środa, 31 maja 2017

Pęknięcia - Rozdział 14

Wiecie już, że jestem bardzo nierozgarniętą osobą, więc myślę, że nikogo nie zaskoczyło, że koniec maja to faktycznie dla mnie koniec maja, bo zostały jeszcze tylko dwie godziny tego miesiąca xD 
Dziękuję za wszystkie ciepłe słowa. Też mam nadzieję, że ta matura jakoś mi poszła i dostanę się na studia :P
Cieszę się, że czekaliście na dalszą część historii, która okazała się dla mnie bardzo trudna, i mam nadzieję, że rozdział Wam się spodoba. 
Pozdrawiam! 
________________________________________________________________

Po powrocie do domku Jacques od razu zaszył się w swoim pokoju, wyraźnie unikając Blake'a. Starał się zachowywać jak zwykle i kpić sobie ze wszystkiego, a do Nate’a wciąż zwracał się zirytowanym tonem, ale Blake widział, jak jasne oczy chłopaka uciekają w bok za każdym razem, gdy natrafiały na jego sylwetkę. To było zachowanie zupełnie nietypowe dla szatyna i nic dziwnego, że zastanowiło mężczyznę.
Zaoferowanie posmarowania pleców kremem z filtrem było zupełnie spontaniczne, ale nie żałował, że to zrobił. Czuł się nieco dziwnie, dotykając nagiej skóry chłopaka, zwłaszcza po tym, co ostatnio wydarzyło się w kuchni, ale dzięki temu mógł obserwować, jak ten reaguje na jego dotyk. Nate na grillu zwrócił mu uwagę na dziwne zachowanie syna Katherine i gdy Blake czuł, jak Jacques spina się pod jego dłońmi, był tym zaskoczony.
To mogło nie być nic nadzwyczajnego, a on mógł jedynie nadawać zachowaniu nastolatka zbyt dużą wagę. W końcu jego speszenie mogło wynikać z ciągłego wstydu wywołanego pamiętnym wydarzeniem albo braku chęci jakiegokolwiek kontaktu z nim, co również wiązało się z tym nieszczęsnym pocałunkiem. I gdyby tak było, naprawdę wszystko byłoby w porządku.
Ale to nie było takie proste. Obaj wiedzieli, że ten pocałunek nie był spowodowany alkoholem i choć mógł to być jedynie jakiś odruch, to Blake zbyt często czuł na sobie wzrok Jacquesa, czasem wręcz krępujący, gdy ten się zawieszał, wgapiając się w niego bezwstydnie.
Te dziwne reakcje, zawieszenia i speszenie zastanawiały go, ale też przerażały. Nie chciał za bardzo o tym myśleć, ale gdzieś już pojawiła się ta okropna, nieco frywolna myśl, która sugerowała, że szatyn może być nim nieco zainteresowany. Oczywiście przez te kilka miesięcy, od kiedy się poznali, Jacques nie okazywał względem niego niczego poza pogardą i mężczyzna nigdy wcześniej nie pomyślałby o czymś takim, ale po tym pocałunku…
Miał wrażenie, że ich relacja zmieniła się zbyt szybko. Od początku dogryzali sobie i kłócili się, czego nie uniknęli nawet w tym miejscu, ale teraz ich słowne potyczki przypominały bardziej przyjacielskie przekomarzania. I gdyby wszystko opierało się na relacji przyszły pasierb – przyszły ojczym, wszystko byłoby w porządku. Ale Blake wyczuwał coś niezdrowego pomiędzy nimi i to go rozstrajało.
Po powrocie do domku zamknął się w swoim pokoju, idąc zresztą za przykładem chłopaka, i wyciągnął telefon. Czuł, że musi porozmawiać ze swoją narzeczoną, żeby wyciszyć nieco niespokojne myśli i usłyszeć, jak ta mówi mu, że go kocha. Słuchanie tego zawsze było bardzo przyjemne i choć on sam nie był do końca pewien swoich uczuć,  powtarzał je z wielką żarliwością. W końcu miał duże plany względem Kath i chciał, żeby czuła się kochana.
- Cześć, kochanie.
- Blake! Co u was? Jak się czuje Jacques?
- Już z nim w porządku. Dziś nawet byliśmy nad jeziorem i nie wydaje mi się, żeby znów go przypiekło.
- Czyli dobrze się bawicie? Stęskniłam się już za wami!
- My za tobą też, skarbie. A ty co porabiasz, jak nas nie ma? Ostatnio mówiłaś o jakiejś imprezie urodzinowej, prawda…? – Blake miał od niedawna problem ze skoncentrowaniem się na tym, co mówiła jego narzeczona w trakcie ich codziennych rozmów, bo miał za dużo zmartwień związanych z Jacquesem i jego podejrzanym zachowaniem. Miał tylko nadzieję, że niczego nie pomylił, bo nie chciał, by Kath poczuła się urażona tym, że jej nie słucha.
- Tak, Helen obchodziła swoje pięćdziesiąte urodziny i bardzo żałowała, że akurat cię nie ma. – Westchnęła z żalem jakby na potwierdzenie swoich słów. – W sumie to ja też żałowałam, bo wynudziłam się tam bez ciebie.
- Naprawdę? – Uniósł brew, jakby mogła go zobaczyć. – Czyli rozumiem, że pod moją nieobecność nie pojawiła się żadna konkurencja?
- Blake… - Słyszał jej rozbawiony głos, ale wyczuwał w tym coś więcej, jakąś nutkę czułości, która zawsze sprawiała, że uśmiechał się szeroko. Uważał się za prawdziwego szczęściarza, skoro udało mu się zdobyć taką kobietę i obiecał sobie, że po powrocie do Chicago, poświęci jej więcej czasu. – Wiesz, że cię kocham.
- Ja ciebie też, Kath.

***

Jacques musiał przyznać przed samym sobą, że był rozstrojony po powrocie znad jeziora i dlatego zamknął się w pokoju. To był dziewiąty dzień ich „męskich wakacji”, a on nie potrafił zrozumieć, co się zmieniło. Jego sny zaczęły robić się niepokojące, przestał ufać swoim własnym reakcjom, a na dodatek jego natchnienie powróciło tylko po to, żeby móc stworzyć portret narzeczonego matki, choć szatyn nawet nie uważał się za dobrego portrecistę.
Gdy Blake zaczął smarować go kremem na plaży (nadal nie wiedział, dlaczego ten to zaproponował), był napięty jak struna, a jego policzki płonęły i nie było to wcale spowodowane dużą temperaturą. Czuł na sobie duże, nieco szorstkie dłonie i gdyby należały do kogoś innego, z pewnością przyznałby od razu, że było to przyjemne uczucie. Ale nie należały, a on nie rozumiał reakcji własnego ciała. Był nastolatkiem, mógł mieć pewne problemy związane z okresem dojrzewania, ale takie rozstrojenie nigdy mu się nie zdarzyło. Aż do teraz.
Miał wrażenie, że jeszcze trochę i oszaleje w tym pokoju. Nie mógł znaleźć sobie zajęcia (na pewno nie zamierzał zabierać się teraz za rysowanie), a bezczynne leżenie sprawiało, że jego myśli zaczynały płynąć w niepokojącym kierunku.
W końcu sięgnął po telefon i wybrał numer przyjaciela.
- Hej, Nick.
- Czy właśnie dzwoni mój najlepszy kumpel, który całkowicie o mnie zapomniał? Czuję się zaszczycony.
- Daj spokój, dupku. Dzwoniłem.
Jacques usłyszał po drugiej stronie oburzone prychnięcie.
- Mógłbyś mieć na tyle godności, by chociaż nie kłamać. – Chwila przerwy. – Choć z drugiej strony ta godność mogła zostać w łazience jakiegoś gejowskiego klubu…
Szatyn parsknął śmiechem, kręcąc z niedowierzaniem głową.
- Nie wierzę, że to powiedziałeś – burknął i gdyby widział go teraz, z pewnością pokazałby mu język. – Jesteś takim idiotą, że naprawdę nie wiem, dlaczego wciąż się z tobą zadaje.
- Kochasz mnie. – To była prosta odpowiedź i obaj wiedzieli, że była prawdziwa. – A teraz powiedz tatusiowi Nickowi, jak to jest być z tym przystojniakiem sam na sam.
Jacques uśmiechnął się blado, sunąc dłonią po pościeli i kreśląc tylko sobie znane wzory. Nie zamierzał mówić przyjacielowi o tym, co się wydarzyło, bo nie chciał słuchać żadnych insynuacji związanych z Blakem.
- Czy nie sądzisz, że powinieneś raz jeszcze rozważyć biseksualizm? – zapytał, starając się brzmieć luźno, ale nie do końca mu się udało. – Coś zbyt często wypowiadasz się na temat wyglądu faceta mojej matki…
- Powinieneś się cieszyć, że nie mówię tak o twojej matce.
- Mówiłeś.
- Racja. – Głośny wdech. – Jesteś pewien, że wszystko w porządku?
- Jasne – zawahał się. – Znaczy… Jeśli wrócę stąd żywy, to będzie dobrze. Zdążyłem już się potłuc i poparzyć, a Blake częściej zaglądał do apteki niż monopolowego. 
- Widzę, że bawisz się lepiej, niż przypuszczałem.
Nastolatek pomyślał o pocałunku i dzisiejszym wypadzie nad jezioro.
- Nie jest tak źle – przyznał, choć w dużym stopniu mijało się to z prawdą. – A teraz opowiadaj, co tam u ciebie? Poderwałeś w końcu jakąś laskę?

***

Robił wszystko, żeby nie spotkać Blake’a. Miał wrażenie, że jeśli spojrzy na niego, to albo zrobi się czerwony jak burak, albo zrobi lub powie coś głupiego, co będzie niosło za sobą konsekwencje dla nich obu. Dlatego przemknął niepostrzeżenie do kuchni, wpierw jednak sprawdzając, czy drzwi od pokoju mężczyzny są zamknięte.
 Po powrocie znad jeziora nie jadł nic i miał wrażenie, że dłużej nie wytrzyma bez jakiejś kanapki. Zrobił więc sobie szybką kolację i właśnie przechodził przez salon i korytarz z talerzykiem w jednej ręce i kubkiem w drugiej, gdy drzwi wejściowe otworzyły się i do chatki wszedł Blake. Obaj zamarli, patrząc na siebie przez chwilę w milczeniu. Jacques wyczuwał smród dymu papierosowego, więc domyślał się, że mężczyzna wyszedł zapalić. I musiał wrócić akurat teraz, gdy on chciał niezauważony przemknąć do pokoju…
W końcu postanowił coś zrobić, bo przecież nie mogli stać tak w nieskończoność. Uniósł wysoko podbródek i, jak gdyby nigdy nic, zrobił krok w stronę drzwi do swojej sypialni.
- Nie zjesz ze mną w salonie?
Zacisnął na chwilę wargi, nim obrócił się, patrząc na niego z wymuszoną niechęcią.
- Nie.
Mężczyzna uniósł brwi, zakładając ramiona na piersi i opierając się plecami o drzwi.
- A to dlaczego?
- Mam coś do zrobienia.
- I na pewno będziesz to robił, jedząc?
Drwiący uśmieszek, który pojawił się na twarzy bruneta, był dla nastolatka jak płachta na byka.
- Nie twój interes! – warknął, omal przy tym nie rozlewając gorącej herbaty.
- Jasne. – Blake wzruszył ramionami, ale jego oczy wciąż wpatrywały się w nastolatka z wyjątkową uwagą. – Dalej uciekaj.
- Odpieprz się! – burknął, czując, jak serce szybko wali mu w piersi. Podszedł do drzwi, nacisnął klamkę łokciem, a następnie wszedł do pokoju i zatrzasnął drzwi nogą. Był roztrzęsiony.

***

- Cieszę się, że postanowiłeś jeszcze dzisiaj ze mną pobiegać.
- Wyjeżdżamy dopiero za kilka godzin, więc… - Nate wzruszył ramionami, a następnie otarł mokrą od potu twarz koszulką. – Poza tym chciałem ci jeszcze powiedzieć, jak bardzo cieszę się, że cię poznałem.
Blake uśmiechnął się ze skrępowaniem, siadając na werandzie. Poklepał miejsce obok siebie, a następnie sięgnął po butelkę z wodą i wypił niemal połowę. Otarł twarz dłonią, zupełnie nie przejmując się tym, że nie wypada tak robić w czyjejś obecności. Zresztą blondyn wcale nie wyglądał, jakby mu to przeszkadzało. Nie był w końcu Jacquesem.
- Ja też – przyznał w końcu, wpatrując się w zarys gór. – Jesteś bardzo dojrzały jak na swój wiek.
Teraz przyszedł czas na skrępowany uśmiech nastolatka, choć mimo to wyglądał na zadowolonego z siebie. Obaj byli mokrzy i wydzielali dość specyficzny zapach, ale żadnemu zdawało się to nie przeszkadzać. Siedzieli przez chwilę w ciszy, opierając się na łokciach, pogrążeni we własnych myślach.
- Odezwiesz się czasem, nie?
Blake uniósł brew i parsknął śmiechem.
- Jasne. W końcu kogo mam prosić o recenzje moich książek jak nie mojego największego fana?
Blondyn wyszczerzył się, a jego błękitne oczy błyszczały radośnie. Był zaskakująco pozytywnym chłopakiem, który wszędzie dostrzegał jakieś plusy i brunet trochę mu tego zazdrościł.
- Będzie bardzo obiektywnie – stwierdził Nate, kiwając poważnie głową.
- O to właśnie chodzi.
Obaj roześmiali się serdecznie, naprawdę nie wyczuwając tej sporej różnicy wieku, jaka była pomiędzy nimi. Choć może było to spowodowane krótką ilością czasu, jaki ze sobą spędzili?
- Możesz zawołać na chwilę Jacquesa? Mam do niego sprawę.
- Jacquesa? – powtórzył, nie kryjąc zdziwienia. Dobrze wiedział, że ta dwójka nie dogaduje się najlepiej, więc prośba Nate’a bardzo go zaskoczyła. Mimo to kiwnął głową, wstał i wszedł do domku. Od razu przeszedł przez niewielki korytarz i podszedł do drzwi od pokoju szatyna. Zapukał. – Jacq? Nate chce z tobą pogadać.
Drzwi otworzyły się po jakichś trzydziestu sekundach, a w progu pojawił się nastolatek – w samych szortach, z potarganymi włosami i nieobecnym wzrokiem, który jasno wskazywał na to, że dopiero się obudził.
- Co? – burknął, nie do końca świadom, że stoi niemal nago przed mężczyzną, którego miał unikać.
Blake odchrząknął, odwracając wzrok.
- Nate chce z tobą pogadać. Rusz dupę i ogarnij się trochę. – Skrzywił się, a następnie po prostu odwrócił i odszedł, nic więcej nie mówiąc. Sądził, że chłopak już się obudził, bo było już po dziewiątej, ale najwyraźniej się pomylił.
Wyszedł na zewnątrz, od razu przyciągając wzrok blondyna.
- Zaraz wyjdzie – mruknął, darując sobie pytanie o to, co Nate mógł chcieć od Jacqa. W końcu to nie była jego sprawa.
Dziesięć minut później szatyn pojawił się na werandzie, wciąż ziewając i wcale nie wyglądając na mniej zaspanego niż jeszcze przed chwilą. Miał jednak koszulkę i krótkie, dżinsowe spodenki, więc brunet mógł już bez problemu na niego patrzeć.
- Cześć.
- Hej. – Nate od razu wstał i Blake z zaskoczeniem odkrył, że ten wydawał się zdenerwowany. – Przejdziemy się?
Jacques zamrugał, jakby wciąż miał problem z ogarnięciem sytuacji, ale pokiwał głową i obaj zeszli z werandy, ruszając w stronę piaszczystej drogi, odprowadzeni zaciekawionym spojrzeniem mężczyzny (blondyn jeszcze zdążył mu pomachać z szerokim uśmiechem).
Długi czas szli w ciszy, która coraz bardziej drażniła szatyna. Nie wiedział, czego mógł chcieć od niego Cahill, skoro od początku ich znajomości dawał mu do zrozumienia, że go nie lubi i nie polubi. Czemu więc ostatniego dnia wyjazdu postanowił porozmawiać akurat z nim, zamiast spędzać ostatnie godziny ze swoim idolem, włażąc mu w tyłek?
- Więc? – burknął w końcu, patrząc na niego znacząco. – Czego chcesz?
Jeszcze nigdy nie widział, żeby Nate był zestresowany, ale patrząc teraz na jego minę i to, jak próbuje coś powiedzieć, był tym niemniej zaskoczony, co samym tym spacerem, do którego został zmuszony po nieprzespanej nocy.
- Wyduś to w końcu z siebie. – Posłał mu zirytowane spojrzenie. Przez dłuższy czas nie mógł zasnąć, a gdy mu się udawało, śniły mu się bardzo głupie rzeczy, o których nigdy nie powiedziałby głośno. Dlatego to nie był najlepszy dzień na tego typu spotkania. Był wrogo nastawiony do całego świata i najchętniej wróciłby do spania, bo normalnie udało mu się zasnąć dopiero o szóstej.
- Okłamaliście mnie?
- O czym ty gadasz?
- Ty i Blake. – Blondyn zatrzymał się, zakładając ramiona na piersi. – Z tym że jest facetem twojej matki. Kłamaliście?
Jacques dopiero teraz zwrócił uwagę na strój drugiego chłopaka, który był cały przepocony. Skrzywił się i zrobił krok w tył.
- Nie – odpowiedział, nie rozumiejąc, skąd w ogóle taki pomysł. – Odbiło ci? Poza tym nie mogłeś zapytać o te urojenia Blake’a?
Nate wzruszył ramionami, ale nie wyglądał na przekonanego.
- Wszystko na to wskazuje, stary – mruknął, jakby nie słyszał jego pytań. – Tylko nie rozumiem, dlaczego mielibyście kłamać.
- A ja nie rozumiem, dlaczego ze mną o tym rozmawiasz. – Jacques założył ramiona na piersi, patrząc na blondyna z wyraźną irytacją. – Poza tym nikt cię nie okłamał.
- Od razu założyłem, że ty i Blake jesteście parą. - Po raz kolejny zignorował uwagi szatyna, co tylko jeszcze bardziej go zirytowało. - Ale szybko się tego wyparliście. Na dodatek starałeś mi się wmówić, że Blake jest homofobem, ale przez cały tydzień nie wydarzyło się nic, co by na to wskazywało.
- Po prostu za krótko go znasz…
- Poza tym już podczas naszego pierwszego spotkania, gdy zaprosiliście mnie na śniadanie, wydawałeś się zazdrosny.
- Wcale nie!
- Na dodatek Blake na każdą wzmiankę o tym, że w przyszłości na pewno będziecie dobrą rodziną, reagował bardzo dziwie. A tata mówił mi, że na wspomnienie o „przyszłym ojczymie” reagujesz nerwowo…
- Bo się nie znosimy! – Jacques naprawdę nie mógł zrozumieć, czemu Nate wyciągał tak absurdalne wnioski. Oczywiście już wcześniej podejrzewał go o głupotę, ale żeby aż tak? Przecież on nie był zazdrosny o tego dupka!
- Ta, już to słyszałem. Nie potrafiliście się dogadać, więc twoja matka wysłała was na wspólne wakacje. Tylko zachowanie żadnego z was tego nie potwierdza. Normalnie ze sobą rozmawiacie, a ty wgapiasz się w niego jak w obrazek!
- Ja? – Parsknął wymuszonym śmiechem, zaraz przygryzając wargę z nerwów. Przecież nie wgapiał się tak w Blake’a, prawda? Czasem zdarzało mu się zawiesić, ale to nie mogło być aż tak widoczne…
- I jeszcze wasze zachowanie na plaży… - Nate pokręcił głową jakby niedowierzając. – Nie mogliście mi powiedzieć?
- Ja pierdolę… - Wyjął telefon z kieszeni i przez chwilę klikał w nim nerwowo, aż wyciągnął go w stronę drugiego chłopaka z wyjątkowo wściekłą miną. – Patrz!
Na ekranie widoczne było zdjęcie, które przedstawiało jego matkę, objętą i całowaną przez bruneta.
- Spójrz jeszcze na datę, bo inaczej pewnie mi nie uwierzysz – burknął, patrząc na niego nieprzyjemnym wzrokiem. – Jak dobrze, że moja mama nie stroni od portali społecznościowych, co?
- Ale…
- Nie wiem, jak doszedłeś do tych idiotycznych wniosków, ale nie pieprzę się z Blakem, Sherlocku. – Schował telefon do kieszeni, odwracając wzrok. Nate może się wydurnił, ale z pewnością dostrzegał więcej, niż Jacquesowi się wydawało. I to było nieco przerażające. – I wracajmy. Mam już dość tej absurdalnej rozmowy. Nadal nie rozumiem, dlaczego nie mogłeś powiedzieć tego jemu.
- Przepraszam, Jacq – Blondyn w jednej chwili całkowicie zmienił swoją postawę, wyglądając teraz na naprawdę skruszonego. Widząc jednak wściekły wzrok szatyna, od razu się poprawił. – Jacques.
- W dupie mam twoje przeprosiny – burknął, przyspieszając kroku. Chciał jak najszybciej znaleźć się w domku. – Insynuowałeś, że sypiam z facetem własnej matki.
- Przepraszam! Po prostu wasze zachowanie…
- Przymknij się!
Wracali dosyć szybko, w ciszy i dopiero gdy znajdowali się niemal przy ich domkach, Nate złapał szatyna za ramię i zatrzymał.
- Czego znowu chcesz?!
- Może i się wygłupiłem, ale nie jestem ślepy, Jacques.
- O co ci…
- Jeśli się nie weźmiesz w garść, on też to zauważy.
To było jak uderzenie w twarz. Szatyn zacisnął wargi, zbyt zaskoczony, by od razu odpowiedzieć. Czuł, jak strużka zimnego potu spływa mu po plecach, gdy jego jasne oczy szukały na twarzy Nate’a czegoś, co świadczyłoby o tym, że to jedynie głupi żart. Zamiast tego dostrzegł współczucie i troskę, która w jego mniemaniu nie miała w sobie nic ze szczerości.
- Naczytałeś się za dużo książek – stwierdził w końcu, kręcąc głową. – Odpieprz się ode mnie.
Odwrócił się i odszedł szybkim krokiem, wmawiając sobie, że wcale nie była to ucieczka. Nie dopuszczał do siebie myśli, że drugi chłopak naprawdę mógł dojść do takich wniosków, bo jego zachowanie względem Blake’a było zbyt poufałe. A Nate nawet nie wiedział o tym nieszczęsnym pocałunku.
Wściekły jak osa wparował do domku, głośno trzaskając drzwiami. To zapewne zaalarmowało mężczyznę, który wyjrzał z salonu, patrząc na niego ze zdziwieniem.
- Coś się stało?
- Nie twój interes!
- Po prostu chciałem…
- Spierdalaj!
Kolejne trzaśnięcie drzwiami i Jacques usiadł na podłodze, wpatrując się niewidzącym wzrokiem w swój pokój. W myślach przeklinał matkę, która wysłała ich na tę głupią wycieczkę; Blake’a, który okazał się inny, niż mu się wydawało; swój nastoletni popęd, bo właśnie na niego postanowił zwalić wszystko i Nate’a, który wtrącał się w nie swoje sprawy.
Był przerażony, wściekły i nie radził sobie z uczuciami, których nie rozumiał. Nie wiedział, co robić.

czwartek, 25 maja 2017

Powrót

Nie wiedziałam, czy jest sens w dodawaniu tego typu posta, bo chciałam wrócić do Was od razu z rozdziałem, ale widzę zniecierpliwienie i brak wiary w mój powrót (zauważyłam xD), więc jestem. Nie zamierzam porzucać bloga, a kolejny rozdział pojawi się, jak już pisałam wcześniej, jeszcze przed końcem maja. Wiem, że koniec zbliża się wielkimi krokami, ale dam radę. Na razie wszystko sobie ogarniam, trochę odpoczywam, coś tam piszę i dużo czytam. Ale obiecuję, że bloga nie rzucę, będę starała się dodawać regularnie i skupię się bardziej na opowiadaniu, bo kilka poważnych błędów już popełniłam.
Dziękuję wszystkim za to, że czekacie, za wszystkie ciepłe słowa i trzymanie kciuków - przydały się. Do zobaczenia za kilka dni ;)