niedziela, 11 marca 2018

Pęknięcia - Rozdział 21

I w końcu jest! Bardzo dziękuję wszystkim za komentarze i za to, że wciąż mnie czytacie, bo gdyby nie Wy, to z pewnością by mnie tutaj nie było. Zapraszam też na swojego Facebooka, gdzie będę pozwalać sobie na troszkę prywatnych przemyśleń i informować Was o opóźnieniach :D
Pozdrawiam!
_________________________________________________________________

Mary była niezwykle inteligentna, o czym Jacques przekonał się bardzo szybko. Nie mieli wcześniej żadnych zajęć razem, ale najwyraźniej słyszała o nim różne opowieści od innych uczniów. Wiedziała, że ten maluje i w przyszłości chce się tym zajmować zawodowo, co sama traktowała z lekkim lekceważeniem i kpiną, przez co chłopak od razu poczuł, że się nie polubią.
Nie była pięknością, ale nie była też brzydka. Nosiła duże, profesorskie okulary, które dodawały jej uroku, wiązała włosy w koński ogon, ubierała się skromnie i tak naprawdę fizycznie niczym nie wyróżniała się spośród innych dziewczyn, które uczyły się w tej placówce. Miała jednak jedną z najlepszych średnich w szkole, była cwana i potrafiła manipulować ludźmi. A przede wszystkim umiała sterować Nickiem, który zupełnie nie był świadom, że stał się jej chłopcem na posyłki i spełnia każdą jej zachciankę.
Jacques naprawdę starał się obdarzyć ją chociaż cieniem sympatii i zrozumieć tę dziwaczną relację, ale nie potrafił. Z opowieści przyjaciela wiedział, że ten wpadł na dziewczynę, gdy sprawdzał coś na telefonie, przewrócił ją, a kiedy spojrzał w jej piękne oczy (według szatyna nie było w nich nic wyjątkowego, a już na pewno nie dorównywały oczom Blake’a), to całkowicie przepadł. Później na stołówce dostrzegł ją, rozmawiającą z Susan i dzięki tej drugiej się poznali. Wystarczył tydzień, dwie randki i zostali parą. Jacques’owi wciąż trudno było w to uwierzyć.
Nick nigdy nie był w żadnym związku, nigdy też nie był poważnie zainteresowany żadną dziewczyną i szatyn właśnie tym próbował sobie tłumaczyć zauroczenie przyjaciela. Poza tym nie chciał wtrącać się w jego życie i relację, która tak naprawdę dopiero się zaczynała. Nie sądził, by jego osobista opinia o Mary miała jakiekolwiek znaczenie w momencie, gdy brunet był w nią całkowicie zapatrzony i nie myślał racjonalnie. Poza tym, nawet gdyby chciał z nim o tym porozmawiać, to brakowało mu okazji, bo dziewczyna w pełni absorbowała jego uwagę i czas. Tak naprawdę dopiero po niemalże tygodniu, w weekend, spotkali się w domu Nicka i mogli w końcu porozmawiać w cztery oczy. Jacques’a niezmiernie drażniło, że ta dwójka spędza ze sobą każdą sekundę, przez co nie mógł powiedzieć przyjacielowi o ostatnim wydarzeniu z Blakiem. A kiedy już powiedział, to zaczął tego żałować.
- Nie sądzisz, że trochę przesadzasz? – Nick siedział na łóżku, z jednym kolanem podciągniętym pod brodę, i obierał jabłko. Brzmiał jednak na poważnego, gdy zadawał mu to pytanie, co zupełnie kontrastowało z jego luźną postawą.
- Z czym? – Jacques poruszył się nerwowo na krześle, jakby nie spodziewał się takiego tonu po swoim najlepszym przyjacielu.
- Ze wszystkim. Gdy mi to opowiadałeś, brzmiałeś tak, jakbyś na coś liczył.
- Na nic nie liczę.
- Na pewno? – Brunet spojrzał na niego z politowaniem. – Miesiąc temu dowiedziałeś się, że biorą ślub. Twoja matka za niego wychodzi, Jacques. Nie wiem, co on odpierdala, ale myślę, że nie powinieneś brać tego do siebie.
- Wcale nie biorę tego do siebie… - wymamrotał, choć jakaś jego część podpowiadała mu, że było inaczej. Ten intymny dotyk mężczyzny wpłynął na niego bardziej, niż by tego chciał i Nick miał, niestety, sporo racji.
- Nie możesz robić sobie nadziei, bo nic z tego nie będzie i musisz mieć tego świadomość. A on nie ma prawa dawać ci złudzeń, jakbyś był jakąś pieprzoną zabawką. – Chłopak posłał mu zirytowane spojrzenie. – Powinieneś z nim o tym pogadać, bo to naprawdę zabrnęło za daleko.
- Od kiedy stałeś się takim znawcą w relacjach międzyludzkich, co? – burknął, markotniejąc. Wszystko, co powiedział jego przyjaciel, brzmiało racjonalnie, ale sam już nie był pewien, czy bardziej pragnie szczerości, czy może dalszego karmienia się złudzeniami.
Nick westchnął, odkładając nóż na szafkę nocną.
- Po prostu się martwię, stary. Kiedy wróciliście z waszej wycieczki i powiedziałeś mi o pocałunku, byłem przekonany, że po prostu cię poniosło i ci przejdzie. Ale obaj wiemy, że nie przeszło…
- Możemy zmienić temat? – Wszedł na łóżko i usiadł obok chłopaka, podkradając mu kawałek owocu.
- Sam zacząłeś, ale niech ci będzie. – Nick wzruszył ramionami, choć po jego tonie można było wywnioskować, co myśli o zachowaniu swojego przyjaciela. Jacques nie znosił tych momentów, gdy brunet był aż przesadnie racjonalny i wytykał mu błędy. – O czym chcesz w takim razie pogadać?
- Wysłałeś już podania na studia?
- A ty jeszcze nie?!
- Um… - Szatyn wzruszył ramionami i przygryzł dolną wargę. – Nie miałem czasu…?
- Boże, gorzej niż z dzieckiem, naprawdę. Co tym masz w głowie? Albo nie, dobra, nie odpowiadaj. Wolę nie wiedzieć.
- Zrobię to jeszcze dziś. Po prostu… wciąż się waham.
- To znaczy? – Dłoń z kawałkiem jabłka zatrzymała się w drodze do ust chłopaka. – Sądziłem, że wiesz doskonale, czego chcesz…
- Tak, ale… - Jacques westchnął, nie patrząc na przyjaciela. – Myślałem nad Nowym Jorkiem.
- Przecież mówiłeś, że tutaj są najlepsi artyści, od których chciałbyś się uczyć!
- Wiem, ale…
- Nie możesz przez niego zrezygnować ze swoich marzeń! Zwariowałeś?!
- Czy możesz choć na chwilę się zamknąć i przestać mnie opieprzać?! – burknął, patrząc z irytacją na bruneta. – Nie jestem idiotą i wiem, że to głupie. Ale wcale nie czuje się lepiej, gdy oglądam ich razem, rozumiesz? Mogę wynająć jakieś mieszkanie w centrum, ale ciągle będziemy się widywać, a kilometry… kilometry by to uniemożliwiły. Zresztą, myślisz, że chcę to robić? Naprawdę wolę Chicago. Poza tym tęskniłbym za mamą i tobą… - Westchnął. – Nie wiem, Nick. Może mi przejdzie.
- A gdybyś zaczął się z kimś umawiać…?
- To ma mi pomóc?
Brunet wzruszył ramionami i odgarnął przydługie włosy z czoła.
- Nie wiem, stary. Może poznasz kogoś, kto kompletnie zawróci ci w głowie. – Uśmiechnął się z wyraźnym rozczuleniem. – Jak mi Mary.
- Ta… Może. Widzicie się dzisiaj?
- Tak, ma wpaść za jakąś godzinę. Będziemy oglądać filmy. Zostaniesz z nami?
- Żeby patrzeć, jak się do siebie ślinicie? Nie, dzięki. – Wyszczerzył się do niego i od razu poczuł w odpowiedzi szturchnięcie w bok. – No co?
- Nie bądź większym dupkiem, niż jesteś. - Objął Jacques’a ramieniem, przyciskając go mocno do siebie. – Naprawdę chcę, żebyście się zaprzyjaźnili.
- Wiem. – Nie miał pojęcia, jak ma uświadomić drugiego chłopaka, że nigdy nie dogada się z jego cwaną dziewczyną. – Po prostu muszę na spokojnie wszystko przemyśleć. I wysłać te podania.
- Czas najwyższy. – Brunet pokiwał ze zrozumieniem głową, choć wyglądał na nieco zawiedzionego. – Tylko nie rób nic głupiego.
- Ja? – Szatyn uniósł brew, teatralnie przykładając dłoń do piersi. – Za kogo ty mnie masz? Nigdy!
- Oj, chciałbym, żeby to była prawda, stary. Naprawdę chciałbym.

***

Po powrocie do domu nie potrafił znaleźć sobie miejsca. Odgrzał zapiekankę ziemniaczaną, którą znalazł w lodówce i zamknął się w swoim pokoju, oglądając kolejny odcinek „Riverdale”. Ostatecznie śledzenie nastoletnich dramatów było nawet lepsze od miski z lodami, a przynajmniej tak mu się wydawało, gdy znów śmiał się z przesadnych reakcji bohaterów.
Mamy ostatnio ciągle nie było, Blake też gdzieś przepadł, więc miał cały dom dla siebie, ale nie mógł się w nim odnaleźć. Po skończonym odcinku przebrał się i przeszedł do swojej pracowni, w której wciąż znajdowały się dwa nieukończone obrazy. Wystarczyło mu jednak pół godziny siedzenia przed na wpół pomalowanym płótnem, by zrozumieć, że nic z tego nie będzie. Nie potrafił przestać myśleć o rozmowie z Nickiem i tym, że ten miał rację. Jacques nie umiał rozgryźć zachowania starszego mężczyzny, który ciągle dawał mu sprzeczne sygnały, budząc w nim nadzieje na coś, co i tak nie było możliwe. A przy tym wciąż unikali tego tematu, jakby nie istniał, choć obaj wiedzieli, że to nieprawda. Chyba w końcu któryś z nich powinien to zmienić i chłopak wyczuwał, że to będzie jego zadanie.
Odrzucił pędzel na bok, zupełnie nie przejmując się tym, że farba na nim zaschnie, a na jednej z szafek powstanie kolejna ciemna plama. Zdjął z siebie fartuch i przeciągnął się, myśląc o tym, że potrzebuje jakoś zabić czas do powrotu Blake’a, skoro i tak nie mógł się na niczym skupić. Gorąca kąpiel wydawała się najlepszym wyborem, bo czuł spięcie w całym ciele i ból w okolicach lewej łopatki. Miał nadzieję, że po tym będzie lepiej. Przynajmniej fizycznie, bo do komfortu psychicznego potrzebował czegoś znacznie lepszego.

***

Nie usłyszał, kiedy mężczyzna wrócił, więc gdy zszedł do kuchni, żeby przygotować sobie kakao, widok Blake’a stojącego przy ekspresie do kawy, całkowicie go zaskoczył.
- Hej – mruknął i odchrząknął nerwowo, sięgając do górnej szafki po ulubiony kubek.
- Hej. – Zaraz też usłyszał odpowiedź i wyczuł na sobie wzrok bruneta. Od tygodnia się mijali, podświadomie unikając swojej obecności, więc można było teraz wyczuć napięcie pomiędzy nimi, które wzmagało nerwowość nastolatka.
- Wiesz, o której wróci mama?
- Nie.
Jacques wyciągnął mleko z lodówki, wlał je do kubka i wstawił do mikrofalówki. Cały czas czuł przy tym obecność mężczyzny, który znajdował się niecały metr od niego. Zwilżył wargi językiem, nim stanął przodem do bruneta, zakładając ramiona na klatkę piersiową.
- Chyba musimy porozmawiać.
Obserwował uważnie twarz Blake’a i jego postawę, ale nic się w nim nie zmieniło. Wciąż był pochłonięty ekspresem, który nie wymagał od niego żadnej uwagi.
- O czym?
- Wiesz, o czym.
Mogło mu się tylko wydawać, ale miał wrażenie, że szczęka mężczyzny poruszyła się, jakby ten zacisnął na chwilę zęby. Ale nic więcej – wciąż na niego nie patrzył, wciąż stał z dłońmi wsuniętymi w kieszenie eleganckich spodni. Szatyn dopiero teraz tak naprawdę dostrzegł, że ten prezentuje się inaczej niż zwykle, bardziej elegancko. Lubił go w takim wydaniu.
- Nie wiem, o czym mówisz. – Blake w końcu zdobył się na odpowiedź, patrząc przy tym na niego z wyraźną kpiną. – Jeśli masz jakiś problem, to możesz się wyżalić swoim psiapsiółkom, a mi dać spokój, bo nie mam siły na nastoletnie dramaty.
Chłopak zmiął w ustach przekleństwo, nie chcąc dać się sprowokować. Długo myślał nad tym, co powiedział mu przyjaciel i musiał w końcu porozmawiać z mężczyzną. Nie mogli wiecznie uciekać od tego tematu, bo to go wykańczało. Chciał wiedzieć, na czym stoi.
- Nie zachowuj się jak dupek – burknął w końcu, ale zanim zdążył dodać coś jeszcze, mikrofalówka piknęła, a on musiał wyciągnąć gorące mleko. Wsypał do niego trzy łyżki kakao i zamieszał, wciąż obserwując bruneta, który wlał kawę do swojego kubka i zaczął kierować się w stronę wyjścia, jakby uważał rozmowę za zakończoną. To tylko dodatkowo zdenerwowało nastolatka, który niewiele myśląc, zostawił kakao na blacie i podążył za narzeczonym swojej matki. Szarpnął go za ramię, na chwilę zapominając o tym, że ten niesie wrzącą kawę.
- Kurwa! – Blake krzyknął, gdy gorący płyn wylądował na podłodze, a niektóre krople znalazły się na jego spodniach. – Pojebało cię?!
- Cholera, nie chciałem – wydusił Jacques, patrząc na niego z poczuciem winy wymalowanym na twarzy. – Przepraszam, naprawdę. Poparzyłeś się?
- A wyglądam, jakbym się poparzył?! – Mężczyzna posłał mu wściekłe spojrzenie i wyminął go, odstawiając kubek z resztkami na blat. Otworzył dolną szafkę i wyciągnął szmatkę, którą zaczął wycierać podłogę. – Przesuń się.
Jacques posłusznie usunął się w bok, patrząc bezradnie na swoje dłonie. Gdy myślał wcześniej o tej rozmowie i układał przeróżne scenariusze, nie tak to sobie wyobrażał. Tak naprawdę nawet nie zaczęli rozmawiać, a on już czuł, że wszystko zepsuł. Ale wiedział też, że nie może teraz tego zostawić, gdy już zaczął. Był pewien, że później stchórzy.
- Naprawdę nie chciałem, wybacz.
- Taa…
- Ale musimy porozmawiać, Blake.
- O czym, do cholery, chcesz rozmawiać?!
- Zakochałem się w tobie.
Jacques sam nie spodziewał się tych słów. Miał wrażenie, że wypłynęło to z jego ust bez udziału mózgu, a przy tym zabrzmiało tak żałośnie, że poczuł, jak policzki czerwienieją mu z zażenowania, choć wcale nie należał do ludzi, którzy często się rumienią. Mężczyzna natomiast, dla kontrastu, zbladł i stał przed nim bezradnie z brudną szmatą w prawej dłoni, wyglądając na zbyt zszokowanego, by zrobić cokolwiek.
Cisza przedłużała się, ale żaden z nich nie potrafił jej przerwać. Atmosfera w pomieszczeniu stała się tak napięta i przytłaczająca, że dalsze stanie w kuchni wydawało się ponad ich siły. Mimo to wciąż stali i patrzyli na siebie, jakby ktoś przytwierdził ich do podłogi. W końcu jednak brunet odchrząknął i przeczesał włosy lewą dłonią.
- Nie masz pojęcia, o czym mówisz – wymamrotał, a złość, która jeszcze przed chwilą była słyszalna w jego głosie, zniknęła.
- Sam w to nie wierzysz.
Blake pokręcił głową, patrząc na niego z dezaprobatą.
- Musisz przestać to robić.
- Co?
- Patrzeć na mnie, jakbyś czegoś oczekiwał; wmawiać sobie rzeczy, których nie ma.
Jacques parsknął, choć wcale nie był rozbawiony. W tym momencie był cholernie poważny, nawet jeśli zdawał sobie sprawę z absurdalności całej sytuacji.
- Wmawiać sobie? – Uniósł brew. – Przestanę sobie wmawiać, gdy ty przestaniesz zachowywać się tak… tak, jakbyś robił mi nadzieję.
- Nie robię ci żadnej nadziei, Jacq. Jesteś synem mojej narzeczonej i tak cię traktuje. Może przez poprawę naszej relacji mogłeś odnieść…
Blake nie miał szansy, by skończyć swoją wypowiedź, ponieważ szatyn po raz kolejny zadziałał impulsywnie i pokonawszy odstęp między nimi w dwóch krokach, złapał bruneta za koszulę i przyciągnął do pocałunku. Jeśli choć przez chwilę myślał (o ile w ogóle to robił), że będzie jak ostatnim razem, to się mylił. Mężczyzna wcale nie odepchnął go ani nie pozostał bierny. Wręcz przeciwnie, od razu zareagował, oddając pocałunek i przyciskając go do siebie.
Nastolatkowi kręciło się od tego wszystkiego w głowie. Czuł natarczywe wargi Blake’a, jego niecierpliwy język i dłoń zaciśniętą na swoich włosach. Sam zarzucił ramiona na jego kark, poddając mu się w zupełności i pozwalając mu popchnąć się w stronę szafek, aż jego biodra uderzyły o blat. Cały ten pocałunek był szaleńczy, pełen namiętności i Jacques czuł, jak dreszcze podniecenia przechodzą przez jego ciało. Nie zastanawiał się nad niczym, poddając się chwili i sprawnym wargom mężczyzny, który całował go tak, jak chyba jeszcze nikt przed nim.
Nie mógł dłużej się powstrzymać i w końcu wydał z siebie jęk pełen potrzeby, a wtedy Blake się odsunął. Jego kobaltowe oczy były zamglone, usta mocno zaczerwienione… Zanim miał szansę lepiej mu się przyjrzeć, mężczyzna otarł wargi wierzchem dłoni, odwrócił się i bez słowa odszedł. Po chwili Jacques usłyszał dźwięk zatrzaskiwanych drzwi wejściowych.
Dotknął palcami mrowiących ust, patrząc bezradnie na szmatę leżącą na podłodze i niedokładnie startą kawę. Wcześniej rozważał różne scenariusze tej rozmowy, ale takiego zakończenia nawet on nie był w stanie przewidzieć.

***

Noc minęła mu bardzo niespokojnie. Nie mógł zasnąć, wiercił się bezradnie na łóżku, a jego głowę wypełniały tysiące sprzecznych myśli. Wciąż rozpamiętywał ten pocałunek, który zarówno wywoływał ciepło w jego klatce piersiowej, jak i ból, którego centrum nie potrafił zidentyfikować. Chciał posłuchać Nicka, porozmawiać z mężczyzną i ustalić w końcu jakieś granice, a zamiast tego był jeszcze bardziej skołowany niż przedtem.
Z jednej strony ten pocałunek był potwierdzeniem czegoś, co Jacques podejrzewał już wcześniej, choć bał się o tym myśleć – nie był obojętny Blake’owi. Nie wiedział, czy chodziło tylko o fizyczną fascynację, czy może o coś więcej, ale z pewnością działał na niego, czego potwierdzeniem było to, co wydarzyło się w kuchni. Ale z drugiej strony to nic nie zmieniało. Mężczyzna dał mu wyraźnie do zrozumienia, że nie zamierza się do niczego przyznawać, idąc w zaparte i szatyn domyślał się, że to nie ulegnie zmianie. Zresztą, Blake miał trochę racji. Nie mógł niczego od niego oczekiwać, bo ten był z jego matką. A ostatecznie to on zainicjował pocałunek i to on był wszystkiemu winien. Tylko po co na niego odpowiedział?
Gdy w niedzielny poranek zszedł do kuchni, ujrzał swoją mamę przygotowującą śniadanie. Przełknął nerwowo ślinę, czując, jak wyrzuty sumienia zalewają jego umysł. Nie potrafił spojrzeć jej w oczy, gdy mamrotał ciche „hej” i całował jej policzek. Jeśli ostatnim razem mógł zasłaniać się alkoholem, to teraz nie miał żadnej wymówki. Całował się z jej przyszłym mężem. Czuł się jak najgorszy syn na świecie.
- Blake do nas nie dołączy? – zapytał, wyciągając z lodówki sok pomarańczowy.
- Wyjechał.
Obrócił się tak gwałtownie, że niemal wypuścił butelkę z dłoni.
- Jak to? – wydusił, starając się nie brzmieć jak osoba, którą to jakoś szczególnie interesuje, ale wiedział, że mu się nie udało.
Katherine wzruszyła ramionami.
- Też byłam zaskoczona. – Nie wyglądała na zadowoloną, co świadczyło o tym, że mężczyzna nie poinformował jej wcześniej o swoich planach. – Po prostu stwierdził, że nie jest w stanie rozwiązać problemów Lily na odległość i musi tam lecieć. – Wskazała palcem na naleśniki. – Chcesz z masłem orzechowym?
- Tak, poproszę – wymamrotał, czując, jak coś ciężkiego opada mu w piersi. Pokręcił głową, w końcu zamykając lodówkę. – Tchórz.
- Coś mówiłeś?
- Nie, nie – zaprzeczył. – Dzięki za śniadanie.

Gdy wrócił do swojego pokoju, włączył komputer i wszedł na stronę Akademii w Nowym Jorku. Może Nick miał rację i porzucanie swoich marzeń przez sytuację, w której się znalazł, było głupie, ale złożenie podania jeszcze niczego nie przesądzało. Jacques czuł, że potrzebuje jakiegoś zabezpieczenia na przyszłość, bo naprawdę nie był już w stanie określić, w jakim kierunku zmierza jego życie. Wiedział tylko, kto w nim najbardziej miesza i nie miał pojęcia, jak temu zaradzić.