piątek, 5 października 2018

Pęknięcia - Rozdział 26

Nawet nie chce mi się pisać, jak bardzo to z siebie wyplułam, więc... Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze! Może nie odpowiadam na nie zbyt szybko i zbyt składnie, ale cieszą mnie przeogromnie. Miłego dnia, kochani!
________________________________________________________________

Sytuację w domu Brightów można było określić jako dziwną. Wszystko toczyło się swoim rytmem – Jacques chodził do szkoły, przesiadywał godzinami w pracowni i spotykał się z Nickiem; Blake był zajęty swoją karierą, dużo czasu spędzał poza domem i zwykle mijał się z szatynem. A Katherine zajmowała się firmą i przygotowaniami do ślubu, nie zauważając przy tym napięcia pomiędzy dwójką mężczyzn. Z pozoru zmieniło się niewiele, ale tak naprawdę zmieniło się wszystko.
Jacques starał się unikać Blake’a, co nie było wcale prostym zadaniem, nawet jeśli mężczyzny często nie było w domu. Nie mógł ciągle opuszczać wspólnych posiłków, jedząc na mieście lub w pokoju, bez zwracania na siebie uwagi mamy. Poza tym próbował całkowicie odseparować się od bruneta i nie wdawać się z nim w żadne rozmowy, co ku jego zaskoczeniu, okazało się trudne.
Po tym, co wydarzyło się między nimi, nastolatek spodziewał się dwóch reakcji: Blake mógł go zacząć z powrotem nienawidzić, obarczając go całą winą za to, co się wydarzyło, lub mógł zacząć go unikać i udawać, że nic się nie stało (tak, jak chciał tego Jacques). Niestety, szatyn nie doczekał się żadnej ze spodziewanych reakcji i to najpierw wprawiło go w całkowitą konsternację, która z czasem zaczęła przeradzać się w skrywaną złość.
Blake na początku faktycznie zachowywał się tak, jakby nic się nie stało. Chłopaka w ogóle to nie zaskoczyło, spodziewał się takiego zachowania i był z niego zadowolony. Sam nie kwapił się wcale do konfrontacji z mężczyzną, a sama myśl o tym, że ich wspólny sekret mógłby wyjść na jaw, sprawiała, że robił się chory. Wolał więc o niczym nie mówić i siedzieć cicho, udając, że wcale nie myśli o tym, jak brunet przesuwał dłońmi po jego ciele i jak przyjemne były jego pocałunki. Ale z czasem zachowanie Blake’a uległo zmianie – znów chciał z nim rozmawiać; znów chciał się z nim przekomarzać i traktować go jak swojego dobrego kumpla. A to wydawało się Jacques’owi całkowicie absurdalne.
Przebywanie z mężczyzną w tym samym pomieszczeniu było dla chłopaka bolesne i wywoływało wspomnienia. A kiedy ten zaczynał jeszcze go zagadywać, to szatyn czuł się już całkowicie osaczony i przygnębiony kierunkiem, w jakim zmierzała ich relacja. Nie wiedział, czy Blake robił to, by się nad nim poznęcać, czy może naprawdę zdrada, jakiej się dopuścili wobec Katherine, w ogóle go nie obchodziła. A to denerwowało nastolatka, który sam nie potrafił poradzić sobie z wyrzutami sumienia, podczas gdy mężczyzna zdawał się podchodzić do tego z całkowitym spokojem. Jacques nie dostrzegł żadnej zmiany w zachowaniu Blake’a względem jego matki, co doprowadzało go do furii, bo sam czuł, że nie potrafi rozmawiać z nią tak, jak wcześniej. Nie wiedział, jak można nie odczuwać żadnej skruchy i nie czuć się winnym, a właśnie tak odbierał zachowanie bruneta. I przez to znów zaczął uważać go za prawdziwego dupka, nawet jeśli jego serce wciąż biło mocniej na jego widok.  
Jacques był całkowitym przeciwieństwem Blake’a – nie radził sobie z tą sytuacją, nie potrafił nazwać ich dziwnej relacji i w każdym jego słowie oraz geście było widać, że jest tym wszystkim przytłoczony. Mężczyzna natomiast wydawał się całkowicie spokojny i rozluźniony, jakby niczym się nie przejmował. Sytuacja w ich domu, choć z pozoru normalna, była tak naprawdę bardzo toksyczna i działa na nich coraz gorzej, a najbardziej odczuwał to właśnie najmłodszy z mieszkańców. Wcześniej czy później musiało się to skończyć katastrofą.

***

- Jacques!
- Lily!
Chłopak jęknął z zaskoczeniem, kiedy dziewczyna rzuciła mu się na szyję, ale objął ją i mocno do siebie przytulił. Za każdym razem zdumiewało go, jak wylewna jest siostra Blake’a wobec niego, choć kiedy sobie przypominał jej dziwną rodzinę i problemy z rówieśnikami, starał się maskować konsternację, jaką odczuwał.
- Dobrze cię widzieć!
- Ciebie też. Na żywo wyglądasz znacznie lepiej niż na ekranie komputera. – Jęknął, czując silne uderzenie w ramię. – Au! To był komplement!
- Skończyliście?
Jacques drgnął, przypominając sobie, że nie byli sami; że Blake stał obok, obserwując ich z wyraźnym zniecierpliwieniem. Wciąż przecież znajdowali się w holu, stłoczeni we trójkę na niewielkiej przestrzeni (z pewnością zbyt małej, by pomieścić ich dwóch).
- Taa… - mruknął niemrawo, robiąc krok w tył. Nawet nie spojrzał na mężczyznę, sięgając po walizki dziewczyny. – Zaniosę je do twojego nowego pokoju.
- To nie będę spała z tobą? – Lily wydęła usta, uśmiechając się psotnie.
- Chciałabyś. – Uniósł brew, prychając, choć w jego oczach można było dostrzec uśmiech. W ostatnim czasie nie był to częsty widok.
- Pokłóciliście się? – Dziewczyna zerknęła na swojego brata, gdy Jacques zniknął na schodach.
- Nie, dlaczego?
- Przecież widzę. – Wywróciła oczami. – Znowu go obraziłeś?
- Ja? – Blake uniósł brew, odwieszając kurtkę na wieszak.
- No co? Przecież wiesz, że jak chcesz, to potrafisz być dupkiem. – Wzruszyła ramionami. – O co poszło?
- O nic. Jesteś głodna?
Lily zmrużyła oczy, słysząc tę kiepską próbę zmiany tematu, ale ostatecznie kiwnęła głową, odpuszczając. Mężczyzna odetchnął z ulgą i poprowadził swoją młodszą siostrę do kuchni. Nie mógł jej przecież powiedzieć prawdy, a dziewczyna w swych przypuszczeniach wcale nie była jej bliska. Przecież się nie pokłócili. I Blake w żaden sposób go nie obraził, a przynajmniej nie umyślnie. Wręcz przeciwnie, to on starał się nawiązać z chłopakiem kontakt, wbrew temu, co podpowiadał mu rozum. Ale Jacques chciał się całkowicie od niego odsunąć i nic nie dało się z tym zrobić.
- Katherine nie ma?
- Ma spotkanie, ale wróci najszybciej, jak się da. Bardzo żałowała, że nie może cię powitać w domu. – Zerknął na nią krótko, wyciągając ser z lodówki. – Mówiłem ci w samolocie.
- Um, ta, faktycznie. – Uśmiechnęła się przepraszająco. – Chyba mi umknęło. Byłam zmęczona.
- A teraz nie jesteś? Chcesz się położyć?
- Mhm, jaki troskliwy braciszek się z ciebie zrobił – wytknęła mu, choć z wyraźnym rozbawieniem. – Zjem i pójdę się położyć, co? Kanapki to nadal twoje największe osiągnięcie?
- Mogę spróbować z czymś innym, jak chcesz się otruć. – Posłał jej uroczy uśmiech.
- Szczęściarz z ciebie, że trafiłeś na Kath. Przynajmniej masz co jeść.
Uśmiech zamarł na twarzy Blake’a, który odwrócił się w stronę przygotowywanych przez siebie kanapek. Nie wyglądały najapetyczniej, ale też nie najgorzej. I na pewno dało się je zjeść.
- Ta… - mruknął niewyraźnie. – Nie tylko ona w tym domu potrafi gotować.
- Serio? Jacques ma jakieś ukryte zdolności, o których nie wiem?
- A ma jakieś, o których wiesz? – Zerknął na nią, unosząc brew. – Coś za bardzo się nim interesujesz…
Lily spuściła wzrok, patrząc na swoje stopy okryte długimi, kolorowymi skarpetkami. Wyglądała na zmieszaną.
- Lubię go… - wymamrotała.
- Tylko się nie zakochaj – ostrzegł i wcale nie brzmiał, jakby żartował.
Dziewczyna aż spojrzała na niego większymi oczami.
- No coś ty? Zwariowałeś? – Prychnęła. – Może jest fajny, ale nie na tyle, żebym od razu miała się w nim zakochiwać. Poza tym jest gejem i chyba wszyscy o tym wiedzą, nie?
Mężczyzna kiwnął głową, ponownie skupiając swą uwagę na kanapkach. Nie wiedział, co może odpowiedzieć, bo przecież sam też uważał, że Jacques jest fajny. A poza tym bardzo zdolny, inteligentny i cholernie gorący. Im więcej czasu mijało od tego, co stało się ich wspólną tajemnicą, tym bardziej nie mógł przestać o nim myśleć. Już dawno temu zrozumiał, że gówniarz go zauroczył, ale… czy mogło być to czymś więcej?
- To jak? Jacques lubi gotować? – Zapytała w końcu, wyraźnie zniecierpliwiona brakiem reakcji u Blake’a. Nie mogła nie zauważyć, że jej brat zachowuje się dziwnie.
- Nie wiem, czy lubi, ale jest w tym świetny. Nie mów Kath, ale on jest prawdziwym mistrzem kuchni. – Puścił jej oczko, szepcząc konspiracyjnie.
I może dobrze, że postanowił szeptać, bo właśnie w tym momencie do kuchni wszedł bohater ich rozmowy.
- Idziesz ze mną do Nicka? – zwrócił się do Lily, po raz kolejny ignorując mężczyznę.
- Teraz? – Jęknęła. – Chciałam zjeść i iść spać…
- Boże, emeryci mają w sobie więcej życia. – Parsknął. – Za dziesięć minut wychodzimy.
- Może miałabym więcej życia, gdybym się wyspała i zjadła coś porządnego – burknęła, opierając się plecami o blat kuchenny. – Właśnie, Blake mówił mi, że doskonale gotujesz.
- Serio? – Jacques aż zerknął na mężczyznę, a przelotny uśmiech pojawił się na jego twarzy, zanim przypomniał sobie, że nie powinien się do niego uśmiechać.
- Mhm. – Odpowiedziała swoim najlepszym i najszerszym uśmiechem. – Ugotowałbyś nam coś? Proszę?
- On nic nie zrobi, dopóki będzie miał świadomość, że ja też mam to jeść – wtrącił brunet i sam nie wiedział, jaki miał w tym cel. Chciał chyba wywołać jakąś reakcję u chłopaka, nawet jeśli miałaby być to złość. Tęsknił za ich przekomarzaniami, za tą swobodą, jaką czuli w swoim towarzystwie (czasem tylko pozorną, podszytą mnóstwem podtekstów, ale nadal większą, niż teraz).
- Co? – Lily zmarszczyła brwi, przenosząc podejrzliwy wzrok ze swojego brata na, jak miała nadzieję, przyjaciela. – Ale to prze…
- Może – przerwał jej szatyn, ucinając tym samym dyskusje. Nie patrzył na Blake’a, zaciskając jedynie usta z irytacji. Wiedział, co mężczyzna chciał zrobić i nie potrafił tego zrozumieć. – Poczekam na zewnątrz.
Dziewczyna zamrugała, patrząc z zaskoczeniem na plecy wychodzącego chłopaka.
- Ale jest zimno! – krzyknęła, lecz odpowiedział jej jedynie odgłos zatrzaskiwanych drzwi. Wciąż skonfundowana spojrzała na swojego starszego brata i prychnęła. – Nie pokłóciliście się, co?
Blake wzruszył jedynie ramionami, nie odpowiadając. Nie było słów, którymi mógłby to wyjaśnić.

***

- Kogo to moje piękne oczy widzą…? – Nick już od progu powitał ich szerokim uśmiechem, który tylko powiększył się (o ile było to w ogóle możliwe), gdy jego wzrok spoczął na szesnastoletniej dziewczynie. – Czy to panienka Sherwood?
- We własnej osobie. – Dziewczyna odpowiedziała uśmiechem, choć wyglądała na trochę zdenerwowaną, jakby stresowała się tym spotkaniem. – Pamiętasz mnie.
- Jak mógłbym zapomnieć?
Jacques stał za Lily, wywracając oczami. Czasem naprawdę nie potrafił uwierzyć w zachowanie przyjaciela.
- Mógłbyś przestać zachowywać się jak idiota i w końcu nas wpuścić. Zimno jest.
- Nie musisz być od razu taki niemiły… - wyburczał w odpowiedzi Nick, przesuwając się, by mogli wejść do środka.
- Jesteś sam?
- Mhm. Cała chata tylko dla nas. – Znów zwrócił swój wzrok na dziewczynę. – Wow, i dziś masz na sobie coś normalnego…
Jacques teatralnie uderzył dłonią w czoło, patrząc na przyjaciela z niedowierzaniem.
- Serio? – zapytał, by zaraz zwrócić się do młodszej siostry Blake’a. – Przepraszam za niego. Zapomniałem, że nie można go wypuszczać do ludzi…
- To był komplement!
- Chyba mam deja vu… - Szatyn wydał z siebie cierpiętniczy jęk i ściągnąwszy buty, bezpardonowo ruszył w stronę pokoju gospodarza, nie czekając, aż ten go tam zaprowadzi. Był w końcu w tym domu setki razy i czuł się jak u siebie.
- Um… - Lily wyglądała na zmieszaną. – Dzięki. Chyba.
- Naprawdę nie miałem nic złego na myśli! – Nick przyłożył dłoń do klatki piersiowej w miejscu, w którym znajdowało się serce i spojrzał na dziewczynę tak błagalnym wzrokiem, jakby od tego zależało jego życie. – Wybaczysz mi?
- Tak. – Lily zaśmiała się z zachowania chłopaka, odgarniając swoje czarne włosy, które opadały falami na jej plecy.
Gdy oboje weszli do pokoju Nicka, ujrzeli szatyna, który leżał rozłożony na łóżku, przeglądając jakąś książkę. Wywrócił oczami, gdy ich zobaczył, i odłożył powieść na szafkę nocną, a dziewczynie nie umknęło nazwisko autora z okładki. Znała je bardzo dobrze. Nic jednak nie powiedziała, siadając jedynie obok Jacques’a i wciąż czując się nieco niezręcznie.
- Napijecie się czegoś?
- Soku. – Szatyn pierwszy wyrwał się z odpowiedzią, posyłając Nickowi porozumiewawcze spojrzenie. – Żadnego alkoholu. Wszyscy pamiętamy, jak skończyło się to ostatnim razem.
- Ej! – Lily uderzyła chłopaka w ramię, czerwieniejąc na policzkach. Wciąż pamiętała swoje zawstydzenie, gdy upiła się jednym piwem.
- Taak, to było zabawne! – Nick zaśmiał się, zupełnie jakby nie dostrzegł reakcji nastolatki. – To co, sok?
- To było wredne – stwierdziła, kiedy gospodarz wyszedł do kuchni, żeby przynieść im coś do picia.
- Było? – Jacques wyszczerzył się, nic sobie nie robiąc z zawstydzenia dziewczyny. Oboje wiedzieli, że jego żarty są bardziej wyrazem sympatii niż złośliwości. Albo jednego i drugiego. – Sorry, ale to było zbyt dobre, by tego nie wspominać. Próbowałaś alkoholu od tego czasu?
- Nie…
- I dobrze – powiedział poważnie, kiwając głową, zupełnie jakby w ostatnich tygodniach sam nie wracał z klubów, będąc pod wpływem.
Lily zerknęła niepewnie na książkę swojego brata (jedną ze słabszych, jeśli miała być szczera) i już miała coś powiedzieć, gdy wrócił Nick wraz z tacą, na której zostały ustawione trzy wysokie szklanki wypełnione jasnym sokiem.
- Multiwitamina – oznajmił, stawiając wszystko na niewielkim stoliku.
- Prawdziwy z ciebie kelner – zakpił Jacques, sięgając po jedną ze szklanek.
- Staram się. – Drugi chłopak wyszczerzył się i usiadł naprzeciwko swoich gości na obrotowym fotelu. – Na długo przyjechałaś? – Zwrócił się w stronę Lily, patrząc na nią nieco maślanym wzrokiem, co nie umknęło szatynowi.
- Na całą przerwę świąteczną.
- Serio? Jak udało ci się to załatwić?
- Cóż… - Zagryzła dolną wargę, trochę speszona. – Moi rodzice pewnie nigdy by się na to nie zgodzili, ale ostatnio nasze relacje są bardzo… napięte. Z tatą prawie nie rozmawiam, z mamą ciągle się kłócę. Chyba uznali, że nawet oni potrzebują czasem spokoju i zgodzili się na propozycję Blake’a. Zresztą, on też bardzo pomógł.
- Ta… - Nick skrzywił się, gdy tylko usłyszał imię starszego brata dziewczyny. Od kiedy Jacques opowiedział mu o wszystkim, co się między nimi wydarzyło, jego nastawienie względem mężczyzny uległo drastycznej zmianie. – A skąd ta napięta atmosfera?
Lily spojrzała lekko zaskoczona na Jacques’a, jakby nie spodziewała się, że ten zachowa wszystko dla siebie i nikomu nie powie o jej problemach rodzinnych.
- Przez chłopaka – odpowiedziała cicho.
- Więc masz chłopaka? – Nick wydał z siebie coś pomiędzy jękiem a stęknięciem, a szatyn aż uniósł brwi, spoglądając na przyjaciela z zaskoczeniem. Wiedział, że związek z Mary trochę ośmielił chłopaka, ale nie spodziewał się, że ten stanie się tak otwarty i oczywisty.
- Już nie. – Lily zdawała się nie zauważać zachowania Nicka, najwyraźniej pogrążona w nieprzyjemnych wspomnieniach. – Nie chcę wdawać się w szczegóły, ale najwyraźniej moi rodzice nie spodziewali się, że jedno z ich dzieci może się zbuntować. Blake zawsze się na wszystko zgadzał, a później po prostu uciekł, a ja… cóż.
- Uciekł. – Nick wydał z siebie pogardliwe prychnięcie, nie mogąc się powstrzymać, za co od razu został skarcony wzrokiem przez przyjaciela. – Jakie typowe.
- Też go nie lubisz, co? – Lily uśmiechnęła się z wyraźnym rozbawieniem, choć w jej oczach wciąż można było dostrzec smutek.
- To mało powiedziane… - mruknął, ale zaraz klasnął w dłonie i podskoczył jak nadpobudliwa nastolatka. – Ale koniec z tymi dołującymi tematami. Zróbmy coś wesołego!
Jacques potaknął, zgadzając się, choć jego wzrok mówił, że nie podobała mu się wzmianka Nicka o Blake’u. Wiedział, jak jego przyjaciel patrzy teraz na mężczyznę i nawet był mu trochę za to wdzięczny, ale nie chciał, by wspominano o starszym Sherwoodzie. Samo myślenie o nim bolało, a ten, kto powiedział, że czas leczy rany, chyba nigdy o nim nie słyszał, bo w jego przypadku na pewno to nie działało.
- To jaki masz pomysł?

***

- Nick jest bardzo fajny – stwierdziła Lily, kiedy wieczorem po kolacji leżeli razem na łóżku w pokoju gościnnym.
- Tak? – Jacques uniósł głowę i podparł ją na dłoni, patrząc na nią z zainteresowaniem.
- Mhm. Jest miły i zabawny. Musi być dobrym przyjacielem, co?
- Jest – przyznał szczerze, już dawno zapomniawszy o ich ostatniej kłótni. Zaraz jednak uśmiechnął się cwanie i poruszył idiotycznie brwiami. – Podoba ci się…?
- Co? Nie, daj spokój. – Prychnęła, choć wyglądała na zmieszaną, a jej policzki szybko zaczęły pokrywać się delikatną czerwienią.
Jacques roześmiał się serdecznie i opadł na plecy, naprawdę zadowolony. Obecność Lily była odświeżająca i wpływała na niego kojąco. Wciąż pozostawała świadomość, że Blake był jej bratem, ale mimo to czuł się całkiem dobrze i stabilnie tego dnia, co nie zdarzało mu się często w ostatnim czasie.
- To powiesz mi, o co poszło z moim bratem? – Gdy tylko dziewczyna zadała to pytanie, uśmiech Jacques’a od razu spłynął z jego twarzy. Spodziewał się tego pytania, ale był trochę zawiedziony, że padło akurat teraz.
- Nic. – Wzruszył ramionami. – Wszystko jest w porządku.
- Przecież widzę. Pokłóciliście się? Coś ci powiedział?
Szatyn odetchnął, usiadł, a następnie wstał, przeczesując swoje brązowe włosy.
- Pójdę wziąć prysznic, a ty idź spać. Pewnie jesteś zmęczona po dzisiejszym dniu.
- Jacques…
Chłopak uśmiechnął się z wymuszeniem, podchodząc do drzwi.
- Dobranoc, Lily.
Gdy wyszedł, dziewczyna jęknęła z irytacją i wtuliła nos w poduszkę. Coś wydarzyło się pomiędzy nimi i obiecała sobie, że nie wyjedzie, dopóki nie odkryje prawdy.