poniedziałek, 26 września 2016

Pęknięcia - Rozdział 5

Witajcie, kochani! Dziś troszkę informacji.
Biorę udział w konkursie na Blog Miesiąca. Nic szczególnego, ale gdyby ktoś zechciał zagłosować, to byłoby mi bardzo miło -> Blog Miesiąca
Jeśli ktoś z Was czyta opowiadania Luany, to tutaj znajdziecie moje fanfiction do jednego z jej tekstów -> Zatańczymy?
To chyba tyle. Dziękuję wszystkim za komentarze <3 Pamiętajcie - nic nie cieszy tak bardzo autora, jak wyrażenie swojego zdania przez czytelnika ;)
Pozdrawiam!

__________________________________________________________________


Następnego dnia Jacques zabrał Lily na spotkanie z Nickiem w ich wspólnym, „sekretnym” miejscu. Ruiny fabryki niedaleko niewielkiego lasu miały wyjątkowy klimat i szatyn lubił snuć czasem fantazje o zbrodniach, które mogły kiedyś zostać popełnione w tym miejscu. Jego przyjaciel nienawidził, gdy Jacques wymyślał różne historie, przyznając, że dostaje od nich ciarek na całym ciele. Chłopaka niezwykle to bawiło. 
Nick siedział na murku. Tym razem nie miał ze sobą jabłek, ale trzy puszki piwa i Jacques zastanawiał się, czy chłopak chciał zaimponować Lily i dlatego przyniósł alkohol. Czasem naprawdę nie wiedział, dlaczego przyjaźni się z tym idiotą. 
– Siema – przywitał się, siadając obok niego. – Poznaj Lily, lepszą część rodzeństwa Sherwood. 
– Nie wiedziałam, że awansowałam tak wysoko. – Uniosła brew, rzucając mu rozbawiony uśmiech. – Lily, miło mi. 
– Nick. – Podał jej dłoń. – Mogę zadać ci niedyskretne pytanie? 
Brunetka posłała mu dziwne spojrzenie, ale wzruszyła ramionami. 
– Pytaj.
– Co ty masz na sobie? 
Jacques uderzył dłonią w czoło. Czy jego przyjaciel nie miał nawet odrobiny taktu? I wcale nie liczyło się to, iż sam zadał jej wczoraj podobne pytanie. On mógł to zrobić. 
– Idiota! – burknął. 
Lily spojrzała w dół na swoją jasnozieloną sukienkę. Była podobna do wczorajszych, choć ta miała jeszcze żółty, szeroki pas. 
– Dajcie mi chwilę – mruknęła i nagle sięgnęła do paska i zaczęła go rozpinać. 
Szatyn zamrugał, zupełnie się tego nie spodziewając. W przypływie nagłej paniki uniósł dłoń i zakrył nią oczy Nicka. 
– Ej! – Usłyszał. – Co ty wyprawiasz?! 
– Przymknij się – burknął i spojrzał na dziewczynę, która najzwyczajniej w świecie właśnie się rozbierała. A gdy w końcu ściągnęła z siebie ten okropny worek, stanęła przed nimi w krótkich szortach i białej bokserce. Rozpuściła też swoje czarne, długie włosy, które wcześniej były spięte w kok i teraz opadały falami na jej ramiona. 
– Nieźle – skomentował, puszczając w końcu przyjaciela. Ten wciąż był zdezorientowany, ale gdy jego wzrok skoncentrował się na dziewczynie, aż poczerwieniał na twarzy. 
– Wow – wykrztusił tylko, co Lily skwitowała krzywym uśmiechem. 
– Uważaj, żebyś nie umarł z zachwytu. – Jacques trącił go łokciem, a gdy dostrzegł urażone spojrzenie przyjaciela, parsknął śmiechem. Wkrótce dołączyła do niego Lily, a później sam Nick i siedzieli tak przy ruinach starej fabryki, śmiejąc się z niczego. Dzień zapowiadał się wyjątkowo przyjemnie. 

***

– Mówiłaś, że już kiedyś piłaś – jęknął Jacques, obejmując dziewczynę w pasie, gdy prowadził ją do domu. Miał nadzieję, że gdy dotrą na miejsce, nikogo nie zastaną, choć wiedział, że to tylko naiwne życzenie. 
– Bo… piłam… – zaśmiała się i tak mocno zachwiała od nagłego ataku śmiechu, że omal się nie przewrócili. 
– Uważaj! – burknął, przeklinając w duchu Nicka, który przyniósł piwo i siebie, że pozwolił jej pić. Była tylko rok młodsza od niego, ale czuł się za nią odpowiedzialny. – Kiedy i ile? – dopytywał. 
– Nooo… – Machnęła dłonią, jakby odganiała niewidzialną muchę. – Kiedyś. Nie pamiętam. Jak mama nie patrzyła, to napiłam się trochę wina. – Stuknęła palcami w podbródek. – Było ohydne. 
Chłopak zaklął. Blake go zabije. 
– To nieprawdopodobne, że można mieć tak słabą głowę… – wymamrotał, gdy znaleźli się już pod jego domem. Otworzył furtkę i wszedł z Lily na podwórko, wciąż obejmując ją w pasie. Dziewczynie plątały się nogi i wolał ją podtrzymywać, niż łapać w ostatniej chwili przed upadkiem. Już w chwili otwierania drzwi frontowych, wiedział, że będzie miał kłopoty. 
Mam przejebane – zdążył jedynie pomyśleć, gdy jego wzrok napotkał ciemne oczy Blake’a. 

***

Blake jakoś namówił Katherine, by zabrała jego matkę na zakupy. Pomysł oczywiście był głupi, obie kobiety nie wydawały się zadowolone, ale w końcu pojechały do najbliższej galerii handlowej i mężczyzna miał przynajmniej chwilę spokoju. Miał nadzieję, że uda mu się wysłać ojca na spacer (może odwiedzisz jakiś kościół, tato?), ale niestety Henryk nie dał się tak łatwo zbyć. 
Brunet wyobrażał sobie tę rozmowę już od dawna, więc nie był zaskoczony, gdy obaj znaleźli się na tarasie, a jego starszy mężczyzna zaczął swoją przemowę: 
– Rozmawialiśmy z matką o tym, co się tutaj dzieje… – Delikatne skrzywienie na jego twarzy wiele mówiło o tym, do jakich wniosków doszli. – I zgodnie stwierdziliśmy, że ta kobieta nie jest dla ciebie odpowiednia. 
Blake był przygotowany na te słowa, oczywiście, że był, ale mimo to zabolały go. Od zawsze słyszał – „ona nie jest dla ciebie” – i już się przyzwyczaił. Teraz jednak było to coś poważnego; coś, co rozważał na stałe, a jego rodzicom jak zwykle nic nie pasowało. 
– Daj spokój. – Pokręcił głową, wstając i wbijając dłonie w kieszenie eleganckich spodni. Było mu gorąco, na dworze temperatura sięgała dwudziestu pięciu stopni, a on założył te okropne ciuchy, by przypodobać się rodzicom. Był idiotą. – Mam trzydzieści pięć lat. Już dawno minęły czasy, gdy mogliście decydować o moich dziewczynach. 
– Nie chcemy o nich decydować, Blake. Chcemy tylko, byś znalazł godną siebie kobietę. 
– Znalazłem, tato. – Spojrzał na niego ostrym wzrokiem. – Katherine jest idealna. 
Henryk spojrzał karcąco na syna. Zupełnie jakby chciał go zbesztać. 
– A jej wczorajszy strój? Nogi niemal całe odkryte, dekolt… – Pokręcił głową z dezaprobatą. – Czy tak ubiera się skromna kobieta? 
– Tak ubiera się NORMALNA kobieta! – wysyczał, mrużąc oczy. – Tylko matka nosi te bezpłciowe worki i jeszcze każe je nosić Lily!
– Nie mów tak o matce, synu! 
– Jak?! – warknął, ale odetchnął głęboko, widząc zaciśnięte szczęki starszego mężczyzny. Mimo wszystko nie chciał się kłócić. – Myślałem, że mamy porozmawiać, a nie się kłócić… – dodał znacznie spokojniejszym tonem.
– Tak, masz rację… – Henryk rozluźnił się. Pot spływał mu po skroni i ginął w kołnierzyku jasnoniebieskiej koszuli. – Nie kłóćmy się. Po prostu martwimy się z matką o ciebie. 
– Nie musicie… – wydusił. Miał ogromną ochotę zapalić, choć wiedział, że jego ojciec nie toleruje żadnych używek. 
– Blake… Zaakceptowaliśmy fakt, iż zamieszkałeś z tą kobietą bez ślubu… – Henryk znów pokręcił głową, jakby samo myślenie o tym powodowało u niego ból. – A sam doskonale wiesz, że to grzech… Teraz jednak okazało się, że daleko jej do naszych wyobrażeń i jeszcze ten niezrównoważony syn… 
Blake starał się nie podnieść głosu i mówić spokojnie. I nawet mu się to udało, choć negatywne emocje rozsadzały go od środka. 
– Jacques może jest irytujący, ale nie zauważyłem, by był niezrównoważony – burknął. Nie wiedział, dlaczego staje w obronie chłopaka, ale coś kazało mu wziąć jego stronę. Może zwyczajnie nie chciał, by ojciec oceniał dzieciaka wyłącznie przez pryzmat jego orientacji. To było niesprawiedliwe. 
– Dobrze wiesz, o czym mówię… – Skrzywił się. – Biblia jasno mówi, że to grzech, a chłopak jeszcze się z tym obnosi, jakby było się czym chwalić. 
– Wiesz, tato… – Przysunął się bliżej mężczyzny, zaciskając zęby ze złości. – Myślę, że nie twoją sprawą jest, co i z kim Jacques robi w łóżku. 
Henryk przez chwilę wyglądał tak, jakby miał się zapowietrzyć. Otworzył usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Poczerwieniał jednak na twarzy, teraz przypominając już kolorem dojrzałego pomidora, a brunet chociaż przez chwilę poczuł delikatną satysfakcję. Później usłyszał dźwięk otwieranych drzwi i stracił zainteresowanie ojcem.
– To pewnie Jacq z Lily, bo nie słyszałem samochodu – wymamrotał bardziej do siebie niż do mężczyzny i oczywiście nie mylił się, bo chwilę później ujrzał siostrę, która… chwiała się? 
Ojciec był tuż za nim i nie Blake musiał długo czekać na reakcję: 
– Lily?! Co ty masz na sobie?! 
Dziewczyna spojrzała na swój strój. Wciąż miała na sobie szorty i bokserkę. Sukienkę musiała zostawić w ruinach albo zgubić po drodze. 
– Cholera – wymamrotała, zezując na swojego ojca. 
– Jak ty się wyrażasz?! – Henryk aż trząsł się ze złości. – I czy ty jesteś pijana?! 
Lily zaśmiała się, nagle rozbawiona całą sytuacją. 
– Mooooże – zamruczała, wspierając się bardziej na Jacques’u. Wciąż kręciło jej się w głowie. 
– Koniec tego. – Blake starał się brzmieć beznamiętnie i spokojnie, ale nie potrafił powstrzymać wściekłego spojrzenia, którym obrzucił chłopaka. Tym razem szczeniak przegiął i za to zapłaci. – Idziemy, dzieciaku. Musisz wytrzeźwieć. – Złapał swoją siostrę w pasie i przyciągnął do siebie, a następnie wziął ją na ręce i ruszył na górę. Zerknął jeszcze na swojego ojca, który ze złością spoglądał na Jacques’a. Całkowicie go rozumiał w tym momencie.  –Masz tu na mnie zaczekać – burknął w stronę nastolatka, wykrzywiając wargi w nieprzyjemnym uśmiechu. – Zaraz wrócę. 

***

Dziesięć minut później Blake pojawił się na dole i nie był zaskoczony widokiem pustego korytarza. Nie szukał jednak długo, bo Jacques’a znalazł w salonie. Siedział na kanapie i wyglądał na trochę zdenerwowanego. Mężczyzna mu się nie dziwił, bo jego mordercze zapędy wcale nie znikły, a jedynie uległy delikatnemu przytłumieniu. 
Henryk oczywiście był wściekły. Od razu zadzwonił do swojej żony i kazał jej wracać, a z tego, co słyszał Blake, matka wpadła w histerię. To oznaczało jedynie tyle, że po powrocie Kath również będzie wzburzona i tym razem nic nie uratuje nastolatka.
Był zły na chłopaka, bo ten nie tylko dał jego siostrze alkohol, chociaż znał poglądy ich rodziców, ale również sprawił, że to on musiał znieść złość Henryka, zmuszony przez piętnaście minut wysłuchiwać, w jak beznadziejne towarzystwo się wdał i że znów ich zawiódł. 
Blake założył ramiona na piersi i spojrzał wyczekująco na nastolatka. 
– Słucham. – Nie musiał mówić więcej. Wystarczyło jedno słowo i Jacques od razu zrozumiał. Spuścił głowę, a jego ramiona opadły, jakby był zawstydzony. Mężczyzna rzadko widywał taką wersję tego dzieciaka, więc był trochę zaskoczony. Myślał, że chłopak będzie wrzeszczał i obrzucał go wyzwiskami, a zamiast tego wydawał się zaniepokojony. 
– Spotkaliśmy się z Nickiem… – zaczął Jacques, a jego głos nieznacznie drżał. – Przyniósł po piwie dla każdego. Nie byłem przekonany, wiedziałem, że chce się tylko popisać przed Lily, ale w końcu wypiliśmy. Ona mówiła, że piła już alkohol i… no, uwierzyłem jej, ok? Myślałem, że po jednym piwie nic jej nie będzie… 
W innej sytuacji Blake nawet nie byłby zły. Jego siostra miała siedemnaście lat, a to było tylko jedno piwo, ale rodzice mieli inne zdanie na ten temat. Rzadko kiedy pili alkohol i nie wyobrażali sobie nawet, by ich dzieci mogły kiedykolwiek napić się choćby piwa. Gdyby Lily była tu sama, może nawet śmiałby się z jej słabej głowy. Problem był jednak taki, że sama nie była, a zaistniała sytuacja w ogóle go nie bawiła.
– A jej ciuchy? 
Jacques wzruszył ramionami. 
– Nick śmiał się z jej sukienki, a ona… cóż, zdjęła ją, a pod spodem miała te rzeczy. Całkowicie zapomniałem o ubraniu, gdy wracaliśmy. Byłem zbyt zajęty utrzymywaniem jej w pionie… – Wciąż nie podnosił głowy, wpatrując się w jasne panele. 
Blake westchnął. Rozumiał swoją siostrę i jej chęć ucieczki od tego bagna. Pewnie nawet dobrze bawiła się z chłopakami, ale teraz zapewne poniesie tego surowe konsekwencje. 
– Zrobiłeś to specjalnie? – zapytał w końcu, a w jego głosie pojawiło się zmęczenie. To było pierwsze, o czym pomyślał i naprawdę wydawało mu się to bardzo prawdopodobne. Upicie Lily, specjalne przyprowadzenie ją w innych rzeczach… A wszystko po to, by mu dopiec. Znowu. 
– Co… – Chłopak gwałtownym ruchem uniósł głowę, patrząc na niego z zaskoczeniem. – O czym ty mówisz? 
Niestety, mężczyzna już nie raz widział jego niezwykłą grę aktorską, więc w tym momencie nie mógł być niczego pewien. 
– Zrobiłeś to, żeby mi dopiec? Chciałeś się za coś odegrać? Za wejście do pracowni? 
– Oszalałeś?! – Jacques aż poczerwieniał ze złości. – Lubię Lily! 
Nie uwierzył mu. Chciał to zrobić, ale chłopak zbyt często oszukiwał, by teraz mu zaufał. Nagle poczuł niewyobrażalne zmęczenia tą sytuacją, a wcześniejsze zdenerwowanie wyparowało. 
– Nie mam już siły – mruknął, uśmiechając się gorzko. – Myślałem, że będę miał, ale tak nie jest. Tym razem przekroczyłeś granicę. Możesz odgrywać się na mnie, ale nie przez moją siostrę, rozumiesz? – Wbił spojrzenie w jego jasne, szeroko rozwarte oczy. – Mam dość tej sytuacji. Mam dość ciebie, Jacques. – Z tymi słowami odwrócił się i wyszedł. 

***

Minęły dwa dni, od kiedy Jacques usłyszał od Blake’a, że wygrał ich małą wojnę. Mężczyzna poddał się, przyznając się do porażki, ale chłopak jakoś nie mógł powstrzymać goryczy, która pojawiała się za każdym razem, gdy o tym wspominał. Odniósł zwycięstwo, ale wcale go to nie cieszyło. 
Rodzina Blake’a wyjechała tak szybko, jak przyjechała. Już następnego dnia po tym feralnym wydarzeniu z piwem, którego szatyn naprawdę żałował, spakowali walizki i oświadczyli, że nie mogą przebywać w tym domu ani chwili dłużej, ponieważ ma to zgubny wpływ na ich córkę. Lily oczywiście była smutna i zawiedziona, ale nie wydawała się mieć do niego żalu. 
– Znajdę cię na Facebooku i wtedy pogadamy, tak? – Objął ją delikatnie. Naprawdę ją polubił, choć jej brat w to nie wierzył. 
– Jasne. – Uśmiechnęła się. – Szkoda, że tak wyszło. 
Twarz Jacques’a od razu spochmurniała. 
– Lily… 
– Nie, to nie twoja wina. – Poklepała go po plecach. – W ciągu tych dwóch dni bawiłam się naprawdę dobrze. Jeszcze się spotkamy, panie Bright. 
– Oczywiście, panno Sherwood. Trzymaj się. 
Rodzina Blake’a wyjechała, a atmosfera w domu jeszcze nigdy nie była tak napięta. Mężczyzna nawet na niego nie patrzył, traktując go jak powietrze, a matka fukała pod nosem, wciąż pokazując mu, że jest na niego wściekła. Już dawno nie czuł się tak źle we własnym domu. 
Jakież było jego zaskoczenie, gdy tego dnia – dwa dni po wydarzeniu z piwem i dzień po wyjeździe Sherwoodów – zszedł po schodach i usłyszał podniesione głosy w jadalni. Ruszył tam, nie wiedząc czego się spodziewać, a gdy dostrzegł Blake’a z dużą, czarną torbą, stanął jak wryty. Jego matka była blada jak papier i nawet nie zauważyła jego wejścia. 
– Blake, proszę… 
– Daj mi czas, Kath. Muszę sobie wszystko przemyśleć. 
– Jestem pewna, że nie musisz w tym celu wyprowadzać się z domu. – Zaśmiała się nieco histerycznie. – W końcu się dogadacie. 
Mężczyzna westchnął, chyba znużony już tą rozmową. 
– Dobrze wiesz, że to się nigdy nie stanie. On mnie nienawidzi, Katherine. I powiedzmy sobie szczerze, też nie darzę go wielką sympatią. 
Jacques uśmiechnął się w duchu, wciąż pozostając niezauważonym. Od kiedy tylko ten facet postawił nogę w jego domu, chciał go wykopać. Miał nadzieję, że Blake w końcu odpuści i się wyprowadzi, a gdy w końcu do tego doszło, czuł się… dziwnie. To było chyba najlepsze określenie. Po prostu – dziwnie. 
– Co się tu dzieje? – zapytał, nie mogąc już znieść tej przedłużającej się ciszy. 
– Wyprowadzam się. Przynajmniej na trochę. – Mężczyzna uśmiechnął się, choć jego uśmieszek nie był aż tak bezczelny, jak zwykle. – Przecież tego chciałeś, nie? Powinieneś być zadowolony… 
– Ja… 
– Uspokójcie się. – Jego matka wyglądała już na bardziej opanowaną, bo usiadła przy stole i wskazała dłonią, by zrobili to samo. – Miałam wam powiedzieć wcześniej, ale nie było okazji. 
– Coś się stało? – Blake oczywiście zaniepokoił się, choć jego plany związane z wyprowadzką wciąż były aktualne. Nie zmienił ich, nawet jeśli siedział przy stole i był gotowy rozmawiać o ich problemach. 
– Nie. – Katherine uśmiechnęła się, a uśmiech ten wydał się szatynowi niezwykle niepokojący. – Powiedziałabym wam wcześniej, ale twoi rodzice przyjechali – zawiesiła na chwilę głos. Oczywiste było, że nie polubiła rodziców Blake’a i było to uczucie jak najbardziej odwzajemnione. – Wiedziałam, że się nie pogodzicie. Wydawało wam się, że niczego nie widzę, ale ja wiedziałam, że kłócicie się za każdym razem, gdy nie ma mnie w domu. 
Jacques chciał jej przerwać, ale nie dała mu dojść do głosu. 
– Dlatego postanowiłam zadziałać w tej sprawie. Wykupiłam wam wycieczkę w góry. Ostatnie dwa tygodnie sierpnia. Pojedziecie, poznacie się lepiej i wrócicie jako para dobrych kumpli. 
– Oszalałaś. - Blake pokręcił głową, patrząc z niezrozumieniem na swoją narzeczoną. W jednej chwili zapomniał o swoim pomyśle z tymczasową wyprowadzką. Był w szoku. – Nie… 
– Zwariowałaś?! – Jacques aż uniósł się z krzesła, nie wierząc, że jego matka mogła wpaść na tak głupi pomysł. – Nigdzie z nim nie jadę! 
– Dosyć! – Podniosła głos, co było dla nich zaskoczeniem, bo Katherine rzadko krzyczała. – Jeśli mnie kochacie, to pojedziecie i będziecie się dobrze bawić. Jacques, Blake jest dla mnie naprawdę ważny i musisz to w końcu zrozumieć. Blake, Jacques jest moim synem i jeśli chcesz być ze mną, musisz go zaakceptować. – Posłała im sondujące spojrzenie, a następnie wstała i podeszła do blatu kuchennego. – Herbaty? 

poniedziałek, 12 września 2016

Pęknięcia - Rozdział 4

Kochani! Dziękuję wszystkim za komentarze (i wytknięcie niektórych błędów). To naprawdę motywujące! :D
Pozdrawiam ;>
________________________________________________________________

– Myślisz, że się pokłócą? – zapytała Lily, gdy wchodzili na piętro. Wpierw Jacques zabrał bagaż dziewczyny, a następnie zaprowadził ją do swojego pokoju. 
– Nie wiem. – Wzruszył ramionami, wkładając klucz do zamka i przekręcając go. Pchnął drzwi, zapraszając swojego gościa do środka. – Mam to gdzieś. 
– Twoja mama wyglądała na zdenerwowaną – stwierdziła, rozglądając się po pomieszczeniu. W końcu usiadła na łóżku, patrząc na chłopaka. Według niej był całkiem przystojny, ale od początku wiedziała, że jest gejem. A jego słowa podczas obiadu tylko to potwierdziły. 
– Blake też nie wydawał się zachwycony. – Uśmiechnął się krzywo. – Pewnie jest na mnie wściekły. 
– Prędzej na naszych rodziców… – Wywróciła oczami. – Nienawidzi, gdy mówią o tym całym religijnym szajsie. Głównie dlatego zwiał do innego stanu. Nie mógł już tego znieść. 
– Tak? – Spojrzał na nią ze średnim zainteresowaniem. – Ograniczali go? 
– Mało powiedziane – prychnęła. – Nie mógł znaleźć sobie żadnej dziewczyny, bo każdą odstraszali. Zawsze krytykowali jego powieści, uważając je za antychrześcijańskie i niezgodne z nauczaniem kościoła. – Wywróciła oczami. – Oczywiście nie mieli racji, bo te książki są świetne. Zresztą… pewnie już to wiesz. – Uśmiechnęła się szeroko. 
– Tak szczerze to nie. – Wzruszył ramionami, siadając na krześle przy biurku. Lily wydawała się naprawdę w porządku. Aż dziw, że miała tak popieprzonych rodziców. – Nie interesują mnie. 
– Serio? – Uniosła brew. – Powinieneś przeczytać Kartotekę. Jestem pewna, że by ci się spodobała. 
– Ta… Wybacz, ale nie przepadam za twoim bratem – przyznał.
– Widzę właśnie. – Zaśmiała się. – Blake rzadko pisze o tobie i twojej mamie, ale nie sądziłam, że aż tak go nie lubisz. 
– To irytujący dupek. 
– Może czasem. – Uśmiechnęła się delikatnie. – Ale to mój brat i lepszego mieć nie będę, co nie. Zresztą, zyskuje przy bliższym poznaniu. 
– Nie wydaje mi się… – Chłopak wykrzywił wargi, nie wyobrażając sobie, by mógł zmienić zdanie o mężczyźnie. Przez te kilka miesięcy poznał go na tyle, by stwierdzić, że nigdy go nie polubi. – Co jest nie tak z waszymi rodzicami? – zapytał, chcąc zmienić temat. Nie miał siły na rozmowy o Blake’u. 
– Pytasz o ich głęboką wiarę? – prychnęła, patrząc mu prosto w oczy. W tym momencie wcale nie wydawała się tak nieśmiała, jak jeszcze przy stole. – Skąd wiesz, że ja nie jestem taka sama? 
– Nie wyglądasz – odpowiedział od razu, a na jego twarzy pojawił się pewny siebie uśmieszek. – W końcu nie boisz się przebywać w tym samym pomieszczeniu z pedałem. 
Dziewczyna wzruszyła ramionami. 
– Gdybym się bała, zapewne nie mogłabym przebywać w pokoju z własnym bratem. 
Jacques zamrugał, nieprzygotowany na taką odpowiedź. Przez chwilę musiał wyglądać jak ryba wyjęta z wody, bo dziewczyna parsknęła śmiechem. 
– Czekaj… Macie jeszcze jednego brata? 
Pokręciła głową. 
– Mówiłam o Blake’u, głupku. 
– Ale… – Pokręcił głową. – Ale to nie ma sensu. Blake jest z moją matką. – Skrzywił się. – Niestety. 
Lily po raz kolejny wzruszyła ramionami. 
– Wiem, co widzę. Blake myśli, że zawsze jest taki sprytny i nikt o niczym nie wie, ale ja go przejrzałam. Mój brat jest biseksem i wybacz, że to powiem, ale nie pasuje do twojej matki. 
– Mnie to mówisz… – mruknął, myślami będąc daleko, daleko od tego pokoju. Blake pieprzył facetów? Ta informacja była tak niespodziewana, że nawet nie wiedział, co o tym myśleć. Zawsze wydawało mu się, że mężczyzna jest typowym przykładem heteryka, który na dodatek niezbyt przepada za homoseksualistami. W końcu ile razy słyszał jego niewybredne żarty na swój temat? Trochę kręciło mu się w głowie. 
– Twoja mama jest miłą i ciepłą kobietą, od razu to widać. Pewnie też jest niezwykle spokojna, nie? Blake potrzebuje kogoś szalonego, z niewyparzonym językiem. 
– Kolejnego, irytującego dupka? 
Lily uśmiechnęła się półgębkiem, przewracając oczami i w tym momencie bardzo przypominała swojego starszego brata. Nie odpowiedziała na pytanie Jacques’a, uznając je za retoryczne. Nie uważała Blake’a za irytującego, a co najwyżej za trochę dziecinnego. Jak na swoje trzydzieści pięć lat, zbyt często najpierw coś robił, a później myślał, co często prowadziło do różnych, nieprzyjemnych sytuacji. Nawet Lily musiała przyznać chłopakowi rację – nie miała pojęcia, co taka kobieta jak Katherine widziała w jej bracie. Oni zwyczajnie do siebie nie pasowali. 
– Masz jakieś fajne gry? – Zerknęła na porzuconą konsolę, zmieniając temat. Chwilę później oboje pogrążyli się w jednej ze znanych strzelanek. 

***

Blake był wściekły na Jacques’a. W takich momentach uważał, że chłopaka powinno się izolować, albo przynajmniej zaklejać mu buzię taśmą. Nie wspominając już o obcięciu języka, który powinien trzymać za swoimi równiutkimi ząbkami. 
Wina leżała też oczywiście po stronie jego rodziców, którzy nigdy nie potrafili się powstrzymać i zawsze musieli szukać dziury w całym. Czy naprawdę tak trudno wyrazić zgodę na to, by Lily spała w pokoju chłopaka? Czy ojciec naprawdę sądził, że pierwsze co zrobi Jacques, to się na nią rzuci? Miał dość. 
A teraz jeszcze Kath się zdenerwowała, a on stanął pomiędzy młotem a kowadłem. Najchętniej uciekłby przed nimi wszystkimi i zaszył się w jakimś spokojnym miejscu z piwem, długopisem i kartką papieru. Czy tak dużo wymagał od życia? 
– Przestańcie, do cholery! – krzyknął w końcu, aż wszystkie oczy zwróciły się w jego stronę. Matka była śmiertelnie blada, przerażona wizją jakichkolwiek dewiacji seksualnych, za które przecież płonęło się w piekle. Ojciec miał czerwoną twarz i Blake zaczął się  nawet martwić, czy nie dostanie zawału. Policzki Katherine również poczerwieniały, gdy zaciekle broniła swojego jedynego syna. Blake nie wiedział, co on tu w ogóle robi. 
– Lily będzie spała w pokoju Jacques’a. Nie będziemy nic zmieniać tylko dlatego, że boicie się, iż wasza córeczka zarazi się od niego pedalstwem. Jesteście naszymi gośćmi, więc tak się zachowujcie. Nie waszą sprawą jest orientacja chłopaka, więc sobie darujcie. A jeśli coś wam się nie podoba, droga wolna. – Wstał od stołu, spoglądając na Katherine, która uśmiechała się do niego delikatnie. W jej mniemaniu stanął po stronie Jacques’a, ale tak naprawdę chciał tylko zakończyć tę dyskusję. I może jeszcze powiedzieć coś w swoim imieniu. Z pewnością nie chodziło mu o tego głupiego dzieciaka. – Idę się napić. 
Przekonania rodziców zawsze sprawiały, że miał w życiu trudniej niż jego rówieśnicy. W młodości musiał chodzić do kościoła, choć nigdy nie był wierzący i uważał, że religia ma zły wpływ na jego rodzinę. W szkole śmiali się z jego surowego ojca i rozhisteryzowanej matki, która wyglądała, jakby ktoś wsadził jej kij w tyłek. Nie mógł przyprowadzać dziewczyn do domu, bo każda była wypytywana i oceniania, dopóki nie uciekała z krzykiem. Nie wspominając już nawet o pociągu do mężczyzn, którego nigdy przed nikim nie ujawnił. 
W domu zawsze powtarzano, że tolerancja jest ważna, ale nawet Bóg nie toleruje wszelkich dewiacji, do których jego rodzice zaliczali homoseksualizm. Z wiekiem Blake zauważył, że słowa rodziców trafiły głębiej, niż by się tego spodziewał. Przez lata walczył z tym, znajdując sobie różne dziewczyny, które pociągały go w równym stopniu co chłopcy. Nie potrafił jednak wyzbyć się swojej drugiej natury i pewnego dnia, w wieku dwudziestu trzech lat, poddał się jej. Wtedy pierwszy raz uprawiał seks z chłopakiem i wiedział już, że to uwielbia. 
To jednak nie sprawiło, że słowa rodziców nie dźwięczały mu w uszach za każdym razem, gdy podrywał jakiegoś faceta w klubie, czy innym miejscu. Czuł wtedy gulę w gardle, a coś w jego umyśle krzyczało, że jest chorym człowiekiem. Nigdy nawet nie próbował umówić się z innym mężczyzną na randkę, wiedząc, że jest zbyt pełny urojeń i obaw, by związać się z osobą tej samej płci. Rodzice bardzo dobrze zadbali o to, by wpoić mu, iż szczęście może zyskać tylko u boku kobiety. W taki sposób w końcu wylądował w miejscu, w którym był obecnie, szczęśliwy i zakochany. A nawet jeśli czasem czuł dziwną pustkę, która niemal dławiła go od środka, nigdy się do tego nie przyznawał. 
Wyszedł na taras, odpalając papierosa i zaciągając się nim. Kłótnia o Jacques’a sprawiła, że powróciły nieprzyjemne wspomnienia z czasów młodości. Nigdy nie powiedział rodzicom o swoich preferencjach i nadal nie zamierzał tego robić. Pomimo tego, iż usamodzielnił się (uciekł nawet do drugiego stanu, do cholery) i w końcu ustatkował, nie potrafił wyznać prawdy. Zresztą, nie widział nawet sensu, skoro już niedługo miał ożenić się z kobietą. Wizja małżeństwa przerażała go, ale nigdy nie mówił o tym głośno. Blake rzadko mówił głośno o sprawach, które go trapiły. 
Wrzucił peta do popielniczki, która stała na drewnianym stole, i na powrót wszedł do domu, od razu kierując się do jadalni. 
– Pokażę wam wasz pokój – oznajmił, nawet nie patrząc w stronę swoich rodziców. Kochał ich, ale nie chciał z nimi przebywać. Od zawsze wiedział, że atmosfera w ich domu była toksyczna i nie pragnął niczego innego, jak tylko od niej uciec. Jego rodzina przywiozła jej część ze sobą i teraz też odczuwał ogromną potrzebę ucieczki przed nimi i ich religijnym fanatyzmem. 
Wziął bagaże i skierował się do pokoju, który znajdował się na parterze, zaraz obok salonu. Gdy wniósł walizki do pomieszczenia, spojrzał na swoich rodziców i westchnął. 
– Naprawdę się za wami stęskniłem – powiedział – ale jeśli tak będziecie traktować moją narzeczoną i jej syna, to nigdy się nie dogadamy. 
– Kochanie, my tylko chcemy dla ciebie jak najlepiej! – Sophia spojrzała na niego z zatroskaniem. 
– Wiem. – Odwrócił wzrok. – Tylko że mi jest dobrze tak, jak jest i nie chcę nagle wszystkiego zmieniać, bo wam się coś nie podoba. – Przeczesał włosy dłonią. – Chcę, żebyście zaakceptowali Katherine i Jacques’a. 
– Synku… 
– Dość, mamo. Odpocznijcie. Na pewno jesteście wykończeni podróżą. – Opuścił pokój, czując, jak coś nieprzyjemnego zaciska się na jego gardle. Rozluźnił krawat i  wszedł po schodach. Musiał jeszcze sprawdzić, czy z Lily wszystko w porządku. Może wmawiał swoim rodzicom, że powinni się uspokoić i nie czepiać Jacques’a, ale sam dzieciakowi nie ufał i nie wiedział, jakie głupie pomysły mogą wpaść do tej szczeniackiej główki. 

***

– No, mówię ci! – Zaśmiał się. – Są totalnie popieprzeni!
Odchylił się na krześle, spoglądając na biały sufit. Rozmowy z Nickiem zawsze sprawiały, że nie potrafił powstrzymać szerokiego uśmiechu. 
– A jego siostra? Też jest szurnięta? 
– Lily? – Zastanowił się. – Nie, jest całkiem spoko. Może zabiorę ją jutro ze sobą, to się poznacie. 
– Gorąca jest? Lepsza od brata? 
Jacques zamrugał, całkowicie zaskoczony pytaniem.
– Wiesz Nick, czasem zastanawiam się, czy twój heteroseksualizm nie jest przypadkiem urojony… 
Ktoś zapukał do drzwi, więc pożegnał się z przyjacielem, obiecując, że spotkają się następnego dnia i gdy odłożył telefon na biurko, zaprosił gościa do środka. Mógł się spodziewać, że będzie to Blake, więc od razu powitał go niezadowolonym spojrzeniem. Skrzyżował przy tym ręce na klatce piersiowej, przyjmując pozycję defensywną.  
– Czego? – burknął, znów nie kontrolując swoich emocji. Zawsze miał problem z opanowaniem się w jego towarzystwie. 
– Gdzie Lily? 
– W łazience. Poszła się odświeżyć, czy coś. – Wzruszył ramionami. 
– Przyniosłem ci materac. 
– Mhm. – Pomógł mu go wnieść i ułożyć w kącie pokoju, niedaleko łóżka. Blake nawet na chwilę na niego nie spojrzał, nie odniósł się do jego zachowania przy stole, ani nie wygłosił żadnej nieprzyjemnej uwagi i chłopak zaczynał się trochę… martwić. Oczywiście nie powiedział tego, pozwalając mężczyźnie opuścić pokój bez słowa. 
Pięć minut później drzwi od sypialni znów zostały otworzone, a w progu pojawiła się uśmiechnięta dziewczyna. Miała na sobie kolejną sukienkę – tym razem fioletową, znów zakrywającą niemal całe nogi i ramiona. Jacques nie potrafił powstrzymać parsknięcia. 
– Co ty masz na sobie? – zapytał, nie przestając się śmiać. 
Dziewczyna naburmuszyła się, a jej niebieskie oczy przypominały w tym momencie oczy Blake’a. Przynajmniej takie wrażenie odniósł Jacques, który nie rozumiał, skąd wziął to porównanie. Między rodzeństwem było chyba większe podobieństwo, niż na początku mu się wydawało.
– Gdybyś miał taką matkę, też byś musiał nosić takie rzeczy – burknęła. 
– Nie musiałbym, bo nie jestem laską – zauważył, dumny ze swojej inteligencji. 
Lily pokręciła głową. 
– Jesteś idiotą – skomentowała. – Moja mama uważa, że kobiety powinny nosić ubrania, które jak najwięcej zakrywają. Wiesz, żeby nie kusić. – Poruszyła znacząco brwiami. 
Jacques po raz kolejny parsknął śmiechem. Rodzina Blake’a była naprawdę popieprzona. 
– A to co? – zapytała, spoglądając na materac. Schowała już swoje rzeczy do walizki i teraz nie wiedziała, co zrobić. Chciała iść porozmawiać z bratem, bo naprawdę za nim tęskniła, ale wiedziała, że ten potrzebuje chwili wytchnienia po spotkaniu z rodzicami. 
– Materac? 
– Brawo, geniuszu – sarknęła. – Raczej chodziło mi o to, co on tu robi. Jest dla mnie? 
– Dla mnie. – Nie potrafił ukryć niezadowolenia. Nie podobała mu się wizja spania na materacu, ale wolał nie sprzeciwiać się mamie, więc musiał wytrzymać te kilka dni. – Ty będziesz spała na łóżku. 
– Nie musisz… - zaczęła, ale Jacques nie dał jej skończyć, chcąc wyjść na dżentelmena, którym przecież nie był. 
– Nie dyskutuj. I chodź grać, bo nie skończyliśmy ostatniej partii. 
– Jaki apodyktyczny! – Zaśmiała się, kręcąc głową. 
Chłopak wyszczerzył zęby, już odczuwając wobec niej sympatię Była milion razy lepsza od swojego brata. 
– Zawsze, skarbie. – Puścił jej oczko. – Zawsze. 

***

Blake nie mógł spać. Kręcił się na łóżku, nie potrafiąc znaleźć sobie miejsca, aż w końcu westchnął z frustracją i wstał. Na bosaka przeszedł przez cały dom, by na końcu znaleźć się na tarasie. To była ciepła, sierpniowa noc i nie odczuwał zimna, gdy w samych bokserkach usiadł na drewnianych schodkach i wpatrzył się w niebo. Paczka papierosów zawsze leżała obok popielniczki, więc sięgnął po nią i z zaskoczeniem stwierdził,  że zostały tylko dwie sztuki. Nawet nie wiedział, kiedy wypalił tak dużo. 
Chciał pobyć w samotności, sam ze sobą, ale nie było mu to dane. Usłyszał za sobą skrzypienie desek i pierwszą jego myślą było to, że stoi za nim Jacques. Nie wiedział, dlaczego poczuł strach, ale odetchnął z ulgą, gdy odwrócił się i dostrzegł swoją siostrę. Ta usiadła obok niego, owijając się w koc. 
– Zmarzniesz – mruknęła, zerkając na jego niemal nagie cało. 
– Ciepło jest – burknął. Czasem Lily brzmiała jak troskliwa matka. Blake tego nie znosił. – Nie możesz spać? 
– Jak zwykle w nowych miejscach. – Wzruszyła ramionami. – A ty? To przez nasz przyjazd? 
– Nie! – zaprzeczył i już wiedział, że zrobił to zbyt szybko. Zaciągnął się papierosem, starając się zyskać trochę więcej czasu. – Wiesz, że nie o to chodzi. Tęskniłem za tobą, naprawdę. Za nimi nawet też. – Kiwnął głową w stronę domu. – Ale spotkania z rodzicami zawsze mnie wyczerpują. Chyba już zapomniałem, jacy potrafią być. 
– Ty nie masz tego na co dzień… - szepnęła. 
– Lils… – Spojrzał na nią ze smutkiem. – Przepraszam, że cię tam zostawiłem. Po prostu nie mogłem już tego wytrzymać. Dusiłem się. – Pokręcił głową. – Mam trzydzieści pięć lat i dopiero znalazłem kogoś na stałe. To trudne. 
– Jesteś szczęśliwy? – zapytała po chwili, zerkając na niego. Brakowało jej go, ale rozumiała jego wybór. Sama też miała czasem ochotę uciec. 
–Jestem. – Pokiwał głową. – Naprawdę jestem, Lils. 
Dziewczyna kiwnęła głową, choć nie wydawała się przekonana. Według niej brat inaczej wyglądał i inaczej się zachowywał, gdy był szczęśliwy.
– Co myślisz o Katherine? – zapytał, wpatrując się w niebo. Nie było żadnych gwiazd i nagle zrobiło mu się niezwykle smutno, choć nawet nie wiedział dlaczego. 
– Nie wiem. – Wzruszyła ramionami. – Wydaje się miła. 
– Jest miła – potwierdził. 
– I spokojna – dodała. – Nigdy nie sądziłam, że zwiążesz się z taką osobą. 
– Ludzie się zmieniają… – szepnął, wrzucając peta do popielniczki i klepiąc się w uda. – Chodź, wejdziemy do środka. Pewnie jest już późno. 
Lily skinęła głową i poszła w ślady brata. Nie wiedziała, co myśleć o jego słowach i zachowaniu, ale obiecała sobie, że dokładnie przyjrzy się relacji Blake’a z Kath. I z Jacques’em. Tak dla pewności.