Pozdrawiam ;>
__________________________________________________________________
Następnego
dnia Jacques obudził się dość późno, czując przeszywający ból w nodze. Stęknął,
wyciągnął dłoń i na oślep zaczął poszukiwania swojego telefonu. Omal nie
zrzucił przy tym szklanki z wodą, której z pewnością wcześniej tam nie było.
Otworzył oczy, marszcząc nos na promienie słoneczne, które wpadały do pokoju.
Zerknął na wspomniany mebel i dostrzegł tam wodę oraz tabletki
przeciwbólowe.
Blake.
Musiał przynieść to, zanim poszedł biegać. Dlaczego był taki miły?
Jacques
pokuśtykał do łazienki, ogarnął się, a następnie posmarował swoją kostkę żelem.
Zajęło mu to jakieś pół godziny i gdy wychodził z łazienki, było już po
dziewiątej. Nie miał pojęcia, gdzie podziewał się mężczyzna. Zawsze był o tej
porze w domku.
Gdy
wyciągał masło z lodówki, odruchowo zerknął przez niewielkie okno i dostrzegł
Blake’a. Ten stał na podjeździe, cały mokry, ze zwisającymi słuchawkami i
szerokim uśmiechem widocznym na twarzy. Nie był jednak sam. Obok niego
znajdował się nieznajomy chłopak, na oko w wieku Jacques’a, i mówił coś z
przejęciem, na co mężczyzna przytakiwał.
Szatyn
zmarszczył brwi. Kim był ten koleś?
Przeklinając
swoją chorą kostkę, odłożył masło i kuśtykając, przemierzył kuchnię, salon oraz
niewielki przedsionek. Gdy otworzył drzwi i znalazł się na werandzie, dwie pary
oczów zwróciły się w jego stronę – jedne całkowicie obojętne, a drugie… Jacques
sam nie wiedział.
–
Cześć – burknął, zerkając z zainteresowaniem na nieznajomego. Był całkiem
przystojny – ciemny blondyn, opalona skóra i wyraźne mięśnie, które świadczyły
o tym, że ćwiczył. A do tego gej radar szatyna zadziałał natychmiastowo, co
wywołało nikły grymas na jego twarzy. Niby przystojny, niby gej, a jednak…
zupełnie mu się nie podobał.
–
Hej. – Blake zerknął na jego nogę. – Jak kostka?
–
Boli – odpowiedział, krzywiąc się przy tym trochę na wyrost, bo środek przeciwbólowy
już zaczął działać.
–
Mhm. – Mężczyzna pokiwał głową. – Nie powinieneś jej nadwyrężać. – Zerknął na
chłopaka, który stał obok niego. – Och, wybacz. Od dziś mamy sąsiadów. To jest
Nate – wskazał na blondyna – a to Jacq.
–
Jacques – poprawił go, bardziej odruchowo, niż ze złością. – Miło poznać.
–
Ciebie również. – Chłopak uśmiechnął się szeroko, a następnie przeniósł wzrok
na mężczyznę. – Blake mówił, że będziecie tu przez dwa tygodnie.
–
Mhm… – potaknął, obserwując go uważnie. Wcale nie podobało mu się, jak oczy
tego chłopaka ciągle uciekały w stronę bruneta. To było podejrzane.
–
Ja przyjechałem z rodziną na tydzień – wytłumaczył, jakby przed chwilą zadano
pytanie. – Jacques musiał powstrzymać prychnięcie. Przecież go to nie
obchodziło. – I już widzę, że będziemy się tu świetnie bawić.
Blake,
który milczał od pewnego czasu, wyciągnął telefon z kieszeni i sprawdził
godzinę.
–
Dobra, wy sobie tutaj pogadajcie, a ja wezmę prysznic, bo cały się kleję… –
Spojrzał z niechęcią na swoją koszulkę. – Zaraz wracam.
Gdyby
spojrzenie mogło zabijać, mężczyzna z pewnością byłby teraz martwy. Szatyn
posłał mu lodowate spojrzenie, którego ten nie zauważył, albo nie chciał
zauważyć, gdy przechodził obok niego, wchodząc do domku.
–
Usiądziemy? – zapytał Jacques, wskazując na ławki znajdujące się na werandzie.
Stanie na jednej nodze i opieranie się o ścianę, zaczynało mu ciążyć. Z
westchnieniem ulgi opadł na drewno i spojrzał na chłopaka, który usiadł
naprzeciwko. Wydawał się przyjazny i uśmiechał się delikatnie, z sympatią, ale
coś w nim sprawiało, że Bright czuł się zirytowany.
–
Co ci się stało w nogę? – zagadał Nate, wyraźnie nie chcąc siedzieć w
krępującej ciszy, która wcale nie przeszkadzała drugiemu chłopakowi. Wręcz
przeciwnie, ten wydawał się całkiem zadowolony, gdy rozglądał się na boki,
ignorując blondyna.
–
To? – Spojrzał na swoją kostkę i skrzywił się. – Źle stanąłem. Blake mówi, że
to tylko stłuczenie, ale boli jak cholera.
–
Współczuję. – Nate pokiwał głową. – Pamiętam, jak skręciłem kostkę w drugiej
klasie. Cholernie irytujące.
–
Mhm… – Jacques mruknął lekceważąco, a następnie ziewnął. Przez chwilę pozwolił
panować krępującej ciszy, nim w końcu niedbale zapytał: – Wspominałeś, że
przyjechałeś tu z rodziną…?
–
Och, tak! – Nate wydawał się niezwykle żywiołowym chłopakiem. Uśmiechał się
szeroko i kiwał entuzjastycznie głową. – Z tatą i młodszą siostrą. To nasz
pierwszy raz w Kolorado, więc zapowiada się naprawdę fajna wycieczka.
Szatyn
z ledwością powstrzymał się przed wywróceniem oczami. Ten chłopak brzmiał jak
szczęśliwy dziesięciolatek. Nic dziwnego, że dogadał się z Blake’em.
–
Nie jesteś trochę za stary na takie rodzinne wyjazdy…? – zasugerował, zupełnie
nie przejmując się tym, że może zostać uznany za chamskiego. Nie zależało mu na
jego opinii.
–
Może. – Blondyn wzruszył ramionami i spojrzał na niego poważnym wzrokiem. – Mój
ojciec niedawno wyszedł ze szpitala, a że już wcześniej planował wakacje tutaj…
Kiedyś się nie zgodziłem i mocno tego pożałowałem.
Nie
było tego po nim widać, ale Jacques poczuł się trochę zawstydzony. Nie takiej
odpowiedzi się spodziewał i teraz samemu nie wiedział, co powiedzieć. Zagryzł
dolną wargę i spojrzał na niego już z mniejszą niechęcią niż wcześniej.
–
Wybacz. Nie powinienem pytać – mruknął w końcu. – Ja jestem tutaj, bo nie
potrafiłem odmówić matce, tak że… – przyznał szczerze, wzruszając
ramionami.
–
Tak? – Nate od razu spojrzał na niego z większym zainteresowaniem, wręcz
pochylając się nad stołem, żeby być bliżej. – Blake nie mówił, co tu robicie.
Wspominał tylko, że będziecie tu dwa tygodnie. Wiesz... – Oblizał wargi,
posyłając Jacques’owi porozumiewawcze spojrzenie. – Myślałem, że ty i on…
Szatyn
zamrugał, dłuższą chwilę patrząc na niego bez wyrazu, nim w końcu roześmiał
się, nie do końca szczerze.
–
Ja i Blake? Nigdy w życiu! – Prychnął pod nosem na tę niedorzeczność. Mężczyzna
nigdy nie mógłby go zainteresować w ten sposób.
Blondyn
uśmiechnął się, patrząc na niego z lekkim rozbawieniem.
–
To dobrze – mruknął, a coś w jego oczach sprawiło, że Jacques spojrzał na niego
z uwagą.
–
To narzeczony mojej matki – wyjaśnił, z satysfakcją obserwując, jak mina
drugiego chłopaka rzednie. – Nie dogadujemy się, więc wysłała nas tutaj,
żebyśmy się w końcu "zintegrowali".
–
Och. – Nate spojrzał na niego z głupią miną, zapewne zawstydzony swoimi
wcześniejszymi myślami. – Wydawało mi się…
–
Że jest gejem? – Jacques prychnął, choć przecież dobrze wiedział od Lily, że
Blake nie jest wcale tak bardzo hetero, jak udaje. Nie zamierzał jednak
informować o tym siedzącego przed nim chłopaka, któremu wyraźnie mężczyzna
wpadł w oko. – To chyba ostatnia osoba, o której bym tak pomyślał.
Blondyn
podrapał się po głowie, patrząc na niego z zażenowaniem.
–
Głupio wyszło – mruknął, uciekając wzrokiem. – Sorry.
–
Luz. – Machnął dłonią.
Ten
właśnie moment wybrał sobie Blake, aby wrócić. Miał na sobie spodenki do kolan
i… tylko spodenki. Jacques momentalnie odwrócił głowę, a Nate zagapił się
głupio odkryty tors mężczyzny. Szatyn zmarszczył brwi i gdyby mógł, to kopnąłby
go pod stołem. Nie mógł jednak, bo jedną kostkę wciąż miał niesprawną, więc
skrzyżował jedynie ramiona na piersi i odchrząknął.
–
Jak tam? – Blake, zupełnie nie dostrzegając reakcji nastolatków, usiadł obok
Jacques’a i splótł dłonie.
– W
porządku. – Blondyn uśmiechnął się szeroko. – Chyba będę się już zbierał…
–
Nie zjesz z nami śniadania? – Mężczyzna zerknął na niego, odpowiadając na
uśmiech. Od początku zauważył, że mieli z Natem podobne zainteresowania, więc
chciał jeszcze trochę z nim pogadać.
–
Jeśli to nie problem…
–
Jacq, poradzisz sobie?
Szatyn
otworzył szerzej oczy, patrząc w szoku na Blake’a. Na jego wyzywające
spojrzenie, arogancki uśmiech… A wczoraj wydawał się taki miły!
–
Żartujesz sobie? – prychnął, a następnie zacisnął usta w wąską linię. Chwilę
później wstał jednak i kuśtykając, ruszył do wejścia. Zerknął jeszcze przez
ramię i burknął: – Chodź na chwilę.
Gdy
obaj znaleźli się w środku, obrócił się gwałtownie, niemal przy tym się
wywracając i dźgnął mężczyznę palcem w nagą pierś.
–
Nie jestem kurą domową! – warknął, marszcząc brwi.
Blake
uśmiechnął się z rozbawieniem, ale nie cofnął się. Ostentacyjnym ruchem odsunął
jego dłoń od swojego ciała, co mogło wyglądać trochę tak, jakby brzydził się
jego dotyku.
–
Nie jesteś – potwierdził, brzmiąc tak, jakby przemawiał do małego dziecka. –
Ale jestem pewien, że gdybyśmy to my pojawili się u nich tak wcześnie, to też
zaprosiliby nas na śniadanie. – Uniósł dłoń, aby go uciszyć. – A z racji tego,
iż ja gotować nie umiem, a otruć nikogo raczej nie chcemy…
–
Kto nie chce, ten nie chce – burknął Jacques, przerywając mu.
–
Jak zwykle miły – skomentował, uśmiechając się cierpko. – W porządku?
–
To ostatni raz. – Szatyn spojrzał na mężczyznę ze złością, ale posłusznie
zaczął kuśtykać w stronę kuchni. – Jak skończę, to cię zawołam, żebyś wszystko
zabrał.
–
Mhm. – Blake kiwnął na potwierdzenie głową, patrząc jeszcze przez chwilę, jak
Jacques znika w wejściu do salonu, a następnie uśmiechnął się pod nosem i
wrócił do Nate’a. Czuł się trochę tak, jakby właśnie oswoił dzikiego
kota.
Nastolatek
ze złością mieszał składniki na patelni, co rusz spoglądając przez niewielkie
okno i patrząc na Blake’a oraz ich nowego sąsiada. Ci wydawali się wyjątkowo
dobrze dogadywać i najwyraźniej nie odczuwali różnicy wieku, która między
nimi była. Nie wiedzieć czemu, szatyna strasznie to irytowało. Może było
to spowodowane tym, iż wiedział, że mężczyzna nie jest do końca hetero, a drugi
chłopak wyraźnie na niego leci? To miałoby sens, bo Jacques, choć nie znosił
faceta matki, nie chciał, by ta cierpiała.
–
Dupek – burknął, mając na myśli oczywiście Blake’a, który wmanewrował go w
przygotowywanie śniadania. Mężczyzna nie wiedział jeszcze, że nie ma co liczyć
na obiad. Bright nie był aż tak miły. Poza tym wciąż bolała go kostka.
Gdy
wyłożył jajecznicę na talerzyki i ułożył kanapki na oddzielnym naczyniu,
otworzył okno i zawołał bruneta. Z zaskoczeniem stwierdził, że nie musi na
niego czekać, bo ten dosłownie trzydzieści sekund później pojawił się w kuchni,
uśmiechając się do niego z zadowoleniem.
–
Ładnie pachnie – skomentował, ale w odpowiedzi otrzymał jedynie ostre
spojrzenie chłopaka. Ten wciąż był zirytowany i nie zapowiadało się na to, by
tak łatwo mu przeszło.
–
Zanieś to. – Jacques wskazał na przygotowane śniadanie, wręcz rozkazując
mężczyźnie. Nie czekając na jakąkolwiek reakcje, pokuśtykał przez salon, a
następnie otworzył drzwi wejściowe i wyszedł na werandę. Od razu uderzyło w
niego gorące powietrze, a on odetchnął i opadł na jedną z ławek. Momentalnie
też poczuł ulgę, gdy wyprostował nogę i oparł się o ścianę domku.
–
Wszystko w porządku? – Nate uśmiechnął się do niego, choć nie był to już tak
szeroki uśmiech, jak jeszcze kilkadziesiąt minut temu, gdy rozmawiali. Jacques
od razu zrozumiał, że Blake musiał coś powiedzieć na jego temat i dlatego blondyn
zachowywał się teraz trochę inaczej. Oczywiście nie zależało mu na jego opinii,
ale irytowało go, że ten dupek go obgaduje.
–
Jasne – mruknął, odpowiadając podobnym uśmiechem.
Mężczyzna
pojawił się chwilę później. Niósł tacę (Jacques naprawdę nie wiedział, skąd on
ją wziął) z przygotowanym jedzeniem. Rozłożył wszystko jak rasowa kelnerka, a
następnie zajął miejsce obok szatyna, przy czym jego twarz wciąż zdobił szeroki
uśmiech. Był zdecydowanie za bardzo zadowolony, zdaniem chłopaka. I ten zupełnie
nie wiedział, czym było to spowodowane.
–
Mhm, dobre – pochwalił blondyn, gdy zaczęli jeść. – Blake wspominał, że
świetnie gotujesz.
Zapewne
gdyby Jacques chwilę wcześniej nie przełknął, teraz oplułby się jajecznicą,
którą sam przygotował. Spojrzał z zaskoczeniem najpierw na chłopaka, który
siedział naprzeciwko niego, a następnie na faceta swojej matki, który znajdował
się obok. Już chwalenie jego umiejętności, gdy znajdowali się sam na sam, było
podejrzanie miłe i szczerze zawstydzające dla szatyna, ale mówienie o tym
innym? I nie miało znaczenia, że Blake pochwalił go przed chłopakiem, którego
poznali godzinę temu, i którego zapewne już nigdy więcej nie zobaczą, gdy wrócą
do domu. To nadal było wstrząsające.
–
Naprawdę? – wykrztusił w końcu, wbijając wzrok w swój talerz. W tym momencie
marzył tylko o tym, by się nie zaczerwienić. Nie wiedział jednak, co więcej
powiedzieć, więc po prostu zamilkł, kontynuując spożywanie śniadania. Nie dane
mu było jednak długo siedzieć w ciszy, bo Nate najwyraźniej wciąż chciał mu coś
przekazać.
–
Mhm – przytaknął. – I to strasznie nie fair, stary. Ty nie chwaliłeś się, że
twój przyszły ojciec jest pisarzem. I to jeszcze jakim!
Jacques
zacisnął wargi, powstrzymując się przed komentarzem. Blake natomiast roześmiał
się, szczerze rozbawiony zachowaniem nastolatka. Zwykle nie ujawniał swojej
tożsamości, ale gdy zeszli na temat książek i chłopak zaczął wychwalać jego
powieści, poczuł się nieco niezręcznie i po prostu nie mógł się powstrzymać.
Niestety, wyjawienie prawdy odniosło całkiem inny skutek, bo blondyn zaczął się
w niego wpatrywać jak w jakiegoś bożka, przez co mężczyzna miał ochotę zapaść
się pod ziemię. Może nie należał do skromnych osób, ale tak wielka atencja ze
strony czytelnika zawsze go peszyła.
–
Przesadzasz. – Pokręcił głową, nabijając na widelec kawałek pomidorka.
–
Przesadzam? – Nate prychnął, żywo gestykulując. – Wszyscy moi znajomi czytają
twoje książki!
Blake
pozwolił sobie na skrępowany uśmiech, który z pewnością nie należał do częstych
widoków.
–
To miłe – mruknął.
Jacques
przysłuchiwał się rozmowie tej dwójki i coraz
wyraźniej było widać zdumienie na jego twarzy. Zachowanie
mężczyzny było tak niepodobne do tego, jakie szatyn znał na co dzień, że teraz
nie za bardzo rozumiał, skąd się brało. Wystarczyło, że Nate pochwalił jego
książki, a ten niemal rumienił się jak panienka. To było dziwne.
–
Ja nie czytałem żadnej – wypalił, tym samym zwracając na siebie ich uwagę. W
oczach Blake’a dostrzegł obojętność, ale Nate wyraźnie był zdumiony jego
wypowiedzią.
–
Serio? – mruknął. – Mieszkasz z TAKIM pisarzem i nie czytałeś żadnej jego
książki?
Szatyn
prychnął, wzruszając ramionami.
–
Najwyraźniej nie jest TAKI, skoro nigdy o nim nie słyszałem – mruknął, zupełnie
ignorując fakt, iż rozmawia o osobie, która siedzi obok niego, jakby jej nie
było. – Poza tym uważaj – jeszcze trochę i się zakochasz.
Nate
zamarł, zamrugał, a następnie spłonił się i spuścił wzrok. Nie odpowiedział
nic, zatykając się kanapką, a Jacques przez chwilę cieszył się swoim małym
zwycięstwem, nim nie poczuł kopnięcia w kostkę. W tę bolącą, uściślając.
Zacisnął zęby, czując promieniujący ból wzdłuż nogi. Obrócił się w stronę
Blake’a i spojrzał na niego wściekle. Ten zresztą odpowiedział podobnym
spojrzeniem, a następnie ostentacyjnie odwrócił wzrok i zajął się jedzeniem.
Reszta śniadania minęła im w krępującej ciszy.
–
Nie musiałeś być taki chamski. – To było pierwsze, co Blake powiedział do
Jacques’a, gdy wszedł do salonu. Nate opuścił ich od razu po śniadaniu,
wymawiając się tym, że musi spędzić czas z rodziną, choć brunet wiedział, że
jego ucieczka była spowodowana słowami nastolatka. Sam pewnie też nie poczułby
się najlepiej, gdyby ktoś posądził go o zakochanie się w innym mężczyźnie tylko
przez prymat tego, że jest jego fanem. Był zirytowany niezrozumiałym dla niego
zachowaniem szatyna i zaraz po posiłku zamknął się w swoim pokoju, żeby
odreagować. Spędził godzinę na bezproduktywnym przeglądaniu internetu, a gdy
jego złość w końcu zelżała, postanowił opuścić swoją kryjówkę. Na chłopaka
wpadł od razu, bo ten wylegiwał się na kanapie w salonie.
–
Nie byłem chamski. – Jacques prychnął, unosząc głowę znad telefonu i obserwując
mężczyznę. Ten usiadł na jednym z krzeseł, w jednej ręce trzymając książkę. –
Tylko żartowałem.
–
Bardzo zabawne. – Blake spojrzał na niego jak rodzic, karcący swoje dziecko, co
od razu sprawiło, że chłopak się naburmuszył. Nie miał zamiaru słuchać wykładu
od mężczyzny z mentalnością pięciolatka. – To był nasz gość, Jacq. Poza tym
naprawdę nie rozumiem, co ci w nim nie odpowiada. Jest miły.
–
Jest miły, bo zachwyca się twoimi książkami? – Uśmiechnął się kpiąco.
–
Co? Nie! Zwariowałeś? – Brunet wyglądał na szczerze oburzonego tą sugestią, co
nie wiedzieć czemu, bardzo rozbawiło nastolatka. – Jest w porządku i tyle. Poza
tym powinieneś się cieszy, że ktoś zamieszkał obok nas – nie będziesz skazany
tylko i wyłącznie na moje towarzystwo.
–
On nie jest lepszą alternatywą – burknął, odrzucając telefon na kanapę i
zakładając ramiona na piersi. – Poza tym nie ciesz się tak bardzo. Nate jest
gejem.
Już
dawno nie czuł takiego zadowolenia jak teraz, gdy mógł oglądać szczere
zaskoczenie na twarzy mężczyzny. Ten znieruchomiał, a jego rozwarte usta
zamarły, przez co wyglądał jak idiota. Pełen zadowolenia uśmiech pojawił się na
twarzy Jacques’a.
–
S-skąd wiesz…? – wykrztusił w końcu, a jego oczy przybrały podejrzliwy
wyraz.
–
Wyczułem. – Wzruszył ramionami, a widząc, że Blake już chce coś powiedzieć,
najpewniej zaprzeczyć, dodał: – Zresztą, sam mi powiedział. Pytał nawet, czy
jesteś wolny. Najwyraźniej Nate wcale nie leci na książki, a na twoją
dupę.
Brunet
wyraźnie próbował pozbierać się po dopiero co otrzymanej informacji. Oblizał
wargi, odetchnął i wstał. Może ich nowy sąsiad faktycznie był gejem, ale
zachwyt nad jego twórczością był autentyczny. Potrafił rozpoznać prawdziwego
fana.
–
Jedno nie wyklucza drugiego, dzieciaku – prychnął i ruszył w stronę wyjścia.
Chciał posiedzieć trochę samemu, poczytać książkę i pomyśleć.
Jacques
zamrugał, spodziewając się trochę innej reakcji. Zwykle Blake na samo
wspomnienie homoseksualizmu krzywił się i rzucał niewybrednymi żartami (zwykle
po to, żeby go zirytować), a teraz nic?
–
Zaraz… – mruknął, wykręcając głowę i patrząc na bruneta z niezrozumieniem. – A
gdzie żarty o pedałach?
–
Jacq, Jacq, Jacq… – Blake pokręcił głową, a na jego twarzy pojawił się kpiący
uśmieszek. – Czy Nate wygląda na pedała? Nie. Czy ty na niego wyglądasz? Sam
sobie odpowiedz. – Puścił mu oczko i zaśmiał się pod nosem. – Na razie.
„Pieprzony
dupek” – pomyślał, uderzając pięścią w oparcie kanapy, gdy mężczyzna zniknął mu
z oczu. Znów udało mu się wygrać.
***
Jacques
bezskutecznie starał się znaleźć Blake’a w internecie. Wpisywał w wyszukiwarkę
różne hasła, ale jedyny pisarz o imieniu i nazwisku Sherwood, którego udało mu
się namierzyć, nie żył już od trzydziestu lat. I o ile mężczyzna nie był
oszustem i pod nikogo się nie podszywał (istniała taka możliwość, Jacques
sądził, że wszystkiego można się po nim spodziewać), to musiał pisać pod
pseudonimem. To było jedyne logiczne wytłumaczenie.
Przez
chwilę zastanawiał się, czy nie zadzwonić do mamy i nie zapytać jej o to, ale
ostatecznie zrezygnował, wiedząc dobrze, że Katherina wygadałaby wszystko
swojemu partnerowi. A Jacques wcale nie chciał, by Blake dowiedział się o jego
poszukiwaniach. Nie zamierzał wyjawiać mu, że Nate zaciekawił go na tyle, że
postanowił znaleźć jakąś książkę mężczyzny i ją przeczytać. Oczywiście tylko po
to, by potwierdzić swoje przypuszczenia o jej beznadziejności i móc się z niego
naśmiewać. To był jedyny powód.
W
ostateczności zdecydował się na – w swoim mniemaniu – sprytny plan. Schował
telefon do kieszeni, zszedł z kanapy i pokuśtykał do drzwi wejściowych. Gdy
tylko znalazł się na werandzie, od razu jego wzrok spoczął na Blake’u, który
rozstawił sobie leżak i siedział na nim, czytając książkę.
Jacques
odchrząknął i zapytał:
–
Mogę pożyczyć twojego laptopa?
Mężczyzna
spojrzał na niego z niezrozumieniem widocznym w tych niezwykle niebieskich
oczach, dopiero po chwili ogarniając. Wyraźnie było widać, że chłopak
wyrwał go z jakiejś pasjonującej historii.
–
Po co? – zapytał, marszcząc brwi.
–
Chciałem pogadać z Nickiem przez Skype’a. Tak będzie wygodniej.
Blake
zmierzył go spojrzeniem, nie do końca przekonany.
–
Dobrze, ale jeśli go zep…
–
Dzięki – burknął i nie czekając, aż ten skończy mówić, wszedł do domku. Od razu
też skierował się do pokoju mężczyzny. Laptop znajdował się na łóżku i szatyn
wziął go pod pachę, nie oglądając się na resztę rzeczy znajdujących się w
pomieszczeniu. Nie był nimi zbytnio zainteresowany.
Gdy
wszedł do swojej sypialni, zamknął drzwi na klucz i pospiesznie odpalił
urządzenie. Dopiero wtedy przypomniało mu się, że nie zapytał o hasło. Szybko
jednak okazało się, że żadne hasło nie jest mu potrzebne.
–
Frajer – skomentował, od razu odnajdując odpowiedni folder. Kliknął w niego i…
wtedy pojawiła się prośba o kod. Jacques zaklął, choć w duchu roześmiał się.
Może Blake nie był tak głupi, na jakiego wyglądał…
Włączył przeglądarkę
internetową, wpisał „Joe Hill pdf” w Google i pobrał pierwszą powieść, która
się pojawiła. I zaczął czytać.