsuc, ale i może stworzyć coś więcej...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  17. Hej,
    wspaniale, w końcu zaczęli się dogadywać, kilka piwek i już jest normalna rozmowa, tak jak się mówi alkohol pomaga w kontaktach... ten pocałunek może wszystko zepsuć, ale i  stworzyć coś...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  18. Hej,
    wspaniały rozdział, cieszę się, żeJaques i Blake zaczęli się w końcu dogadywać, kilka piwek i już jest normalna rozmowa... ale boję się, bo ten pocałunek może wszystko zepsuć, ale i jednak stworzyć coś między nami...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń