Pozdrawiam!
_________________________________________________________________
Mary była niezwykle
inteligentna, o czym Jacques przekonał się bardzo szybko. Nie mieli wcześniej
żadnych zajęć razem, ale najwyraźniej słyszała o nim różne opowieści od innych
uczniów. Wiedziała, że ten maluje i w przyszłości chce się tym zajmować
zawodowo, co sama traktowała z lekkim lekceważeniem i kpiną, przez co chłopak
od razu poczuł, że się nie polubią.
Nie była pięknością, ale
nie była też brzydka. Nosiła duże, profesorskie okulary, które dodawały jej
uroku, wiązała włosy w koński ogon, ubierała się skromnie i tak naprawdę
fizycznie niczym nie wyróżniała się spośród innych dziewczyn, które uczyły się
w tej placówce. Miała jednak jedną z najlepszych średnich w szkole, była cwana
i potrafiła manipulować ludźmi. A przede wszystkim umiała sterować Nickiem,
który zupełnie nie był świadom, że stał się jej chłopcem na posyłki i spełnia
każdą jej zachciankę.
Jacques naprawdę starał się
obdarzyć ją chociaż cieniem sympatii i zrozumieć tę dziwaczną relację, ale nie
potrafił. Z opowieści przyjaciela wiedział, że ten wpadł na dziewczynę, gdy
sprawdzał coś na telefonie, przewrócił ją, a kiedy spojrzał w jej piękne oczy
(według szatyna nie było w nich nic wyjątkowego, a już na pewno nie dorównywały
oczom Blake’a), to całkowicie przepadł. Później na stołówce dostrzegł ją,
rozmawiającą z Susan i dzięki tej drugiej się poznali. Wystarczył tydzień, dwie
randki i zostali parą. Jacques’owi wciąż trudno było w to uwierzyć.
Nick nigdy nie był w
żadnym związku, nigdy też nie był poważnie zainteresowany żadną dziewczyną i
szatyn właśnie tym próbował sobie tłumaczyć zauroczenie przyjaciela. Poza tym
nie chciał wtrącać się w jego życie i relację, która tak naprawdę dopiero się
zaczynała. Nie sądził, by jego osobista opinia o Mary miała jakiekolwiek
znaczenie w momencie, gdy brunet był w nią całkowicie zapatrzony i nie myślał
racjonalnie. Poza tym, nawet gdyby chciał z nim o tym porozmawiać, to brakowało
mu okazji, bo dziewczyna w pełni absorbowała jego uwagę i czas. Tak naprawdę
dopiero po niemalże tygodniu, w weekend, spotkali się w domu Nicka i mogli w
końcu porozmawiać w cztery oczy. Jacques’a niezmiernie drażniło, że ta dwójka
spędza ze sobą każdą sekundę, przez co nie mógł powiedzieć przyjacielowi o
ostatnim wydarzeniu z Blakiem. A kiedy już powiedział, to zaczął tego żałować.
- Nie sądzisz, że trochę
przesadzasz? – Nick siedział na łóżku, z jednym kolanem podciągniętym pod
brodę, i obierał jabłko. Brzmiał jednak na poważnego, gdy zadawał mu to
pytanie, co zupełnie kontrastowało z jego luźną postawą.
- Z czym? – Jacques
poruszył się nerwowo na krześle, jakby nie spodziewał się takiego tonu po swoim
najlepszym przyjacielu.
- Ze wszystkim. Gdy mi to
opowiadałeś, brzmiałeś tak, jakbyś na coś liczył.
- Na nic nie liczę.
- Na pewno? – Brunet
spojrzał na niego z politowaniem. – Miesiąc temu dowiedziałeś się, że biorą
ślub. Twoja matka za niego wychodzi, Jacques. Nie wiem, co on odpierdala, ale
myślę, że nie powinieneś brać tego do siebie.
- Wcale nie biorę tego do
siebie… - wymamrotał, choć jakaś jego część podpowiadała mu, że było inaczej.
Ten intymny dotyk mężczyzny wpłynął na niego bardziej, niż by tego chciał i
Nick miał, niestety, sporo racji.
- Nie możesz robić sobie
nadziei, bo nic z tego nie będzie i musisz mieć tego świadomość. A on nie ma
prawa dawać ci złudzeń, jakbyś był jakąś pieprzoną zabawką. – Chłopak posłał mu
zirytowane spojrzenie. – Powinieneś z nim o tym pogadać, bo to naprawdę
zabrnęło za daleko.
- Od kiedy stałeś się
takim znawcą w relacjach międzyludzkich, co? – burknął, markotniejąc. Wszystko,
co powiedział jego przyjaciel, brzmiało racjonalnie, ale sam już nie był
pewien, czy bardziej pragnie szczerości, czy może dalszego karmienia się
złudzeniami.
Nick westchnął,
odkładając nóż na szafkę nocną.
- Po prostu się martwię,
stary. Kiedy wróciliście z waszej wycieczki i powiedziałeś mi o pocałunku,
byłem przekonany, że po prostu cię poniosło i ci przejdzie. Ale obaj wiemy, że
nie przeszło…
- Możemy zmienić temat? –
Wszedł na łóżko i usiadł obok chłopaka, podkradając mu kawałek owocu.
- Sam zacząłeś, ale niech
ci będzie. – Nick wzruszył ramionami, choć po jego tonie można było wywnioskować,
co myśli o zachowaniu swojego przyjaciela. Jacques nie znosił tych momentów,
gdy brunet był aż przesadnie racjonalny i wytykał mu błędy. – O czym chcesz w
takim razie pogadać?
- Wysłałeś już podania na
studia?
- A ty jeszcze nie?!
- Um… - Szatyn wzruszył
ramionami i przygryzł dolną wargę. – Nie miałem czasu…?
- Boże, gorzej niż z
dzieckiem, naprawdę. Co tym masz w głowie? Albo nie, dobra, nie odpowiadaj.
Wolę nie wiedzieć.
- Zrobię to jeszcze dziś.
Po prostu… wciąż się waham.
- To znaczy? – Dłoń z
kawałkiem jabłka zatrzymała się w drodze do ust chłopaka. – Sądziłem, że wiesz
doskonale, czego chcesz…
- Tak, ale… - Jacques
westchnął, nie patrząc na przyjaciela. – Myślałem nad Nowym Jorkiem.
- Przecież mówiłeś, że
tutaj są najlepsi artyści, od których chciałbyś się uczyć!
- Wiem, ale…
- Nie możesz przez niego
zrezygnować ze swoich marzeń! Zwariowałeś?!
- Czy możesz choć na
chwilę się zamknąć i przestać mnie opieprzać?! – burknął, patrząc z irytacją na
bruneta. – Nie jestem idiotą i wiem, że to głupie. Ale wcale nie czuje się
lepiej, gdy oglądam ich razem, rozumiesz? Mogę wynająć jakieś mieszkanie w
centrum, ale ciągle będziemy się widywać, a kilometry… kilometry by to
uniemożliwiły. Zresztą, myślisz, że chcę to robić? Naprawdę wolę Chicago. Poza
tym tęskniłbym za mamą i tobą… - Westchnął. – Nie wiem, Nick. Może mi
przejdzie.
- A gdybyś zaczął się z
kimś umawiać…?
- To ma mi pomóc?
Brunet wzruszył ramionami
i odgarnął przydługie włosy z czoła.
- Nie wiem, stary. Może
poznasz kogoś, kto kompletnie zawróci ci w głowie. – Uśmiechnął się z wyraźnym
rozczuleniem. – Jak mi Mary.
- Ta… Może. Widzicie się
dzisiaj?
- Tak, ma wpaść za jakąś
godzinę. Będziemy oglądać filmy. Zostaniesz z nami?
- Żeby patrzeć, jak się do
siebie ślinicie? Nie, dzięki. – Wyszczerzył się do niego i od razu poczuł w
odpowiedzi szturchnięcie w bok. – No co?
- Nie bądź większym
dupkiem, niż jesteś. - Objął Jacques’a ramieniem, przyciskając go mocno do
siebie. – Naprawdę chcę, żebyście się zaprzyjaźnili.
- Wiem. – Nie miał
pojęcia, jak ma uświadomić drugiego chłopaka, że nigdy nie dogada się z jego
cwaną dziewczyną. – Po prostu muszę na spokojnie wszystko przemyśleć. I wysłać
te podania.
- Czas najwyższy. –
Brunet pokiwał ze zrozumieniem głową, choć wyglądał na nieco zawiedzionego. –
Tylko nie rób nic głupiego.
- Ja? – Szatyn uniósł
brew, teatralnie przykładając dłoń do piersi. – Za kogo ty mnie masz? Nigdy!
- Oj, chciałbym, żeby to
była prawda, stary. Naprawdę chciałbym.
***
Po powrocie do domu nie
potrafił znaleźć sobie miejsca. Odgrzał zapiekankę ziemniaczaną, którą znalazł
w lodówce i zamknął się w swoim pokoju, oglądając kolejny odcinek „Riverdale”. Ostatecznie
śledzenie nastoletnich dramatów było nawet lepsze od miski z lodami, a
przynajmniej tak mu się wydawało, gdy znów śmiał się z przesadnych reakcji
bohaterów.
Mamy ostatnio ciągle nie
było, Blake też gdzieś przepadł, więc miał cały dom dla siebie, ale nie mógł się
w nim odnaleźć. Po skończonym odcinku przebrał się i przeszedł do swojej
pracowni, w której wciąż znajdowały się dwa nieukończone obrazy. Wystarczyło mu
jednak pół godziny siedzenia przed na wpół pomalowanym płótnem, by zrozumieć,
że nic z tego nie będzie. Nie potrafił przestać myśleć o rozmowie z Nickiem i
tym, że ten miał rację. Jacques nie umiał rozgryźć zachowania starszego
mężczyzny, który ciągle dawał mu sprzeczne sygnały, budząc w nim nadzieje na
coś, co i tak nie było możliwe. A przy tym wciąż unikali tego tematu, jakby nie
istniał, choć obaj wiedzieli, że to nieprawda. Chyba w końcu któryś z nich powinien
to zmienić i chłopak wyczuwał, że to będzie jego zadanie.
Odrzucił pędzel na bok,
zupełnie nie przejmując się tym, że farba na nim zaschnie, a na jednej z szafek
powstanie kolejna ciemna plama. Zdjął z siebie fartuch i przeciągnął się,
myśląc o tym, że potrzebuje jakoś zabić czas do powrotu Blake’a, skoro i tak
nie mógł się na niczym skupić. Gorąca kąpiel wydawała się najlepszym wyborem,
bo czuł spięcie w całym ciele i ból w okolicach lewej łopatki. Miał nadzieję,
że po tym będzie lepiej. Przynajmniej fizycznie, bo do komfortu psychicznego
potrzebował czegoś znacznie lepszego.
***
Nie usłyszał, kiedy
mężczyzna wrócił, więc gdy zszedł do kuchni, żeby przygotować sobie kakao,
widok Blake’a stojącego przy ekspresie do kawy, całkowicie go zaskoczył.
- Hej – mruknął i
odchrząknął nerwowo, sięgając do górnej szafki po ulubiony kubek.
- Hej. – Zaraz też
usłyszał odpowiedź i wyczuł na sobie wzrok bruneta. Od tygodnia się mijali,
podświadomie unikając swojej obecności, więc można było teraz wyczuć napięcie
pomiędzy nimi, które wzmagało nerwowość nastolatka.
- Wiesz, o której wróci
mama?
- Nie.
Jacques wyciągnął mleko z
lodówki, wlał je do kubka i wstawił do mikrofalówki. Cały czas czuł przy tym
obecność mężczyzny, który znajdował się niecały metr od niego. Zwilżył wargi
językiem, nim stanął przodem do bruneta, zakładając ramiona na klatkę
piersiową.
- Chyba musimy
porozmawiać.
Obserwował uważnie twarz
Blake’a i jego postawę, ale nic się w nim nie zmieniło. Wciąż był pochłonięty
ekspresem, który nie wymagał od niego żadnej uwagi.
- O czym?
- Wiesz, o czym.
Mogło mu się tylko
wydawać, ale miał wrażenie, że szczęka mężczyzny poruszyła się, jakby ten
zacisnął na chwilę zęby. Ale nic więcej – wciąż na niego nie patrzył, wciąż
stał z dłońmi wsuniętymi w kieszenie eleganckich spodni. Szatyn dopiero teraz
tak naprawdę dostrzegł, że ten prezentuje się inaczej niż zwykle, bardziej
elegancko. Lubił go w takim wydaniu.
- Nie wiem, o czym
mówisz. – Blake w końcu zdobył się na odpowiedź, patrząc przy tym na niego z
wyraźną kpiną. – Jeśli masz jakiś problem, to możesz się wyżalić swoim
psiapsiółkom, a mi dać spokój, bo nie mam siły na nastoletnie dramaty.
Chłopak zmiął w ustach
przekleństwo, nie chcąc dać się sprowokować. Długo myślał nad tym, co
powiedział mu przyjaciel i musiał w końcu porozmawiać z mężczyzną. Nie mogli
wiecznie uciekać od tego tematu, bo to go wykańczało. Chciał wiedzieć, na czym
stoi.
- Nie zachowuj się jak
dupek – burknął w końcu, ale zanim zdążył dodać coś jeszcze, mikrofalówka
piknęła, a on musiał wyciągnąć gorące mleko. Wsypał do niego trzy łyżki kakao i
zamieszał, wciąż obserwując bruneta, który wlał kawę do swojego kubka i zaczął
kierować się w stronę wyjścia, jakby uważał rozmowę za zakończoną. To tylko
dodatkowo zdenerwowało nastolatka, który niewiele myśląc, zostawił kakao na
blacie i podążył za narzeczonym swojej matki. Szarpnął go za ramię, na chwilę
zapominając o tym, że ten niesie wrzącą kawę.
- Kurwa! – Blake krzyknął,
gdy gorący płyn wylądował na podłodze, a niektóre krople znalazły się na jego
spodniach. – Pojebało cię?!
- Cholera, nie chciałem –
wydusił Jacques, patrząc na niego z poczuciem winy wymalowanym na twarzy. –
Przepraszam, naprawdę. Poparzyłeś się?
- A wyglądam, jakbym się
poparzył?! – Mężczyzna posłał mu wściekłe spojrzenie i wyminął go, odstawiając
kubek z resztkami na blat. Otworzył dolną szafkę i wyciągnął szmatkę, którą
zaczął wycierać podłogę. – Przesuń się.
Jacques posłusznie usunął
się w bok, patrząc bezradnie na swoje dłonie. Gdy myślał wcześniej o tej
rozmowie i układał przeróżne scenariusze, nie tak to sobie wyobrażał. Tak
naprawdę nawet nie zaczęli rozmawiać, a on już czuł, że wszystko zepsuł. Ale
wiedział też, że nie może teraz tego zostawić, gdy już zaczął. Był pewien, że
później stchórzy.
- Naprawdę nie chciałem,
wybacz.
- Taa…
- Ale musimy porozmawiać,
Blake.
- O czym, do cholery,
chcesz rozmawiać?!
- Zakochałem się w tobie.
Jacques sam nie
spodziewał się tych słów. Miał wrażenie, że wypłynęło to z jego ust bez udziału
mózgu, a przy tym zabrzmiało tak żałośnie, że poczuł, jak policzki czerwienieją
mu z zażenowania, choć wcale nie należał do ludzi, którzy często się rumienią.
Mężczyzna natomiast, dla kontrastu, zbladł i stał przed nim bezradnie z brudną
szmatą w prawej dłoni, wyglądając na zbyt zszokowanego, by zrobić cokolwiek.
Cisza przedłużała się,
ale żaden z nich nie potrafił jej przerwać. Atmosfera w pomieszczeniu stała się
tak napięta i przytłaczająca, że dalsze stanie w kuchni wydawało się ponad ich
siły. Mimo to wciąż stali i patrzyli na siebie, jakby ktoś przytwierdził ich do
podłogi. W końcu jednak brunet odchrząknął i przeczesał włosy lewą dłonią.
- Nie masz pojęcia, o
czym mówisz – wymamrotał, a złość, która jeszcze przed chwilą była słyszalna w
jego głosie, zniknęła.
- Sam w to nie wierzysz.
Blake pokręcił głową,
patrząc na niego z dezaprobatą.
- Musisz przestać to
robić.
- Co?
- Patrzeć na mnie, jakbyś
czegoś oczekiwał; wmawiać sobie rzeczy, których nie ma.
Jacques parsknął, choć
wcale nie był rozbawiony. W tym momencie był cholernie poważny, nawet jeśli
zdawał sobie sprawę z absurdalności całej sytuacji.
- Wmawiać sobie? – Uniósł
brew. – Przestanę sobie wmawiać, gdy ty przestaniesz zachowywać się tak… tak,
jakbyś robił mi nadzieję.
- Nie robię ci żadnej
nadziei, Jacq. Jesteś synem mojej narzeczonej i tak cię traktuje. Może przez
poprawę naszej relacji mogłeś odnieść…
Blake nie miał szansy, by
skończyć swoją wypowiedź, ponieważ szatyn po raz kolejny zadziałał impulsywnie
i pokonawszy odstęp między nimi w dwóch krokach, złapał bruneta za koszulę i
przyciągnął do pocałunku. Jeśli choć przez chwilę myślał (o ile w ogóle to
robił), że będzie jak ostatnim razem, to się mylił. Mężczyzna wcale nie
odepchnął go ani nie pozostał bierny. Wręcz przeciwnie, od razu zareagował,
oddając pocałunek i przyciskając go do siebie.
Nastolatkowi kręciło się
od tego wszystkiego w głowie. Czuł natarczywe wargi Blake’a, jego niecierpliwy
język i dłoń zaciśniętą na swoich włosach. Sam zarzucił ramiona na jego kark,
poddając mu się w zupełności i pozwalając mu popchnąć się w stronę szafek, aż
jego biodra uderzyły o blat. Cały ten pocałunek był szaleńczy, pełen
namiętności i Jacques czuł, jak dreszcze podniecenia przechodzą przez jego
ciało. Nie zastanawiał się nad niczym, poddając się chwili i sprawnym wargom
mężczyzny, który całował go tak, jak chyba jeszcze nikt przed nim.
Nie mógł dłużej się
powstrzymać i w końcu wydał z siebie jęk pełen potrzeby, a wtedy Blake się
odsunął. Jego kobaltowe oczy były zamglone, usta mocno zaczerwienione… Zanim
miał szansę lepiej mu się przyjrzeć, mężczyzna otarł wargi wierzchem dłoni,
odwrócił się i bez słowa odszedł. Po chwili Jacques usłyszał dźwięk
zatrzaskiwanych drzwi wejściowych.
Dotknął palcami
mrowiących ust, patrząc bezradnie na szmatę leżącą na podłodze i niedokładnie
startą kawę. Wcześniej rozważał różne scenariusze tej rozmowy, ale takiego
zakończenia nawet on nie był w stanie przewidzieć.
***
Noc minęła mu bardzo niespokojnie.
Nie mógł zasnąć, wiercił się bezradnie na łóżku, a jego głowę wypełniały
tysiące sprzecznych myśli. Wciąż rozpamiętywał ten pocałunek, który zarówno
wywoływał ciepło w jego klatce piersiowej, jak i ból, którego centrum nie
potrafił zidentyfikować. Chciał posłuchać Nicka, porozmawiać z mężczyzną i
ustalić w końcu jakieś granice, a zamiast tego był jeszcze bardziej skołowany
niż przedtem.
Z jednej strony ten
pocałunek był potwierdzeniem czegoś, co Jacques podejrzewał już wcześniej, choć
bał się o tym myśleć – nie był obojętny Blake’owi. Nie wiedział, czy chodziło
tylko o fizyczną fascynację, czy może o coś więcej, ale z pewnością działał na
niego, czego potwierdzeniem było to, co wydarzyło się w kuchni. Ale z drugiej
strony to nic nie zmieniało. Mężczyzna dał mu wyraźnie do zrozumienia, że nie
zamierza się do niczego przyznawać, idąc w zaparte i szatyn domyślał się, że to
nie ulegnie zmianie. Zresztą, Blake miał trochę racji. Nie mógł niczego od
niego oczekiwać, bo ten był z jego matką. A ostatecznie to on zainicjował
pocałunek i to on był wszystkiemu winien. Tylko po co na niego odpowiedział?
Gdy w niedzielny poranek
zszedł do kuchni, ujrzał swoją mamę przygotowującą śniadanie. Przełknął nerwowo
ślinę, czując, jak wyrzuty sumienia zalewają jego umysł. Nie potrafił spojrzeć jej
w oczy, gdy mamrotał ciche „hej” i całował jej policzek. Jeśli ostatnim razem
mógł zasłaniać się alkoholem, to teraz nie miał żadnej wymówki. Całował się z
jej przyszłym mężem. Czuł się jak najgorszy syn na świecie.
- Blake do nas nie
dołączy? – zapytał, wyciągając z lodówki sok pomarańczowy.
- Wyjechał.
Obrócił się tak
gwałtownie, że niemal wypuścił butelkę z dłoni.
- Jak to? – wydusił,
starając się nie brzmieć jak osoba, którą to jakoś szczególnie interesuje, ale
wiedział, że mu się nie udało.
Katherine wzruszyła
ramionami.
- Też byłam zaskoczona. –
Nie wyglądała na zadowoloną, co świadczyło o tym, że mężczyzna nie poinformował
jej wcześniej o swoich planach. – Po prostu stwierdził, że nie jest w stanie
rozwiązać problemów Lily na odległość i musi tam lecieć. – Wskazała palcem na
naleśniki. – Chcesz z masłem orzechowym?
- Tak, poproszę –
wymamrotał, czując, jak coś ciężkiego opada mu w piersi. Pokręcił głową, w
końcu zamykając lodówkę. – Tchórz.
- Coś mówiłeś?
- Nie, nie – zaprzeczył. –
Dzięki za śniadanie.
Gdy wrócił do swojego
pokoju, włączył komputer i wszedł na stronę Akademii w Nowym Jorku. Może Nick
miał rację i porzucanie swoich marzeń przez sytuację, w której się znalazł,
było głupie, ale złożenie podania jeszcze niczego nie przesądzało. Jacques czuł,
że potrzebuje jakiegoś zabezpieczenia na przyszłość, bo naprawdę nie był już w
stanie określić, w jakim kierunku zmierza jego życie. Wiedział tylko, kto w nim
najbardziej miesza i nie miał pojęcia, jak temu zaradzić.